- Opowiadanie: Darcon - Afektywna rzeczywistość

Afektywna rzeczywistość

 

Hasło – afektywna rzeczywistość.

 

 

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Afektywna rzeczywistość

– To cała moja historia, nasza – poprawiła się.

Paulina splotła dłonie, nie wiedziała, co mogłaby jeszcze powiedzieć milczącej pani doktor. Kobieta była jej ostatnią deską ratunku. Przez cztery lata odwiedziła już wszystkie instytucje i miejsca, w których można było prosić o pomoc. Od szpitali, przez kliniki, aż po ZOL-e i DPS-y, a kończąc na znachorach. Spędziła z Markiem nawet jakiś czas w Budziku, ale bez efektów. Nikt nie potrafił go wybudzić ani też powiedzieć, czy w ogóle odzyska świadomość. Ostatecznie od dwóch lat sama opiekowała się nim w domu.

 

– Dlaczego zabrała pani męża z DPS-u? – Doktor Krupińska wstała i podeszła do okna.

Nagła zmiana tematu rozkojarzyła Paulinę.

– Marek nie jest moim mężem – wyjaśniła. – Wychowywaliśmy się razem w domu dziecka, nie mamy ślubu… Dlaczego pani pyta?

– Proszę odpowiedzieć.

Dziewczyna pomyślała, że potrzebowałaby kilku kolejnych godzin, żeby opowiedzieć o odleżynach, ludzkiej znieczulicy, brakach kadrowych, słabym wyposażeniu, marnym wyżywieniu, niechętnych spojrzeniach współlokatorów i pielęgniarek, gdy tak codziennie przesiadywała u Marka.

– Najlepiej jest mu w domu. – Zwiesiła głowę. – Choć nie jest łatwo.

Czy Krupińska zdawała sobie sprawę, jak wygląda opieka nad pacjentami w śpiączce w ZOL-ach, czy DPS-ach? Nawet personel medyczny miał o tym mgliste pojęcie. Spojrzała na nią. Starsza kobieta nadal spoglądała przez okno, nad czymś rozmyślając. Taka prosta, wydawałoby się, czynność. Myślenie. Paulina bała się. Każdego kolejnego dnia, miesiąca, roku. Wraz z upływającym czasem strach o Marka był coraz większy. Czuła, że jego umysł gaśnie, i w końcu przyjdzie taki moment, kiedy…

– Tak – odpowiedziała niespodziewanie pani doktor. – Opieka w domu przynosi dobre rezultaty. Choć utrzymanie pacjenta w odpowiedniej kondycji fizycznej to niemałe wyzwanie. Odleżyny, przykurcze, wydzieliny płucne, wrastający lub zatkany PEG, pampersy i kilka innych, codziennych przypadłości na pewno tego nie ułatwiają.

Dziewczyna spojrzała na doktor ze zrozumieniem. Na nowo zatliła się w niej nadzieja.

– Dlaczego przyszła pani do mnie? – Krupińska uśmiechnęła się i usiadła w fotelu obok.

Paulina bardzo tęskniła za Markiem. Zrobiłaby wszystko, żeby tylko mógł się wybudzić. Wszystko. Wiedziała, że mówili na doktor Krupińską „Szamanka”, ale dla niej nie miało to znaczenia. Od małej kobiety biła niesamowita siła i wewnętrzny spokój.

Coś w środku podpowiadało jej, że trafiła we właściwe miejsce. Nic nie odpowiedziała, odwzajemniła tylko uśmiech.

– Rozumiem… Wiem, co o mnie myślą. – Kobieta przysunęła się i złapała dziewczynę za ręce. – Teraz ja opowiem ci swoją historię, ale ostrzegam, niewielu w nią wierzy.

 

ꗮꗮꗮ

 

Paulina uwierzyła.

Leżała teraz na łóżku w niewielkiej, sekretnej klinice Krupińskiej. Tuż obok Marka.

– Muszę zapytać jeszcze raz. – Doktor zdjęła okulary i spojrzała badawczo na Paulinę. – Jesteś absolutnie pewna? Masz świadomość jakie to niebezpieczne?

– Tak. – Dziewczyna wytrzymała spojrzenie. – Jestem. Uda mi się.

Kobieta nadal była sceptyczna, ale nie zwerbalizowała kolejny raz swych obaw.

– Dobrze więc. – Krupińska podeszła do pielęgniarki. – Pani Renato, dwie jednostki midazolamu, proszę.

– Już podaję. – Korpulentna kobieta wstrzyknęła lek bezpośrednio do wenflonu.

– Monitorujemy ciśnienie i pracę serca. Proszę przygotować zestaw do intubacji. Będą też potrzebne…

Paulina starała się jeszcze raz uśmiechnąć, trochę na potwierdzenie swojej decyzji, a trochę by ukryć strach. Odwróciłą się w stronę Marka, ale obraz przed oczami rozmazywał się, widziała wszystko jak przez mgłę. Odpływała.

 

ꗮꗮꗮ

 

Nie wiedziała, jak długo spała. Głowa strasznie jej ciążyła, nienaturalnie, jak nigdy dotąd. Powoli i z wysiłkiem otworzyła oczy. Pomieszczenie spowite było w półmroku, na suficie świeciła się marna, pojedyncza żarówka. Rozejrzała się powoli, gdzie słowo „powoli” nabrało nowego znaczenia. Zielone ściany w niewielu miejscach zachowały swój kolor, wszędzie odpadał tynk. Przy drzwiach stała stara, zniszczona komoda. Pokój przypominał ten, w którym leżała przed zaśnięciem, tyle tylko, że wyglądał teraz jak stuletnia ruina. I nie było obok niej Marka.

 

Jakaś postać kryła się w rogu pokoju. Gdy Paulina skupiła na niej wzrok, podeszła bliżej. Dziewczyna zacisnęła dłonie na poręczach łóżka, chcąc uciec, ale nie miała sił. Tylko dzięki mowie ciała domyśliła się, że to coś przed nią jest kobietą. Bardziej przypominało zasuszoną mumię, chociaż nie, po prostu trupa, nie było bowiem owinięte bandażami. Nagie, chude ciało anorektyczki osłaniała tylko krótka, pomarańczowa spódniczka jak u baletnicy. Wystające kości opinała skóra koloru niebieskawego, czy też szarego. Ciało znaczyło kilka wielkich, ordynarnie zszytych grubymi nićmi miejsc, jak u starej, szmacianej lalki. Ale najgorsza była głowa. Łysa, z zupełnie płaską twarzą, pozbawioną oczu i nosa. Całość zwieńczyły zszyte podobną nicią usta.

– Spokojnie, moje dziecko. Nic ci nie grozi.

Choć osobliwość nie poruszyła ustami nawet na milimetr, Paulina wyraźnie usłyszała słowa. I na pewno wypowiedziała je ta „kobieta”. Poznała też głos.

– Pani, doktor??? – Twarz wykrzywił jej grymas bólu, złapała się za gardło. – Czy już dotarłam na miejsce?

W pokoju pojawiła się pielęgniarka, która była przy niej przed zaśnięciem. Jej normalnie wyglądająca głowa spoczywała na żabim ciele wielkości ludzkiej sylwetki. I choć paradoksalnie kobieta nie skakała jak płaz, to wyraźnie miała problemy z poruszaniem się. Stawiała powolne, pokraczne kroki.

– Nie, skarbie. – Doktor pogładziła ją kościstą dłonią po twarzy. – To jeszcze nie Afektywna Rzeczywistość. Można powiedzieć, że to przedsionek tego świata, ale twoja inteligencja emocjonalna reaguje wyjątkowo dobrze. Doskonałe obrazujesz otaczające cię emocje. Zawsze byłam powściągliwa, a siostra Renata, cóż, mąż powinien bardziej ją doceniać.

Paulina słuchała wszystkiego jak automat, nie mogła oderwać oczu od Krupińskiej.

– A balet to moje niespełnione marzenie – dodała postać i zrobiła powolny, teatralny piruet.

Dziewczyna zobaczyła plecy kobiety, a na nich głęboką odleżynę rozmiaru rozpostartej dłoni, w której środku siedział mały, bezwłosy stworek, pożywiając się kobietą.

Spojrzała pytająco, ale bez strachu.

– Tak, Paulino. – Postać przechyliła głowę, jak gdyby patrzyła na nią po raz pierwszy. – Ja też kiedyś byłam w śpiączce, a to mój Paskudnik.

Koścista baletnica zbliżyła się, przeraźliwie chudym palcem uniosła dziewczynie brodę. Spojrzała bezoką twarzą i zapytała.

– Nadal chcesz wejść do tego świata?

– … Tak.

Tam czekał na nią Marek. Odnajdzie go.

Szara postać skinęła na żabę z ludzką głową, a później spojrzała jeszcze raz na Paulinę. Po chwili smutna, ślepa twarz doktor Krupińskiej rozmyła się we mgle.

 

ꗮꗮꗮ

 

Ocknęła się, nie będąc pewną, jak długo spała. Leżała na ziemi patrząc na ciemnoczerwone niebo rozdarte brunatnymi, wręcz czarnymi chmurami. Podniosła się, a wokół niej natychmiast pojawiło się kilka wielkich luster. Pochyliły się, patrząc na nią. Chciała odruchowo osłonić nagie ciało, zawstydzona, ale i tak widziała się z każdej strony. Szybko powstrzymała gest i wyprostowała dumnie. Musiała być silna, inaczej nigdzie nie dotrze.

Wyglądała jak dwudziestokilkuletnia starucha. Chude, żylaste i pomarszczone ciało. Dwa małe, płaskie i obwisłe kształty, które kiedyś były piersiami. Setka zmarszczek na twarzy i kościste dłonie.

Tak, to była ona.

 

Pamiętaj dziewczyno, że Afektywna Rzeczywistość to świat ludzkich umysłów w śpiączce, zbudowany z uczuć i emocji. Nic tam nie ma, nic nie można kupić ani sprzedać, a nawet zjeść. Życie żywi się tylko snem. To pustynia, pośrodku której znajdziesz ludzki ogród. Choć dla wszystkich będących w śpiączce jest taki sam, każdy widzi go inaczej. Jeśli będziesz wystarczająco wytrwała i silna, odnajdziesz wybranka.

 

Paulina pochyliła się i podniosła z ziemi znaleziony kij. Spojrzała w górę, ale luster wokół niej już nie było, a może tylko jej się zdawały? Zdeterminowana, wyruszyła w poszukiwaniu Marka.

 

ꗮꗮꗮ

 

Doktor Krupińska kolejny raz poprawiła okulary, przyglądając się śpiącej dziewczynie. Złapała ją za rękę. Chciała wesprzeć, dodać sił, ale mogła tylko kontrolować sen. Popatrzyła na monitory, na pracujący miarowo respirator i pompy.

– Pani, Renato. – Poszukała wzrokiem pielęgniarki. – Proszę częściej przekładać ją na boki. Mała ma wrażliwą skórę, nie chcę zbyt szybko niespodzianek.

– Dobrze, pani doktor. – Kobieta poprawiła dziewczynie poduszkę. – Jeśli coś zauważę, dam od razu znać.

– Wiem, Renatko, wiem. – Krupińska objęła przyjacielsko pielęgniarkę. – Będę u siebie.

 

 

Paulina nie wiedziała, jak długo wędrowała. Godzinę, dzień, a może tydzień? Ale gdy dotarła na kolejne wzgórze, w końcu ujrzała sad. Jak daleko sięgała wzrokiem, wszędzie widziała drzewa. Dziesiątki, setki, być może tysiące. Całe kwartały wypełnione bezlistnymi drzewami, z grubymi, poskręcanymi konarami.

Wszystkie obwieszone ludzkimi owocami.

 

Każdy człowiek, bez względu na płeć, połączony był z drzewem za pomocą pnącza, które kończyło się pąkiem obejmującym głowę. Wszyscy byli nadzy, wiszący w różnych pozycjach. Jedni wisieli prosto, inni bezwładnie, jeszcze inni skuleni. Niektórzy obejmowali swoje kończyny, przyjmując pozycję embrionalną. Wielu miało głębokie rany, a w nich siedziały wynaturzone stworzenia. Przypominały połączenie szczura z małą małpką. Nie miały sierści, tylko gładką, różową skórę, wąskie pyszczki i ostre zęby. Były złudnie podobne do ran, w których się gnieździły. Zdawały się niczego nie zauważać, śpiąc lub żywiąc się ciałami nosicieli. Paulina przypomniała sobie ich nazwę, Paskudniki. Na niektórych osobach żerowały większe stworzenia. Choć przypominały krótkie gąsienice, były wielkości ludzkiego przedramienia, wrośnięte częściowo w ciała nosicieli i przeżuwające je, jak liście. Padlinowce. Robaki na owocach… Oparła kij o wyschnięty pień. Rozejrzała się raz jeszcze, ocierając łzy.

Dotarła do ogrodu Śpiącznika.

 

 

– Pani doktor! – Siostra Renata wpadła do gabinetu Krupińskiej. – Dziewczyna.

Kobieta wstała bez słowa i ruszyła za pielęgniarką. Po chwili była już przy łóżku Pauliny. Twarz pacjentki znaczyła siatka zmarszczek, a włosy pokryły się siwizną w kilku miejscach.

– Dotarła na miejsce… – Krupińska odruchowo sprawdziła wenflony i pracujące pompy. – Teraz wszystko zależy od niej.

 

ꗮꗮꗮ

 

Mijała kolejne drzewa, przyglądała ofiarom. Szukała pośród nich Marka, bojąc się, w jakim stanie umysłu go znajdzie. Nie miała pewności, jak daleko zaszła. Czas nabierał tu innego znaczenia, dla każdego. Od czasu do czasu wspinała się na kolejne drzewo w poszukiwaniu Śpiącznika, aż w końcu znalazła go w bocznej alei. Wielkością dorównywał kilkupiętrowemu budynkowi. Zdziwiła się, że nie zauważyła go wcześniej. Przypominał ślimaka, choć nie miał czułek na głowie i muszli na grzbiecie. Był oślizgły i pełzał bardzo powoli. Różnej wielkości fałdy spływały mu po całym cielsku. Jedynie głowa była od nich wolna, za to pokryta kilkudziesięcioma oczyma różnej wielkości. Jedne, te większe, wyglądały jak światła latarni morskich. Mrugały z rzadka. Za to mniejsze źrenice ciągle zmieniały położenie, pobieżnie wszystko lustrując. Te mrugały znacznie częściej, najmniejsze zaś, wręcz impulsywnie. Paulina zastanawiała się, czy były takie od zawsze, czy rosły z wiekiem? Największe oko dorównywało wielkością dorosłemu człowiekowi. Żadne jednak nie spoglądało na nią. Jak gdyby interesowały je tylko drzewa.

 

Pobiegła jak najszybciej w kierunku Śpiącznika. Zaszła go od strony, która najbardziej przypominała tył i zaczęła się wspinać. Szukała najlepszego miejsca. Gdy dotarła na wysokość kilkunastu metrów, znalazła fałdę dosyć grubą, ale jednocześnie niewiele większą od domowej kołdry, a pod nią zagłębienie. Wcisnęła się tam, starając ułożyć w jak najwygodniejszej pozycji. Gdy już cała schowała się pod skórą, wystawiła twarz, by mogła oddychać i obserwować. Dopiero teraz poczuła, jaka jest zmęczona. Spojrzała na ciągle ciemnoczerwone niebo i zamknęła oczy. Przywołała w myślach słowa Krupińskiej.

 

Gdy znajdziesz Śpiącznika, zbliż się do niego jak najszybciej. Pamiętaj, że porusza się i rejestruje ruch znacznie wolniej niż my. To jak odwrotność w naszym ogrodzie. U nas ogrodnik obserwuje rośliny, a one rosną i rozwijają się, ale w ciągu kilku godzin. Gdy człowiek zaś przemieszcza się w sekundach i nie widzi bezpośrednio ich wzrostu.

Masz dużą szansę, że w ogóle cię nie zauważy, ale nie próbuj sama przemierzać zbyt długo ogrodu, robactwo wyczuje cię i niechybnie dopadnie.

Ukryj się w jego cielsku i obserwuj. Bądź cierpliwa, Śpiącznik porusza się po całym ogrodzie. Prędzej czy później doprowadzi cię do chłopaka.

 

 

Spała, czy tylko na chwilę zamknęła oczy? Ciągle była zmęczona. Najbardziej bała się, że mogą minąć Marka. W normalnym świecie zawsze wiedziała, gdy na nią patrzył, choć nie potrafiła tego wytłumaczyć. Wierzyła, że tutaj, w świecie uczuć i emocji, jego bliskość wpłynie na nią w jakiś sposób. Spojrzała z wysiłkiem w górę, kolor nieba się nie zmienił. Być może tu ciągle panował ten sam dzień, godzina, a może sekunda? Czuła, że jest mokra, jej pot mieszał się ze śluzem olbrzyma. Wyciągnęła rękę spod fałdy, by otrzeć lepką twarz.

Przed sobą widziała setki drzew, a na nich setki setek śpiących ludzi.

Gdzieś tam był jej Marek.

 

ꗮꗮꗮ

 

– Jak stan naszej pacjentki, Renato? – Krupińska podeszła do łóżka Pauliny i bezwiednie odgarnęła jej włosy z czoła. – Działo się coś przez weekend?

– Nie, pani doktor. – Pielęgniarka uśmiechnęła się ledwo zauważalnie. – Wszystkie parametry cały czas są w normie.

Kobieta spojrzała na łóżko obok.

– Co z panem Markiem? – Sięgnęła po kartę. – Jakieś niespodzianki?

– Nic poważnego. – Siostra Renata odsłoniła brzuch pacjenta. – Ma niewielki odczyn alergiczny na brzuchu, ale już schodzi.

– Dobrze. ­– Krupińska odwróciła się z powrotem w stronę Pauliny. – Widzisz dziewczyno? Chyba jest mu u nas całkiem znośnie.

Doktor zmarszczyła brwi i pochyliła się nad pacjentką.

– Niech popatrzę… Jutro miną dwa miesiące. – Krupińska sprawdziła gałki oczne i odruchy dziewczyny. – Zmniejszymy dawkę midazolamu o jedną jednostkę na dobę, żeby mała nie wpadła w głęboką sedację. Nie chcemy, żeby rozminęła się ze swoim chłopakiem. Reszta leków bez zmian.

 

 

Co robisz?

Przyglądam się.

Mnie? Głowę mam trochę wyżej, a to nie oczy, tylko sutki. Masz słaby wzrok.

Piegi z sutkami?

To nie są żadne piegi! – Paulina grzmotnęła go w głowę. – Wolałbyś takie jak w pornusach?

Może nie aż takie, ciut mniejsze byłyby w sam raz.

Próbowała walnąć Marka po raz drugi, ale uchylił się i roześmiał głośno.

Możesz sobie pomarzyć! – Wskoczyła na niego okrakiem. – Ze swoim narządkiem w żadnym na pewno nie zagrasz!

 

Ocknęła się, gdy poczuła ból w plecach. Sięgnęła ręką do tyłu i trafiła na jakieś żyjątko. Oderwała je od siebie ze wstrętem. Paskudnik zapiszczał, ale po chwili znowu ugryzł ją gdzieś nad pośladkiem. Zabolało, uderzyła ponownie. Pisnął głośno, a ona usłyszała podobny dźwięk gdzieś z pobliskich drzew. Przekręciła się pod fałdą Śpiącznika i wyjrzała na zewnątrz.

 

Może znaleźć cię jakiś Paskudnik i wtedy dobierze się do ciebie. Nie wolno ci go odganiać, inaczej wezwie pobratymców i nie przeżyjesz nawet doby. Będzie bolało dziewczyno. Bolało jak cholera.

 

Jak cholera to mało powiedziane. Zagryzła wargę z bólu, gdy mały potwór ugryzł ją po raz kolejny. Nie dała rady powstrzymać łez i te pociekły po wychudzonych policzkach. Starała się skupić na sadzie i drzewach.

Śpiącznik sunął powoli, z rzadka się zatrzymując. Doglądał drzew sporadycznie, a wtedy najczęściej rozgniatał cielskiem opadłe na ziemię gnijące truchła, bo ciężko nazwać je było ludźmi. Paulina pomyślała, że tam, w normalnym świecie, ktoś nadal na nich czeka, licząc, że się wybudzą. Za każdym razem bała się, że któryś z leżących okaże się Markiem. Kuliła się wtedy, nakrywała rękoma głowę i modliła się, choć była niewierząca. Ślimak zaś ruszał dalej, do kolejnego drzewa, kolejnej alei, kolejnych cierpiących. Ilu jeszcze przed nimi?

Ból w plecach paraliżował ciało. Przez większość czasu leżała zgięta w pół, z przykurczonymi rękoma i podciągniętymi pod brodę kolanami. Nie potrafiła zamknąć ust, otwarte, w dziwny sposób przynosiły mikroskopijne ukojenie. Ślina spływała jej po policzku. Wargi pękały, nie będąc zwilżane. Wpadała w letarg.

 

O czym myślisz? – Marek zaskoczył ją, obejmując od tyłu.

O niczym. – Pogładziła go po dłoniach, uśmiechnęła się niepewnie.

Nachylił się, żeby widziała jego twarz. Zmrużył oczy.

Oj, ktoś tu nie chce powiedzieć wszystkiego.

Myślę o nas. – Przytuliła czoło do jego policzka.

To dobrze! – ucieszył się. – I co wymyśliłaś? Może, że nigdy mnie nie opuścisz?

Nigdy.

Ja ciebie też.

Co też?

Też cię nie opuszczę, aż do śmierci.

Czy to przysięga małżeńska?

 

ꗮꗮꗮ

 

– Pokaż, jak to wygląda.

Pielęgniarka przytrzymała Paulinę ułożoną na boku. Krupińska przyjrzała się ranie.

– Cholera, jest już martwica. – Doktor delikatnie ugniatała ciało wokół odleżyny.

– Tak – potwierdziła siostra. – Naprawdę przekręcamy ją bardzo często. Dbamy o higienę, zmieniamy plastry i zakładamy odpowiednio pampersy, żeby nic nie dostawało się do rany. Nie rozumiem, dlaczego tak szybko gnije.

– Nic ci nie zarzucam, Renatko – powiedziała uspokajająco Krupińska. – Mała leży już osiem miesięcy, jakiś Paskudnik musiał się w końcu przyplątać.

Spojrzała jeszcze raz na odleżynę, a później na wykrzywioną twarz dziewczyny. Bardzo polubiła Paulinę, mogłaby być jej córką.

– Jakie opatrunki ma teraz Marek? Iruxol Mono? – zapytała pielęgniarki.

– Tak, jego rana zaczęła się goić.

– W takim razie tu zastosujemy to samo. – Zarządziła Kurpińska. – Przejdź na Iruxol Mono, aż pozbędziemy się martwicy. Gdy rana będzie już oczyszczona, spróbujemy Aquacel Ag Extra. Może z tym pójdzie lepiej. Ile dostaje midazolamu?

– Osiem jednostek na dobę.

– Zmniejsz do siedmiu. – Kobieta zerknęła na podłączone pompy, westchnęła. – I zwiększ o pół jednostki dawkę fentanylu. Mała musi się skupić, żeby go znaleźć, a nie cierpieć.

 

 

Ból trochę ustąpił. Przekręciła się na brzuch i wyprostowała nogi, z trudem rozprostowała przykurczone ręce. Wystawiła głowę spod fałdy, by zaczerpnąć głęboko powietrza.

Zobaczyła lustro w powietrzu, a w nim pojedyncze oko. Wielką gałkę, od której rozchodziło się światło. Pomyślała, że to głupie, ona przecież nie wierzyła w Boga, i w żadnego Mesjasza, który chodził po ziemi i czynił cuda. Cudów nie ma.

 

Bądź cierpliwa, Śpiącznik porusza się po całym ogrodzie. Doprowadzi cię do Marka. Bądź cierpliwa, bądź cierpliwa.

 

Czy to ona powtarzała słowa Krupińskiej, czy to mówiło oko? Marek wierzył w Boga. Może warto się znowu pomodlić, może On przyszedł? Gdyby go wyleczył, na pewno by uwierzyła.

Przetarła twarz, zmęczona. Doktor mówiła, że wie jak dozować leki, by Paulina spała, ale sama nie trafiła na drzewo. Tylko czy na pewno? Może dawno już wisi z kokonem na głowie, a to wszystko się powtarza?

Wyciągnęła dłoń i z całych sił wbiła palce w skórę Śpiącznika. Dopiero po chwili wydał z siebie tubalny dźwięk w spowolnionej reakcji. Wstrząsnął ciałem. Przytrzymała się kurczowo fałdy, żeby spod niej nie wypaść. Jej Paskudnik pisnął przeciągle.

Nie spała. Lustro i oko zniknęły, jeśli w ogóle były.

 

Gospodarz ruszył powoli przez swój sad śpiących ludzi. Wodziła wzrokiem od drzewa do drzewa, wypatrując Marka. Znowu przetarła twarz, ciągle pociła się pod fałdą. Zdała sobie sprawę z panującego smrodu. Śpiącznika, Paskudników, Padlinowców, smrodu gnijących ciał na drzewach i jej samej. Tak właśnie cuchnęło cierpienie, ból i śmierć. Zwielokrotnione w jednym miejscu, w tym świecie. Drapało w gardle, paliło skórę, otępiało umysł.

 

 

Dlaczego chcesz się wyprowadzić?! – Marek chwycił ją za rękę.

Zostaw, to nie ma dłużej sensu. – Wyrwała się, nie chciała, żeby ją dotykał. – Myślisz wyłącznie o sobie.

Wybiegła z jedną walizką. Musiała jak najszybciej uciec, dopóki miała na to siły.

To przez dziecko? – wołał za nią. – Przepraszam! Słyszysz? Przepraszam! Obiecałaś, że nigdy mnie nie opuścisz! Słyszysz? Nie opuścisz!

 

Nie opuścisz, nie opuścisz…

 

– Marek!

Ocknęła się z letargu. Winna. Musiała wyjść! Wyjść z tej poczwary. Uwolnić się. Odkupić winy.

Ześlizgnęła się i upadła na twardy grunt. Paskudnik zapiszczał i wbił się mocniej w ciało. Próbowała wstać, ale sztywne ręce odmawiały posłuszeństwa. Spojrzała w górę, zobaczyła drzewo i śpiących. A wśród nich Marka.

 

 

– Pani, doktor! Paulina! – Renata wpadła do gabinetu Krupińskiej. – Ma podwyższone tętno i ciśnienie.

Obie wybiegły z gabinetu.

– Charczała? Wydzielina zalega? – zapytała lekarka, choć znała już odpowiedź.

– Nie, odsysałam ją niedawno.

Na chwilę zapadła cisza. Czas się zatrzymał.

– Być może… – bezwiednie wypowiedziała Krupińska. – Dodatkowo jednostka midazolamu! Zwiększ też dawkę fentanylu o pół jednostki i ułóż ją w pozycji embrionalnej. Jeśli się udało, to może pomóc.

– I co dalej, pani doktor?

– Nic. Czekamy.

 

 

Paulina wspinała się na drzewo. Nie czuła bólu w zastałych mięśniach, łapała gałęzie podkurczonymi rękoma i pięła się coraz wyżej. Sięgnęła ręką do tyłu i wyciągnęła z rany piszczącego Paskudnika. Zrzuciła go na ziemię, nie chciała, by ją rozpraszał, nie teraz, gdy znalazła Marka. Chociaż przez chwilę być bez hipnotyzującego bólu.

Kucnęła na gałęzi obok. To było on, wychudzony jeszcze bardziej niż w normalnym świecie, wiszący z wyprostowanymi nogami i obejmujący siebie ramionami. Jakby chronił się przed czymś. Zobaczyła Padlinowca na jego plecach, ale bała się go wyrwać. Paskudna gąsienica przeżuwała jej Marka. Wyprostowała się, złapała mężczyznę za ręce i wcisnęła na siłę pod wychudzone ramiona. Przylgnęła do niego całą sobą. Nie była już stara i pomarszczona. Znowu miała jędrne i piękne ciało. Oplotła go nogami, przycisnęła policzek do policzka. Znalazła go.

 

Nie wiedziała, czy trwali tak przelotną chwilę, czy dni. Poczuła tylko, jak kokon na głowie Marka zaczął obejmować także jej głowę.

Zrobiła się senna.

– Marek – szeptała. – Słyszysz mnie?

– … Paulina?

Dziewczyna otworzyła oczy. Budził się. On naprawdę się budził!

– Słyszysz mnie? Naprawdę słyszysz? – Przytuliła go mocno.

– Paulina, to ty? – Mężczyzna powoli otworzył oczy, zdezorientowany. – Co się stało? Gdzie my jesteśmy?

– Boże! Jak pragnęłam znowu cię usłyszeć! – Przylgnęła czołem do czoła. – Tak za tobą tęskniłam.

– Myszko. – Próbował pogładzić jej twarz, ale zabrakło mu sił. – Przepraszam. Ja…

– Mów, mów do mnie. – Spojrzała na niego raz jeszcze, zanim oczy zamknęły się same. – Cały czas mów. Chcę zapamiętać tę chwilę.

– Chcę mieć z tobą dziecko, słyszysz? – powiedział. – Naprawdę chcę, kocham cię.

– Tak. – Coraz trudniej było jej odpowiedzieć, jego głos dochodził z oddali.

Kokon całkowicie przemieścił się na głowę dziewczyny. Marek był wolny.

– Paulina? Paulina, co się dzieje? Co to w ogóle za miejsce? – Mężczyzna rozejrzał się nerwowo.

– To sen – szepnęła mu do ucha. – A ty właśnie się budzisz.

Puściła go, a on poleciał w dół i zniknął.

 

A gdy już go znajdę? Jak go uwolnić?

Jest tylko jeden sposób, dziewczyno. Zająć jego miejsce.

 

 

Koniec

Komentarze

W sumie dość prosty sposób, żeby zaciekawić czytelnika. Pominąć kluczową informację i obiecać, że będzie podana na deser. Historia również prosta i chyba nazbyt ckliwa. Zakończenie tyleż niespodziewane, co mało zaskakujące. Opowiadanie broni się jednak niesamowitym “zaswiatem” i jego mieszkańcami – Śpiącznik, paskudniki, padlinowce. Przeplatanie trzech rzeczywistości jest również piękne. 

Pozwolę sobie polecić.

 

Co mnie jednak zaskoczyło in minus, to kilka zgrzytów w pierwszej części (nie wiem, może się czepiam?). W drugiej, albo się znieczuliłem, bo tak wciągnęło, albo po prostu ich nie było:

Leża teraz na łóżku

literówka

Doktor zdjęła okulary

Na pewno nie chcesz napisać “doktorka” cheeky

Kobieta wyraźnie nie podzielała jej wiary

Coś mi nie pasuje. Dlaczego więc tam jest? Musiała przecież w tą opowieść uwierzyć. Może trochę lżej to napisać?

Nie wiedziała, jak długo spała.

Rym

Tylko dzięki gestom ciała domyśliła się,

Gesty ciała? Jest coś takiego?

Nagie, chude jak u anorektyczki ciało osłaniała tylko krótka, pomarańczowa spódniczka jak u baletnicy.

powtórzenie (2x) “jak u”

głowa spoczywała na żabim ciele wielkości ludzkiej sylwetki

Spoczywała?

Jaką wielkość ma ludzka sylwetka?

Wolałbyś takie jak w pornusach?

literówka

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Ojej, Darconie, jak ty potrafisz zagrać na emocjach, przynajmniej na moich. Ładne to było – od razu skojarzyło mi się z filmem Między piekłem a niebem z Robinem Williamsem w roli głównej; tam też były właśnie takie oniryczne, ogromne przestrzenie, napawające niepokojem i bohater przemierzający je w poszukiwaniu ukochanej. A że lubię, to skojarzenie dobre.

Wbrew temu co pisze fizyk, mnie zakończenie zaskoczyło, ale pewnie to dlatego też, że wciągnęłam się w opowieść i popłynęłam, zamiast być czujną.

 

Bardzo dobre opowiadanie. Powodzenia w konkursie!

 

Wolałbyś takie jak w pornusach?

literówka

fizyku, to nie jest literówka XD

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

Pomysł na zaświaty bardzo fajny, efektowny, stwory świetnie wymyślone, niesamowicie efektowne, szczerze zazdroszczę wyobraźni – ale też i one i ich świat wydają mi się jedynym weird elementem w opowiadaniu, za to znakomicie zrealizowanym. 

 

Uwaga, dalej będę krytykować.

Moim problemem z tym tekstem są a) bohaterowie, b) fabuła, a konkretniej – ich splot. Już wyjaśniam, o co mi chodzi. Bohaterki u ciebie, wbrew pozorom, trochę jakby… nie ma. Ona IMHO nie ma charakteru, osobowości ani tak naprawdę historii; jedyne, czego chce, to odzyskać bohatera – który, na dodatek, z pokazanych tu fragmentów jawi się jako niespecjalnie rozumiejący ją i jej potrzeby typ i emocjonalny szantażysta – dla świata, obudzić go, za cenę, którą nam ujawniasz w ostatnich słowach. W założeniu powinniśmy jej kibicować, chcieć, żeby się jej udało, ale ja pozostałam wobec niej doskonale obojętna. Choć może nawet nie; na końcu mnie zirytowała: okazało się, że cała jej droga, w której miałam, jako czytelniczka, trzymać za nią kciuki, była drogą do kiczowatego samopoświęcenia. Sentymentalny, melodramatyczny motyw pt. “uratuję ukochanego (nie pytając go BTW o zdanie ani o to, czy wyobraża sobie życie beze mnie), za cenę poświęcenia i własnej zguby” wydaje mi się tak dziewiętnastowieczny w swoim charakterze i tak doszczętnie zgrany, że musiałbyś ograć go tak twórczo, jak Sapkowski w “Ziarnie prawdy”, żebym to kupiła. Tu mnie nie przekonałeś – a wiem choćby z “Wargi”, że z psychologią postaci problemu nie masz i umiesz je pisać bardzo dobrze.

Na dodatek rysując historię Pauliny i Marka, dajesz im biografię na tyle sztampową i naładowaną elementami mającymi wywołać wzruszenie czytelnika (dom dziecka, wspomnienia wspólnego życia, dramat, bo on nie chce dziecka, jej poświęcenie), że jak dla mnie – przedobrzasz. Nie kupuję tej historii dziewczyny z domu dziecka, która tak pokochała mężczyznę, który nie rozumiał, czego ona chce od życia, że poświęciła mu najpierw całe życie, a potem – w zasadzie oddała życie za niego.

Darconie, to twój tekst i nie chciałabym ci sugerować, co z nim robić, ale powiem tak, jak czytelniczka – gdybyś mi tu napisał bohaterkę taką, jak czarodziejka-żona w “Wardze”, ambitną, upartą, wcale nie jednoznacznie pozytywną, która ma inną motywację niż “bo ja kocham go nad życie” i to z jej powodu robi to, co robi, to byś mnie przekonał. Tym wariantem cierpiącej za swego księcia Małej Syrenki niestety tego nie zrobiłeś. 

Mam nadzieję, że to, co powiedziałam, nie zabrzmiało jakoś szczególnie niemiło – nie takie miałam intencje. Nadal jest to tekst dobrze (literacko chyba lepiej niż “Warga”) napisany, ze znakomitymi, że powtórzę, pomysłami na niesamowitość, dowodzącymi ogromnej wyobraźni, a to, że nie zadziałał dla mnie, nie znaczy, że się innym nie spodoba.  

 

ninedin.home.blog

@Sy

Napisałem w komentarzu “Zakończenie tyleż niespodziewane, co mało zaskakujące” znaczy, nie spodziewałem się takiego zakończenia (więc w tym sensie, jednak zaskakujące), ale okazało się takie “zwykłe”, że nie wywołało żadnego efektu “wow”.

Wpisałem w googlach “pornus” i wyszedł bełkot. Nadal nie wiem co to.

@Ninedin

Ładnie napisałaś to, czego ja nie potrafiłem.

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Dla mnie było zaskakujące, bo jeszcze bardziej zasmucające :C

 

Wpisałem w googlach “pornus” i wyszedł bełkot. Nadal nie wiem co to.

Pornuchy to pornole, filmy pornograficzne, znaczy się.

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

Będzie miodowo.

Darconie, dawno mnie tu żaden tekst tak nie ujął. Historia nie jest może oryginalna, ale mnie kupiła. Przestawiłeś ciekawy świat, ozdobiony pokracznymi stworami. Przeplotłeś piękne uczucie z brzydotą. Ninedin rozłożyła na czynniki pierwsze, co może być nie tak, i ma trochę racji, ale mi to w ogóle nie przeszkadza. Szukam w lekturach czegoś, co mnie poruszy i u Ciebie to znalazłam. Przyznaję, że zakończenie robi robotę. Pochłonięta przebiegiem wydarzeń również straciłam czujność i nie myślałam o końcu. Dlatego wywarło na mnie wrażenie i zrobiło takie “o njeeeeeee”. 

Co do Pauliny – jest trochę naiwna i głupiutka, ale potrafię zrozumieć jej motywy i decyzje. Co do pani doktor Krupińskiej – Czy normalny lekarz pozwoliłby na coś takiego? Wątpię. Ale nie każdy jest normalny, zwłaszcza w literaturze. ;) 

Napisane bardzo dobrze, czytało się szybciutko, płynnie, a przemawiająca do mnie warstwa emocjonalna sprawiła, że czytałam na szpileczkach.

Cieszę się, że tu wpadłam.

Powodzenia w konkursie! 

Darconie, jestem zachwycona! Takich emocji potrzebowałam! Zakończenie tej historii nie tylko mnie zaskoczyło, ale też usatysfakcjonowało! Nie lubię szczęśliwych, mdłych finałów. Świetnie dozujesz napięcie. W pewnym momencie przyszło mi do głowy, że może ta lekarka coś kombinuje, ale to by chyba było już za dużo… pozdrawiam i powodzenia:-)

Dziękuje Wam za lekturę. Jak to często bywa w przypadku moich obyczajowych opowiadań, zdania są podzielone, a jeśli miałbym sprecyzować, to zawsze chodzi o głównych bohaterów. Po kilku latach to już nie jest takie niespodziewane.

Dziewczyny, cieszę się bardzo z Waszego pozytywnego odbioru. Mówiłem to już kiedyś, ale piszę właśnie dla takich czytelników, jak Wy. :)

Fizyku, dziękuję za uwagi, część wprowadziłem. Może następnym razem spodoba się bardziej.

Ninedin, poświęcają się zawsze dobrzy ludzie, nie źli. I najczęściej inni ludzie nie rozumieją tego poświęcenia, o ile to nie jest poświecenie bohatera ratującego świat, chociaż czytelnik powinien je zrozumieć, i tu ubolewam, że nie trafiłem do Ciebie. Wracając do opowiadania, ci sami ludzie najczęściej mają poczucie winy, która wcale nie jest ich winą. Nie spodobała Ci się główna bohaterka, więc nie znalazłaś tego, co chciałem, żebyś znalazła. Ja też tak czasem mam. Najczęściej dzieje się tak, bo czegoś szukamy, a gdy nie znajdujemy, jesteśmy niezadowoleni.

Sam powtarzam, że beletrystyka powinna być o specyficznych wydarzeniach, szczególnych sytuacjach, przemianach, bo życie każdy ma swoje i nie chce czytać życia innych, ale paradoksalnie, takie właśnie piszę opowiadania obyczajowe. :) O zwykłych ludziach, którzy nie budzą emocji u wszystkich.

Pozdrawiam.

 

No, tutaj już jest fantastyka pełną gębą.

Fajne wykorzystanie hasła, kreacja świata, pomysł na wychodzenie ze śpiączki.

Podobało mi się, aż do końcówki. Ta nie dosyć, że jest ckliwa, to jeszcze psuje wiele z tego, co zdążyłeś zbudować.

Co bohaterka chciała zyskać? Nie wspólne życie z ukochanym, jak się okazuje. Dla mnie jej decyzja jest nielogiczna (a nie lubię nielogicznych bohaterów, fabuł i tekstów). Niby przedtem była jedna osoba w śpiączce i jedna przytomna, teraz też. Tylko teraz ta przytomna osoba żyje z poczuciem winy, z przekonaniem, że ktoś oddał życie, żeby ona mogła… No właśnie? Co ukochany Marek teraz może? Ułożyć sobie życie z inną kobietą? Jakby nie wypada. Szaleć po knajpach i zarywać laski na jeden wieczór? Oj i na to cała ofiara? Zostać mnichem? Popełnić samobójstwo?

No, ja bym nie chciała przeżyć takim kosztem.

Babska logika rządzi!

Mocna jest wizja którą nam przedstawiasz w tej innej rzeczywistości. Działa na wyobraźnię i przeraża. Nie wiem czemu, czytając to co się tam dzieje, przyszedł mi do głowy Beksiński, nie jakiś konkretny obraz, ale stylistyka niektórych jego dzieł. 

Bardzo realistycznie pokazujesz również opiekę nad osobami będącymi w śpiączce. Widzimy prawdziwe i trudne realia tego skrawka rzeczywistości.

Przeplatanie trzech planów nadaje tempa opowiadaniu.

Co do wątku obyczajowego, myślę, że jest ważnym elementem opowiadania. Preferowałbym jego rozwinięcie, aczkolwiek osobiście wymieniłbym wątek z dzieckiem, a może pogłębił ten fakt, że para była na skraju rozejścia się bardziej przez samych siebie, może po prostu się sobą znudzili, zmęczyli.

Ale to oczywiście moja preferencja i raczej nie powinieneś w żaden sposób zmieniać swojego opowiadania :)

Nominuję oczywiście do biblioteki.

Finklo, dziękuję za docenienie fantastyki. Co do logiki, kiedyś odpowiedział na to MrB, ludzie na ogół nie postępują logicznie, a w szczególności gdy w grę wchodzą emocje.

Chciałem dopisać coś jeszcze, ale zawarł to w komentarzu Edek.

 

czytając to co się tam dzieje, przyszedł mi do głowy Beksiński

Cieszę się Edwardzie, może jeszcze to skomentuję, a na razie dziękuję Ci za komentarz i cieszę z takiego odbioru. Co do dziecka, pobudek i winy, chciałem zostawić trochę niedopowiedzeń.

Pozdrawiam.

Hmmm. Rozumiem, że ludzie robią głupoty w afekcie. Ale to była poważna decyzja, jej realizacja wymagała czasu, dziewczyna mogła się po drodze zastanowić…

Babska logika rządzi!

Dobrze, Finklo, pierwsze lody przełamane. Teraz wpisz w wujku google słowo odleżyny, ale ostrzegam, trafisz na drastyczne rzeczy. Wtedy będziesz mogła obrać jakiś punkt cierpienia takich osób. A później pomyśl o bliskich, którzy opiekują się synami, córkami, mężami, żonami i tak dalej.

Zgadzamy się też co do drugiego. Tak, to poważna decyzja.

Google litościwie nie pokazuje mi tych obrazków. A nie jestem aż tak ciekawa, żeby usilnie szperać dalej. Ile bólu czuje osoba w śpiączce?

Babska logika rządzi!

Czytało się płynnie i… dobrze. Tak to ujmę, bo chyba przy takiej tematyce, nie godzi się powiedzieć, że czytało się przyjemnie. Ten drugi świat wyrazisty i ciekawy.

Osobiście bohaterka wydawała mi się dobrze nakreślona. Od początku widać, że chce uratować mężczyznę, ale to „dlaczego” chce to zrobić, zmienia się wraz z upływem opowieści. Z kolejnymi wspomnieniami prezentowanymi czytelnikowi, jej motywacja z prostej (uratuję go z miłości), zmienia się na bardziej skomplikowaną i bolesną (uratuje go, bo mam ogromne poczucie winy; w końcu go zostawiłam + kilka powodów ukrytych przed czytelnikiem). W moim odczuciu takie poczucie winy dość wyraźnie tłumaczy jej zachowanie i determinację, a ostatecznie poświęcenie siebie z pełną świadomością konsekwencji (dla siebie i jego). Uważam więc (słusznie bądź nie), że bohaterka nie do końca poświęciła siebie dla kochanka (po części pewnie tak), ale raczej, żeby uciszyć poczucie winy, odkupić winy (urojone lub prawdziwe).

Mogę się oczywiście mylić (w końcu to autor najlepiej wie, co miał na myśli), ale w tym kontekście zachowanie bohaterki wydaje się logiczne. Autodestrukcyjne i z punktu widzenia mężczyzny na pewno bolesne (w końcu on musi żyć z poczuciem, że ona zajęła jego miejsce), ale jednak w jakiś pokręcony sposób logiczne.

Przede wszystkim świetnie i w moim odczuciu realistycznie pokazujesz stan śpiączki i wszystkiego, co się z nią wiąże. Sama realizacja hasła konkursowego też na plus, ale oczywiście najbardziej podoba mi się kreacja tego świata poza; fantastyka umiejętnie przeplata się tu z emocjami. Ja tu u Ciebie mocny, wzruszający, smutny, ale też bardzo ładny tekst, którego lektura okazała się zarówno zajmująca jak i na swój pokrętny sposób przyjemna…

Mocny tekst, z jednej strony – fantastyczny, z drugiej, przeraźliwie realny, bo odwołuje się do rzeczywistych doświadczeń ludzkich. Wizja potworków zżerających ludzkie ciało paskudna, ale oryginalna. Fantastyki mnóstwo, a jednocześnie w opowiadaniu pojawiły się rzeczywiste sposoby pielęgnowania chorych z odleżynami, w tym nazwy opatrunków.

Zabrakło mi, a może przeoczyłam, jak doszło do tego, że Marek znalazł się w śpiączce. Zakończenie zaskakujące, dopełniło grozę świata z koszmaru.

 

Edit.

Widzę, że masz już komplet klików razem z tymi, które czekają w wątku bibliotecznym.

Dziękuję, Kasjopejatales, myślę, że z Twoją wrażliwością, to jedno słowo wystarczy.

Katio, nie o te opowiadanie mi chodziło. ;) Ale cieszę się, że wpadłaś. Z wiadomych względów będę bezwstydny i powiem, że wiedziałem, że Ci się spodoba.

Wiem, że nie o to, opowiadanie Kam czeka w kolejce… :)

:)

 

Dzięki, Ando. Dobrze zauważyłaś, nie ma tej informacji o Marku, nie chciałem pisać o wszystkim. Cieszę się, że zakończenie Cię zaskoczyło.

Pozdrawiam.

Skrzydełko, czy nóżka? Thx.

Te mrugały znacznie częściej, najmniejsze zaś[,-] wręcz impulsywnie.

Przeplatający się świat trudnej opieki nad ludźmi w śpiączce z fantastycznym, dziwacznym światem snów to najmocniejsza stron tego opowiadania, właściwie przez to warto je przeczytać.

 

Natomiast fabuła, w której ona dla niego się poświęca bo coś tam (i leci zestaw klisz) – eee, średnio. Bo ja, jako czytelnik, tak naprawde nie widze, co spowodowało tak silne uczucie Pauliny do Marka. Dostaje tylko jakieś hasła, po których mogę domyślać się, że byli długo parą. Ale czy ona kochała go za kawę, którą przynosił rano do łóżka, za głupie żarty o piersiach, za to, że przytulał ją wieczorem i rano budziła się przytulona – no i chu chu nie wiem. Nie raczyłeś nam architektury tej więzi przedstawić.

Częściowo opisała ci to ninedin z punktu widzenia czytelnika kobiecego, którego zraża ten stereotyp kobiety w tekście. Ja, będąc drugim rabinem, powiem – nie zraziłby mnie, gdyby był dobrze uzasadniony.

To prowadzi do konieczności siłowego zawieszenia niewiary – właściwie dlaczego zdecydowała się na tak poważny krok dla swojego ex? Poczucie winy? Miłość? Życie jej się znudziło? 

 

Tym niemniej, czytałem z przyjemnością, zachwycony straszno-plugawym światem Paskudników et consortes.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Dzięki, Żonglerko.

 

Fishu.

Bo ja, jako czytelnik, tak naprawde nie widze, co spowodowało tak silne uczucie Pauliny do Marka. Dostaje tylko jakieś hasła, po których mogę domyślać się, że byli długo parą. Ale czy ona kochała go za kawę, którą przynosił rano do łóżka, za głupie żarty o piersiach, za to, że przytulał ją wieczorem i rano budziła się przytulona – no i chu chu nie wiem. Nie raczyłeś nam architektury tej więzi przedstawić.

Wszystko, o czym piszesz to część obyczajowa, którą musiałbym rozbudować. A wtedy zbiegłaby się tutaj inna grupa z Finklą na czele, że obyczajówka jest be.

Gdy się tak nie udzielałeś na forum, wrzuciłem tu kilka opowiadań z dłuższymi elementami obyczajowymi. Jakie tam były dyskusje… Włącznie z tym, czy to jest fantastyka, proszę pana, czy nie? A jeśli nie ma, to ja takich nie rozumiem, nie lubię i w ogóle, takie są gorsze. Bardzo zraziło mnie to do pisania w ogóle.

Wracając do tego konkretnego, dałem tyle elementów obyczajowych, ile w moim odczuciu stanowiło dobre połączenie z fantastycznym światem. Pogodziłem się już z tym, że wszystkich nie zadowolę.

Oczywiście żałuję, że nie przypasowało Ci, tak jak jest, ale może następnym razem będzie lepiej. Dziękuję w ogóle za komentarz i zauważenie pozytywnych fragmentów.

Pozdrawiam.

Serio, orano cię za obyczajówkę?

 

Wiadomo, czytelnicy tu chcą fantastyki, więc ryzyko jest twoje, ale przeważnie wystarczy wrzucić ostrzeżenie w przedmowie, że fantastyki brak – i czyta, kto chce.

 

Wątek obyczajowy czy nie, moje uwagi zmierzają do tego, że motywacja bohaterki nie ma dobrego fundamentu wynikającego z tekstu. Tylko i aż tyle, bo na jej decyzji opiera się przecież podróż do jakże fantastycznej krainy,

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Obudziłeś we mnie stare emocje, Fishu, więc pozwolę sobie na mały wywód.

 

Wiem, czego Ci brakowało, ale też świadomie nie zamieściłem powodów. Bo i to było często komentowane. A z takiego powodu to nie można robić takich i takich rzeczy. Masz zresztą powyżej przykład komentarza Ninedin, właśnie w takim kontekście, a na który się powołujesz.

Widzisz, portal NF to portal intelektualistów, a ja się z tym pogodziłem. Gdy wrzucam swoje teksty na inny, zdominowany przez poetów, nic nie muszę tłumaczyć, wszystko jest “oczywiste”, a ja jestem wręcz przerażony, jak łatwo niektórzy domyślają się moich intencji. Ale poeci od zawsze mieli inteligencję emocjonalną na wysokim poziomie.

Co do komentarza Ninedin, to rozumiem takie podejście, ale się z nim nie zgadzam. A mogę go przytoczyć właśnie jako przykład takiego intelektualnego podejścia.

Moja bohaterka wcale nie była na drodze, jak to ujęła Ninedin:

była drogą do kiczowatego samopoświęcenia

Paulina ma szereg wad, postępuje emocjonalnie, a takie postępowanie rzadko jest logiczne. Doskonale wyłapała sens jej postępowania Kasjopejatales, nic dodać nic ująć.

 

Uważam za nieuzasadnione drwienie sobie z głównych bohaterów, i tak w ogóle, ich ocenę “lubię lub nie lubię”, jako wpływającą na ocenę całego opowiadania.

Bohater musi tylko jedno, Fishu, być WIARYGODNY. Aż tyle i tylko tyle, nie ma znaczenia, czy go polubię czy nie, czy irytuje mnie jego postępowanie, czy jest fajne, tak długo, jak długo wydaje mi się prawdziwe, realne, możliwe do zaistnienia, bo to stanowi o udanym opowiadaniu. A nie osobiste preferencje, jak się powinno w tym życiu postępować.

Mój komentarz odnosi się tak generalnie do opowiadań, nie osobiście do Ciebie. Nie chciałbym, żebyś poczuł się zaatakowany lub urażony.

Pozdrawiam.

 

Nie czuję się.

Ja stoję na stanowisku, że decyzja samopoświęceniowa Pauliny jest niewiarygodna lub niewystarczająco wiarygodna, bo brakuje mi tam jej motywacji, przekonującej mnie.

Ja też się w pełni ze stanowiskiem ninedin nie zgadzam, ale część jej uwag, w moim rozumieniu, sprowadza się do zastosowania bardzo zużytych klisz, które dodatkowo ją drażnią. I te klisze również widze, wierzę, że sięgnąłeś po nie w imię trzymania objętości w ryzach, ale za mało to, za mało dla mnie.

Moje uwagi są moje, nie traktuj ich jak prawd objawionych.

 

Podpisano:

Drugi rabin

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Nie czuję się.

Ja stoję na stanowisku, że decyzja samopoświęceniowa Pauliny jest niewiarygodna lub niewystarczająco wiarygodna, bo brakuje mi tam jej motywacji, przekonującej mnie.

Ja też się w pełni ze stanowiskiem ninedin nie zgadzam, ale część jej uwag, w moim rozumieniu, sprowadza się do zastosowania bardzo zużytych klisz, które dodatkowo ją drażnią. I te klisze również widze, wierzę, że sięgnąłeś po nie w imię trzymania objętości w ryzach, ale za mało to, za mało dla mnie.

Moje uwagi są moje, nie traktuj ich jak prawd objawionych.

 

Podpisano:

Drugi rabin

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Ja też dobrze rozumiem część uwag Ninedin, są logiczne, tak samo jak Twoje stanowisko.

Jestem z tych osób, która lubi niedopowiedzenia, czasami też w powodach. Z zarzutem klisz spotykam się często. Nie mam na ten temat jednoznacznego zdania. Opowiadanie po prostu musi mi się podobać, bez znaczenia jakimi środkami zostało napisane.

Jeszcze raz dziękuję za komentarz.

Dobrze mi się czytało :)

Przynoszę radość :)

Ha, nie pasowało mi, że wszystko wskazuje na happy end, a tu prosty zabieg, w gruncie rzeczy łatwy do przewidzenia, a jednak zaskakujący na koniec – gratulacje udanej zmyłki!

Pomysł dobry, naturalnie opisane, lekko. A jednak… czegoś brakło w ekspozycji świata. Nie wiem, czy ta kraina miała iść w oniryzm, pradawną krainę, coś innego, ale… brakło tego. A szkoda, bo zasady działania świata nadały tu spory potencjał dla tej obcej przestrzeni. Mam mocne wrażenie, że pisząc to miałeś w głowie poukładany obraz tego, co chcesz opisać (i to się udało) oraz jak to wygląda (tego brakło, a ciekawość została). Czy mam rację? Bo jeśli tak… nie myślałeś o jakiś innych opowiadaniach, w jakiś sposób powiązanych z tym światem?

Jest jeszcze jeden element,… Bardzo rzuciło mi się w oczy, że zupełnie bez żadnego komentarza pozostaje to, że przychodzi zdrowa pacjentka do lekarki i… zostaje u niej w śpiączce. No brakło choćby i zdawkowej sugestii możliwych wyjaśnień. Już tam pal licho dogłębne wyjaśnienia, choćby aluzja do podpisania jakiś papierów, dziwnych układów, czegokolwiek.

Ale wracając do świata… Tak, Ciekawie by było poczytać coś jeszcze odnośnie tej konwencji, niekoniecznie z tymi postaciami, choć… czemu by i nie prequel z lekarką.

 

W pierwszej chwili pomyślałem, że przyszedłeś się odegrać.

Żartuję oczywiście.

Jeśli chodzi o ekspozycję świata to jest okrojony, wiem. Trochę przez limit, trochę przez zaplanowaną fabułę. I rzeczywiście trafiłeś, miałem wszystko poukładane, włącznie z limitem, przekroczyłem raptem o dwieście znaków, ale to łatwo zgubiłem przy poprawkach. To chyba trzecie moje opowiadanie tu, na portalu o zabarwieniu onirycznym. W tym chciałem podzielić tekst “pół na pół” świata. Ot, taki zamysł. Dla równowagi.

Co do planów, to ciekawe, bo dosłownie na dniach rozmawiałem o tym z Katią. Doradza pisać w takich klimatach, podobno mi wychodzą. Czy jeden świat, czy inny w każdym opowiadaniu to już inna kwestia… Raczej nie mam trudności z ich tworzeniem.

Wspomniałem w tekście, że klinika była sekretna. Obie kobiety zdawały sobie sprawę z tego, że to nielegalne. A Paulina i Marek pochodzili z domu dziecka, więc nikomu nie trzeba było zostawiać żadnych wieści.

Dziękuję za komentarz.

Musiałbym bardzo szybko czytać ;-)

pochodzili z domu dziecka, więc nikomu nie trzeba było zostawiać żadnych wieści.

Praca, rachunki… 

 

Działaj więc z tym światem i daj znać, jak coś będzie.

Tak, Darconie, masz rację, że bohater musi być wiarygodny, i ty absolutnie umiesz takich pisać, niejeden raz to udowodniłeś. Ta bohaterka, dla mnie jako dla czytelniczki, wiarygodna nie jest. Nie widzę w tekście jej motywacji – może do tego powinnam sprowadzić swoje zastrzeżenia. Ty z kolei mówisz, że wolisz operować na takich niedopowiedzeniach. W takim razie pozostaje nam uznać, że co do tej postaci i tego tekstu się nie dogadamy – konkretnie tego, bo inne twoje opowiadania nieraz robiły na mnie bardzo duże pozytywne wrażenie. 

ninedin.home.blog

Ok. Rozumiem.

Były w tym opowiadaniu momenty, które mi się podobały, ale były też takie, które mi się nie podobały i tych drugich było zdecydowanie więcej.

 

Podobał mi się pomysł na zaświaty – efektowny, fascynujący, oryginalny. Kryjówka w skórze na plecach dzięki twojemu opisowi stała się namacalna i rzeczywista. Dobre. Wędrówka bohaterki na plecach była takim momentem, przy którym mogłam powiedzieć “wow”. Pomysłowe. 

 

Nie podobała mi się natomiast realistyczna strona tekstu – począwszy od słabo zakorzenionej w Polsce historii (sekretna klinika i bohaterowie, którzy nie istnieją poza swoimi scenami – słabe podbudowanie psychologiczne postaci – np. doktor, która nie mówiła jak doktor).

 

Nie podobało mi się napakowanie tekstu kliszami z melodramatu (ofiara w imię miłości, dom dziecka, śpiączka). Jedno z nich wystarczyłoby w tekście tej długości – nagromadzenie ich sprawiło, że musiałeś potraktować je po łebkach, a zatem nie byłeś w stanie stworzyć głębokiego portretu bohaterów i ugruntować ich motywacji. Pewne motywy wyeksploatowano w kulturze na tyle, że każde ich użycie będzie uważane za powielanie kliszy, chyba że zrobi się to naprawdę zajebiście, mając do powiedzenia coś świeżego.

 

Przede wszystkim jednak nie podobała mi się liczba błędów, jaką znalazłam w opowiadaniu nominowanym do piórka. Poprawność językowa jest jedynym, co możemy zmierzyć, rozważając o jakości tekstu. Opowiadanie piórkowe musi być świetnie napisane.

 

w ZOL-ach, czy DPS-ach

zbędny przecinek

 

Pokój przypominał ten, w którym leżała przed zaśnięciem, tyle tylko, że wyglądał teraz jak stuletnia ruina. I nie było obok niej Marka.

Koło ruiny nie było Marka?

 

– Pani, doktor???

Pani, Renato.

zbędne przecinki

 

połączony był z drzewem za pomocą pnącza, które kończyło się pąkiem obejmującym głowę. Wszyscy byli nadzy

powtórzenie

przeżuwające je, jak liście.

zbędny przecinek

Widzisz dziewczyno?

 

Błędów było więcej.

 

 

PS.

Wiem, że nie o to, opowiadanie Kam czeka w kolejce… :)

no nie! czy państwo plotkują?

czy ja mogę też? ;)

Ciekawe, o który tekst chodzi, bo katia przeczytała już przecież Ostatnią i Ewę :>

www.facebook.com/mika.modrzynska

Nowa Fantastyka