Dopadł cię kryzys? Myślisz, że nie ma dla ciebie przyszłości? Myślisz, że jesteś obciążeniem dla bliskich w tych trudnych czasach? Chciałbyś się ukryć i przeczekać? Ciekawi cię, jak będzie wyglądać świat za pięć, dziesięć, dwadzieścia lat? A może chcesz po prostu zamknąć oczy i obudzić się w nowej, lepszej rzeczywistości? Masz to wszystko w zasięgu ręki! Skorzystaj z najnowszej technologii SPINDLE. Jedno ukłucie dzieli cię od krainy Długo i Szczęśliwie.
Nasze hibernatoria spełniają najwyższe standardy przechowania i bezpieczeństwa, a starannie wyszkolony personel anestezjologów, neuropsychologów i rehabilitantów zagwarantuje ci, że obudzisz się w świetnej formie dokładnie we wskazanym czasie.
Zaufaj SPINDLE, tak jak dwa miliardy ludzi w ostatnich dwudziestu latach.
– materiał audio z archiwów Domu Pamięci
Pod murami gopury, u wejścia do Domu Czekających, kręcił się łysiejący trzydziestolatek w jasnobrązowym dhoti, pikowanej kamizelce i koszuli za małej o rozmiar. Przypatrywał się, widocznym w świetle salamandrowych latarni, srogim obliczom Dewów i Asurów, którzy podtrzymywali na swoich barkach kolejne poziomy ogromnej schodkowej piramidy. Rishit próżno szukał niestrzeżonego wejścia, każdej z czterech bram pilnowali wartownicy.
Przypadkiem kopnął leżący na drodze kamień, który wpadł z pluskiem do fosy pełnej kwiatów lotosu. Dwóch strażników przerwało grę w kości i ruszyło w kierunku przybysza.
– Co tu robisz, wędrowcze? – odezwał się jeden z nich. – Nie wolno ci tu być. Nie zostałeś wezwany, a prośby można składać do zachodu słońca.
– Moja żona tu jest. Chcę się z nią zobaczyć. Czemu nie pozwolicie mi…
– Trwa rytuał. Tylko Wezwani mogą wejść.
– Wezwani… Moja żona została wezwana?…Na wrzecionowanie? – Użył słowa ze starego języka, bo jako jeden z Saraswatich miał do tego prawo. – Przyszła na wrzecionowanie?!
– Proszę nie zmuszać nas do użycia siły – ostrzegł go drugi strażnik, chwytając za przyczepioną do paska miniaturową włócznię, która w jednej sekundzie przybrała swój normalny rozmiar.
– To jakaś pomyłka! Falguni nie mogła… Ona nigdy by… Muszę z nią pomówić!
– Posłuchaj, przyjacielu – pierwszy strażnik nachylił się ku niemu, usiłując stworzyć atmosferę zrozumienia – dobrze wiem, jak to jest. Każdy ma kogoś, kto został wezwany. Ostatnio był tu mężczyzna z niskiej kasty, Ahirów albo Kolich. Prosił Durgów, by wezwali jego dzieci. Wielu jest takich, z każdej kasty. Stracili źródło zarobku, źle zainwestowali, zbierają na lepsze życie albo zajmują się nauką, by przejść do wyższej warny… Kiedy dzieci zostały wezwane, zjawiła się matka, by prosić o zmianę decyzji. – Grymas żalu wpłynął na twarz strażnika, a jego dłoń spoczęła na ramieniu Rishita w geście emocjonalnego wsparcia. – Jej też nie mogliśmy wpuścić.
– Ja nie jestem Ahirem ani Kolim – warknął mężczyzna, odpychając rękę strażnika. – Chcę widzieć się z żoną! Nie odejdę stąd, dopóki jej nie zobaczę i żaden sługa nie będzie wydawał mi rozkazów.
– Skoro tak… – Wyższy o głowę i cięższy o jakieś dwadzieścia kilo strażnik poszedł za przykładem towarzysza i sięgnął po włócznię. Cała sympatia i zrozumienie dla zdesperowanego intruza zniknęły, gdy usłyszał jawną obelgę, zrównującą wojownika ze służącymi Śudrami.
– Zostawcie tego biedaka. – Usłyszeli kobiecy, stanowczy głos dobiegający z ciemności, zza zasięgu latarni. Spłoszone ogniste salamandry opuściły legowiska pośród płomieni i pomknęły w dół wzniesienia, przypalając źdźbła traw na swojej drodze. Pozbawione ich obecności latarnie wypaliły się i zgasły, pozostawiając za źródło światła jedynie blask księżyca, samotnego na zasnutym chmurami niebie. – Jest tylko ofiarą opresyjnego systemu, sprzeciwiającego się naturze i podstawowym wartościom – dodał głos. Dźwięk drewnianych podeszew, uderzających o kocie łby, oznajmiał, że jego właścicielka zbliżała się do bramy.
Strażnicy spojrzeli po sobie i skinęli głowami. Porozumiewali się bez słów, tak, jak potrafią tylko ludzie, którzy spędzili lata na wspólnej służbie. Jeden ruszył w stronę głosu, drugi zamachnął się na Rishita.
– Śpijcie – rozkazała kobieta i pozbawieni przytomności wojownicy padli na bruk wśród łoskotu czarnych pancerzy. Upadek nie był w stanie ich obudzić. Tylko unoszące się i opadające w rytm oddechów fragmenty zbroi sugerowały, że nadal żyją.
Wtedy wyszła z cienia, pozwalając księżycowemu światłu ukazać jej postać.
Młoda, czarnowłosa, czarnooka, czarnoskóra. Jakby żywa ciemność wcieliła się w kobietę i stanęła przed Rishitem.
Tak poznał Maję, Panią Nocy, Królową Śpiących.
Nie podoba ci się twój nos? Operowałaś biust, by czuć się atrakcyjna? Zazdrościłeś innym poczucia humoru, zdolności matematycznych, muzycznego talentu? Uprawiałeś sport, ale bez sukcesów?
Czy chciałbyś takiej samej przyszłości dla swoich dzieci?
Jeżeli nie, czas, byś poznał możliwości inżynierii genetycznej wyprzedzającej swoją epokę! Wykorzystując wiedzę i technologię opracowaną w najlepszych laboratoriach NASA do kolonizacji innych planet, stworzyliśmy Pakiet Życzeń, który zapewni twojemu poczętemu dziecku piękno, inteligencję, sprawność i talent.
Do wyboru w wersji Standard, rekonstruującej siedem chromosomów, oraz Premium, która dokonuje zmian w dwunastu chromosomach. Spraw swojemu dziecku najlepszy powitalny prezent.
– materiał audio z archiwów Domu Pamięci
Wcielona Noc stanęła przed bramą Domu Czekających.
Prawe skrzydło wrót zdobiła podobizna Jamy, pierwszego z ludzi, pana Dharmy. Lewe – jego siostry, Jami. On symbolizował śmierć, ona życie. Kiedy otwierały się, tworzyły przejście do świata nie-śmierci, gdzie Wezwani trwali w niekończącym się śnie.
W pobliskich górach do lotu zerwało się stado dwugłowych ptaków, zawodząc przy tym swą dysharmonijną pieśń. Jej dźwięk doleciał aż tutaj, do uszu Rishita, lecz ten nie zwrócił na to uwagi – wpatrywał się w czarną, nagą postać.
Kobieta gładziła palcami rzeźbione udo Jamy. Nie próbowała otworzyć przejścia, kontemplowała tylko piękno reliefu.
– Idziesz ze mną? – zapytała, przerywając milczenie.
– Kim jesteś? – Rishit drżał w zabobonnym lęku, który dotychczas był mu obcy. – Co cię tu sprowadza?
Kobieta zwróciła ku niemu oblicze. Biel oczu i zębów widocznych zza rozchylonych warg oślepiała, kontrastując z hebanową czernią jej skóry.
– Tak jak ty, jestem poszukiwaczem – odpowiedziała. – I tak jak ty, pragnę obudzić kogoś, kogo kocham.
– Jeśli odbył rytuał, nie można tego przerwać – odparł, choć bez pewności. – Obudzi się sam. Podobno.
– Więc dlaczego jeszcze tu jesteś, skoro nie ma żadnej nadziei? – Na dźwięk jej głosu księżyc spowiły chmury, czyniąc noc czarną niczym smoła. Tylko oczy kobiety nadal świeciły jasno na jej rozgniewanej twarzy.
– Nie chciałem cię urazić, pani. – Rishit, blady jak ściana, skłonił się nisko, bo miał już pewność, że obcował z jedną z wyższych istot, choć nie wiedział jaką. Mogła należeć do Jakszasów, Gandharwów, albo być nawet Dewi…
Do tej pory traktował bogów, półbogów i demony jako gusła dobre dla niewykształconych Śurdów, a on był przecież Saraswatim, człowiekiem poświęconym wiedzy i sztuce, wyjętym z podziału na warny i kasty, tak samo jak Durgowie, którzy przyjmowali porody, organizowali pogrzeby i, co najważniejsze, dokonywali wrzecionowania oraz opiekowali się śpiącymi w Domu Czekających.
Dla takich jak on bóstwa istniały jako symbole, kulturowe nośniki koncepcji i pojęć, manifestujące się w zbiorowej świadomości – nigdy jako byt osobowy.
Nie mógł jednak przeczyć temu, co widział na własne oczy.
– Więc podejdź, jeśliś łaskaw, znajdź klucze u któregoś ze strażników i otwórz te drzwi – nakazała, a on natychmiast usłuchał. Przy jednym ze strażników znalazł pęk kilkunastu kluczy.
– Ty jesteś Maja – stwierdził, wypróbowując drugi klucz.
Kobieta, najwyraźniej zadowolona, obdarowała go uśmiechem.
– Więc to prawda… – powiedział cicho, raczej tylko do siebie, kiwając przy tym głową, jakby chciał sam siebie utwierdzić w przekonaniu. – Na prawa Dharmy, przybyłaś tu, pani, by zbudzić Bodhisattwę?
***
Znał tę historię.
Usłyszał ją od starego jogina spotkanego na targu w Magaharcie podczas święta na część Hanumana, kiedy nie był jeszcze akolitą w Domu Poznania, a Dalitem, kilkuletnim dzieckiem praczki z nieznanego ojca.
Powietrzne akrobacje latających małp wzbudzały w nim zachwyt. Kiedy jedna z nich wylądowała na głowie pogrążonego w medytacji starca, zebrany wokół tłum wybuchnął śmiechem. Tymczasem jogin nie wykonał nawet najmniejszego ruchu. Wówczas ktoś zadrwił, że to chyba Durgowie zgubili jednego z Wezwanych. Starzec otworzył oczy, rozejrzał się w tłumie.
– Przed stu laty księżniczka Magaharty powiła długo oczekiwanego syna – rozpoczął opowieść zachrypniętym głosem wprawnego bajarza – i z tej okazji w całym kraju ogłoszono święto. Obchody były tak huczne, a radość tak wielka, że nawet dwanaście Dewi przybyło z niebiańskich królestw, by zobaczyć książęcego potomka i obdarować go błogosławieństwem. Lakszmi zapewniła mu życiowe powodzenie, Ratri spokój ducha, Parwati łagodną siłę, Saraswati mądrość i talent we wszelkich sztukach muzycznych… – recytował listę bogiń i ich atrybutów, a gdy skończył, zrobił pauzę i prześlizgnął się wzrokiem po tłumie gapiów. – …Gdy dzień zmierzał ku końcowi, w pałacu zjawiła się jeszcze jedna Dewi. Durga, Pani Zniszczenia i Przemijania. Strach zdjął ludzi i boginie, gdy nachyliła się nad kołyską. „Ja też mam prezent dla tego dziecka”, powiedziała, „poczętego wbrew ludzkim i boskim prawom przez mojego męża, Śiwę. Będziesz opływał w zbytki, a wszystko, czego zapragniesz, zdobędziesz. Silny, mądry i piękny, będziesz oświeconym pośród ludzi, prawdziwym Bodhisattwą. Aż wybije godzina twoich dwudziestych pierwszych urodzin, wtedy umrzesz od najmniejszej rany!” i rozpłynęła się w powietrzu. Wielka trwoga spadła na książęcy ród, ale zaraz obok kołyski stanęła Maja, Pani Snów, Śpiących Królowa i przemówiła: „Nie mam mocy, by cofnąć klątwę Durgi, jednak, jeżeli jesteś Bodhisattwą, klątwa cię nie zabije. Zapadniesz w sen, długi na całe pokolenia, aż jej moc osłabnie. Wtedy przyjdę i zbudzę cię pocałunkiem, bowiem tak, jak kochałam pierwszego Bodhisattwę, tak kochać będę ostatniego”.
W tym momencie jogin zamilkł i nie odzywał się tak długo, aż tłum zaczął prosić, by mówił dalej, choć bez wątpienia wszyscy poza nielicznymi dziećmi doskonale znali zakończenie. Starzec wysunął wtedy ku nim pustą miskę, a kiedy ta zapełniła się monetami, wznowił opowieść.
– Dziecko wyrosło na chłopca, a ten na mężczyznę takiego, jak mu przepowiadano. Zachwycał świat swą mądrością i siłą, nigdy nie uczynił drugiemu niesprawiedliwości i nigdy nie został ranny w walce, ale w dniu swoich dwudziestych pierwszych urodzin ukłuł się wrzecionem kołowrotka swej służki i zapadł w sen, a wtedy Durga, wiedząc o jego wielkich i dobrych czynach, gorzko zapłakała. By naprawić swój błąd, powołała Dom Czekających i przekazała swoim wyznawcom wiedzę o życiu, czasie i śmierci, aby pomagali ludziom w potrzebie, a na tych, którzy rozpaczliwie pragną spotkać Bodhisattwę, zsyłali ten sam sen podobny do śmierci, aż nie obudzą się razem ze swoim nauczycielem. Inne Dewi poszły za jej przykładem, by pozbawiony Bodhisattwy świat miał oparcie w ich wiedzy.
Skrzydlata małpa wzbiła się w powietrze, a jogin wstał i otrzepał kurz z kolan. Kiedy pstryknął palcami, małpa wylądowała u jego nóg, chwyciła misę z monetami i podała mu ją.
– Więc kiedy powiesz staremu joginowi, że jest jak jeden z Wezwanych, to będzie dla niego znak, że swoją praktyką pod koniec życia zbliżył się tak bardzo do swego mistrza, jak tylko może nieoświecony głupiec z małpą na głowie – dodał na koniec i odszedł, wypełniwszy mieszek po brzegi.
***
Dotychczas, gdy Rishit wracał do tego wspomnienia, był pewien, że to prosta alegoryczna opowiastka usprawiedliwiająca w oczach ludności konieczność utrzymywania Domów i przywilejów ich członków, a teraz…
Czwarty klucz okazał się być tym właściwym i gdy pchnął wrota ich oczom ukazał się krótki korytarz wychodzący na rozległy dziedziniec Domu i stojącą w jego centrum wimanę.
– Tam. – Maja wskazała wejście do wimany.
– Nie sądzisz, pani, że zostaniemy dostrzeżeni?
– Nie musisz się o to martwić. Idź i otwórz kolejne wrota, wszyscy strażnicy już zasnęli.
Kiedy wyszli na dziedziniec, przekonał się, że to prawda.
Chociaż dwa rozpalone po bokach placu ogniska jeszcze płonęły mocnym ogniem, siedzący przy nich mężczyźni spali, leżąc jeden na drugim. Nieopodal nich drzemały cztery krakadany, rogate bestie większe od słoni. Wiatr zaniósł zapach potu Rishita do jednego z nich, który zmarszczył nos, wciągając i wypuszczając powietrze. Węszył, lecz nie obudził się.
Kiedy pokonali schody prowadzące na portyk i stanęli przed wejściem do Świątyni Domu Czekających – wysokiej schodkowej piramidy, na szczycie której nieustannie płonął ogień – Rishit zawahał się. Wiedział, że nie powinni tam wchodzić bez pozwolenia. To miejsce wyłącznie Durgów i Wezwanych, tak samo jak Świątynia Domu Poznania dostępna była jedynie Saraswatim. Nazywano je świątyniami tylko po to, by wzbudzić podziw i szacunek maluczkich, lecz tak jak Saraswati strzegli zazdrośnie swoich sekretów, tak samo Durgowie bronili własnych. Zwłaszcza oni.
To mogło wywołać wojnę.
Rishit po raz kolejny wspomniał historię starca. Pojawiało się w niej trzynaście Dewi – a obecnie istniało tylko osiem Domów…
– Otwórz je – rozkazała Pani Nocy wskazując na wrota, ale ręka mężczyzny zatrzymała się w połowie drogi. – Otwórz, nie mamy czasu. Gdy wstanie świt…
– Czemu nie możesz zrobić tego sama, pani?… Dlatego wtedy mi pomogłaś? Potrzebujesz przewodnika… „to, czego nie ma”, to oznacza twoje imię.
– To nie czas na rozważanie moich atrybutów. – Choć Maja starała się mówić ze spokojem, nadpływająca ciemność zgasiła światła ognisk, a płomień u szczytu wieży przygasł. – Jeśli zniknę, oni się obudzą! Jak myślisz, co wtedy z tobą będzie?! Mamy ten sam cel i jeśli wypełnisz zadanie, twoje zasługi nie zostaną zapomniane… Teraz nie trać czasu!
Mężczyzna skinął głową, dziwiąc się własnej niepewności sprzed chwili, zupełnie jakby powód, dla którego tu przyszedł, rozmył się we mgle zapomnienia. Jak mógł? Jak mógł przestać myśleć o swojej Falguni? To chyba senna moc Mai odcisnęła piętno również na jego umyśle…
Oparł dłonie o pozbawione zamka wrota i pchnął je.
W tej samej chwili ogłuszające wycie rozległo się z różnych miejsc na dziedzińcu, a ze szczeliny między skrzydłami wrót wystrzelił strumień białego, oślepiającego światła.
Człowiek wykorzystuje tylko dziesięć procent potencjału swojego mózgu – zapewne słyszałeś ten mit i doskonale wiesz, że nie ma nic wspólnego z rzeczywistością… A jeżeli to prawda? Co, jeśli wewnątrz nas samych kryją się nieosiągalne w naturalny sposób możliwości? Telepatia, telekineza, prekognicja i inne niesamowite zdolności, które dotychczasowa nauka wrzuciła między bajki?
Co, jeśli ten potencjał kryje się w tobie?
Przekonaj się sam! Dołącz do grupy ochotników, którzy zdecydowali się poddać naszej unikatowej, eksperymentalnej metodzie przyspieszonej ewolucji, łączącej sukcesy inżynierii genetycznej i neurostymulacji.
Nie czekaj. Świat nieograniczonych perspektyw jest na wyciągnięcie ręki.
Bądź pierwszym, który przekroczy granice ludzkich możliwości.
– materiał audio z archiwów Domu Pamięci
Nie tak wyobrażał sobie wnętrze Świątyni Domu Czekających.
Myślał, że zastanie tu ciemne, mroczne korytarze oświetlane z rzadka płomieniami zamkniętych w terrariach ognistych salamander, ściany zdobione podobiznami rozgniewanych Dewów i groźnych Asurów walczących o władzę we wszystkich trzydziestu jeden światach, podobne do tych na zewnętrznych murach.
Ujrzał za to biało-zielone, czyste korytarze, pełne światła wydobywającego się z bezdymnych lamp, zasilanych w nieznany mu sposób. Drzwi do kolejnych pomieszczeń wykonane były z nieprzezroczystego szkła, na większości znajdował się numer i kilka słów w starym języku. Kiedy prowadzili go, zakutego w kajdany, w kierunku stalowych drzwi, zdołał odczytać napis u wejścia do jednego z pomieszczeń – Sala Operacyjna Wstęp Wzbroniony. W powietrzu unosił się sztuczny i drażniący zapach.
Schwytany próbował się wyrwać, ale uścisk dwóch postawnych Durgów był zbyt silny. Zawlekli go do metalowych drzwi, wepchnęli do klaustrofobicznie małego prostokątnego pokoju, potem sami tam weszli i drzwi zamknęły się za nimi, a pomieszczenie zaczęło się poruszać. Spadali. Nie wywołało to wrażenia na Rishicie, ponieważ był Saraswatim i znał działanie windy.
Zdumienie przyszło dopiero, gdy ich krótka podróż dobiegła końca i drzwi ponownie się rozsunęły.
Trafili do pomieszczenia zaprojektowanego na planie koła. Czarne lustra wyrastały ze ścian i sufitu. Większość miejsca zajmowały wielkie stalowe sześciany z rzędami przełączników, połączone czarnymi sznurami z nieznanego Rishitowi materiału. Przy machinach krzątał się tuzin Durgów. Tym, co wzbudziło trwogę mężczyzny, był środek okręgu, otoczone szklaną barierą wielkie krzesło wyposażone w klamry na ręce, nogi i głowę. Nad nim, z miejsca na suficie gdzie zbiegały się sznury, zwisało COŚ. Uczeń Domu Poznania nie mógł oderwać oczu od konstrukcji z metalu i szkła zakończonej długim, cienkim żądłem na przegubowym ramieniu. Oszalałe serce łomotało w piersi, ręce zaczęły drżeć, a nogi ugięły się pod nim i upadłby, gdyby nie trzymający go Durgowie. Zrozumiał, co naprawdę oznaczało „wrzecionowanie”, to słowo ze starego języka, służące za określenie przejścia w stan Śpiącego Bodhisatty, Czekającego na Zbudzenie.
Obok krzesła stał mężczyzna w białym stroju i masce zasłaniającej usta i nos.
– Nie… – wyszeptał Rishit, kiedy zmusili go, by usiadł na krześle. Strach ściskający gardło nie pozwalał mu krzyczeć. Gdy klamry zacisnęły się na jego ciele, tafle czarnych luster ożyły rzędami wykresów, liczb i symboli.
„Gdzie, na wszystkie krainy piekieł, zniknęła Pani Nocy”, rozpaczał w myślach. „Przepędziło ją światło?”
– Spokojnie, poczujesz tylko małe ukłucie. – Obleczony w biel Durg przerwał milczenie.
– Co?… Kim ty jesteś? Co chcecie mi zrobić? Nie jestem jednym z Proszących, nie zostałem Wezwany…
Mężczyzna nachylił się nad nim i spojrzał mu w oczy.
– Ty… nie wiesz? – Uśmiech wpłynął na jego twarz, widoczny mimo maski zakrywającej usta. – Doprawdy, niezbadane są obroty Koła Dharmy…
– To pomyłka! Nie powinno mnie tu być! Przyszedłem jedynie, by zobaczyć się z żoną, z moją… – Intensywne, białe światło, przygasło na ułamek sekundy. – Ona tu jest! Obudzi Bodhisattwę! Nie musicie tego robić, czas waszej służby dobiegł końca. Kiedy Przebudzony powstanie…
Mężczyzna pokręcił głową i spojrzał na niego politowaniem.
– Czyżbyś uwierzył w historię o Śpiącym i trzynastu Dewi? Po Saraswatnim spodziewałem się większej przenikliwości. – Cmoknął z niesmakiem. – To tylko pożywka dla pospólstwa, aby utrzymać Domy i nasze przywileje. Sami ją wymyśliliśmy. Dowiedziałbyś się o tym, gdyby dane ci było wyższe wtajemniczenie. Dowiedziałbyś się o wielu rzeczach… – Dał znak Durgom po drugiej stronie bariery, a po chwili konstrukcja nad głową Rishita zaczęła świecić, szumieć i wibrować. – Twoja Pani Nocy nie istnieje, tak jak nie istnieje Bodhisattwa, nie istnieją Dewowie ani Asurowie.
– To niemożliwe… Widziałem ją! – zarzekał się Rishit. – Dzięki niej straże zapadły w sen… To nie może być kłamstwo!
– Dwie minuty trzydzieści sekund – powiedział ktoś za szklaną ścianą.
– W każdej legendzie jest ziarno prawdy – Mężczyzna w bieli wzruszył ramionami i przysiadł na krawędzi krzesła. W jego dłoniach pojawiła się strzykawka. – Inaczej nikt by w nią nie uwierzył. Nie zdajesz sobie sprawy, jak wiele tajemnic skrywają Mistrzowie Domów, jak wielką wiedzę pozostawili po sobie ludzie ze starego świata. – Durg sięgnął po stojący na tacce pojemnik, przebił igłą wieczko i odmierzył dawkę płynu. – Słyszałeś o genetyce? Nie słyszałeś, nie mogłeś słyszeć. Zamknąłeś się w tym… ciele. To dziedzina nauki ze starego świata. Pozwalała zwalczać ułomności ciała i umysłu, nim te się ujawnią, kształtować wedle ludzkiej woli dzieci, które nie opuściły jeszcze matczynego łona, a nawet więcej, tworzyć życie! Wyobrażasz to sobie? W taki sposób, w dawnym mieście zwanym Nowe Delhi, poczęte zostało pewne niezwykle dziecko, doglądane przez trzynastu mistrzów nauk… Brzmi znajomo?
Strzykawka nie zbliżyła się jeszcze do ręki skrępowanego więźnia. Durg uniósł ją wysoko, z jednym okiem zamkniętym oceniając dobraną ilość, a w głowie Rishita wirowało.
Ta historia. Słyszał już ją, choć nie wiedział gdzie i z czyich ust…
Dziecko w białym pokoju, pełnym kolorowych przedmiotów, budzących w nim ciekawość i poczucie bezpieczeństwa, a nad nim twarze starych mężczyzn, przypatrujących mu się nieustannie.
Przynosili zabawki. Wymyślali zagadki. Przeprowadzali testy… Bolesne, złe testy, sprowadzające na dziecko koszmary…
Widział je.
Bezradne, niewinne, zanoszące się płaczem…
To nie w głowie Rishita wirowało – to koło Dharmy obracało się.
Mijały lata. Dziecko już nie płakało. Nie było już niewinne. Nie było już bezbronne. Potrafiło sprawić, że komuś działa się krzywda, choć był daleko. Widziało rzeczy i miejsca poza murami domu, chociaż nie opuszczało go. I umiało je zmieniać zgodnie ze swoją wolą.
Z czasem jego zdolności wyrwały się spod kontroli. Mistrzowie sprowadzili więc na nie letarg, stan nie-śmierci, w którym mogło trwać przez dziesięciolecia…
– Trzydzieści sekund – odliczał któryś z Durgów.
– Już czas – oznajmił mężczyzna w białych szatach, sięgając po ramię zakończone żądłem.
Koło Dharmy obróciło się ponownie.
Mijały miesiące, lata, dekady, a dziecko spało.
Śniło o ognistych salamandrach, dwugłowych ptakach w barwach tęczy, ogromne krakadanach i skrzydlatych małpach to kilka przykładów.
Śniło o latających maszynach, które spadały z nieba, o broni dorosłych, która traciła swoją moc, o latających górach, ognistych rzekach, wędrujących lądach – a każdy sen stawał się prawdą.
Koło Dharmy obracało się. Dziecko, przytwierdzone do łóżka, z rzadka odzyskiwało świadomość na tyle, by pochwycić sens słów wypowiadanych w jego pobliżu.
Mistrzowie nie chcieli go zabić – było dla nich zbyt cenne. Ukryli przed światem fakt jego istnienia, próbowali okiełznać jego siłę.
…słyszał tę historię, tak słyszał.
Wreszcie znaleźli sposób.
Stworzyli sieć z umysłów innych Śniących, która miała przejąć i rozproszyć moc snów, póki nie nauczą się jej kontrolować. „Na szczęście zwrzecionowanych mamy pod dostatkiem”, powiedział wtedy ktoś – kto? – gdzieś w pobliżu jego łóżka, kiedy ono, niczym wodny duch, pływało z wielorybami w dzikim oceanie.
…ale sieć zużywa się z upływem dekad, potrzebuje więc ciągle nowych ogniw
Kto to mówił? Kto mówił…
Koło Dharmy zwolniło obrót.
– Sieć… Chcecie mnie dołączyć do sieci?! – zapytał Rishit, odzyskawszy kontakt z rzeczywistością. – Nie, nie możecie… Nie uda się wam… Maja obudzi to dziecko…
– Nie udawaj, że się nie domyśliłeś – odparł mężczyzna w bieli. – Wiedz, że robię to dla dobra nas wszystkich. Sam przecież nad tym nie panujesz… Nie wiem, jak udało ci się uciec i czy Saraswati maczali w tym palce, chociaż zawsze chcieli ciebie nam odebrać. Szczęśliwy traf sprowadził cię tutaj, sami byśmy cię nie odnaleźli, wyglądasz inaczej. Gdybyś się nie zjawił, nie zaczął mówić do siebie i usypiać strażników…
– Nie, to szaleństwo, nie pozwalam!
Żądło maszyny do wrzecionowania, zbliżało się do jego głowy. Zimna igła przebiła skórę po wewnętrznej stronie przedramienia. Noszący biel Durg wcisnął tłok strzykawki.
– Dobranoc.
***
Ciemność.
W jednej chwili wszystko zgasło. Dziesiątki ekranów, setki migoczących wcześniej lampek, białe światła w suficie i jarzące się błękitem COŚ zalała lita, nieprzenikniona czerń. Łoskot i rzucane przekleństwa wypełniły ją dźwiękiem, kiedy dwóch Durgów wpadło na siebie, zdezorientowanych nagłym brakiem światła.
– Co się dzieje?!
– Generator padł. Jest przeciążony.
– Włączyć zasilanie awar…
– Śpijcie – wyszeptał melodyjny kobiecy głos i ponad tuzin mężczyzn w jednej sekundzie padł na podłogę.
Białe, świecące jak dwie bliźniacze gwiazdy oczy pojawiły się przed twarzą Rishita.
– A jednak jesteś tu… – odetchnął z ulgą, łzy szczęścia spływały mu po policzkach. – Przepowiednia mówiła prawdę. Czyli wszystko, co powiedział ten…
– Jestem tym, czego nie ma – odparła Królowa Śpiących. – A przepowiednia… Przepowiednie zawsze są prawdziwe dla tych, którzy w nie wierzą i nie dłużej, niż trwa w nich ta wiara. – Kiedy mówiła, widział w ciemności jej białe zęby, wskazujące miejsce ust. Blisko, bardzo blisko jego własnych.
– Uwolnisz mnie, pani?
– Sam musisz to zrobić, Bodhisattwo – odpowiedziała. – Pora już, byś się obudził.
Jeśli słyszysz ten komunikat, to znak, elektryczność, radio, telewizja i Internet jeszcze działają. Śmierć tak wielu nie poszła na marne i świat nie zmienił się do końca w obce, nieprzyjazne miejsce.
Byliśmy próżni i chciwi, igraliśmy z siłami, których nie rozumiemy, roszcząc sobie prawa do mocy i władzy, która powinna zostać w rękach Boga. Z tym już koniec. Wszelkie programy rekombinacji genetycznej i przyspieszonej ewolucji zostały wstrzymane, by nie potęgować Spaczenia.
Rządy wszystkich państw zgodnie zdecydowały o przymusie sterylizacji osób o zmienionym genotypie i zawieszeniu programu wybudzania zahibernowanych, póki źródło Spaczenia nie zostanie rozpoznane.
To jeszcze nie koniec.
Ty, tak, ty! Ty też możesz pomóc! Zgłoś się na ochotnika i dołącz do Sieci! Pozwól, by twój umysł stał się jedną z cegieł w murze, który ochroni to, co jeszcze pozostało nam znane. Zostań tarczą broniącą przed Spaczeniem. Zostań bohaterem obecnego i przyszłych pokoleń.
Krótka drzemka dzieli cię od wiecznej chwały.
– materiał audio z archiwów Domu Pamięci