- Opowiadanie: Serginho - Wzgórze potępionych dusz (cz. 1)

Wzgórze potępionych dusz (cz. 1)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Wzgórze potępionych dusz (cz. 1)

Opowiadanie inspirowane horrorami klasy B, C i D :P, a także tekstami pisarzy związanych z tym gatunkiem. Jest to mój debiut jeśli chodzi o opowiadania grozy, więc jeśli kogoś zawiodłem i miał dość po pierwszym akapicie, ew. stwierdził, że to, co znajduje się poniżej zapowiada się na jeden wielki, przewidywalny shit, to sorras, ale tak właśnie ma być :D. Czekam na wszelkie komentarze :).

 

WZGÓRZE POTĘPIONYCH DUSZ

 

– Czy naprawdę musimy tam jechać, Ann? – zapytał Mike, podziwiając krajobrazy zza szyby sunącego po autostradzie czarnego trans ama. Niebo zasnute było ciężkimi chmurami, które wyglądały co najmniej tak, jakby za chwilę miał nastąpić koniec świata. Jak okiem sięgnąć, po obu stronach drogi rozciągał się ponury sosnowy las.

– To mój spadek po ciotce, muszę go obejrzeć – odparła ładna brunetka o dużych, migdałowych oczach, siedząca za kółkiem. – Tam może być coś ciekawego, chcę to sprawdzić.

– Tak, ta cała twoja Wicca, książki i rytuały… – westchnął mężczyzna.

Młoda kobieta zmarszczyła brwi.

– Przecież już o tym rozmawialiśmy. Ciotka za życia była zgorzkniałą osobą, która nie utrzymywała kontaktu z pozostałą częścią rodziny ze względu na swoją wiarę w Boga i Boginię. Potępili ją, więc…

– Więc wyniosła się na odludzie, gdzie dalej praktykowała swoje czary-mary. Tak, wiem, wałkowaliśmy to kilka razy – wtrącił Mike i skrzywił się, jakby ktoś wsadził mu właśnie w usta plaster cytryny.

Nie podobała mu się przejażdżka, ani cała ta okolica. Odkąd opuścili Uxbridge i skierowali się na północ, nie widzieli nic więcej prócz lasów, wzgórz i podejrzanych drewnianych chat stojących przy drodze.

 

Wystarczyło, że przypomniał sobie Night Springs, które zostawili za sobą niecały kwadrans wcześniej. Ot, zwykłe małe miasteczko, gdzie każdy każdego zna i obgaduje przy najbliższej okazji. Ludzie z takich „dziur” zawsze wydawali mu się dziwni. Tak, jakby mieli w sobie drugą, mroczną osobowość, skrzętnie ukrywaną pod płaszczem codzienności. Mała knajpka w rzeczonej mieścinie, w której zatrzymali się na obiad, tylko utwierdziła go w tym przekonaniu. Czarnowłosa kelnerka o słodziutkim imieniu Tiffany, była aż nazbyt słodka, donosząc im jedzenie, a jakiś starszy, nieźle spity harley’owiec wykrzykiwał coś o mrocznych bestiach, czających się w lasach otaczających miasteczko. Ann oczywiście nie robiła z tego problemu, bo przecież w jej mniemaniu „małomiasteczkowi tacy są”, ewentualnie: „on jest pijany”. Chłopak miał jednak wrażenie, jakby właśnie stał się częścią jakiegoś taniego horroru klasy B. To było dziwne uczucie. Może po prostu za dużo ich oglądał?

 

– Zastanawiam się… – Zmarszczył brwi, odrzucając paskudne myśli. – Dlaczego twoja ciotka zapisała ci tę chatę w spadku? Przecież nie widziałaś jej od dziesięciu lat.

– Nie mam pojęcia. – Ann wzruszyła ramionami. – Może dowiedziała się skądś, że poszłam jej śladem i również zainteresowałam Pogaństwem? W mojej rodzinie, tej dalszej i bliższej, przepływ informacji to normalka, nawet jeśli nikt się do tego oficjalnie nie przyznaje.

– Może. W każdym razie wolałbym, żebyśmy ten piątkowy wieczór spędzili z przyjaciółmi w Uxbridge, nie włócząc się po jakichś dzikich ostępach.

– Oj, przestań już i rozchmurz się. Jestem ciekawa, chcę zobaczyć ten dom.

– A ja nie. Ta okolica napawa mnie niepokojem.

– To na pewno przez pogodę, w tym hrabstwie przez większość dni w roku jest deszczowo i pochmurnie. Poza tym nikt nie kazał ci jechać, mogłam to zrobić sama.

– Ktoś musi cię bronić. – Uśmiechnął się do niej niemrawo.

– Przed kim? – zapytała z wyrzutem. - Za dużo czytasz Mastertona i Kinga. Odbija ci po tych książkach.

– Książki nie mają tu żadnego znaczenia, po prostu nie urodziłem się traperem. Nie jestem fanatykiem natury – mruknął, spoglądając na wysokie, posępne drzewa za szybą samochodu.

– Ja też nie, ale jedziemy do domu, który zapisała mi w spadku moja ciotka, więc jakoś wytrzymasz te dwie doby pod dachem jej chaty.

– Zobaczymy.

 

Zapadła cisza, gdy pokonywali kolejne kilometry autostrady. Nagle kobieta wdepnęła pedał hamulca, zmuszając samochód, by się zatrzymał. Wrzuciła wsteczny i jadąc z wolna w przeciwnym kierunku, oboje dojrzeli przykrytą chwastami prostokątną tabliczkę po lewej stronie pobocza. Białe napisy i strzałka umiejscowione na zielonym tle głosiły, by jechać usłaną żwirem ścieżką w las, jeśli chce się dotrzeć do „ Wzgórza Potępionych Dusz”. Wokół witał ich gęsty, mroczny las.

– Wzgórze potępionych dusz? Kto to w ogóle wymyślił? – mruknął Mike, starając się nie patrzeć na ponure drzewa przed nimi. – To tam twoja ciotka ma… miała dom?

– U podnóża. Z tego co wyczytałam, do tego wzgórza jest jeszcze kawałek drogi od domu mojej ciotki. Ponoć ze szczytu rzucali się w przepaść ludzie, którzy kochali bez wzajemności – wyjaśniła Ann.

– Niezłe miejsce ciotunia wybrała sobie na gniazdko. – Mike skrzywił się po raz kolejny. – Na pewno była prawdziwą wiedźmą – nikt normalny nie mieszkałby w takiej okolicy.

Ann spojrzała na niego z wyrzutem i wcisnęła pedał gazu.

– Przestań już, bo mam dosyć.

Zakręciła kierownicą i po chwili wjechali między wysokie sosny, kierując się na „Wzgórze Potępionych Dusz”. Żwir grał swoje staccato pod oponami wysłużonego trans ama, gdy pokonywali z wolna kolejne zakosy na drodze. Mike miał wrażenie, że zrobiło się jeszcze mroczniej niż wcześniej, choć dochodziła dopiero piąta.

 

Minęli kolejny zakręt, wjeżdżając na sporą polanę otoczoną posępnymi drzewami. Mniej więcej po środku niej znajdował się piętrowy, drewniany dom, na widok którego Mike przełknął nerwowo ślinę. Wyszli z samochodu i bez słowa podeszli do budynku. Dom był stary i ponury, a Mike’owi wydawało się, że patrzy na nich z ciemnych okiennic, niczym żywa istota. Gdzieniegdzie po ścianach pełznął bluszcz, a deski chaty przypominały swą barwą brudną deszczówkę. Na werandzie, po lewo od drzwi, smagana wiatrem, bujała się stara ławka, przytwierdzona łańcuchami do jej niewielkiego, spadzistego dachu.

 

– Czuję się, jakbym był bohaterem Martwego Zła – powiedział Mike, marszcząc brwi.

– Co takiego?

– Martwe Zło. Nie słyszałaś o tym filmie? – Spojrzał na swoją dziewczynę, jednak widząc konsternację na jej twarzy kontynuował. – Reżyserował Sam Raimi. Do opuszczonego domku w górach Michigan przybywa na weekend piątka studentów. Zamiast upragnionego spokoju, znajdują Księgę Umarłych – Naturan Demantos, później zwaną Necronomiconem. Bla, bla, bla…

– Acha. – Kobieta uśmiechnęła się nieco, choć wyraz jej twarzy zdradzał, iż nic sobie nie robiła z tego, co mówi jej ukochany. – Więc uważasz, że my znajdziemy to samo?

– Nie, po prostu dziwnie się tutaj czuję.

– Za dużo horrorów oglądasz, Słonko, wierz mi. Tu nie ma nic, prócz starej chaty, w której przenocujemy.

– Jak uważasz, w każdym razie ja czuję się tutaj dziwnie – powtórzył.

– A ja nie. Ze strony Wicca nie czeka cię nic złego, więc nie musisz się przejmować, że zaatakują cię nieumarli, bądź jakieś starożytne zło. Chyba, że…

– Chyba że co? – Mike spojrzał w oczy swojej partnerce. Miał serdecznie dosyć tej okolicy.

– Chyba, że moja ciotka zajmowała się magią ceremonialną lub chaosu i nie była w swych praktykach zbyt ostrożna. No ale nieważne. – Uśmiechnęła się pocieszająco i klepnęła mężczyznę w plecy. Widząc jego minę, zaśmiała się pod nosem. Choć raz jej się udało go nastraszyć, a nie odwrotnie.

Wyjęła z torebki duży, mosiężny klucz i weszła po kilku spróchniałych schodach na werandę.

 

C.D.N.

Koniec

Komentarze

Na razie nie ma co oceniać, bo opowiadanie się nie skończyło - całe szczęście. Gdy tak czytałem i zobaczyłem, że zbliża się koniec pomyślałem "Tak szybko chce to skończyć?" Jednak zobaczyłem cdn i czekam na resztę. Na razie zapowiada się ciekawie. Ale... "Wzgórze potępionych dusz? Kto to w ogóle wymyślił?" no właśnie. Nazwa jest tak kiczowata, że aż w oczy szczypie.
Pozdro.

Nagle kobieta uderzyła pedał hamulca - wdepnęła, wcisnęła. Ale nie uderzyłą, bo jakoś dziwnie brzmi.

Też czekam na resztę. Nazwa może i kiczowata, ale chyba oddaje ducha opowiadania :D

@ pyrek:
Jeśli oglądałeś stare horrory (zwłaszcza te z lat 80. i pierwszej części 90.), to w niektórych można znaleźć jeszcze lepsze motywy, niż tytuł mojego opka :D. Tak jak pisałem na wstępie, opowiadanko jest inspirowane różnymi opowieściami grozy i to swoisty follow-up w kierunku starych produkcji (choć nie tylko), więc i tytuł opowiadania nie mógł być inny, jak kiczowaty xD. Miło, że nie zmarnowałeś swojego czasu, czytając pierwszą część - druga już się pisze i będzie na dniach :). Pozdróweczki!

@RheiDaoVan:
Rzeczywiście, lepiej brzmi wdępnęła - zaraz edytuję :D. Cieszę się, że Tobie również się podoba - widać nie minęła jeszcze moda na kiczowate opowiastki grozy klasy B, skoro są ludzie, którzy chcą to czytać xD. Pozdrawiam serdecznie!

Udany początek. Czytałem wiele książek Kinga i kilka Mastertona oraz oglądałem horrory z cyklu Piątek 13-tego i Koszmar z ulicy Wiązów i dlatego wydaje mi się, że poniższe zdania nie pasują do klimatu.

- A ja nie. Ta okolica napawa mnie niepokojem. - chodzi o napawa niepokojem

- Może. W każdym razie wolałbym, żebyśmy ten piątkowy wieczór spędzili z przyjaciółmi w Uxbridge, nie włócząc się po jakichś dzikich ostępach. - chodzi o dzikie ostępy

Chodzi mi tylko o to, że amerykański nastolatek/student użyłby innych sformułowań.

Korzystając z tego, że mogę już oceniać zostawiam ocenę 5.

"Ta okolica napawa mnie niepokojem." - w porównaniu z resztą dialogu, który brzmi "kolokwialnie"/"na luzie" to zdanie jest..., jakby XVIII-wieczny arystokrata przemawiał... czy jakoś tak ;p oczywiscie wszystko spoko, może się mylę... może ludzie mówią raz "luzacko", raz "arystokratycznie"...
Ogólnie fajnie się zapowiada.

@ Draquo Storm:

Jestem wdzięczny za rzeczowy komentarz i ocenę :). Rzeczywiście, to, co wskazałeś (a później Silme) jakoś nie pasuje mimo wszystko do typowego nastolatka, to fakt. Tak jak pisałem wyżej, to mój debiut jeśli chodzi o opowiadania grozy, więc momentami pewnie trąci to dialogami rodem z fantasy (staram się z tym walczyć i rozgraniczyć). Mam nadzieję, że druga część pozbawiona jest takich "kwiatków" (które postaram się zmienić, niestety już poza NF, gdyż nie mogę edytować pierwszej części). Cieszę się, że Ci się podobało i zapraszam do kolejnych partów opowiadania (niedawno wrzuciłem trzecią). Z innej beczki - skoro wspomniałeś o Mastertonie - na boku piszę opowiadanie inspirowane pewną pracą tego zacnego autora. Jeśli dobrze pójdzie, przed Świętami Bożego Narodzenia zacznę to wrzucać, by w Wiglię miało swój finał ;). No ale zobaczymy, czy czas pozwoli.

@ Silme:

Dzięki za komentarz, zapraszam do kolejnej części :).

Jak na początek, to nieźle :P Faktycznie, zaczyna sie jak jakiś kiczowaty horror. <--- To w sensie pozytywnym, bo takie było w końcu założenie autora.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Nowa Fantastyka