- Opowiadanie: GrzegorzG - Depresyjno-autoagresywny tomik myśli okraszonych rymami

Depresyjno-autoagresywny tomik myśli okraszonych rymami

Dyżurni:

brak

Oceny

Depresyjno-autoagresywny tomik myśli okraszonych rymami

2. Dziki Taniec

Tańcząc dziko na krawędzi

Wąskiej ścieżki swojej doli,

Czy dostrzeżesz, co się święci?

Czy na czas się uspokoisz?

Czy też może, wbrew wszystkiemu,

Wbrew zastępom dobrych rad,

Tańczyć będziesz w rozrzewnieniu,

Poszukując starych lat?

A i niechby Ci to dane,

Tak przez życie tańcem mknąć,

Kłaść się spać nad samym ranem,

By móc hulać całą noc.

Wspomnij jednak słowa moje,

Wszak do wspomnień słabość masz,

Ścieżka życia, to wyboje,

Co Ci zmienią taniec w marsz.

I dostrzeżesz żeś zmarnował,

Mnóstwo ważnych, dobrych lat,

Któreś w tańcu swym stratował

Jak przydrożny zeschły kwiat.

 

3. Woskowa Świeczunia

Woskowa świeczunia, ogniem rozkochana,

Czas z nim trawiła, niemalże do rana.

Nie pomna swej szkody, nie pomna swej straty,

Nad ranem patrzyła na drzewa i kwiaty.

Kąpały się liście w złocistej poświacie,

A słońce świeciło radośnie jak w lecie.

Mijały dni, mijały tygodnie,

A ona w swej izbie tak stała wygodnie.

Tak co noc płonęła, marniała, malała,

Aż zapadła się w sobie i całkiem sczerniała.

Zmarniały ogarek pewnego razu,

Dostrzegł blask słońca i stopniał od razu.

Choć cały kaleki, niezdolny do życia,

Jak mógł odwzajemniał słoneczka uczucia.

Iskierki miłości w nim rozgorzały,

I znów się poczuł piękny i cały…

Lecz mimo słońca promieni co rano,

Wosk jego pokochał płomyczki tak samo.

Świeczunia znów co noc płonęła, marniała,

Zapadała się w sobie i całkiem czerniała.

A słońce? Też zbladło i słabiej świeciło,

Bo przyszła jesień, lato się skończyło.

 

4. Absolut

Przyszło do nas pewne dziecię,

Jej istota na tym świecie.

Absolutu cząstka nieskończona.

 

W chłodzie uczuć odchowane,

Ciężkim słowem nagradzane,

Drogą ku przyszłości zmierza.

 

Rychło trafia w gniazdo żmij,

Co kąsają ciało, i

Jad się toczyć weń zaczyna.

 

Cząstkę mocy swej odkrywa,

I z czeluści ją dobywa.

Skutkom działań nie dowierza.

 

Zawsze mało cierpkich lekcji,

Więc tę dodaj do kolekcji:

Smutek, gdy opuszczą ciebie bliscy.

 

Czemu w szaleństwie i gniewie,

Szukasz znaków wciąż na niebie?

Tamtych nocy miraż mglisty.

 

Tyś ofiarą obcych zwad

Jak bez Mocy zeschły kwiat.

Cóż do życia cię przymusza?

 

I choć szukasz równowagi,

Traktowanyś bez powagi.

W bój z istotą swą wyruszasz! !

 

Lecz, gdy dojrzysz prawdę znaną,

W świadomości pochowaną,

Proszę pozwól jej rozbłysnąć!

 

Zerwij z duszy kokon ciała,

Spraw, by wolna odleciała.

By swobodnie mogła kwitnąć…

 

5. "O mnie" pozostanie puste

“A gdybym tak obudził się dziś,

mając przy sobie tylko to, za co dziękowałem wczoraj?

Zostałbym sam, a wokół wielkie nic.

Znikło by wszystko, jak kamfora”.

Hans Solo – Dla Was

 

Mgławica emocji po nerwach dryfuje,

Gonitwa myśli poci się łzami,

Lecz gdzie te upiory, gdy ich potrzebuję?

Gdy muszę podzielić się nimi… z Wami.

 

Kolejny dzień deszcz bruździ kartki,

Swym żarem niwecząc mą wolę,

Gdy ostrze ze skuwki dobywa ruch wartki,

Bym czernią tuszu skreślił swą dolę.

 

Tnę więc ów bezmiar wątłymi rękoma,

Dążąc do czegoś, co skrzy się w oddali,

Ma dusza jest już potwornie zmęczona,

A serce w piersi swym chłodem pali.

 

Wypełzłam niepewny z brei własnej jaźni,

Płuca wołają powietrza haustu,

Wdycham je chciwie, mimo smaku kaźni,

Tak bardzo chcę pozbyć się tego balastu.

 

Z trudem dobijam brzegów mej samotni,

Wyciągam rękę, rozdrapuję cienie,

Brzemię na barkach, które wnet się ulotni,

Dla mnie od dawna oznacza cierpienie.

 

Być może, spadkiem po mnie zostaną serca złamane,

Być może, jedynie ulgi westchnienia,

Być może, w pamięci pozostać nie będzie mi dane,

Gdy zabiorę ze sobą wszystkie zmartwienia.

 

Słowo po słowie rodzę w mej głowie,

Literę po literze zapisuję na papierze,

Lecz nic nie zaradzę, iż cokolwiek robię,

We własnych myślach nie czuję się szczerze.

 

Sprzeczności nabrzmiałe pod skóry bibułą,

Już wystarczająco długo gmatwają me życie.

I choć teraz wiem, jak mną lawirują,

To ciągle tłumię o pomoc wycie.

 

Żegnaj, nieznajomy

Już nie chcę twoich rad

 

6. Droga

Z lękiem przed życiem,

Ze strachem przed śmiercią,

Stęknąłem o pomoc przyduszoną piersią,

I ruszyłem nową drogą,

Cały zjęty trwogą,

Przed przyszłością i po prostu byciem.

 

Z pożegnalnym listem w głowie,

Moich przewin listą,

Z tlącą się nadzieją, patrzę w przyszłość mglistą.

Rozsupłałem wór z brudami,

By podzielić się tym z wami,

Z duszą na ramieniu krok za krokiem robię.

 

Muszę ubrudzić swe ręce,

Pieląc myśli zgniły owoc,

Który mdłym fetorem, sen odbiera w każdą noc.

Z nikłym żarem w dłoni

Odganiam demony,

Które pragną wchłonąć moje serce.

 

Wokół myśli czarnej dziury

Wiruje materia,

Która w końcu huknie światłem, niczym altyleria.

Wypluje fotony

W mój wszechświat szalony,

Oświetlając skryte pragnień góry.

 

Swoją rozpacz topię,

Uciekając w świat fantazji,

W liter tatuażach wciąż szukam okazji.

Lecz by się wyzwolić,

Siły muszę zdwoić,

Aby skruszyć mury, grodzące mą utopię.

 

Myślę jak być dobrym tatą,

Gdy jak dziad się snuję,

Kiedy w swoich myślach ciągle pokutuję,

Gdy co ranek z lustra

Patrzy maska pusta

I się okazuje postrzępioną szmatą.

 

Kreślę swą historię

Co tydzień w dialogach,

Myślę o przebytych już przeze mnie drogach.

Nowy podróży towarzysz

Wiele dla mnie znaczy,

Rozjaśniąc mych myśli zawiłe teorie.

 

Pomaga mi zrzucić

Ciężki skobel z drzwi,

Wskazując nadzieję, co się w cieniu tli.

W moich myśli chlewie

Poszukuję siebie,

Pragnąc piosnkę życia ponownie zanucić.

 

Szukając ratunku,

Życie w wiersz zaklinam

I pod tym ciężarem sam się wciąż uginam.

Lecz niechaj tym razem

Będzie drogowskazem,

Bym na drodze nie zgubił kierunku.

 

U przychylnych ludzi

Dług wdzięczności rośnie,

Więc spróbuje ten wiersz, zakończyć radośnie.

Oby Wasze trudy

Jak i moje próby

Rozświetliło słońce, co nas rankiem budzi.

Niech uczucie smutku ducha w nas nie studzi.

 

7. Przepis na G

Do wonnego wyciągu z pychy

Wlej litr narcyzmu, odstałego w uporze.

Dodaj zleżałego lenistwa dwie łychy

I skrytej gnuśności dwa kosze,

Następnie pełną popielnicę skrętów,

Zalaną dzbanem energetyka,

Zmieszaną z bogatą listą wykrętów

I czasem, co przez palce przecieka.

Na wyjałowionej wcześniej tacy,

Usyp miłości i lojalności kopiec,

Zakrop to potem z niejednej pracy

I dolej wypitego alkoholu skopiec.

Starannie ugnieć to odpowiedzialnością,

Lękami, strachem i przekleństw wiązanką,

Rozwałkuj hamowaną chciwością

I zamarynuj przygotowaną mieszanką.

Odczekując chwilę niezdecydowania,

Na drobno posiekaj garść ideałów.

Pokrój utopijne myśli, wzór wychowania

I zamiłowanie do nieistotnych banałów.

Do ostudzonej misy obojętności,

Zsyp powyższe składniki i utrzyj na krem.

Przypraw do smaku gramem naiwności

I wyrządzonym w amoku złem.

Ciasto, wcześniej zamarynowane,

Przystrój pseudointeligentnym bełkotem.

Do uzależnień skłonności skrywane,

Posyp powierzchowności złotem.

Krem przetłocz przez sito maski,

Oddzielając od masy grudy,

Kremu na cieście rozsmaruj paski

I wypełnij braki cienką warstwą buty.

Korzystając z papierosowego żaru,

Aby ciasto przyrumienić,

Pełen do wszechświata żalu,

Że przepisu nie chciał zmienić,

Wypełniony dumą i wstydem za razem

Prezentuję swój nieskromny wypiek,

Może posmakuje z czasem,

Oto zakalec nazywany Grzesiek.

 

8. Zamki z piachu

Runęły mi zamki z piachu wyobrażeń,

Podmyte lodowatą rzeczywistości falą,

Pozostawiły gorycz dawnych zdarzeń

I odciśnięte ślady łez, co wciąż policzki palą.

 

Uwiędły mdlące kwiaty mej młodości,

Zaległe chwasty butwieją niby kompost.

Dawniej spijałem z nich nektar radości,

Teraz trzask ich łodyg słyszę pośród chłost.

 

Szklana góra pękła pod mymi stopami,

Kiedy chciwie ku szczytowi wyciągnąłem dłoń.

Przekuła mą duszę skrzącymi drzazgami,

Gdy spadłem ze szczytu w beznamiętną toń.

 

Rozbiłem przy tym swe maski i ego w drobiny,

Obolały, zagubiłem gdzieś celu w życiu smak,

Ze złamanym kręgosłupem na oślep szukam drabiny,

By wydobyć z czeluści ciała swego wrak.

 

Uzależniony istnieniem, więzień swych słabości,

Wsłuchuję się w ducha filharmonię grozy,

Która smętnie nuci bym poddał się złości,

Nie czekał lecz wtłoczył w gardło ostrze tępej kosy.

 

Jednak wciąż walczę ze sobą o siebie samego,

By wyrwać z imadła choćby małą część,

Odnaleźć gdzieś miech i dmuchnąć na całego,

By na nowo rozpalić moją z życiem więź.

 

Nie chcę już nigdy musieć ponownie kłamać,

Otulam się więc pokrzepieniem Waszych rad,

Wmawiam sobie, iż nawet światło może się załamać,

Więc o pomoc błyskam morsem w niezbadany świat.

 

9. Poranna toaleta

Gdy co rano odkręcam kran i myję twarz,

Woda przecieka mi przez palce niczym czas.

Obmywam strupy nocnych zwad,

A o one spływając tworzą uroczysko, w którym tkwię po pas.

Gdy unoszę wyżej wciąż zaspane oczy,

Widzę, jak z sińcami pod oczami po poprzedniej nocy

I z tępym wyrazem wyrzutu i grozy

Ktoś obcy po mnie z lustra złym spojrzeniem toczy.

I widzę, że chce na mnie splunąć przekleństwami

I czuję jak nachalnie wypełnia me myśli groźbami,

A gdy się już moim strachem nakarmi,

Staje na mym ramieniu i topi w grzęzawisku pod swymi butami.

 

10. Stan oskarżenia

– Wysoki Sądzie, w stan oskarżenia,

stawiam pana G za poniższe przewinienia.

Za wręcz notoryczne zbrodnie przeciw sobie,

Za skłonności do nałogów ujmujących zdrowie,

Za strach przed kontaktem i lęk przed bliskością.

Za podstępne krycie się przed swą niedoskonałością.

Za maskowanie powyższej barwnymi słowami.

Za ukrywanie niewiedzy pod ogólnikami.

Za brak muskulatury i nazbyt orli nos,

Za naiwnie uległy, mało męski głos.

Za odpowiedzialność za los świata całego,

Za umywanie od niej rąk, gdy nastąpi coś trudnego.

Za mord z premedytacją na własnych pragnieniach,

Za bezowocne trwanie w swych chorych marzeniach.

Za ciągłą ucieczkę od własnych emocji

Oraz stosowanie wobec nich przemocy.

Za chęć kontroli nad każdym aspektem,

Za brak kontroli nad własnym afektem.

Za życiowe porażki i brak z nich nauki,

Za wszechobecne w swych relacjach luki.

Za bujanie w obłokach, miast stąpać po ziemi,

Za czekanie na cud, który może coś zmieni.

Za obojętność i za rezygnację

Oraz za wynikającą z powyższych stagnację.

– Czy oskarżony zapoznał się z zarzutami?

– Pytanie zadaje sędzia moimi ustami.

Wstaję wolno z miejsca, brodę swą przecieram

I po długim czasie cicho głos zabieram.

– Wysoki Sądzie, panie prokuratorze,

Przed waszym majestatem nieszczerze się korze.

Przyjmę każdą karę za moc moich zbrodni,

Wszak zdolny mecenas wszystko udowodni.

Pytanie zaś mam jedno do Sądu Najwyższego

Jak się pan czuje, skazując siebie samego?

 

11. Wór nieczystości 

Wszelka myśli gorycz, złości tnący chłód,

Żalu mdlący zapach, lęku rwący nurt,

Niestrawiony smutek, wzrastający dług,

Niepodjęte trudy, bicie łbem o mur,

 

Ogrom rad wyśmianych, odepchnięta dłoń,

Wrzące łzy gorzkawe, opuszczony dom,

Niepewności mara, obolała skroń,

Marnowanym czasem przepełniony tom,

 

Z poplątanych ścieżek w oczy dmący kurz,

Na przeciwko wszystkim opętańczy kłus,

Grad mych ideałów z lat młodości burz,

Wzdętych złudzeń bezmiar, mego życia gruz,

 

Ciężka lekkość bycia, konwenansów gra,

Lojalności łańcuch, samolubstwa dar,

Pełna mask szuflada, dusza, co wciąż łka,

Od nazbyt pochopnie zadawanych kar, 

 

Tłoczy się to wszystko, przepełniając wór

Pełen nieczystości, potęgując ból.

Pękł ostatni szew, prysnął nici sznur,

Którym cerowałem niebezpieczny twór.

 

 

Koniec

Komentarze

Przeczytałam 2 i 3 (BTW, a gdzie 1?) i nie uwiodły. Czy to całość czy zestaw odrębnych utworów? Czy tu jest fantastyka?

Babska logika rządzi!

Tytuł nie zachęca, ale chyba się rymuje. No, nie znam się, to się wypowiedziałam.

Przynoszę radość :)

Czytałam wyrywkowo, ostatni całkiem mi się spodobał.

deviantart.com/sil-vah

Na samym początku oznajmiam, że nie mam nic wspólnego z poezją, oprócz utworów Poego i Arthura Rimbauda. 

Zaczynamy ten taniec z deprechą: 

 

I dostrzeżesz żeś zmarnował,

Mnóstwo ważnych, dobrych lat,

Któreś w tańcu swym stratował

Jak przydrożny zeschły kwiat.

A to fajnie wyszło. 

 

Być może, spadkiem po mnie zostaną serca złamane,

Być może, jedynie ulgi westchnienia,

Być może, w pamięci pozostać nie będzie mi dane,

Gdy zabiorę ze sobą wszystkie zmartwienia.

Też mi się spodobało. 

 

9. Poranna toaleta – o i tu do mnie przemówiło! 

 

Podsumowując:

 

 Część wypadła nieźle, a część do mnie nie przemówiła,

Och, Depresjo moja miła! 

Gdy tylko Ona przybywa,

Depresja, głupia żmija, 

To nic innego nie zrobimy,

Jeśli jej samej nie spalimy!

 

 

 

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

Z poezją mam trochę wspólnego: liczne opublikowane przekłady – bardzo sławnych poetów (m.in. wzmiankowanego wcześniej Rimbauda), w tym sporo w wysokoprofilowych czasopismach literackich. W tym kilka, które są obecnie powszechnie cytowane i chwalone w recenzjach i artykułach naukowych.

No i dla mnie to jest kolejne NIE dla kategorii “wiersz” na portalu. Rymy marne, a nawet jeśli autor chciał coś powiedzieć, to imho ginie to w próbach silenia się na nieudane rytmicznie, wersyfikacyjnie i rymotwórczo próby, które autorowi wydają się poezją.

http://altronapoleone.home.blog

Dziękuję wszystkim za czas poświęcony na przeczytanie moich tworów. Pierwszy wiersz napisałem dla mojej ówczesnej żony i pozostaje on jej własnością, dlatego go nie zamieściłem. Co do zakładania co autorowi się wydaje, jest to odważne stwierdzenie, wszak wcale autora się nie zna. Ja sam uważam, że do poetów całkiem mi daleko. Cała składanka jest obrazem tego, z czym staram się uporać, a że postanowiłem to opublikować… Może i błąd. Jednak ponoć nie od razu Kraków zbudowano. Dziękuję raz jeszcze i pozdrawiam. Wszystkim życzę spokojnego życia.

Nowa Fantastyka