- Opowiadanie: Serginho - Wzgórze potępionych dusz (cz. 3)

Wzgórze potępionych dusz (cz. 3)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Wzgórze potępionych dusz (cz. 3)

Mike zaklął szpetnie i w ponurym nastroju włączył stary telewizor, stojący na komodzie w salonie. O dziwo, czarno-biała puszka wciąż była sprawna i odbierała nawet jakieś kanały telewizyjne. Chłopak miał zamiar przeszukać menu odbiornika w poszukiwaniu czegoś więcej, niż tylko wiadomości CNN i BBC, gdy nagle rozległo się głośne pukanie do drzwi.

Wzdrygnął się, wstając ze starego fotela i spojrzał w stronę wejścia do chatki. Pukanie powtórzyło się, nieco nachalniej, niż początkowo. Chłopak wpatrywał się w drzwi, a chwilę później dołączyła do niego Ann, nerwowo zerkając mu w oczy.

Teraz do mnie zbiegłaś?, pomyślał, przypominając sobie wydarzenia ostatnich minut.

– Kogo niesie o tej porze? – Zerknęła na chłopaka. W jej oczach Mike dojrzał nutkę strachu.

– Zaraz się przekonamy – mruknął, i pewnym krokiem podszedł do drzwi.

Gdy je otworzył, ich oczom ukazała się pulchna, wzbudzająca zaufanie twarz mężczyzny po czterdziestce. Miał krótkie, czarne włosy i oczy tej samej barwy. Pod brązową, pikowaną kurtką ukrywał dość krępą sylwetkę. Pachniał tanią wodą kolońską. Od razu przeszedł do sedna.

– Przepraszam za najście, ale gdy wracałem do domu, zobaczyłem światło. Już dawno nikt nie zaglądał do chaty pani MacPherson. Znaczy się, odkąd zmarło się staruszce. – Odchrząknął, po czym zmitygował się i uśmiechnął głupawo. Jego wesoła twarz przypominała Mike'owi wielki ziemniak. – Jestem Martin Whibley, okoliczny weterynarz, wpadłem, by się przywitać. Przepraszam, że o tej porze państwa niepokoję, mam nadzieję, że to nie problem?

– Ależ żaden, miło będzie gościć kogoś z okolicy – odparła Ann.

Mike miał dla nachalnego mężczyzny inną odpowiedź, ale nie zamierzał się później kłócić ze swoją dziewczyną, że był dla gościa niemiły, więc uśmiechnął się na siłę i postąpił krok w tył, zapraszając tym samym mężczyznę do środka.

 

Whibley skinął mu głową w podzięce i przekroczył próg. Poszli razem do kuchni, gdzie Ann przygotowała kawę, którą zabrali ze sobą z Uxbridge. Przy okazji opowiedziała weterynarzowi historię ich przybycia w te rejony. Okazało się, że Whibley znał starą Ann. I to całkiem nieźle.

– Ciotka panienki była naprawdę dziwna dla miejscowych. – Zaczął Martin, popijając z wolna gorący napój. – Nigdy nie odpowiadała wprost na pytania, dlatego ludzie zaczęli jej unikać. Niektórzy oskarżali ją o praktykowanie czarnej magii, ale wie panienka jak to jest w małych miasteczkach – „od słowa do słowa i zrobi się przeszkoda". Ja tam nic do niej nie miałem, czasami wróżyła mi z kart i run.

– No proszę, z jakim skutkiem? – zapytała Ann, wyraźnie zaciekawiona.

– Dziwnie to może zabrzmi, ale wszystko się sprawdzało. Stara Ann wywróżyła mi, że będę miał problemy w małżeństwie i je miałem. Że wszystko się uspokoi po jakimś czasie, i tak właśnie było. Że mój ukochany pies wpadnie we wnyki w lesie i po miesiącu od jej przepowiedni musiałem biedaczka uśpić, bo nie dało się uratować. Ona miała w sobie to coś. Coś, co odstraszało innych.

– Prości ludzie z małych miast inaczej reagują na gusła, niż ci wykształceni z metropolii. Przez pryzmat zbiegów okoliczności wierzą w to, co powiedzą im „wróżki", „wiedźmy", czy jak je tam zwał. Ewentualnie podporządkowują wydarzenia, które dzieją się w ich życiu trafności przepowiedni kogoś takiego, jak ciotka mojej dziewczyny – wtrącił Mike i skrzywił się nieco. Zastanawiał się, czy Whibley zrozumiał choćby połowę z tego, o czym mówił chłopak.

 

Nie wierzył w magię, Wiccę, zaklęcia i rytuały, a gość, który siedział po drugiej stronie stołu, wydawał się być tym zafascynowany, a przede wszystkim omamiony. Najgorsze było to, że weterynarz zapamiętał ciotkę Ann jako wizjonerkę, a nie wariatkę, którą bez wątpienia była.

– Myli się pan. – Martin spojrzał na chłopaka z wyrzutem w oczach. Nieznaczny ruch ciała weterynarza dał Mike'owi do myślenia. Wyglądało na to, że ten wieśniak wierzył we wszystko, co robiła nawiedzona ciotka. – Nie tylko ja byłem świadkiem trafności jej przepowiedni. Wystarczy zapytać w Night Springs, niektórzy mieszkańcy potwierdzą moje słowa. Ciotka panienki była obdarowana przez los.

 

A ty jesteś idiotą, jakiego dawno nie spotkałem, pomyślał Mike, ale zachował spostrzeżenie dla siebie.

– Nie wierzę, to zwykłe pieprzenie – mruknął i miał dodać coś jeszcze, ale poczuł na swojej łydce uderzenie buta Ann, która zachowywała w tej sytuacji pokerową twarz. Chłopak postanowił zmienić temat. – To gdzie pan mieszka?

– Samochodem będzie jakieś pięć minut, na piechotę pewnie z kwadrans, choć nigdy nie sprawdzałem. – Uśmiechnął się szeroko i wskazał palcem za szybę. W oddali, przebijając się przez ścianę lasu, majaczyło blade światło. – Tam jest nasz dom. Moja żona zwykle ogląda jakieś telenowele do późna, więc w razie czego możecie nas zastać nawet w nocy, gdyby była potrzeba.

– Zapamiętamy – mruknął chłopak. Ale nie skorzystamy, dodał w myślach. Miał dość niespodziewanego gościa i miał nadzieję, że ten za chwilę się ulotni. Po ciężkim dniu, chciał się po prostu położyć i przespać. Nieważne, czy z Ann, czy bez niej. Od pewnego czasu i tak się nie kochali, więc nie robiło mu to większej różnicy.

– No cóż, to ja będę się zbierał – odrzekł Martin, jakby czytał w myślach Mike'a. Dopił kawę i wstał od stołu. – Miło mi było poznać. Na długo się państwo zatrzymujecie?

– Nie, w niedzielę rano wracamy do Uxbridge – powiedziała Ann. – Chciałam zobaczyć, co ciotka mi zapisała. Póki co, nic specjalnego.

– Na pewno coś się znajdzie. – Whibley uśmiechnął się dziwnie. – Życzę przyjemnego pobytu. – Skinął jej głową i skierował się do wyjścia. Mike dałby sobie rękę uciąć, że weterynarz nie był szczery w swoich intencjach. Nie zamierzał jednak rozmawiać o tym z ukochaną – przecież dla niej był zwykłym, przewrażliwionym miłośnikiem horrorów.

 

Ledwo drzwi za Whibley'em zamknęły się, Mike stał się ofiarą gorejącego wzroku Ann. Wpatrywała się w niego, przypominając mu jego nauczycielkę z pierwszej klasy podstawówki. Pani Wells obdarzyła go wtedy mniej więcej takim samym spojrzeniem, gdy okazało się, że Mike w trakcie „zabawy" zdjął koleżance majtki i odkrył epicką prawdę, że dziewczynki nie posiadają jednak siusiaków. Z tamtej sytuacji zapamiętał jedynie purpurowe policzki koleżanki i nie mniej purpurowe ucho, za które został wcześniej wytargany przez pruderyjną nauczycielkę.

– Co ci znowu nie pasuje? – zapytał, wracając do rzeczywistości.

– Mogłeś być dla niego milszy.

– Mogłem, ale nie potrzebne mi to do szczęścia. Za dwa dni już nas tu nie będzie. I wierz mi, więcej tu nie przyjadę! – warknął. – To miejsce jest dziwne!

– Sam jesteś dziwny, nie poznaję cię. – Wyminęła go i skierowała się na schody.

Odwrócił się i spojrzał za nią.

– No jasne, idź studiować te gówniane książki o niczym, może znajdziesz coś, co zmieni twoje życie! – Krzyknął i kopnął w ścianę. – Pieprzona chata! Że też dałem się na to namówić!

 

* * *

Mike leżał na kanapie i oglądał jakiś serial o detektywach z lat 70-tych. Co chwilę zrywało mu łączność i na ekranie pojawiała się „wojna mrówek" i inne zakłócenia, jednak nawet to było lepsze od siedzenia z kobietą na piętrze i wysłuchiwania, jak to się podnieca tym, co odkryła w zbiorach ciotki. Nie wiedział, ile dokładnie czasu upłynęło, gdy Ann zeszła na dół. Stanęła nad nim niczym zjawa, z poważnym wyrazem twarzy, jakby za chwilę miała wbić mu nóż w serce.

– Coś się stało? – burknął, zerkając na nią.

– Chciałabym zejść do piwnicy.

– To idź, jesteś już dużą dziewczynką, nie potrzebujesz pozwolenia.

– Boję się iść tam sama, chcę, żebyś poszedł ze mną.

– Idź po Whibleya, on z pewnością ci pomoże.

– Ty jesteś moim facetem, czy on? Skoro już tutaj jesteśmy razem, mógłbyś się na coś przydać – wyrzuciła z pretensją w głosie.

 

Chłopak spojrzał na nią spode łba, po czym bez słowa podźwignął się z kanapy. Zniknął w kuchni i wrócił po chwili z dużą latarką w dłoni. Nacisnął czarny guzik i przez pokój przebiła się wstęga mocnego, białego światła. Latarka wciąż była sprawna.

– To gdzie ta piwnica?

– Za domem.

– Za domem? Myślałem, że jest jakaś klapa w podłodze albo coś…

– Mówiłam ci już, że oglądasz za dużo tanich horrorów?

– Chyba nie chcę pamiętać.

Wyszli z domu, kierując się na jego tyły. Na zewnątrz było zimno i ponuro. Czarne chmury tuliły całą okolicę w swych objęciach, a między drzewami po drugiej stronie szosy tańczył północny wiatr, poruszając miarowo gałęziami. W tej osobliwej chwili, Mike zdał sobie sprawę, dlaczego kobieta się boi. Sam nie czuł się komfortowo w tej sytuacji.

 

– To jak właściwie było z tą twoją ciotką? Była czarownicą? – Zapytał, by rozładować nieco napiętą atmosferę.

– Każda z Wiccanek nią jest, jednak moja ciotka, z tego co się dowiedziałam – gdy jeszcze żyła – bardzo pasjonowała się zdobywaniem wiedzy na różne, czasami zakazane sfery magii. Zamierzam odnaleźć te zapiski, bądź książki, i poczytać. Przecież nie zakopała ich w lesie. – Ann uśmiechnęła się bez przekonania.

Lepiej, by tak zrobiła, pomyślał Mike i przeszedł na zupełnie inny tor rozmowy.

– Wierzysz w to, co o twojej ciotce mówił Whibley? Nie wiem, jak ty, ale dla mnie to dziwny typ.

– Dla ciebie wszyscy małomiasteczkowi są dziwni, Mike. – Spojrzała na niego. – A co do jego słów, karty i runy mogą naprawdę wskazać to, co wydarzy się za jakiś czas. Wiem, że ty w to nie wierzysz, ale gdybyś tylko przeczytał którąś z moich książek…

– Nie, dzięki. – Przerwał jej. – Ty się bawisz w Wicca – okej, nie ma sprawy, szanuję to. Ale mnie do tego nie wciągaj. – Skwitował.

Dziewczyna skrzywiła się lekko.

– Mamy inne podejście do tych spraw, po prostu – powiedział Mike. – Jeśli chcesz wierzyć w te wszystkie rytuały, zaklęcia, przesądy – nie ma sprawy. Ja mam inne podejście do życia. Sami kreujemy swój los i nikt nic za nas nie zrobi, a już tym bardziej jakieś czary-mary.

– Nie rozumiesz tego – rzuciła. – Tu nie chodzi o czary same w sobie. One mają tylko pomóc w osiągnięciu określonego celu.

– Jak zwał, tak zwał.

 

Urwali rozmowę, gdy znaleźli się na tyłach domu. Piwnica umiejscowiona była tuż pod oknem, przez które widać było kuchnię. Zardzewiała kłódka spinała dwie zmurszałe, drewniane klapy w ziemi, broniąc dostępu do środka.

– Masz klucz? – zapytał Mike.

– Nie, myślałam, że nie będzie potrzebny.

Chłopak westchnął głośno i uniósł wzrok ku niebu. Rozejrzał się po podwórzu i przy równo ułożonych sęgach drewna, których wcześniej nie zauważył, dostrzegł olbrzymią siekierę. Podszedł, zabrał ją ze sobą i wrócił do Ann. Uniósł narzędzie nad głowę i z całej siły uderzył w kłódkę. Ta pękła na pół, a klapy piwnicy rozstąpiły się, ukazując zionącą czernią dziurę.

 

Odrzucił siekierę gdzieś w trawę i poświecił latarką, odkrywając drewniane schody prowadzące w dół. Spojrzał na Ann – wydawała się jeszcze bardziej zaniepokojona niż wcześniej. Chłopak chwycił ją za dłoń i ostrożnie ruszył schodami, po skrzypiących i uginających się pod jego ciężarem stopniach. Gdy tylko zeszli pod poziom podłogi, w ich nozdrza wbił się zapach mokrej ziemi, stęchłego powietrza i wszechobecnej wilgoci. Mike czuł, jakby właśnie znalazł się w świeżo wykopanym grobie.

 

Mocne światło latarki rozświetlało ciemności, ukazując im niewielkie pomieszczenie – jakieś pięć na pięć metrów. Czy Mike miał nadzieję tutaj znaleźć coś znaczącego? Nie, raczej nie. Może jedynie zmumifikowane ciało ciotki swej ukochanej, które nagle, mocą płynącą z innego planu egzystencji zostanie ożywione i będzie łaknąć ich krwi? Nic takiego nie miało jednak miejsca.

 

Zawalona różnymi gratami piwnica odkryła w świetle latarki niezdarne napisy na ścianach, które można było przeczytać jedynie wtedy, gdy utkwiło w nich źródło światła. „Strzeżcie się mroku", „Tylko w świetle będziesz bezpieczny", „ Zginiesz bez światła", znaczyły żółtą farbą wszystkie ściany piwnicy. Mike teraz wiedział na pewno, że ciotka Ann była wariatką, która miała ze sobą jakiś głębszy problem. Jego dziewczyna zdawała się zupełnie tym jednak nie przejmować, i co gorsza, wydawała się nie widzieć tych wszystkich napisów.

– Myślę, że jednak powinnaś odstawić tę całą Wiccę, kochanie… – powiedział bez przekonania, wodząc światłem latarki po ścianach.

– Szszszsz… poświeć tutaj. – Usłyszał w odpowiedzi.

Odwrócił się, kierując na nią strumień światła i ujrzał pod jej stopami wymalowany żółtą farbą pentagram, widoczny tylko w świetle latarki. Ann grzebała w starym kufrze, pod którym widniał żółty pentakl wymalowany na podłodze. Kobieta zdawała się nie zauważać chłopaka, przerzucając kolejne karty jakiejś starej książki. Mike patrzył na nią, czując pot na plecach i pod pachami. W końcu odwróciła głowę w jego kierunku i wyrzuciła.

Mrok cię pochłonie.

– Słucham?

Kobieta oderwała się od książki i spojrzała na niego dziwnie.

– Nic nie mówiłam.

– Przestań ze mną pogrywać, dobrze?

– NIC nie mówiłam. – Powtórzyła, akcentując dobitniej pierwsze słowo.

– A „Mrok cię pochłonie"? Sam to sobie wymyśliłem?

– Najwidoczniej, bo odkąd świecisz mi na tę skrzynię, nie odezwałam się słowem. To miejsce rzeczywiście źle na ciebie działa, Kotuś. Myślę, że powinieneś się położyć.

– Myślę, że powinniśmy się stąd wynieść, póki możemy. – Chłopak nerwowo rozglądał się po pomieszczeniu. Nie wiedział, czy ma jakieś zwidy, czy po prostu Ann robi mu niemiłe kawały, jednak był pewien, że nie czuje się tutaj bezpiecznie. W pierwszej chwili chciał złapać za kluczyki i odjechać, ale jak wyglądałby wtedy w oczach swojej dziewczyny? Co najmniej jak tchórz, który w wieku dwudziestu dwóch lat boi się ciemności.

– Hej, poświeć mi, zdaje się, że znalazłam coś ciekawego. – Usłyszał nutę radości w głosie Ann i odwrócił się, by rzucić na jej odkrycie nieco światła.

 

C.D.N.

Koniec

Komentarze

Odwrócił się, kierując na nią strumień światła i ujrzał pod jej stopami wymalowany żółtą farbą pentagram, widoczny tylko pod światłem latarki. Ann grzebała w starym kufrze, który oplatał żółty pentakl wymalowany na podłodze.
Serginho, pisz nieco uważniej... Widoczny pod światłem latarki? Nie miałeś aby na myśli w świetle latarki? W kufrze, który oplatał pentakl. Tak napisałeś. Że kufer oplatał pentagram, namalowany na podłodze. Zwracaj więcej uwagi na zaimki względne, one wywołują niesamowite efekty przy nieprzemyślanej konstrukcji zdania... Ale, jeśli było to złudzeniem wzrokowym, to oplatanie, wówczas brakuje kilku słów, mówiacych czytelnikowi, że to właśnie iluzja.

Masz rację, Adaś, już poprawione :D. Jakby coś jeszcze było nie tak - z chęcią edytuję. Mam nadzieję, że mimo wszystko czytało się znośnie.

Pozdrawiam!

Ano jest tego jeszcze, jest... Nutka strachu w oczach, spojrzał na Ann --- kobieta wydawała się --- po co ta kobieta po imieniu? Wyglada na to, że nie czytasz po sobie, albo robisz to bardzo nieuważnie...
Co nie przeszkadza mi stwierdzić, że całość jest, jak do tej chwili, zaciekawiająca. Oby tak do końca.

@ AdamKB:
Jak już to gdzieś pisałem, ciężko jest wychwycić błędy we własnym tekście. Mimo trzech czytań i tak wychodzą różne rzeczy do poprawki. No ale nie zawsze to, co widzi ktoś, kto pisze opowiadanie, przekłada się na wyobrażenie czytelnika (co oczywiście świadczy o brakach warsztatowych piszącego, bo to on oddaje świat pod ocenę wyobraźni czytającego). Niemniej piszę dla funu i nigdy się za polonistę nie uważałem ;). Jak zaznaczyłem w pierwszej części opowiadania, jest to mój debiut jeśli chodzi o horror, więc miło mi, że mimo wszystko nie zmarnowałeś swojego czasu, czytając moje wypociny :). Mam nadzieję, że kolejne odsłony nie zmienią Twojego podejścia. Pozdro!

Jak na razie czyta się to bardzo dobrze. Tekst zaciekawia i czekam na kolejne części.

Ta pękła na pół, a klapy piwnicy rozstąpiły się, ukazując zionącą czernią dziurę. - zionąca czernią, trochę to zbyt patetyczne w takim tekście.

PS.

Czekam na obiecane komentarze mojej twórczości.

Mi jak narazie podoba sie bardzo. Czekam na kolejne fragmenty.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Serginho... Dobrze, że całkiem spory fragment. Wiesz, kiedy urywać...
Dołaczam się do czekających.

Jak dla mnie bomba. Chodź nie jestem fanem tego typu opowiadań, to jednak wciąga. Przerobiłem już dwa poprzednie, to i biorę się za następne. Pisz dalej ;)

Nowa Fantastyka