- Opowiadanie: Serginho - Wzgórze potępionych dusz (cz. 2)

Wzgórze potępionych dusz (cz. 2)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Wzgórze potępionych dusz (cz. 2)

Kiedy Ann stanęła przy drzwiach, Mike stężał w sobie. Jego umysł postanowił nakreślić mu wizję, gdy bujana wiatrem ławka staje nagle w miejscu wskutek sił nieczystych. Nic takiego jednak się nie zdarzyło i chłopak odetchnął z ulgą. Chyba rzeczywiście oglądał ostatnio zbyt dużo horrorów. Choć miejsce, w jakim się znalazł, mogło posłużyć jako sceneria do niejednego z nich.

Rozglądając się wokół, wszedł po trzeszczących ze starości schodach. Na ostatnim stopniu potknął się, jednak szybko złapał równowagę i podszedł do Ann, akurat gdy brunetka mocowała się z zamkiem, klnąc pod nosem jak szewc. Mike bez słowa odsunął ją delikatnie, przejmując to zadanie. Zamek ustąpił za drugim razem, drzwi stanęły otworem, a ze środka wylała się nieprzenikniona czerń.

 

Ann przekroczyła próg i przez chwilę błądziła dłońmi po ścianach tuż przy drzwiach, w poszukiwaniu włącznika światła. W końcu go znalazła i przełączyła, jednak nic się nie wydarzyło. Soczyste przekleństwo jakie wydobyło się z gardła kobiety, utwierdziło Mike'a w przekonaniu, że są skazani na ciemność.

– Niech to szlag – wycedziła, przejeżdżając dłonią po włosach.

– Czyli jesteśmy bez światła na noc? – zapytał chłopak. Modlił się w duchu, by tak się nie stało.

– Za domem powinna być stara szopa, a w niej agregat. Notariusz prowadzący sprawę spadkową ciotki mówił mi, że czasami trzeba go rozruszać, gdy zabraknie prądu. Pójdziesz go załączyć?

– Dlaczego ja?

– Bo po pierwsze jesteś facetem i jesteś silniejszy, a po drugie, to ty trzęsiesz gaciami na myśl o wejściu w te ciemności? – zapytała retorycznie Ann, wskazując głową na mrok czający się za nią.

– Dobra, sprawdzę, co da się zrobić. Zostań tutaj – burknął w odpowiedzi i niechętnie zszedł z werandy, kierując się za dom.

 

Nadchodził wieczór i robiło się coraz chłodniej, a grafitowe chmury wiszące nad nimi zwiastowały deszcz. Mimo iż nic się nie działo, Mike był spięty i zaniepokojony; czuł, jak wszystkie jego mięśnie napinają się, wywołując niemalże ból. Zmysły również płatały mu figle – co chwila słyszał, jak w poszyciu nieopodal coś szeleści, ewentualnie kątem oka wyłapywał dziwne kształty przemieszczające się pod osłoną lasu.

 

Był dopiero początek jesieni, jednak chłopakowi zdawało się, jakby ta pora roku panowała w tych rejonach co najmniej przez ostatnie dwa miesiące. Drzewa już dawno pozbyły się liści, a te, miotane od czasu do czasu zimnymi podmuchami wiatru, szeleściły mu pod stopami, gdy kierował się za dom w stronę szopy.

 

Nietrudno było ją odnaleźć, choć szopa to było zdecydowanie zbyt wygórowane określenie, jak na tę ruderę pozbijaną z czarnych desek, którą miał przed sobą. Pewnie kilka lat temu jeszcze jakoś wyglądała, lecz teraz przedstawiała sobą jedynie obraz nędzy i rozpaczy. Po chwili wahania ruszył, gdy nagle z pobliskich drzew poderwało się kilka wron. Przeraźliwe krakanie rozniosło się po okolicy, przyprawiając chłopaka o palpitację serca. Oparł się o tylną ścianę domu i przez chwilę próbował uspokoić oddech. Czuł, jak miękną mu nogi.

 

W końcu jednak zebrał się w sobie i pokonując zarośnięty krzakami plac za domem zbliżył się do szopy. Minął drewniane drzwi, wiszące zaledwie na jednym zawiasie i znalazł się w środku. Pomieszczenie było wąskie i śmierdziało wilgocią. Pod ścianą naprzeciw wejścia znajdował się generator, o którym mówiła Ann. Mężczyzna zbliżył się do niego, by zobaczyć przed sobą kolejny zabytek, który zapewne pamiętał jeszcze czasy drugiej wojny światowej. Pokryty rdzą agregat nie wyglądał na sprawny, jednak Mike nie zamierzał zawieść swojej ukochanej. Chwycił za uchwyt i pociągnął go energicznie. Metalowa linka napięła się, zagrały tryby, a urządzenie wydało z siebie stłumiony warkot, stawiając opór. Chłopak ponowił czynność. Raz, drugi, trzeci. Za czwartym, generator w końcu zaskoczył, wypełniając pomieszczenie głośnym turkotem. Silnik pracował na pełnych obrotach – Mike miał wrażenie, że za chwilę po prostu wysiądzie.

 

Upewniwszy się, że wszystko jest w porządku, opuścił szopę i skierował się do domku. Już od werandy przywitało go żółte światło wylewające się z okiennic i otwartych drzwi, stanowiąc kontrast dla tonącej w wieczornym półmroku okolicy. Chłopak uśmiechnął się do siebie i wbiegł do domu.

 

Od progu poczuł odór starości i wilgoci. Minął niewielki przedsionek i wszedł do głównej izby, oczekując wykończenia godnego rudery za domem. Był mile zaskoczony, kiedy ujrzał przed sobą stylową sofę w kolorze kawy z mlekiem, brązowy dywan mający pewnie z dwieście lat (ale wyglądający nadal świeżo), a także murowany kominek na prawo, w którym leniwie płonęły drwa. Zapewne Ann postanowiła nie czekać, aż chłopak skończy z agregatem i sama zabrała się do roboty, rozpalając w palenisku. Wyżej nad nim, niemal pod sufitem, wisiała wypchana głowa jelenia. Mike'owi przez chwilę zdawało się, że zwierz patrzy na niego oskarżycielsko swymi martwymi ślepiami.

 

– Ann?! – zawołał, rozglądając się. – Ann!!!

 

Odpowiedziało mu jedynie trzaskające w palenisku drewno. Odwrócił się, dostrzegając po lewej schody prowadzące na piętro. Rzucił się do nich, zaniepokojony brakiem odzewu ze strony ukochanej. Pokonując kolejne stopnie, przez głowę przelatywały mu najróżniejsze myśli, łącznie z tą, że znajdzie ją za chwilę z poderżniętym gardłem. Wbiegł na piętro i przez pierwsze otwarte drzwi w korytarzu. Kamień spadł mu z serca, gdy zobaczył kobietę siedzącą na łóżku w samej bieliźnie. Przeglądała jakieś książki, niektóre z nich otwarte były na konkretnych stronach.

– Mogłabyś odpowiedzieć, gdy cię wołam… – mruknął z wyrzutem.

 

Kobieta, jakby wyrwana z jakiegoś transu, spojrzała na niego zmęczonym wzrokiem.

– A wołałeś?

– Tak, dwa razy. Myślałem, że coś ci się stało.

– Co by mi się miało tu stać, głuptasie? – Uśmiechnęła się szeroko. – Znalazłam kilka książek, o których wcześniej nie miałam pojęcia, że w ogóle istnieją. Są bardzo stare, moja ciotka musiała mieć ostatnie egzemplarze. To naprawdę ciekawe, chcesz posłuchać? – Ann ujęła w dłonie jedną z nich.

– Nie, dziękuję. – Mike skrzywił się, jednak gdy usiadł na łóżku, jego twarz się rozpromieniła. – Widziałem, że napaliłaś w kominku. Salon wygląda teraz dużo przytulniej.

– W jakim kominku?

– No tym na dole.

– Ale ja nic nie rozpalałam… Odkąd mamy prąd, siedzę tutaj i czytam. – Spojrzała na niego zdziwiona.

– Wkręcasz mnie… – Mike uśmiechnął się, choć zdawał sobie sprawę z tego, że to był najgłupszy uśmiech w jego życiu.

– Nie, mówię prawdę. – Ann odłożyła książkę. – Nie rozpalałam kominka. Nawet nie wiem, gdzie ciotka składowała drewno. Jeśli w ogóle to robiła.

 

Mike poczuł się co najmniej dziwnie, słysząc jej słowa. Znając jego uwielbienie dla horrorów, kobieta na pewno postanowiła wykręcić mu numer z paleniskiem, żeby nie czuł się zbyt pewnie w domku jej zmarłej ciotki. Coraz bardziej niepokoiło go to wszystko.

– Chodź ze mną. – Podniósł się nagle i podał jej dłoń.

– Po co?

– Pójdziemy do salonu i posiedzimy przy ogniu.

– Jak chcesz – odparła, wzruszając ramionami i chwyciła jego dłoń, podążając za nim.

Schodzili po schodach, gdy Mike spojrzał na nią ponownie.

– Jeśli się dowiem, że robisz mi jakieś kawały…

– Nie robię ci żadnych kawałów, człowieku! – Ann podniosła głos. – Co się z tobą dzieje?!

– Nic. Zupełnie nic. Dlaczego nie możesz się przyznać, że to ty napaliłaś w kominku? Chcesz, żebym się przestraszył?

– Nie zrobiłam nic! Siedziałam i czytałam książki w pokoju na piętrze!

– Tak? To dlaczego drewno w kominku płonie?!

Gdy zeszli na parter, Mike spojrzał w kierunku paleniska i oniemiał. Otulona cegłą kwadratowa jama była ciemna. Nie było w niej nawet drewna, które jeszcze przed chwilą płonęło żywym ogniem. Wyglądało, jakby od lat nikt nie rozpalał tam ognia. Chłopak poczuł się skonfundowany, a jego kobieta gromiła go wzrokiem.

– I kto tu kogo wkręca? Jeśli chciałeś mnie nastraszyć, to ci się to nie udało – mruknęła.

– Ja nie…

– Może idź już spać, co? Zaczynasz mieć zwidy… – dodała, wyrywając swoją dłoń z jego uścisku. Chwilę później słyszał oddalające się kroki na schodach.

– Ale ten kominek naprawdę płonął! – warknął za nią.

Odpowiedziało mu głośne trzaśnięcie drzwiami.

 

C.D.N.
Koniec

Komentarze

Łoo! Szybko napisałeś. CDN, więc poczekam jak będzie całość :)

Na ostatnim ze stopni potknął się - a nie można by  na ostatnim stopniu?  tak... naturalniej?
Czekam na masakrę i latające kończyny. Będzie, czy mam zmienić nastawienie na treść? Że bardzej idzie w Castle'a czy Kinga?

@ pyrek
Akurat miałem jeszcze trochę czasu, dziś z kolei nie miałem go w ogóle, więc następna część pójdzie na warsztat dopiero jutro...

@ RheiDaoVan
Racja, tak brzmi lepiej :). Już poprawiłem, dzięki za uwagę. Co do treści, to boję się, że jak zaczną latać kończyny, to Żona przestanie mi robić korektę ;). Postaram się jednak, aby całość była ciekawa i dość klimatyczna.

A mogę się zapytać, ile części jeszcze będzie?

@ pyrek
A żebym to ja wiedział? :D Jak ma się wenę, to się pisze i pisze, i pisze, i pisze... I skończyć nie można :P. Ale postaram się streścić i zamknąć wszystko w powiedzmy pięciu częściach. Planowanie słabo mi wychodzi, więc może się okazać, że będzie tego więcej (ale nie przewiduję). Mam ciekawy pomysł odnośnie realizacji zakończenia, oby wyszło ;). Jutro siadam do kolejnej części.

Pozdrawiam!

Ja też z niecierpliwością czekam na to, co w tego typu rzeczach jest najlepsze, czyli na RZEŹ!!!!

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Nowa Fantastyka