- Opowiadanie: Oleks24f - Świt Czasu

Świt Czasu

Dobra, po nieudanym opowiadaniu, pora na coś poważniejszego. Pierwszy rozdział mam nadzieję, że książki, nad którą ostatnio wiele pracuje. Heh, o ile będę miał do niej dalszy zapał i motywację to na pewno ją dokończę. A to się okaże po krytyce, osób czytających moją grafomanię jak by to określił Andrzej Pilipiuk. 

Dzięki za poradniki, pisania dialogów, dzięki nim w świadomy sposób będę od tej pory wyszukiwał błędy jakie popełniałem ;) 

Oceny

Świt Czasu

Rozdział.1. Ciekawość – pierwszy stopień do piekła

 

Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich”

 

Friedrich Nietzsche (1844-1900)

 

Przed Mileniami, za siedmioma wszechświatami…

Aż po krańce horyzontu, gdzie okiem tylko sięgnąć rozciągał się nieskończony ocean bez brzegów. Mienił się wszystkimi kolorami tęczy.

Z niespokojnej powierzchni, wydobywały się bańki. Dziecko puszcza takie wiosenno letnią porą. Miały przeróżne rozmiary, wyrastały z nich raz po raz wypustki, to się w nich chowały. Wszystko było tu myślą i przez nią sterowane.

Pomiędzy bańkami. Przemieszcza się coś obcego, złowieszczego, mrocznego. Nie posiadająca ustalonej formy czarniejsza od nocy, masa. Trafnie określało ją słowo-ciemność. Raz miała kształt korkociągu, raz chmury, wyrastały z niej wielkie szponiaste łapy.

Chwytały w przerażający uścisk kolorowe bańki, wysysały z nich myśli i kolory. Te z nieznośnym jękiem pękały. Masa była nienasycona, niczym wielka spirala prześlizgiwała ku kolejnym, by je wyssać. Niezmiennie od eonów.

Raptem ów niezwykły taniec, przerwał, odległy błysk. Punkt w którym nastąpił leżał niezmiernie daleko i wysoko nad morzem. Przykuło to uwagę ciemności.

Nie wiedząc, jak naprawdę daleko się znajduje, wyciągnęła jedną ze szponiastych łap by go pochwycić.

Lecz choć, jak by daleko, jej nie wyciągała, nie była w stanie dosięgnąć. Rozjuszona tym faktem, zaczęła się do niego zbliżać. Ten zdawał się od niej oddalać.

Im bardziej uciekał, tym ciemność kuszona jego schwytaniem, zostawiała w tyle morze, bańki, dom.

Minęły całe eony, nim ciemności wydało się, że go pochwyciła. Światło od niego bijące, dawno temu zgasło, nie było już baniek, morza, myśli.

Ciemność, znalazła się w zupełnie innej przestrzeni. Zamiast morza rozciągało się tu jedenaście wymiarów. Rozszczepiło ją na wszelkie możliwe stany. Zawieszona, pomiędzy nimi. Narodziny pierwszego Kota Schrodingera. Próbowała się wydostać, lecz nie było odwrotu, uwięziło ją tam. Koniec. Amen.

Wokół niej pojawiły się struny, wibrujące coraz szybciej i szybciej, aż pomiędzy nimi zapanowała harmonia. Niektóre zamknęły się w pętle, skurczyły do punktu. W okamgnieniu osiem z jedenastu wymiarów, zwinęło się nie wiedzieć czemu, do mikroskopijnych rozmiarów. Pozostałe trzy, zwiększyły niewyobrażalnie rozmiary, ekspandując w nieskończoność. Ad infinitum. Ciemność najwyraźniej była świadkiem rodzenia się, czegoś…? Zupełnie nowego. Szponiaste łapy próbowały złapać uciekającą przestrzeń, lecz nie mogły. Część z nich zerwała się i rozproszyła. Ciemność skurczyła pozostałe, odczuwając ból.

Pojawiały się nowe światła, będąc rozszczepioną, była wszędzie i nigdzie. Widziała, jak światła te przekształcały się w kolejne przestrzenie. Znów jedenaście wymiarów, znów struny. Lecz co to? Nie osiem ale jeden, pięć, sześć, wszystkie jedenaście pierwotnych wymiarów zwijało się, to ekspandowało zależnie od miejsca.

Przestrzeń wokół niej stała się niezwykle różnorodna. Takiej różnorodności nie widziała jeszcze nigdy, przedtem. I działo się tak w nieskończoność…

 

 

14.09. 2025 Roku Pańskiego,

Pierwsza w Nocy Czasu Miejscowego,

Opuszczona Plantacja Tytoniu – Kuba,

 

– Trzy…dwa…jeden…Tom, na pewno włączyliście z chłopakami kamery w piwnicy? – syknął, machając przed obiektywem kamery ręką. By wyostrzyć obraz.

– Jop, stary, wszystko włączone, możemy zaczynać – odpowiedział, wyłączając krótkofalówkę.

– Oby, pamiętasz tą nawiedzoną latarnię na wschodnim wybrzeżu. – Z lekkim uśmiechem, przypomniał sobie, wcześniejsze śledztwo.

– Trzy…dwa…jeden… – powtórzył, odliczając na palcach. – Witam, kochani, tu śledczy Collins. Jesteśmy, w nawiedzonej posesji na dawnej plantacji tytoniu. Posesja jest już od prawie 300 lat opuszczona. Resztki plantacji nadal są widoczne wokół ruin. Ze śledczym Harrisem, spróbujemy nawiązać kontakt z być może zamieszkującymi to miejsce bytami. Przeprowadzimy standardową sesję sb7. – Jego przyjaciel, pomachał ręką do kamery.

– Reszta ekipy, zeszła właśnie do piwnicy, gdzie zamontowaliśmy zespół 5 kamer, w tym jedną na podczerwień. Chłopaki przeprowadzą tam sesję EVP. To co odpalamy radyjko, Phil ? – Tom zapytał z widocznym uśmieszkiem.

– Odpalamy, nie ma co tracić czasu. – Phil, wstał z klęczącej pozycji w jakiej siedział z trzymaną w dłoni kamerą. – Jak pamiętacie kochani. Radio duchów, to zwykłe radio, bardzo szybko przeszukujące cały zakres fal radiowych, zewsząd nas otaczających.

Niebieskie urządzenie, przypominające trochę granat z wyciągnięta zawleczką, wydało mało przyjemny, głośny szum.

…szszsz…

– To co teraz słyszycie, to tak zwany biały szum. – Tom, dodał, stojąc za Philem.

– Będziemy w nim szukać głosów duchów – uzupełnił Phil.

– …szszsz…

– Przychodzimy do was z szacunkiem. Oczekujemy od was tego samego. – Phil zasłonił ręką głośnik urządzenia.

– …szszsz…

– Czy jest tu dzisiaj, ktoś z nami ?

– …szszsz…tak…szszsz…nie…szszsz…ma…szszsz… – W białym szumie, dało się słyszeć pojedyncze, zniekształcone słowa.

– Tak? Nie? – Tom, zastanawiał się na głos. Robił przy tym minę zdziwionego nastolatka.

– Być może, stary. Być może. – Phil, odpowiedział.

– Jesteś kobietą, czy mężczyzną?

-…szszsz…byłam…szszsz…

– Kobieta! – krzyknęli, przysłuchując się z uwagą, niewyraźnym, pojawiającym się słowom.

– Zechcesz zdradzić, nam swoje imię? – Phil, drążył dalej.

– …szszsz…mojej…szszsz…– Gniewny, męski głos, przebił wyraźnie, przez szum.

– To nie brzmiało przyjaźnie. Jesteś właścicielem plantacji? Umarłeś tu? Dalej tu, przebywasz? Nie chcesz, czy nie możesz odejść do światła? – pytał, nieustępliwie.

Ze ściany za nimi, poleciało kilka cegieł.

– O Kurwa Mać! Stary, to było za nami! – Phil, obrócił się gwałtownie za siebie, kierując snop światła latarki, w kąt z którego dochodził hałas.

Tom zobaczył orba. Przeleciał szybko obok nich.

– Phil, stary! Pierwszy raz, widzę, by był aż tak wyraźny! Możliwy do ujrzenia gołym okiem. – Złapał przyjaciela za ramię, by odwrócił się do przodu.

– Chcesz nasz przestraszyć?– Phil, rzucił odważnie. – Mam nadzieję, że złapałeś to wszystko na kamerze. To ty zrzuciłeś te cegły za nami? Boisz się nas ?

-…szszsz…wymiar…szszsz…wymiary…szszsz…

– O kurwa, stary ale to było wyraźne! Wyraźne w chuj! – Z ciarkami na plecach, skomentowali wyraźny, głos. Trudno było określić, czy należał do kobiety, mężczyzny, albo czegoś innego, trudnego do nazwania. Jednoznacznego sklasyfikowania, czegoś o nieznanej proweniencji.

 

14.09. 2025 Roku Pańskiego,

Siódma Rano Czasu Miejscowego,

Dworzec Kolejowy – Kuba,

 

Czekali na pociąg. Mieli przed sobą 5 godzin podróży, na lotnisko.

Phil niecierpliwił się, kiedy będzie mógł zapalić Lenigtona. Specjalnie kupił droższy bilet, w przedziale dla palących. Towarzysze, amatorzy nieznanego przekomarzali się, robiąc głupie żarty i uwagi.

– Stary, weź zabierz te łapy. Przestań to nie jest śmieszne! – Max, bronił się przed niewybrednymi żartami.

– Oj kochanie, daj się pocałować, wyglądasz tak pociągająco. – Jerry zawsze miał specyficzne poczucie humoru.

– Phil powiedź temu idiocie by się, w końcu kurwa uspokoił. Te jego kretyńskie żarty z udawaniem geja, zaczynają mnie wkurwiać! – Max, zwrócił się z prośbą.

Phil uśmiechnął się, wkładając ręce w kieszenie, brązowego płaszcza. Wiedział, że chłopaki muszą odreagować, odciągnąć myśli od śledztwa. Nawiedzonej plantacji na którą wybrali się, aż na Kubę. Pod żadnym pozorem, nie wolno było przyzwyczajać się do tego miejsca. Byty tam przebywające, mogły pójść za nimi.

Głęboko westchnął, zamykając oczy. Pod powiekami, tańczyły mu różnokolorowe wzory, fraktale. Istna tęczowa mozaika, podlegająca dynamicznej tesselacji.

– Phil, stary…Ej, ocknij się…pociąg przyjechał. – Tom, szarpał go za ramię.

– Tak…tak…tak… – Ocknął się jak by ze snu. – Już? Przecież minęło pięć minut. – Czuł się dziwnie, nie spał, wiedział o tym. Zamknął tylko na chwilę oczy.

– Stary, pięć minut ? Kurwa, minęło czterdzieści! Z chłopakami zastanawialiśmy się, co ci jest.

Wchodząc do pociągu, niepewnie popatrzał za siebie. Wpadłem w trans? Tu na peronie? – Pokiwał przecząco na boki głową. Nie, to na pewno zmęczenie.

Zacierając ręce z uśmiechem, wyrażającym czystą ekstazę, usiadł na fotelu, obok kumpli.

– Idę zajarać. Kurwa, całe wieki na to czekałem. Macie, na wierzchu dyktafon z sesji EVP w piwnicach? Przesłuchał bym na bieżąco materiał. – Wyciągnął z kieszeni płaszcza, upragnioną paczkę. Długich białych Leningtonów.

– Odpocznij, wycisz się. Nie wchodź w to za bardzo. – Tom, doradził mu, patrząc na niego wzrokiem nadopiekuńczej matki.

– Jasne, jasne Mamo. Nie ucz ojca, dzieci robić – odpowiedział, ze zjadliwym, ironicznym uśmieszkiem. – Dzięki, niedługo do was wrócę chłopaki. – Wziął dyktafon, podany przez Maxa.

Nareszcie mógł zapalić, opuścił okno w ścianie przedziału. Zapalając czuł się niczym, podczas seksu z ukochaną Emily.

– Obiecałem jej, że rzucę to w diabły. W pizdu. – Popatrzał na Leningtona. – Ostatnia paczka – zaśmiał się, głośno wspominając. Mówił to już, chyba z milion razy.

Odsłuchiwał sesję EVP, która wchodzi w zakres szerszej ITC. Na pytania zadawane przez chłopaków w piwnicach, nie padła niestety żadna konkretna odpowiedź. Słychać było ledwie słyszalne jęknięcia, westchnięcia.

– Nudy, nic specjalnego. Ale, dobre i takie dowody – mruknął do siebie, biorąc kolejnego bucha.

– Szukamy zmarłych, co?

– Hę ? – Odwrócił głowę z opuszczonego okna. Obok niego stała, siedemnastolatka. Miała żółtą bluzkę z głębokim dekoltem, jeansy, wysokie niebieskie szpilki.

– Znam cię z You Tuba, oglądamy z koleżankami twoje filmy z nawiedzonych miejsc. Powiedź jak tworzycie, te wszystkie efekty? Zdradź szczegóły. Buu..stuknięcia. Cii,cii słyszę kroki, tam coś łazi. – Dziewczyna, śmiała się żując gumę, w wyraziście umalowanych na różowo ustach.

Phil zmierzył ją od góry do dołu wzrokiem, ubiór, pofarbowane na niebieskawo włosy, okulary przeciwsłoneczne, dały mu do myślenia, że ma do czynienia z jedną z tak zwanych gwiazdek facebooka czy instagrama. Kurwa Mać, dokąd zmierza ta młodzież. – Pomyślał w głębi duszy.

– Dziecko nie mam ochoty tłumaczyć ci skomplikowanych koncepcji, wykraczających poza trójwymiarowe paradygmaty Euklidesa, mechanistyczny obraz świata pozostawiony nam w spadku po Kartezjuszu, Newtonie. – Odwrócił głowę w kierunku okna. Wyrzucił peta, który zniknął gdzieś za mknącym pociągiem. Zamknął okno, chowając paczkę Leningtonów, dyktafon do kieszeni płaszcza. – Których i tak byś zapewne niezrozumiała.

– A co tam masz? Pokaż, pokaż !!! – Nastolatka, żywo zainteresowała się, tym co właśnie schował.

– Nic. Gdzie w ogóle są twoi rodzice? Puścili cię samą w podróż po Kubie? – zapytał, udając, że nie słyszy co mówiła.

– Heloł! Pojechałam z moją najlepszą przyjaciółką i jej rodzicami, ok? – powiedziała z manierą, bogatej, paniusi, której wydaje się, że wszystko można.

Phil skrzywił się w grymasie zażenowania.

– Jak dorośniesz i zmądrzejesz porozmawiamy o parapsychologii.

– Boże, jaki z ciebie nudny, boomer. Na filmikach, wydawałeś się być taki cool, zabawny i w ogóle.

Phil już jej nie słuchał, nie miał w zwyczaju wdawać się w dyskusje z raz po raz zaczepiającymi go małolatami. Nie był zadowolony, że oglądają jego filmy, widzą w nich tylko horror, dobrą zabawę. Nie taki był ich cel, poruszał bowiem odwieczne pytania ludzkości. Co się z nami dzieje po śmierci? Czy da się nie łamiąc praw fizyki – bez odnoszenia się do transcendentalnych wymiarów egzystencji, skomunikować ze zmarłymi ?

Po przylocie na lotnisko, musieli przyzwyczaić się do różnicy czasowej. Śledztwo, należało do tych średnich. Cieszyli się, że udało się im w końcu pojechać. Zrealizować pierwszy materiał za granicą. Czekali na to prawie 6 lat istnienia kanału, 6 długich lat odkładania pieniędzy z donejtów, od wspierających patronów.

 

15.09.2025 Roku Pańskiego,

Wieczór,

Dom przy Awenure 64B,

 

– Hej, kochanie jestem.

– Już wróciłeś? Jak śledztwo, mój ty detektywie? – Emily, wyszła go przywitać. Długie rude włosy, zaczesane miała na boku w kucyk. Głęboko zielone oczy, kontrastowały z czernią lakieru na paznokciach.

– Jestem padnięty, szybko tylko coś zjem, wezmę prysznic i idę spać. – Dała mu namiętnego buziaka, wyrażającego, że się za nim stęskniła.

– Wszystko w porządku w domu? – zapytał.

– Raczej tak. – Emily, odwróciła wzrok.

– Raczej? – Choć potwornie zmęczony, Phil podniósł zaniepokojony brew.

– Nie chciałam cię martwić przed wyjazdem – westchnęła.

– Co się stało, mów! – powiedział stanowczo, patrząc na nią przeszywająco.

– Lily, chodzi o Lily. Terapia nic nie dała, dalej ma problemy z interakcją społeczną w przedszkolu.

– Jak tylko odpocznę, zmontuje materiał, pomyślimy co z tym zrobić. Obiecuję, kochanie. – Odwzajemnił buziaka partnerki.

– Lily, nie mogłaby mieć lepszego ojca, niż ty. – Emily, pogładziła go palcem po nosie, uśmiechając się czule…

 

13.09. 2025 Roku Pańskiego,

Rano,

Przedszkole,

 

Po odwiezieniu Phila na lotnisko. Pożegnaniu wsiadających do samolotu chłopaków, wróciły do centrum miasta.

– Kochanie wrócę do ciebie po południu. Bądź grzeczna i słuchaj pani. – Emily prosiła 5 letnią córkę, odwożąc samochodem do przedszkola.

– Mamo, muszę tu siedzieć z innymi dziećmi ? Nie mogłam bym zostać w domu? – Lily, zapytała wzdychając. Różnobarwnymi oczkami spoglądała w krople deszczu uderzające w szybę auta.

– Hm, a co to za pytanie, kochanie? – Emily, spoglądając w górne lusterko, widziała córkę jak zawsze zamyśloną, nad czymś tylko dla niej dostępnym – w jej umyśle.

– Nie chcesz spotkać się z innymi dziećmi ? Pobawić z nimi ? Kochanie macie u siebie w przedszkolu takie zabawki, że nawet ja ci zazdroszczę, że już nie jestem dzieckiem – próbowała zachęcić córkę.

– Nie interesują mnie zabawki. – Lily, odpowiedziała krótko.

-Dzień dobry, przywiozłam Lily, będę po nią koło 17, ok? Kończę wtedy zajęcia na uczelni. – Emily, przywitała przedszkolankę.

– Jasne, pani Evans– Collins.

-Dzień dobry słońce. Śliczna jak zwykle, chodź przywitasz się z resztą dzieci.– Przedszkolanka, wzięła Lily za rękę. Odwracając głowę, widziała machającą na pożegnanie Emily.

– Co tam masz dzisiaj ciekawego, skarbie? – Przedszkolanka, zapytała widząc zeszyt i długopis jakie Lily trzymała w ręce.

– … – Lily zamrugała oczami.

– Na pewno coś ważnego, skoro wzięłaś to dzisiaj ze sobą. Hm, może pokażesz to reszcie dzieci ? – zasugerowała.

– Mhm… – Lily pokręciła głową, mocniej przyciskając je do siebie.

Dzieci w wieku Lily, radośnie bawiły się zabawkami w przedszkolu. Grupka chłopców, wyrywała sobie nawzajem z rąk zieloną kolejkę.

– Dawaj to! Słyszysz, to moje!

– Nie bo moje, widziałem ją pierwszy!

– Proszę pani, on nie chce dać mi kolejki!

Grupka dziewczynek, bawiła się w dom ubierając lalki.

– Za chwilę do ciebie wrócę, Lily. Zobacz zabawki, dołącz do dzieci.

– Eh – Lily, westchnęła, siadając przy jednym z żółtobrązowych stolików. Otworzyła zeszyt i zaczęła pisać. Reszta dzieci patrzyła na nią ze zdziwieniem.

– Czemu nie bawisz się z resztą dzieci? – Przedszkolanka zapytała, wracając do sali. Widziała, że Lily przez cały czas tylko coś pisze. – Popiszesz sobie później, teraz się pobaw.

– Niech pani mi to odda! – Lily wrzasnęła na całą salę. – Przerwała mi pani, opisywanie hiperprzestrzeni!

– Hiper…czego? Lily, nie ma czegoś takiego, nawet nie wiem jak to nazwać. Uspokój się proszę i pobaw z dziećmi.

– Nie, nie, nie! Nie będę się z nimi bawić! Nie, nie, nie! Chcę, wrócić do domu! – Lily, zaczęła płakać, tupać nogami i krzyczeć.

– Lily! Lily! Proszę cię byś się natychmiast uspokoiła. Twoja mama wróci po ciebie dopiero popołudniu.

– Niech pani, odda mój zeszyt! Muszę dokończyć ten opis! – Lily próbowała wyszarpać go z rąk zszokowanej zachowaniem przedszkolanki.

Emily przyjechała do przedszkola po 17, tak jak obiecywała. Uderzyło ją to, że w drzwiach wejściowych stała przedszkolanka.

– pani Collins, musimy porozmawiać.

– Coś się stało? – Zaniepokoiła się Emily.

– Nie tutaj, chodźmy do biura. Chciałabym pani coś pokazać.

Zdezorientowana Emily szła z przedszkolanką. Lily siedziała obok szafek z kurtkami, butami na zmianę. Dzieci wesoło witały się z rodzicami. Lily była tu jedynym wyjątkiem. Siedziała na ławce bezwiednie machając nogami.

– Lily, kochanie, zaraz będę. Muszę tylko na chwilę, pójść z panią, na górę. Dobrze? – Podeszła do córki, przytulając ją na przywitanie.

– Ok, mamo. Pamiętaj, będzie ci mówić o hiperprzestrzeni. – Lily, wyraźnie na dźwięk tego słowa, się rozweseliła. – Nie przejmuj się, tym mamo, że nie będziesz rozumiała co to znaczy. Tylko nieliczni są w stanie pojąć istotę jedenastu wymiarów czasoprzestrzeni.

– Nie za bardzo rozumiem o czym mówisz kochanie. – Emily, udała opanowanie, przed córką.

– Wiem o tym, mamo. – Lily, wtuliła się w Emily. Rozmowa o tym najwidoczniej sprawiała jej czystą przyjemność.

Przedszkolanka czekała na Emily przy schodach prowadzących na pierwsze piętro.

– Niech pani siada – powiedziała, siadając za mahoniowym biurkiem. Emily usiadła z drugiej strony.

– Coś się stało, coś z Lily? Wiem, wiem ma kłopoty z dostosowaniem się do reguł, norm. Próbujemy z mężem, robić co można by ją aktywizować społecznie.

Kobieta słuchała uważnie tego co mówi Emily, po chwili sięgając do szafki za sobą.

– Chciała bym by zobaczyła pani co Lily robiła rano. Nie chciała bawić się z dziećmi, cały czas tylko siedziała i pisała to. – Oczom Emily ukazały się przedziwne wzory, symbole, rysunki. Część podpisana była jako całki, inna jako m– wymiarowe tensory.

– Co to ma być? Nic z tego nie rozumiem co tu jest napisane. Lily naprawdę to wszystko napisała ?

– Tak, proszę pani. Wie pani co to? Czysta matematyka !! Lily nazwała to hiperprzestrzenią. Sama nie wiedziałam co to, ale jak wpisałam w wyszukiwarce wyskoczyły mi strony poświęcone M-Teorii.

– M– Teoria? Może wzięła to z bajek. Wie pani, te współczesne bajki to takie koszmarki. Nie to na czym ja, a pani już w ogóle się wychowałam. Bajki z morałem, humorem.

– Nie pani Collins, to ścisły opis twierdzeń tej teorii, by go zrozumieć trzeba mieć skończony minimum doktorat z fizyki teoretycznej.

– Boże! – Emily, nie dowierzała przeglądając zeszyt córeczki. Przyjrzała się rysunkom, przedstawiały potężne drzewa, rozgałęziające w górę. Ich gałęzie stanowiły kule. Obok nich widniały symbole, zapewne coś znaczące.

– Muszę poruszyć jeszcze jedną kwestię, zachowanie Lily. Gdy zwróciłam uwagę, zabrałam na chwilę zeszyt, dostała szału. Krzyczała, tupała, płakała. Rzuciła się na mnie, chciała mi wyrwać zeszyt z ręki.

Emily słuchała z przerażeniem o tym jaką awanturę zrobiła rano Lily z powodu głupiego zabrania zeszytu.

 

21.09. 2025 Roku Pańskiego,

Rano,

Pokój Phila,

 

Phil odpalił laptopa, zaparzył ulubioną mocną kawę, wyciągnął z kieszeni prochowca paczkę Leningtonów. Emily pojechała na zajęcia na uczelnie. Lily musiał zawieść do poradni pedagogicznej dla dzieci ze stwierdzonym Zespołem Aspergera. Był sam w domu. Zmontowanie filmu ze śledztwa na plantacji tytoniu, trochę mu zajęło. Musiał przejrzeć zebrane dowody, odpocząć po podróży, dojść do siebie, ochłonąć. Puścić wolno niczym myśli w zen, podniecenie jakie wiązało się z pierwszym zagranicznym śledztwem paranormalnym.

– Taką kawę lubię, czarną niczym niewolnicy z Kongo w XIX wiecznej Ameryce. Aż ten mój czarny humor – rzucił rasistowskim żartem. – Takie lubię, niepoprawne politycznie, czasem chamskie. – Zapalając długiego Leningtona, odpalił filmik o opętaniu, który podesłał mu wczoraj wieczorem, Tom. Wraz z krótkim opisem sytuacji.

– Obczaj ten materiał. Mocny jest, mówię ci. Nie wiem co ten ziomek robił, że takie gówno się do niego przyczepiło. Rzadko kiedy widuję, aż taki Attachment. – Filmik przedstawiał mężczyznę w wieku coś koło 28 lat. – O gość jest w wieku Emily. – Phil założył nogę na nogę, rozsiadając w fotelu. Pociągając papierosa, popijanego małą czarną, wsłuchał się w opowieść.

– Nazywam się Edgar, ostatnio na domówce jednego z kumpli po pijaku, bawiliśmy się tą słynną…Jezu, nie, tylko nie to, znów słyszę tą muzykę! Jebane skrzypce gdzieś z tyłu mnie! Pani ich nie słyszy? Niech pani powie, że je słyszy, błagam!` – Edgar, zaczął świrować. – Nic nie słychać, Edgarze. – Edgar, kochanie spokojnie, tylko spokojnie, pamiętaj. – Brunetka z zaplątanymi do tylu dwoma warkoczami, siedziała obok chłopaka. Trzymała za ramię, najwyraźniej wspierała w trudnym dla niego momencie życia.

– Pewnie jego dziewczyna. Musi być z niej niezła agentka w łóżku, ostry makijaż, maniera dżagi, aparycja i sposób bycia mówią o tym aż nadto wyraźnie. – Phil skomentował z lekko szelmowskim uśmieszkiem.

– Bawiliśmy się słynną Tabliczką Quija.

– Normalnie geniusze kurwa, na trzeźwo by tego używać trzeba wiedzy i doświadczenia, a ci po pijaku się nią bawili. Takich tylko do nagrody Darwina, za 2025 rok dać. – Phil, kontynuował seans, raz po raz dosmaczając go kawą i papierosem.

– …Nie znowu słyszę tą jebaną muzykę. – Edgar, niespokojnie rozglądał się na boki, za siebie.

– Słyszę, ją od tego czasu w nocy i za dnia. Płynie wprost z ciemności – mówiąc to rozpłakał się, niczym mała dziewczynka. Skrył twarz w dłoniach. – Jedynie w słuchawkach, mam od niej spokój.

– Co się dziwisz idioto, po pijaku przyczepia się do ciebie najgorsze gówno. Trzeba było czytać Księgę Duchów Kardeca, to byś wiedział, a nie teraz płakał. – Phil nie wytrzymał, by nie skomentować tego co słyszał.

– Boże, coś mnie dotknęło, jakaś zimna łapa! – Edgar, cały podskoczył. – W tej chwili Edgarze? – Prowadząca wywiad zapytała. – Przecież tu siedzę kochanie obok ciebie i niczego nie widziałam. – Zdziwiona dziewczyna Edgara, próbowała go uspokoić.

– Phil, podniósł brew, zaciekawiony. – Powiesz co się stało, z twoimi durnymi kolegami ?

– Boże, Jezu, teraz już wiem dlaczego Ed, Murphy i Jeff popełnili samobójstwo! – Edgar, nie mów tak, jesteśmy tu wszyscy by ci pomóc. – Kochanie, co ty mówisz?!

– Zależy ci na nim, czy tylko na tym, że nikt nie będzie miał cię jak posuwać. – Phil rzucił seksistowską uwagą.

Trzymając papierosa w ustach napisał komentarz pod filmem. – Dobór naturalny, kochani. Przynajmniej będzie mniej debili na planecie. Niech to będzie przestroga dla wszystkich bawiących się w kontakt z niefizycznymi wymiarami egzystencji. Istnieje jedna, ale to kurewsko ważna zasada. Przeprowadza się sesje EVP, Sb7, a nie jebane okultystyczne seanse. Nie wywołuje się niefizycznych bytów, zamiast tego stara się z nimi skomunikować. I niech żaden debil, nie pisze mi że to jedno i to samo.

Spojrzał na zegar, wiszący nad biurkiem. – Fuck, jak ten czas zapierdala. Trzynasta, czas jechać po Lily. Moją małą księżniczkę. – Wyciągnął się jak kot. Zgasił peta w popielniczce, dopił kawę. Wstając wziął brązowy płaszcz.

Koniec

Komentarze

Dobra, po nieudanym opowiadaniu, pora na coś poważniejszego. Pierwszy rozdział mam nadzieję, że książki, nad którą ostatnio wiele pracuje. Heh, o ile będę miał do niej dalszy zapał i motywację to na pewno ją dokończę. A to się okaże po krytyce, osób czytających moją grafomanię jak by to określił Andrzej Pilipiuk.

 

Nie chcę zabrzmieć jak maruda, hejter czy ktokolwiek taki, ale pewnej rzeczy nie rozumiem. Jesteś kolejną osobą u której to widzę.

Pojawia się na portalu ktoś nowy. Wypuszcza opowiadanie (bez bety, bo po co), koniecznie zaznaczając, że to fragment książki, która powstała/powstaje. Fanfary. Czerwony dywan sam się rozwija.

 

Nie wiem jak wygląda Twoja twórczość ale wydaje mi się, że branie się za książkę bez wcześniejszego ogarnięcia w krótszych formach – jest trochę bezsensu. Może i są tacy, którzy mają taki zmysł i umiejętności, by wyczarować książkę bez wcześniejszego pisania ale odrzućmy skrajności.

 

Mówię to także jako osoba początkująca w pisaniu. Nie wiem nawet czy będę to kontynuował bo nie wiem, czy się w ogóle do tego nadaję. Nie muszę umieć wszystkiego przecież.

 

Piszesz o motywacji i zapale ale jesteś na najlepszej drodze, by je stracić, próbując porywać się na wielkie rzeczy bez zaplecza. Skąd takie moje stwierdzenie? Bo sam napisałem jedno opowiadanie, które jest w becie i to już było zderzenie ze ścianą, to coś takiego co Ty robisz może, choć nie musi, być upadkiem z urwiska. Na beton. Na główkę.

 

Przechodząc do tekstu:

Aż po krańce horyzontu, gdzie okiem tylko sięgnąć rozciągał się nieskończony ocean bez brzegów.

Coś co jest nieskończone z reguły nie ma brzegów.

Z niespokojnej powierzchni, wydobywały się bańki. Dziecko puszcza takie wiosenno-letnią porą.

Ciemność najwyraźniej była świadkiem rodzenia się, czegoś…?

Pytasz czytelnika co nastąpiło?

– Trzy…dwa…jeden…Tom, na pewno włączyliście z chłopakami kamery w piwnicy? – syknął, machając przed obiektywem kamery ręką. By wyostrzyć obraz.

[…] ręką, by wyostrzyć obraz.

– Reszta ekipy (-,) zeszła właśnie do piwnicy, gdzie zamontowaliśmy zespół 5 kamer, w tym jedną na podczerwień. Chłopaki przeprowadzą tam sesję EVP. To co odpalamy radyjko, Phil ? – Tom zapytał z widocznym uśmieszkiem.

Liczba kamer powinna być zapisana słownie.

Niebieskie urządzenie, przypominające trochę granat z wyciągnięta zawleczką, wydało mało przyjemny, głośny szum.

Nie widziałem niestety nigdy niebieskich granatów.

 

– To co teraz słyszycie, to tak zwany biały szum. – Tom, dodał, stojąc za Philem.

– Będziemy w nim szukać głosów duchów – uzupełnił Phil.

– …szszsz…

– Przychodzimy do was z szacunkiem. Oczekujemy od was tego samego. – Phil zasłonił ręką głośnik urządzenia.

Nazwałbym inaczej postać Phila, bo pada on zbyt często.

 

Nadużywasz przecinków, stawiając je w miejsca gdzie nie powinny być:

– Jesteś kobietą, czy mężczyzną?

-…szszsz…byłam…szszsz…

– Kobieta! – krzyknęli, przysłuchując się z uwagą, niewyraźnym, pojawiającym się słowom.

– Zechcesz zdradzić (-,) nam swoje imię? – Phil (-,) drążył dalej.

– …szszsz…mojej…szszsz…– Gniewny, męski głos (-,) przebił się wyraźnie (-,) przez szum.

– To nie brzmiało przyjaźnie. Jesteś właścicielem plantacji? Umarłeś tu? Dalej tu (-,) przebywasz? Nie chcesz, czy nie możesz odejść do światła? – pytał, nieustępliwie.

– Chcesz nasz przestraszyć?– Phil (-,) rzucił odważnie. – Mam nadzieję, że złapałeś to wszystko na kamerze. To ty zrzuciłeś te cegły za nami? Boisz się nas ?

Czekali na pociąg. Mieli przed sobą 5 godzin podróży (-,) na lotnisko.

Liczebnik słownie, jak wyżej.

– Stary, weź zabierz te łapy. Przestań (+,) to nie jest śmieszne! – Max (-,) bronił się przed niewybrednymi żartami.

– Oj kochanie, daj się pocałować, wyglądasz tak pociągająco. – Jerry zawsze miał specyficzne poczucie humoru.

– Phil powiedź temu idiocie(+,) by się (-,) w końcu(+,) kurwa(+,) uspokoił. Te jego kretyńskie żarty z udawaniem geja (-,) zaczynają mnie wkurwiać! – Max (-,) zwrócił się z prośbą.

Phil uśmiechnął się, wkładając ręce w kieszenie (-,) brązowego płaszcza. Wiedział, że chłopaki muszą odreagować, odciągnąć myśli od śledztwa. Nawiedzonej plantacji na którą wybrali się, aż na Kubę. Pod żadnym pozorem, nie wolno było przyzwyczajać się do tego miejsca. Byty tam przebywające (-,) mogły pójść za nimi.

Zacierając ręce z uśmiechem, wyrażającym czystą ekstazę, usiadł na fotelu, obok kumpli.

– Idę zajarać. Kurwa, całe wieki na to czekałem. Macie(-,) na wierzchu dyktafon z sesji EVP w piwnicach? Przesłuchał bym na bieżąco materiał. – Wyciągnął z kieszeni płaszcza (-,) upragnioną paczkę. Długich(+,) białych Leningtonów.

– Jasne, jasne Mamo. Nie ucz ojca, dzieci robić

mamo*

– Hę ? – Odwrócił głowę z opuszczonego okna. Obok niego stała (-,) siedemnastolatka.

Dziewczyna, śmiała się żując gumę, w wyraziście umalowanych na różowo ustach.

To zdanie wygląda, jakby tą gumę żuła w ustach, a nie w jamie ustnej.

Kurwa Mać, dokąd zmierza ta młodzież. – Pomyślał w głębi duszy.

Dlaczego mać z wielkiej litery?

 

Głęboko zielone oczy, kontrastowały z czernią lakieru na paznokciach.

Jeśli coś ze sobą kontrastuje to musi znajdować się w miarę blisko siebie. Moja czarna bluza, którą na sobie mam kiedy siedzę w domu nie może kontrastować z białym samochodem sąsiada pod blokiem.

– Raczej tak. – Emily(-,) odwróciła wzrok.

– Raczej? – Choć potwornie zmęczony, Phil podniósł zaniepokojony brew.

[…] podniósł brew zaniepokojony.

Po odwiezieniu Phila na lotnisko. Pożegnaniu wsiadających do samolotu chłopaków, wróciły do centrum miasta.

Nie rozumiem tych zdań.

-Dzień dobry, przywiozłam Lily, będę po nią koło 17, ok? Kończę wtedy zajęcia na uczelni. – Emily (-,) przywitała przedszkolankę.

Zmieniłbym to przywitanie, bo dała jej jeszcze informacje więc nie tylko ją witała.

– Jasne, pani Evans– Collins.

Nikt nie mówi do kogoś przy użyciu dwóch nazwisk w normalnej rozmowie.

– … – Lily zamrugała oczami.

Jej dialog to wielokropek?

– Zależy ci na nim, czy tylko na tym, że nikt nie będzie miał cię jak posuwać. – Phil rzucił seksistowską uwagą.

Zbędny, moim zdaniem, przymiotnik seksistowski. Po tym co powiedział to wiadomo.

 

Początek to jedno, wątek Phila to drugie, wątek córki to trzecie. Mało połączeń co powodowało, że nie wiem w sumie czego dalej można się spodziewać. Brak wyraźnie zarysowanego kulminacyjnego momentu. Nadużywasz przecinków, wszystkich miejsc nie wymieniłem. Bardzo dużo wulgaryzmów, które są rzucane często od niechcenia. Nie robiłeś sprawdzenia, a wiem to po tym, że są różne dziwne konstrukcje zdań. Umiejscowiłeś część akcji na Kubie, tylko ona nie jest pokazana. Jest tylko plantacja tytoniu i tyle. Brak mi klimatu tamtych terenów.

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Może zamiast fragmentu/rozdziału napisz porządnie opowiadanie? Na pewno ktoś zerknie.

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka