- Opowiadanie: Psółka - Gdy umarł został menedżerem

Gdy umarł został menedżerem

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Biblioteka:

Darcon, fleurdelacour, Finkla, SzyszkowyDziadek

Oceny

Gdy umarł został menedżerem

 Grzesiek, gdy umarł, został menedżerem w firmie zajmującej się dystrybucją komputerów i urządzeń audio-wideo. Marzył o tym od dziecka, a teraz, gdy po trzech latach ciężkiej choroby w końcu umarł, jego marzenie ziściło się w całej okazałości. To niewiarygodne. Jednego dnia człowiek leży w agonii, otoczony przez nielicznych przyjaciół i wyczerpaną rodzinę, a drugiego… no proszę – spełniają się jego największe marzenia.

Za życia Grzesiek był zwyczajnym handlowcem. Nie najlepszym zresztą. Pracował nawet kiedyś w InfoData, ale zwolniono go ze względu na fatalne wyniki sprzedaży. Szczęśliwym trafem szybko nabawił się śmiertelnej choroby, która zadziałała jak dobra wróżka.

W życiu układa się różnie, a po jego zakończeniu układa się jeszcze inaczej. Po nagłej euforii wywołanej związanym ze śmiercią awansem, naszła Grześka refleksja. Jeżeli umarł i naprawdę, ale to naprawdę nie żyje, to najprawdopodobniej nie będzie żył do końca swego nieżycia, co według jego założeń jest zbieżne z wiecznością, a przynajmniej z tym, co rozumiał pod pojęciem wieczności. Tylko że jeżeli będzie nieżył wiecznie, bo tu gdzie się teraz szczęśliwym trafem zgonu znalazł nieżyje się wiecznie, to co stało się z jego poprzednikiem, który również powinien wiecznie nieżyć? Może awansował?

Tylko, czy awansując nie powinien zająć stanowiska wcześniej przez kogoś obsadzonego? Oczywiście ten ktoś mógłby awansować również, ale rozumując w ten sposób, Grzesiek doszedł do wniosku, że taki łańcuszek awansów powinien skończyć się na samej górze detronizacją Najwyższego. No chyba że… Może Grzesiek wcale nie trafił do nieba? Jakiś nekro zawiadowca skierował go na tory nie wyznawanego nigdy wyznania i Grzesiek korzysta teraz z eschatologicznego dorobku zupełnie obcej mu religii? Wrodzona, a raczej wskonana ciekawość kazała mu natychmiast zbadać naturę aktualnego niewyznania.

Klasyczne pytania "Skąd jestem i dokąd zmierzam”? tylko z pozoru wydają się oczywiste w tego typu sytuacjach. Gdy Grzesiek zadał je swoim podwładnym, uzyskał odpowiedzi, które nie do końca go usatysfakcjonowały. Mariusz odpowiedział: „Wszedł pan przez te drzwi, a wyjdzie przez tamte”. Od Iwony dowiedział się, że przywieziono go. Kto go przywiózł? Tego Iwona zdradzić nie chciała, a może raczej nie rozumiała niezupełności swojej odpowiedzi. Za to Grzesiek rozumiał potrzebę Iwony bycia uwiedzioną i zrozumiał, że właśnie tę potrzebę zaspokoił, choć ani on ani Iwona nie uczynili najmniejszego kroku w tym kierunku. Pragnienia i intencje dryfowały w zaświatowej rzeczywistości przyciągając się siłą niezależną od woli i świadomości, a świadomość pragnienia budziła się w momencie, gdy zostało zaspokojone.

Kochał się z Iwoną niefizycznie na jej trzydzieste ósme umarliny. Kochał się z nią nie dotykając jej, ani nawet nie widząc w taki sposób, w jaki widział przed śmiercią. Mógłby powiedzieć, że widział jej osobowość. Nie widział jej sutków, ust, ani oczu. A jednak kochał się z nią. Niefizycznie. Ale w jakiś sposób czuł, że jest w niej, tak jak ona czuła go w sobie.

– Jesteś tu już trzydzieści osiem lat? Skąd wiesz? Nie zauważyłem tu dni, ani nocy, ani pór roku. Skąd wiesz kiedy mija rok?

– Czuję to. Gdy minie twój pierwszy rok, też poczujesz.

– Co się wtedy stanie?

– Co będziesz chciał. – odparła.

– Chciałbym awansować.

– Na kogo?

– Nie wiem. Chcę dotrzeć możliwie jak najbliżej szczytu. Jak często ludzie tu awansują?

– Nigdy. A może często. – odpowiedziała wahając się chwilę. – Ambitny jesteś. – zaśmiała się.

Kochał się z Iwoną i czuł na sobie jej oddech, choć oboje nie oddychali, Czuł na sobie jej oddech, mimo że siedzieli przy swoich biurkach nie mając biurek. Siedzieli pośród miliardów umarłych, a byli tylko we dwoje. Mogli kochać się tylko ze sobą, a jednocześnie rozmawiać z kimś innym, być na spotkaniu lub na spacerze nie ruszając się z miejsca.

– Czy gdy awansuję, to też nic się nie zmieni?

– Co miałoby się zmienić? – Iwona odpowiedziała pytaniem.

– Nie wiem. Mariusz mówił, że wyjdę przez drzwi.

– Może wyjdziesz przez drzwi i wejdziesz przez drzwi, a nawet nie ruszysz się z miejsca. Zawsze widzisz drzwi? Ja widzę tylko, gdy ktoś przez nie do mnie przychodzi lub ode mnie odchodzi.

– Jak ja?

– Ty zostałeś przywieziony. – odpowiedziała ze zdziwieniem, że nie jest to dla niego oczywiste.

– Przez kogo?

– Jak to, przez kogo? …przez niego.

– Czyli…? Kim jest on? Najwyższy?

– Nie. No to przecież… Nie mam dla niego nazwy. Pracowaliśmy kiedyś razem. Był dostawcą nabiału.

– Nabiału?! Czy dla kogoś tutaj ważny jest nabiał?

– A czy dla kogoś tutaj ważne są komputery?

– Brzmi to lepiej. Zajmując się komputerami czuję, że jestem ważny. – jednak w głosie Grześka brakowało dumy.

– On jest ważny. Przywozi nowych. Tak jak ciebie. To co robimy ja czy ty wpływa tylko na nas. Możemy być kim chcemy, ale dla nikogo poza nami nie ma to żadnego znaczenia. On wpływa na innych.

Kochał się z Iwoną i pragnął awansu. Prawdziwego awansu. Chciał być jak dostawca nabiału. I było to pierwsze takie doświadczenie Grześka w tym miejscu, że świadomość pragnienia nie spotkała się z zaspokojeniem.

– Czy on nadal jest dostawcą nabiału?

– Tak go nazywam. Dla mnie jest.

– Też chcę być, a nie jestem? Co robię… Co pragnę nie tak?

– Może dostawca nabiału może być tylko jeden? – zaśmiała się Iwona

Kochał się z Iwoną patrząc jej w oczy w kolorze jakiego aktualnie pragnął. Czuł na skórze spływające kropelki potu, choć nie czuł skóry. I jeszcze na długo po tym, gdy się rozstali, gdy sobie przypominał te chwile, to czuł, że jest w niej, że zbliża się eksplozja tego, co mógłby kiedyś dawno temu nazwać zmysłami, ale zmysły były tylko cieniami tego, co miało za chwilę w Grześku eksplodować. Starał się nie myśleć o niej. Ciekawe, czy ona również stara się nie myśleć o nim i czy wtedy czuje go…? Czy czuje go w sobie?

Grzesiek nie znalazł sposobu, jak zająć miejsce dostawcy nabiału. Znalazł za to sposób na odejście Iwony. Pożądanie połączyło go z Beatą. Ale z Beatą było inaczej.

Beata miała brata bliźniaka. Przybłąkał się do niej i opętał ją jeszcze za życia. Teraz są nierozłączni, co Beatę strasznie wkurza.

– Poznałaś dostawcę nabiału? – zapytał Grzesiek korzystając z chwili, gdy brat Beaty udawał, że śpi.

W zaświatach nikt nigdy nie spał. Tylko Krzysiek – brat Beaty lubił czasem poudawać. Beata lubiła udawać, że nabiera się na udawanie Krzyśka. Grześkowi też to odpowiadało.

– Nie.

– Tak. Przywiózł nas tutaj. – Krzysiek znudził się udawaniem snu.

– Nie pamiętam, jak się tu znaleźliśmy – odpowiedziała Beata.

Grzesiek był przekonany, że oboje weszli przez drzwi, które pojawiły się tylko po to, by Krzysiek i Beata mogli przez nie przejść, a potem zniknęły. Chociaż „zniknęły” to nie było odpowiednie słowo. Potem po prostu nigdy ich nie było.

– Gdy tu trafiłem, chciałem być menedżerem i zostałem menedżerem. – odezwał się po chwili ciszy Grzesiek. – Potem chciałem być prezesem i zostałem prezesem. Potem prezydentem…

– Ja od razu chciałam być prezydentem. – przerwała mu Beata. Krzysiek znowu udawał, że śpi.

– Od razu byłaś prezydentem. Tak się poznaliśmy.

– Prezydent z prezydentem. – zaśmiała się Beata. „…z prezydentem i jej bratem” – pomyślał Grzesiek.

– Chciała byś być kimś innym?

– Kimś innym niż prezydent? Nie! – zaśmiała się Beata. – A ty?

– Ciągle chcę awansować. – Grzesiek zamyślił się na chwilę. – Od kiedy pamiętam.

– I zostałeś prezydentem.

– Chcę być dostawcą nabiału.

– Dlaczego? – zdziwiła się Beata.

– Dostawca nabiału jest ważny. Prezydentem mogę być ja, możesz być ty i każdy, kto będzie miał

na to ochotę. Dostawca nabiału może być tylko jeden.

Beata spojrzała na Grześka z troską, ale nie odezwała się.

– Chciałbym zająć jego miejsce. – dodał Grzesiek po chwili. – Ale nie mogę. Nie ma miejsca dla dwóch dostawców nabiału.

– Może powinieneś chcieć zostać kimś ważniejszym od dostawcy nabiału? – Krzysiek ponownie przerwał swój udawany sen.

– Kto jest ważniejszy od dostawcy nabiału, jeżeli bycie jednym z tysiąca prezydentów jest bez znaczenia. Jak zostać kimś, kogo jeszcze nie ma i być tym jedynym – niezastąpionym.

– Niezastąpionym jeszcze bardziej niż dostawca nabiału, który jest kimś, ponad kogo nikt większy nie może być pomyślany? Brzmi to jak wyrywek z dowodu ontologicznego Anzelma z Canterbury. – Grzesiek nie wiedział, czy Krzysiek z niego kpi, czy próbuje mu pomóc?

– Czyli co?

– Wymyśl kogoś jak dostawca nabiału, tylko bardziej.

– Mam być bardziej nabiałowym dostawcą? Wyższym dostawcą nabiału? Najwyższym… Nie działa. – niecierpliwił się Grzesiek.

– Może z innej strony? – podsunął Krzysiek.

– Z jakiej?

– Może jakiegoś lepszego nabiału? – zasugerowała Beata.

– Tak. Chcę byś dostawcą złotego nabiału. Nabiału turbo. – ironizował Grzesiek.

– Chcę być dostawcą ciepłego nabiału, lekkiego nabiału, ciężkiego nabiału, szybkiego…

Grzesiek został dostawcą szybkiego nabiału. Wśród wycia wiatru, gniewnego pomruku nieba i chłosty deszczu zstąpił na Ziemię po kolejne dusze.

…i nie wiedział, co ma robić.

Koniec

Komentarze

Interesujące ogranie motywu. I w niewielu słowach udało ci się zrobić maksimum wyrazu. Przyjemna lektura na wieczórsmiley

Dzięki Oidrin. Z natury jestem małomówny ;) stąd ta oszczędność słów.

Ciekawy pomysł, myślę, że trochę ryzykowny, bo łatwo o przekombinowanie – ale go uniknąłeś ;) Przyznam, że zakończenie pozostawia pewien niedosyt, chętnie dowiedziałabym się wiecej o złowrogim, omnipotentnym dostawcy nabiału (chociaż sama puenta bardzo fajna).

Nieźle poplątane, pomieszane, ale taka już widocznie natura nieżycia, że nic nie jest proste. Przyjemnie się czytało.

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

Dzięki Montserrat. O dostawcy nabiału lepiej nie wiedzieć zbyt wiele. Kto wie, czy właśnie nie czai się w cieniu ;)

Dzięki Fanthomas. No niestety nieżycie ma dużo wspólnego z życiem. Jakby komuś wydawało się, że po śmierci będzie lżej, to nie. Nie będzie ;)

Bardzo fajne. :) I dialogi porządne. Płynne, naturalne w swej nienaturalności i błyskotliwe. Pokazałeś obsesję Grześka w ciekawy i zabawny sposób. I sama śmierć, gdy umierasz i spełniają się Twoje największe marzenia. :) Dobre, naprawdę dobre. :)

Debiutanci na forum, którzy wystartowali w tym konkursie, nadspodziewanie mile mnie zaskakują. :)

Pozdrawiam.

To zabawne, bo sam podczas pisania nie zauważyłem, że Grzesiek ma obsesję :)

Dzięki Darcon za miłe słowa.

Pozdrawiam.

Są małe niezgrabności: zaraz na początku powtórzenie "umarł", gdzieś tam "go" na końcu zdania, a zdecydowanie lepiej byłoby przenieść zaimek przed czasownik. Ale to drobiazgi. Pomysł naprawdę fajny, wykonanie przyzwoite. Podobało się.

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

Cieszę się, że Ci się podobało Fleurdelacour. Rzeczywiście mogłem nie powtarzać tego “umarł”. Było jednak na tyle daleko, że nie wyłapałem powtórzenia podczas czytania, więc chyba jest nie najgorzej. Natomiast “go” na końcu zdania bardzo mi pasowało ze względu na rytm.

Koncepcyjnie bardzo fajne, dziwaczne i pokrętne, a jednocześnie – widać, że nie idziesz na żywioł, tylko masz przemyślane, co chcesz zrobić. Przy całej obsesyjności tego tekstu (czasem mnie już te powtórki formuł, jak “kochał się z Iwoną” męczyły) tekst wciąga i dobrze się go czyta. Trochę poprawek (gdzieniegdzie styl, zapis dialogów, który konsekwentnie kuleje) i spokojnie będzie biblioteczne.  

ninedin.home.blog

O, ninedin mnie ubiegła. To jak tak krótko:

Obsesyjnośc na plus, ale językowo opowiadanie można jeszcze podciągnąć (choć nie jest źle).

O dialogach jest tutaj: https://www.fantastyka.pl/loza/14 

 

Opowiastka w niestandardowy sposób opowiadająca o “Dogoniłem króliczka – i co teraz?” ;-)

 

Nie sposób nie docenić pierwszego zdania, które świetnie nabija ciekawość czytelnika na haczyk i holuje do brzegu.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Dzięki Ninedin, PsychoFish i Anet za opinie i cenne uwagi.

Technicznie jest trochę niedoróbek, głównie w zapisach dialogów. Natomiast od strony fabularnej było ciekawie, wciągało od pierwszych zdań. Interesujący pomysł ze spełnieniem “marzeń” po śmierci. I to kochanie się bez kochania się. Fajnie zakręcone, tekst z potencjałem. Przydałoby się go ciutkę doszlifować :)

deviantart.com/sil-vah

Dzięki Silva. Cieszę się, że Cię wciągnęło.

Pomijając technikalia (niepotrzebna spacja przed pierwszym akapitem, gdzies po drodze enter w połowie linijki), to opowiadanie sprawiło, ze człowiek się uśmiechnął na puencie. Urwana, ale to nie przeszkadza, jest bardzo trafna. Natomiast mam bardzo mocne wrażenie, że taki finał dużo lepiej by wybrzmiał, gdyby opowiadanie było krótsze, tak o około połowę. Nie zrozum źle – nie jest przegadane. Bardziej chodzi o proporcje treści do finału.

No, ale ogólnie spoko.

Wilk-zimowy, dzięki za opinię. Rzeczywiście trochę technikaliów mi umknęło. Na proporcje też będę w przyszłości zwracał większą uwagę.

O ile dobrze pamiętam, wybrałeś hasło kilka godzin przed zakończeniem konkursu i w mojej opinii to widać. Opowiadanie wydaje się być raczej draftem niż pełnokrwistym tekstem, który zamierzałeś nam pokazać, przydałoby się też przejechać po nim interpunkcyjną szlifierką, w paru miejscach usprawnić składnię. Mam przede wszystkim wrażenie, że sam pomysł został skonstruowany w pośpiechu; ledwo wyrobiłeś się z obmyśleniem wydarzeń, nie mówiąc już o zastanowieniu się nad dopieszczeniem formy. Konkursowy szybki nabiał jest tutaj wstawiony na dokrętkę – wprawdzie nabiał przewija się dość gęsto, ale wstawka o tym, że miałby być „szybki” (jako jedna z kilku jego wymienionych cech) pojawia się dopiero pod koniec, w formie tak zdawkowej, że wręcz możliwej do przeoczenia. Nie mam też wrażenia, by sam nabiał – ściślej: dostawca nabiału – był tutaj naprawdę nieodzowny. Gdyby chodziło o dostawcę wędlin i drobiu, wymieniacza żarówek lub kuriera kwiatowego, też by wszystko zadziałało.

Podsumowując: nie jestem zachwycona, tak w kwestiach technicznych (stylu i kompozycji), jak i merytorycznych. A szkoda, bo po plecionych eschatologicznych dialogach widzę, że tekst mógłby być naprawdę solidny, gdyby dać Ci na niego więcej czasu (i przepremierowego pstryczka w nos od kogoś, kto przeczytałby pierwotną wersję).

Mam nadzieję, że na tym nie poprzestaniesz. J

Fajnie eksperymentalny element weirdu – narracja po śmierci – egzystencjalna, ale zabawna, pozytywna. Doceniam świeższe spojrzenie w temacie. Niektóre akapity bardzo dobre – monotonia codzienności, umarliny, problem “bycia wkurzonym” nawet po śmierci. Dialogi prześmiewczo żywe, naturalne i dźwięczne, choć potykają się o zapis. Dodatkowy wątek z bliźniakiem już nieco gorszy, lecz ratuje go koncepcja “tego, na co nie mamy wpływu” (przed śmiercią i po niej – ach, ta rodzina). Metafizycznie ok.

 

– Gdy tu trafiłem, chciałem być menedżerem i zostałem menedżerem – odezwał się po chwili ciszy Grzesiek. – Potem chciałem być prezesem i zostałem prezesem. Potem prezydentem…

– Ja od razu chciałam być prezydentem – przerwała mu Beata. Krzysiek znowu udawał, że śpi.

 

Zabawne, miłe, dobrze wyważone.

Beztroska narracja w ramach weirdu to niezwykle ciekawa odmiana. Muszę przyznać, że eksperyment udany.

 

Dziękuję za udział w konkursie!

Interesujące rozważania. Fajnie pokazujesz konsekwencje przebywania w miejscu, gdzie prawie wszystkie marzenia się spełniają.

Technicznie tekst do poprawienia – zapis dialogów do remontu, bardzo brakuje mi przecinka w tytule…

– Chciała byś być kimś innym?

Chciałabyś łącznie.

Babska logika rządzi!

Oczywiście ten ktoś mógłby awansować również, ale rozumując w ten sposób, Grzesiek doszedł do wniosku, że taki łańcuszek awansów powinien skończyć się na samej górze detronizacją Najwyższego.

Może te żółwie ciągną się do samego końca ;)

Sympatyczny tekst, pośmiertne rozważania to wdzięczny temat do kreowania absurdu. Podobały mi się lekkie, nienachalne i nienaciągane rozważania filozoficzne. Klikam.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Nowa Fantastyka