- Opowiadanie: Szymon98 - Jaś Czółko

Jaś Czółko

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Jaś Czółko

Jaś Czółko siedział na twardym, wyrobionym taborecie i obcinał paznokcie krótkim nożem, na którym zostały resztki krwi. Musiał usiąść na chwilę. Miał za sobą długi dzień i sądząc po wytrwałości jego podopiecznej, jeszcze wiele godzin pracy przed nim. Ale to nic złego. Jaś lubił swoją pracę i bardzo dobrze się w niej sprawdzał. Początkowo wielu miało obiekcje do zatrudnienia go jako kata w klasztorze Wielkiego Devaty, ale w jakiś sposób Jaś zdołał zaimponować samemu przeorowi i w ten sposób trafił do miejsca, w którym jest teraz. Wkrótce okazało się, że intuicja nie zmyliła przeora.

– Wiem, co myślisz – odezwał się Jaś, gdy już skończył obcinać paznokcie. – Myślisz, że jestem zły. Masz mnie za kogoś, kto robi ludziom krzywdę i czerpie z tego przyjemność. 

Mówił do przypiętej skórzanymi pasami kobiety. Była rozebrana do naga i cała pokrwawiona. Właściwie nie sposób by było rozpoznać jej twarz. Jej głowa zwisała bezwładnie, a z czoła skapywała jej krew. Nie był pewien czy jest przytomna. Mogła zemdleć, choć zawsze starał się tak pracować ze swoimi podopiecznymi, żeby do samego końca zachowali pełną świadomość. Torturowanie nieprzytomnej jest bezcelowe, a Jaś lubił załatwiać sprawy na pierwszym posiedzeniu. Dlatego brak reakcji na jego słowa nieco go zmartwił. Wstał i podszedł do kobiety. Pochylił się lekko i wcisnął kciuk w miejsce, które wcześniej pokrywała skóra głowy, a w którym teraz był w stanie zobaczyć momentami jej gołą czaszkę. Kobieta krzyknęła z bólu. Echo rozeszło się po pokoju, który służył mu za pracownie. Znajdował się na samym końcu klasztoru. Urządzony był dosyć prosto. W centralnym punkcie stało krzesło, gdzie lądowali ludzie, których miał torturować. W rogu zaś małe biurko z lustrem, na którym Jaś rozkładał swoje narzędzia, które trzymał w specjalnej skórzanej torbie.

– Uf – powiedział. – Już myślałem, że zemdlałaś. To byłaby wielka szkoda. W każdym razie. Musimy coś sobie ustalić. Chwilka, zapomniałem jak masz na imię…ach! Już wiem! Eliza. Jakie piękne imię. Szkoda tylko, że nosi je kobieta o tak brzydkiej duszy.

To była jedna z charakterystycznych cech Jasia. Zawsze rozmawiał ze swoimi ofiarami, które nazywał podopiecznymi. Jego celem było zdobycie informacji, to oczywiste, ale nie lubił nigdy takiego zwykłego zadawania pytań. Wychodził z założenia, że w pracy ważne jest żeby ludzi poznawać z różnych stron. Dużo mówił o sobie i często wygłaszał monologi. Przełożeni z klasztoru przymykali oczy na te niekonwencjonalne metody działania, bo przynosiły one zdecydowanie zadowalające efekty.

– Elizo – kontynuował swoją przemowę. Zaczął chodzić dookoła krzesła powolnym krokiem, podrzucając nożem przy tym. – Chciałbym żebyś nie miała mi tego za złe. Ja nie robię tego dla siebie. Wszystko co robię, robię dla Wielkiego Devaty, naszego jedynego pana. Ja nie jestem zły z natury. Zresztą uważam, że nikt nie jest. Po prostu uważam, że ludzie mogą często w życiu błądzić. Ty na przykład, Elizo…ach, jak ja kocham to imię. Chyba nazwę tak swoją córkę kiedyś. Co ty na to?

Kobieta nie odpowiedziała.

– Masz rację. To temat na inną okazję. Wracając, chciałem powiedzieć, że twoim przewinieniem jest herezja. Nic prostszego. Ot, herezja. To bardzo powszechny grzech u moich podopiecznych. Uwierz mi, sama jesteś sobie winna i wiesz co cię czeka za obrazę naszego pana Wielkiego Devaty. Możesz jednak ułatwić sobie życie, bo widzisz…mnie nie sprawia przyjemności okaleczanie ludzi. Ja muszę to robić, bo taka jest moja praca, ale to nie daje mi satysfakcji. Robię to, by ktoś inny nie musiał.

Wiedziała, że to bzdura. Wszyscy wiedzieli. Niedługo przyszło czekać stolicy, aby dowiedziała się, że pojawił nowy kat, który wszystkim na samym początku torturowania obcina skórę z głowy. Niemal natychmiast został nazwany Jasiem Czółko, a jego sława rosła z każdym dniem. Całe miasto drżało i gdy tylko ktoś usłyszał, że zostanie wysłany do klasztoru Wielkiego Devaty, od razu prosił, aby mu ścięto głowę albo wysłano na stryczek, bo każdy wiedział, że skalpowanie jest dopiero początkiem. Oczywiście byli też tacy, którym to się spodobało, przez co Jaś stał się w wielu sferach, szczególnie wyższych, człowiekiem bardzo poważanym. Zaczęto mu przysyłać różne prezenty i listy pochwalne. Sprawiło to, że Jaś zaczął czuć się jak gwiazdor wśród katów i tak też się zachowywał. 

– Mam nadzieję, że mnie zrozumiesz choć trochę – kontynuował. – Ale tak jak już mówiłem, możesz sobie pomóc, ułatwić pobyt tutaj. Wystarczy, że powiesz mi, gdzie ukrywa się reszta twoich wspólników. Nic prostszego. Podajesz nazwiska, podajesz lokalizację, a my się zajmiemy resztą. Nie oszukujmy się, przecież zanim tam dotrzemy, to ty już będziesz dawno martwa, bo w końcu za herezję i tak czeka cię stryczek, więc nie musisz się nimi martwić. Bądź rozsądna, Elizo. Wiesz ile mnie kosztuje zadawanie tyle cierpienia każdego dnia? Coś okropnego.

Po tych słowach głowa Elizy zaczęła się lekko podnosić. Otworzyła zalane krwią oczy, a właściwie to jedno, bo drugiego nie była już w stanie otworzyć i spojrzała na swojego oprawcę. Przez myśl jej przemknęło, jak taki mały człowieczek jest w stanie zadać tyle cierpienia? Jaś zatrzymał się i przyglądał kobiecie. W jego oczach pojawił się błysk, który mógł oznaczać tylko, że cieszy go wizja dalszej zabawy z podopieczną.

– O, proszę. Widzę, że czujemy się już trochę lepiej. Bardzo mnie to cieszy. Już myślałem, że nie porozmawiamy dziś.

– T-tt-y – zaczęła Eliza.

– Tak? Możesz troszkę głośniej?

– T-ty…skkurrw-wy…

Przerwało jej walenie w solidne drzwi, znajdujące się naprzeciwko niej.

– Czego?! – wykrzyknął kat.

– Prezent, panie – odpowiedział głos zza drzwi.

– Wejść.

Do ciemnego pokoju wszedł szczupły mężczyzna ubrany w niebieskie szaty. W rękach trzymał mały drewniany kuferek.

– Od kogo? – Zapytał Jaś.

– Nie wiem, panie. Kazano mi powiedzieć, że to od anonimowego wielbiciela.

– Znowu? Ach, ci wielbiciele… – westchnął z fałszywą skromnością. – Ale skoro prezent, to nie sposób go nie przyjąć. Możesz odejść.

– Tak, panie.

Wyszedł zamykając za sobą drzwi. Jaś wziął kufer i postawił go na biurku. W środku znajdowała się jedwabna apaszka obleczona złotą nicią. 

– Piękna – westchnął z zachwytem. – To na pewno od przeora. Ten to dopiero wie, co lubię. Pytanie tylko, czemu nie chciał się przyznać? Bez różnicy. Spójrz, Elizo!

Zawiązał apaszkę na szyi. Kobieta wpatrywała się w niego z obłędem w oczach.

– Twarzowa, co nie? Też tak uważam.

Odwrócił się w stronę lustra i przyglądał się sobie. Po chwili dostrzegł w odbiciu jak Eliza wpatruje się w niego, ale teraz ma na twarzy uśmiech. Nagle poczuł jak chusta zaciska się na jego szyi. Próbował ją ściągnąć, ale na marne. Gdy tylko jej dotknął zaczęła zmieniać się w dziwną czarną maź, która rozlewała się po jego ciele.

– Co to jest?! – wykrzyknął spanikowany. – Co to jest, kurwa?!

Im bardziej próbował zetrzeć maź z siebie, tym bardziej ona się rozlewała. Wreszcie cały został pokryty dziwną czarną substancją. Jaś krążył na ślepo po pokoju próbując znaleźć wyjście, co mu się nie udawało. Na domiar złego czuł jak maź zaczyna coraz szybciej się nagrzewać. Po chwili zaczęła go parzyć. Później już tylko płonął, choć nie było żadnego ognia. Jedynie jego krzyk przedzierał się przez drzwi katowni, ale nikt na ten krzyk nie zwrócił uwagi, bo takich krzyków tam było słychać wiele. W końcu i krzyk ucichł, w miejscu, w którym leżał płonący żywcem Jaś, została tylko apaszka.

Eliza zerwała pasy przykuwające ją do krzesła i wstała. Wzięła leżącą na ziemi chustę i owinęła ją sobie wokół szyi. Całkowicie bez skazy i najmniejszej rany na ciele wyszła z pokoju.

 

 

 

Koniec

Komentarze

No, epizod, tfu. 

Przydałoby się popracować i zmienić go w pełne opowiadanie, bo pomysł jakiś jest.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Zgadzam się z Fiszem, to raczej scena, niż samodzielne opowiadanie, ale porządnie rozpisane studium bohatera. :) Czytałem z ciekawością. Hasło konkursowe wykorzystałeś raczej w standardowy sposób, nie zaskakuje specjalnie, ale zbudowałeś fajny klimat i dobrą otoczkę dla Jaśka. ;)

Podsumowując, podobało mi się.

Trzeba to koniecznie rozbudować, bo Jaś Czółko jest frapujący i interesujący jako główny bohatersmiley

Dialogi też są płynne i klimatyczne, czego niestety nie mogę powiedzieć o opisach, które powinny trochę plastyczniej i ciekawiej przedstawić krwawą rzeczywistość kata i ofiary. Bo to co mamy tu obecnie to dobry koncepcyjnie szkic świata, ale nie pełnokrwisty i soczysty obraz. Wreszcie pod koniec jest przeskok perspektywy z Jasia na Elizę nie do końca usprawiedliwiony jakimś wprowadzeniem.

Tak czy inaczej, czekam na więcej, bo coś w tym jest.

 

Rzeczywiście trochę za mało, ale nie czytało się źle ;)

Przynoszę radość :)

Pomysł tu jest, nawet nienajgorszy, choć w zasadzie jest to jedna scena. I jakkolwiek nie mam nic przeciwko pojedynczym scenom – można z nich zrobić świetne, samodzielnie funkcjonujące teksty – tak tutaj mam wrażenie, że operujemy jedynie zajawką większej całości. Z chęcią dowiedziałabym się więcej: kim była Eliza (oprócz tego, że jakąś wiedźmą), czym jest Wielki Devata, co to za oparty za religii świat, który niechybnie na potrzeby tego szorcika stworzyłeś?

Językowo jest dość poprawnie; znać rękę autora początkującego, ale należycie stosujesz reguły zapisu dialogów, interpunkcję (rzuciło mi się w oczy parę przecinków) oraz potrafisz płynnie, naturalnie dzielić tekst na akapity, co moim zdaniem jest zmorą początkujących. Wypowiedzi dialogowe (choć w zasadzie był to monolog Jasia), też wyszły całkiem nieźle.

W kwestii klimatu: raczej nie mamy tu szczególnej groteski ani absurdu. Obserwujemy czystą przemoc, która nie jest znowuż osią, na której można obudować pełnokrwisty weird. Apaszka pojawia się, nawet jest istotna dla plot twistu, ale nie zaszalałeś z jej określeniem – „twarzowa” pojawiło się na odczepnego w wypowiedzi Jasia. Myślę, że byłoby ciekawiej, gdybyś spróbował mocniej oprzeć ten tekst na obu członach konkursowego hasła.

Nie jest źle, pracuj dalej! Będę kibicować Twoim kolejnym tekstom. 

Fakt, to bardziej scena niż opowiadanie i przydałoby się więcej informacji na temat świata czy dalszych losów bohaterki. Ale i tak mi się podobało. Dobrze tak, gadowi jednemu. ;-)

Babska logika rządzi!

Lubię słodkość imienia Jasia i brzydotę zawodu kata, którym Jaś się para. Opowiadanie to scena, przypomina wycinek z (samego końca) życia sadysty. Monologi Jasia były nieco męczące (to nie ja, to świat). Wątek apaszki wystaje nieestetycznie. Gra motywem sprawiedliwości wychodzi Ci jeszcze sztywno: skrzywdzona kobieta dostaje swoją zemstę (śmierć oprawcy), Jaś jest ukarany za "bycie złym".

Nowa Fantastyka