- Opowiadanie: leniwy2 - Owoc jest blisko, wystarczy zerwać metkę

Owoc jest blisko, wystarczy zerwać metkę

kameralne zimno

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Owoc jest blisko, wystarczy zerwać metkę

 Od kiedy dostał zestaw noży ze stali nierdzewnej S30V marki Falters, mniej patrzył ludziom w oczy. Zwłaszcza jeżeli chodziło o jego kobietę; na nią już w ogóle nie zwracał uwagi, chyba że czasem, gdy jej twarz akurat odbijała się w głowni noża do chleba, który trzymał za czarną, plastikową, gładką rękojeść z technologią SoftHold zapewniającą poczucie komfortu podczas krojenia. Wtedy, w chłodnej tafli metalu, jego żona wyglądała pięknie.

Nadchodziła zima, ale noce były ciepłe i krótkie. Pory roku nie miały ostrych krawędzi…

 

 

 

 

 

 

To tylko fragment. Opowiadanie w całości będzie można przeczytać w pierwszym tomie antologii "Weird fiction po polsku".

Więcej informacji na stronie wydawnictwa Phantom Books:

 https://www.facebook.com/pages/category/Publisher/Wydawnictwo-Phantom-Books-608481312540765/

 

 

 

Koniec

Komentarze

Efektowne. Styl / redakcja rzeczywiście prosiłyby się o przejrzenie i poprawki, ale tekst stoi pomysłem, a ten jest bardzo dobry. Czytało się dobrze i szybko, choć tekst gęsty i sięgający daleko w absurd. Dobrze budujesz nastrój i umiejętnie, przy pomocy niepokojącego gadżetu, kreujesz groteskowość. 

Trochę się pogubiłam w końcówce – rozmyła się nieco, moim zdaniem, albo ja czytając -naste opowiadanie dziś przestałam przyswajać – ale tekst generalnie zdecydowanie udany. 

ninedin.home.blog

Dziękuję ninedin, zdecydowanie za późno wziąłem się za pisanie i w efekcie musiałem wrzucić tekst po jednym i pół draftu. W końcówce jest dużo niedopowiedzeń więc może być gubiąca, ale fajnie że mimo to ci podeszło.

 

edit: nic już więcej dzisiaj nie dam rady zrobić, oddaję tekst w ręce czytelników

Bardzo fajny, ostry (może to kwestia stali) tekst. Fakt, że trzy ostatnie akapity troszkę się od tej ostrości odcięły.

Przeczytane, polubione.

Czy mi się zdaje, czy też dopasowywałeś styl do opowieści? Początkowo zdania są długaśne, gubiłam się w nich, ale w miarę umacniania się związku bohatera z nożami stają się krótsze, a przynajmniej ostrzejsze, bardziej przejrzyste. To oczywiście może być przypadek, ale wyszło interesująco. Pomijając oczywiście mój ból głowy po zmierzeniu się z pierwszym zdaniem ;)

Nie jestem do końca przekonana, czy wiem, co przeczytałam. Mam wrażenie, że Susan była tu jego mistrzynią albo raczej muzą. W którymś momencie przestała być potrzebna. Czy on ją, jak to ładnie wcześniej ująłeś, usunął ją z rzeczywistości, przerywając linię bez żadnych cech charakterystycznych? ;)

Gdzieś mi się po drodze zgubiła szacowna małżonka, ta z odbicia w głowni noża z pierwszego zdania (czytałam je trzy razy, więc zapamiętałam) ;) Czy ona też pożegnała się z rzeczywistością?

Dobra, krótko mówiąc mam wrażenie, że przeczytałam studium psychopaty, ale mogę się mylić, mnie się często zdarza widywać duchy :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cześć Peter, miło że wpadłeś :)

 

Hej Irko, rzeczywiście tekst miał eskalować w miarę czytania (przynajmniej w warstwie charakterologicznej), więc masz chyba rację co do końcówki. Krótkie zdania potrafią być trochę agresywne/pozbawione emocji i taki nastrój chciałem tam wprowadzić. 

Hmm Susan to muza, którą Hadley pobawił się i porzucił, podoba mi się ta interpretacja, melancholijna trochę :) Obiecuję, że żona gdzieś też tam jest, tylko może nie na wierzchu.

A co do samego Hadleya, to nie jest raczej wzorem do naśladowania, ani nawet osobą o mocnym zapleczu moralnym, ale czy można go aż nazwać psychopatą, to już pozostawiam w gestii czytelnika.

Bardzo mi miło, że wpadłaś, dzięki za klika do biblioteki!

Przeczytałem

Obiecuję, że żona gdzieś też tam jest, tylko może nie na wierzchu.

Ok wierzę na słowo chociaż nie widzę.

 

Natomiast mam własną interpretację tekstu. Noże jako metafora narkotyków. Pierwsza porcja za darmo–prezentacja noży. Szukanie coraz mocniejszych wrażeń związanych z tym że noże “wyczerpywały” się dość szybko (coraz mocniejsze narkotyki). Ukrywanie się z tym za śmietnikami czy w parku – “branie w żyłę”. Następnie przedstawienie nocnego życia przez Susan, powrót o czwartej gdy “haj” się skończył. Właśnie, przechodzimy do kreowania rzeczywistości i innego jej postrzegania gdzie odnajduje zwyczajną “fazę” po narkotykach. W ostatniej scenie mamy już barona narkotykowego w którego mieszkaniu jest pełno paczek z białym proszkiem. Nie jestem tylko pewien jak na moją teorię przełożyć ten fragment:

zdał sobie nagle sprawę, że wcale nie potrzebuje do niczego noży Falters ani stali nierdzewnej, zwłaszcza tej typu S30V. Sam w sobie był bowiem nożem i krawędzią tnącą płótno rzeczywistości.

Myślę jednak że tutaj mógł mieć już własną “produkcję” lub dorobić się tylu pieniędzy by uniezależnić się od sprzedawania narkotyków i zająć czymś innym.

 

Tekst ogólnie bardzo mi się spodobał chociaż nie do końca wiem o czym był a właściwie jak rozumieć ten tekst i jaka interpretacja jest poprawna (jeśli tekst wgl ma jakąś jedną właściwą interpretację).

Pisz to co chciałbyś czytać, czytaj to o czym chcesz pisać

Cześć Kuba, miło Cię tu gościć ;)

Ok wierzę na słowo chociaż nie widzę.

Bo dobrze się ukrywa ;p

Hmm nie chcę podawać gotowej interpretacji opka, lubię jak tekst pozostaje wieloznaczny, ale Twój trop jest bardzo dobry, bo te noże rzeczywiście mają w sobie coś z narkotyku, prawie jakby skonstruowano je tak, by protagonista i inni bohaterowie nie mogli się w żaden sposób od nich uwolnić.

Myślę jednak że tutaj mógł mieć już własną “produkcję” lub dorobić się tylu pieniędzy by uniezależnić się od sprzedawania narkotyków i zająć czymś innym.

To możliwe, chociaż niby nie potrzebuje, a na koniec znowu idzie do jakiegoś sklepu…

Fajnie, że tekst ci podszedł, pozdrawiam Cię serdecznie

Ciekawe opowiadanie i, cóż, przerażające! Powróciłeś w dobrej formie, nie ma co mówić. :-)

Dla mnie jest stadium popadania w szaleństwo, a może… odkrywania prawdziwej rzeczywistości dla niego – postaci z Twojego świata ostrych noży ze stali nierdzewnej S30V marki Faltres.

Wycinanie rzeczywistości i fasadowy świat z kartonu były dla mnie najmocniejszymi fragmentami opowieści, plus wektory, które nieodmiennie kojarzą mi się z czasoprzestrzenią. Włączyłabym do tego zbioru również „kremową barwę”. Po jej kilkukrotnym powtórzeniu zaczęła mnie frapować. Pytanie, czy używałeś jej celowo?

 

Klimat i nastrój jest, historia też, ale mi, podobnie jak Irce, rozmazuje się końcówka. Chciałabym wiedzieć, co się stało. Nie wiem tego, nie jestem pewna, co się wydarzyło?Nie potrzebował już noży, a wychodząc do sieciowego sklepu zapukał ostrożnie do kremowego pokoju i kto tam był, czy ktoś był? Odbicie żony na nożu, Sara?

 

No dobrze podsumowując. Podobała misię Twoja opowieść. Jest brrr, a czytelnik wchodzi w nią jak nóż w masło. Oryginalne słownictwo, ale bez przeginania oraz przeplatające się wizje. Konsekwentnie prowadzona narracja. Długie zdania ok, choć w kilku miejscach rozdzielałabym na dwa kawałki, bo są wystarczająco długie i wkrada się niepotrzebne niezrozumienie tj. zatrzymują (moje subiektywne zdanie). Sceny intymności z kobietą IMHO – dobrze napisane, udały się.

 

Szkoda, że nie miałeś czasu, aby jeszcze jeden – dwa razy przejrzeć. Przy czym mniej mi chodzi o poprawność zapisów (pod tym względem jest naprawdę nieźle, biorąc pod uwagę szybkość powstania, acz, jak może przypominasz sobie, żaden ze mnie ekspert w tym obszarze), ale bardziej o samą opowieść i jej wybrzmienie. Przyjrzenie się jej jeszcze raz chłodniejszym okiem

 

Kilka kiksów, które udało mi się wychwycić:

w głowni do noża chleba

„Do” niechaj przeskoczy o jeden wyraz do przodu.

stukotem klawiatur, brzmiały jak wiersz albo modlitwa

Zamiast przecinka w tym zdaniu, z którego fragment przekopiowałam, postawiłabym kropkę. I tak oba będą wystarczająco długie. ;-) Jeszcze kilka podobnych miejsc zauważyłam.

wiatr niesie w stronę miasta chmury, w wyglądzie dosyć złowróżbne, bo brunatne i rozciągające się szeroko od krawędzi horyzontu niby olbrzymia sieć powoli opadająca na ziemię wraz kroplami deszczu.

Tu można byłoby pewnie coś pokombinować z rozciąganiem (jest do-od) i siecią. Wybierasz horyzont, czyli od, na początku jest dokąd, czyli ciągną w ich kierunku. mamy powierzchnię na której rozpinamy sieć, no, dwie linie. Hmm. Może wystarczyłoby gdzieś postawić przecinek, albo zmienić kolejność skąd dokąd, tj. zacząć od horyzontu. 

bo rzeczywistość przecież, na dobrą sprawę, była tylko kolejnym, zmrożonym, gotowym do obróbki produktem.

Coś za dużo, chyba „przecież” usunęłabym.

Hadley uderzył bryłę budynku otwartą dłonią, a ta rozproszyła się i zniknęła w ciemności.

Popchnął, chodzi mi o wyrażenie „uderzył otwartą dłonią”. Spróbuj uderzyć w coś otwartą dłonią,  jednak również zważ, że mam fanaberie słowne.

 

Naturalnie skarżę do biblio, może nikt mnie nie ubiegnie. Gratki i srd pzd :-)

a

PS. Boję się tej Waszej pisarskiej wyobraźni. wink

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Cześć Asylum!

Kremowa barwa przewija się w kontekście pokoju o kremowych framugach, jedynego miejsca w mieszkaniu, gdzie Hadley się nie zapuszcza. Co do końcówki, nie chciałem, żeby wszystko było ładnie wyjaśnione. W pokoju o kremowych framugach zdecydowanie ktoś jest, zwłaszcza, że wydobywa się z niego tyle chłodu.

Hmm nie wiem czy akurat konstrukcja tekstu i brzmienie opowieści uległyby zmianie, nawet jeśli miałbym więcej czasu – tekst był rozplanowany dawno temu, po prostu pisałem go na parę dni przed terminem. Dobrze, że nie czytałaś wtedy, co ninedin, bo językowo mniej się wówczas bronił.

Ooo ale ja lubię moje długie zdanka ;)

 „Do” niechaj przeskoczy o jeden wyraz do przodu.

Dzięki, poprawione. Ale długich zdanek proszę mi nie ruszać ;p

Coś za dużo, chyba „przecież” usunęłabym.

I miałabyś rację ;)

Popchnął, chodzi mi o wyrażenie „uderzył otwartą dłonią”. Spróbuj uderzyć w coś otwartą dłonią,  jednak również zważ, że mam fanaberie słowne.

Otwartą dłoń zostawiam. To po prostu ładne sformułowanie na “klepnięcie”.

Też pozdrawiam Asylum i dzięki serdeczne za klika :)

Hmm nie chcę podawać gotowej interpretacji opka, lubię jak tekst pozostaje wieloznaczny

Rozumiem i się w sumie nie dziwię. Tak jest czasami lepiej.

 

ale Twój trop jest bardzo dobry, bo te noże rzeczywiście mają w sobie coś z narkotyku, prawie jakby skonstruowano je tak, by protagonista i inni bohaterowie nie mogli się w żaden sposób od nich uwolnić.

Ha! Ha!Cieszy mnie to bardzo bo u mnie tak zazwyczaj średnio z domyślaniem się i szukaniem drugiego dna.

 

To możliwe, chociaż niby nie potrzebuje, a na koniec znowu idzie do jakiegoś sklepu…

Mówię nie byłem tego pewny.

 

Również pozdrawiam Cię bardzo serdecznie.

Pisz to co chciałbyś czytać, czytaj to o czym chcesz pisać

Tekst jest napisany niestarannie, nie tylko jeśli chodzi o przecinki. Miałam wrażenie, że po prostu pisałeś bez autoedycji i miejscami nie do końca nad tekstem panujesz. Zdania spaghetti na początku – niektóre udane, efekt narracyjny ciekawy, takiego trochę przelewania się treści z wątku do wątku, ale było też sporo takich, w których treść gdzieś tam sobie płynie bez kontroli i ociera się o bełkot.

Wątek żony – miga na początku, a potem znika zupełnie, i właściwie sprawia wrażenie błędu konstrukcyjnego – jakby autor o nim zapomniał. Szczególnie że zachowanie bohatera jest na tyle dziwne, że powinno wywołać reakcję żony (niezliczone pudełka noży w mieszkaniu, wizyty kochanki). A w tekście nie ma nic.

Nie do końca też zrozumiałam scenę bazarową – choć to nie tyle zgrzyt, co znak zapytania.

Mimo tych niedoróbek tekst mi się podobał. Pomysł świetny, rozkładanie rzeczywistości na linie, płaszczyzny i wektory przedstawiony przekonująco i intrygująco. Dawka niepokoju i zagęszczająca się atmosfera dziwności też bardzo udane. Scena wycinania magazynu – surrealistyczna i pokazana w przekonujący sposób. Obsesja bohatera, jej kulminacja i samo zakończenie odpowiednio wyważone.

Jestem zadowolona z lektury.

Zgłaszam do biblio.

It's ok not to.

Świetny tekst. Dowodzi, że infodumpy mają swój urok. Te wszystkie szczegóły na temat noży tworzą przyjemnie nieprzyjemną atmosferę. W skrócie: ukończyłam tę lekturę wielce zaniepokojona i ukontentowania zarazem.

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

Długich zdanek proszę mi nie ruszać ;p

Nie dutknę, nie dutknę. :-) Nie  bojaj się, już nie będę – przysięgam. Baw się nimi do woli, czasem tylko zerknij i pokombinuj jak zbudować/połączyć w inny sposób, bo nie o długość mi chodzi. :p 

Przy okazji wspomnę, że ciągle jeszcze miewam nieznośną predylekcję połączoną z niewytłumaczalną słabością do długich zdań, a na rekordowe, przekraczające najczęściej kilkanaście stron, natrafiłam, czytając „Wolę nieba” Lundkvista, w tłumaczeniu Zygmunta Łanowskiego, o czym muszę Ci koniecznie wspomnieć, gdyż kapitalnie wywiązał się ze swojego zadania, biorąc pod uwagę skalę trudności tłumaczenia takich tasiemców przy utrzymaniu ich lekkości i, co wzbudziło mój autentyczny zachwyt, sprawiło, że zaabsorbowana treścią straciłam żołnierską okopową czujność, nie zauważając prawie zupełnego braku kropek, po czym dopiero po przeczytaniu opracowań, gdy z desperacją godną lepszej sprawy wróciłam do książki w akcji pod kryptonimem „W poszukiwaniu zaginionych kropek”, bo niewierny Tomasz ze mnie, chociażem dziewczyna i naocznie przekonałam się, że jest ich tam jak na lekarstwo, zachwyt ogarnął mnie bezbrzeżny po raz drugi, co – mam nadzieję – stanowi wystarczającą rekomendację do zaproponowania Ci tej książki jako interesującej lektury, naturalnie jako jednej z miliarda możliwych opcji.

 

Otwartą dłoń zostawiam. To po prostu ładne sformułowanie na “klepnięcie”.

Hi, hi, klepnięcie od uderzenia troszku się różni, ale zgoda „otwarta dłoń” – ładne. :-) Wiesz, ze mną jak z dzieckiem, spory oddaję walkowerem, ale pomędrkować lubię, taka przypadłość, skaza genetyczna. wink

 

Srd :-)

a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Cześć @dogsdumpling, miło cię widzieć. Hmm jeśli chodzi o przecinki to nie tak, że nie poprawiałem najlepiej jak umiem, po prostu przed każdym moim tekstem dodaję ten disclaimer, bo zwykle nie ważne jak długo nad nimi siedzę i tak wszystkiego nie jestem w stanie wyłowić.

Nie wiem za bardzo co masz na myśli pisząc, że nie panuję nad tekstem i że pisałem bez autoedycji. Akurat nad tymi fragmentami, z którymi masz problem spędziłem najwięcej czasu ;d

Pomogłoby mi, gdybyś dała jakieś przykłady tych zdań, gdzie treść płynie bez kontroli i ociera się o bełkot. Mam wrażenie, że nawet w tych długich zdaniach zawierałem tyle informacji ile było potrzebne. Ale no ja jestem autorem, więc ten. Jeśli mi coś podasz będę mógł się odnieść.

Żony jest w tekście tyle, ile potrzeba, pisałem już ;d

Cieszę się, że jesteś zadowolona z lektury i dzięki serdeczne za klika :)

 

Hej @fleurdelacour, bardzo się cieszę, że tekst się spodobał. I oczywiście dziękuję za klika!

 

@Asylum dzięki za piękną rekomendację ;D Jeśli jest reprezentatywna względem powieści, to z przyjemnością się zapoznam. Pozdrówka :^)

 

Dzięki za przeczytanie i obrazek @Żongler. Trzy miecze, hmm. 

Leniwy2, za szybko się skończyło:-( świetnie opisujesz uzależnienie od noży, ich ciepła, a także fascynację Susan. Zakończenie mnie zaskoczyło. Jak już ją zdobył, przestała go interesować. Tak samo noże, wyssał z nich wszystko, czego potrzebował a później uznał, że już ich nie potrzebuje. Stał się samowystarczalny? :-) świetne opowiadanie! Powodzenia i pozdrawiam

Jeśli jest reprezentatywna względem powieści, to z przyjemnością się zapoznam

Rekomendacja jest nieudacznym naśladownictwem. Tam w wielu przypadkach jest dynamiczna, logiczna akcja, filozoficzne rozkminki i inne, nie będę spojlerować. W każdym razie zajmująca nie tylko z uwagi na styl, ale  również treść. 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Przykłady:

Od kiedy dostał zestaw noży ze stali nierdzewnej S30V marki Falters, mniej patrzył ludziom w oczy, a zwłaszcza jeśli chodziło o jego kobietę, na nią już w ogóle nie zwracał uwagi, chyba że na jej odbicie w głowni noża do chleba, który trzymał za czarną, plastikową, gładką rękojeść z powłoką SoftHold wzmacniającą uchwyt dłoni.

 

Trudno przedrzeć się przez to zdanie, poszczególne części nie łączą się ze sobą gładko; trzy określenia rękojeści sprawiają wrażenie nadmiaru; mam też wątpliwości czy powłoka może “wzmacniać” uchwyt, to trzymający może go wzmocnić, a powłoka mu tylko w tym “pomaga”, poszukałabym innego określenia.

mniej patrzył ludziom w oczy, a zwłaszcza jeśli chodziło o jego kobietę, na nią już w ogóle nie zwracał uwagi, – na poziomie przyczynowo-skutkowym ten fragment zgrzyta – źle użyte słowo “zwłaszcza”; gdyby to było jeszcze osobne zdanie to ok, bo wiadomo, o co chodzi, ale to jest część dłuższego zdania i sprawia, że czytelnik się potyka.

A jest to zdanie wprowadzające do tekstu – byłoby dobrze, gdyby zachęcało do kontynuowania lektury.

 

Pory roku nie mają ostrych krawędzi ani smukłej sylwetki profilowanej pilnikiem ściernym o wysokiej gradacji, w czym są bezwzględnie gorsze niż noże ze stali nierdzewnej S30V, łóżko miało z kolei dwie krawędzie i szeroką połać prześcieradła na której nikt nie spał.

 

Tu np. wychodzi, że pory roku są bezwględnie gorsze od noży ze stali nierdzewnej; i dlaczego “z kolei” w odniesieniu do liczby krawędzi łóżka? wcześniej mówisz o cechach krawędzi, nie o ich liczbie, to określenie nie ma tu sensu. Przecinek po prześcieradła.

 

A np. to zdanie bardzo fajne. (Tylko albo bez przecinka po modlitwa, albo wiersz i modlitwa, recytowane… tonące)

 

Co prawda, po wypełnieniu wszystkich procedur bezpieczeństwa wewnętrznego i higieny pracy rozmawiał zwykle z kolegami z sąsiednich boxów, ale mówił ściszonym głosem, a ich odpowiedzi były dla niego prawie niezrozumiałe, przykryte szumem komputerowych systemów chłodzących lub stukotem klawiatur, brzmiały jak wiersz albo modlitwa, recytowana w różnych kierunkach i z różnych źródeł, tonąca bezpowrotnie w mieszaninie półcieni, sztucznego światła oraz mdłej łuny miasta, która przenikała do wnętrza budynku przez mętne okiennice Pomieszczeń Produkcji Intelektualnej.

 

 

It's ok not to.

Miło mi Cię widzieć @Olciatka, fajnie, że opko dało radę się spodobać, a nawet zaskoczyć ;p

 

@Asylum w takim razie na pewno się zapoznam.

 

@dogsdumpling 

Trudno przedrzeć się przez to zdanie, poszczególne części nie łączą się ze sobą gładko; trzy określenia rękojeści sprawiają wrażenie nadmiaru; mam też wątpliwości czy powłoka może “wzmacniać” uchwyt, to trzymający może go wzmocnić, a powłoka mu tylko w tym “pomaga”, poszukałabym innego określenia.

Hmm mi tam te trzy określenia dobrze leżą i nie sprawiają wrażenia nadmiaru (albo inaczej, sprawiają, ale mi się podoba), więc pokieruję się swoim gustem. Ale co do powłoki to w sumie się zgadzam ;d

na poziomie przyczynowo-skutkowym ten fragment zgrzyta – źle użyte słowo “zwłaszcza”; gdyby to było jeszcze osobne zdanie to ok, bo wiadomo, o co chodzi, ale to jest część dłuższego zdania i sprawia, że czytelnik się potyka.

Czytelnik ma się potknąć, bo ma uważać. Chciałem, żeby zdanie brzmiało eratycznie, jakby ktoś podszedł do ciebie na ulicy i zaczął opowiadać wszystko naraz.

Tu np. wychodzi, że pory roku są bezwględnie gorsze od noży ze stali nierdzewnej; i dlaczego “z kolei” w odniesieniu do liczby krawędzi łóżka? wcześniej mówisz o cechach krawędzi, nie o ich liczbie, to określenie nie ma tu sensu. Przecinek po prześcieradła.

No wychodzi bo tak jest napisane i tak ma wychodzić ;d “Z kolei” nie jest odniesieniem do liczby krawędzi tylko do faktu ich posiadania bądź nie.

 

Dzięki za przecinki, ale dalej nie widzę, żebym ocierał się o bełkot ;)

 

No wychodzi bo tak jest napisane i tak ma wychodzić ;d “Z kolei” nie jest odniesieniem do liczby krawędzi tylko do faktu ich posiadania bądź nie.

 

To zdanie jest wtedy źle skonstruowane, bo tak użyte “z kolei” wskazuje na liczbę.

 

Czytelnik ma się potknąć, bo ma uważać.

Hmmm, mnie takie potknięcia nie zachęcają do uważania, raczej przeszkadzają w skupieniu się na treści.

 

Dzięki za wyjaśnienia :-).

It's ok not to.

@dogsdumpling nie ma problemu i dziękuję, za Twoje. Co do potknięć, to nie wiem jaką literaturę czytasz, ale zdarza się, że książki są napisane skomplikowanym językiem/składnią ;p

To zdanie jest wtedy źle skonstruowane, bo tak użyte “z kolei” wskazuje na liczbę.

Czemu? Ten chłopiec nie ma lizaków, tamten z kolei ma dwa. Nie widzę problemu.

Czyli jeden chłopiec ma zero lizaków, drugi dwa – w przypadku obu chłopców jest odniesienie do jednej i tej samej właściwości/cechy.

 

W zdaniu z opowiadania:

 

Pory roku nie mają ostrych krawędzi ani smukłej sylwetki profilowanej pilnikiem ściernym o wysokiej gradacji, w czym są bezwzględnie gorsze niż noże ze stali nierdzewnej S30V, łóżko miało z kolei dwie krawędzie i szeroką połać prześcieradła na której nikt nie spał.

 

Właściwością pór roku nie jest brak krawędzi tylko to, że nie są ostre ani smukłe, a właściwością łóżka to że ma dwie krawędzie – te właściwości nie mają ze sobą związku.

 

To tak jakby powiedzieć: Ten chłopiec nie ma żółtych lizaków, a tamtem z kolei ma dwa lizaki.

 

Edytka. Nie mam problemu ze skomplikowaną składnią, tylko z niepoprawną składnią, która nie sprawia wrażenia bycia niepoprawną celowo :P.

It's ok not to.

@dogs ale ja dalej nie widzę niepoprawności składni pierwszego zdania ;d

Ten chłopiec nie ma żółtych lizaków ani soku pomarańczowego, tamten z kolei ma dwa lizaki. Dla mnie dalej brzmi ok (w zdaniu nie było łącznika “a”). Ale mogę się mylić. 

Może przenieśmy dyskusję na PW, bo mi zaraz rozłożysz całe opko na czynniki pierwsze i nie będzie czego czytać :^)

 

Istotne przesłanie. Kiedy ktoś daje jakiś cenny produkt za darmo, to będą to albo narkotyki, albo, niedajboże, MLM. Urzekła mnie scena kupowania tego supernoża, bo bohater zachowywał się jak tradycyjny hobbysta (używasz tych szmelcowych sznurówek GlBX87 ze wzmacnianego tytanem jedwabiu? Masz tu 80 powodów, dla których sznurówki KLJJ63C z kevlaru-9000 biją je na głowę w każdym teście chodzenia do sklepu).

Masz duże pokłady oryginalnej frazeologii, co też mi się bardzo podoba.

Miejscami ciutkę męczyło rozbuchaną poetyckością, ale tylko ciutkę i tylko miejscami. Ogólnie bardzo fajne.

Hail Discordia

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Bardzo mi się podobało. Ładnie napisane, dużo ciekawych sformułowań i zdań, które niosą też jakąś melancholię. Te dwa najbardziej mi utkwiły, więc pozwolę sobie je przytoczyć:

 

Uległaby mu, a on wypełniłby ją w całości na białej ladzie recepcji, wyprodukowanej z płyty melaminowanej, spełniającej ekologiczne standardy firmy i bardzo mocnej, i robiliby to szybko, bo nie było czasu, a potrzebowali ciepła.

 

przesiąkali czymś gęstym, co w bezinteresownym prezencie dawała im noc.

Fajne było również oddalanie się bohatera od świata realnego i zapadanie we własne wariactwo i ta chorobliwa fascynacja nożami i kształtami.

Edycja: no i bardzo podobał mi się tytuł.

Bardzo przyjemna lektura. 

Haha, przesłanie rzeczywiście istotne, dobrze, że je dostrzegłeś japkiewiczu ;) Scenka ze sprzedawcą prawie dosłownie z życia autora (bądź grona jego przyjaciół) wzięta. Zdarza mi się być czasem lekko poetycko-patetycznym, z czym walczę, ale czego nie chcę też wyplenić do końca. Dzięki za odwiedziny, fajnie, że się podobało.

 

Hejka Anet ;)

 

Cześć Edwardzie, fajnie, że udało mi się uprzyjemnić trochę dzień. Tytuł jak tytuł, moim zdaniem nie jest zły ;p Fajnie, że wpadłeś.

 

Dzięki za przeczytanie Wiktorze.

Żona jako uosobienie kameralnego chłodu. Odskocznia w romans, zdawałoby się – biurowy, a jednak nie do końca. Dziwaczność zbudowana wokół noży i fanbojowskich zachowań oraz klasycznych objawów nałogu, po którym przychodzi pustka. Trochę satyry na tradycyjny komiwojażeryzm (pierwsze noże, elitaryzm) i konsumpcjonizm (jako nałóg właśnie). Bardzo mi się.

 

Językowo – niektóre zdania są cudownie przeszarżowane, inne tylko przeszarżowane. Gdzieś ten taniec na krawędzi ostrza momentami nie jest taki płynny, zdarza się faux pass, ale ogólnie – in plus.

 

Przeczytałem z przyjemnością. Bibliotekę bym klikał bez pudła, gdyby mnie nie ubiegli. Nie dość że dziwne w formie, to jeszcze ma jakąś zrozumiałą fabułę. Po wycyzelowaniu byłoby świetnie.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

To jest weird, który czytałam z przyjemnością.

 

Mogę wymienić szczegółowość i jej konsekwentność, zatarcie i rozmycie granic, indukcyjną obsesję, rytmiczną zmianę narracji (”Świat to otchłań tętniąca dziwnym rytmem”), dosłowną i metaforyczną jedność z nożem.

Opowiadanie zaczyna się z dystansu (”od kiedy dostał”), co generuje przestrzeń; później doskonale ją dozujesz, dzieląc ją – tnąc – na mniejsze, ostrzejsze fragmenty, wycinasz jak puzzle, które układają się i w glowie Hudleya i czytelnika. Niektóre wchodzą z oporem na swoje miejsce, niektóre pasują idealnie. Dużym plusem tekstu są jego nazwane emocje, na początku Hudley ocenia wszystko i wszystkich (”beznadziejne materace”, “namacalne pełne ciało”, itd), jego świat jest fizyczny i materialny, kipi seksem, żądzą, chęcią. Im dalej, tym subtelniej, aż do “babiego lata w smoliście czarnej pustce”, i choć seks zostaje, jest inny, erotyzm jest inny. Zmianę percepcji i zaburzenie moralności można byłoby interpretować jako konsekwencję uzależnienia, ale nie jest to absolutna konieczność. Nóż jest rekwizytem na teatralnej scenie. Susan nim jest, Hudley również (”sam był sobie nożem”). Sceneria przesuwa się za nimi jak czarno-białe slajdy na projektorze, równie dobrze mogą być puste, bo nie mają większego znaczenia.

Nieuchwytna, dominująca siła noża rani, ale nie zabija. Ponura, niesprawiedliwa, zadająca ból wizja nowoczesnej hamartii. 

 

Ważne jest za to, że nadzieja się zapętla, jest nierdzewna, ale bezużyteczna; na co komu nóż, gdy nie ma się ręki? Kończy się tak, jak się zaczęło, zagubieniem, które prowadzi do zrozumienia i chęci zmiany – klamra: kupno noża/sklep z dziurką od klucza – ale jest frustracja z niemocy, bo ze zmiany nici. Poniekąd tekst bardzo klasyczny (ironia tragiczna, egzystencjalizm Kafki, spekulatywny seksualizm Ellisona), ale też przyjemnie świeży. Tytuł przyciąga uwagę, prowokuje (”wystarczy”). Przecinki do poprawy, ale to drobiazg.

 

Ten konkurs był właśnie dla takich opowiadań.

Dzięki za udział!

Hej! Wracam z komentarzem – przepraszam, że tak późno, życie mnie dopadło i tak jakoś wyszło. Ale już jestem!

Przede wszystkim – bardzo klimatyczne, niepokojące i nastrojowe opowiadanie, dobrze wpisujące się w kanon weirdu dzięki uproszczonemu settingowi i skupieniu na wewnętrznych przeżyciach bohatera. Wybitnie ciekawe zafiksowanie na cechach noży. Bardzo podobał mi się motyw Susan – miałam lekkie zawahanie wiary wobec tej recepcjonistki, seksu w recepcji i tak dalej, ale bardzo płynnie rozwiązałeś ten problem, tworząc z niej postać-figuranta, raczej symbol, pretekst, przez który świat kontaktował się z bohaterem. Hasło zostało zrealizowane – wprawdzie bardziej przypisałabym tekst do “kameralnego ostrza”, a nie “zimna”, ale zimno również się pojawia i jest dobrze zaakcentowane w kreacji nastroju. Potrafisz bardzo dobrze, dyskretnie wplatać zgrabne, niepokojące zdania. Opowiadaniu zaszkodził pośpiech – widziałam opowiadanie w pierwszej wersji chwilę po wstawieniu i dziabnęły mnie na początku błędy interpunkcyjne, składniowe. Kiedy już dotarłam do czytania, było znacznie lepiej, ale wciąż wyłowiłam trochę byków. Mam nadzieję, że uda się to wyprostować w redakcji do wersji papierowej.

Niezły tekst, gratuluję. :)

Hej Psychofishu, bardzo ładnie czytasz i podpisuję się pod tym co widziałeś obiema ręcyma. Niestety, tak to jest z tymi zdankami, że jedne się napiszą fajniej inne mniej fajnie ;) Bardzo ci dziękuję za odwiedziny.

 

Cześć Żonglerze, miałem przeczucie, że to opowiadanie Ci się spodoba, choć trochę się przestraszyłem bo trzy miecze to niepomyślna wróżba xd Nie podejrzewałem też, że opko będzie pod jakimiś względami kontrowersyjne (?). Napisałaś o stopniowym wygasaniu Hadleya, zmianie percepcji i bardzo się z tego cieszę, bo dużo o tym myślałem podczas pisania.

Nóż jest rekwizytem na teatralnej scenie. Susan nim jest, Hudley również (”sam był sobie nożem”). Sceneria przesuwa się za nimi jak czarno-białe slajdy na projektorze, równie dobrze mogą być puste, bo nie mają większego znaczenia.

W punkt :D

Czy na koniec pojawia się nadzieja? Może rzeczywiście da się to tak nazwać. Dzięki wielkie za komentarz i organizację świetnego konkursu.

 

Cześć Wiktorze, miło Cię widzieć. Rzeczywiście, pierwsza forma opowiadania to było coś nieprzyjemnego zarówno do czytania jak i poprawiania. Cieszą mnie miłe słówka, mam nadzieję, że byki wyłowię i ja. Pozdrowionka, dzięki wielkie za podzielenie się jurkowymi wrażeniami no i za cały konkurs.

Też miałam wrażenie, że facet ćpa te noże. I dziwiło mnie, że żonie jego zachowanie nijak nie przeszkadza. Albo była maksymalnie oziębła, albo dziabnął ją przy pierwszej okazji…

Nieźle pojechany pomysł.

Babska logika rządzi!

Czytałbym… :/

Che mi sento di morir

No niestety, takie wymogi konkursu :( Ale możliwe, że skrobnę coś na Korespondencję.

Tak, wiem, nadziałem się już w innych miejscach ;) Może pokopię za tą antologią.

Jeżeli napiszesz na Korespondencję, chętnie przeczytam :)

Che mi sento di morir

Nadrobiłam sobie ostatnio w antologii, więc zaglądam z komentarzem. ;)

Na początek ogromny plus za tytuł, wyróżnia się i przykuwa uwagę. Jak zawsze świetnie prezentuje się strona językowa tekstu. Tutaj akurat postawiłeś na długie zdania, które oddają chłodne, analityczne, obsesyjne myślenie bohatera (swoją drogą ciekawe, jak by się sprawdził zabieg odwrotny, z bardzo krótkimi zdaniami, w kontekście kluczowego dla opowiadania wątku noży). Styl jest przejrzysty, precyzyjny, ale nie transparentny; ma swój wyraźny charakter, który współgra z opowiadaną historią.

Wątek noży dobrze działa zarówno na poziomie dosłownym, jak i metafizycznym: badanie granic między odcinkami rzeczywistości, cięcie jej na mniejsze części, oddzielanie jednych warstw od drugich, poszukiwanie jakiegoś elementarnego składnika. Wszystko to nabiera głębszego znaczenia zwłaszcza pod koniec, kiedy sam bohater zostaje utożsamiony z nożem. Z kolei takie sceny jak ta z wycinaniem sklepu (czy inne pomniejsze epizody z nożami) świetnie wpasowują się w weirdową konwencję.

Bardzo satysfakcjonująca lektura, nie pozostawia niedosytu, który mógłby się pojawić przy dość niewielkiej objętości. Gratuluję publikacji, a w przyszłości chętnie przeczytam kolejne teksty Twojego autorstwa (tym bardziej jeśli mają być inspirowane myślą buddyjską). ;)

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Dzięki za ciepłe słowa black_cape. Sam jestem ciekawy jak to ostatecznie wygląda na papierze/czytniku, ale jak mówisz, że spoko, to pewnie spoko. Zrobił mi dzień Twój komentarz.

Pozdrowionka

Lepiej późno niż później… wreszcie przeczytałem wszystkie opowiadania z I tomu antologii kafkowej i przychodzę, coby skomentować.

 

Będę trochę okrutny, ale nie polubiłem tego opka. Nie wiem, gdzie jest owoc ani metka, kameralności i zimna też tutaj raczej niewiele. Motyw wycinania obiektów z rzeczywistości jest ciekawy, ale pojawia się dopiero pod sam koniec i niewiele zmienia. Bohater jest ponadto strasznie nudny.

 

Być może to opowiadanie to jakaś alegoria? Ale chyba jej nie zrozumiałem. Przykro mi.

 

Mimo wszystko, pozdrawiam.

Precz z sygnaturkami.

Spoko niebieski, nie musisz lubić. Ja sam go często nie lubię.

 

Pozdrawiam (mimo wszystko?)

Nowa Fantastyka