- Opowiadanie: berkas - Cień

Cień

Młodopióra

Udręka

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Cień

Klim siedział w wytartym fotelu. Siedział to słowo użyte na wyrost. Rozwalił się tak, że ciężko było rozgraniczyć sfatygowane ubrania od tapicerki. Pogardliwe spoglądał na otoczenie, umęczony egzystencją niegodną prastarej rasy. Mechanicznie bawił się sztyletem, jedynym cienkim połączeniem wiążącym z dawno minioną potęgą. Ostra jak brzytwa broń nie mogła się stępić, dopóki dychał ostatni prawowity dzierżyciel. Niestety była tylko wykałaczką dźgającą przeznaczenie w tłusty zad.

Ukruszył kilka kryształów zastygłych smoczych łez, tworzonych syntetycznie przez ludzi. Splunął na samą myśl o obrzydliwych wypierdkach Boga. Nieudanym projekcie, który osiągnął pełną władzę, mimo tak wielkiej i skutecznej autodestrukcji.

„Jedyna rzecz, w której byliśmy od nich lepsi” pomyślał Klim.

Rozgrzał narkotyk na srebrnej łyżce, trzymanej nad wąskim płomieniem zapalniczki. Uzyskał bezbarwną ciecz, którą ostrożnie wlał pod język.

Gwałtownie spiął wszystkie mięśnie, po czym od razu je rozluźnił i spadł na poplamiony dywan. Drgał intensywnie, zaglądając ukradkiem do świata zmarłych – oazy sztucznej dumy. Obdrapane ściany pokryła złota farba, meble odzyskały dawny blask. Szyby okienne złożone w całość i wyszorowane tak dokładnie, że stała się niedostrzegalna.

Odzyskał złudzenie władzy, wychylił na moment głowę ze zsypu na śmieci. Nie pamiętał już, jak długo poszukiwał odpowiedzi. W świecie rzeczywistym dawno się poddał, w pełni pochłonięty przez hipnotyzujące wizje.

Przepełniony silnym podnieceniem wyskoczył przez okno, by delikatnie szybując dosięgnąć ulotny kosmyk myśli. Pochwycić nieodparte uczucie, które świdruje go od urodzenia, wpajane cicho do ucha przez matkę. Dziś bajka stanie się rzeczywistością. Nóż rozsmakuje się w błękitnej krwi. Magia rozerwie elfa i ludzi. Nie było śmiałka, gotowego samobójczym rykiem świdrować otoczeni. Utykał, ale nie czuł bólu. Dziś się mu pokłonią nędzne kreatury.

Opuścił dzielnicę nędzy i gnijących mieszańców. Otoczenie stawało się coraz piękniejsze. Budynki przytłaczały majestatycznymi zdobieniami i imponującą wysokością. Mógłby je burzyć, przywołując pradawne siły, ale chciał zadać precyzyjniejszy cios, w samo serce. Odebrać wszystko. Strącić króla. Nie będzie się bawił w podchody i zaczepne szachowanie. To będzie mat w jednym ruchu. Ostatnia wieczerza zacznie się od rozszarpania zębami królewskiego gardła.

Trzeźwe planowanie utrudniała subtelna zmiana otoczenia. Uznał, że wynikła z parszywej chemii wiszącej w powietrzu. Miasto błyszczało pulsującymi barwami. Wspinał się, a może już schodził. Nie mógł się doliczyć właściwego wzgórza.

 „Obym zaszlachtował właściwą osobę” śmiał się w duchu.

Zatrzymał się przy hydrancie, tchnął delikatnie w głowicę, przepuszczając strumień wody. Minimalnie przesadził i fala uderzeniowa omal nie zwaliła go z nóg. Odzyskał odrobinę świadomości i rozpoznał złote dachy. Czuł obecność upragnionej bramy. Oczy ponownie przeszły mgłą. Czuł też znienawidzonego uzurpatora. Woń krwi niepowstrzymanie ciągnęła do przodu.

Nadwyrężając zapas energii, przeszedł dumnie obok strażników. Przyodział ciało grubego arystokraty, gdyby na posterunku siedziały psy, nie dałby rady tak łatwo ich oszukać. Szczęśliwie mało kto wierzył jeszcze w istnienie elfickich magów. Od dziesięcioleci żaden się spektakularnie nie wysadził.

Pałac – dom z dzieciństwa starannie wypierany z pamięci. Niebywale szybko utorował sobie drogę pośród wspomnień. Gruby łysiejący mężczyzna klapnął na dziedzińcowej ławeczce. Ostatnie sztachnięcie się świeżym powietrzem i wchodzi do zionącej zepsuciem jamy.

– Tatusiu jestem – krzyknął radośnie. – Pozwól, że skosztuję ojcowskiej miłości.

Oblizał ostrze dobytego noża i czekał, czekał, czkał…

Wymarzone błaganie o litość nigdy nie następowało.

Matka cierpliwie wnosiła wrak dziecka po schodach. Układała delikatnie w fotelu, starannie wybierała połamane szkło z tłustych włosów i zasłaniała wybite okno drewnianą płytą. Synek musi się wyspać. Jej skarb.

Koniec

Komentarze

Hm, czyżby groteskowy twist mitu o Ikarze? Pomysł z pewnością ciekawy, ale można by go nieco rozwinąć, bo jest tego wart. Oszczędny styl z jednej strony pozostawia wiele wyobraźni czytelnika, choć z drugiej tak jakby nie do końca pozwala się wczuć w smutną historię bohatera.

Ciekawe skojarzenie z Ikarem, pisząc bardziej myślałem o Syzyfie. Trochę się zagapiłem z terminem i nie dałem rady dopracować. Wolę zostawić niedopowiedzenidle niż walnąć w łeb jakąś oczywistością. Dziękuję za komentarz.

Tekstowi przydałoby się trochę pracy, korekt, poprawek językowych (jak w tym zdaniu: “Nie było śmiałka, gotowego samobójczym rykiem świdrować otoczeni.”), gdzie chyba w ostatnim słowie jest literówka. Fabularnie się pogubiłam, przyznaję, bo zwłaszcza pod koniec tekst wydaje się trochę rozłazić. ALE masz ciekawy pomysł na świat, niby fantasy, a trochę nie wiadomo, w którym można budować fajny klimat i ciekawe historie. Pod tym względem tekst zdecydowanie wydaje się obiecujący.

ninedin.home.blog

Eee… Narkotyczna wizja plus matka, która jest tylko jedna, więc dziecko kocha niezależnie od dziecka owego stoczenia?

Zabawa z konwencją fantasty, by skręcić w obyczajową pointę?

Troszkę niedopracowane.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Nie zrozumiałam, ale nie czytało się źle ;)

Przynoszę radość :)

Trochę jestem skonfundowana. Opowiadanie jest bardzo krótkie, a zarazem poświęcasz w nim pół akapitu na oddanie, w jaki sposób bohater rozwala się na kanapie. Skąpość opisu świata utrudnia mi wyobrażenie sobie, w jakim to tak naprawdę dzieje się settingu – realistyczny świat doprawiony magią, alternatywna rzeczywistość, odpowiadająca charakterystykom mniej więcej jakiego czasu? Z jednej strony sztylety, z drugiej strony tapicerki i raczej swobodne, miejscami potoczne słownictwo. I’m confused.

Twoje hasło to „młodopióra udręka” i choć udręka zdaje się bić z każdej wypowiedzi bohatera (ba, jest to udręka w swoim uroczym radykalizmie i zacietrzewieniu dość młoda), nie bardzo widzę, gdzie są te pióra. Wpierw dajesz czytelnikowi do zrozumienia, że bohaterem może być coś na kształt anioła (jest przecież wzmianka o Bogu i jego dzieje) – zaczynają się powoli kleić metaforycznie te pióra. Pod koniec zaś uderzasz nas w czoło wzmianką o elfich magach. I’m confused again.

Temat tak naprawdę, według mnie, spokojnie dałoby się przekuć na pełnowymiarowe opowiadanie. Jest bohater, ewidentnie jest jakiś konflikt (na tle polityczno-prywatnym, ale nie bardzo wiemy, jaki i pomiędzy kim), jest jakiś świat (zbyt skąpo przedstawiony, by możliwe było wyrobienie sobie zdania na jego temat). To wszystko dałoby się świetnie rozwinąć w opowiadanie może nie tyle stricte wpisujące się w nurt weird fiction, co raczej w fantastykę szpiegowską tudzież, hm, zamachowską? (Nie mylić ze Zbigniewem). Językowo widzę ku temu podstawę – wpadło mi w oczy kilka drobniejszych błędów, głównie interpunkcyjnych, ale układane przez Ciebie metafory pozwalają wierzyć, że jeśli jest to jedna z Twoich pierwszych prób literackich, to dalej będzie tylko lepiej.

ni­ne­din kolejny świat do kolekcji, tylko muszę pomyśleć nad historiami. ;)

 

Psy­cho­Fish taa postaram się jeszcze coś tu wykombinować i dopracować.

 

Anet miło mi

 

Wik­tor Or­łow­ski bardzo dziękuję za rozbudowany komentarz. Postaram się rozbudować tę historię. Konkurs pobudził wyobraźnię, być może uda mi się to wykorzystać. Trochę piszę, ostatni rok nawet dość regularnie. Widać, że następuje poprawa, więc warto ćwiczyć. :D

Pozdrawiam wszystkich komentujących serdecznie.

Co wypada zauważyć na wstępie, samo zażycie narkotyków i załączona w pakiecie faza – czy to ziemna, czy powietrzna – to jeszcze nie weird fiction. Elfy wydają się być dokrętką z innego gatunku – nie jestem pewna, czy to nawet absurd, chyba jednak zwyczajnie fantasy. Stylizacja jest nieco nieudolna: “wypierdki” i “tłusty zad” nie mają szczególnego zastosowania w tekście, jeśli nie liczyć mojego niesmaku (cringe?) podczas lektury. Nie widzę również ani piór, ani młodości, a udręka to po prostu udręka. Gdyby dać bohaterowi więcej osobowości, nie przyprawiając jej używkami, być może tekst nabrałby odpowiedniej grozy, a udręka wyszłaby dręcząco, nie prześmiewczo.

 

Dziękuję za udział w konkursie.

Hmmm, ja też się pogubiłam.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka