- Opowiadanie: Zinzerena - Sansara

Sansara

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Sansara

Otuliła ją mgła, naznaczając jej skórę kolejnymi kroplami, które poddawały się ciężarowi i spływały z twarzy. Spoczęły na szarej koszulce, zlewając się z napisem "Nirvana". Czuła jak ciepłe łzy parują się z chłodem rosy. Wilgotne, zbuntowane włosy, które falami uciekały spod zaciśniętej na czubku głowy gumki, przykrywały jej oczy. Nie przeszkadzało jej to. Była niewidoma.

Gęsia skórka podkreślała szorstkość jej ciała, gdy skrzyżowała ramiona. Nerwowo podciągnęła spadające spodnie, które kiedyś opinały jej wychudzone biodra. Stanęła przy pomoście wsłuchując się w głośny oddech zagłuszany przez wiatr. Znała drogę na pamięć, nie potrafiła rozpoznać, jaka to pora dnia.

Wyszukała barierkę i przesuwając się wzdłuż niej zderzyła się z efektem porannej bryzy, która przycisnęła do jej ciała rozbijające się o pomost fale. Chwilowo wróciła myślami do tamtego dnia.

Wspomnienia oddzieliły ją od rzeczywistości. Poczuła znajomy zapach rumianku patrząc w lustro. Odbicie było coraz bardziej niewyraźne, a szarzejące się źrenice jak zawsze przyspieszyły bicie serca.

– Chodźmy już – głos w głowie wydawał się tak bardzo realistyczny.– Nie dajmy lekarzom czekać.

Bała się operacji, a on jak zwykle bezbłędnie odczytał jej emocje. Jego dotyk ją uspokoił.

Prowadził z rozwagą, troskliwie spoglądając od czasu do czasu w jej stronę.  

Zamknęła oczy, zachowując pozory drzemania. Nie była ani trochę senna, czuwała w ciszy. Zawsze swój niepokój przykrywała milczeniem. Oczy otworzyła dopiero w momencie, gdy pojazd gwałtownie skręcił. Stłumiony jęk męża zniknął, zlewając się z hukiem stali. Rozbita szyba prysnęła na twarze. Niewyraźny z powodu zaćmy obraz odkrył zmasakrowaną głowę jej męża, przyciśniętą do fotela mosiężnym drutem. Utraciła wzrok wraz z krzykiem.

Zderzając się z rzeczywistością, w napadzie złości zdjęła z nóg klapki, które rzucając przed siebie plusnęły w wodzie.

– Moja kolej – wyszeptała rozchylając suche wargi, a własny głos brzmiał tak obco.

Stąpała uważnie po śliskich, uginających się pod jej małym ciężarem deskach. Jedną stopą wyszukała krawędzi pomostu.

Skacząc zaatakował ją chłód. Łykając kolejne serie słonej wody, czuła drapiący ból w gardle, promieniujący aż do płuc. Potem jej ramie opięła duża dłoń, której ciepło napływało wgłąb niej. Znała ten dotyk. Nie ratował jej.

– Sansara – głos męża brzmiał tak jak go zapamiętała. – Wewnętrzna podróż.

Chwilowe zamyślenie uderzyło w nią tak jak zobojętnienie zastępujące gwałtowne próby ratunku. To instynkt kazał jej się bronić. Rąbki jej fioletowych ust podniosły się ku górze w ostatnich sekundach.

 

 

 

– Już widzę główkę, przyj! – pielęgniarka, zdawało się, była zaangażowana w poród bardziej niż matka. Długo wyczekiwała wnuka.

Nagle promieniujący po całym ciele ból ustąpił uwalniając ze skurczów, a dziewczyna odetchnęła. Nie na długo.

– Nie oddycha! – krzyknął lekarz kolejny raz dając niemowlęciu klapsa.

– Mamo, ratuj moją córeczkę… – powiedziała resztkami sił przez łzy.

Pielęgniarka pochwyciła wnuczkę, modląc się, by zaczęła płakać. Usłyszała niewinny kaszel dziewczynki, a zaraz po nim zbawienny krzyk dziecka.

– Zachłysnęła się – powiedziała podając dziecko matce.

– Otworzyła oczy! Mamo, zobacz! – krzyknęła budząc towarzyszkę.

Pielęgniarka, która została babcią, zerwała się z krzesła, na którym czuwała godziny. Widok wyblakłych źrenic zlewających się z błękitem tęczówek sprawił, że poczuła gulę w gardle.

– To dziecko jest niewidome – wyszeptała ze smutkiem.

Koniec

Komentarze

Krótkie, ale skłaniające do refleksji. Ciekawa interpretacja sansary. Pozdrawiam.

Otuliła ją mgła, naznaczając jej skórę kolejnymi kroplami, które poddawały się ciężarowi i spływały z twarzy. – Drugi zaimek wydaje się zbędny. I jakiemu ciężarowi poddawały się krople?

 

Gęsia skórka podkreślała szorstkość jej ciała, gdy skrzyżowała ramiona. – W innym przypadku nie podkreślała?

 

…która przycisnęła do jej ciała rozbijające się o pomost fale. – Hm, że co zrobiła?

 

– Chodźmy już – głos w głowie wydawał się tak bardzo realistyczny. – Głos z dużej.

 

Bała się operacji, a on jak zwykle bezbłędnie odczytał jej emocje. Jego dotyk uspokoiłProwadził z rozwagą, troskliwie spoglądając od czasu do czasu w jej stronę. – Trochę zaimkoza jak na tak krótki fragment.

 

Zawsze swój niepokój przykrywała milczeniem. – również zbędny zaimek.

 

Utraciła wzrok wraz z krzykiem. – Z tego tak trochę wynika, jakby utraciła też krzyk.

 

O tym, że wrzucanie kilku tekstów w jednym czasie nie jest najlepszą strategią już wiesz.

O tym, że komentowanie swoich tekstów z innego konta jest słabe, powiem ja. No chyba, że jest to koleżanka, która robi to za prośbą. Tak czy owak, nabijanie sztucznych pochwał bardziej szkodzi niż pomaga.

Co do tego tekstu. Mamy krótką historię, a i tak zdołałem się w niej zgubić. Dziewczyna miała zaćmę, niewidoma stała się po wypadku. Kto zatem jest dzieckiem w ostatnim fragmencie, od urodzenia niewidomym? Ogólnie tekst mógłby wzbudzić jakieś emocje, gdyby nieco go uporządkować. Niektóre zdania są też jak dla mnie próbą stworzenia czegoś niepotrzebnie górnolotnego.

Pozdrawiam

Nie robię tego z prośbą, po prostu wspieramy się wzajemnie we własnej pasji i wymieniamy doświadczeniami ;) Tak dla wspólnej motywacji. I historię uważam szczerze za dobrą, nie jest o sztuczna pochwała.

Pozdrawiam

No cóż, Zinzereno, przeczytałam Sansarę, ale nie potrafię się domyślić, co miałaś nadzieję opowiedzieć.

Wykonanie pozostawia bardzo wiele do życzenia, a lekturę szczególnie utrudniała nie najlepsza interpunkcja.

 

Czuła jak cie­płe łzy pa­ru­ją się z chło­dem rosy. ―> Co to znaczy, że łzy parują się z rosą?

 

a sza­rze­ją­ce się źre­ni­ce jak za­wsze… ―> Co to znaczy, że źrenice szarzały?

 

on jak zwy­kle bez­błęd­nie od­czy­tał jej emo­cje. Jego dotyk uspo­ko­ił.  Pro­wa­dził z roz­wa­gą, tro­skli­wie spo­glą­da­jąc od czasu do czasu w jej stro­nę. ―> Czy wszystkie zaimki są konieczne?

 

zdję­ła z nóg klap­ki, które rzu­ca­jąc przed sie­bie plu­snę­ły w wo­dzie. ―> Czy dobrze rozumiem, żre klapki rzucały coś przed siebie?

 

Ska­cząc za­ata­ko­wał ją chłód. ―> Czy dobrze rozumiem, że chłód skakał i atakował?

 

Ły­ka­jąc ko­lej­ne serie sło­nej wody… ―> Co to są serie wody?

 

Potem jej ramie opię­ła duża dłoń… ―> Literówka.

 

cie­pło na­pły­wa­ło wgłąb niej. ―> …cie­pło na­pły­wa­ło w głąb niej.

 

– Już widzę głów­kę, przyj! – pie­lę­gniar­ka, zda­wa­ło się… ―> – Już widzę głów­kę, przyj! – Pie­lę­gniar­ka, zda­wa­ło się

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

 

Nagle pro­mie­niu­ją­cy po całym ciele ból ustą­pił uwal­nia­jąc ze skur­czów… ―> Nagle pro­mie­niu­ją­cy w całym ciele ból ustą­pił, uwal­nia­jąc od skur­czów

 

Pie­lę­gniar­ka, która zo­sta­ła bab­cią, ze­rwa­ła się z krze­sła, na któ­rym czu­wa­ła go­dzi­ny. ―> Na czym polega czuwanie godzin?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Niestety, ja też odpadłam od tego tekstu, głównie za sprawą koszmarnego wykonania. Tekst jest nieporadny stylistycznie, a zaawansowana zaimkoza (masz 14 “jej” i 28 “ją” na 490 słów , czyli ten jeden zaimek w dwóch formach to prawie 1/10 tekstu) irytuje.

Nie bardzo też rozumiem, dlaczego sansara, bo w zasadzie niczego z tego tekstu się nie dowiadujemy. Lubię niedopowiedzenia w literaturze, ale we wszystkim trzeba znać umiar.

 

Otuliła mgła, naznaczając jej skórę kolejnymi kroplami, które poddawały się ciężarowi i spływały z twarzy.

 

Spoczęły na szarej koszulce, zlewając się z napisem "Nirvana".

Trochę to “spoczęcie” trąci purpurą.

 

Czuła jak ciepłe łzy parują się z chłodem rosy. 

Koszulka czuła?

 

Wilgotne, zbuntowane włosy,

​Włosy fatalnie rymują się z niedalekim “rosy”

 

które falami uciekały spod zaciśniętej na czubku głowy gumki, przykrywały jej oczy. Nie przeszkadzało jej to. Była niewidoma.

Zaimkoza. (W następnym akapicie kolejne dwa “jej”). Plus jakoś nie bardzo wyobrażam sobie te fale wymykające się spod gumki. Na dodatek gumka zaciśnięta na czubku głowy? Chyba jednak na włosach.

 

Znała drogę na pamięć, nie potrafiła rozpoznać, jaka to pora dnia.

Non sequitur.

 

szarzejące się źrenice

Co???

 

W ogóle cały ten kawałek: “Poczuła znajomy zapach rumianku patrząc w lustro. Odbicie było coraz bardziej niewyraźne, a szarzejące się źrenice jak zawsze przyspieszyły bicie serca.” jest koślawy i kulawy stylistycznie.

 

– Chodźmy już[+.] – gGłos w głowie wydawał się tak bardzo realistyczny.

Bała się operacji, a on jak zwykle bezbłędnie odczytał jej emocje. Jego dotyk ją uspokoił.

Kto???

 

Zamknęła oczy, zachowując pozory drzemania.

Co? Oczy na dodatek powtarzają się zaraz potem.

 

Zawsze swój niepokój przykrywała milczeniem.

A mogła nim przykrywać cudzy niepokój? Zaimkoza strikes back.

 

Niewyraźny z powodu zaćmy obraz odkrył zmasakrowaną głowę jej męża

Uch, fatalne.

 

Zderzając się z rzeczywistością, w napadzie złości zdjęła z nóg klapki, które rzucając przed siebie plusnęły w wodzie.

W tym zdaniu coś się kompletnie poplątawszy gramatycznie, składniowo, logicznie i stylistycznie.

 

Skacząc zaatakował ją chłód.

Chłód, znaczy, skakał?

http://altronapoleone.home.blog

Nowa Fantastyka