- Opowiadanie: MPJ 78 - Zagraniczny specjalista

Zagraniczny specjalista

Znajoma stwierdziła, iż dedykowane jej opowiadanie Nowe obrazy, jest fajne z męskiego punktu widzenia, ale niekoniecznie z kobiecego. Uwzględniłem te uwagi i dziś w ramach prezentu imieninowego dedykuje jej te oto opowiadanie ;)

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Zagraniczny specjalista

 Lena znana wśród elfów jako Loc'lah rankiem spoglądała z tarasu swojego skrywanego magią pałacu na jezioro. Wiosna, zapach kwiatów w których tonęły wszystkie galerie i balkony, głosy śpiewających ptaków to wszystko nastawiało ją optymistycznie do dzisiejszego dnia. Niestety, sielankę przerwał odgłos piłowanego na maksymalnych obrotach silnika motorówki. Jej sternik w niezrozumiały sposób przebił się przez wszelkie magiczne bariery i zabezpieczenia, po czym z potężnym hukiem roztrzaskał się na na filarze skrywanego magią mostu prowadzącego z wyspy na stały ląd.

– Posprzątajcie to.

– Tak pani. – Jeden z dworzan skinął głową.

– Nie zapomnijcie ustalić, jak temu człowiekowi udało się pokonać wszystkie ochronne bariery.

– Nie wiem, czy mamy dość materiału badawczego?

– Zbadajcie co się da, byle szybko, za dwie godziny powinna tu zawitać Askaela aep Daen i do tego czasu ma być posprzątane.

– Oczywiście wasza wysokość.

 

Dokładnie godzinę później na niebie pojawił się punkt. Szybko rozrósł się przybierając kształt sokoła szybującego w chmurach. Nie był to jednak ptasi książę przestworzy, ale niezwykły sterowiec. Gdy schodził do lądowania, wielkie skrzydła wolno złożyły się kryjąc w kadłubie. Prowadzony sprawną ręką usiadł na pałacowym dziedzińcu, a ze środka wymaszerowała wyszła Askaela.

– Witaj pani. – Skłoniła się przed panią lechickich elfów.

– Bądź pozdrowiona moja przyjaciółko. – Lena użyła formy powitania zgodnej z dworską etykietą. – Zechcesz towarzyszyć mi w spacerze.

– Oczywiście pani.

 

Pałacowe ogrody oszałamiały intensywną zielenią, feerią barw i zapachu kwiatów oraz chmarą kolorowych motyli. Alejki wyłożone starannie obrobionymi acz różnobarwnymi kamieniami pozwalały na bezszelestne poruszanie się wśród dźwięku ptasich treli.

– Cudowne miejsce – rzekła Askaela.

– To prawda – zgodziła się Lena. – A co tam u ciebie słychać, dzieci zdrowe?

– Cała szóstka jest w świetnej formie. Córki pomagają mi w prowadzeniu interesów wśród ludzi, dzięki temu już tylko dla przyjemności wpadam do mojego salonu motocyklowego popatrzeć na nowe modele Suzuki Hayabusa. Synowie zarządzają warsztatami, które dostosowują samochody i motocykle do potrzeb bardziej wymagających klientów. Na urodziny podarowali mi sterowiec, którym tu przybyłam.

– A mąż?

– Beznadziejnie zakochany od lat.

– Nadal prowadzicie misję w Afryce?

– Tak, staramy się tam dać dzieciom odrobinę normalności.

– Z tego co słyszałam masz na czarnym lądzie pewnych niezwykłych znajomych.

– Każdy jest niezwykły na swój sposób – odrzekła Daen.

– Potrzebuję kogoś kto pomógłby mi w pewnych kłopotach.

– Jakiego rodzaju? – Askaela zdawała się być zaskoczona.

– Ogród zieleni się tylko dzięki nieustannemu podlewaniu, jezioro cierpi, okoliczne lasy schną, moi entowie słabną od suszy. Wszyscy potrzebują deszczu.

– A miejscowi specjaliści?

– Pochwist w kółko narzeka, że mu brakuje płanetników i zamiast wykonywać swoją pracę, bawi się jakieś dziwne interesy z ludźmi. Perun może by i pomógł, ale ostatnio odkrył gry sieciowe i szaleje w jakieś strzelanki. Sama rozumiesz.

– Chyba tak.

– Znasz tam kogoś, kto za rozsądną cenę sprowadziłby mi tu tydzień porządnych opadów?

– Może Shango mógłby się tego podjąć, ale…

– Żadne ale, wynajmij go dla mnie.

– Pani on jest specyficzny – Askaela zawiesiła głos. – Preferuje osobiste negocjacje na swoim terenie – dodała.

– To umów nasze spotkanie i zawieź mnie tam. – Lena widząc niepewne spojrzenie swej znajomej dodała. – Jeśli to zrobisz, twoja najmłodsza córka będzie mogła przez pięć lat nieodpłatnie pobierać nauki w Akademii Wiedzących.

– Pani możesz być pewna mojego pełnego zaangażowania.

 

Askaela dotrzymała słowa. Niewątpliwie coś wspólnego z tym miał fakt, iż jej córka będzie poznawała wiedzę tajemną na uczelni, gdzie za miesiąc studiów płacono nie mniej niż kilogram złota. Tak więc ledwie pięć dni później sokoli sterowiec wylądował przed pałacem Loc'lah po to, by Lena i kilka osób jej świty mogło wstać i udać się w podróż do Afryki.

Ukryty magią statek powietrzny żeglował przestworzach wolniej i niżej niż samoloty rejsowe, ale jednak trochę wyżej niż czarownice na miotłach. Pozwalało to kontemplować piękno mijanych miejsc: zielone doliny, błękitne wstęgi rzek, migoczące lustra jezior, majestatyczne zamki na szczytach gór, białe ruiny dawnych świątyń rozsianych po wyspach na Morzu Śródziemnym. Ilekroć Lena zapragnęła dokładniej coś obejrzeć sterowiec zataczał wokół obiektu kręgi. Afrykańskie wybrzeże powitało ich zieleniącymi się palmami, za którymi ciągnęły się złote piaski Sahary. W końcu dotarli do założonej przez Askaelę nigeryjskiej misji mieszczącej się na pograniczu sawanny i lasów.

– Gdzie Shango? – Lena rozglądała się ciekawie po otoczeniu.

– W swojej twierdzy. Dałam mu znać, że przybywamy. Obiecał, że wyśle po nas konwój.

– Jest tu aż tak niebezpiecznie?

– W okolicy grasują bojówki Boko Haram.

– Dziwne miejsce na założenie misji.

– Tu była potrzebna. Jest bezpieczną przystanią dla dzieci ze spalonych wiosek, których rodzice zginęli. Tu chronią się kobiety, którym grozi porwanie przez bojówkarzy.

– Nie boisz się, że kiedyś napadną i twój ośrodek?

– Podjęłam szereg kroków by temu zapobiec. Staramy się mieć oko na okolicę – Daen wskazała na wieże obserwacyjne rozstawione dokoła misji. – Zawarłam też układ z Shango.

– Nie wyglądasz na zadowoloną z tego powodu.

– Bo choć nas chroni, to każe sobie płacić wyposażeniem oraz bronią i amunicją. Moim zdaniem jednego i drugiego w tych stronach jest stanowczo zbyt wiele.

 

Dalszą rozmowę przerwał przyjazd kawalkady pięciu steranych land roverów. Lena rzuciła okiem na osobnika, który wysiadł z pierwszej terenówki. Poruszał się z werwą typową dla młodych oficerów, rzucając głośne komendy i wymachując trzcinką niczym dyrygent batutą. Wyglądał jednocześnie egzotycznie i znajomo, jego wypastowane buty błyszczały jak lustro i w przeciwieństwie do pojazdów skrzypiały nowością. Mundur był w polskim kamuflażu, do tego nowy, czysty i wyprasowany. Szczegóły tego ostatniego wprawiły Loc'lah w stan lekkiego osłupienia. Gdy minął spytała telepatycznie Askaelę

– Dlaczego on ma bojówki zaprasowane w kant?

– To trochę moja wina – odrzekła Askaela.

– Rzuciłaś na niego jakiś urok?

– Ależ skąd. Po prostu w ramach opłat za ochronę dostarczyłam Shango duże ilości współczesnych polskich mundurów polowych. Nawet mu się spodobały, jego żołnierze też byli zadowoleni z ich jakości.

– A co to ma wspólnego z prasowaniem?

– Tutejsi dowódcy za ideał uważają angielskiego oficera z początków dwudziestego wieku. Jeśli tylko warunki pozwalają, to do niego dążą, stąd trzcinka w ręku i spodnie w kancik.

– Przecież tych spodni tak się nie nosi.

– Ogólnie nie, ale w tym przypadku tak.

 

Dalsze telepatyczne pogaduszki elfek przerwał obgadywany przez nie oficer. Stając przed nimi na baczność i mówiąc.

– Shango zaprasza panie do siebie i przysyła najlepszy wóz.

– Dziękujemy za wspaniałomyślność.

 

Najlepszy wóz Shango był równie wyeksploatowany co pozostałe, za to w środku miał na drewniane ławki rzucone zebrze skóry i okna obwieszone wisiorkami z kolorowych szkiełek. Droga do jego siedziby nie była taka zła, jak na tutejsze warunki. Trzęsło przeciętnie i w niecałe pół godziny elfki dojechały do twierdzy lokalnego specjalisty od burz. Położone na wzgórzu siedliszcze nie przywodziło na myśl średniowiecznych zamków, ale coś bardziej pierwotnego niczym pierwowzór starożytnych greckich murów cyklopowych. Niejako w kontraście do obwałowań na szczycie, dookoła wzgórza znajdowały się całkiem współczesne żelbetonowe bunkry, postawione tak, by wzajemnie wspierały się ogniem. Wewnątrz kamiennej fortecy czekał Shango. Ubrany był całkiem zwyczajnie w białą koszulę, takież spodnie, mokasyny i pasek z krokodylej skóry. Ten ostatni z nieco ekscentryczną srebrną klamrą. Ogólnie rzecz biorąc wyglądał jak mający lekką nadwagę, dobrotliwy jegomość w sile wieku. Lena zaczęła nawet mieć wątpliwości, czy ktoś taki podoła zadaniu. Wrażenie zniknęło, gdy wstał, by powitać gości. Poruszał się bowiem z gracją geparda.

– Witam panie w moich skromnych progach.

– Bądź pozdrowiony panie afrykańskich burz. – Askaela skłoniła się z gracją.

– Witam – krótko rzuciła Lena.

– Zapraszam na patio.

– Będziemy zaszczycone.

Chwile później gdy wszyscy zasiedli w bujanych fotelach wokół stołu zastawionego serwisem do herbaty, tak delikatnym, że ścianki filiżanek były niewiele grubsze od płatków róży.

– Słyszałem, że twoja przyjaciółka ma dla mnie malutką fuchę. – Shango, mówiąc to, nalał wszystkim herbaty z porcelanowego dzbanka.

– Moje jezioro i lasy potrzebują deszczu, a miejscowi spece zawodzą.

– A gdzie to jest?

– Proszę spojrzeć – Askaela rozłożyła mapę z zaznaczonymi na niej terenami znajdującymi się pod opieką Loc'lach.

– Ile pani będzie sobie życzyć tego padania?

– Tak z dwa tygodnie porządnego deszczu.

– Niedobrze – zafrasował się Shango.

– Dlaczego? – Zdziwiła się Lena.

– Bardzo długo, by mnie tu nie było, a to oznacza, że moi żołnierze pozwolili by sobie na rozprężenie, a Boko Haram mogliby się o tym dowiedzieć i zaatakować.

– Krótsze opady nie wiele dadzą – stwierdziła z rozczarowaniem Loc'lach.

– Może podkręcenie intensywności deszczu pozwoli na wypracowanie kompromisu? – Askaela starała się ratować sytuację. – Jaka jest średnia u nas?

– Coś około pięćset pięćdziesięciu milimetrów na metr rocznie – odrzekła Lena.

– Zaokrąglamy do sześciuset by się łatwiej liczyło – zaproponował Shango. – To daje jakieś dwadzieścia pięć milimetrów na dwa tygodnie. Tyle to jak obskoczę jedną burzą.

– Woda nie zdąży wsiąknąć – zaprotestowała Lena.

– To zrobię serię burz przez dwa dni, z kilkugodzinnymi odstępami.

– Brzmi rozsądnie.

– Pozostaje kwestia ceny.

– O jakiej kwocie mówimy?

– Nie potrzebuję pieniędzy, tylko trzy setki tych karabinów, co mi tu już parę razy dostarczyła Dean i po sto pięćdziesiąt naboi na każdy.

– Jakich karabinów? – Lena spojrzała na Askaelę?

– Kiedy w okolicy nasilały się ataki Boko Haram i porozumiałam się z Shango, co do obrony misji, zauważyłam, że jego żołnierze mają broń poklejoną taśmą, pordzewiałą, a nawet poskręcaną drutem. Toteż w ramach wynagrodzenia, tym którzy mieli chronić placówkę dostarczyłam kilkanaście polskich beryli.

– Są fajne – wtrącił Shango – i potrzebuję ich więcej.

– Trzysta sztuk to bardzo dużo – zauważyła Lena.

– W sam raz za tyle deszczu. Weźcie pod uwagę, że chmury z których ten deszcz spadnie, będę musiał ciągnąc przez kawał świata. To mnóstwo pracy. – Shango spojrzał na elfki wzrokiem tak zmęczonym, jakby już przepchał te chmury na miejsce.

– Dobrze, niech będzie te trzysta sztuk, ale modę dać, góra po dziewięćdziesiąt pocisków na każdy – odrzekła Lena.

– Niech będzie, moja krzywda – Jęknął zbolałym głosem Shango, choć tak naprawdę, to wiedział, iż bez problemu załatwi amunicję od miejscowego rządu. – Spiszmy umowę.

 

Lena patrzyła z okien swego pałacu na burzę siekącą deszczem, jezioro i okoliczne lasy. Czuła jak nabierają sił entowie i inne leśne istoty, jak regeneruje swe nadwątlone moce jezioro. Wraz z poprawą ich kondycji rosła też jej moc. Znikało zagrożenie, że kolejna motorówka z naćpanym sternikiem rozbije się o filary skrytego magią mostu na wyspę. Koszt tego wszystkiego był żaden. Trzysta beryli i dwadzieścia siedem tysięcy naboi to tyle, ile otrzymała ostatnio za jeden z obrazów Apoloniusza Delfa. Moc zaś pomoże w pomnażaniu majątku. Sekretem pałacu była instalacja, wykorzystująca kryształ Argusa i laser wielkiej mocy. Oświetlana nim ołowiana sztaba parowała, zaś po skropleniu zamiast ołowiu otrzymywało się złoto, o ile magicznie kontrolowało się równomierność procesu.

 

Shango był szczęśliwy, sprowadzenie deszczu dla Loc'lah było fraszką. Dwadzieści pięć milimetrów wody na metr kwadratowy, to drobiazg, gdy jest się panem tropikalnych burz. Wynagrodzenie, które za to otrzymał już leciało sokolim sterowcem do Afryki. Wkrótce jego wojownicy zniszczą kilka baz Boko Haram. Na muzułmańskie wioski, z których ta organizacja czerpała rekrutów padnie strach. Ich mieszkańcy będą się bać, a ich strach da mu więcej mocy. Najważniejsze było, aby ten strach dotyczył konkretnie jego, a nie jakiegoś rządu w dalekiej stolicy. Mundury i kamizelki kuloodporne dostarczone przez Askaelę miały niespotykany w okolicy kamuflaż, co już wyróżniało jego ludzi. Efekt psuły stare kałasznikowy. Co z tego, że mimo prowizorycznych napraw wciąż skutecznie zabijały. Taką broń mieli w okolicy wszyscy. Teraz to się zmieni, a jego wojsko będzie się odróżniać od innych, a strach będzie dawać mu moc, coraz więcej mocy.

 

Askaela aep Daen, w cieniu baobabu malowała pejzaż. Obok, w szkole dzieci ze spalonych wiosek uczyły się, czytać, pisać, zakładać opatrunki. Za tydzień czy dwa uruchomi szwalnię, oraz warsztat samochodowy. Najstarsze z sierot będą się uczyć w nich fachów, które w przyszłości powinny im dać chleb. Zdawała sobie sprawę, co planuje Shango i co może wyniknąć z dłuższej współpracy afrykańskiego bożka burz z Panią Jeziora. Broni było tu i tak zbyt wiele. Sięgnęła po komórkę.

 

Perun z dumą patrzył na ekran komputera. Klan „Wojów Grzmisławskich” znów wygrał bitwę w „World of Tanks”. Fakt, odrobinę oszukiwał, wchodząc na łącza i sprawiając, że prędkości transferu jego przeciwników nieco spadały, ale i tak wygrana cieszyła. Rzucił okiem na telefon. Ktoś przysłał mu esemesa, kilka słów, które sprawiły, że natychmiast oderwał się od gry.

 

Pochwist, jako Zefiryn Pochwistowski prowadził agresywne negocjacje z kolejnym zarządem ekofundacji. Ci bossowie byli wyjątkowo oporni i uparcie odmawiali podziału dochodów z walki ze smogiem. Zzieleniały prezes ekologów, choć charczał i dusił się, próbował załadować do pistoletu nowy magazynek. Było to idiotyczne, bo pociski z poprzedniego przeleciały przez Zefiryna, nie czyniąc mu krzywdy. Nagle tuż obok Pochwistowskiego zjawił się Perun i na dzień dobry potraktował ekologów wyładowaniem elektrycznym, na tyle silnym, by ludzie stracili przytomność.

– Co jest? – Pochwist spojrzał na swego kumpla.

– Czytałeś?

– A co miałem czytać?

– Patrz. – Preun pokazał mu esemesa.

– Jak ona mogła! – Zefiryn wyraźnie się zdenerwował. – Przecież obiecaliśmy jej te deszcze i burze. Mogła chwilę poczekać, a nie latać po obcych.

– Sprawdziłem. Obiecywaliśmy jej od pół roku.

– No tak, trochę czasu minęło, ale wiesz jak to jest, zawsze coś.

– Wiem. Niemniej, od tej pory będziemy musieli się przyłożyć, bo inaczej zacznie tu się szarogęsić ten zagraniczny specjalista. 

Koniec

Komentarze

Jej sternik w niezrozumiały sposób przerwał wszelkie magiczne bariery i zabezpieczenia i z potężnym hukiem roztrzaskał się na na filarze skrywanego magią mostu prowadzącego z wyspy na stały ląd.

– Nie zapomnijcie ustalić, jak temu człowiekowi udało się przerwać wszystkie ochronne bariery.

Bardziej mi pasuje, że przedarł się przez magiczne bariery, bo jak je przerwał, to tak jakby przestały istnieć w tym momencie.

 

Dokładnie godzinę później na niebie pojawił się punkt. Szybko rozrósł się przybierając kształt sokoła szybującego w chmurach. Nie był to jednak ptasi książę przestworzy, ale niezwykły sterowiec. Gdy schodził do lądowania, wielkie skrzydła wolno złożyły się kryjąc w kadłubie.

Rozrósł się fizycznie czy po prostu był coraz większy, bo się zbliżał? I czy skrzydła w sterowcu były tylko dla kształtu?

Pałacowe ogrody oszałamiały intensywną zielenią, feerią barw i zapachu kwiatów(-,) oraz chmarą kolorowych motyli.

na nowe modele Suzuki Hayabusa.

Z wielkich liter, bo to nazwa.

 

Dalszą rozmowę przerwał przyjazd kawalkady pięciu steranych land roverów. Lena rzuciła okiem na osobnika, który wysiadł z pierwszej terenówki terenówki. Poruszał się z werwą typową dla młodych oficerów, rzucając głośne komendy i wymachując trzcinką niczym dyrygent batutą.

Steranych? Powtórzenie, poza tym, czy rzucanie komend to dość potoczny zwrot moim zdaniem.

 

Potem są bojówki w kant, hahaha. Śmiech jest pozytywny, zaznaczam. :D

Niejako w kontraście do obwałowań na szczycie, dookoła wzgórza znajdowały się całkiem współczesne żelbetonowe bunkry, postawione tak(+,) by kryły się wzajemnie ogniem.

Nie wiem czy „pokrywały się wzajemnie ogniem” jest prawidłowe. Rozumiem, że chodzi o to, by miały pełne pole ostrzału i by mogły pokrywać martwe pola innych bunkrów ale wygląda to jakby miały do siebie nawzajem strzelać.

Wrażenie znikło, gdy wstał(+,) by powitać gości.

Ała, zniknęło!

– Słyszałem, że twoja przyjaciółka ma dla mnie malutką fuchę. – Shango, mówiąc to(+,) nalał wszystkim herbaty z porcelanowego dzbanka.

– Może podkręcenie intensywności deszczu pozwoli na wypracowanie kompromisu? – Askaela starała się ratować sytuację. – Jaka jest średnia u nas?

– Coś około pięćdziesięciu pięciu centymetrów na metr rocznie – odrzekła Lena.

Wielkość opadów jest z reguły podawana w mm. Lubuję się w geografii i opadów w centymetrach nigdy nie widziałem. Poniżej też są centymetry.

– Jakich karabinów? – Lena spojrzała pytająco na swą przyjaciółkę?

Narrator nie pyta

 

Zwróciłem uwagę na opowiadanie, bo nikt go nie skomentował. A szkoda, bo dobrze się czytało. Ogólnie pomysł na opowiadanie bardzo mi się podobał. Ciekawe połączenie różnych światów i osób, które je zamieszkują. Przyjemna lektura łącząca wątki elfie i słowiańskie ze współczesnością w Afryce.

 

 

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Dziękuję za opinię i jutro postaram się nanieść poprawki

Cześć. Spodobał mi się pomysł i gratuluję wyobraźni. Widzę w tym opowiadaniu potencjał na coś dłuższego. Niestety na razie przypomina mi bardziej streszczenie. Nie zdążyłem poznać bohaterów, ich emocji, motywacji, dylematów. Rach, ciach, koniec.

Mam też wrażenie, że obawiasz się, że czytelnik może czegoś nie zrozumieć i na wszelki wypadek podajesz wszystko na talerzu. Jednak skutek jest przeciwny. Wkradają się wątpliwości. Już na początku dostaję informację, że pałac jest chroniony przez magię. Mnie osobiście takie wyłożenie nie podoba się, ale nie traktuję tego jako uchybienie. Taki styl i koniec. Ale… sternik przerywa wszystkie zabezpieczenia (magiczne), po czym roztrzaskuje łódź o filar, który jest chroniony przez magię. To przerwał wszystkie, czy jednak nie.

Serio, boleję nad tym, że tak szybko przeleciałeś przez tą historię. Wierzę, że któregoś dnia usiądziesz i zrobisz z tego coś znacznie dłuższego.

Hej! Największym atutem tekstu jest z pewnością sam pomysł. Ciekawe, wręcz szalone zestawienia motorówek, elfów, bogów, karabinów itd. Zakończenie też całkiem całkiem. ALE. Z jednej strony fajnie, że zrobiłeś taki miszmasz, z drugiej jednak nie znalazłem żadnego wyjaśnienia dla niego. Skoro czytam o jakiejś alternatywnej historii, o elfach w Afryce itp. to chciałbym chociaż trochę poznać ich historie. Dowiedzieć się, skąd wzięło się to czy tamto. A nie wyjaśniasz niczego. No i jak już ktoś wspomniał, brakło bohaterów z krwi i kości. Nie znamy za bardzo ich historii, emocji, nic, co pomogłoby się zaangażować. Tekst więc ciekawy, ale żeby był naprawdę dobry, trzeba by parę ważnych kwestii mocno podkręcić i dopisać. Pozdrawiam!

Faktycznie fajne opowiadanie, a przepadłoby mi w poczekalni, gdyby nie komentarz Sagitta. Co prawda pod względem językowym jest dość sporo do podszlifowania (nie robiłam łapanki, ale trochę rzeczy rzuciło mi się w oczy), ale lektura była przyjemną rozrywką. Takiego miksu to dawno nie widziałam – elfy w Afryce! I to z karabinami.

– Jak ona mogła! – Zefiryn wyraźnie się zdenerwował. – Przecież obiecaliśmy jej te deszcze i burze. Mogła chwilę poczekać, a nie latać po obcych.

– Sprawdziłem. Obiecywaliśmy jej od pół roku.

Bardzo rozbawił mnie ten fragment :D

deviantart.com/sil-vah

Sagitt część błędów skorygowałem. Co do sterowca. Wyobraźnia podsunęła mi obraz czegoś co w locie ma rozkładane skrzydła, trochę w stylu samolotów, zaś przy lądowaniu by zmniejszyć rozmiary chowa je wewnątrz kadłuba. Może to trochę bez sensu w przypadku sterowców, które z natury rzeczy są duże ale… :)

 

ManeTekelFares oraz Realuc co najmniej Lena przewijała się w innych moich opowiadaniach “Nowe obrazy “, “Sprawa M. “ W nich było trochę więcej o realiach tego świata.

 

Silva dziękuję za opinię :) 

 

Z tym sterowcem to było tylko pytanie. ;) Nie wszystko tu musi wyglądać normalnie, wręcz jest to niewskazane. 

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka