- Opowiadanie: gylo24 - Kill a child

Kill a child

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Kill a child

“Kill a Child”

 

Biegła, ile sił w nogach. Gołębie chodzące po chodniku nagle rozpierzchły się jakby ktoś rzucił w ich stronę kamieniem. Starsza kobieta siedząca na ławce i rzucająca im ziarna nie zdążyła nawet się obrócić by spojrzeć co wystraszyło ptaki. Poczuła jedynie nagłe zawirowanie powietrza, a wystraszone ptaki przyprawiły ją o szybsze bicie serca. Młoda dziewczyna nawet się nie odwróciła. Biegła dalej, tak szybko jak jeszcze nigdy. Nie czuła zmęczenia ani zadyszki, nie miała czasu by nawet o tym pomyśleć.

Jej długie ciemno−szare włosy powiewały za nią kręcąc się jeszcze bardziej niż zwykle. Okrągłe okulary na długim nosie co chwila się przechylały, raz w jedną stronę, raz w drugą. Co chwila je poprawiała, jednak nie mogła ich zdjąć, wada wzroku sprawiała, że wszystko wokół było lekko rozmazane, a w takim tempie biegnąc niemal na ślepo zabiłaby się po kilku metrach. Po jej stroju można było od razu rozpoznać, że nie trenuje do maratonu. Długi rozpięty płaszcz, jasna kamizelka pod nim i zwykłe, lekko podarte jeansy nie były typowym strojem do biegania. Szczególnie buty, małe skórzane botki na niewielkim obcasie. Jednak mimo niefortunnego ubioru, kobieta swoim tempem zdecydowanie prześcignęłaby większość niedzielnych biegaczy.

W głowie miała tylko jedną myśl, by zdążyć zanim on zrobi coś głupiego. Dręczyła się, że nie domyśliła się wcześniej, że coś jest nie tak. Przecież zaczął zachowywać się inaczej, przycichł, był bardziej stonowany, nie żartował tak często, wyraźnie coś go dręczyło. Dlaczego tego nie zauważyła, a może nie chciała zauważyć? W głowie miała tylko myśl by nie było za późno.

Jego ciało leżało bezwładnie na brzegu. Nurt rzeki obmywał jego stopy, woda sprawiała, że jego mokre, lekko postrzępione spodnie poruszały się w każdą stronę. Cały był mokry, a na jego ciemnych włosach wyraźnie widać było zielonkawe rośliny bujnie rosnące przy brzegu rzeki. Musiał zostać wyrzucony na brzeg niedawno, jego górna część ubrań, która nie miała już kontaktu z wodą nie zdążyła jeszcze obeschnąć i wciąż była bardzo mokra. Telina podbiegła do jego nieruchomego ciała, dotknęła jego dłoni i czując, że jest zimna przyłożyła ucho do jego twarzy sprawdzając czy oddycha. Kamień spadł jej z serca, na policzku poczuła lekki podmuch wydychanego powietrza. Oddychał. Żyje, jeszcze wszystko może wyjść na prostą. Spojrzała w swoją lewą stronę i zobaczyła miejsce z którego Zefir musiał skoczyć.

Wysoka skarpa widniała w oddali, wzniesienie miała około 15 metrów, a woda pod nim wcale nie była głęboka. To cud, że Zefir się nie zabił. Ale jaki miał w tym cel, dlaczego to zrobił? Czy naprawdę chciał się…? Nie była w stanie zaakceptować tej myśli. Włożyła dłoń do kieszeni i poczuła w niej kawałek papieru. “Znajdziesz mnie na brzegu, tam gdzie rzeczywistość przestaje mieć znaczenie”. Nie rozumiała tych słów, czy to było pożegnanie?

−Nie chciałem się zabić − Telina usłyszała jego charakterystyczny niski głos. Jednak ten głos nie wydobył się z ust mężczyzny, którego głowę trzymała na podołku. On dalej był nieprzytomny, spokojny… cichy. Spojrzała przed siebie i zobaczyła go. Wpatrywał się w nią swoimi niebieskimi oczami, jednak spojrzenie to straciło dawny blask, było pozbawione wyrazu i dawnej ikry. Było… obojętne. − Tak naprawdę − kontynuował mimo wyrazu przerażenia na twarzy kobiety − Tak naprawdę chciałem zrozumieć kim jestem.

Telina nie zdołała wydusić z siebie słowa. Mężczyzna, który dopiero co skoczył ze skarpy, którego bezwładne ciało trzymała w objęciach nagle pojawia się przed nią w pełni przytomny? Czy właśnie zobaczyła ducha? W takim razie pomyliła się i tak naprawdę chłopak nie oddycha? Nic z tego nie rozumiała.

Zefir wyglądał dokładnie tak samo jak jego nieprzytomna wersja. Był jednak czysty i suchy, jego włosy były uczesane, a na ubraniu nie było śladu tego, że przed chwilą mógł wyjść mokry z wody. Jego nogi wciąż zanurzone były w wodzie po kostki, jednak nie było na nich żadnego śladu wody, a w miejscu, w którym woda powinna obmywać jego stopy woda przenikała przez ciało tak jakby go tam nie było. Chłopak spojrzał raz jeszcze na kobietę obojętnym wzrokiem i odezwał się ponownie.

− Przejdźmy się kawałek. − I jak gdyby nigdy nic wyszedł z wody na brzeg nie zostawiając żadnych śladów na powierzchni. Odwrócił się do wciąż zszokowanej Teliny i zerkając na swoje leżące nieprzytomne ciało powiedział. − Możesz mnie tu zostawić, nic mi się nie stanie. − Lekki uśmiech pojawił się na jego twarzy. Odwrócił się ponownie i lekkim krokiem skierował się w stronę wzgórza nie czekając na reakcję Teliny. 

Dziewczyna jeszcze przez chwilę została w tym samym miejscu nie mogąc wykonać żadnego ruchu. Wpatrywała się w plecy odchodzącej powoli postaci, spojrzała raz jeszcze na nieprzytomnego mężczyznę leżącego na jej kolanach i postanowiła w końcu się ruszyć. Miała tak wiele pytań, a zostając na brzegu nie uzyskałaby odpowiedzi na żadne z nich. Ostrożnie podniosła głowę Zeriego i położyła ją delikatnie na ziemi. Wstała, cała brudna i mokra od wody, jednak nie zwracając na to żadnej uwagi ruszyła szybkim krokiem w stronę mężczyzny zmierzającego w stronę wzgórza.

Kiedy zdążyła go dogonić był już w połowie wzgórza. Zatrzymał się nagle i kiedy kobieta miała już otworzyć usta by zadań jedno z wielu dręczących ją pytań, ten odwrócił się w stronę rzeki i nie patrząc na nią, sam zadał jej pytanie.

−Wiesz co to za miejsce?

Spojrzała przed siebie. Pod wzgórzem znajdowała się tylko rzeka, a za nią rozlegały się wielkie niezagospodarowane przestrzenie obrośniętę krzakami i nielicznymi drzewami.

−Zwykła rzeka, chodziliśmy nad nią dziesiątki razy.

−Nie jest taka zwykła. − Przerwał jej − To miejsce jest na swój sposób wyjątkowe. Pozwala zagłębić się w swoje uczucia, pozwala poznać… swoje własne ja. − Przez całą tą rozmowę wpatrywał się przed siebie, był lekko przygarbiony a ręce miał w kieszeniach. Na jego twarzy nie malowały się żadne emocje, a głos był cichy i jakby pusty. − Jednak by dostrzec swoje własne uczucia i pragnienia czasem trzeba podjąć ryzyko. − Odwrócił lekko głowę i spojrzał w swoją lewą stronę.

Telina zrozumiała o jakim ryzyku mówił. Spojrzała na szczyt wzgórza, a następnie na nurt rzeki, który obmywał podłoże wzgórza. Z wody wystawały liczne kamienie, a rzeka w kilku miejscach była bardzo płytka. Skok z samego szczytu mógł zakończyć się tragicznie.

−Postanowiłeś uwierzyć w jakieś bajki i postawić na szali swoje własne życie? Czy ty jesteś normalny Zefir? − Odpowiedziała z oburzeniem.

−Wiesz… Przez ostatnie tygodnie dużo zastanawiałem się nad swoim życiem. − Westchnął, kontynuował dalej bezbarwny głosem pozbawionym wszelkiej emocji − Sporo myślałem o tym co osiągnąłem, nad tym gdzie teraz się znajduję i co w dalszym ciągu chcę zyskać. I wiesz… Chyba doszedłem do wniosku, że życie, które prowadzę to pasmo nieustających wzlotów i upadków, niekończąca się sinusoida, której środek zawsze jednak pozostaje na tym samym poziomie. Osiągam jakiś sukces, cieszę się z niego, jednak po jakimś czasie przestaje mieć on jakiekolwiek znaczenie. Zdaje sobie sprawę, że ogólnie rzecz biorąc nie jest on wiele wart, spłyca się, a ja pod wpływem tych emocji podupadam na duchu i spadam w dół. Czuje się wtedy jakbym dotarł na sam szczyt, jednak po chwili okazuje się, że szczyt to tylko niewielki, mało istotny pagórek, a wokół mnie jest tak wiele innych, ogromnych szczytów, których prawdopodobnie nigdy nie osiągnę. I w tym momencie zamiast ruszać na podbój kolejnych, zamiast wspinać się i brnąć w nieznane, ja siadam na tym pagórku i zastanawiam się. Zastanawiam się nad tym, na który szczyt muszę się teraz udać, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że czas ucieka mi spod nóg i tracę czas nad zastanawianiem się podczas gdy mógłbym być już zupełnie gdzie indziej. Jednak jak mogę podjąć decyzję o wyborze kierunku, w którym chce podążać mając tak ogromny wybór możliwości?

Zatrzymał się na sekundę, odetchnął głęboko i po chwili kontynuował.

−Nie zrozum mnie źle Teli. To nie jest tak, że użalam się nad swoim losem, ani że popadłem w jakiś rodzaj depresji. Ja po prostu od bardzo długiego czasu nie wiedziałem kim w ogóle jestem i co tak naprawdę chce osiągnąć.

Telina słuchała uważnie i pod żadnym pozorem nie chciała mu przerywać. Znała Zefira od bardzo dawna, jednak nie pamiętała by kiedykolwiek otworzył się w tak bardzo wylewny sposób. Zawsze był cichy, spokojny, małomówny, jednak sama również wiedziała, że w środku kłębi się w nim wiele uczuć, które tylko pragną wyrwać się z jego wnętrza. Jednak on je trzymał głęboko, zbyt głęboko.

−W gruncie rzeczy wydaje mi się, że jednak coś w życiu osiągnąłem. Walczyłem razem z Ostrzem, osiągałem wyniki, stawałem się silniejszy i zdobywałem nową wiedzę. Lecz… Niestety ciągle czegoś mi brakowało. Patrząc na ludzi wokół mnie czułem się jakbym się zatrzymał w miejscu i tylko obserwował jak oni się zmieniają, dorastają, a ja utknąwszy w punkcie nie mogę zrobić kroku naprzód. I nigdy nie chodziło tu o rzeczy materialne, nie chodziło mi o to co mieli, a o to kim się stawali. Chodziło o to kim byli. Oraz o to kim ja byłem.

−Ten nieustanny chaos w moim życiu pogrążał mnie. Sprawiał, że z każdym kolejnym dniem, miesiącem i rokiem, mimo wielu postępów i sukcesów, wielu przegranych i porażek, ja czułem się coraz bardziej zagubiony. Choć dla wielu osób, które mnie otaczały wszystko mogło wydawać się w porządku, to w mojej głowie panował kompletny chaos, z którego ja sam często nie zdawałem sobie sprawy. Brnięcie w tej mieszaninie strachu, niepewności i niewiedzy do czego to wszystko dąży, sprawiało, że coraz bardziej nie wiedziałem kim jestem. W ten właśnie sposób znalazłem się w tym miejscu. Udając się dziś na to wzgórze miałem nadzieję, że znajdę choć odrobinę prawdy o samym sobie i przekonamy się czy droga, którą podążam jest właściwa.

Telina milczala chwile i gdy byla pewna, ze Zefir nie powie nic więcej zadała męczące ją pytanie.

−Zef, czego dowiedziałeś się skacząc ze wzgórza? − Z jej twarzy zniknęła niepewność, pojawiło się natomiast zaciekawienie i lekka obawa. Obawa przed odpowiedzią na zadane przez nią pytanie.

Nie odpowiedział od razu, wpatrywał sie dalej w pusta przestrzeń a po chwili odwrócił się w stronę wzgórza i powiedział ciszej niż przedtem. − Czeka na szczycie. − Ruszył powoli w tamta strone, a Telina nie czekając długo szybko ruszyła za nim.

Oboje szli w milczeniu, wspinając się powoli po kamiennym gruncie. Podejście było strome i bardzo nierówne, a sama wspinaczka nie należała do najłatwiejszych. Telinie zdecydowanie przyspieszył oddech, jednak Zefir, który ręcę wciąż miał w kieszeniach, nie wyglądał w żadnym stopniu na zmęczonego. Będąc już blisko szczytu chłopak spuścił nieco wzrok jakby wstydząc się tego co mogą zastać na samej górze.

 

Telina dysząc lekko spojrzała przed siebie i zobaczyła zarys niedużego dziecka. Ze zdziwienia otarła oczy sądząc, że zobaczyła tylko krzaki przypominające kształt dziecka, jednak gdy ponownie uniosła wzrok utwierdziła się w przekonaniu, że na szczycie wzgórza czeka na nich dziecko. Ze zdziwieniem popatrzyła na Zefira oczekując jakiegoś wyjaśnienia, podpowiedzi, ten jednak nie odwzajemnił spojrzenia. Kobieta nie mogąc dłużej czekać przyspieszyła kroku robiąc coraz większe kroki i zostawiając towarzysza za sobą.

−Zostanę największym wojownikiem wszechczasów! Jestem szybki jak wiatr i nic nie może mnie powstrzymać. A MASZ! − Na szczycie wzgórza stał około 10−letni chłopczyk. Biegał w kółko, zatrzymując się jedynie na krótką chwilę, by wykrzyczeć bohaterskie przemowy, a następnie znowu wznowić pościg za swoim cieniem. − Będziesz musiał najpierw pokonać mnie! − Głos chłopca stał się nieco niższy, a on sam przybrał groźniejszą minę buntownika. W dłoniach trzymał niewiele krótszą od niego gałąź, która z pewnością miała imitować miecz.

−Uratuje moich przyjaciół, a Ciebie pośle do piachu ty gruba… − Chłopiec przerwał w chwili gdy kątem oka zobaczył wpatrującą się w niego kobietę. Upuścił kij udający miecz na ziemię, przygarbił się, jego ręce zaczęły się trząść, a na twarzy pojawiły się czerwone wypieki. Telina nie była pewna czy chłopiec się jej przestraszył czy tylko wstydzi się tej zabawnej sytuacji, w której go zastała. Przez moment oboje stali w miejscu, Kobieta wpatrywała się w małego chłopca z zaciekawieniem nie wiedząc czy powinna się do niego odezwać. Nawet jeśli by chciała to nie miała pojęcia jak w ogóle rozpocząć rozmowę. Chłopiec za to nie patrzył się na nią, jego wzrok wędrował od jego brudnych sandałów, zatrzymywał się na chwilę na jej stopach po czym odwracał wzrok w inne strony udając, że zauważył coś interesującego. Momentami jego wzrok zahaczał o jej twarz, jednak gdy tylko ich spojrzenie spotkało się, chłopak natychmiast zrywał połączenie odwracając głowę i robiąc się jeszcze bardziej czerwonym na twarzy.

Po tej krótkiej chwili, która dla chłopca z pewnością trwała jak wieczność, na szczyt wzgórza dotarł Zefir. Mężczyzna stanął obok Teliny, a gdy tylko chłopiec go zauważył podbiegł do niego i schował się za jego plecami. Minę dalej miał wystraszoną, choć z pewnością kamień spadł mu z serca gdy pojawił się ktoś kogoś znał. Zefir spojrzał na chłopca chowającego się za jego plecami i którego głowa lekko wystawała zza jego boku. Ten będąc trochę w bezpieczniejszym miejscu przyglądał się z lekkim zaciekawieniem kobiecie. Telina dojrzała, że usta dorosłego mężczyzny lekko drgnęły, a wzrok stał się miększy i mniej obojętny.

−Jak myślisz Teli, kim jest to dziecko? − zapytał mężczyzna jednocześnie lekko czochrając chłopca po jasnych włosach.

Nie odpowiedziała od razu. Ciągle patrzyła na tego chłopca, którego kawałek głowy wystawał zza nogi Zefira. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że Zefir zadał jej pytanie. Wtedy jej wzrok powędrował na twarz mężczyzny, jej oczy otworzyły się jeszcze szerzej. Znowu popatrzyła na chłopaka i znowu na mężczyznę, i nie mogła wyjść z podziwu jak obaj są do siebie podobni.

−To jesteś ty! − Wykrzyknęła. Faktycznie, obaj byli do siebie uderzająco podobni, młody chłopak wyglądał zupełnie jak młodsza wersja mężczyzny, za którym się właśnie chował. Miał tylko mniejszy nos i uszy, rozjaśnione włosy i węższe usta. Za to ich oczy były identyczne. Choć jedne były pełne strachu i niepewności, a drugie zbyt obojętne, to ich kolor był identyczny, lekko blade, jednak w jakiś sposób niezwykle jasne, niebieskie oczy. − To dziecko to młodsza wersja Ciebie Zefir!

−Zgadza się. − Odpowiedział, a teraz faktycznie, lekki uśmiech zagościł na jego ustach. − Ten młodzieniec to ja. Wydaję mi się, że mam tu około 10 lat. Nie mylę się? − Zapytał chłopca.

−Jedenaście − Odpowiedział bardzo cicho przestraszonym głosem, tak, że Telina ledwo to usłyszała.

−Ale… Jak? Ten chłopak jest odpowiedzią, której tak szukałeś?

Milczał chwilę nie spiesząc się z odpowiedzią.

−W pewnym sensie. Szukałem odpowiedzi na to kim jestem i czego chce od życia. Szukałem porady, pomocy, znaku, czegokolwiek co pomogłoby mi znaleźć właściwą drogę. Czegoś, dzięki czemu nabrałbym pewności, że to co robię faktycznie ma sens. Właśnie z tym życzeniem skoczyłem ze wzgórza licząc, że w mojej głowie pojawi się odpowiedź na chociaż jedno z dręczących mnie pytań. Kiedy ponownie otworzyłem oczy siedziałem na tym samym wzgórzu, a tuż obok mnie siedział on. Choć chyba powinienem powiedzieć, że siedziałem ja.

− Na początku byłem równie zaskoczony jak Ty. − Kontynuował − To dziecko siedziało tuż obok mnie machając nogami nad przepaścią i mrucząc coś do siebie. Nie wiedział co tu robi i dokąd ma pójść, nie wiedział praktycznie niczego poza swoim imieniem. Nie zastanawiał się nad tym co będzie jutro, żył beztrosko i bez żadnych zmartwień. Cieszył się, że się pojawiłem i może się z kimś pobawić.

−Kiedy tak na niego patrzyłem i słuchałem go byłem pod niesamowitym wrażeniem. Nie mogłem uwierzyć w to, że to faktycznie ja i nie tylko dlatego, że młodsza wersja mnie siedziała tuż obok. Znacznie bardziej uderzył mnie fakt, że ten chłopiec to faktycznie ja z moich młodszych lat. Tak beztroski, uśmiechnięty, pełen życia i pomysłów. Ale jednocześnie wstydliwy i nieufny. – Spojrzał z lekkim uśmieszkiem na głowę wystającą zza jego nóg. – Jednocześnie tak inny od osoby, którą jestem teraz. Od tamtej pory wiele się zmieniło, ja się zmieniłem. Dorosłem, dojrzałem i przestałem być tym dzieckiem, jednak…

Przerwał nagle. Chłopiec wyszedł zza jego nóg i podszedł powoli do Teliny. Ta lekko się uśmiechnęła, a młody Zefir uśmiechnął się szeroko, po czym zrobił głupią minę i wystawił do niej język. Telina parsknęła śmiechem i sama też wystawiła do niego język. Zefir patrzył na tą scenę z lekkim rozbawieniem. Nagły powiem wiatru zmierzwił mu włosy, a uśmiech spełzł z jego twarzy. Chłopiec z uśmiechem oddalił się od nich i skierował się w miejsce, w którym wcześniej się bawił. Telina chciała go zatrzymać lub pójść za nim, jednak znacznie bardziej ciekawiło ją to co Zefir ma do powiedzenia.

 

−Wydaję mi się, że tak, ten chłopak jest odpowiedzią, której szukałem. – Zakończył.

−Ale co to dokładnie oznacza Zef? Co dokładnie oznacza pojawienie się młodszej wersji Ciebie na tym wzgórzu?

Mina mu zrzedła , spojrzał na chłopca, który wrócił do zabawy udawanym mieczem, a potem zwrócił wzrok w stronę Teliny. Pierwszy raz w trakcie ich rozmowy spojrzał jej prosto w oczy. Niezwykle jasne niebieskie oczy spotkały brązowe.

−Ten chłopak to ja. Mimo tego że różnimy się w tak wielu aspektach to dalej łączy nas bardzo wiele. Mimo tego, że sam dojrzałem i wydoroślałem to moje pierwotne myśli, i uczucia, zachowania, obawy, lęk przed nieznanym. Wszystko to żyje w tym chłopcu, a ten chłopiec… żyje we mnie. To, że nie mogę znaleźć samego siebie i to, że nie jestem w stanie podjąć tak wielu decyzji decydujących o moim życiu. Wszystko to jest spowodowane tym, że żyję dalej życiem tego chłopca. Ta jego beztroskość, obojętność na to co przyniesie jutro, ciągła chęć zabawy i nie przejmowanie się rzeczywistym życiem, wszystkie te cechy zakiełkowały w tym chłopcu, a w konsekwencji dalej rosną w dorosłej wersji mnie. Właśnie dlatego muszę teraz zerwać tę więzi. Właśnie dlatego…

 

−Muszę zabić tego chłopca.

Telina patrzyła na niego z szokiem i niedowierzaniem.

− Musisz go zabić? To jest odpowiedź, którą tak chciałeś uzyskać? – Prawie krzyczała.

−Tak, to jest właśnie ta odpowiedź. – Odpowiedział szorstko. – Śmierć tego chłopca pozwoli mi stać się tym, kim powinienem stać się już bardzo dawno temu.

Zefir ruszył powoli w jego stronę doskonale wiedząc co musi zrobić. Telina krzyknęła i złapała go za ramię.

−Nie! – Obróciła go w swoją stronę i potrząsnęła nim. – Wiesz w ogóle o czym ty mówisz? Chcesz zniszczyć część siebie?

−Teli, nie rozumiesz. Nie mogę ruszyć dalej będąc cały czas zagubionym we własnych myślach. Nie mogę już dłużej błądzić po omacku. Ta niepewność, strach, niezdecydowanie, to mnie wykańcza. Chce w końcu ruszyć przed siebie z pewnością, że droga, którą obrałem jest właściwa, tak żebym mógł się jej poświęcić bez obaw, że ruszając w inną stronę mógłbym osiągnąć znacznie więcej i być bardziej… szczęśliwym.

−A jaką masz pewność, że zabijając chłopca twoje życie faktycznie stanie się lepsze?

−Nie ma innej możliwości, to na pewno jest odpowiedzią. A nawet jeśli mam zaryzykować wszystko, to z pewnością jest to warte…

Nagły uderzenie przerwało jego wypowiedź. Z oczu Teliny popłynęły dwie wielkie łzy w tym samym momencie, w którym uderzyła go otwartą dłonią w twarz. Na twarzy Zefira pojawiło się zaskoczenie, a policzek zaczerwienił się.

−Ty skończony kretynie! Mimo tego, że próbowałeś odnaleźć siebie skacząc z tego urwiska, dalej gówno zrozumiałeś.

−Twierdzisz, że zrozumiałaś więcej ode mnie?

−Kaczka zrozumiałaby więcej od ciebie. – Krzyczała niemal plując mu w twarz. − Ten chłopiec nie jest twoim wrogiem. Nie jest czymś czego musisz się pozbywać ze swojego życia, to nie zaraza. To część ciebie, która jest dobra i która mimo tego jakim starym prykiem i idiotą się stałeś, chce ci pomóc. Dlatego pojawił się obok ciebie gdy skoczyłeś ze wzgórza. Przypomniał Ci jaki byłeś nie dlatego żeby wzbudzić w tobie wstyd, tylko po to by pokazać Ci, że życie dalej może być przygodą, możesz z niego czerpać radość i satysfakcję oraz cieszyć się każdą chwilą. Pokazał Ci nawet, że strach, który odczuwasz nie jest niczym złym i może prowadzić do czegoś dobrego. Ten chłopiec wychodząc naprzeciw mnie i uśmiechając się zaryzykował i pokonał strach. W tej jednej chwili zrobił znacznie więcej niż ty skacząc z tego jebanego pagórka!

Zefir milczał, zapewne rozważając każde usłyszane słowo. Telina wzięła głęboki oddech i kontynuowała.

−Naprawdę myślisz, że po tym wszystkim, kiedy wróciłbyś do rzeczywistości wszystko nabrałoby sensu? Znalazłbyś swoją drogę, obrałbyś cel i ruszył przed siebie doskonale wiedząc gdzie zmierzasz? Czy to nie brzmi zbyt pięknie? Albo zbyt nudno?

−To nie tak, że chciałbym…

−Wiem o tym. – Przerwała mu żwawo. – Jednak musisz wiedzieć Zef, że życie to nie bajka i na wiele pytań nigdy nie znajdziesz satysfakcjonujących odpowiedzi. Musisz obrać drogę i nią podążać, obracając się za siebie i rozmyślając co by było gdyby tylko tracisz czas. Zresztą gdyby ktoś wskazał Ci gotowy kierunek, to czy miałoby to sens? Życie to przygoda i sam musisz odnaleźć w nim sens i głębię, a także czerpać z niego przyjemność.

Po chwili milczenia spojrzał na nią. Na jego twarzy widniały znaki walki ze sobą i niepewności.

−Teli, rozumiem Cię. Jednak ja tylko chciałbym wiedzieć, że to co robię na pewno ma sens…

Zefir poczuł jak ktoś ciągnie go za ubranie. Obrócił się i zobaczył chłopca patrzącego na niego z uśmiechem.

−Nie myśl tak dużo. I pamiętaj, że nie każde pytanie musi mieć tylko jedną poprawną odpowiedź. – Wyszczerzył do niego jeszcze bardziej zęby. Mężczyzna wpatrywał się w niego i w końcu nie mógł się oprzeć. Wyszczerzył do chłopca zęby w niemal identycznym uśmiechu. W tym momencie przypominali siebie jeszcze bardziej.

Odwrócił się do Teliny i powiedział.

−Macie racje. Oboje macie rację. – W tamtej chwili pomyślał, że fakt, że Telina pomogła mu znaleźć tą odpowiedź jest całkiem zabawny.

−A więc możemy wracać? – Zapytała.

−Tak. – Obejrzał się do tyłu by jeszcze raz zobaczyć chłopca, jednak jego już tam nie było. Zniknął ze wzgórza. Jednak Zefir był pewny, że w przeciwieństwie do niego nie skoczył. Wiedział również, gdzie w każdej chwili może go znaleźć. – Możemy wracać.

 

Zefir leżał na brzegu rzeki w lekko mokrych ubraniach. Podniósł się i usiadł obolały, jednak cały i zdrowy. Obok niego siedziała Telina. Popatrzyli sobie w oczy, niebieskie spotkały brązowe po czym oboje zaczęli się szeroko uśmiechać. Telina uniosła lewą dłoń, zacisnęła ją w pięść i uderzyła Zefira prosto w nos.

Koniec

Komentarze

Cześć.

Możesz wyrzucić tytuł z początku tekstu, edytor sam go wstawia. I nie rozumiem z jakiego powodu nie jest zapisany w języku polskim.

Nie czyta się źle, jednak masz sporo błędów świadczących o nie najlepszym jeszcze warsztacie. Najbardziej raziły mnie powtórzenia i wielki nadmiar zaimków. Szukaj zamienników i synonimów bo strasznie to razi. Przykłady:

 

Jego ciało leżało bezwładnie na brzegu. Nurt rzeki obmywał jego stopy, woda sprawiała, że jego mokre, lekko postrzępione spodnie poruszały się w każdą stronę. Cały był mokry, a na jego ciemnych włosach wyraźnie widać było zielonkawe rośliny bujnie rosnące przy brzegu rzeki. Musiał zostać wyrzucony na brzeg niedawno, jego górna część ubrań, która nie miała już kontaktu z wodą nie zdążyła jeszcze obeschnąć i wciąż była bardzo mokra. Telina podbiegła do jego nieruchomego ciała, dotknęła jego dłoni i czując, że jest zimna przyłożyła ucho do jego twarzy sprawdzając czy oddycha. Kamień spadł jej z serca, na policzku poczuła lekki podmuch wydychanego powietrza.

Jegoza do potęgi.

 

Telina dysząc lekko spojrzała przed siebie i zobaczyła zarys niedużego dziecka. Ze zdziwienia otarła oczy sądząc, że zobaczyła tylko krzaki przypominające kształt dziecka, jednak gdy ponownie uniosła wzrok utwierdziła się w przekonaniu, że na szczycie wzgórza czeka na nich dziecko.

 

Lekki uśmiech pojawił się na jego twarzy. Odwrócił się ponownie i lekkim krokiem skierował się w stronę wzgórza nie czekając na reakcję Teliny. 

 

Takich niepotrzebnych powtórzeń masz wiele.

Źle zapisujesz dialogi:

−Postanowiłeś uwierzyć w jakieś bajki i postawić na szali swoje własne życie? Czy ty jesteś normalny Zefir? − Odpowiedziała z oburzeniem. – odpowiedziała z małej litery. I wstaw sobie spacje między myślnikami a pierwszym słowem wypowiedzi.

 

wzniesienie miała około 15 metrów – liczby słownie.

 

Dobra, co do treści. Historia może i mogłaby być interesująca i pochłaniająca nawet, jednak sposób, w jaki to opisałeś, nie przekonał mnie. Większość dowiadujemy się z monologu Zefira. Jest to po pierwsze, pójscie na łatwiznę, po drugie, szybko robi się nudne. 

Nie dowiedziałem się, kim tak naprawdę są dla siebie główni bohaterowie. Domyślam się, że byli parą. Ale może bratem i siostrą? Wydaję mi się, że nigdzie tego nie zaznaczasz. Zabrakło mi jakichkolwiek wzmianek o ich wcześniejszym życiu żeby poczuć, że Zefir był dla kobiety ważny.

No i na koniec nie przekonuje mnie również sam motyw skoku z klifu. Gość nie miał jakiejś trudnej sytuacji w życiu, przynajmniej nie piszesz o tym. Miał problem dotyczący większości ludzi na świecie, czyli dylemat odnośnie wybrania życiowej drogi. Czasem odnosił sukcesy, czasem stał w miejscu, czasem się cofał. Słowem: normalka. Nie mogę więc uwierzyć, że tylko z tego powodu postanowił targnąć na swoje życie (bo przecież wcześniej chyba nie wiedział, jak to się skończy?).

Tekst ma jakiś potencjał, Twoje pisanie również. Mi z powodu wyżej wymienionych czynników nie przypadło.

Pozdrawiam!

 

Hej, dzięki za komentarz, konstruktywna krytyka to coś co bardzo sobie cenię. ;) 

Tytuł od samego początku miał być po angielsku i to takie moje “widzimisię”, po polsku nie miałby takiego wydźwięku o jaki mi chodziło. 

Wiesz, dopóki nie zaznaczyłeś tych powtórzeń w tekście to nie byłem tego świadomy. Mimo, że czytałem to nieraz to chyba mimowolnie pomijałem to. Wygląda to faktycznie okropnie. 

 

Większość dowiadujemy się z monologu Zefira.

Był to mój celowy zabieg. Chciałem żeby opisy byłby tylko zarysowanie całej sytuacji, a rozmowa ( w tym przypadku wewnętrzny monolog) miała wyjaśniać wszystko i zgłębiać sytuacje. Ale rozumiem Cię, w pewnym momencie monolog był długi i może faktycznie przydałby się tu inny zabieg. 

Co do samej historii to przyznaję, że nie jest ona kompletna, a tym bardziej nie jestem z niej zadowolony. Odstępy od pisania były zbyt długie i momentami nie mogłem już patrzeć na migający kursor, a w konsekwencji skończyłem za szybko, za prosto i za słabo. :/

To jest dopiero moje drugie autorskie opowiadanie więc warsztatu nie mam w sumie żadnego i dopiero zaczynam swoją “drogę”. Jednak od czegoś trzeba w końcu zacząć. Dzięki za rady, pisząc kolejne historie na pewno wezmę je do serca @Realuc i popełnię mniej gaf. A do tej historii jeszcze na pewno wrócę za jakiś czas. 

Na początek jedno pytanie – dlaczego wskazane przez Realuca usterki nie zostały jeszcze poprawione? 

 

Nie przekonuje mnie Twoje “widzimisię” jako Autora co do anglojęzycznego tytułu. Nie widzę dla tego zabiegu żadnego wytłumaczenia czy uzasadnienia. Tym samym dla mnie, jako czytelnika, to duży minus.  

 

Poniżej tylko kilka przykładów usterek: 

 

Nurt rzeki obmywał jego stopy, woda sprawiała, że jego mokre, lekko postrzępione spodnie poruszały się w każdą stronę. Cały był mokry, a na jego ciemnych włosach wyraźnie widać było zielonkawe rośliny bujnie rosnące przy brzegu rzeki. Musiał zostać wyrzucony na brzeg niedawno, jego górna część ubrań, która nie miała już kontaktu z wodą nie zdążyła jeszcze obeschnąć i wciąż była bardzo mokra.

Pomijam wszystkie jego, o których wspomniał Realuc. Ale w tym samym fragmencie za dużo razy tez powtarza się słowo mokry

 

Spojrzała w swoją lewą stronę i zobaczyła miejsce(+,) z którego Zefir musiał skoczyć. – brzmi to bardzo nienaturalnie; wydaje mi się, że lepiej by było napisać spojrzała w lewo; osobną sprawą jest brakujący przecinek – jeden z wielu w tekście. 

 

Był jednak czysty i suchy, jego włosy były uczesane, a na ubraniu nie było śladu tego, że przed chwilą mógł wyjść mokry z wody. Jego nogi wciąż zanurzone były w wodzie po kostki, jednak nie było na nich żadnego śladu wody, a w miejscu, w którym woda powinna obmywać jego stopy woda przenikała przez ciało tak jakby go tam nie było.

Znów przykład powtórzeń. Też jeden z wielu. 

 

Pod wzgórzem znajdowała się tylko rzeka, a za nią rozlegały się wielkie niezagospodarowane przestrzenie obrośniętę krzakami i nielicznymi drzewami. – to też nie brzmi dobrze; plus literówka w obrośnięte

 

pod wpływem tych emocji podupadam na duchu i spadam w dół – już pomijam podobieństwo podupadam i spadam, ale nie da się spadać w innym kierunku niż w dół, więc na spadam powinno się to kończyć

 

Uratuje moich przyjaciół, a Ciebie pośle do piachu(+,) ty gruba… – kompilacja: literówka w uratujęciebie powinno być małą literą; przed wołaczem powinien być przecinek

 

Przy scenie na wzgórzu za dużo jest chłopca – to słowo pojawia się praktycznie w każdym zdaniu.

 

Dialogi – jak wspomniał przedmówca, źle je zapisujesz. Tu masz poradniki na ten temat: https://www.fantastyka.pl/loza/14

Interpunkcja leży i kwiczy głównie przez brakujące przecinki. 

W tekście jest bardzo dużo literówek. 

Liczebniki zapisujemy słownie (też już to zostało wskazane).

 

To wszystko wymienione powyżej sprawia, że tekst czyta się dość ciężko. Jakby mało było usterek, na których się czytelnik potyka, to odbieram to jako nieco przegadany strumień świadomości, który do mnie nie przemawia. W sumie to mogłabym się podpisać w tym względzie pod komentarzem Realuca. Nic nie wiemy o postaciach, o łączących ich stosunkach czy relacjach. Obecność Teliny wręcz wydaje mi się wyłącznie pretekstowa – żeby Zefir miał do kogo mówić. Zamiast niej mógłby się tam znaleźć ktokolwiek inny, komu bohater mógłby się wyżalić. 

Sam pomysł na odkrywanie wewnętrznego dziecka i plan zabicia go, może nie jest szczególnie rewolucyjny, ale ma w sobie pewien potencjał. Gdyby to tylko ubrać w nieco więcej fabuły, dodać życia, sprawić, by czytelnik poczuł emocje, napisać też technicznie poprawnie, czytałoby się zupełnie inaczej. Lepiej. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Gylo24, Twoje, jak je nazwałeś, „widzimisię” w sprawie tytułu jest dla mnie niezrozumiałe, ale to Twoje opowiadania i możesz je zatytułować jak zechcesz.

Opisane wydarzenia i historia opowiedziana przez Zefira okazały się niespecjalnie zajmująca, tak jak mało zajmujące bywają dla mnie sprawy kogoś obcego, a nie zrobiłeś nic, abym mogła lepiej poznać bohaterów i choć trochę przejąć się ich problemami.

Lektury nie ułatwia też wykonanie, pozostawiające bardzo wiele do życzenia. Wspomnieli o tym już wcześniej komentujący, ale, jak widać, nie przejąłeś się tym zbytnio, więc choć zaczęłam robić łapankę, szybko porzuciłam ten zamiar, bo zorientowałam się, że do tej pory nie poprawiłeś palcem wskazanych błędów i uznałam że szkoda mojego czasu na coś, z czego nie masz zamiaru skorzystać.

 

jakby ktoś rzu­cił w ich stro­nę ka­mie­niem. Star­sza ko­bie­ta sie­dzą­ca na ławce i rzu­ca­ją­ca im… ―> Powtórzenie.

 

Jej dłu­gie ciem­no−szare włosy… ―> Jej dłu­gie ciem­noszare włosy

 

co chwi­la się prze­chy­la­ły, raz w jedną stro­nę, raz w drugą. Co chwi­la je po­pra­wia­ła… ―> Czy to celowe powtórzenie?

 

lekko po­dar­te je­an­sy… ―> …lekko po­dar­te dżinsy

Używamy pisowni spolszczonej.

 

wznie­sie­nie miała około 15 me­trów… ―> …wznie­sie­nie miało około piętnastu me­trów

Liczebniki zapisujemy słownie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie porwało mnie :(

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka