- Opowiadanie: aKuba139 - Mroczny Znachor

Mroczny Znachor

Zapraszam do lektury.

Proszę o opinie i napisanie czy chcielibyście kontynuację losów tego bohatera.

Wielkie podziękowania dla: oidrin, Sagitt, CM za betę. Jesteście wspaniali.

Mam nadzieję że nie zostanę pozwany za plagiat ale na wszelki wypadek wypiszę inspirację:

*Kretyoszczur – seria Gothic

*Fisstech – seria Wiedźmin

*Rysunek: https://zszywka.pl/p/serce-piekne--15714617.html

*Sam pomysł: Darkest Dungeon

 

Wszystkie ewentualne błędy są moją winą.

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Mroczny Znachor

Rozdzierający okrzyk rozległ się echem po lesie. Samotna chatka, z której dobiegał głos stała w głębi lasu.

Ludzie są słabi…

Postać w sięgającym ziemi płaszczu z kapturem dobyła igły. Przyprawiło to pacjenta o zimny pot. Szarpanie się nic nie pomogło, skórzane pasy skutecznie krępowały ruchy. Nawlekanie igły. Szamotanie się. Pierwsze ukłucie. Wrzask. Przeciąganie nici przez skórę. Pobielałe knykcie na zaciśniętych pięściach. Drugie wbicie igły w skórę. Skowyt. Knebel.

Zioła zwisające w wiązkach pod sufitem, kwiaty w doniczkach, schludnie ustawione słoiczki oraz fiolki z substancjami – wszystko to stało w kompletnej opozycji do tego, co działo się z rannym.

Krew spadająca kroplami na podłogę i łzy, to wraz z nimi wyciekała z mężczyzny duma i wzniosłość, gdy z bólu zamienił się w bezbronne dziecko.

Pomyśleć, że wydawał się taki zadufany i pewny siebie.

Znachor podszedł do krzesła, gdzie przybysz zostawił swoje wierzchnie odzienie. Ostentacyjnie dobył, a następnie rzucił sakiewkę przed właścicielem. Zakrwawione rękawice zniknęły z dłoni tak jak monety wyciągane przez uzdrowiciela z kabzy.

Jedna, druga, trzecia. Po kolei ustawiane w równy szereg na blacie. Czwarta, piąta. Twarz człowieka, który przyszedł dziś rano, pozostawała niewzruszona. Szósta, siódma oraz ósma moneta. Źrenice piwnych oczu wyraźnie się rozszerzyły. Dziewiąta, dziesiąta, jedenasta. Opuścił wzrok, patrząc w podłogę, zdobioną plamą szkarłatu. Dwunasta, trzynasta, czternasta. Usta otworzone, by wyrazić sprzeciw. I wtedy na stole rządku dopełniła ostatnia, piętnasta złota korona. Brak zgody zamienił się w rezygnację zaakcentowaną głębokim westchnieniem.

I ten wzrok. Dwa przyciemnione okrągłe szkła wpatrujące się w niego z maski o ptasim dziobie. Właśnie zza takiej osłony patrzyła nań osoba, która przyjęła go dzisiaj rano. Bez zająknięcia, bez pytań. Podała posiłek, napoiła, ale co najważniejsze, uratowała rękę. Przyglądała mu się teraz. Kręgi z ciemnego szkła utkwiły w jego twarzy. To opanowanie, niewzruszony spokój. Taki brak emocji nie jest ludzki. Jednak do człowieka podobny. Je, pije i śpi jak każdy. Ale przeraża, budzi irracjonalny lęk.

Czas mijał, a uzdrowiciel czekał na decyzję. Piętnaście równych, okrągłych kawałków złota z symbolem królewskiej korony za rękę.

Uczciwa wymiana.

Skinienie głowy. Chwilę później cisza znów otuliła chatkę w środku lasu.

***

Rozległo się natarczywe pukanie do drzwi. Mieszkaniec chałupki w środku lasu odłożył kajet, wstał i założywszy ptasią maskę, otworzył drzwi.

– Czy to ty jesteś znachorem? – zapytała postać odziana w kaftan, wzmacniany metalowymi ćwiekami.

Stała ona na czele kilkuosobowej grupy.

Skąd wiedzą?

– Tak to on – rozległ się znajomy głos piechura, który nie tak dawno błagał, by ocalić mu rękę.

Skurwiel, ja mu ratuję łapę, a ten oddaje mnie w ręce armii. Gdybym wiedział, że to imperialny pies…

– Zostałeś powołany do armii. Według prawa masz godzinę, by się spakować. Możesz też odmówić, co będzie uznane za zdradę stanu.

Drzwi się zatrzasnęły. Żołnierz wyciągnął klepsydrę, stawiając ją na zewnętrznym parapecie chatki, a sam wygodnie usadowił się pod pobliskim drzewem. Reszta patrolu poszła w jego ślady.

Nóż, igła, nici. Następnie krwawnik, jaskółcze ziele. Jad żmii, korzenie, krew kretoszczura i dużo bandaży, bardzo wiele bandaży. Plecak błyskawicznie wypełniał się fiolkami, ziołami i innymi substratami niezbędnymi w pracy znachora. Na końcu wziął do ręki kredę i zaczął szybko kreślić krąg na podłodze.

Oby tu gdzie zawodzi nauka, nie zawiodła siła wyższa.

A krople krwi skapywały z przeciętej ręki.

***

Cholera, cholera, cholera!

Krew przesiąkała płótno w zastraszającym tempie.

Zaraz mi się tu wykrwawi.

Lina. Znachor rzucił kapłance mały zwój, a sam, chwyciwszy za drugi, zaczął przywiązywać pacjenta. Kobieta spuściwszy głowę bez słowa poszła w jego ślady. Węzeł, knebel, iskra, pochodnia, ból. Tak muszą cierpieć dusze przypalane ogniem piekielnym. Swąd palonego, ludzkiego mięsa i bezradność wobec niewyobrażalnych katuszy. Po ciągnących się w nieskończoność sekundach męka ustała. Chwilę później jęcząca z bólu i łapiąca się za przypalony bok postać została wyniesiona z namiotu, który był jedną z sal operacyjnych wojskowego szpitala polowego.

Kolejny, teraz coś łatwiejszego – zwykła strzała.

Siostra zakonna wiedziała co robić – zaczęła poić rannego alkoholem. Uzdrowiciel szykował się by wyciągać pocisk. Odkażenie rany tym samym trunkiem co gardła. Następnie maść na zagojenie, bandaż i następny ranny i następny, a później kolejny…

***

Po bitwie oszczędzeni przez śmierć zostali otuleni przez jej młodszego brata – sen. Jedynie znachor wyrwał się z jego objęć. Odkażał nóż, układał fiolki, szykował nici. Jego spokoju nie podzielała zakneblowana postać, która traciła czucie w kończynach od zapiętych nań skórzanych pasów.

Jakie sekrety w sobie skrywasz?

***

Kruk wydłubywał mięso spomiędzy płyt metalu. Usatysfakcjonowany zdobytym pokarmem podniósł główkę i spojrzał wokół. Jednak żadne ciało wśród setek innych nie wydało na równie smakowite. Po posiłku, wzbił się w powietrze nad polem bitwy. Szybując nad ziemią, trzepotał skrzydłami, oglądał dziesiątki namiotów rozbitych chaotycznie na wschód od pobojowiska. Uwagę przykuwał biały namiot dowództwa pośrodku obozu, jednakże kruk skierował swój lot do innego, granatowego. To właśnie tam ludzie ustawiali się w kolejce. Ptak oglądał żołnierzy, słuchał przekleństw i śledził ich ruchy. Przypatrywał się, jak siadają przy ogniskach, spożywając liche posiłki i rozmawiając. Przepędzony odleciał i zatrzymał się dopiero na martwym drzewie wyznaczającym granice obozu. Tam przekręcając łepek, skupił swą uwagę na rozmowie o tym, co kryje się za ptasią maską.

***

Oliwna lampa rozświetlała wnętrze namiotu, rzucając tańczące cienie na stół. Znachor z niezwykłą starannością przerysowywał to, co się na nim znajdowało do swojego kajetu. Tej nocy wykonał wiele rysunków, wspierając się fisstechem, by nie usnąć, lecz najbardziej dumny był z następującego:

Jego spokój zakłóciły kroki obok namiotu. Podbiegł do lampy, ale nie zdążył jej zgasić, gdyż strażnik już odchylił poły.

– Co ty tu … kim ty…?

Krótkie spojrzenie na wnętrze namiotu wystarczyło. Strażnik rzucił się na znachora, zrywając mu maskę.

***

– Mówiłem, że sprowadzanie szarlatanów z okolicznych wiosek tak się skończy – powiedział medyk, przepychając się przez tłum wokół drzewa.

– Przecież nie ma dowodów, że to któryś z nich.

– Jesteś głupi czy takiego udajesz? Najbliższy namiot znajdujący się w okolicy należy właśnie do tego z Herzmu, z nikim nie gada, wszystkich omija. Zjawia się i od razu takie coś.

– Może zostawmy to śledczym?

– Jeśli będziesz czekał, skończysz jak on – odparł medyk.

Gdy odchodził, lekki wiatr rozwiał mu włosy. Ten sam wiatr wprawił w ruch strażnika wiszącego na drzewie.

***

Kurwa, tylko tego nam brakowało.

Leżący na łożu pacjent kaszlał krwią i miał wysoką gorączkę. Podniesione brwi wystarczyły, by zadać pytanie.

– Obecnie mamy dwudziestu do trzydziestu chorych. Pierwszy przypadek odnotowano wczoraj.

Zimny okład i upuszczenie krwi, na razie.

***

Coś musi zadziałać.

Palenisko, a nad nim kocioł, zaraz obok drugi. Moździerz i szklane naczynia. Silny zapach medykamentów unosił się w powietrzu, powodując u niezaprawionych ból głowy. Zawartość fiolek, rozdrobnione składniki i dziwne pyłki. Wszystko to było mieszane w skrupulatnie odliczonych proporcjach. Kolejna przyrządzona porcja potencjalnego leku została opakowana i odłożona. Znachor spojrzał na małe srebrzyste pudełeczko. Palec powędrował do jego wnętrza, zabierając resztki białego proszku i wtarł je w dziąsło. Po chwili zmysły wyostrzyły się, a każde kolejne bicie serce dostarczało krew z zasobami energii.

Coś przecież musi zadziałać.

***

Zgon, umierający, zgon, zgon … cholera dużo tego.

Dziesiątki zmarłych lub w stanie agonalnym leżało w naprędce skleconych oddziałach zakaźnych. Chusta na twarzy skutecznie zasłaniała zniesmaczenie uzdrowiciela. Okrzyk. To on przykuł uwagę. Młoda kobieta. Brak gorączki, miska na krwawy kaszel pusta, brak widocznego osłabienia. Znachor spojrzał na skrawek materiału, na którym była wypisana substancja podana dziewczynie.

Eureka.

***

– Dzisiaj, to jest piątego dnia po przesileniu letnim, sąd wojskowy cesarskiej armii miłościwie nam panującego, Wielkiego Cesarza Maxtalima III pod dowództwem generała Unitasa ogłasza co następuje: szarlatan o imieniu nieznanym z wioski Herzm jest oskarżony o: szarlataństwo, wiwisekcję, umyślne roznoszenie plagi, bezczeszczenie zwłok, zabójstwo poprzez otrucie blisko dziesięciu osób, oszustwa, wyłudzenia, spiskowanie przeciwko armii cesarskiej. Wyrok jest następujący: Najmroczniejszy loch!

Strażnik odczytujący wyrok zwrócił się następnie prosto do uzdrowiciela.

– Mam nadzieję że przeżyjesz dłużej niż dwa dni byś zdarzył wykopać jakieś świecidełko dla mojej żony.

Znachor poczuł coś, czego nie zaznał od lat. Uczucie to przenikało całe ciało, wgryzało się w umysł. Spocone ręce drżały, odmawiały posłuszeństwa. Serce przyśpieszyło pompując krew pełną adrenaliny, szykując organizm do walki, ale ciało pozostawało w bezruchu. To, co czuł uzdrowiciel, miało tylko jedną nazwę – przerażenie.

Koniec

Komentarze

Trochę chaotyczne opowiadanie, ale czytało się nieźle. Na plus dobrze zbudowany mroczno tajemniczy klimat . Kilkukrotnie gubiłem podmiot, zwłaszcza na początku w chacie. I chyba nie do końca zrozumiałem zakończenie. Znachor zabił strażnika, który przyłapał go na grzebaniu w zwłokach? Ale chwilę później odkrył skuteczne lekarstwo na tajemniczą chorobę? I nie zdążył o tym nikomu powiedzieć, bo został uwięziony i oskarżony? Skąd wiadomo, że to akurat ten znachor zabił strażnika? Bo miał najbliżej – to trochę za słaby argument. 

Postać w sięgającym ziemi płaszczu z kapturem dobyła igły. … Drugie wbicie igły w skórę. Skowyt. Knebel.

Ten opis bardziej sugeruje tortury. A później wyjaśniasz, że ranny sam przyszedł prosząc o uratowanie ręki. Uzdrowiciel powinien mu dać knebel na samym początku zabiegu, żeby sobie jeszcze języka przypadkiem nie odgryzł.

Zakrwawione rękawice zniknęły z dłoni tak jak monety wyciągane przez uzdrowiciela z kabzy.

W ogóle nie przemówiło do mnie to porównanie. Te monety znikały? Przecież kładł je na stole. I brakuje przecinka przy “tak, jak”.

Uczciwa wymiana

Brakuje kropki.

ratuje łapę

ratuję łapę

Jednak żadne ciało wśród setek innych nie wydało na równie smakowite.

Chodziło Ci o jedno z tych dwóch? “nie wydało się równie (albo: nie wydawało się)”, “nie wyglądało na równie”

powodując u niezaprawionych o ból głowy.

“O” zbędne. A może lepiej:

“powodując u nieprzyzwyczajonych ból głowy”

szarlatan o imieniu nieznanym z wioski Herzm jest oskarżony o: szarlataństwo,

Powtórzenie

Najmroczniejszy loch!

Dlaczego nie śmierć? Jest wojna, komu by się chciało zajmować transportem więźniów. Powiesić na pierwszym drzewie i po kłopocie ;)

Uwaga! Spoilery w komentarzach! Czytasz na własną odpowiedzialność

Dzięki za komentarz herox002

 

Na plus dobrze zbudowany mroczno tajemniczy klimat .

Dziękuje ^^

 

I chyba nie do końca zrozumiałem zakończenie.

Mniej więcej zrozumiałeś.

 

Ten opis bardziej sugeruje tortury.

Medycyna w wiekach średnich nie była przyjemna dlatego tak ją opisałem.

 

Powtórzenie

Wiem ale jest ono specjalnie. Wiesz to jest “akt o skarżenia” wraz z wyrokiem. Wiec najpierw przedstawiamy kogo oskarżamy podając również jego zawód (jeśli szarlataństwo można nazwać zawodem) oraz co mu zarzucamy – szarlataństwo. A że to jest (specjalne) powtórzenie… no mam nadzieje że nikt mnie za to nie zabiję.

 

Dlaczego nie śmierć? Jest wojna, komu by się chciało zajmować transportem więźniów. Powiesić na pierwszym drzewie i po kłopocie ;)

Pamiętasz “kolonie” z serii Gothic? Jak nie już śpieszę z pomocą. (W wielkim uproszczeniu) Więzienie a może bardziej obóz pracy w którego wnętrzu jeńcy mogli robić w sumie co chcieli byle by ruda była wydobywana i transportowana do królestwa. Najmroczniejszy loch to coś podobnego. Bedzie to kara śmierci odroczona w czasie tak długo puki cię coś albo nie zje, albo nie padniesz z wycieńczenia, albo nie zostaniesz ukamienowany przez współwięźniów podczas niewolniczej pracy w niebezpiecznych podziemiach.

 

Mógłbyś powiedzieć czy chciałbyś poznać dalsze losy tego bohatera w wyżej wspomnianym “Najmroczniejszym lochu”?

 

Jeszcze raz dzięki za komentarz.

 

Pozdrawiam serdecznie.

Pisz to co chciałbyś czytać, czytaj to o czym chcesz pisać

Najmroczniejszy loch to coś podobnego

Rozumiem takie wyjaśnienie, Gothica oczywiście kojarzę :) W takim razie może to kwestia nazwy. Chodzi o to, że przykładowo nazwa “kolonia karna” oddaje ciut lepiej istotę miejsca, niż “najmroczniejszy loch”. Bo Twoja nazwa kojarzy się raczej z bezczynnym odbywaniem kary w izolacji. A przynajmniej jak ja słyszę loch, to wyobraźnia podpowiada łańcuch, albo kratę w głębokiej piwnicy, ewentualnie jaskini. Niekoniecznie więc przymusową pracę. To oczywiście bardzo subiektywna kwestia, ale może warto wtedy zmienić nazwę lochu na coś bardziej oddającego sedno kary. Albo doprecyzować w wyroku, że to będzie katorga, a nie tylko więzienie. Jasne, bohaterowie opowiadania pewnie i tak wiedzą, czym “najmroczniejszy loch” jest, ale strażnik ogłaszając wyrok mógł, choćby po to, żeby zaszydzić z więźnia, dorzucić jakiś komentarz, a dzięki temu dowie się i czytelnik.

Co do dalszych losów, to ciężko powiedzieć. To opowiadanie to było trochę za mało, żeby jakoś mnie porwała historia bohatera. Za mało poznałem jego i świat, w którym akcja się dzieje. Więc są to dwa elementy, które warto żebyś drugim razem rozbudował lekko. Z racji że czytało się dobrze (jak wspomniałem klimat jest) to mogę zapewnić, że jeśli wrzucisz ciąg dalszy, to przeczytam (a więc zapewne i skomentuję).

Uwaga! Spoilery w komentarzach! Czytasz na własną odpowiedzialność

Cześć. Fajnie pokazany klimat “pracy znachora”, i dużo tajemnic, zachęcających do czytania dalej. Trochę dużo “skoków” z miejsca na miejsce, i to chyba jeszcze z retrospekcjami. Podczas czytania trochę się w tym gubiłem, i pod koniec nie chciało mi się już “po raz kolejny odnajdywać”. Motywu ze strażnikiem póki co nie rozumiem (może to też nawiązanie do Gothic, Wiedźmin czy DD … ?)

Z chęcią przeczytam kolejne opowiadanie, traktujące o tej postaci, i z chęcią czegoś się o niej dowiem – kim jest, jak wygląda, dlaczego siedzi w chatce w lesie zamiast kosić złoto na dworze… bo póki co wiem tylko tyle, że niewiele mówi, nosi maskę z dziobem i nie wiadomo, czy jest człowiekiem. Sam element stroju maski z dziobem bardzo na plus.

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Cześć

 

herox002

 dorzucić jakiś komentarz, a dzięki temu dowie się i czytelnik.

Pomysł bardzo dobry, dziękuję. Pomyślę nad tym.

 

krar85

Fajnie pokazany klimat “pracy znachora”, i dużo tajemnic, zachęcających do czytania dalej.

Dziękuję bardzo.

 

Trochę dużo “skoków” z miejsca na miejsce, i to chyba jeszcze z retrospekcjami.

Nie ma retrospekcji.

 

Motywu ze strażnikiem póki co nie rozumiem (może to też nawiązanie do Gothic, Wiedźmin czy DD … ?)

Motyw nie jest ani rozbudowany ani zaczerpnięty. Po prostu nie wszystko da się ukryć i nie wszystko idzie po naszej (lub bohatera) myśli. Tyle.

 

Z chęcią przeczytam kolejne opowiadanie

Miło słyszeć.

 

Pozdrawiam.

Pisz to co chciałbyś czytać, czytaj to o czym chcesz pisać

Hmmm. Dla mnie – za bardzo chaotyczne. Nie jestem pewna, czy znachor i chirurg operujący rannych to jedna osoba czy dwie. Jeśli dwie, to przydałyby im się imiona, żeby ich odróżniać. Jeśli jedna, to po kiego grzyba biorą znachora do wojska i każą mu przeprowadzać operacje, jeśli to jest zabronione?

Te krótkie opisy kojarzą mi się ze światłem stroboskopowym – wydobywają z mroku jakieś fragmenty, ale żeby na ich podstawie zrozumieć obraz całości, to już raczej nie.

Babska logika rządzi!

Hej

 

Finkla

To jest jedna i ta sama osoba.

 

Pozwolę przytoczyć sobie fragment.

jest oskarżony o: szarlataństwo, wiwisekcję, umyślne roznoszenie plagi, bezczeszczenie zwłok, zabójstwo poprzez otrucie blisko dziesięciu osób, oszustwa, wyłudzenia, spiskowanie przeciwko armii cesarskiej.est oskarżony o: szarlataństwo, wiwisekcję, umyślne roznoszenie plagi, bezczeszczenie zwłok, zabójstwo poprzez otrucie blisko dziesięciu osób, oszustwa, wyłudzenia, spiskowanie przeciwko armii cesarskiej.

Nie ma tu mowy o tym że oskarżają go o operacje. Potrzebowali ludzi znających się na medycynie i dlatego go wcielili do wojska jednakże to co robił po nocach (wiwisekcję, bezczeszczenie zwłok etc.) nie było mile widziane i to ZA TO go ukarali a nie dlatego że opatrywał rannych.

 

za bardzo chaotyczne

Przykro mi :(

To są poukładane po kolei wydarzenia tylko występują w bliżej nieokreślonych odstępach czasu.

 

wydobywają z mroku jakieś fragmenty, ale żeby na ich podstawie zrozumieć obraz całości, to już raczej nie

Szkoda. Nie chciałem za dużo mówić i liczyłem że czytelnicy się części domyślą ale mogłem się przeliczyć.

 

Dziękuje za komentarz i do zobaczenia.

Pisz to co chciałbyś czytać, czytaj to o czym chcesz pisać

Hmmm. Jeśli mają medycynę na tyle rozwiniętą, żeby przeprowadzać operacje, to jak doszli do tego etapu bez przeprowadzania sekcji aka bezczeszczenia zwłok?

Babska logika rządzi!

hej

 

Finkla

Na bardzo prostej zasadzie brzmiącej: “co wolno wojewodzie to nie tobie smrodzie”.

Mam na myśli że np. w starożytności nadworni medycy przeprowadzali sekcję, operację czy rozkrajali żywych ludzi podczas gdy takie coś dla pospólstwa było zakazane.

Tak samo dzisiaj są osoby które samowolnie naprawiają czy montują u siebie sprzęt elektroniczny/elektryczny i jest to karalne bo nie maja uprawnień. (a to że czasami maja lepszą wiedzę niż ci którzy uprawnienia mają to już zupełnie inna sprawa)

 

Mam nadzieję ze dobrze to wytłumaczyłem.

 

Pozdrawiam cieplutko!

Pisz to co chciałbyś czytać, czytaj to o czym chcesz pisać

Retrospekcji dopatrywałem się w tym miejscu:

Oby tu gdzie zawodzi nauka, nie zawiodła siła wyższa.

A krople krwi skapywały z przeciętej ręki.

***

Cholera, cholera, cholera!

Krew przesiąkała płótno w zastraszającym tempie.

Najpierw mamy opis, jak Znachor ratuje komuś rękę. Potem ten ktoś przychodzi razem ze strażnikami, by wcielić Znachora do woja. Z czyjej ręki kapie ta krew? Czy Znachor coś tu czaruje, że krew znowu zaczęła kapać z rany, z zemsty, czy też rana się jeszcze nie zagoiła?

 

Motyw ze strażnikiem: strażnik zagląda do namiotu, zrywa maskę, i… przerwanie akcji, ten sam strażnik wisi na drzewie, a ludzie decydują, że to wina Znachora, bo jego namiot stoi najbliżej, czego też domyśla się czytelnik (przynajmniej ja tak to rozumiem) … albo: strażnik, który widział Znachora i gość na drzewie to dwie różne osoby, może ten na drzewie to gość od ręki? Jestem confused. Przydał by się jakiś detal, który przesądzi o sprawie (albo ja czegoś nie zauważyłem)

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Hej

 

Czy Znachor coś tu czaruje

Próbuje

 

Strażnik to jest jeden i ten sam.

 

Jestem confused. Przydał by się jakiś detal

Pomyślę o tym.

 

Dzięki za uwagi.

Pisz to co chciałbyś czytać, czytaj to o czym chcesz pisać

Odniosłam wrażenie, aKubo, że chciałeś opowiedzieć o znachorze jak najwięcej, a jednocześnie starałeś się, aby szort był jak najkrótszy. Efekt jest taki, że opowiadanie znalazłam jako dość niejasne i raczej nie zapadnie mi w pamięć.

 

a sam, chwy­ciw­szy za drugi, za­czął przy­wią­zy­wać pa­cjen­ta. ―> …a sam, chwy­ciw­szy drugi, za­czął przy­wią­zy­wać pa­cjen­ta.

 

– Co ty tu … kim ty…? ―> Zbędna spacja przed pierwszym wielokropkiem.

 

Zgon, umie­ra­ją­cy, zgon, zgon … cho­le­ra dużo tego. ―> Zbędna spacja przed wielokropkiem.

 

byś zda­rzył wy­ko­pać ja­kieś świe­ci­deł­ko… ―> Literówka.

 

Serce przy­śpie­szy­ło pom­pu­jąc krew pełną ad­re­na­li­ny… ―> Skąd w opisywanych czasach wiedziano, co to adrenalina?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Strasznie to chaotyczne i gdzieś się po drodze zgubiłem, mając nadzieję się odnaleźć kawałek dalej i nic z tego nie wyszło. Czytałem dwa razy i dalej czuję lekkie skonfundowanie. Za dużo scen, zbyt rwanych, które zaburzają płynność czytania. Nie wiem też, jaki był zamysł końcowy bo dostajemy znachora oskarżonego o morderstwo i skazanego na jakąś kopalnię o mylącej nazwie. Jest przerażony. I to w zasadzie tyle, bo gdzie zapodziała się puenta?

Zostawiłeś taki cliffhanger, żeby kontynuować? Jeśli tak, to proszę, dopisuj dalsze losy znachora bo całość nie jest jakoś specjalnie zła i uzdrowiciel może się okazać zajmującą postacią.

 

Jest też sporo rzeczy w tekście do poprawy. O na przykład tutaj:

a każde kolejne bicie serce dostarczało krew z zasobami energii.

nie powinno być “każde kolejne uderzenie serca dostarczało…”?

Albo tu:

Stała ona na czele kilkuosobowej grupy.

Po co to “ona”?

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Hej, jako się rzekło wyżej – fajny klimat, gdzieś tam ten ból i ogólna mroczność wyłazi, ale też zbyt dużo chaosu, nie wiem do końca kto, gdzie z kim ;)

Sam znachor wydaje mi się mało mroczny, wcielenie do wojska przyjmuje prawie z ochotą, a jego bolesne dla pacjentów praktyki, są błogosławieństwem dla rannych raczej niż ich zmorą. Skojarzenia mam ze Znachorem Dołęgi-Mostowicza, może Twój znachor również był kiedyś medykiem i stracił pamięć? ;)

 

Uwagi do tekstu:

 

 

Kręgi z ciemnego szkła utkwiły w jego twarzy.

 

– nie rozumiem :(

 

To opanowanie, niewzruszony spokój. Taki brak emocji nie jest ludzki. Jednak do człowieka podobny. Je, pije i śpi jak każdy.

 

– zbyt krótkie te zdania, IMO.

– skąd wiadomo, że je,po tym jak patrzy? Nie widzę w tym sensu, narracja nie powinna wykraczać poza zakreśloną scenę bez zaznaczenia, dlaczego tak się dzieje – np. "rozchełstana pościel ozdobiona plamami po winie i okruchy na poduszce wskazują, że je, pije i śpi jak każdy".

 

Skurwiel, ja mu ratuję łapę, a ten oddaje mnie w ręce armii. Gdybym wiedział, że to imperialny pies…

 

 – ten wewnętrzny monolog trochę mi nie pasuje, do postaci zimnego, bezwzględnego znachora, zbyt dużo emocji.

 

Nóż, igła, nici. Następnie krwawnik, jaskółcze ziele. Jad żmii, korzenie, krew kretoszczura i dużo bandaży, bardzo wiele bandaży.

 

– kretoszczur prawie jak myszojeleń :D 

 

Chwilę później jęcząca z bólu i łapiąca się za przypalony bok postać została wyniesiona z namiotu, który był jedną z sal operacyjnych wojskowego szpitala polowego.

 

a Kuklinowski boczków przypiecze :) 

 

Jednak żadne ciało wśród setek innych nie wydało na równie smakowite

 

– czegoś tu brakuje.

 

– Mam nadzieję że przeżyjesz dłużej niż dwa dni byś zdarzył wykopać jakieś świecidełko dla mojej żony.

 

– ponownie czegoś tutaj brakuje. Czy znachor ma kopać w lochu? O co chodzi?

Che mi sento di morir

Całkiem niezłe, ale mam podobne wrażenie jak poprzedni czytelnicy. Tekst jest nieco chaotyczny i do końca nie wiadomo co się tam dzieje :). Bardziej wygląda to na jakąś wprawkę, otwarcie świata, niż skończoną historię.

Nawet podobał mi się styl ale wydaje mi się, że powinieneś go bardziej przeplatać. Czyli dawać na przykład po takich zdaniach (albo całych akapitach) jak te dwa:

Nóż, igła, nici. Następnie krwawnik, jaskółcze ziele. Jad żmii, korzenie, krew kretoszczura i dużo bandaży, bardzo wiele bandaży.

Węzeł, knebel, iskra, pochodnia, ból.

 trochę więcej opisów, więcej płynności w czytaniu. Bo tymi fragmentami wydaje się, że wbijasz strzępki obrazków, a potem fajnie byłoby coś do nich dodać, aby czytelnik mógł popłynąć z tekstem.

Również wydaje mi się, że powinieneś się zastanowić nad stylizacją dialogów. Np. te dwa poniżej wydawały się nie mieć stylizacji jaka pojawiała się w innych dialogach:

– Obecnie mamy dwudziestu do trzydziestu chorych. Pierwszy przypadek odnotowano wczoraj.

– Zostałeś powołany do armii. Według prawa masz godzinę, by się spakować. Możesz też odmówić, co będzie uznane za zdradę stanu.

Podsumowując myślę, że jest potencjał, ale może powinieneś trochę bardziej poprzeplatać narrację, może też bardziej rozpisać sceny przed rozpoczęciem pisania?

 

I jeszcze dwie drobne uwagi:

Jednak żadne ciało wśród setek innych nie wydało na równie smakowite.

Pewnie albo nie wyglądało na równie smakowite, albo nie wydawało się równie smakowite.

Najmroczniejszy loch!

Chyba ktoś wspominał tą nazwę. Mi też zgrzytnęła trochę.

 

Nowa Fantastyka