- Opowiadanie: śniąca - Z nocą polarną pod rękę

Z nocą polarną pod rękę

Dawno mnie nie było :) 

 

Szorciak napisany na silmarisowy konkurs “Wydarzyło się nocą”. Wyróżniony publikacją w sierpniowym numerze magazynu w 2017 roku.

Nie zmieniam, nie przerabiam, nie wydłużam, nie kombinuję. 

 

Dedykuję tym, którzy marudzą na temperatury i pogodę ;) 

 

Powiem Wam jedno – warto pisać do Silmarisa :) 

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Z nocą polarną pod rękę

Zaprzęg przeciął skraj zaspy. Śnieg wystrzelił fontanną na wszystkie strony. Zatrzeszczały przewracane sanie, a psy wyły i skowyczały. Wszystko się zakotłowało. Wyrzucone w powietrze ciało Kamili upadło między drewniane szczątki. Zsunięty kaptur nie zamortyzował bolesnego uderzenia. Jak przez watę słyszała odgłosy panicznej obrony husky, ale z twarzą w futrze renifera nie widziała rozszarpującej je dzikiej, białej furii.

Ocknęła się tuż po zmroku, przysypana puchem. W pierwszej chwili nawet nie wiedziała, kim jest, gdzie jest i jak długo tak leży. W głowie jej huczało, wzrok miała zamglony. Nawet nie zwróciła uwagi na skrzepłą krew, sklejającą włosy. Jak pijana wyczołgała się spod resztek sań i stanęła chwiejnie obok nich.

Kamila zadrżała z zimna, kaszlnęła. Kilka kroków dalej, tam, gdzie powinny znajdować się psy, widziała w bladym blasku księżyca jedynie ciemne, nieregularne kształty i plamy. Nie chciała podchodzić bliżej, żeby dokładniej je zbadać. Zamiast tego rozejrzała się wkoło. Po odciskach łap i płóz nie pozostał ślad – wszystko zatarł wiatr i niedawne opady.

Sięgnęła niemrawo do wewnętrznej kieszeni kurtki po telefon. Miała w nim zapisany numer do Anniken – gospodyni, u której wynajęła pokój. „Ona będzie wiedziała, co robić” ­– pomyślała. Stłuczone żebra zabolały tak, że Kamila jęknęła. Ucierpiało jednak nie tylko ciało, ale i aparat, którego nie udało się uruchomić.

Żadna inna, rozsądna myśl nie mogła przebić się przez panujący w głowie chaos. Kamila odwróciła się więc tyłem do pobojowiska i ruszyła półprzytomnie przed siebie, w kierunku, z którego przyjechała. Tak jej się przynajmniej wydawało. Zdrętwiałe z zimna nogi początkowo odmawiały posłuszeństwa i potykała się co kilka kroków, a do tego zapadała w białym puchu po kolana.

W rosnącej zasłonie chmur pojawiały się wyrwy, przez które prześwitywał księżyc, oblewając świat nikłą poświatą. Kamila próbowała wykorzystywać te chwile, by zorientować się w położeniu, jednak mroczna rzeczywistość różniła się znacznie od jasnego dnia. Najbliższa okolica jawiła się tajemniczą marą, a dalsza tonęła w ciemności.

W pewnym momencie dziewczyna minęła ostatnie krzewy i wkroczyła na pas srebrzystej pustyni. Rzeka. Nie pamiętała, żeby po niej jechała, jak i wielu innych zdarzeń z ostatniego dnia.

Wędrówka w końcu zaczęła ją męczyć. Człapała wolniej i ciężej, krok za krokiem. Powieki przymykały się na coraz dłuższe chwile, para z odsłoniętych ust osiadała na otulającej szyję i brodę chuście. Pod obitą czaszką kołatały poplątane myśli, a ciało krzyczało o odpoczynek.

Przystanęła przy wysokim brzegu. Opadła na kolana przy zaspie.

Obudziło ją szarpnięcie za ramię. Ktoś coś mówił, ale słowa do niej jeszcze nie docierały. Usiadła, otwierając oczy. Pierwsze, co zobaczyła w szarówce przedświtu, to nogi w skórzanych spodniach, po kolana zatopione w śniegu. Powędrowała spojrzeniem w górę. Nad nią stał potężnej budowy mężczyzna w sile wieku. Pierwsze skojarzenie, jakie przyszło jej na myśl, to Thor z komiksu Rosińskiego i Van Hamme’a. Z nagiego torsu unosiła się para, zmierzwiona broda i włosy okalały ogorzałą od wiatru twarz, której lewą stronę przecinała stara blizna.

– Pytam, co tu robisz, dziecko!

– Grzeję się – odparła cicho i niezbyt przytomnie. Mówił dziwnie, ale rozumiała go. – W śnieżnej jamie…

Olbrzym pokiwał głową.

– Skąd ci to przyszło na myśl?

– Psy tak robią. – Próbowała wstać, ale zdrętwiałe kończyny nie chciały jej słuchać.

– To nie całkiem tak działa. Tu nawet nie masz namiastki porządnej śnieżnej jamy. – Bez wysiłku postawił ją na nogi. – Skąd się tu wzięłaś i dokąd idziesz?

– Byłam na przejażdżce, ale sanie się rozleciały, a psy zniknęły… Chyba. Nie pamiętam. Wracam do domu Anniken… będzie się niepokoić… A pan?

– Żaden ze mnie pan. Możesz mówić mi Ainar. Wybrałem się na dłuższą przebieżkę po saunie i mało brakło, bym w ciebie wdepnął…

Kamila nie dała mu dokończyć. Serce zabiło jej mocniej, przepełnione nową nadzieją. Wyciągnęła ręce do nieznajomego, ale przecież nie było rękawa, który chciałaby chwycić.

– Sauna? Masz tu dom gdzieś blisko? Zabierzesz mnie? Zimno mi… Marzę o czymś ciepłym… I mogłabym zadzwonić do Anniken…

Ainar spojrzał na nią z dziwnym smutkiem w oczach.

– Moja chata na nic ci się nie zda, dziecko. Musisz wrócić do swoich. A farma Anniken znajduje się na południu, nie na północy. Idziesz w złym kierunku. Chodź, odprowadzę cię kawałek.

Rozczarowanie prawie fizycznie ją zabolało. Przybysz pociągnął bezradną dziewczynę za rękaw kurty. Całym wysiłkiem woli zmusiła nogi do marszu.

Wlokła się za Ainarem, korzystając z tego, że mężczyzna przecierał jej szlak. Szli, czas upływał, wkoło było wciąż tak samo szaro. A przecież powinno świtać.

– Zaraz wyjdzie słońce… Będą mnie szukać. Może skuterami. Nie będę musiała już iść…

– Dziecko, słońce nie wzejdzie. Nie dziś.

Kamila zatrzymała się, marszcząc czoło.

– Masz na myśli, że nie przebije się przez chmury? Tak?

Ainar nawet nie zwolnił kroku, więc odpowiedź ledwie do niej dotarła.

– Nie. Mam na myśli dokładnie to, co powiedziałem. Nie wzejdzie, nie wychynie ponad horyzont. Nie dziś. Dziś trwa noc. I lepiej się ruszaj, przed nami jeszcze kawał drogi. Nie możesz się zatrzymywać, nie bez ważnego powodu.

Kamila wznowiła wędrówkę, wciskając zmarznięte, mimo rękawic, dłonie do kieszeni kurtki. Palce u nóg ledwie czuła. Do nieustającego bólu głowy i szczypiącego mrozu dołączyło burczenie żołądka. Dziewczyna, skonfundowana dziwnym zachowaniem niespodziewanego przewodnika, zacisnęła zęby i postanowiła nie przyznawać się do głodu.

Nawet nie zauważyła, kiedy Ainar zniknął. Była pewna, że szła za nim cały czas. W pierwszej chwili chciała się rozpłakać, że znów została sama w tej lodowatej pustce. Odetchnęła głęboko kilka razy i wzięła się w garść. Przecież powiedział, że odprowadzi ją tylko kawałek. Wskazał drogę. „Mógł jednak powiedzieć chociaż słowo na pożegnanie” – pomyślała zirytowana. „Pokażę mu, że sama dam radę!”

Ruszyła samotnie dalej, usiłując pilnować właściwego kierunku. Szarość nienarodzonego dnia zamieniła się znów w ciemność pochmurnej nocy.

Tym razem zjawił się kompletnie ubrany. Prawie go nie poznała w futrzanej kurcie z kapturem zasłaniającym większość twarzy. Rzucił jej pod nogi kilka reniferowych skór, a w dłonie wcisnął pakunek. Ze zdumieniem rozpoznała własny prowiant.

– Nie ma czasu, dziecko. Zaraz rozpęta się tu piekło. Musisz się schować – mówiąc to, odpiął od pasa saperkę i zaczął pracować.

Kamila, nie zwracając uwagi na towarzysza, niezdarnie otworzyła torbę i wyjęła paczkę suszonego mięsa. Uznała, że tylko ono z zamrożonego jedzenia nada się do spożycia. Rozerwała opakowanie i wsunęła do ust sztywny pasek. Zanim z trudem przeżuła pierwszy kawałek, śnieżny schron, wyłożony skórami, był gotowy.

– Musi wystarczyć, bo nie ma czasu na nic lepszego. Do środka – zakomenderował mężczyzna. – I nie wychodź, póki po ciebie nie wrócę.

Posłusznie wgramoliła się do wnętrza prowizorycznego schronienia.

– A ty? – zapytała, wystawiając z kryjówki twarz. – Ciasno tu.

– Ja mam do pogadania z pewnym miśkiem, który przybył na krze z początkiem lata. Dawno straciłem jego trop, ale przy szczątkach twojego zaprzęgu ponownie go odnalazłem. Może w końcu sprawa się rozstrzygnie…

Odszedł. A wraz z nim resztki dobrej pogody, której miejsce zajęła zamieć.

Kamila nie wiedziała, jak długo siedziała skulona w jamie. Na przemian jadła i drzemała. Słysząc wycie wiatru, bała się choćby wyjrzeć. Dopiero gdy ucichło, zaczęła odgarniać świeży śnieg z zasypanego wyjścia. W końcu, ciężko dysząc z wysiłku, wyczołgała się w księżycowy blask. Spojrzała w rozgwieżdżone niebo i na moment zapomniała o zimnie i bólu, a Ainar wydał jej się sennym zwidem. Wspomniała dawne lekcje i odszukała wzrokiem Gwiazdę Polarną. Wierzyła, że da radę. Ruszyła przed siebie.

Szarpnięcie omal nie zwaliło jej z nóg. Ainar podtrzymał ją w ostatniej chwili. Kaptur zsunął mu się na tył głowy.

– Czy ty naprawdę nie rozróżniasz stron świata, dziecko? – zapytał z lekkim rozbawieniem w głosie. – Teraz idziesz na wschód, a mówiłem, że twój kierunek to południe.

– Komórka mi padła, GPS nie działa. A tu wszystko wygląda tak samo. Prowadzi mnie Gwiazda… – Umilkła na widok świeżej rany na czole Ainara, jednak nie zapytała o jej pochodzenie.

– Ech, wy nowocześni miastowi…

 

***

 

Gdy się ściemniło, a Kamila nie wracała, Anniken zaczęła się niepokoić o gościa. Znała swoje husky. Wiedziała, że potrafiły same trafić do domu. A jednak nerwowa atmosfera na farmie wzrastała z każdą chwilą.

Mężczyźni wsiedli na skutery i ruszyli na poszukiwania. Rozdzwoniły się telefony w sąsiednich gospodarstwach.

Björn rąbał drwa, gdy dostrzegł w pierwszych promieniach słońca nowego dnia samotną postać, mijającą pastwisko renów. Wbił siekierę w pieniek i, wołając matkę, pobiegł w kierunku idącej.

Nie zdążył złapać Kamili, gdy ta, wyczerpana i przemarznięta, potknęła się i runęła na ziemię. Björn pochylił się nad nią, a Anniken po chwili do nich dołączyła. Półświadoma Kamila spojrzała na mężczyznę.

– Wróciłeś, Ainar… – wymamrotała. Ściągnęła brwi i, nie zdejmując rękawicy, dotknęła dłonią twarzy mężczyzny. – Gdzie twoja blizna?

Björn, unosząc dziewczynę, spojrzał na matkę. Ta odpowiedziała:

– To przecież mój syn, Björn, nie Ainar. I nigdy nie miał blizny.

Szli w milczeniu w stronę domu, ale pewna myśl nie dawała staruszce spokoju. Po chwili zadumy zaczęła mówić:

– Znałam tylko jednego Ainara. Mojego dziada, który otrzymał imię na cześć legendarnego drenga, walecznego, acz o wątpliwej moralności. Dziad miał bliznę na lewej części twarzy. Opowiadał, że to pamiątka po nierozstrzygniętym spotkaniu z białym niedźwiedziem, który przydryfował na krze. Zwykł mówić do mnie „dziecko”. Ainar wyszedł z domu którejś zimy, sześćdziesiąt kilka lat temu, i nie wrócił. – Umilkła na chwilę. – Słuch po nim zaginął…

Słowa te wprawdzie dotarły do otępiałego umysłu Kamili, ale z ich znaczeniem dziewczyna nie umiała sobie na razie poradzić. Przyjdzie na to czas, gdy odpocznie.

Koniec

Komentarze

Brr, u mnie wreszcie dzisiaj trochę cieplej się zrobiło, a Ty mi fundujesz taki ziąb ;)

Fajne, podobało mi się. Początkowo myślałam, że to jakieś bóstwo się Kamilą zaopiekowało, ale Twoje rozwiązanie może nawet ciekawsze. Historia prosta, Ameryki nie odkrywa, ale dobrze się czyta. Wrócę do niej, kiedy/jeśli zaczną się upały ;)

A na razie kliczek :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Irko, dzięki za wizytę i kliczek i zapraszam nie tylko ponownie do tego tekstu, gdy upały zaczną Ci za bardzo dokuczać, bo mam jeszcze jeden zimowy i drugi, chociaż akcja dzieje się latem, to w klimatach całkiem chłodnych, a nawet lodowych ;)

Myślę, że od bóstw ciekawsze są duchy i demony, więc cieszę się, że i Tobie bardziej taka interwencja podeszła. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Tekst oparty na elementach, z którymi Cię kojarzę. A zatem pewna obrazowość, motyw podróży. Jest to pewnie opinia trochę na wyrost, bo opieram się w sumie na trzech tekstach. Generalnie widać jednak w tym pewną konsekwencję.

Motyw “podróży” tym razem bardziej dramatyczny. Mniej tu służy prezentacji obrazów czy miejsca, a bardziej nakreśleniu sytuacji bohaterki. Trudnych warunków z jakimi musi się zmagać i które bezpośrednio zagrażają jej życiu. Owa prezentacja działa jak trzeba. Można zarówno współczuć bohaterce, kibicować jej, jak i samemu, dzięki stymulowanej opisami wyobraźni, samemu solidnie zmarznąć. ;-)

Element fantastyczny dosyć nienachalny, tak bym to ujął, natomiast z całą pewnością istotny dla opowiadania. Przez nienachalność rozumiem taką jego lekką wtórność, przez którą trochę trudniej mu zawalczyć o pamięć czytelnika.

Historii czy opowieści jest w tym wszystkim jakby mniej. Skupiamy się od początku do końca na zmaganiach bohaterki, jej dążeniach i walce o powrót (zapomniałem jeszcze o pewnej tajemnicy związanej z Ainarem, bo ona też jest doskonale wyczuwalna – czytaj: interesująca). A choć opowiadanie zdaje się zbudowane na elementach dosyć typowych i w literaturze powszechnych, to jednak całość wypada fajnie.

Jasne, zgodnie z tym, co napisałem wcześniej, o moją pamięć w tym wypadku mocniej nie zawalczy (a celowo piszę “tym razem”, bo pamiętam jeszcze walkę o samodzielny tekst dla renifera przy Geofantastyce :-)), tym nie mniej jako taki niedługi tekst na raz sprawdza się wcale dobrze.

Tyle.

Pozdrowił i poszedł…

…upomnieć się o klika u podłych Użytkowników.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

CM, dobrze mnie kojarzysz :) Bo podróże i pisanie to część z moich hobby, które się wzajemnie przenikają i na siebie oddziałują.

Bardzo dobrze odczytałeś ten tekst – jakbyś mi siedział w głowie (mam zacząć się bać? ;))

Dziękuję – za wizytę, obszerny komentarz i upomnienie się – kłaniam się w pas.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Jaki piękny tekst, o zimnie, o nocy, o dziewczynie i… kimś jeszcze. :-) Fajnie napisany. Wszystko zdaje się takie rzeczywiste, prawdziwe. Mięsisty tekst. Nie udziwniasz, nie wymyślasz, lecz łączysz fikcję/wyobrażenia z realnością. 

Bardzo naturalnie napisany, poprawnie, nic bym nie wykreśliła, żadnego nadmiaru. Po prostu opowieść o pewnym zdarzeniu.

Lubię zimno, opisałaś nad wyraz plastycznie. :-)

Idę skarżyć do biblio, pozostając w nadziei, że użytkownicy zaliczą komentarz.

 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Asylum, ja też lubię zimno i znacznie lepiej i łatwiej mi się pisze w takich klimatach niż gorących. Z tego, co piszesz, to czuć – i z tego się cieszę :) 

Dzięki :) I na takie skarżenie ja się skarżyć nie będę ;) 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Dama w opałach, odcinek nr 666. Fabuła dupy mi nie urwała. Niemniej jednak i tak nie dane będzie mi usiąść, bo urwał mi ją klimat. U samej nasady, wraz z kością ogonową i lędźwiowym odcinkiem kręgosłupa.

Mógłbym napisać wiele, ale napiszę krótko: przed lekturą chciałem sobie walnąć Monsterka prosto z lodówki, a teraz idę sobie zrobić kawę. Gorącą.

Kolejny schłodzony czytelnik – jest. 

Pliszko-Czajko, lecę dzwonić rezerwować wizytę w szpitalu – celem przytwierdzenia urwanych części ciała. Bez nich trudno się żyje ;) 

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Coś mi się ten tytuł wydawał znajomy… ;-)

Babska logika rządzi!

Hmm… Wiem! Regularnie czytujesz Silmaris! Zgadłam? ;) 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Ciepło, ciepło… Cholera, ostatnio wszędzie mam tyły, nawet w Silmarisie. Buuu!

Babska logika rządzi!

Znam ten ból. Też mam tyły na różnych polach. Walczę jednak do upadłego. Na przykład wczoraj padłam przed dwudziestą trzecią… 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Według mnie autorka niestety nie przemyślała jednej kwestii. Mianowicie – razem z tekstem powinna być serwowana ciepła herbata ;)

A tak bardziej poważnie, czytało się przyjemnie. Najciekawiej prezentuje się część “survivalowa”, ładne zdania budują odpowiedni nastrój. EDYCJA (żeby uzasadnić klika): Najmocniejszą stroną jest obrazowe przedstawienie trudnej sytuacji, w której znalazła się bohaterka i pokazanie, jak słabnie fizycznie i psychicznie. Razem ze sprawnie zbudowanym klimatem (mróz prawie wychodzi przez ekran komputera), tworzy interesującą historię. Językowo bardzo dobrze.

Jeśli do czegoś miałbym się przyczepić, to trochę mniej przypadły mi do gustu wypowiedzi Anniken w końcówce. Chyba wolałbym, żeby te fakty zostały podane w lekko zmienionej formie (np. w bardziej żywym dialogu zamiast kilku zdań wyjaśnienia). Ale to szczegół, który nie zakłócił przyjemności z lektury.

 

PS. Nie sądziłem, że pod tego typu opowiadaniem może pojawić się komentarz zaczynający się od “Ciepło, ciepło…” A jednak ;)

Gorąca herbata, czekolada, kawa, grzane wino – co kto lubi – zaserwować może nie mam jak, ale życzę smacznego ;)

 

Jeśli do czegoś miałbym się przyczepić, to trochę mniej przypadły mi do gustu wypowiedzi Anniken w końcówce.

Wiem, zdaję sobie z tego sprawę. Jednak trzymał mnie limit, każda inna opcja rozciągała tekst ponad miarę i byłaby dyskwalifikacja. A jak napisałam w przedmowie – prezentuję tekst oryginalny, bez przeróbek. Taka jego uroda ;) 

 

PS. – Finkla potrafi ;) 

 

Dziękuję, Perruxie za wizytę i kilka słów po niej.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

PS. Nie sądziłem, pod tego typu opowiadaniem może pojawić się komentarz zaczynający się od “Ciepło, ciepło…” A jednak ;)

Pfff! Co to dla mnie! ;-)

Jak się pisze tyle komciów, to któryś musi być od czapy. ;-p

Babska logika rządzi!

Możliwe spojlery.

Nastrojowe, całkiem wciągające i w końcówce troszkę mroczne. Jest to jedno z tych opowiadań, że za drugim razem czytało by się zupełnie inaczej, wiedząc kim okazał się być ten pan ;p 

Tekst nie za długi, więc ode mnie też króciutko, zwłaszcza że większość już napisali poprzednicy. Podpiszę się pod tym, że zdania sklejasz rewelacyjnie, przez co tekst działa na wyobraźnię. 

Jak widać duszki nie zawsze muszą być złe ;p

Poniedziałkowy dyżurny również nawiedził spóźniony i pozdrawia!

 

 

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

Poniedziałkowy dyżurny wcale nie spóźniony – do 5 lipca jeszcze daleko ;) 

 

NearDeath, cieszę się, że mogłam pobudzić Twoją wyobraźnię :) 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Śniąca, przede wszystkim świetny tytuł. Masz bardzo przyjemny styl, piszesz obrazowo. Niezależnie od tego czy lubię zimę czy nie, opowiadanie bardzo mi się podobało:-) pozdrawiam

Olciatko, bardzo mnie to cieszy, że Ci się podobało :) 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Bardzo plastycznie napisane, tekst klimatyczny, rzeczywiście przejmuje chłodem. Ładnie nakreślona sceneria – to mnie urzekło. Fabularnie wstrząsu nie ma, na koniec wyjaśnienie wyłożone jest dość łopatologiczne, ale można przymknąć oko. Przyjemne opowiadanie, spokojne, obrazowe… No, tym klimatem mnie kupiło :)

deviantart.com/sil-vah

Bardzo się cieszę, Silvo, że przynajmniej klimat (mimo chłodu) Ci przypasował. Zdaję sobie sprawę, że moje fabuły dalekie są od porywającej doskonałości, ale ja prosta kobitka jestem, więc to może dlatego ;) 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Piękna pogoda za oknem, a ja czytam kolejne opowiadanie o zimie. Klimatyczne opowiadanie, przy lekturze aż czuje się mróz. ;) Kiedy opisałaś Ainara na podobieństwo postaci z komiksu, domyśliłam się, że on nie może być zwykłym człowiekiem, ale nie zepsuło mi to przyjemności z tej opowieści.

Ando, jeśli chciałaś nacieszyć się ciepełkiem, a ja Cię zmroziłam, to przepraszam ;) Jeśli jednak lubisz zimne klimaty – to czuj się tu jak u siebie :D

Cieszę się, że ta mała opowiastka sprawiła Ci przyjemność. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Niemal bezksiężycowa, pochmurna noc, a wokół, jak okiem sięgnąć, nic tylko śnieg, wiatr, przejmujący ziąb i jeszcze roztrzaskane sanie bez piesków… I w takiej osobliwej scenerii kazałaś Kamili przeżyć przygodę, której z pewnością nigdy nie zapomni.

Śniąca, jak każde Twoje opowiadanie, to także przeczytałam z przyjemnością, racząc się w trakcie przepysznym sorbetem truskawkowym. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

A, dziękuję, dziękuję, droga Regulatorzy :) Jakakolwiek by nie była temperatura sorbetu, to jednak truskawkowy lato na myśl przywodzi, więc mam nadzieję, że przy lekturze nie zmarzłaś ;) 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Chłód wiejący z ekranu wybornie konweniował z należycie zmrożonym sorbetem. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

To się cieszę, że wyszło wybornie :) 

Idę w takim razie myśleć nad kolejnym daniem.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Życzę powodzenia i doskonałych efektów. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie dziękuję, żeby nie zapeszyć, a efektami, jeśli będą zjadliwe, z pewnością się pochwalę ;) 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

A niech sobie będzie zjadliwe, byle było czytliwe. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

laugh

To właśnie miałam na myśli, ale burczący brzuszek wyzwolił zbyt dosłowne porównania kulinarne. Cóż, trzeba udać się do kuchni… 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Ok, przyznam, że fabularnie nie poczułem żadnego twista, a całe opowiadanie wydało mi się dość proste i łatwe do przewidzenia. Co nie znaczy, że złe :) Napisane świetnie, klimat zimy oddany pięknie, może to i szorciak, ale nie poczułem nigdzie ani nudy, ani niedopowiedzeń.

Podobało się :)

Zanais, fajnie, że mimo prostej fabuły szorciak Ci się spodobał. Zadowolony czytelnik zawsze cieszy :) 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Pomysł prosty, ale efektowny, idealny na szorta – sugestywnie oddany klimat jest, świetnie opisana zima jest, nieco mroczne, ale klimatyczne rozwiązanie jest. W pierwszym odruchu skrzywiłam się na rozwiązanie zagadki przedstawione w jednej kwestii dialogowej, z drugiej strony – też nic w tym złego, w tak krótkim tekście trudno byłoby budować suspens. Brrr, aż trochę mrozi, gdy pomyśleć, że Ainar tak od kilkudziesięciu lat gania za (najpewniej też) widmowym miśkiem. 

Idę zrobić sobie gorącej kawy :) 

Artemisio, idealny dzień (te upały…) wybrałaś na lekturę mojego szorciaka ;) Ale że aż tak zmroził, że gorąca kawa potrzebna? Nie lepiej na słoneczko wyjść? 

Cieszę się, że klimat zrobił swoje. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Już kolejna osoba donosi mi o upałach, a u mnie nad morzem niebo zasnute chmurami :(( ech, czasem mam wrażenie, że mieszkam w innej strefie klimatycznej. 

Kawa zawsze jest potrzebna! 

Czyli Ty z tej zimnej północy. Zamienimy się? U mnie w Zagłębiu jest ponad 30 stopni w cieniu…

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Znam to opowiadanie, z przyjemnością przeczytałam ponownie :)

Przynoszę radość :)

Opowiadanie jest plastycznym obrazkiem nadającym trochę chłodu podczas ostatnich gorących dni. Jednak nie jestem zadowolona z lektury, bo nie trafiła do mnie fabuła. Domyślam się, że postać Ainara nie miała zaskoczyć z powodu nadnaturalnego pochodzenia. Ale sam fakt mojego oczekiwania na odpowiedź kim był (a w głowie poszłam w kierunku Twojego rozwiązania) z lekkim “znudzeniem” – nie nastawiło mnie dobrze. Może to wynika z tego, że fabuła jest bardzo “in your face” – od początku do końca domyślam co się wydarzy i nie dostaję takiego tyci twista. Pewnie, nie musi go być. Jednak tekst nie jest dla mnie. Ale od strony technicznej, jest świetnie napisany. Konkretne zapisy zdań bardzo mi się podobały. 

Anet – :) 

 

Deirdriu – konia z rzędem i gwiazdkę z nieba za tekst, który zawsze wszystkim dogodzi ;) Przyjmuję do wiadomości, że fabuła nie podeszła, więc tym bardziej doceniam, że przeczytałaś i pozostawiłaś po sobie ślad w postaci komentarza. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Bardzo ładny i wciągający szort ze świetnie nakreślonym klimatem mroźnej północy. Rzeczywiście, da się przy nim zmarznąć :)

Zygfrydzie, cieszę się, że się podobało. Dziś już co prawda jest chłodniej (przynajmniej na Zagłębiu), ale na wcześniejsze upały powinien szorciak działać jak klimatyzacja ;)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Nowa Fantastyka