- Opowiadanie: Pieknykapec - A imię jego Krokodyl

A imię jego Krokodyl

Hasło: Palny Hipopotam

Zapraszam do czytania :)

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

A imię jego Krokodyl

– Daleko jeszcze? – zapytał Maksymilian

– To już te drzwi – odparł Sebastian

Obaj weszli do pomieszczenia. Tam czekał już na nich szef gangu – pseudonim, jak to wcześniej tłumaczył Maksowi Sebastian, Krokodyl. Siedział na fotelu w ciemnej części pokoju odwrócony do ściany, niczym antagonista w którymś z filmów z Bondem w roli głównej. Maks nie zauważyłby, że ktokolwiek tu siedzi, gdyby nie ledwo widoczny czubek głowy pokazujący się zza fotela. 

– Przyprowadziłeś tego swojego kolegę? – powiedział Krokodyl

– Tak. Powiedział, że jest gotowy na wszystko za tę cenę. – odpowiedział Sebastian

– Ale nie podałeś mu szczegółów akcji?

– Nie

– To dobrze. – Lekko skinął głową, wskazując w domyśle na Maksymiliana – Na biurku leży teczka. Weź ją i przeczytaj to, co jest w środku. 

Maks niepewny wykonał polecenie. Podniósł teczkę i przeczytał znajdujący się na niej napis. "PALNY HIPOPOTAM" – brzmiało hasło. Chłopak poczuł się nieco rozbawiony. "Co to ma być? Brzmi to jak jakiś losowy temat na opowiadanie, czy coś…" – pomyślał. Zaciekawiony, zaczął czytać dokumenty w środku. 

Gdy skończył przeglądać papiery, odłożył ją na miejsce. Nadal odwrócony Krokodyl zarejestrował nawet i ten drobny dźwięk. 

– I jak, bierzesz udział? 

– Chyba tak. Otrzymam tyle, ile mi obiecał Sebastian? – zapytał Maks

– To już zależy od tego, jak ci pójdzie. 

Chłopak jednak przyjął propozycję. Wyszedł więc z pokoju ze swoim znajomym.

– Seba, co jest nie tak z tym twoim szefem? – zapytał

– Co jest nie tak? A co ma być nie tak? Wszystko z nim w porządku przecież. 

 

Mrożąca krew w żyłach postać na chwilę zajęła umysł Maksymiliana. Jednak później, po powrocie do domu, Maksymilian zaczął zastanawiać się nad tym, co ma jutro zrobić. Atak na prezesa lokalnej spółki zoologicznej? Czy on naprawdę chce to zrobić? Potrzebował jednak pieniędzy… dużo pieniędzy. Myśli o szczegółach akcji go obrzydzały. Nazwa "Palny Hipopotam" była całkiem trafiona, bo jego kolega Sebastian miał jutro wziąć miotacz ognia i… Nie, Maks nie mógł dłużej o tym myśleć. W szczególności, że miał jutro rano wstać i stawić się w wyznaczonym miejscu. Chłopak położył więc się i zasnął… 

 

Obudził go alarm ustawiony w telefonie. Maks odruchowo go odrzucił i chciał wrócić do spania. Sekundę później zadzwonił jednak Sebastian. 

– Śpisz?

To pytanie zawsze budziło w niewystanym Maksie wielki gniew. Obrzucił się znajomego obelgami i się rozłączył. Teraz już musiał się szykować. Umył się więc, ubrał i wyszedł z domu.

 

Maks wszedł do hali, której adres wysłał mu Seba. Czekał tam już on i około dwudziestu innych ludzi. 

– Cześć Seba. Sorki, że tak się na ciebie z rana wydarłem – zaczął Maksymilian

– Spoko. Ja też rano często taki jestem. 

– Co ci wszyscy ludzie tutaj robią?

– Cóż, jeszcze się przygotowują. A ty jesteś pewien, że sprostasz swojemu zadaniu?

– Hm, nie będzie łatwo, tego jestem pewien. 

 

Cztery godziny później akcja się zaczęła. Do budynku firmy ZOOLOGY.INC wszedł Maks wraz z wysokim członkiem gangu o imieniu Wojtek. Na wprost nich mieściła się recepcja. Obaj podeszli do siedzącej za okienkiem pani.

– Dzień dobry. To firma Zoology.inc, tak? Jesteśmy ze szkoły nr 5, chcieliśmy zadać parę pytań do gazetki szkolnej. 

Recepcjonistka popatrzyła na dwudziestopięcioletniego Maksymiliana. 

– Chłopcy, a z której wy jesteście klasy?

– Czwarta liceum, proszę pani. 

– Acha, dobrze. Proszę więc pytać w takim razie.

– Dziękujemy. Pierwsze pytanie to czym firma właściwie się zajmuje?

 

W czasie gdy recepcjonistka zajęta była opowiadaniem o liczbie krzeseł w budynku, bocznym wejściem weszło dwanaście osób z Sebastianem na czele. Weszli do trzech wind i pojechali na dziesiąte piętro. W każdej z nich jeden z bardziej umięśnionych członków zespołu zręcznym ruchem wyrwał panel z naciskami razem z kablami, by nikt nie mógł zatrzymać windy. Na dziesiątym poziomie, według znanego im informatora, o tej godzinie szef Zoology, znany wszystkim jako Hipopotam, miał siedzieć samotnie w swoim biurze i, jak codzień, rozmyślać. Kazał wtedy wszystkim pracownikom opuścić całe piętro. Była więc to świetna okazja, by wtedy właśnie go zabić. Po chwili trzy grupy wysiadły z windy. Idący z przodu Sebastian spojrzał na kamerę i chwilowo się zaniepokoił. Szybko sobie jednak przypomniał, że druga ekipa rozpyliła w pomieszczeniu z monitoringiem gaz usypiający. Wszystko zdawało się być pod kontrolą.  

Minęło piętnaście minut "wywiadu". Recepcjonistka bez problemu odpowiadała na każde pytanie i była bardzo zadowolona z faktu, że może pomoc z rozwoju szkolnej prasy. Maks zbliżał się powoli do końca zapisanych na kartce pytań. 

– Dobrze, kolejne pytanie. Jaki jest pani staż na tym stanowisku? – zapytał

– Ohoho! No cóż, w firmie ogólnie jestem od dwudziestu lat, a na tym stanowisku męczę się już od piętnastu, hehe. – opowiedziała

– Bardzo ciekawe. A jak nazywał się ojciec założyciela tej firmy?

Tu pani nagle straciła pewność siebie. Zdała sobie sprawę, że nie zna odpowiedzi na to pytanie. 

– Ojejku, powiem wam szczerze, że nie mam pojęcia. Ale to nic nie szkodzi, zaraz pójdziemy do szefa, on wam odpowie.

Dwójka uczniów się przeraziła. 

– Nie… Proszę pani, naprawdę nie ma co zaprzątać głowy pani szefowi, my i tak musimy już iść…

– Gdzie tam, musimy się tego dowiedzieć, idziemy!

 

 Grupa uzbrojonych facetów wyszła zza rogu i wpadła na bardzo młodego chłopaka. "Kto to kurde jest?!" – pomyślał Sebastian. Tamten nie zdążył nic powiedzieć, bo mężczyzna szybkim ruchem wyjął miotacz ognia i skierował go na niego. Młody chłopak zaczął krzyczeć, męcząc się w płomieniach. "Szlag, za chwilę pewnie wybiegnie tu Hipopotam. Po co ja go podpaliłem…" – pomyślał Sebastian.

 

Wtedy zza rogu wyszli Maks, Wojtek oraz recepcjonistka. Kobieta była bardzo przerażona widokiem palącego się ciała oraz kilkunastu przestępców, więc zaczęła krzyczeć. Nie mniej przestraszony być Maks, który, mimo tego, że wiedział, jakie są szczegóły akcji, pierwszy raz na oczy widział umierającego człowieka. Jeden z mięśniaków wyjął szybko pistolet i zabił krzyczącą kobietę. Wtedy Maksymilian zapytał:

– T-ten trup… T-to ten Hi-pp-opotam?…

Sebastian już szykował się do udzielenia przeczącej odpowiedzi, gdy z najbliższego pomieszczenia wyszedł… stojący na dwóch nogach hipopotam. Przewodniczący akcji natychmiast użył na nim trzymanego w ręku miotacza. Jego grube, tłuste ciało stanęło w płomieniach. 

 

– Dobra panowie, wycofujemy się. – powiedział Sebastian

 Czternaście osób poraz drugi weszło do wind i zjechało na dół. Bezproblemowo wyszli z budynku, wsiedli w czekającą furgonetkę i pojechali do kwatery głównej. Pierwszy wybiegł z niej przerażony, tym co zobaczył Maksymilian. Sebastian pobiegł za nim. 

– Maks! Zaczekaj! Gdzie tak biegniesz? – krzyknął

– Do tego twojego szefa! Niech da mi pieniądze i spadam stąd! Ja nie mogę, co to w ogóle było? Dlaczego ja wziąłem w tym udział?!

Maks stanął przed drzwiami, do których zaprowadził go wczoraj Sebastian i wszedł do środka. 

– Dzień dobry proszę pana, czy mógłbym…

Maks spojrzał do pomieszczenia. Siedział tam małym basenie, zupełnie jak człowiek… krokodyl. 

Koniec

Komentarze

Hmmm. Tekst mnie nie przekonał.

Grupka ludzi wykonuje jakąś akcję. Dość absurdalną, ale o to chodzi w konkursie. Tylko nie rozumiem, jaki cel im przyświeca. W czym Hipopotam im przeszkadzał?

W ostatnim zdaniu coś się mocno posypało.

Babska logika rządzi!

Jaki cel im przyświeca? To, powiedzmy, każdy może sobie dopisać. Nie o to w tym tekście chodziło, tak samo nie powiedziałem np. czemu Maks tak potrzebował pieniędzy. Miało to być po prostu przyjemne, lekko absurdalne opowiadanie z paroma żartami w środku. Nie wyszło?

Jak by to dobrze wytłumaczyć… Mam wrażenie, że dostałam jakiś epizodzik, wyrywek całości. No, jakieś motywy musieli mieć, bez powodu się takiej akcji nie przeprowadza. Ale nie wiem, jakie były. Której stronie powinnam kibicować?

Babska logika rządzi!

Cóż, masz na pewno dużo racji. Za dużo może się skupiłem na tej "lekkości", a zapomniałem o takich sprawach. No cóż, przy następnych tekstach postaram się bardziej wczuć w każdego bohatera i co on właściwie chce :)

No, readici… i co dalej? Jakaś opinia :)?

Hm.

Nie ugryzło.

Palo hipcia. Zagadujo recepcjonistke, bo fojno bobko była. A Krokodyl patrzy w ścianę.

Absurd jest, lekkości niekoniecznie, nie wiem, jaką ścieżką w tym absurdzie podążać, bo on przypomina bardziej film akcji, w którym chodzi o to, żeby postrzelać. Więc strzelają. Ale po co, dlaczego, jaka stawka…

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Nie porwało mnie :(

Przynoszę radość :)

No cóż, pozostaje mi teraz tylko… pisać dalej :D Choć i tak sukces, że chya to opowiadanie jest lepsze od poprzednich, przynajmniej tak to odbieram ;)

Jakoś ta koncepcja mnie nie urzekła, nie wiem.

Przynoszę radość :)

Okładka drugiej części :D

Hm, mam duży problem z nadążeniem za logicznym ciągiem zdarzeń. Bo troszkę mi tu jedno z drugiego nie wynika. Moment samej akcji z hipopotamem i krokodylem prosi się o jakieś rozwinięcie, bo nie wiadomo dlaczego tak, a fajnie byłoby się dowiedzieć. Motywy zwierzęce to super okazja, żeby zagrać symboliką czy nawet frazeologią, żeby podkręcić atmosferę weirda. Mam nadzieję, że wrócisz do tego pomysłu i troszkę go dopracujesz, bo widzę tu zalążek czegoś interesującego.

Chm, no nie wiem. Miałem w sumie wziąć się za coś innego, ale skoro dałaś taki pomysł… Wiem jakie popełniłem błędy i powrót do tego za jakiś czas może być dobrym pomysłem :)

Do mnie również tekst nie bardzo trafił. Wszystko idzie jakoś tak za łatwo – od przystąpienia do gangu, do samego końca akcji. Dialogi nie brzmią jakby odbywała je, było nie było, banda zabójców na zlecenie. “Gazetka szkolna” to dość komiczny element przy takiej akcji – i nie mówię o tym w pozytywnym sensie, nawet jeśli był to komizm zamierzony, to moim zdaniem nie wyszedł. Mowa jest o wyrwaniu panelu z przyciskami w windzie (właśnie – powinno być przyciskami, a nie naciskami), ale mimo to potem bohaterowie używają jej do zjazdu na dół. Nie dowiadujemy się, kim był hipopotam i dlaczego miał umrzeć, a także kim było zabite na dziesiątym piętrze dziecko. Postaci są również dość nijakie, bez charakteru. Jedyną osobą w biurowcu poza szefem wydaje się być recepcjonistka – gdzie ochrona, gdzie sprzątaczki, inni pracownicy, ktokolwiek? Gang również jest dla mnie zbyt mało wiarygodny – do akcji szykuje się dwadzieścia osób, chociaż tutaj wygląda, że wystarczyłyby cztery – dwóch gości przeprowadza wywiad, jeden ma miotacz ognia i jeden ma pistolet. Widać jakiś pomysł ze zwierzęcymi przywódcami, ale zupełnie niewykorzystany.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Przyznaję, że po tytule spodziewałam się kreatywnego zakręcenia biblijną formą Apokalipsy św. Jana zapowiadającej przyjście nie tyle smoka, co krokodyla właśnie. I jakkolwiek nigdy nie uważam za błąd faktu, że autor nie zrealizował moich wstępnych wyobrażeń opartych na myśleniu życzeniowych, tak nie mogę stwierdzić, by zastana wizja mi się podobała.

Pomysł z przypisaniem wymaganego „krokodyla” mafiozowi w charakterze ksywy jest przyzwoity, choć moim zdaniem nieodkrywczy. Opowiadanie jest absurdalne, ale raczej nie w świadomie wykreowany, spójny sposób, którego oczekiwaliśmy. Wybitnie nie jestem fanką żartów-burzenia-czwartej-ściany – bohaterów „czujących się, jakby byli bohaterami powieści”, albo, jak w Twoim przypadku:

 „PALNY HIPOPOTAM" – brzmiało hasło. Chłopak poczuł się nieco rozbawiony. "Co to ma być? Brzmi to jak jakiś losowy temat na opowiadanie, czy coś…" – pomyślał.”

Nie przydaje to utworowi więcej wdzięku, sensu ani chwały.

Językowo dość ubogo, sporo potknięć interpunkcyjnych (kropki po didaskaliach!), mam wrażenie obcowania ze stylem początkującego autora.

Krokodyl wprawdzie się pali, ale nie mam poczucia, by opowiadanie straciło rację bytu, gdyby mafiozo umarł w jakiś inny sposób – ergo hasło konkursowe uważam za potraktowane dość luźno.

"PALNY HIPOPOTAM" – brzmiało hasło. Chłopak poczuł się nieco rozbawiony. "Co to ma być? Brzmi to jak jakiś losowy temat na opowiadanie, czy coś…"

Nie tak subtelne, jakbym wolała, ale doceniam.

 

Całość przypomina sen, który miał sens tylko przez bardzo krótką chwilę, a po przebudzeniu nie ma żadnej. Widzę tu jakaś próbę napisania absurdu, ale absurd to wbrew pozorom skomplikowana bestia, nie zwyczajnie "dziwaczna", a dziwaczna sprytnie. Tu mi tego sprytu zabrakło. Prosta, pędząca narracja nie ułatwia czytania, tak samo jak zagubione kropki i przecinki.

Nowa Fantastyka