- Opowiadanie: pufeklidozja - Oni

Oni

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

wilk-zimowy, Użytkownicy IV

Oceny

Oni

 

 

 

 

– Nie otwieraj, tam oni są – słyszę ostrzeżenie w sercu.

Zaglądam w przepastne oczy małego chłopca. Są czarne, jak prawda którą nosi. Jego oczy zasnuwają się mgłą. Biorę go na ręce. Chłopiec kurczy się w moich ramionach. Wydaje mi się jeszcze mniejszy, topniejąc pod moim sercem, aż w końcu znika…

– Gdzie jesteś? – dopytuję – wciąż tutaj jestem, bardzo cię kocham – zapewniam patrząc w pustkę – mój syn często znika gdy czegoś się boi.

Chowa się w szafie albo w moim sercu – są to trudne momenty w których nie widzę go mimo, że czuję jego obecność – kładzie się ciężką zasłoną na dom. Zastanawiam się jak długo zdołam wytrwać pod płachtą niczego… tak bardzo pragnie być niewidzialny, że ukrywa się pod moją spódnicą, gdy usłyszy kroki na schodach.

– Tam są – wskazuje długim palcem wyblakłej dłoni. Wygląda, jakby zobaczył ducha. Po chwili zamienia się w bladą, prześwitującą postać. Przemyka po ścianach jak cień. Wytrzeszczam oczy, tak bardzo chciałabym zobaczyć co go męczy, co w dziecięcej głowie jawi się czarno-białym snem. Dlaczego koszmary które trawią mnie w nocy, moje małe niewinne dziecko przeżywa na jawie? Widzę jak odbijają się na jego przerażonej twarzy. Czteroletni chłopiec wpada w matczyne ramiona. Obcy świat odsunął się na odległość ramion. Niewidzialne dłonie próbują wyszarpać mi dziecko. Jak mogę uchronić je przed tym, czego nie dostrzegam? Moje łzy są prawdziwe. Świat za oknem przestaje istnieć. Nie liczy się pukanie do drzwi. Dopiero dzwonek odrywa nas od siebie. Całuję malca w czoło delikatnie odsuwając go. Listonosz wręcza mi list, a może biały płatek śniegu… Łzy rozmazują mi pole widzenia. Nie zareagowałabym nawet wtedy, gdyby w drzwiach ukazała się kobieta sprzedająca wianki z polnych kwiatów. Mechanicznie odbieram przesyłkę. Pasjonuje mnie jeden świat, ten mojego dziecka. Gdy leżymy w łóżku wieczorem czytam mu bajkę o królewnie Śnieżce, a on opowiada mi o czającym się za moimi plecami wilkołaku.Wzdycham ciężko odkładając na bok lekturę. Mam trzydzieści lat, a czuję się tak bardzo zmęczona. W mojej głowie plącze się myśl: – On wyrośnie z tego – myśl naiwna. Rok później nie mam żadnych marzeń. Pragnę położyć kres zmorom dokuczającym memu synowi. Dwa lata później, gdy rówieśnicy spędzają wspólnie czas na podwórku, mój mały chłopiec sprowadza do domu niewidzialnych.

– To jest Agatka, mamusiu – dobiega mnie głos dziecka za plecami, gdy pochylam się nad garnkiem gotującej zupy.

Próbuję wypatrzeć ją z miejsca w którym stoję. Czy Agatka to mała myszka którą Jacuś przyniósł z podwórka, a może gąsienica czy inne niewielkie stworzonko?

– Agatka ma pięć lat. Przyjechała na wakacje z mamą – chłopiec pozbywa mnie złudzeń.

– W takim razie mamy gościa – wzdycham ciężko.

Nakładam dwie porcje zupy. Stawiam drugi talerz obok miejsca w którym siedzi Jacuś. Zauważam, że Agatka musi być bardzo głodna, gdyż znika zawartość talerza.

– Zjedliście? – raczej stwierdzam niż pytam.

Kiwa głową dłużej niż zwykle, po czym zrywa się ze stołu. Przez chwilę wydaje mi się, że krzesło skrzypi w miejscu w którym siedzi dziewczynka. – Nie… to niemożliwe – uspokaja mnie logiczna część umysłu. Zastanawiam się kiedy zaczęłam brać pod uwagę możliwość istnienia w przestrzeni niewidzialnych istot. Jacuś zachowywał się w taki sposób, jakby rozmawiał z prawdziwymi ludźmi. Niektóre dialogi zaskakiwały mnie powagą. Chłopiec wydawał się wychowywany przez starsze osoby które wpajały mu wartości, pomagały odróżniać dobro od zła, a ja nie wiedziałam czy powinnam im za to dziękować czy je nienawidzić, że zabierają mi dziecko. Coraz mniej było go w prawdziwym świecie. Czułam, że tracę Jacka. Los nie pozwolił mi utracić dziecka jak innym matkom, opłakać, przeboleć, przejść przez okres żałoby. Niewidzialny świat zabierał mi syna po trochu, a w moim sercu zapanowała wieczna zima. Nikt nie mógł mnie dotknąć, poruszyć, nic nie mogło mnie skrzywdzić. W czasie gdy inne dzieci biegały za motylami po łące, a innym razem ganiały gołębie po parku zauważyłam, że syn oderwał się z tego obrazka niczym niedopasowana stronica książki. Odfrunął ze świata, barw, zapachów, smaków…

– Gdzie jesteś, synku? – zawołało matczyne serce.

Wyrwał się z niego krótki szloch, zatrząsł całym ciałem. Podeszła do mnie nieznajoma kobieta. Nakryła mnie płaszczem, a gdy zwróciłam się ku niej, żeby podziękować, ta zniknęła. Pozwoliłam poddać się niewidzialnym. Okazało się, że nie byli źli. Widzieli więcej, bo patrzyli sercem. Kobieta usłyszała stłumiony w ciele krzyk mojego serca. Po raz pierwszy poczułam wdzięczność wyrażoną niewidzialnym. Zrozumiałam, że nie ma tamtej strony. Istnieje jedynie cienka, niewidzialna granica przez którą płynnie przechodzimy z jednego do drugiego świata. Westchnęłam z ulgą. Byłam gotowa zrozumieć, wejść w ciemność mego dziecka. Towarzyszyć w jego wzlotach i upadkach. Zrezygnować ze świata jaki znałam, żeby przytulić się do jego świata. Synek był zachwycony zmianą mojej postawy, a moja otwartość przybliżyła nas do siebie. Byliśmy jak żagle statku na morzu odkąd miłość rzuciła mnie w objęcia prawdy. Razem pokonywaliśmy cienie, zmory, stawialiśmy czoła potworom, a potem… usłyszałam Agatkę.

– Ja też chciałabym mieć taką mamę – urzekła mnie tymi słowami.

– Twoja mama nie żyje, biedne dziecko – pomyślałam, ale nie wiedziałam, że usłyszy moje słowa.

Zniknęła tak szybko jak się pojawiła, pozostawiając za sobą obłok miłości. Tamtego wieczoru wszystkie ciemne chmury w moim sercu rozmyły się w odcieniu pudrowego różu. Jeżeli miłość istniała na tamtym świecie to oznaczało, że istniał też Bóg… ten którego Agatka była dziełem.

Koniec

Komentarze

Po pierwsze, nie zrozumiałem. Po drugie, trochę się męczyłem czytając zawiłe i do niczego nie prowadzące konstrukcje. I po trzecie, zapis dialogów bardzo kuleje.

W sumie niestety nie podobało mi się.

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Trudno nie zgodzić się z fizykiem. Ponadto nie wiem jak wyłuskać sens tego tekstu, kiedy momentami bywa zagmatwany. Wszystko mogłoby się jakoś na koniec poukładać, ale to niestety nie następuje. W konsekwencji przekłada się to na to, że nie widzę nawiąznia do tematyki konkursu, w którym tekst bierze udział.

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Jak dla mnie opowiadanie jest “przepoetyzowane”. Nie mam nic przeciwko poezji pisanej prozą, ale jednak co za dużo, to niezdrowo. W tym momencie:

“Listonosz wręcza mi list, a może biały płatek śniegu…”

poczułem, że poezji w tym opowiadaniu jest za dużo, że forma zaczyna przerastać treść.

 

Nie byłoby to wielkim grzechem, gdyby poetyckość Twojego dzieła nie spychała treści na drugi, na trzeci plan. Nie chcę oczywiście ganić Ciebie za poetyckie zapędy, one są zdrowe, ale pisząc opowiadania staraj się nieco mocniej stąpać po ziemi.

 

Albo publikuj poezję :) tak po tym dziele widzę, że z poezją byłoby Ci, Autorko, do twarzy.

Jest pomysł i jest wrażliwość.

Brakuje umiejętności podzielenia się tym z Czytelnikiem.

To byłoby znacznie lepsze opowiadanie, gdyby odwrócić proporcje: więcej pokazywania, mniej gadania; więcej scenek takich jak ta z wizytą Agatki, mniej strumienia świadomości. 

Widać też brak rozplanowania w limicie – historia przyspiesza (czy tez w ogóle zaczyna biec) w samym finale. 

I (ale to już bardzo subiektywnie), byłbym naprawdę wzruszony, gdybyś urwała na słowach “Ja też chciałabym mieć taką mamę” – reszta wydaje mi się zbędnym komentarzem.

Hm, zaintrygowała mnie postać Agatki, ale co do reszty zgodzę się z przedpiścami, że historia świetna na poziomie emocjonalno-frapującym nie wybrzmiała tu w pełni. Szkoda, bo ten prosty motyw jak z klasycznego horroru miał niezwykły potencjał.

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Fantastyka: jest.

Motyw konkursowy: dyskusyjny (teoretycznie można interpretować w ten sposób, ale jest to mocne pogranicze interpretacyjne).

 

Opowiadanie jest dobre – i pisze to, choć wolę czytać zupełnie inne rzeczy. To jest coś, co przyciąga uwagę pozytywnym akcentem wychodzącym na końcu czegoś w gruncie rzeczy bardzo niewesołego, wręcz tragicznego. Może to nie jest opowiadanie dla wszystkich, ale jest tu kilka spraw, na które warto zwrócić uwagę, które łatwo przegapić, ale które nadają nowego znaczenia całości: Chodzi mi o te dwa zdania:

 

"Chowa się w szafie albo w moim sercu"

Niby takie zwyczajne, a niosące w sobie wiele i nadające pewnego obrazu reszcie tekstu.

 

"wejść w ciemność mego dziecka"

A to zdanie jest na swój sposób przerażające, bo aż się człowiek zastanawia czy czegoś w tekście nie przegapił. I… chyba przegapiłem. Ale dochodząc do tego zdania zacząłem się zastanawiać czy dziecko znikało, czy też tak naprawdę od początku było duchem? Nie wiem czy o to chodziło, ale jeśli tak (a może to w jakimś stopniu sugerować końcowa rozmowa z drugim dzieckiem), to nagle tekst nabiera zupełnie nowego, wstrząsającego wymiaru. W połączeniu z brakiem obecności ojca dziecka… Tu się tworzy cała dramatyczna historia w tle.

Powiesz, czy właśnie w tym rzecz, czy może nadinterpretuję?

 

I nie, to nie jest “przepoetyzowane”. Tutaj poetyka pełni bardzo istotną rolę dla opowieści.

 

Forma nie bardzo mi podeszła, sam tekst też jakby nie z mojej szuflady, ale jeśli trafnie interpretuję to, o czym wspomniałem, to ten tekst ma swoją niszę. Zdecydowanie nie dla każdego, a jednak gdyby trochę nad nim popracować, mógłby pełnić w „Granicach Nieskończoności” podobną rolę, jak „Syrenia Wyspa” w „W głębi snów”, tez będące opowiadaniem nie dla wszystkich, choć o czymś zupełnie innym (przy czym “Syrenia wyspa” była o braku akceptacji otoczenia). Tylko właśnie niestety motyw granic/granicy nieskończoności jest tu trudny do wychwycenia.

Pomimo tych zastrzeżeń, przy ustalaniu wyników zasugerowałem jury, że tekst mógłby wejść do ebooka pozakonkursowo, jeśli uzyskamy w tej kwestii jednomyślność. ostatecznie wyszło 2:1, więc nie udało się.

 

Jeśli mogę doradzić – warto długie akapity dzielić na kilka krótszych – to ułatwia czytanie.

 

Jeszcze jedno. Nie zgodzę się z komentarzem Cobolda odnośnie punktu zakończenia. Tzn. ma sporo racji, ale mnie to właśnie to, co nastąpiło po wskazanym zdaniu, naprowadziło na wspomnianą interpretację.

 

PS. Jak napisałem w wynikach ścieżki A – możliwe, ze odezwę się na privie w sprawie tego opowiadania. Do “Granic” się nie zakwalifikowało, ale szkoda by było je zmarnować.

Spodobało mi się. Co prawda warsztat pozostawia trochę do życzenia, ale za to warstwa emocjonalna porusza. Czytałam to jak strumień myśli, czując jak mi włoski na karku się unoszą. Tak wiele niewiadomych – czy synek jest realny? czy to on widzi więcej? czy też matka coś sobie wyobraża?

Ale przede wszystkim to, co przebija przez ten tekst, to miłość. I nieważne, czy do prawdziwego czy wyimaginowanego dziecka.

Piękne. Pytanie: czy niedopowiedzenia są celowe?

Pod względem treści to ciekawy utwór, intrygujący swą tajemniczością i strukturą strumienia świadomości. Niestety satysfakcję z lektury ogranicza spora liczba usterek: brakujące przecinki w zdaniach złożonych, źle zapisane dialogi https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/, brak częstszego podziału na akapity (długie bloki tekstu trudno się czyta).

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Hmmm. Nie jestem targetem. Postawiłaś na emocje, a one do mnie słabo trafiają. Wolę wyraziste pomysły i jasne fabuły. Ale rozumiem, że tekst może się podobać bardziej wrażliwym osobom.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka