- Opowiadanie: matprz99 - Ktoś czuwa

Ktoś czuwa

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Ktoś czuwa

Stali na ganku z tyłu domu, patrząc, jak ich dziesięcioletni syn radośnie biega po równo przyciętym trawniku.

– Bzzzuuuuuu. – Radosne dźwięki wydawane przez chłopca miały przypominać odgłos prawdziwej rakiety, której pomniejszony model unosił wysoko nad swoją głową.

– Nie musisz się martwić, wrócę. Mam doświadczenie, przecież wiesz.

– Inaczej by cię nie wzięli. – Agnieszka uśmiechnęła się znacząco, patrząc w oczy swojego męża.

– Wszystko będzie w porządku, to przełomowy moment w historii człowieka, zobaczysz. Będą o tym pisać w książkach.

– Pierwszy człowiek, który podróżował z prędkością światła. 

– No choć tu.

Całowali się przez dobrą chwilę, kiedy nagle dobiegł ich głos syna:

– Fuuu, obrzydliwe. – Adaś stał ze skrzywioną miną, patrząc na swoich rodziców.

Oboje od razu się roześmiali, widząc zbolałą minę chłopca.

– Nie martw się młody, kiedyś to zrozumiesz – zwrócił się do niego ojciec.

– Mam nadzieję, że nigdy – stwierdził tamten, po czym na powrót śmiejąc się, podbiegł i objął ojca.

 

***

 

Pojedynczy statek powoli odłączał się od stacji bazowej.

– Kontrola, jak mnie słyszycie? – Kapitan wyregulował ostatnie ustawienia po czym rząd lampek pod panelem nawigacyjnym zmienił barwę na zieloną. 

– Głośno i wyraźnie, misja. 

– Pełne odłączenie za 10 sekund.

– Przyjmuję, misja. 

Na prawo od panelu nawigacyjnego pojawił się komunikat: ODŁĄCZENIE KOMPLETNE, POTWIERDŹ. 

– Proszę o zgodę na odłączenie.

– Zgoda udzielona, misja.

– Przyjmuję.

Stalowoszary statek oddalał się ku swemu przeznaczeniu ze stałą prędkością. Jak do tej pory wszystko szło gładko. 

– Przygotowuję się do podróży z prędkością światła.

– W porządku, misja.

– Uruchamiam procedurę, wszystko w normie, żadnych zakłóceń.

– Widzimy twoje odczyty, misja.

– Inicjuję procedurę startu, odpalenie napędu za 10 sekund, proszę o zgodę.

– Zgoda udzielona. Powodzenia, misja.

– Trzy… Dwa… Jeden… Ruszam, czas podróży do celu to około trzech minut.

 

***

 

Kobieta i chłopiec stali w wielkim salonie, uważnie słuchając informacji podawanych przez szczupłą blondynkę w studio. Na twarzy Agnieszki malowało się coś pomiędzy troską, a lekkim zniecierpliwieniem. Przez twarz chłopca przelewała się natomiast bezgraniczna duma połączona z niezmierną radością. W końcu nie każdy tata może lecieć w rakiecie na Marsa i z powrotem. 

Kapitan Czaj właśnie przed chwilą osiągnął prędkość światła, przewidywany czas jego podróży na Marsa wynosi nieco ponad trzy minuty. Proszę państwa, nie wiem, czy zdajecie sobie państwo z tego sprawę, ale jest to niezaprzeczalnie historyczny moment. Jeżeli misja się powiedzie, będzie to pierwsza podróż człowieka z prędkością światła. Wszyscy doskonale pamiętamy, jak długo staraliśmy się przełamać to ograniczenie”.

Głośność odbiornika była zdecydowanie zbyt wysoka. Agnieszka nie chciała nic stracić z relacji na żywo, każda informacja o stanie męża była dla niej na wagę złota. Bała się. 

– Tata leci na Marsa. – Adaś wyrwał się z trzymających go dłoni matki, by zrobić kilka kółek z rakietą trzymaną w górze. Nie rozstawał się z tą zabawką, od kiedy ojciec dał mu ją na prezent miesiąc temu.

– Tata jest szybki jak światło, prawda mamo? Prawda?

– Tak, ale bądź teraz cicho, dobrze? Chyba nie chcesz, żebyśmy przegapili moment, w którym tata doleci do Marsa, co?

– Jasne, mamo – zgodził się chłopiec, po czym na powrót przylgnął do matki.

 

***

 

Z atramentowej czerni, w zakątku kosmosu, gdzie niepodzielnie króluje czerwona planeta, wyłonił się niepozorny obiekt. Po trzech minutach i dwóch sekundach kapitan Czaj po raz pierwszy na własne oczy, zobaczył to o czym marzył przez całe swoje życie. Marsa. Miał go ter całkowicie dla siebie.

Przeszła mu przez głowę myśl, że jest pierwszym człowiekiem, który nie widzi tego obrazka przez żaden ekran, przez żadne zdjęcie, po prostu przez grubą szybę. Tak jakby wyglądał zwyczajnie przez okno w swoim domu. 

– Kontrola jestem na miejscu, mam przed sobą Marsa.

Przez chwilę odpowiadały mu jedynie krótkie trzaski, po chwili jednak wszystko wróciło do normy.

– Powtórz kontrola. Miałem tu małe zakłócenia. 

– Świetnie słyszeć cię z powrotem, misja. Widzimy twoje odczyty, wszystko w normie. Zezwalam na kontynuację misji.

– Przyjąłem, zatwierdzam procedurę odłączenia modułu kolonizacyjnego, wprowadzam korektę kursu. Zatwierdzam.

Ze spodniej części statku wystrzelił sześcienny kształt, po czym nabierając prędkości, oddalił się w stronę czerwonej planety. 

– Kontrola, moduł odłączony, kieruje się według wyznaczonego kursu. Macie odczyty?

– Tak misja, możesz wracać.

– Przyjąłem, inicjuję procedurę powrotu na stację bazową.

 

***

 

Właśnie dostałam informację, że kapitan Czaj dotarł do celu podróży i jak dotąd wszystko wydaje się w porządku. Cieszę się, że mogę przekazać państwu te wspaniałe wiadomości. Jak wiemy samo osiągnięcie prędkości światła przez człowieka, nie było jedynym celem misji. Zakładała ona również dostarczenie na czerwoną planetę jednego z wielu modułów, które zostaną wykorzystane przy budowie pierwszej ludzkiej koloni na Marsie. Pierwsi koloniści zostali wysłani dokładnie cztery miesiące temu. Zakładano, że ich podróż zajmie około sześciu miesięcy. Wtedy jeszcze nie brano pod uwagę projektu LigthIn jako konkurencji dla lotów załogowych. To, co dzieje się dziś jest całkowitym przełomem w dziedzinie lotów kosmicznych”.

Po policzkach Agnieszki spływają łzy wdzięczności.

– Udało się – wyszeptała. Przyłożyła złączone dłonie do ust, nie mogąc opanować uczucia ulgi. 

– Tata jest już na Marsie, mamo? 

– Nie, ale jest bardzo blisko, bliżej niż był ktokolwiek, synku.

– Nie będzie lądował?

– Nie kochanie, miał tylko coś zostawić i wrócić.

– Szkoda – zmartwił się na moment chłopiec. – Ale i tak fajowo. 

Położył się na brzuchu, kładąc sobie przed twarzą rakietę. Po chwili oparł się na łokciach, ściskając w jednej dłoni zabawkę. 

– Teraz musisz do mnie wrócić tato – stwierdził z poważną miną.

 

***

 

– Powrót na stację za 10 sekund. 

– Przyjąłem, misja, masz pozwolenie na powrót. Słyszymy się za trzy minuty.

Nagle, zupełnie niespodziewanie, całym wnętrzem rakiety zaczęły targać silne wstrząsy. 

– Kontrola, słyszysz mnie?

Nie było żadnej odpowiedzi. Większość kontrolek na pulpicie zaczęła nieustannie migotać, a z głośniczków pokładowych dochodziły wszystkie możliwe alarmy.

Kapitan nigdzie nie mógł dostrzec czerwonej planety. Spróbował sprawdzić odczyty, ale w każdym okienku panelu migało słowo: AWARIA.

Nie miał pojęcia, co ma robić. W sytuacji, kiedy przestają działać podstawowe instrumenty statku, pilot staje się całkowicie bezsilny.

 

***

 

Proszę państwa, mija właśnie czwarta minuta, odkąd kapitan Czaj zaczął podróż powrotną na stację. Jak dotąd kontrola lotów kosmicznych nie odebrała od niego żadnego sygnału. Może to nic nie znaczy, jednak wszyscy jesteśmy tym poważnie zaniepokojeni. Bądźmy dobrej myśli”.

– Nie, nie, nie… Proszę, tylko nie to!

– Mamo co się dzieje? Gdzie jest teraz tata? Czemu nie odpowiada?

– Nie wiem skarbie. Dajmy mu czas. Potrzebuje tylko czasu.

– Mamo?

– Tak, skarbie? – zapytała nieprzytomnie matka, patrząc szklanym wzrokiem w ekran telewizora.

– Mamo – Adaś prawie krzyczał.

Agnieszka odwróciła głowę w stronę chłopca.

– No co?

– On wróci. Obiecał.

 

***

 

Andrzej Czaj, kapitan pierwszego stopnia patrzył przed siebie, starając się przywołać w wyobraźni twarze swoich bliskich. Zdawał sobie sprawę, że już ich nigdy więcej nie zobaczy. Nie mógł sobie przypomnieć, dlaczego nie zabrał ze sobą choćby jednego zdjęcia. Nie potrafił sobie nawet przypomnieć, czy jest coś o tym w regulaminie. Czy w ogóle można zabierać ze sobą zdjęcia na takie misje? W sumie czemu by nie, przecież to tylko kawałki papieru. Tak czy siak, nie miał żadnego przy sobie.

I nagle wszystko ucichło. Cisza. Cały sprzęt pokładowy przestał działać. Nie to jednak przykuło uwagę pilota. W miejscu, gdzie patrząc przez grube szkło kokpitu, można było wcześniej dostrzec Marsa, teraz jaśniała błękitna kula światła. Dookoła niej krążyły dwa krzyżujące się ze sobą wąskie pierścienie. Można byłoby pomyśleć, że to gwiazda, gdyby nie jej bezpośrednia bliskość. Gdyby rzeczywiście była go gwiazda, statek spłonąłby w czasie krótszym niż mrugnięcie oka. 

Błękitna kula miała w sobie tajemniczą moc, która sprawiła, że kapitan, patrząc w jej głąb, nie myślał już o niczym. Światło zabrało jego świadomość do innego wymiaru.

 

***

 

– Kontrola do misji, słyszysz mnie? Czy mnie słyszysz, misja, odbiór – Hektor Śmieszny nadal nic nie odbierał. Żadnych trzasków. Nic, kompletnie nic. 

Kiedy podróżuje się z prędkością światła, nie następuje zupełne zerwanie łączności. Dla kontroli lotów było tak, jak gdyby statek nagle przestał istnieć. 

– I jak Śmieszny, łapiesz coś? Cokolwiek? 

– Niestety szefie. Próbowałem wszystkiego i nic. Wygląda na to, że go straciliśmy.

– Nasz najlepszy pilot, nie daje znaku życia o kilka minut dłużej niż zakładamy, a ty już spisujesz go na straty, Śmieszny? To nie jest jakiś tam durny android. To kurwa człowiek! Masz próbować się z nim połączyć aż do skutku. Czy wyrażam się dostatecznie jasno? 

Wszyscy w sali odwrócili głowy w stronę głosu. Nikt jeszcze nigdy nie słyszał, by szef misji używał tego typu słów. Doskonale go jednak rozumieli.

– Tak jest – odpowiedział posłusznie Śmieszny.

– Wszyscy zostają na swoich stanowiskach i mają czekać. Tak łatwo nie odpuszczamy.

 

***

 

Z otwartych ust Czaja zaczęła spływać nitkowata ślina. Siedział przygarbiony na fotelu pilota, ze wzrokiem utkwionym w świetlistej kuli. Nie miał najmniejszej szansy zobaczyć dwóch, zbliżających się obiektów, wypływających z przeciwległych stron sfery.

Obiekty te można byłoby uznać za statki kosmiczne, gdyby nie to, że zdawały się nie mieć stałej formy. Ich powierzchnia lśniła wszystkimi znanymi kolorami w sposób, którego nie da się opisać. Uznanie, że są zrobione z płynu, być może nawet wody, nie wchodziło w grę, chociaż gdyby ktoś spróbował je w ten sposób opisać, niewątpliwie przybliżyłby obraz tych obiektów. 

Zatrzymały się przy samym szklanym kokpicie, jakby chciały, dokładniej przyjrzeć się wnętrzu statku. 

Po krótkim czasie wydostało się z nich coś, co człowiek uznałby za wiązki laserowe. Były to bardzo wąskie pasemka. Uwijały się dosyć szybko, a to, co robiły, było dosyć nietypowe. Nie wyglądało to bynajmniej na unicestwianie kapitana Czaja. Nie rozlała się ani kropelka krwi.

Wydawało się, że te maleńkie wiązki laserowe wymazywały pilota, kawałek po kawałku ścierały go, jak gumka ołówek.

Wiązki przebijały się przez szkło, nie czyniąc na nim nawet najmniejszego zadrapania. Dokładnie tak, jakby były skalibrowane na konkretny obiekt, w tym przypadku człowieka za sterami. 

 

***

 

– Mamo zobacz. – Adaś stał przy przeszklonych drzwiach prowadzących do ogrodu, wpatrując się w coś z uwagą.

Agnieszka początkowo nie zwróciła uwagi na chłopca, skupiając uwagę na głosie prezenterki, jednak coś w głosie syna kazało jej do niego podejść i sprawdzić, o co chodzi. 

– No, o co tam masz? – spytała, spoglądając na twarz chłopca.

– O tam, spójrz mamo – Adaś ręką wskazał na przeciwległy koniec ogrodu. – Co to jest?

Matka jednak nie miała pojęcia, na co patrzy. Dwa migoczące w świetle kształty unosiły się nad ich ogrodem, co jakiś czas błyskając kolorami.

– Nie mam pojęcia kochanie – odparła kobieta.

Od świetlnych obiektów zaczęły odchodzić pojedyncze pasemka światła. Początkowo Agnieszce wydawało się, że wypalają coś na trawie, jednak po dłuższej chwili zrozumiała, że to na co patrzy to nie proces niszczenia, ale raczej tworzenia. Na trawniku zaczął pojawiać się kształt.

Kiedy po prawie dziesięciu minutach wiązki światła zniknęły, a obiekty odleciały w stronę słońca, Agnieszka nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Zarówno ona, jak i jej syn stali nieruchomo przed rozsuwanymi drzwiami nie mogąc ruszyć się z miejsca.

Na własnym trawniku przed domem stał Andrzej Czaj. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Matprz99, ponad jedenaście tysięcy znaków to już nie szort. Bądź uprzejmy zmienić oznaczenie na OPOWIADANIE.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dla mnie science fiction to gatunek, w którym pewne elementy można tłumaczyć fantastyczną, nieziemską technologią, ale nie można zapominać o fizyce i pewnym realizmie. Tutaj nie wytłumaczyłeś jak w tak szybki sposób osiągali prędkość światła. Nie ma żadnego specjalnego mechanizmu (chociażby nadprzestrzeni). Więc w rzeczywistości, gdyby przyspieszyć obiekt do takiej prędkości w tak krótkim czasie – rozpędzanie + lot + hamowanie = trzy minuty, to przy przeciążeniu statek zgniótłby się jak metalowa puszka, a z astronautów zostałaby mokra plama na ścianie.

 

– Przygotowuję się do podróży z prędkością światła.

– W porządku misja.

– Uruchamiam procedurę, wszystko w normie żadnych zakłóceń.

– Widzimy twoje odczyty misja.

– Inicjuję procedurę startu, odpalenie napędu za 10 sekund, proszę o zgodę.

– Zgoda udzielona, powodzenia misja.

– Trzy, dwa, jeden ruszam, czas podróży do celu to około trzy minuty.

Kolejny niewytłumaczony mechanizm. Fale sygnałowe w kosmosie poruszają się z prędkością światła co w tej skali, jest prędkością spektakuarnie małą. Więc przy normalnej rozmowie byłaby jedna kwestia, kilka minut ciszy, druga kwestia, kilka minut ciszy itd.

Wiem, że dialogowo ciężko byłoby to zgrać, ale można było to jakoś narratorem wytłumaczyć, że pomijając te przerwy dialog wyglądał następujaco. Albo jakiś super zaawansowany technologicznie mechanizm, który na to pozwalał, ale on tu nie istnieje.

Poniżej łapanka:

– Mam nadzieję, że nigdy – stwierdził, po czym na powrót śmiejąc się, podbiegł i objął ramionami ojca.

Wystarczy objął, domyślnie się obejmuje ramionami.

Kobieta i chłopiec stoją w wielkim salonie, uważnie słuchając informacji podawanych przez szczupłą blondynkę w studio. Na twarzy Agnieszki maluje się coś pomiędzy troską a lekkim zniecierpliwieniem. Przez twarz chłopca przelewa się natomiast bezgraniczna duma połączona z niezmierną radością. W końcu nie każdy tata może lecieć w rakiecie na Marsa i z powrotem. 

Zmiana czasu narracji na teraźniejszy. W całym tekście jest przeszły.

Po policzkach Agnieszki spływają łzy wdzięczności.

– Udało się – wyszeptała. Przyłożyła złączone dłonie do ust, nie mogąc opanować uczucia ulgi. 

– Tata jest już na Marsie, mamo? 

– Nie, ale jest bardzo blisko, bliżej niż był ktokolwiek, synku.

– Nie będzie lądował?

Dlaczego tu dialog kursywą?

 

– Jasne(+,) mamo – zgodził się chłopiec, po czym na powrót przylgnął do matki.

– O nie, tylko nie to.

– Mamo co się dzieje? Gdzie jest teraz tata? Czemu nie odpowiada?

– Nie wiem skarbie. Dajmy mu czas. Potrzebuje tylko czasu.

– Mamo?

– Co skarbie – pyta matka, patrząc szklanym wzrokiem w ekran telewizora.

– Mamo – Adaś prawie krzyczy.

Agnieszka odwraca głowę w stronę chłopca.

– No co?

– On wróci. Obiecał.

Znowu zmiana czasu narracji.

Po krótkim czasie wypłynęło z nich coś, co człowiek uznałby za wiązki laserowe. Były bardzo cieniutkie.

Nie wiem, czy określenie „wąski” względem wiązki lasera nie będzie lepsze.

Wydawało się, że te maleńkie lasery wymazywały pilota

Czy faktycznie te lasery – urządzenia, były małe czy dalej masz na myśli wiązki laserowe?

– O tam, spójrz mamo – ręka Adasia wskazała na przeciwległy koniec ogrodu.

Adaś wskazał, czy ręka Adasia sama wskazała?

Kiedy po prawie dziesięciu minutach wiązki światła znikły

Zniknęły*

 

Ogólnie, to fabuła potoczyła się dla mnie zbyt szybko, jest za dużo niewiadomych, za mało emocji w dialogach/przedstawienia postaci i za mało ciekawszego ujęcia tematu, by tekst móc zapamiętać na dłużej.

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Witaj, Matprz99. Pozwolę sobie napisać tutaj kilka uwag do Twojego opowiadania :)

 

– Bzzzuuuuuu. – Radosne dźwięki wydawane przez chłopca miały przypominać odgłos prawdziwej rakiety, której pomniejszony model unosił wysoko nad swoją głową.

– Nie musisz się martwić, wrócę. Mam doświadczenie, przecież wiesz. – ten początkowy dialog trochę wytrąca z sensu kolejne. Może zamiast “Bzzzuuu” (sześć “u” to już za dużo) lepiej byłoby opisać to, w jaki sposób bawi się chłopiec oraz sprecyzować i porównać do czegoś dźwięki, które z siebie wydaje? Ewentualnie po kwestii dialogowej chłopca dodać jakiś opis, by bohaterowie mogli swobodnie ze sobą porozmawiać, bez wytrącania Czytelnika z rytmu.

 

Całowali się przez dobrą chwilę […] – trochę niesmaczny ten opis. Na pewno dasz radę pisać o tym w subtelniejszy sposób, w końcu między bohaterami jest jakieś głębsze uczucie, które jest z pewnością warte uwagi i ładnych kilku zdań :)

 

– Przyjmuje misja. – wydaje mi się, że przed “misja” powinien być przecinek. Przyjmuje autor tych słów, czy ktoś inny? Jeśli bohater, który wygłasza tę kwestię dialogową to powinno być “Przyjmuję”. To samo tutaj: 

– Zgoda udzielona misja.

– Przyjmuje.

 

Jak do tej pory wszystko idzie gładko.  – mocno potoczne wtrącenie w tekst, niezbyt pasuje. Może spróbujesz opisać to w lepszy sposób? :)

 

– Uruchamiam procedurę, wszystko w normie, żadnych zakłóceń. – dodałam przecinek.

 

– Trzy, dwa, jeden ruszam, czas podróży do celu to około trzy minuty. – to, co oznaczyłam boldem również nie pasuje do tekstu pisanego. Lepiej wyglądałoby np. “Trzy… Dwa… Jeden… Ruszam! Czas podróży […]”.

 

Na twarzy Agnieszki maluje się coś pomiędzy troską, a lekkim zniecierpliwieniem. – dodałam przecinek. Od siebie dodam, że jako kobieta i matka dziecka tego astronauty z pewnością przeżywałabym silniejsze emocje niż troska i zniecierpliwienie :) 

 

[…] przewidywany czas jego podróży na Marsa wynosi trochę ponad trzy minuty. – zmień “trochę” na “nieco” i będzie się lepiej czytało.

 

Po policzkach Agnieszki spływają łzy wdzięczności.

– Udało się – wyszeptała. Przyłożyła złączone dłonie do ust, nie mogąc opanować uczucia ulgi. 

– Tata jest już na Marsie, mamo? 

– Nie, ale jest bardzo blisko, bliżej niż był ktokolwiek, synku. - cały tekst masz objęty kursywą, ale naprawisz to jednym kliknięciem.

 

Proszę państwa, mija właśnie czwarta minuta, odkąd kapitan Czaj zaczął podróż powrotną na stację. Jak dotąd kontrola lotów kosmicznych nie odebrała od niego żadnego sygnału. Może to nic nie znaczy, jednak wszyscy jesteśmy tym poważnie zaniepokojeni. Wszyscy musimy być dobrej myśli”.

O nie, tylko nie to - no tutaj to wygląda dość niestosownie i jest pozbawione emocji. Problem zniknąłby, gdyby wyglądało to w np. taki sposób ”– Nie, nie, nie… Proszę, tylko nie to!”

 

– Co skarbie – pyta matka, patrząc szklanym wzrokiem w ekran telewizora. – “-Tak, Skarbie?” wygląda lepiej.

 

Nie potrafił sobie nawet przypomnieć czy jest coś o tym w regulaminie. Czy w ogóle można zabierać ze sobą zdjęcia na takie misje? W sumie czemu by nie przecież to tylko kawałki papieru. Tak czy siak, żadnego nie miał. – cały ten fragment wymaga redakcji. Dużo pominiętych przecinków.

 

Cały sprzęt pokładowy wysiadł – zamiast “wysiadł” niech będzie “przestał działać”. Zbyt potocznie jak na opis, w dialogu jeszcze dopuszczalne, ale w narracji już nie.

 

Nawet kiedy statek podróżuje ze świetlną, nie ma takiego zerwania. – “z prędkością światła” zamiast “świetlną”. Narracja jest dla Czytelnika, slang tej profesji jest dopuszczalny w dialogach, ale nie opisach.

 

– Kurwa, a tak dobrze nam szło. – zmodyfikowałabym tę kwestię dialogową, ponieważ wygląda to tak, jakby to dotyczyło tylko jakiejś małej porażki, która nie niesie za sobą konsekwencji. Chyba że chciałeś osiągnąć efekt bezwzględności mężczyzny, który te słowa powiedział, by ukazać, że liczy się dla niego zadanie, a nie tragedia człowieka, który nie ma szans na przeżycie.

 

Opowiadanie samo w sobie ciekawe, ale proponuję, byś przeczytał tekst jeszcze raz mocno krytycznie i wyłapał błędy, których wcześniej nie zauważyłeś. Chętnie przeczytam je jeszcze raz jako zredagowane, jak i rzucę okiem na inne Twoje opowiadania :)

Pozdrawiam

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Opowiadanie z gatunku: "treningowe/dobre na początek". Jakichś szczególnych powodów do wstydu nie masz – choć powodów do dumy też nie. Jak na start, to całkiem spoko.

Tym co najbardziej morduje przyjemność z czytania jest dość suchy, nazbyt rzeczowy styl oraz logiczne niekonsekwencje, ładnie zresztą wychwycone przez Sagitta. Na ile dobrze pamiętam, Mars leży dziewięć minut świetlnych od Ziemi – zatem 3-minutowa podróż byłaby podróżą NADświetlną. Ponadto relacja na żywo z całego wydarzenia byłaby utrudniona właśnie ze względu na 9-minutowe opóźnienie w komunikacji Ziemia-Mars. 

W opowiadaniu w ogóle nie czuć dramatyzmu. Lecimy w kosmos? Spoko. Lecimy z prędkością światła? Luźna gumka. Zniknąłem z radaru? No szkoda w chuj. Jeszcze jakieś pytania? Bo spieszę się do fryzjera. 

Nie ma dramatyzmu w domu. Nie ma dramatyzmu na pokładzie statku. Nie ma dramatyzmu w bazie. Styl jest poprawny, czytelny, ale wyprany z uczuć. Normalnie nie byłoby w tym wielkiego problemu, ale fabuła, którą zbudowałeś, wymaga dużo emocji. Tak chciałoby się je poczuć, a ich po prostu nie ma.

 

Z rad, których mogę Ci udzielić:

1. spróbuj poczytać trochę tekstów tworzonych przez kobiety. Przeanalizuj je*. Z nich najlepiej się nauczysz jak oddawać emocje za pomocą literek.

2. Jeśli tworzysz fantastykę, poświęć trochę czasu na research. Przeczytanie pierwszego lepszego artykułu popularnonaukowego o lotach na Marsa uchroniłoby Cię przed popełnieniem błędów merytorycznych, które popsuły Ci opowiadanie. Nadto poszerzając swoją wiedzę nieraz trafisz na motywy, które pozwolą uczynić Twoje dzieła ciekawszymi i bogatszymi. 

3. Zainteresuj się betowaniem. Pomoc merytoryczna/stylowa bardzo Ci się przyda przy tworzeniu (i szlifowaniu) kolejnych opowiadań. 

 

Powodzenia w dalszych literackich próbach!

 

*teksty, nie kobiety

 

 

EDIT: sprawdziłem. Mars i Ziemia są oddalone od siebie od ok. 0.46 do 1.6 a.u. (czyli od ~4 do 16 minut świetlnych), zależnie od ich wzajemnej pozycji.

A mi się nawet podobało. Tekst potrafi zainteresować i wzbudzić trochę emocji, a końcówka satysfakcjonuje. Jest to wszystko proste, utrzymane w pewnym naiwnym optymizmie i nie zaskakuje, ale ma też dużo uroku.

Podstawowym problemem, który jako pierwszy rzucił mi się w oczy, to brak researchu. 

Proszę, mniej niż minuta z wujciem Google: https://www.quora.com/Is-it-possible-for-human-to-survive-if-they-travel-at-the-speed-of-light

Można w pisaniu wiele i naginać rzeczywistość do woli, ale jeżeli pisze się SF i wykorzystuje tematy nieobce współczesnej nauce, oczekuję jako czytelniczka, że autor zmierzy się z problemem. Tutaj tego nie ma. W sztafażu science fantasy, wybaczyłabym prawie wszystko, ale w Twoim opowiadaniu bardziej wygląd na hard. Więc przykro mi, ale od tego się odbijam.

W tekście jest też bardzo dużo niewiadomych. Przemilczę kwestię podróży, ale o co chodzi z tymi kulami? To obcy? Istoty z innego wymiaru? Akurat mam wysoki próg tolerancji jeśli chodzi o interpretowanie tekstu i doszukiwanie się możliwych rozwiązań. Jednak biorąc pod uwagę nieprzygotowanie się z podróży międzyplanetarnych, mam prawo uważać, że nie chodzi tutaj o interpretację, a o zwykły brak pomysłu. 

Podsumowując, opowiadanie ma zmarnowany potencjał.

Nowa Fantastyka