- Opowiadanie: Simeone - Brzytwa

Brzytwa

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Brzytwa

– Tato! Mamo! Gdzie jesteście? – chłopięcy i przerażająco martwy głos dotarł do uszu Ethana budząc go z mocnego snu. Chwilę zajęło mu ogarnięcie swoim niewybudzonym umysłem, kogo to głos, ale szybko sobie przypomniał. Był to głos jego 12 letniego syna, który zapadł w śpiączkę 5 lat temu. Aby nie zajmować miejsca w szpitalu, Ethan wraz ze swoja żoną postanowili przytrzymać przy życiu ukochanego syna w domu. Od tego momentu co jakiś czas słyszy jego głos. Teraz, jednak Ethanowi serce stanęło w gardle, ponieważ jego syn nigdy nie pytał się „gdzie jesteście?”, ani nawet „co się dzieje?”. W ogóle nie zadawał pytań – po prostu mówił o tym, jak tęskni i jak bardzo chciałby wrócić do rodziców.

– Czy możecie do mnie podejść? – spytał strachliwie dziecięcy głos. Wywołało to w Ethanie uczucie niepokoju. Niby wiedział, że jest to wymysł jego umysłu, ale z drugiej strony takie odstępstwo od normy wydawało mu się niepokojące, a nawet przerażające. Ludzie lubią, gdy wszystko jest na swoim miejscu, a nawet drobne odstępstwa od normy wydają im się niepokojące. Nie inaczej było z Ethanem, który próbując przezwyciężyć stres poszedł do kuchni napić się wody. Ta czynność wydawało się banalna i taka rzeczywiście była, ale pomagała mu ułożyć swoje myśli w głowie.

– Tato? Czy to ty? Możesz do mnie przyjść? – powiedział głos, a po plecach Ethana przebiegł dreszcz. Jego syn nigdy nie zwracał się konkretnie do niego. Po prostu mówił posyłając swoje słowa w pustkę licząc na adresata. Aż do dzisiaj. Światła automatyczne zapaliły się w niedużej kuchni rzucając swój blask na kubki i szklanki położone w równych rzędach w zmywarce. Ethan sięgnął po jedną z nich i nalał sobie wody. Och, jak dobrze! – pomyślał kiedy ciecz przelała się przez jego gardło. Wziął jeszcze trzy łyki i odstawił szklankę. Powoli wyszedł z kuchni i kiedy znalazł się na korytarzu zobaczył otwarte drzwi od sypialni jego ukochanego syna. Jestem pewien, że je zamykałem – pomyślał Ethan i szybkim, chociaż niepewnym krokiem udał się w stronę drzwi. Cały czas towarzyszyło mu dziwne uczucie, że ktoś go potajemnie obserwuje. I to nie było takie wrażenie jakie mają lwy w zoo oglądane przez setki ludzi dziennie, tylko takie, jakie odczuwają ofiary obserwowane przez płatnych zabójców, szpiegów i agentów.

– Tato! Chodź szybko, wiem, że jesteś niedaleko! – powiedział wesoło chłopięcy głos. Ethan znowu odczuł przerażenie – jego syn nigdy nie wiedział, gdzie jest. Nigdy nie zwracał się do „osoby w salonie” albo „osoby w łazience”. Ethan przyśpieszył kroku odczuwając buzującą w nim nieprzyjemną adrenalinę.

– Chodź! Jesteś coraz bliżej! – zachęcał go głos. Ethan zaczął truchtać i truchtem wbiegł do sypialni swojego syna. Spojrzał na łóżko – jego syn w nim był.

***

 Ethan odetchnął z ulgą i puknął się w czoło na znak jakie głupie pomysły przyszły mu do głowy. Musiałem nie zamknąć drzwi – pomyślał siadając w fotelu obok swojego syna. Popatrzył na jego zgrabną twarzyczkę przykrytą kosmykiem blond włosów i szczerze się rozpłakał. Potok tłumionych przez wszystkie lata łez w jednej chwili potoczył się po jego twarzy i spłynął lądując na koszulce chłopca. Ethan wyjął chusteczkę z szafki obok łóżka i wysmarkał nos, a potem żałosnym i kruchym głosem powiedział:

– Przepraszam… Przepraszam Rafi… – załkał i przez jego głowę przebiegło wspomnienie, w którym pierwszy raz tak nazwał syna. Było to zdrobnienie od Rafaela. Ethan przytulił się do swojego syna popłakując cicho, licząc, że jego żona nie wróci właśnie teraz z nocnej zmiany. Nie chciał, żeby go takiego widziała – zasmarkanego, zapłakanego i przytulonego do nawet nie mówiącego przyjaciela. Ethan spojrzał na zegarek – była 2:32, czyli pora, o której powinno się spać. Kiedy tylko o tym pomyślał zmorzył go ubłagany sen.

***

 Ethan obudził się po raz kolejny w trakcie tej nocy. Tym razem jego spokój zachwiany został przez dźwięk otwieranych drzwi, które niczym alarm ostrzegawczy przypomniały mu o tym, że nie chce, aby ktoś widział go w środku nocy z synem. Byłem już u psychologa i wszystko ze mną dobrze – powiedział sobie w myślach. – Nie muszę tam wracać – dodał do swojej myśli. Obawiał się, że jego żona, Hannah, uzna, że nie radzi sobie bez syna i każe mu odwiedzić doktora Stanleya. Ethan z tą myślą szybko przebiegł przez korytarz do swojego pokoju i zamknął go na klucz. Tej nocy chciał być sam.

 Ethan bardzo dobrze odgadywał kto idzie przez korytarz na bazie odgłosu stóp, ale ten odgłos zdecydowanie nie przypominał mu o kimś bliskim. Musi być bardzo zmęczona – pomyślał Ethan, ponieważ słychać było, że osoba krocząca korytarzem stawia stopy bardzo powoli i… ostrożnie? To słowo – OSTROŻNIE – wzbudziło w nim przerażenie. A co jeśli to złodziej, który wkradł się do domu i teraz spokojnym i ostrożnym krokiem przechadza się pomiędzy pokojami rabując wszystko, co się da? A co jeśli po drodze do domu spotkał Hannah i ukradł od niej klucz? A co jeśli stała się jej krzywda? A co jeśli… Dość! – krzyknął stanowczo, lecz wyjątkowo cicho blokując swoje następne złe myśli.

– Tato! Mamo! Na pomoooc! – krzyknął przeraźliwie głos, którego Ethan nie pomyliłby z żadnym innym. To był głos Rafiego. To był głos jego syna. Błagał go o pomoc. Jakby zapominając o tym, że ten głos prawdopodobnie jest urojeniem Ethan wyskoczył z pokoju trzymając jako broń nóż, którym wieczorem smarował kanapki w pokoju. Przebiegł przez korytarz i kiedy tylko zobaczył czarną postać stojącą tyłem do niego nad aparaturą Rafiego wbił mu nieduży nóż w plecy.

***

– Rwaa!!! Aghrrr… – z ust dźgniętego nożem włamywacza wydobył się przerażający i nieludzki odgłos. Ethan widział w trakcie pobytu Rafiego w szpitalu wiele przykrych śmierci, ale jeszcze żaden człowiek nie wydał tak okrutnego odgłosu.

– Przyszedłem ci pomóc, a ty wbijasz mi nóż w plecy? – powiedział z żalem włamywacz. Ethan zmierzył go wzrokiem – ubrany był w stylowy, lecz stary i mocno zaniedbany płaszcz. Na górze płaszczu widać było przyszyty kaptur, który okrywał głowę przybysza.

– Ja… Jak się… Kim ty do cholery jesteś!? – zapytał równie rozzłoszczony, jak zmieszany Ethan. – I czy możesz mi wytłumaczyć dlaczego właściwie jesteś w moim domu? Tylko odwróć się i pokaż tę mordę! – w momencie, w którym Ethan wymówił te słowa włamywacz odwrócił się i chwycił mężczyznę za czaszkę, a następnie rzucił nim o ścianę. Działo się to na tyle szybko, że nie udało się mu zauważyć jego twarzy, jednak leżąc już na ziemi usłyszał słowa wypowiedziane przez tajemniczego włamywacza:

– Tonący brzytwy się chwyta. A brzytwa przyszła na czas.

***

Ethan od dawna przestał się łudzić, że ktoś pomoże Rafiemu i każdy przejaw chęci pomocy (choć Ethan nazwał by to chęcią zarobku na ludzkim nieszczęściu) traktował jako niepotrzebną przeszkodę. Jego syn został potrącony przez samochód i wskutek tego zapadł w śpiączkę. Od tego momentu minęło wiele lat, a Ethan dalej rozmyślał nad tym, jakby jego życie wyglądało, gdyby żółty cadillac nie postanowił przejechać swoimi niedużymi kołami po równie niedużym, lecz o wiele bardziej kruchym ciele Rafaela – jego syna.

***

– Co, gdzie ja jestem? Znaczy co, co się stało? – spytał Ethan masując szczękę powolnymi ruchami rąk. – Co… ty… – nie był szczególnie wystraszony, ale zaskoczyła go szybkość reakcji włamywacza i właściwie dopiero dochodził do siebie. Zauważył też, że znajduje się na krześle przy stole, a z drugiej strony stołu patrzą na niego czujne oczy nieznajomego włamywacza. Ethan popatrzył się w nie. Na pozór wydawały się ludzkie, jednak po dłuższym przyjrzeniu się zauważył w nich coś nieludzkiego i… dzikiego? Nie wyglądały na oczy mordercy, a raczej zwierzęcia i to takiego rozzłoszczonego.

– Witam cię… – powiedział przeciągle włamywacz. – Przepraszam za tą nagłą… reakcję – powiedział to zaskakująco niskim tonem, w którym dało się wyczuć wyraźną, aczkolwiek subtelną nutę rozgoryczenia i zarzutu kierowanego do rozmówcy. – Ale musi pan wiedzieć – teraz jego ton był zdecydowanie bardziej smutny, aż dało się w nim wyczuć żal w stosunku do adresata. – Że ja bardzo nie lubię, kiedy ktoś robi coś wbrew mej woli – powiedział tym razem ostro i agresywnie.

– Ale, co ty robisz w moim domu!? – spytał ze złością Ethan.

– Przyszedłem ci na ratunek – powiedział włamywacz. – A raczej na ratunek twojego syna.

– Nie! – krzyknął Ethan, a jego głos gotowy był na zastraszenie rozmówcy. – Mam dość tych cholernych idiotów próbujących naciągnąć mnie na pożyczki, abym nigdy w życiu się nie wypłacił! – jego głos był pełen zarzutów, lecz odważny. – Nikt nie da rady uratować mojego syna! Nikt!

– Ależ panie Ethanie… Ja nie oczekuję, żeby mi pan uwierzył bez twardych dowodów…

– Jakich dowodów?

– A takich – powiedział włamywacz takim sposobem, w jaki aktorzy z reklam zwracają się do osoby oglądającej telewizję, a następnie pokazał na drzwi od kuchni. Stał w nich Rafi, Rafael, syn Ethana.

***

 Po Ethanie przebiegł zimny dreszcz. Momentalnie złapał się za serce, ponieważ zaczęło mu się wydawać, że za chwilę umrze na zawał. Usiadł na krześle i przetarł oczy. To musi mi się wydawać, musi! – pomyślał, ale spojrzał jeszcze raz na swojego syna. Wydawał się żywy, to nie mogły być zwidy. A nawet jeśli były, to dlaczego by nie pocieszyć się chwilą nawet fałszywego szczęścia? – pomyślał Ethan, chociaż zwykle stronił od fałszywego szczęścia i preferował brutalną prawdę.

 Rafi stał w drzwiach kuchni. Ethan nie wytrzymał i rzucił się biegiem do przodu biegnąc przez kuchnie. Objął swoimi rękoma nieduże, choć o wiele większe niż w dniu, w którym zapadło w śpiączkę ciało i popłakał się. Łzy szczęścia, które zdawało się być fałszywe popłynęły strumieniem po obu policzkach. Rafi również objął swojego tatę, chociaż zdawało się, że bardziej pilnuje wyrażanych emocji.

– Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę – powiedział Ethan ledwo mogąc wymówić te słowa. – Czekałem na ten moment od tak dawna – dodał i znowu zaczął płakać. – Kocham Cię – powiedział i poparzył się synowi w oczy – zawsze patrzył ludziom w oczy. Jego matka powiedziała mu kiedyś, że dobro w człowieku można poznać po oczach. Rafi również spojrzał się w oczy swojego taty i wydusił:

– Dziękuję, że jesteś.

 Tymczasem całej tej scenie przyglądał się nieokreślony imieniem włamywacz, który zdawał się nie być przejęty tym wydarzeniem. Powiedział tylko:

– Mogę zostawić go przy tobie w takim stanie, w jakim jest teraz, ale musisz mi zapłacić. Zapłacić czymś wartym więcej niż jakiekolwiek pieniądze.

– Zrobię wszystko – powiedział z pełną powagą Ethan. – Wszystko!

***

 Ethan siedział w swoim pickupie na miejscu kierowcy, a obok niego na miejscu pasażera zasiadł jego wybawca. Od momentu, kiedy wybudził jego syna ze śpiączki zaczął go tak nazywać – wybawcą. Rafi siedział w domu, ponieważ Wybawca powiedział mu, że muszą załatwić to sami. Ten sam Wybawca zadbał o opiekę medyczną dla dopiero, co wybudzonego z pięcioletniej śpiączki dziecka, natomiast Ethan poinformował swoją żonę o cudzie. Jego żona – Hannah nie mogła w to uwierzyć, ale jednak uległa emocjom widząc zdrowego syna. Wydawało jej się dosyć dziwne, że Rafi umiał stanąć na nogi, a do tego chodzić – zwykle po takim okresie spędzonym na leżeniu mięśnie ulegają stagnacji, a jednak musiał zdarzyć się tak niecodzienny przypadek.

– Jak w ogóle masz na imię? – zapytał Ethan nie odrywając wzroku od drogi.

– Potem ci powiem – odrzekł Wybawca również ze wzrokiem skierowanym ku drodze.

– Gdzie jedziemy? – zapytał podekscytowany Ethan. Od momentu wybudzenia się syna nie mógł okiełznać swojego szczęścia i nie chciał go okiełznać.

– Do lasu – powiedział Wybawca. – Do lasu.

– Do lasu? To dlaczego jedziemy przez cały stan?

– Bo tylko tam możemy to zrobić.

– Co zrobić?

– Patrz na drogę. Potem ci powiem – powiedział Wybawca i Ethan, niczym szczur opętany przez hipnotyzującą grę fletu szczurołapa spojrzał się na drogę i już przez resztę podróży się nie odzywał.

***

– To tu – odezwał się Wybawca pokazując las, który mijali. Ethan zjechał na najbliższy parking nie martwiąc się zbytnio tym, co go może spotkać. Wyszedł z samochodu i jego oczom ukazały się setki drzew sosnowych otaczających go z każdej ze stron. Droga przecinała ten las. Ethan cofnął się kilka kroków i stanął na jezdni – praktycznie nikt tu nie przejeżdżał. Z takiej perspektywy można było ledwo zobaczyć szczyt góry, a raczej całego łańcuchu górskiego – las wydawał się otoczony przez masywne giganty patrzące z wyższością na nędzne drzewa.

– Chodź – powiedział Wybawca.

– Czekaj – Ethan zastanowił się chwilę. Pomyślał nad tym, co robi tu z, bądź co bądź, nieznajomym. Nawet jeśli Wybawcą, który uratował go, a raczej jego syna, to jednak trudno było zaufać osobie, która wywozi cię na jakieś zadupie, a następnie karze iść do lasu. – Co dokładnie będziemy tam robić?

– Chcę, abyś zapłacił mi czymś więcej niż pieniędzmi. Otóż, żywię się duszami niewinnych i bezbronnych ludzi, których ratuję. Złapałeś się brzytwy, kiedy tonąłeś, więc teraz musisz się liczyć z konsekwencjami. Przynajmniej nie poszedłeś na dno – Wybawca spojrzał na Ethana, a następnie ruszył w las. Ethan pomyślał, żeby pójść do samochodu i odjechać, ale przypomniał sobie, że kluczyki do pickupa zabrał Wybawca (lub Brzytwa – przeszło Ethanowi prze myśl). Ruszył, więc za nieznajomym licząc, że i tym razem wszystko skończy się dobrze, a las zaszumiał, jakby zadrwił z tej myśli.

***

 Po pół godzinnej wędrówce oczom Ethana ukazała się niewielka polana. Otoczona zewsząd była pnącymi się w górę sosnami, natomiast na jej środku stał, zdawałoby się, najzwyklejszy w świecie głaz. Brzytwa (jak zaczął go w myślach nazywać Ethan) uklęknął na kamieniu, a następnie z wewnętrznej kieszeni płaszcza wyjął 15 centymetrowy nóż okraszony inskrypcją: Oras vitae ambulan necre cadere de la manan. Język ten wydał się Ethanowi bardzo znajomy – przypominał łacinę, jednak po chwilowej próbie rozszyfrowania usłyszał odpowiedź na nieme pytanie:

– To, co jest napisane na tym nożu oznacza „Krocz po krawędzi życia tak, aby nie wpaść do wody”. Bardzo trafne – Brzytwa uśmiechnął się łobuzersko.

 Las zawył cicho – był już dzień. Słońce uśmiechnęło się zza chmur. Pogoda wydawała się idealna, aby… umrzeć – dopowiedział sobie w myślach Ethan śmiejąc się z własnego żartu. Tymczasem Brzytwa zaczął odprawiać jakiś rytuał i gdyby to był tylko film może byłoby to poważne, ale w tym momencie większość ludzi uznała by go za ułomnego lub naćpanego.

Orationis vos. Faciatis vos. Oriata vos. La leve vos div septre non – wymówił Brzytwa składając ręce w geście modlitwy. Następnie wziął do ręki nóż i delikatnie przejechał nim po swojej ręce, z której pociekła krew. Rana była niewielka, jednak krew zaczęła lać się obficie. Jakby ucieszony tym Brzytwa zaczął krzyczeć słowa modlitwy. – Vos de la vos! Ipsum ana vos! Diriane nelanendra partioc toss! – Brzytwa położył ręce na kamieniu pozwalając, aby krew na nim zaschła. Kamień powoli przeobraził się tworząc na swoim boku znak – kółko przekreślone wielkim iksem.

– O co tu cho… – chciał powiedzieć Ethan, ale przerwało mu wycie Brzytwy. Zaczął on zrzucać skórę ze swoich pleców. Powoli i mozolnie połacie skóry odpadło odsłaniając tatuaż z dokładnie takim samym symbolem, jak na kamieniu. Ręka Brzytwy potarła ten tatuaż, a jego krew pobudziła go do życia. Tatuaż przedstawiający kółko przekreślone iksem zaczął lśnić złotym blaskiem, tak jasnym, że Ethan zakrył oczy ręką.

– Aaaa! – krzyknął Brzytwa, a okoliczne drzewa zachwiały się niebezpiecznie. – Dorones de la turt! – wykrzyknął i chwycił w swe ręce nóż, a następnie uderzył nim o kamień. Ostra końcówka noża dotknęła kamienia, a wyprężone mięśnie Brzytwy pozwoliły mu na wbicie go do środka głazu, po którym, niczym po jajku, z którego wykluwa się pisklak, przebiegły liczne pęknięcia. Z każdego z pęknięć wylewało się światło jasne, niczym te żarzące się na tatuażu Brzytwy. Brzytwa docisnął jeszcze mocniej nóż, a ten przebił kamień na pół – wyleciał z niego złoty ptak wielkości gołębia trzepoczący rozpiętymi skrzydłami. Ptak poleciał prosto do zdziwionego Ethana lądując mu na barku.

Alionet – powiedział Brzytwa i ruszył w stronę Ethana. Mężczyzna nie mógł tego wszystkiego pojąć i po prostu położył się na ziemi. Liczył, że kiedy się obudzi nie będzie tego pamiętał i po prostu spotka się ze swoim Rafim oglądając jego ulubioną kreskówkę i pijąc sok marchewkowy. Zamiast tego pojawił się okropny ból przeszywający całe jego ciało od stóp do głowy. Czuł się, jakby ktoś obdzierał go ze skóry, jednak nie chciał sprawdzić czy się tak dzieje naprawdę.

 Brzytwa podszedł do Ethana i chwycił go za górna i dolną część szczęki, a następnie otworzył jego usta trzymając mocny zacisk. Z ust Ethana popłynęła złocista substancja, która na myśl mogła przywodzić złoto. Złoty płyn wystrzelił, niczym wulkan, a oczy Ethana uciekły odsłaniając białka. Mężczyzna widział już tylko ciemność.

***

– To cud! Nigdy się z czymś takim nie spotkałam – powiedziała starsza lekarka patrząc na Hannah. – A pracuję w tym zawodzie już bardzo długo.

– Wiem. Naprawdę dziękuję, że przyjechała pani do mojego syna – powiedziała żona Ethana takim tonem, jakby się gdzieś śpieszyła.

– Prawdę mówiąc byłam zdumiona tym, co zobaczyłam! – odparła lekarka. – To ja dziękuję za możliwość zbadania pańskiego syna.

– Och, nie ma za co – powiedziała szybko Hannah. – Wiesz muszę do kogoś zadzwonić…

– Och, oczywiście – powiedziała lekarka i wyszła z domu. Hannah widziała jak odjeżdża swoim SUVem z parkingu przed domem.

 Nareszcie! – pomyślała Hannah i szybo wyjęła telefon. Nie widziała męża od piątej rano, kiedy to wyjechał. Teraz była dziesiąta i wszyscy lekarze zdążyli zrobić badania jej synowi w szpitalu oddalonym o 23 kilometry, a ona porozmawiała z lekarką w domu na temat śpiączki. Zaczęła się niepokoić już kiedy Ethan powiedział, że wyjeżdża – prawie nigdy nie opuszczał domu. Teraz zaczęła myśleć, że nieznajomy porwał jej męża. Tylko dlaczego wybudził ze śpiączki jej syna? I jak to zrobił?

 Rozmyślania Hannah przerwał dźwięk silnika samochodowego. Wyjrzała na zewnątrz i jej obawy zniknęły w ułamku sekundy – zobaczyła nieznajomego razem z Ethanem jadących pickupem. Wyszła na zewnątrz i przywitała się z nimi obojga, dziękując nieznajomemu za dobroczynność.

– Naprawdę nie trzeba – powiedział nieznajomy. – Cieszę się państwa szczęściem.

– Ależ weź te pieniądze – powiedziała Hannah wyciągając z portfela dużą ilość gotówki. Przygotowała ją sobie wcześniej, ponieważ myślała, że nieznajomy będzie chciał pieniędzy.

– Naprawdę dziękuję, muszę już iść – powiedział nieznajomy i oddalił się znikając w gąszczu drzew.

***

– Długo was nie było – powiedziała Hannah. W jej tonie nie było złośliwości tylko zwykła ciekawość.

– Pojechaliśmy do takiej knajpy w mieście – powiedział Ethan nieprzytomnym głosem. Nie pamiętał dokładnie, co tam się stało, ale wiedział jedno – jest potwornie zmęczony i pijany.

– A jak ten nieznajomy się w ogóle nazywa? – zapytała Hannah wyczuwając zapach mocnego alkoholu u męża. – I prowadziłeś w tym stanie?

– Jeśli, chodzi o pierwsze pytanie, to nazywa się Donald – powiedział Ethan i beknął. – A jeśli, chodzi o drugie: nie takie rzeczy się robiło.

 – Super – powiedziała Hannah agresywnie kończąc rozmowę i zwróciła się do Rafiego. – Co jemy na obiad?

***

 6 miesięcy minęło od tego szczęśliwego dnia, kiedy to Ethan i Hannah odzyskali swojego syna. Oboje skupiali na nim całą uwagę próbując nadgonić wszystkie stracone lata. W szczególności Ethan, który spędzał z Rafim praktycznie każdą chwilę. Nie chciał też, aby jego syn był zacofany względem innych dzieci (tak to nazywał Ethan, Hannah twierdziła, że Rafi wcale nie jest zacofany tylko myśli inaczej niż pozostałe dzieci, a śpiączka wcale mu nie przeszkodziła w rozwoju), więc z własnej kieszeni, bez pobierania żadnych zasiłków opłacił szereg zajęć mających pomóc Rafiemu w powrocie do normalnego życia. Bał się, że przeciąży tym syna, więc dbał o odpowiedni wypoczynek – wspólnie jeździli na ryby i wycieczki rowerowe, mecze piłkarskie i baseballowe, a nawet na koncerty organizowane co drugi tydzień w najbliższym miasteczku.

 Rafi również był przesczęśliwy – chociaż cała, trwająca długie pięć lat śpiączka wydawała się dla niego tylko zwykłym snem, to teraz nie mógł sobie wyobrazić powrotu do stanu otępienia. Czuł się szczęśliwy u boku taty, mamy, dwóch kolegów mieszkających w pobliskich domach i nauczycielki Margharet uczącej go w domu. Tylko jedna rzecz wydawała się Rafiemu dziwna – jego cudowne ozdrowienie. Nie dawało mu to spokoju – po tym, jak wybudził się ze śpiączki wielokrotnie przeglądał Internet w celu znalezienia informacji na temat tego, co przeżył i wszystkie wiarygodne źródła twierdziły, że to, z czym się spotkał nie miało prawa się stać. I nie chodziło o samo wybudzenia się, a jego funkcjonowanie po powrocie do normalnego życia. Zwykle osoby wybudzone ze śpiączki nie mogły wstać przez długi czas, a on chodził już pierwszego dnia. Rafi wielokrotnie dopytywał się o to rodziców, ale oni nie chcieli odpowiedzieć. Najwyraźniej nie chcieli tego wspominać – przynajmniej tak twierdził Rafi.

 Twierdzenie Rafiego, jednak mijało się z prawdą – Ethan i Hannah sami nie rozumieli, co się wtedy wydarzyło. Wiadomości dziennikarzy o sensacyjnym i gładkim wyjściu ze śpiączki wydawały się dla Ethana tak realne, że poprosił lekarzy o dyskrecję. I najwyraźniej dotrzymali słowa, bo gdyby tak się nie stało pewnie widziałby teraz w wiadomościach informacje o „cudownym ozdrowieniu małego dziecka” lub „pierwszym takim przypadku na świecie” albo nawet „kłamstwie lekarzy, którzy nie chcą podać nazwy leku na łagodne przejście wybudzenia ze śpiączki”. Och, tak, to ostatnie wydawało się takie prawdopodobne. Przynajmniej tak twierdził Ethan.

***

 Minęło osiem miesięcy od dnia, w którym Rafi wybudził się ze śpiączki i trzynaście lat od dnia, w którym się urodził – dzisiaj obchodził swoje urodziny. Jako, że w tym roku zima w tej części kontynentu była bardzo ciężka Hannah zaczęła się niepokoić brakiem powrotu Ethana z tortem.

– Kiedy będzie tata? – zapytał Rafi wyglądając przez okno.

– Pewnie niedługo – powiedziała Hannah. Było to kłamstwo – ona sama nie wiedziała kiedy Ethan wróci do domu. Spojrzała się w okno i zobaczyła odśnieżony podjazd, a za nim piętrzące się zaspy śniegu i… wydawało jej się, że w oddali widzi samochód. – Czy to samochód taty?

– Nie – Rafi spojrzał. Teraz auto było lepiej widoczne. – To też pickup, ale ma inne numery rejestracyjne.

– Hmm –mruknęła Hannah. Założyła kurtkę i wyszła na parking, aby przywitać się z przybyszem. Rzadko ktoś zapuszczał się w te strony, a tym bardziej rzadko ktoś wjeżdżał na podjazd ich domu.

– Dzień dobry, chyba pomylił pan… – Hannah chciała dokończyć to zdanie słowem „domy”, ale zaniemówiła ze zdziwienia. Autem kierował ów nieznajomy, który wybudził ich syna ze śpiączki, natomiast na miejscu pasażera siedział jej mąż – Ethan.

– Witaj Hannah – powiedział Donald.

– Co pana sprowadza do naszego domu? – zapytała nieprzytomnie zdziwionym głosem Hannah. – Szczególnie o tej porze roku.

– Tak się składa – wtrącił się Ethan. – Że miałem mały problem z samochodem. Donald pomógł mi i zaciągnął auto do mechanika. Natomiast mnie podwiózł swoim.

– Donald? – wydusiła coraz bardziej zdziwiona Hannah.

– Tak, Donald. Pewnie go pamiętasz, pomógł nam kiedyś – odpowiedział Ethan.

Jak mogłabym go nie pamiętać? – pomyślała Hannah.

– To może wejdziemy do domu? – zaproponował Donald.

– Oczywiście! – powiedział ochoczo Ethan. – Zawsze jesteś u nas mile widziany!

– Tak – odpowiedziała niepewnie Hannah. – Zawsze.

***

– Witaj Rafi – powiedział Donald wchodząc do mieszkania. – Ale wyrosłeś! – mężczyzna spojrzał się na chłopaka, jednak Rafi wydawał się trochę… wystraszony.

– Cześć – powiedział niepewnym głosem, podobnym do tego, którego przed chwilą używała Hannah. – Miło cię widzieć – dodał. – Chciałbyś usiąść przy stole?

– Z tobą? Zawsze – odpowiedział Donald i ruszył do salonu.

 Ethan przybył jako ostatni, ponieważ musiał wyjąć z auta tort i zapalić na nim symboliczne trzynaście świeczek. Kiedy tylko przyniósł tort powitało go gromkie „Sto lat” odśpiewanego rzecz jasna dla Rafiego, który kończył dzisiaj trzynaście lat. Gdy tylko Ethan zobaczył, że jego żona, syn oraz przyjaciel zjedli tort wstał od stołu z pytaniem: „to może się czegoś napijemy?”. A następnie nie czekając na odpowiedź podszedł do obszernej, lecz niepełnej szafki z alkoholem i wyjął z niej krystalicznie czystą wódkę oraz ciemną, niczym najczarniejsza herbata whiskey. Donald na początku odmówił tłumacząc, że przyjechał samochodem, jednak Ethan w końcu go namówił uświadamiając mu, że przy trwającej właśnie zamieci i tak nigdzie nie pojedzie.

– Nie chcę nadużywać państwa gościnności… – powiedział Donald. Hannah przybrała minę, którą przybiera, kiedy odczuję ulgę.

– Ależ wcale jej nie nadużywasz – powiedział Ethan pijackim głosem. Z twarzy jego żony zniknęła mina ulgi.

 Kilka godzin później Hannah powiedziała Rafiemu, że ma się położyć spać, a Rafi po trwających nie dłużej niż dwie minuty protestach udał się do łóżka. Trzej dorośli zostali przy stole, jednak tylko dwóch z nich – Ethan i Donald – dobrze się bawili opowiadając sobie bełkotliwym głosem anegdoty. Hannah tak naprawdę chciała pójść do swojego łóżka, jednak nie okazywała tego (a przynajmniej próbowała), aby nie urazić gościa. Jej matka twierdziła, że nie wolno zostawiać gościa samego i z tą myślą została. Czuła się dziwnie. Nie wiedziała, jak to opisać, ale to nie był normalny stan rzeczy. Poczuła to od momentu pojawienia się Donalda. Była mu bardzo wdzięczna za pomoc, ale to uczucie było silniejsze – atakowało podświadomość, jakby ostrzegając ją przed nim.

– No to chyba czas spać – powiedział głośno Donald. – W którym pokoju mogę przenocować?

– Pierwszy pokój na górze jest cały twój – odpowiedział Ethan.

– Ja też już idę – dodała Hannah.

– I ja – dopowiedział Ethan.

***

 Ethan był przeszczęśliwy. Położył się do łóżka z jedną myślą – ten dzień był tak udany przez Donalda. Czuł, że nawet jeśli jest źle emituje z niego tak dobra energia, że nawet, gdyby nie przedarli się przez zaspy i nocowali w samochodzie byłby szczęśliwy. Podobnie czuł się przy Rafim.

– Musimy porozmawiać – powiedziała Hannah ostro.

– Teraz? – powiedział Ethan z pretensją w głosie. – Kiedy akurat chcę spać?

– Skoro robimy to, co ty chcesz, zróbmy tez to, co ja chcę. Chcę tylko porozmawiać, a nie zapraszać na urodziny moje przyjaciółki.

– Kochanie… Czy tobie przeszkadza obecność Donalda?

– Tak! To miał być rodzinny dzień, który spędzimy razem bez nikogo innego! – wybuchnęła Hannah.

– Ależ… Donald jest naszą rodziną! On uratował nam syna, a ty go tak traktujesz!

– Ethan z nim jest coś nie tak. Nie rozumiesz tego? Nie ma takich ludzi!

– To znaczy jakich?

– Tak wspaniałomyślnych, bezinteresownych… I nie wierzę w przypadki.

– To, że Donald mi pomógł to był czysty przypadek i wspaniałomyślność, a jeśli tego nie rozumiesz to wynoś się w cholerę! – krzyknął agresywnie z pełnym emocji głosem Ethan.

– Nie krzycz tak, bo Rafi usłyszy – powiedziała wystraszona Hannah.

– Teraz Rafi cię obchodzi, tak? – Ethan już nie mógł wytrzymać. Ta chodząca niedorajda była czelna obrażać jego przyjaciela, a do tego zwracać uwagę na Rafiego dopiero teraz.

 Gar pełen emocji odczuwanych przez Ethana zaczął się wypełniać, gulgotać, aż… Postanowił wyładować cały ten garnek emocji i jednym, szybkim oraz wyjątkowo solidnym ciosem uderzył swoją żonę w twarz. Na ustach Hannah pojawiło się przerażenie – taka sama emocja odmalowała się na twarzy Ethana, do którego dotarło co właśnie zrobił. Z drugiej strony poczuł satysfakcję z powodu ukarania kogoś, kto obraził jego przyjaciela. Po chwili walki satysfakcja zwyciężyła z przerażeniem, a Ethan wypalił tylko do zapłakanej żony:

– Należało ci się.

***

 Minęły dwa miesiące w ciągu, którego wiele się zmieniło – Hannah z pewnej siebie i odważnej kobiety zamieniła się w strachliwą osóbkę. Ethan myślał, że jest szczęśliwszy – odczuwał ogromną satysfakcję z upokarzania swojej żony wyzwiskami, a kiedy mu się to nudziło spędzał długie godziny z Rafim. Sam Rafi, natomiast wydawał się równie szczęśliwy, co jego tatuś, ale to były tylko pozory, a pozory mylą. Rafael tak naprawdę był przerażony zachowaniem swojego taty. Martwił się, ale nie niepokoił tym rodziców zakładając na swoją twarz maskę szczęśliwego chłopca.

 Dwa miesiące po urodzinach Rafiego, w dniu, w którym Ethan z uśmiechem na ustach i satysfakcją w oczach zniszczył kupione przez Hannah kolczyki miarka się przebrała. Żona z obecnie nieszczęśliwego małżeństwa postawiła swojemu mężowi ultimatum – albo pójdą na terapię, albo składa wniosek rozwodowy. Ethan nie wiedzieć czemu – czy to z litości, czy z żalu, przystał na tą pierwszą propozycję. Hannah zgodziła się i zastrzegła sobie, że jeśli to nie pomoże dojdzie do rozwodu, a on będzie płacił alimenty.

 Ethan, Hannah i Rafi właśnie wsiedli do samochodu, którym ruszyli prosto do placówki terapeutycznej. Znajdowała się ona w najbliższym dużym mieście oddalonym od ich domu o około 60 kilometrów. Hannah kładła wielką nadzieję w tym spotkaniu – tak naprawdę kochała Ethana. Miała nadzieję, że uda się zmienić słowo „małżeństwo” w ich przypadku z formalności na prawdziwą miłość.

***

– To tutaj – powiedziała Hannah i wskazała na parking przed jednym z lokali z szyldem głoszącym: „Tutaj rozwiążesz swoje problemy – terapie, psycholog, psychiatra”.

 Ethan skręcił w najbliższą uliczkę i zaparkował swój pickup. Samochód powolnie wtoczył się na miejsce parkingowe i kiedy silnik zgasł cała trójka wyszła z samochodu, a następnie bez słowa ruszyła w stronę lokalu. Panowała między nimi jakaś dziwna atmosfera – można nią było nazwać „zimną”. Odzywali się do siebie tylko w wymuszonych okolicznościach, brakowało między nimi prawdziwej serdeczności. Mam nadzieję, że to się zmieni – pomyślała Hannah i przeszła przez próg drzwi prowadzących na terapię.

– Dzień dobry – powiedziała z wymuszonym uśmiechem brunetka w recepcji. – Państwo na 16:30?

– Tak – powiedziała Hannah dopiero po chwili zdając sobie sprawę, o co pytała recepcjonistka, przez co jej wypowiedź wydawała się opóźniona. – Rafi, usiądź z tatą przy… – Hannah nie dokończyła, ponieważ nie wiedziała, gdzie odbędzie się spotkanie.

– …drzwiach na prawo – dopowiedziała recepcjonistka. – A i proszę zostawić tutaj telefony – pokazała tackę przy wejściu. – U nas nie wolno ich używać – trochę zmieszani Hannah i Ethan zostawili telefony.

 Ethan z Rafim ruszyli niedługim korytarzem i usiedli w zielonych fotelach przy drzwiach z numerem 3.

– Nie denerwuj się – powiedział Ethan do Rafiego, choć ten starał się nie wyrażać zestresowania.

– Ja się nie denerwuję – powiedział Rafi.

– Skoro tak uważasz… Ale masz prawo do stresu, jak każdy z nas.

– Tak, mam prawo… – powiedział Rafi i spojrzał na mamę kroczącą w ich stronę – na jej sine oczy z workami, które jakby mówiły „nie mogę spać po nocach”. Na jej wychudzone ciało bez dawnej zdrowej sylwetki. I wreszcie na jej usta zaciśnięte w grymasie wyrażającym, jakby – „tak się staram, ale nie mam siły na więcej”. Kroczyła teraz na ostateczną bitwę, która miała rozstrzygnąć nie tylko losy małżeństwa, ale i całej przyszłości ich rodziny. Rafi podbiegł do niej i choć myślał, że przytulanie się do rodziców to straszny przypał, to teraz to zrobił. Podbiegł do swojej mamy, Hannah i ją serdecznie przytulił. Mroźna atmosfera między synem, a matką minęła. Został jeszcze Ethan.

***

– Więc uważa pani, że wieczór trzynastych urodzin pani syna był takim, jakby to ująć, punktem zapalnym? – powiedział łysiejący doktor i podniósł głowę znad notesu.

– Tak, dokładnie – powiedziała Hannah.

 Ethan popatrzył się na nią. Jeszcze nic nie powiedział na tym spotkaniu poza „dzień dobry” i czuł się z tym dobrze – przyszedł tu tylko, aby zobaczyć czy jego żona – fajtłapa zmieni swoje postępowanie. Nie zamierzał tolerować odstępstw od normy. A jeśli lekarz się go zapyta dlaczego tu przyszedł powie mu całą prawdę.

– A jak pan myśli, panie Ethan? – spytał psycholog.

– Ja myślę, że jeśli moja żona nadal będzie stawiała między nami mury, zamiast mostów, to zamierzam się rozwieść – powiedział całkowicie szczerze Ethan.

– Dobrze… – psycholog się namyślał. – Żeby ustalić coś więcej będziemy potrzebowali więcej spotkań… – doktor wyjął inny notes. – Może być wtorek?

– Tak – powiedziała Hannah.

– A dlaczego mnie nie zapytałaś o zdanie? – powiedział Ethan i popatrzył się na swoją żonę groźnym wzrokiem.

– A, więc czy tobie odpowiada taka data?

– Tak, dziękuję za zapytanie mnie o zdanie – odparł ironicznym tonem Ethan.

– Przepraszam, czy mógłbym porozmawiać jeszcze z panem Ethanem sam na sam? – zapytał psycholog kierując pytanie do całej rodziny.

– Tak… – odpowiedziała Hannah. Ethan przytaknął.

 Hannah i Rafi wyszli z pokoju i usiedli na zielonych fotelach przed salą. Psycholog spojrzał na Ethana w taki sposób, w jaki patrzą się na kogoś obłąkani.

– Witaj – powiedział eleganckim tonem psycholog, jakby odzywał się do prezydenta. – Pamiętasz mnie?

– Nie, przecież widzimy się pierwszy raz – odpowiedział zmieszany Ethan.

– Otóż, nie, widzieliśmy się wcześniej. Tylko dobrze się zastanów.

 Ethan wytężył zmysły. Jego neurony zaczęły pracować w przyśpieszonym tempie, a on sam zaczął szukać twarzy psychologa przeglądając katalog z twarzami znajdujący się w jego głowie. Nie mógł odnaleźć podobnej twarzy. Był pewien, że nigdy jej nie widział.

– Na pewno mnie nie widziałeś? – zapytał drwiąco psycholog, a jego ciało zmieniło się w inne – przed Ethanem ukazał się Donald.

– Donald… to ty?

– Tak się składa, że to ja – powiedział Donald dumnym głosem i zaczął się intensywnie patrzeć na swojego rozmówcę. – Nie liczę, że to zrozumiesz. To znaczy to, jak zmieniłem ciało. Nie zwracaj na to uwagi, po prostu porozmawiajmy.

 Ethan czuł, że odchodzi od zmysłów, ale wyobraził sobie, jakby to naprawdę był Donald. Nie był w stanie uwierzyć w zjawisko paranormalne jakim na pewno był Donald/Brzytwa.

– O czym chcesz porozmawiać? – spytał Ethan chłodno. Nie był podekscytowany rozmową z przyjacielem. Przynajmniej nie teraz.

– Chciałbym, żebyś coś dla mnie zrobił. Coś bardzo, bardzo ważnego…

 Donald nachylił się do plecaka i założył na ręce lateksowe rękawiczki, po czym wyjął z plecaka jeszcze jedną rzecz – pistolet i podał go Ethanowi.

– Przyłóż go sobie do głowy – powiedział Donald, a Ethan nie wiedzieć czemu usłuchał go. – A teraz słuchaj. Mam ci wiele do wyjaśnienia…

***

 Hannah i Rafi siedzieli na zielonych fotelach przed drzwiami do gabinetu czekając na koniec rozmowy Ethana.

– Przepraszam – powiedziała recepcjonistka uśmiechając się do Hannah. – Czy moglibyśmy coś załatwić w sprawie terapii?

– Oczywiście – powiedziała Hannah. – Mogłabym tylko poinformować męża o tym, że…

– Ja się tym zajmę – odpowiedziała szybko recepcjonistka nieszczerze się uśmiechając. – Niech pani pójdzie tym korytarzem prosto, skręci w lewo i wejdzie do pokoju na końcu.

– Dobrze.

 Hannah i Rafi udali się w stronę pokoju przemierzając niedługi korytarz. Kiedy skręcili w lewo im oczom ukazał się otwarty pokój z trzema zielonymi fotelami i ogromnym kredensem. Weszli do środka nie zauważając sprzątaczki zamykającej za nimi drzwi. Na klucz. Hannah zdała sobie z tego sprawę dopiero po usłyszeniu dźwięku przekręcania klucza w zamku.

– Halo! – krzyknęła. – Musiała pani pomylić drzwi!

 Jej starania były na nic. Pielęgniarka już nie słyszała jej głosu.

***

– Widzisz… Moja prawdziwa natura odbiega trochę od tego, co o mnie aktualnie myślisz – Donald zrobił teatralna pauzę. – Nie robię nic za darmo. Ratuję tych potrzebujących pomocy, ale robię im jeszcze większy problem. Ot, jestem Brzytwą w tym przysłowiu „tonący brzytwy się chwyta”. A ty tonąłeś i niestety trafiłeś na mnie.

– Przecież nie wziąłeś ode mnie ani grosza – powiedział z pełnym przekonaniem Ethan. W swoim życiu natknął się na wielu oszustów, ale Donald nim nie był.

– Nie wziąłem pieniędzy. Wziąłem twoją duszę – Brzytwa uśmiechnął się szeroko.

– Nie, nie rozumiem…

– Bo twój ograniczony umysł nie może tego zrozumieć. Ale nie jestem tu, żeby cię obrażać, tylko, żeby odebrać zapłatę. W dniu, w którym uratowałem twojego syna zdobyłem dostęp do twojej duszy odprawiając rytuał i używając mojego noża. Miałem nad tobą kontrolę, więc wymazałem z ciebie wspomnienie rytuału i zastąpiłem je dużo bardziej prozaicznym – wyprawą do baru. A ty żyłeś w tej świadomości przez 10 miesięcy…  

 Ethan poczuł déjà vu – wydawało mu się, że faktycznie rytuał odbył się naprawdę. Po chwili, jednak uświadomił sobie brutalną prawdę – ten rytuał faktycznie odbył się naprawdę. Zaczął wtedy nazywać Wybawcę Brzytwą, a Brzytwa faktycznie użył noża w trakcie rytuału.

– Teraz wróciły wspomnienia? Hmm?

– Tak… wróciły… – Ethan nie mógł wykrztusić z siebie słowa.

– I widzisz wyjaśniliśmy sobie sporne kwestie. Teraz czas odebrać zapłatę: za chwilę każę ci nacisnąć spust tego pistoletu. Moja moc potrafi sprawić, abyś to zrobił, tak samo, jak sprawiła, że uderzyłeś swoją żonę. Kiedy umrzesz zabiorę twoją duszę i ucieknę.

***

 Hannah i Rafi siedzieli zamknięciu w jednym z pokoi ośrodka psychoterapeutycznego. Już od jakiegoś czasu nie wołali o pomoc zdając sobie sprawę, że nikt ich nie słyszy. To, że nikt ich nie słyszy wydawało się absurdalne, ale nie mogło istnieć inne wytłumaczenie. Hannah rozejrzała się po pokoju i jej wzrok spoczął na ogromnym drewnianym kredensie, który kolorystycznie i stylistycznie nie pasował do otoczenia. Hannah wiedziała, że tak nie urządza się pokoi, więc powiedziała do Rafiego:

– Pomożesz mi to przesunąć?

 Było to pytanie retoryczne, na które Rafi odpowiedział skinieniem głowy i razem ze swoją mamą zajął się przesuwaniem ogromnego kredensu. Nie wiedział czy ma to sens, ale nie chciał tego analizować: ufał, że jego mama wiedziała najlepiej.

 Kredens pod naporem dwóch osób przesunął się nieznacznie, jednak po dłuższej próbie udała się go odsunąć na tyle, aby do pokoju wlało się pogodne marcowe światło. Hannah powiedziała do Rafiego:

– Dasz radę wyjść tędy?

– Yyy… – Rafi otworzył okno i wyjrzał przez nie. Umiałby przez to okno wyjść. Kiedy zaczął się dłużej rozglądać pomyślał o wysokości jaka dzieli go od ziemi i już nie był taki pewien. – Może jednak poczekamy trochę dłużej?

– Fakt – Hannah zdała sobie sprawę z tego jaka głupia była, że nie chciała najpierw jeszcze chwilę poczekać – może okażę się, że ktoś im za chwilę otworzy drzwi.

 Pif – paf – głośny dźwięk dotarł do uszu Hannah i Rafiego. Był to dźwięk wystrzału z pistoletu. Teraz Hannah zaczęła panikować – na początku próbowała uspokoić myśli chodząc w kółku, jednak po chwili zdała sobie sprawę, że ten sposób nie nada się w tak stresowej sytuacji.

– Na pomoc! – wydarł się Rafi, który tym razem nie opanował paniki, którą zwykle bardzo dobrze krył. Poza tym chciał uratować Ethana. Mimo tego, jak zachowywał się jego tata kochał go. – Na pomoc!

 Krzyki Rafiego wcale nie pomogły, ponieważ ulica była pusta. Nie jechał nią żaden samochód ani nie przechodził żaden przechodzień. Ulica – widmo, czyli idealne miejsce na popełnienie przestępstwa. Na przykład zabójstwa.

– Rafi uciekaj – powiedziała Hannah. – Kocham cię, wyjdę z okna za tobą.

 Rafi przytaknął. Byli na trzecim piętrze. Wystarczyło dotrzeć po gzymsie do najbliższego okna klatki schodowej, które (całe szczęście) było otwarte i wejść na klatkę. Stamtąd była prosta droga – schodami lub windą, co kto woli – na dół w bezpieczne miejsce.

 Rafi zrobił ostrożny krok i postawił swoją nogę na gzymsie znajdującym się niewiele niżej od okna. Potem przełożył przez otwarte okno drugą nogę i był już całym swoim ciałem na gzymsie. Podparł ręce o ścianę i starając się nie patrzeć w dół ruszył w prawo bardzo powoli…

 Hannah miała przez chwilę trudności z dostaniem się na gzyms, ale adrenalina dała jej taki zastrzyk siły, że w końcu pokonała tą przeszkodę. Tak samo, jak Rafi starała się nie patrzeć w dół i nie wyobrażać sobie siebie leżącej tam na dole z rozbitą głową i złamanym karkiem. Ruszyła w prawo powoli i chwiejnie, jednak w końcu dotarła do okna klatki schodowej, gdzie czekał na nią Rafi.

***

 Brzytwa popatrzył na pochylone do przodu ciało z pistoletem w prawej ręce i powiedział do siebie w myślach: świetnie to przemyślałem. Sięgnął do plecaka i wyjął z niego naczynie przypominające róg obfitości, a następnie zbliżył je do ciała, tak, aby te wchłonęło duszę. Kiedy już załatwił tę formalność chciał chwilę nacieszyć się swoim dziełem – rozsiadł się w fotelu i wsadził mniejszą końcówkę rogu do ust powoli i z klasą sącząc duszę zmarłego.

***

 Hannah i Rafi byli już swoim pickupem 3 kilometry od miasta. Całe szczęście, że mam zapasowe kluczyki – pomyślała Hannah. Rafi zasnął, natomiast ona musiała czuwać nad kierownicą aż do ich pięknego domku położonego na takim zadupiu, o którym nie można było się dowiedzieć nawet z Google Maps. Czuła smutek spowodowany prawdopodobną śmiercią jej męża – strzał było słychać od strony sali, w której on siedział, a do tego poza recepcjonistkami i psychologiem nikogo innego nie było. Jedno tylko chodziło jej cały czas po głowie – kto był mordercą? Mógł być to psycholog, ale nie miał żadnego powodu, ku temu, aby zabijać Ethana. Z drugiej strony, zdarzają się wariaci. Ale ten psycholog na kogoś takiego nie wyglądał – pomyślała Hannah.

 Hannah poczuła również drugą emocję związaną z odejściem męża – wolność. Nie była to całkowita radość, a raczej uczucie całkowitej niezależności od męża. Przez ostatnie dwa miesiące czuła, że małżeństwo między nią, a Ethanem jest tylko dokumentem. Ba, Hannah czuła się źle w towarzystwie męża, który bez przerwy ją obrażał. Miała tego dość, a teraz się od tego uwolniła. A może siła wyższa pokazała mi, że nic z tego nie będzie?

 Hannah nie była wierząca, ale właśnie z tą myślą odjechała ku domowi.

***

 Następnego dnia Hannah wstała dopiero o 12. Kiedy weszła do salonu zobaczyła płaczącego Rafiego oglądającego Kaczora Donalda – jego ulubioną kreskówkę, którą kiedyś często oglądał z tatą. Od jakiegoś czasu tego nie robił, bo uznał, że jest „zbyt dziecinna”, ale teraz widziała go siedzącego przed telewizorem, zapłakanego i oglądającego kreskówkę, którą tak często oglądał ze swoim tatą. Ethanem.

– Chcesz o tym porozmawiać? – zapytała Hannah. Nauczyła się, że dzieci niekoniecznie chcą rozmawiać o drażliwych tematach, więc chciała dać mu wybór. A jeśli odmówi to potem i tak do niej przyjdzie prosząc o rozmowę.

– Nie – odpowiedział Rafi i zalała go następna fala płaczu.

 Hannah udała się do sypialni, aby poleżeć jeszcze chwilkę. Kiedy tylko położyła się na łóżku jej uwagę przykuły zdjęcia w ramkach powieszone na ścianie – wszystkie przedstawiały Ethana i ją. Te zdjęcia miały być dla niej motywatorem, ale teraz kiedy tęskniła za szczęściem z Ethanem sprzed odwiedzin Donalda w urodziny ich syna były zdecydowanie demotywujące. Hannah zdjęła wszystkie i włączyła telewizję, aby nie myśleć już o swoim mężu.

– Mężczyzna popełnił samobójstwo w ośrodku terapeutycznym na oczach psychologa – powiedziała  blond włosa reporterka w TV.

 Oczom Hannah ukazało się zdjęcie miejsca samobójstwa, czyli pokój, w którym mieli terapię. Dlaczego się ze mną nie skontakto… – powiedziała na głos Hannah i zdała sobie sprawę z tego, że telefon zostawiła na wejściu, ponieważ recepcjonistka powiedziała, że u nich nie wolno go używać.

– …z mężczyzną był jego syn oraz żona, którzy zniknęli bez śladu. Do tego momentu nie ma z nimi kontaktu – powiedziała reporterka kończąc poranne wiadomości.

Koniec

Komentarze

Cześć. Mam pewien kłopot z tym tekstem. Nie jestem specjalistą, ale intuicja mi podpowiada, że trochę tu zgrzytów.

 

przerażająco martwy głos

To pierwszy moment, kiedy zauważyłem zgrzytnięcie. Wiem, że to fantastyka, jednak nasza percepcja porusza się w realiach i styczne IMO muszą występować. Jak brzmi martwy głos? Wyobrażę sobie dochodzący, jakby ze studni, przerażony, stłumiony, zachrypnięty, ale martwy?

Tutaj gładko przechodzimy do kolejnego problemu.

spytał strachliwie dziecięcy głos.

Uważam (nie oczekuję powszechnej zgody), że używanie przysłówków w atrybucjach to nie najlepszy pomysł. Lepiej jest pokazać, co się dzieje z ludzkim, bądź nieludzkim właścicielem tych dźwięków. Można też użyć porównania. Przysłówek owszem, ale gdy brak innego pomysłu.

Intuicja podpowiada mi w tym miejscu pewną niekonsekwencję narracyjną. Jednak zastrzegam, że mogę się nie tylko mylić, ale i cholernie mylić. Niemniej napiszę, co myślę. Początek zasugerował mi, że narrator siedzi w głowie bohatera i świat obserwujemy oczyma Ethana. Dlatego też, jednoznaczne stwierdzenie, że dziecięcy głos był strachliwy, nie pasuje mi. Bardziej przemówiłoby określenie “łamiący się”, “przerywany ton głosu”, czyli coś, co naprowadziłoby myśli bohatera na stan mówiącego.

 

Chwilę zajęło mu ogarnięcie swoim niewybudzonym umysłem, kogo to głos, ale szybko sobie przypomniał. Był to głos jego 12 letniego syna, który zapadł w śpiączkę 5 lat temu. Aby nie zajmować miejsca w szpitalu, Ethan wraz ze swoja żoną postanowili przytrzymać przy życiu ukochanego syna w domu

Diagnozy dotyczące choroby zwanej zaimkozą stawiane są w komentarzach często i konsekwentnie wskazywane są procedury leczenia. Likwidować. :-) Dla przykładu. Zaznaczyłbym przynależność formalnoprawną małżonki, gdyby była cudzą. Popatrz na to jeszcze: “Chwilę szukał w niewybudzonym umyśle odpowiedzi, czyj to głos. Wreszcie przypomniał sobie. Głos należał do jego dwunastoletniego syna, który zapadł w śpiączkę pięć lat temu”.

Po pierwsze zredukowałem zaimki (wszystkich często się nie da) i przy okazji zniknęła strona bierna. Powtórzenie głos-głos nie jest najszczęśliwsze. Trzeba jeszcze popracować nad tym. :-)

sypialni jego ukochanego syna

Kończąc temat zaimków. Już wiem, że to był jego syn. Nie trzeba tego powtarzać.

 

Wywołało to w Ethanie uczucie niepokoju. Niby wiedział, że jest to wymysł jego umysłu, ale z drugiej strony takie odstępstwo od normy wydawało mu się niepokojące, a nawet przerażające. Ludzie lubią, gdy wszystko jest na swoim miejscu, a nawet drobne odstępstwa od normy wydają im się niepokojące. Nie inaczej było z Ethanem, który próbując przezwyciężyć stres poszedł do kuchni napić się wody. Ta czynność wydawało się banalna i taka rzeczywiście była, ale pomagała mu ułożyć swoje myśli w głowie.

Niepokojąco dużo tego niepokoju. Przy okazji zwróć uwagę na zaimki. 

Zastanowiła mnie banalność nawadniania organizmu. Jeśli rzecz w pospolitości tej czynności to chyba tak, ale nie jest bez znaczenia. 

To na razie tyle. Przemyśl, czy moje argumenty są zasadne i ewentualnie zastosuj. 

I jeszcze jedno.

powiedział głos,

Głos nie ma zdolności wypowiadania słów. Głos może się wydobywać, ale nie mówić. W tym przypadku powiedział syn.

 

Dzięki za zostawienie tego komentarza. Z większością kłopotów sie zgadzam, jednak są rowniez takie, które chciałbym wytłumaczyć. 1. Źle użyłem określenia. Pisząc "martwy" miałem na myśli głos nieludzki, nieobecny. 2. Myślę, że trudno obiektywnie ocenić czy jest to błąd, czy po prostu mamy inne odczucia. Zastanowię się jeszcze nad tym fragmentem. 3. Jakimś cudem nie zwróciłem na to uwagi przy czytaniu opowiadania przed publikacją. Wielkie dzięki za poprawienie mnie. Z całą resztą również się zgadzam.

All in all, it was all just bricks in the wall

Hejka!

Był to głos jego 12 letniego syna, który zapadł w śpiączkę 5 lat temu.

→ piszemy słownie, bez cyfr.

 

– Nie! – krzyknął Ethan, a jego głos gotowy był na zastraszenie rozmówcy. – Mam dość tych cholernych idiotów próbujących naciągnąć mnie na pożyczki, abym nigdy w życiu się nie wypłacił!

→ Ethan dźgnął nożem tajemniczego gościa w plecy, a po tym wszystkim mamy taką rozmowę? To nadaje elementów groteski w opowiadaniu. 

Co do włamywacza – nie do końca rozumiem, dlaczego narrator tak go nazywa. Tajemniczy człowiek, itp, ale włamywacz? No to raczej kojarzy się, że gość wparował w celach rabunkowych, a tak nie jest. Poza tym – bardzo często nadużywasz słowa “włamywacz”. Np: Jeśli mamy Ethana, to możemy zmieniać na: mężczyzna, człowiek… Zresztą imienia bohatera też nadużywasz. Jeden z przykładów:

 

– pomyślał Ethan, chociaż zwykle stronił od fałszywego szczęścia i preferował brutalną prawdę.

 Rafi stał w drzwiach kuchni. Ethan nie wytrzymał i rzucił się biegiem do przodu biegnąc przez kuchnie.

Dalej:

Brzytwa (jak zaczął go w myślach nazywać Ethan) uklęknął na kamieniu, a następnie z wewnętrznej kieszeni płaszcza wyjął 15 centymetrowy nóż okraszony inskrypcją:

→ słownie – ale ok, już nie będę wymieniał każdego takiego zapisu pojawiającego się w tekście. 

 

 

 Pif – paf – głośny dźwięk dotarł do uszu Hannah i Rafiego. Był to dźwięk wystrzału z pistoletu.

→ Pif-paf? No taki dźwięk to prędzej z pistoletu na kapiszony ;p 

 

Powiem tak:

Mieszane uczucia, bo z jednej strony pomysł może nie jakoś bardzo oryginalny, ale jednak ciekawy (fajnie zrealizowane przysłowia z brzytwą i wpasowuje się ono w tekst), a z drugiej mam zastrzeżenia. Stylowo nie jest źle, ale tekst stanowczo powinien być bardziej doszlifowany – a że jest długi, to tym bardziej. Im dłuższy tekst, tym większe prawdopodobieństwo ewentualnych błędów. 

#Groza – za mało, za mało. Opowiadanie oczywiście wpasowuje się w horror tematyką, ale jest bardziej dramatem. Tak nawiasem mówiąc skojarzyło mi się z “Smętarz dla zwierzaków”, Kinga – tam również dostajemy coś za coś ;) No delikatne podobieństwa są, ale to tylko takie moje skojarzenie. 

#Długość – kurde, trochę za długi tekst Ci wyszedł. Są niepotrzebne jak dla mnie sceny, chociażby kawałek terapii małżeńskiej, tak mocno śmieszno-typowej (np. Hannah się wścieka bo mąż za nią dzień wybrał), że uważam takowy fragment za zbędny. Już prędzej widziałbym scenę, w którym narrator mówi w jednym zdaniu, że psycholog zatrzymał bohatera, kiedy żona wyszła. Jest kilka takich zbędnych scen. Gdyby było krócej – tekst by na tym zyskał – w mojej opinii oczywiście. 

Podsumowując:

Były elementy niezłe, były gorsze – koncentruję się na tych drugich, byś w następnym tekście zwrócił na nie uwagę. 

Proponuję nieco krótsze opowiadania, bo długich… wiadomo, trzeba poświęcić więcej czasu, a ludziska nie znając Twojej twórczości, nie będą chcieli ryzykować – że tak to nazwę. Przy krótszych z pewnością komentarzy będzie więcej. No i jak wspominałem – krótszy tekst – mniejsze prawdopodobieństwo błędów. 

Poniedziałkowy dyżurny nawiedził, trochę ponarzekał i ucieka, jednak potencjał na coś lepszego jest! 

Pozdrowienia! 

 

 

 

 

 

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

Nawet jeśli Wybawcą, który uratował go, a raczej jego syna, to jednak trudno było zaufać osobie, która wywozi cię na jakieś zadupie, a następnie karze iść do lasu.

Oj!

No, nie porwało mnie :(

Przynoszę radość :)

Nie spodziewałem się komentarza po takim czasie!

Dzięki za przeczytanie, nawet jeśli lektura nie była udana.

All in all, it was all just bricks in the wall

Nowa Fantastyka