- Opowiadanie: darek71 - Profesjonalista

Profesjonalista

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

Finkla

Oceny

Profesjonalista

 

To był naprawdę trudny rok. Dlatego pod koniec czerwca dojrzałem do decyzji, by choć na kilka dni opuścić Warszawę. Odpocząć od wielkomiejskiego i korporacyjnego kieratu. Starachowice wydawały się dobrym pomysłem – miasto, w którym się wychowałem i do którego lubiłem wracać.

 Zaraz po przyjeździe postanowiłem zajrzeć do miejsc znanych mi z dzieciństwa. Raźno kroczyłem wzdłuż sfatygowanych szyn wąskotorówki. Czekałem aż minę wiekową parowozownię; ocalała od kompletnego zniszczenia tylko dzięki grupce zapaleńców. Trwali w niezłomnym przekonaniu, że podróż zdezelowaną wąskotorówką do niedalekiej Iłży niesie za sobą jakieś atrakcje.

Po kilku minutach forsownego marszu dotarłem na brzeg kąpieliska. Jako nastolatek doświadczyłem tam dziwnego zdarzenia. Okazało się, że wbrew osobistemu przeświadczeniu pływanie nie było moją mocną stroną. Poszedłem na dno szybciej niż ofiara chicagowskiej mafii. W konsekwencji znalazłem się w tunelu wiodącym do nieba. Na początku miałem kłopot ze znalezieniem osławionego światła. Gdy je wreszcie ujrzałem, postanowiłem ruszyć w jego stronę, ale wtedy wielka, owłosiona ręka chwyciła mnie za głowę i wyciągnęła na powierzchnię. Nigdy nie poznałem swego zbawcy.

Blisko godzinę spacerowałem wokół zalewu. Nie znalazłem niczego, co wprowadziłoby mnie w lepszy nastrój. Ruszyłem w drogę powrotną. Rynek, jak zawsze, przywitał mnie pożydowskimi kamieniczkami. Ich niedawno odnowione fasady nadały temu miejscu niezwykłego kolorytu. Tak samo, jak nowo posadzone drzewa i ławeczki dla spacerowiczów.

Pod ażurowym zadaszeniem jednej z nich spoczywał beztrosko pewien jegomość. Choć wyraźnie nadszarpnięty zębem czasu oraz lichymi trunkami, leżał uśmiechnięty, kontemplując przepływające obłoki. Menel w klasycznym wydaniu: chudy, kościsty, zgarbiony, o twarzy prawie czarnej od słońca, o ustach wąskich i zaciętych, brwiach krzaczastych i zrośniętych. Ubrany w stare, zniszczone spodnie od garnituru, flanelową koszulę i poplamiony kapelusz, spod którego zwisały siwe, długie, rzadkie włosy.

– Co kombinujesz, stary? – zapytałem, pochylając się nad nim.

Podniósł głowę, łypiąc zabawnie oczami.

– Nic ci do tego, imbecylu – odparł skrzekliwym głosem i pokazał mi gest Kozakiewicza.

– Możesz grzeczniej?

– Tylko po co? Jeszcze pomyślisz, że chce mi się z tobą gadać. – Wpatrywał się we mnie nieufnie.

– Widzę, że postawiłeś przed sobą ambitne cele i postanowiłeś zostać żulem w jesieni żywota.

– Rozszyfrowałeś mnie w try miga.

– To jednak zobowiązuje. Ogarnij się człowieku! Przede wszystkim wyrzuć z roboty nieudacznika, który odpowiada za twoją garderobę i zmień ciuchy.

– Nie ma takiej potrzeby. Modne ubranie to lep na baby. A seks mnie nie kręci.

– Widzę, co cię kręci – Wskazałem na rozrzucone butelki.

– Błagam nie mów nikomu. Konkurencja nie śpi. – Na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu.

– Nie mam najmniejszego zamiaru. Powiedz lepiej, jak ci się żyje.

– W sumie to nie jest tak źle. W lesie pełno jagód oraz poziomek, a wkrótce pojawią się maliny i grzyby. W Kamiennej ryb duża obfitość, no i rodacy coraz bardziej hojni. Chleba i piwa nigdy mi nie brakuje.

Zapalając się coraz bardziej, prawił dalej:

– A jak chcę wrócić do matki cywilizacji, to idę do kumpla i wyciskamy z Internetu wszystko, co piękne i obrzydliwe zarazem. W jednej chwili jestem panem świata i ostatnim z niewolników. Mam nawet ulubioną stronę. Jest tak odjechana, że po kwadransie własny mózg wyłączy ci zasilanie, żeby nie obciążać nadmiernie obwodów…

Nagle zamilkł, ja zaś poczułem, jak ktoś unosi mnie w powietrze i odstawia na bok. Ogromny facet, ubrany niczym wiejski kowal, zajął się następnie moim rozmówcą i dźwignął go na wysokość oczu.

– Dosyć tej komedii! Żaden z ciebie żul, pracujesz w księgowości w piekle! – wrzasnął olbrzym, a kropelki śliny zrosiły sterane życiem oblicze menela.

Lump nie krył zaskoczenia. Zadrżała mu dolna warga, w zapijaczonych ślepiach pojawił się strach.

– Jak ci się udało na to wpaść aniołeczku? – zapytał wreszcie. – Nasz program to najpilniej strzeżona tajemnica firmy.

– Mamy w niebie świetny monitoring. Jakiś czas temu dostrzegłem, że z moim podopiecznym dzieje się coś niedobrego. W nocy nie mógł spać, a przez cały dzień cholernie bolała go głowa. Przez co czuł się kompletnie wyzuty z energii.

– Trzeba było wysłać go do lekarza.

 – Konwersacji się zachciewa. A w ryło to nie łaska?

 Drągal słowa poparł czynem. Lewy prosty trafił idealnie w środek szczęki. Diabeł przeleciał przynajmniej pięć metrów. Kiedy wstał, wraz z krwią wypluł kilka zębów i całą zawartość żołądka.

– Zadowolony? – wycedził serafin. – A wystarczyło trzymać buzię na kłódkę.

– I co dalej, popaprańcu? – Diabeł nie zamierzał być miły.

– Teraz powiesz panu, jaki z ciebie skurwysyn!

– Nie mogę. Za bardzo kocham życie i moją pracę.

Miałem ogromny mętlik w głowie. Kompletnie nie wiedziałem, o co w tym wszystkim chodzi, i jak się zachować. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa, siadłem więc na trawie i jakby nigdy nic zanuciłem największy przebój zespołu „Ich Troje”.

Agent dobra popatrzył na mnie z troską. Następnie przywiązał czarta do najbliższej latarni i sprawnie zakneblował mu usta.

– Przyjąłeś zbyt dużo jak na jeden raz – zauważył, zwracając się do mnie. – To, co za chwilę powiem, może być jeszcze większym zaskoczeniem.

– Masz rację. Moja psyche wyraźnie niedomaga – odparłem.

– W takim razie zacznę od początku. Jestem twoim aniołem stróżem.

– Ta… Jakże by inaczej. Przepraszam, ale kawałek „Wstań” sam się nie zaśpiewa.

Popis wokalny nie przypadł drągalowi do gustu. Strzelił z oczu dzikim blaskiem i jął wściekle zgrzytać zębami. Wkrótce podzieliłem niedolę księgowego.

Oprawca spojrzał z niesmakiem.

– Jeden nie chce gadać, drugi kłapie jęzorem jak babka klozetowa. I oczywiście żaden nie chce współpracować. Nikt nie mówił, że będzie łatwo, ale przynajmniej zapracowałem w pełni na „warunki szkodliwe” – podsumował.

Zrobił kilkusekundową pauzę.

– Od początku roku odczuwasz permanentne przemęczenie i brak chęci do życia. Wiele razy chciałeś ze sobą skończyć, ale nie starczyło odwagi. Miałeś nadzieję, że pobyt w rodzinnym mieście natchnie cię odwagą. I to właśnie tutaj rozwiążesz definitywnie swoje problemy. Tymczasem źródło twoich kłopotów stoi obok ciebie. Ów niby żul to tak naprawdę wysłannik piekła. Ci z „dołu” wpadli na pomysł, aby za pomocą niewinnie wyglądającej aplikacji wysysać dusze ze śmiertelników. Twoja komórka została zainfekowana, kiedy korzystałeś z pornosów. On odpowiadał za swobodny przepływ danych w obie strony. I dlatego zawsze krążył blisko ciebie, przybierając najróżniejsze postacie. Pozbądź się apki, a wróci ci chęć do życia.

– Ciekaw jestem, dlaczego dopiero teraz interweniowałeś?

– Mój teren działania ogranicza się do Starachowic. Za stolicę odpowiada ktoś inny. Nie ma jednak co ukrywać, że kiepski z niego zawodnik.

Choć doświadczyłem najdziwniejszej przygody w życiu, czułem do tego faceta ogromną sympatię i zaufanie zarazem. Postanowiłem więc, że postąpię zgodnie z jego radą.

– Zanim się rozstaniemy, dam ci jeszcze coś od siebie – wykrzyknął radośnie.

Tym razem lewy prosty wylądował na mojej dolnej szczęce.

Kiedy odzyskałem przytomność, uświadomiłem sobie szybko, że zwisam z mostu. Nie mogło być inaczej: głową w dół. Kiedy tylko stanąłem na nogi, natychmiast pozbyłem się nieszczęsnego oprogramowania. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że nikt nie uwierzy, w to co mnie spotkało. Nie miałem jednak najmniejszej ochoty na zwierzenia. Zyskałem natomiast pewność, że moje bezpieczeństwo spoczęło w rękach prawdziwego fachowca.

 

Koniec

Komentarze

Ty chyba piszesz do jakiejś gazety. A jeśli nie piszesz, to powinieneś.

 

Daaaawno temu zdarzało mi się czytać felietony w piątkowym czy tam sobotnim dodatku do Wyborczej. Taka fajna, niezobowiązująca lektura, felietonik, napisany lekkim językiem, z przyjemną nutką absurdu, fajna rzecz do przeczytania po szkole czy po pracy. Tuż obok tego szorta/felietonu (jak zwał tak zwał) był zwykle krótki wierszyk pisany przez Szymona Majewskiego (zanim stał się sławny), jakaś krzyżówka, no żyć, nie umierać. Za cholerę nie mogę sobie przypomnieć nazwiska tego felietonisty (ani nazwy samej rubryki), ale i tak miło ją wspominam.

 

To opowiadanie (podobnie jak zresztą inne spod Twojego pióra) nadawałoby się właśnie na ostatnią stronę gazety, gdzieś pomiędzy krzyżówką panoramiczną a rubryczką z dowcipami z brodą. Z tym, że krzyżówkę rozwiązywałbym później, kawały bym olewał (bo i tak bym je znał), tylko od razu zacząłbym czytać to co przelałeś w tym tygodniu/miesiącu na papier.

 

Nie ma co pisać, że Twój szorcik jest dobry i napisany lekkim stylem, bo wiesz, że jest dobry i napisany lekkim stylem. Trzymasz formę!

Był czas. kiedy praca felietonisty stanowiła szczyt moich marzeń. Zapewne dlatego wizja, którą tu roztoczyłeś, szczególnie przypadła mi do gustu. Dziękuję za komentarz i czas poświęcony na lekturę tekstu.

Sympatyczny szorcik, chociaż niespecjalnie odkrywczy. Acz pomysł z rejonizacją usług mi się spodobał. Dlaczego dobry przypisany do miejsca, a zły wszechstronny?

Nie cierpię zakończenia “okazało się, że to tylko sen”, ale tym razem jakoś łyknęłam. Mimo to – jesteś pewien, że ono tu jest potrzebne?

Moja psyche wyraźnie nie domaga

Niedomaga to jedno słowo. Jak niespodzianka.

Babska logika rządzi!

Fajny szorciak. Uśmiech się pojawił, czytało się bardzo dobrze. Jednak… podzielam zdanie Finkli: również nie cierpię zakończeń typu – to tylko sen. Według mnie wszystko to mogło mieć miejsce w realu, a nie tylko w snach bohatera. Niczego by to nie ujęło, a raczej mogło tylko wplynąć na plus. Pozdrawiam

Poszło. Zmiany naniesione. Przy okazji to fajna zabawa.

Niestety będę się czepiał. :-)

Po raz drugi, bo po kliknięciu “gotowe” komentarz nie został dodany.

IMO, porównanie do chicagowskiej mafii nietrafione. Dlaczego? Mój czytelniczy umysł już szuka znanych mu wątków z mafią w Chicago i chciał nie chciał osadza się w czasach prohibicji w USA. Gdybyś ten wątek mafijny gdzieś dalej pokazał to okey. Propozycja: może jakieś diabelsko – piekielne porównanie?

Kolejna rzecz to dialogi. W mojej ocenie nienaturalne. Do końca nie jestem pewien, czy się znali, czy też nie. Jeśli nie, to po agresywnej odpowiedzi, bohater nie miał żadnej refleksji, tylko od razu przeszedł do kontrataku? 

Pomysł nie powala odkrywczością, ale czytało się całkiem nieźle.

Zdumiała mnie wielce nieobecność Pewnego Apacza.

 

zła­pał rów­nież mo­je­go roz­mów­cę za poły ma­ry­nar­ki… ―> …zła­pał rów­nież mo­je­go roz­mów­cę za klapy ma­ry­nar­ki

Za SJP PWN: poła «dolny fragment jednej z dwóch części ubioru rozpinającego się z przodu»

Wcześniej napisałeś, że pan menel był Ubrany w stare, zniszczone spodnie od garnituru, flanelową koszulę i poplamiony kapelusz… i teraz zastanawiam się, skąd wzięła się marynarka?

 

a przez cały dzień cho­ler­nie bo­la­ła go głowa. Przez co czuł się kom­plet­nie wy­zu­ty z ener­gii. ―> …a przez cały dzień cho­ler­nie bo­la­ła go głowa, przez co czuł się kom­plet­nie wy­zu­ty z ener­gii.

 

szczę­ką wście­kle mie­lił zęby. ―> Jak on to robił?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Z tą szczęką wielce mnie poniosło. Nie mam zielonego pojęcia, jak by to miało wyglądać.

Czy aby nie chodziło o to, że …wściekle zazgrzytał zębami.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka