- Opowiadanie: Wizytator - Samotność wartości

Samotność wartości

Hasło: pogardliwa egzemplifikacja

Z góry ostrzegam, że to opowiadanie jest specyficzne. Trochę poniosło mnie z próbą zobrazowania jakichś sytuacji w życiu, uczuć za pomocą przeniesienia tego na inną historię. W sumie egzemplifikacja w formie wyszła ;) Również z góry przepraszam, jeśli ktoś takich pseudofilozoficznych rzeczy nie lubi.

 

Beta: pawelek, Kyuke, Abbadon

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Samotność wartości

00:00

Wybiła północ. Zimny wiatr wpadał przez uchylone okno do pokoiku usytuowanego w wysokiej wieży. Płomienie świec dygotały szaleńczo przy każdym podmuchu. Nikt nie trudził się tu utrzymywaniem porządku. Na zwleczone z półek książki w zniszczonych oprawach kapał wosk.

Pośrodku tego chaosu klęczał wychudzony mężczyzna, trzymając coś kurczowo w dłoniach. Było w nim coś niepokojącego, nieludzkiego… Może to przez eterycznie szczupłe ciało, białą, niemal przeźroczystą skórę lub włosy cienkie i przypominające pajęczynę. Światło tańczyło na jego twarzy czyniąc ją jeszcze bardziej upiorną. Kościste, powykrzywiane palce przewracały kolejne strony zapisane drobnymi, egzotycznymi literami. Załzawione oczy gorączkowo odczytywały kolejne linijki. Liczyło się tylko jedno.

Byle zdążyć. Bo On tu jest. Widzi mnie.

Nienawidzę Go.

 

 

Adam dorastał w najzupełniej normalnej rodzinie. Jego ojciec był wiecznie roześmianym brunetem, którego energię hamowały jedynie sterty dokumentów, którymi musiał się zajmować, by utrzymać żonę i dziecko. Często siedział z synem, obmyślając szalone plany podróży w nieznane. Matka patrzyła na nich z lekkim pobłażaniem, pilnując właściwego rytmu dnia i obowiązków. Łączyła ich wszystkich szczególna więź i choć czasem, jak to między ludźmi się zdarza, wybuchały kłótnie, po kilku dniach wszystko wracało do starego, znajomego i ukochanego porządku.

Chłopiec miał wielu przyjaciół, jednak mimo to odczuwał samotność. Wydawało mu się, że oczy kolegów powierzchownie ślizgają się po świecie, zupełnie nie dostrzegając jego głębi. Jakby byli inni, zamknięci…

Szybko nauczył się czytać, chcąc jak najszybciej móc poznać świat. Każdy jego fragment pragnął zatrzymać w ramach słów, zrozumieć dogłębnie, by stał się czymś normalnym, przewidywalnym, by nie miał już nad nim władzy zdumiewania coraz to nowymi i dziwnymi zdarzeniami.

Jednak to nie pomagało. Na granicy widoczności wciąż pojawiały się ulotne cienie, które swoją obecnością wręcz błagały o uwagę, jednak znikały natychmiast, gdy ją otrzymywały, by za kilka minut drwiąco pojawić się znów.

 

 

3:00

W nocnej ciszy rozległ się nagle głośny, nieprzyjemny zgrzyt. Diabelski, złośliwy chichot, który pojawił się zaraz później, wiele osób mógłby przyprawić o utratę zmysłów. Badacz czytał jednak niestrudzenie kolejne strony, trzymając się ich jak ostatniej nadziei w swoim życiu. Bardziej niż widział, czuł obecność demonów, które zaczepiając długimi pazurami o wyrwy w murze, wspinały się na wieżę. Lubiły jego strach. Wyginając się nienaturalnie, syczały, ciesząc się swoją chwilową władzą. Ten właśnie moment był jedynym uzasadnieniem ich pełnej cierpienia egzystencji.

A on? Dlaczego tak się trudzi? Dlaczego sądzi, że jego cel jest lepszy…

Ciemne pnącza wątpliwości powoli wzrastały w jego umyśle. 

Odłożył na chwilę książkę i spojrzał w przestrzeń. Przeszedł już tak długą drogę. Nie chciał się poddać. Kim byłby bez wieży? Mury chroniły go przed każdym atakiem. Pomagały mu.

To tutaj jest jego świat.

Usłyszał wrzask. Kilka stworów spadało, rozpaczliwie machając kikutami skrzydeł. Inne przywarły do muru w próbie pozostania w górze. Zamilkły, znieruchomiały, ale nie odeszły.

Adam wrócił do lektury, lecz strony wciąż nie przynosiły odpowiedzi.

 

 

Życie stale się zmienia. Niektórym informacja ta przynosi ulgę, dla innych jest przyczyną nieustannego, wyniszczającego strachu.

Pewnego dnia w domu pojawił się list. Nie wyróżniał się wyglądem spośród wielu innych listów, przychodzących w różnych porach roku, jednak słowa wypisane na wymiętym kawałku papieru stały się powodem zmian.

Choroba dawno nie widzianej babci przewróciła do góry nogami życie chłopca. 

Przeprowadzka. Adam odczuwał smutek na myśl, że może nigdy nie zobaczy już swojego domu, kolegów… Drzewa z rozłożystymi gałęziami, które traktował jak swojego powiernika tajemnic, ani tego śmiesznego kota z poszarpanym uchem, przychodzącego każdego poranka, aby się przywitać. Pakował swoje rzeczy, myśląc o wszystkich pięknych chwilach związanych z tym miejscem.

Po długiej i uciążliwej podróży, nowy dom wydał mu się całkiem przytulny, choć w porównaniu z poprzednim wypadał zdecydowanie gorzej. Dawno nie odnawiane pokoje straszyły swoim wyglądem, wszędzie unosił się zatęchły zapach.

Chłopak spędzał dnie na pomocy ojcu w naprawach, a wieczorami siadał przy babci, by posłuchać jej historii. Szybko zorientował się, że rozmowa o dziadku to temat drażliwy i lepiej go nie poruszać. Próbował ostrożnie wypytać innych członków rodziny, lecz nie dało to żadnych efektów. Zastanawiające były także dziwne drzwi, których nikt nawet nie próbował otwierać. Znajdowały się one na końcu korytarza, tuż obok kuchni.

Pewnego dnia Adam postanowił ukradkiem sprawdzić, jaką tajemnicę mogą kryć w sobie nieużywane pokoje. Ostrożnie uchylił drzwi, krzywiąc się z powodu zgrzytu nieoliwionych zawiasów. Światło ukazało jego oczom długi rząd półek bibliotecznych, uginających się wręcz pod ciężarem opasłych tomów. Wszystko pokryte było kilkucentymetrowym kurzem, a z sufitu zwieszały się długie, pajęcze nici. Ciekawość przezwyciężyła jednak strach przed nieznanym i chłopiec ruszył w głąb pomieszczenia, rozglądając się uważnie. Oprócz półek w całkiem przestronnym pomieszczeniu znajdowały się również stoliki, zastawione tajemniczymi rzeźbami, między którymi leżały rozrzucone chaotycznie kawałki papieru. Przez niedbale zasłonięte kotary wpadały do środka promienie wiosennego słońca.

Księgi pachniały dawnymi sekretami, nieodkrytymi wcześniej ideami, innym światem. Przyciągały spragnionego przygód poszukiwacza szelestem kartek i cichymi szeptami.

Od tej chwili Adam codziennie wymykał się pod przeróżnymi wymówkami, by z trudem odczytywać zapisane drżącą ręką notatki. Odkrywał kawałek po kawałku dzieje ludzkości i dawne legendy, które często budziły w nim mieszane uczucia. Wcześniej czuł się samotny, zagubiony w swoich własnych myślach, lecz teraz księgi stały się jego przyjaciółmi, jego wytchnieniem, jego własnym sensem.

Wiedza jest czymś pięknym, niezwykle potężnym, lecz również niszczycielskim. Jedna niezwykle niepokojąca historia sprawiła, że chłopiec opuścił bibliotekę z drżeniem rąk i zamiarem porzucenia już na zawsze swojej pasji.

 

 

6:00

Badacz wstał chwiejnie. Całe jego ciało trzeszczało, jakby było starym, wysuszonym drzewem. Jego twarz zaciśnięta we wrogim grymasie na chwilę drgnęła, gdy otworzył usta. Nic się nie zmieniło. Spomiędzy warg nie wydobył się dźwięk. Zniszczone ciało nawet z tym nie potrafiło sobie poradzić. Jak wiele sił potrzeba, by móc krzyczeć. Jak wiele…

Dusząca Obecność była nie do zniesienia. Przepełniała sobą każdy kamień, każdy pyłek. Odbierała siły i szeptała złośliwie, owijając się mroczną wstęgą wokół broniącego się mózgu.

Ile to jeszcze potrwa?

Mężczyzna powłócząc nogami, ruszył w kierunku schodów. Wolno, choć z determinacją, pokonywał kolejne stopnie, wchodząc wciąż wyżej i wyżej. Ściany wieży pokryte lustrami odbijały jego postać oraz migoczący płomień świecy. Zniekształcone obrazy tańczyły w swoim świecie, nieświadome swego krótkiego istnienia.

Po pewnym czasie człowiek uczy się zazdrościć nawet odbiciom.

 

 

Dni płynęły znów dawnym torem. Adam dołączył do zmowy milczenia, pozostawiając samemu sobie pewne mroczne i zdecydowanie nieprzyjemne przemyślenia. Mijały godziny, miesiące, lata… Niepokój w żadnym stopniu nie odpuszczał. Pojawiał się w chwilach słabości i w chwilach szczęścia. Czasem silny, czasem słaby. Nieustępliwy.

Stał się częścią życia, z którą można walczyć, ale ostatecznie trzeba zaakceptować.

Czasy nie sprzyjały szczęściu. Wybuchająca wojna, przemarsze buntowników, zaraza… Naznaczona cierpieniem okolica wyczekiwała choćby chwili spokoju.

Nie było im to jednak dane. Grupa dezerterów postanowiła rozładować swój gniew, niszcząc wszystko na swojej drodze. Krzyki pełne bólu przecinały nocne powietrze wypełnione gęstym, gryzącym dymem. Kto mógł i miał szczęście, uciekał.

Odcięty od świata płomieniami, Adam klęczał na podłodze. Ściskał w dłoniach bezwładną rękę matki, nie potrafiąc zaakceptować prawdy. Świat wydał mu się nagle o wiele okrutniejszy. Niczym nie zawinili, by zasłużyć na taką śmierć. Dlaczego kogokolwiek bawi ich cierpienie… Dlaczego… Dlaczego…

W jego sercu wściekłość powoli wypierała żal. Czuł nienawiść, wypełniającą każdy fragment jego ciała.

– Tego chciałeś? – wykrztusił z siebie przez łzy.

Odwrócił twarz od przeszłości i płomieni. Zniknął.

 

 

9:00

Mężczyzna przystanął blisko okna. Poranne słońce wyglądało zza chmur, a wesołe promyki tańczyły po murach wieży. Powinny wywoływać radość, lecz stanowiły tylko drobny przerywnik w morzu nicości.

Jakie to było cudowne: móc czuć, doświadczać. Czy nowy stan to kara? A może nagroda? Odebranie iluzji, które nigdy nic nie znaczyły… Czy kiedykolwiek istniałem?

Na schodach obok usiadł inny człowiek, a w zasadzie jego blady, delikatny kontur. W dłoniach trzymał kilka ziarenek piasku, którym przyglądał się z fascynacją. Jego twarz, rozjaśniona tajemniczym blaskiem, migotała tysiącami uczuć. Niknął w oczach, by pozostawić po sobie jedynie pustkę.

 

 

-Ja… Ja wszystko naprawię…– szeptał Adam głosem książek i rozglądał się szaleńczo – Nie będziemy twoimi kukiełkami, pokonam cię. Wszystko naprawię, wszystko! Zrozumiem cię… Człowiek równy Bogu… Tylko eksperyment… Tylko przykład w jakiejś twojej dyskusji… Tylko…

Z rozłożonych na ziemi kartek oceniały go pozornie obojętne oczy. Cała przestrzeń pokoju wypełniona była księgami. Słowa wyginały się niecierpliwie, czekając na czytelnika. Szelest stron wypełniał umysł, wypierając wszystkie inne myśli.

Mężczyzna podszedł do schodów, znajdujących się w rogu biblioteki i bez wahania zaczął wspinać się po stromych stopniach. Podjął decyzję. Papierowe poręcze budziły w nim jednocześnie fascynację oraz obrzydzenie. Musiał stanąć do walki, ale wciąż był człowiekiem. Potęga stanowiła niezwykłą pokusę.

Wcześniej jedynie wiedział. Teraz czuł. Inna Obecność wywoływała w nim dreszcze. Podświadomie wzbraniał się przed jej wstrętnym dotykiem, lecz z każdą chwilą stawało się to coraz trudniejsze. Przenikała go niczym wrogi zapach, stawała się jego częścią, nie pozwalała oddychać.

Przygnieciony życiem, chwytał się słów jak ostatniej nadziei. Odrażające historie, które wcześniej budziły w nim przerażenie, stały się nudne. Wiedza, szansa na zrozumienie dawała mu siłę. Chciał coś udowodnić. By uratować samego siebie, innych… By pokonać Boga.

 

 

12:00

Gdzieś w oddali wybiła godzina. Badacz pochylił się nad kolejną księgą. To już koniec. Widział szczyt wieży. Nadszedł czas. Wbrew swoim przewidywaniom, nie ogarniała go radość. Bał się. Natrętne myśli podsuwały mu tysiące wariantów porażki.

Wiedział, że stało się z nim coś złego. Pamiętał swoje dawne życie, jednak było ono odległe, nieosiągalne… Wydawało się nierealnym snem.

Gdyby tylko powrót był możliwy…

 

 

Od powzięcia decyzji, Adam wspinał się wciąż wyżej i wyżej. Monotonne dni wypełnione słowami wprowadzały go w dziwny rodzaj transu. Stał się chodzącą wrogością, uosobieniem własnego cierpienia. Czasem bliskość Obecności stawała się tak nieznośna, że krzyczał, by choć odrobinę ją zagłuszyć. Wszechobecna. Niezmienna. Okrutna jak demon i wytrwała. To było dużo gorsze niż szaleństwo, dużo gorsze niż opętanie.

Nie bała się walki. Nie odczuwała takiej potrzeby. Bawiła się światem, ludźmi, ich losem… Na śmierć z jej ręki też trzeba zasłużyć.

 

 

15:00

W końcu…

Stojąc na szczycie wieży, Adam spojrzał w niebo. Przez chwilę poczuł coś, co niegdyś nazwałby szczęściem. Nadeszła ta chwila. Wszystko poznał, zrozumiał, zrobił, co mógł.

Słaniając się na nogach, podszedł do krawędzi. Jego oczom ukazał się piękny krajobraz, naznaczony wieloma liniami wysmukłych wież. Część z nich była nowa, ozdobiona szlachetnymi kamieniami. Inne wydawały się już podniszczone, stare. Niektóre upadały, by pozostawić po sobie stertę czarnych głazów.

Mężczyzna poczuł, jak zbliża się Obecność. Podniósł głowę i spojrzał prosto w pogardliwe oczy Boga.

– Nie będę twoją marionetką. Nie stanę się egzemplifikacją twoich myśli. Nie złamiesz nas – wycharczał z całą wrogością, która kumulowała się w jego ciele.

Bóg przechylił z namysłem głowę.

– Nie?

Koniec

Komentarze

Ojej, Wizytatorze, to jest tak pogmatwane, że chyba nie zrozumiałam dobrze twojego opowiadania. Czy tu chodzi o człowieka o imieniu Adam, który w wieży czytał książki, skrywał się przed demonami, potem podszedł do okna i w ostatecznym momencie spotkał Boga?

Czy człowiek, którego nazywa Badaczem to również Adam? Nie jestem co do tego pewna, bo raz znajduje się na szczycie wieży, innym razem spogląda na szczyt wieży (więc technicznie nie może go tam być), a jeszcze innym razem dopiero wspina się po schodach :(

 

Wykonanie mogłoby być lepsze. Wypiszę kilka rzeczy, może ktoś pokusi się na resztę.

 

Na zwleczone z półek książki w zniszczonych oprawach kapał wosk.

Nie potrafię sobie wyobrazić “zwleczonych” książek z półek. I masz za duże nagromadzenie wyrazów zaczynający się na “z”.

 

Chłopiec miał wielu przyjaciół, jednak mimo to odczuwał samotność. Wydawało mu się, że oczy kolegów powierzchownie ślizgają się po świecie, zupełnie nie dostrzegając jego głębi. Jakby byli inni, zamknięci…

Szybko nauczył się czytać, chcąc jak najszybciej móc poznać świat. Każdy jego fragment pragnął zatrzymać w ramach słów, zrozumieć dogłębnie, by stał się czymś normalnym, przewidywalnym, by nie miał już nad nim władzy zdumiewania coraz to nowymi i dziwnymi zdarzeniami.

Jednak to nie pomagało. Na granicy widoczności wciąż pojawiały się ulotne cienie, które swoją obecnością wręcz błagały o uwagę, jednak znikały natychmiast, gdy ją otrzymywały, by za kilka minut drwiąco pojawić się znów.

Łojoj, za dużo “jednak”. Radzę jeszcze raz przepatrzeć cały tekst pod kątem powtórzeń.

 

Adam dołączył do zmowy milczenia

Nie można być z samym sobą w zmowie milczenia.

 

trzymając się ich jak ostatniej nadziei w swoim życiu. Bardziej niż widział, czuł obecność demonów, które zaczepiając długimi pazurami o wyrwy w murze, wspinały się na wieżę. Lubiły jego strach. Wyginając się nienaturalnie, syczały, ciesząc się swoją chwilową władzą.

Bardzo często używasz imiesłowów, niezbyt to wygląda.

 

– Nie będę twoją marionetką. Nie stanę się egzemplifikacją twoich myśli.

Wiem, że takie miałaś hasło, ale nienaturalnie to brzmi.

 

Z pozytywów to myślę, że zakończenie, jest intrygujące :) Aczkolwiek szkoda, że zdradziłaś co to za siły (Bóg) miotały głównym bohaterem, zostawiłabym to w sferze domysłów.

 

Powodzenia w konkursie! :)

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

O, pierwszy komentarz, szybko :D

 

Zrobiłam sobie tym opowiadaniem taki trochę eksperyment. Zobaczymy, czy do kogokolwiek to, co napisałam przemówi. 

Zagmatwanie wynika z tego, że nie pisałam dosłownie. Ta historia to przeniesienie pewnych myśli, schematów, zachowań. Taki jakby symbol, ale jednak nie do końca. Teraz nie wiem, czy się tłumaczyć i wyjaśniać znaczenie historii czy nie. Może powinnam, bo wtedy może więcej osób zrozumie…

 

SPOILER START

Adam=po prostu człowiek, ktoś doświadczający zmian, bólu

Wieża=samotność, odizolowanie się

Księgi=uzależnienia, pasje, marzenia, coś co pozornie chroni przed złem, ale nie likwiduje cierpienia

Skupienie na wiedzy=podejście “kiedyś będzie lepiej”, “kiedy opanuję jakąś umiejętność, to będę szczęśliwy”

Wygląd człowieka=jego stan psychiczny

Szczyt wieży=cel, który człowiek chce osiągnąć, myśli, że tam będzie lepiej

Bóg=coś silniejszego od człowieka, dla niektórych samo życie

Cienie, przeprowadzka=niepokój, smutek bez wyraźnej przyczyny

Demony=coś odciągającego od osiągnięcia celu, wątpliwości, złośliwe myśli

Odbicia=tutaj różnie, może obraz, jaki mają inni ludzie wobec danej osoby, obraz pozytywny, lecz fałszywy, może postacie fikcyjne, które mają to, czego człowiekowi brakuje

Pożar=próg cierpienia, który odrywa od rzeczywistości, wybór pozostania w płomieniach, które niszczą lub pozostawienia dawnego życia, uczuć za sobą w imię izolacji i próby odnalezienia spokoju w zainteresowaniach lub osiągnięcia czegoś

Dziadek=ktoś z najbliższego otoczenia, kto całkowicie utracił kontakt z rzeczywistością przez nałóg

 

Wiem, że popłynęłam sobie z tematem, ale dostałam natchnienie, żeby coś takiego napisać, więc to zrobiłam. Chciałam po prostu spróbować, czy wyjdzie. Jeśli nie wyszło, to trudno.

To opowiadanie to taka może próba odnalezienia się w życiu. Który wybór powinien być tym prawidłowym? Czy lepiej płonąć szybko i liczyć na ratunek, czy samemu iść na wojnę, której i tak się nie wygra, lecz zyskać czas? Żaden wybór nie jest dobry i każdy prowadzi tylko do cierpienia. 

Po prostu było mi smutno ostatnio i takie coś powstało ;)

SPOILER KONIEC

 

Bawiłam się z przeplataniem fabuły, więc są jakby dwa wątki naraz: historia życia i moment znalezienia się w wieży + życie aktualne. Z tego najprawdopodobniej wynika ta dziwność. Badacz i Adam to ta sama osoba.

 

Pomyślę nad tymi wyrazami na z. Zwleczone wyobrażałam sobie jako “przyszedł ktoś chwycił za kartkę i ciągnął po ziemi”, ale może istnieje lepszy wyraz.

 

Powtórzenia… Ajajajajaj… To wiem, że jest problemem często, ale ciężko mi to wyłapać. Popoprawiam trochę jeszcze.

 

Nie można być z samym sobą w zmowie milczenia.

To znaczy on dołączył do rodziny, więc jakby nie był sam.

 

Hmmm… Egzemplifikację też przemyślę.

 

SPOILER START

Chciałam mieć pewien kontrast dobra ze złem. Bóg czyli coś powiedzmy dobrego + zdarzenia, opisy czegoś złego. Tak na przykład życie jest z pozoru piękne, ale ma swoje mroczne strony. Chęć zaimponowania komuś może być dobra, ale potrafi zniszczyć człowieka, stać się jego obsesją. Więc dlatego ten Bóg.

SPOILER KONIEC

 

Bardzo dziękuję za przeczytanie i komentarz!

Twoja interpretacja to jedno, ja odczytałam całą tę historię jako radzenie sobie z demonami przeszłości i śmiercią rodziny bohatera.

 

Bawiłam się z przeplataniem fabuły, więc są jakby dwa wątki naraz: historia życia i moment znalezienia się w wieży + życie aktualne. Z tego najprawdopodobniej wynika ta dziwność. Badacz i Adam to ta sama osoba.

Mam wrażenie, że za bardzo zagmatwałaś, ale może to tylko moje odczucia i inni historię zrozumieją bez problemów :)

 

Nie wiem, czy już może wprowadzałaś poprawki – mam jeszcze jedną sugestię. Masz bardzo dużo zaimków dzierżawczych, kilka “jego” możesz spokojnie wykasować.

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

Dobrze się czytało :)

Przynoszę radość :)

Ja też nie jestem pewna, czy wszystko dobrze zrozumiałam, ale mimo wszystko nawet mi się podobało. Ma to jakiś taki niepokojący klimat… 

Bardziej niż widział, czuł obecność demonów

Ja bym to przeredagował, bo aż kłuje w oko.

 

W ostatnim zdaniu Bóg przekrzywia głowę. Jaką głowę, skoro przedtem opisywany jest jako Obecność? I tak w ogóle, na cholerę skręcasz w stronę w kierunku jakiegoś Boga, na co ci on?

 

Niezły pomysł, czytelne wykonanie.

Styl trochę jakby mistrz gry cthulhu brał się za fabularyzowane scenariusza do sesji.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Pomysł całkiem dobry, z wykonaniem moim zdaniem trochę gorzej. Czytało mi się to topornie, trochę nudno wręcz. Piszesz za to dość poprawnie i widać w tym zalążki uniwersalnego stylu.

Zwróciłabym na Twoim miejscu uwagę na opisy – podajesz od razu czytelnikowi, z czym powinien mu się skojarzyć dany obraz, dopiero potem jakby uzasadniasz, dlaczego. Lepiej byłoby robić na odwrót – najpierw opisać, a potem podsunąć jakieś konkretniejsze skojarzenie. Widać to przy pierwszym opisie badacza, na początku. Acz to taka luźna i pewnie bardzo subiektywna uwaga.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Kompozycja tekstu mi się podoba, pomysł kupuję, lecz wykonanie nie do końca. W pewnym momencie jest tu taka trochę egzystencjalna spirala, w której nawet to, co zostało potwierdzone lub uwydatnione wcześniej w tekście wykręca się jak piskorz i umyka czytelnikowi. Klimat to buduje, a jakże, ale niekonsekwencje typu co do postaci boga (bezcielesna prezencja czy ludzka forma?) trzeba troszkę dopracować.

Temat konkursowy, jaki sobie wybrałeś, nie był prosty. Przedstawiona tutaj próba literackiego zmierzenia się z nim niestety mnie nie zachwyciło. Opowiadanie, choć krótkie, zostawiło mnie z mnóstwem pytań. I o ile mętlik w głowie czytelnika weirdu jest stanem wysoce pożądanym, o tyle wydaje mi się, że te pytania powinny dotyczyć szeroko zakrojonej interpretacji wątków, pozycji czytelnika w tym wszystkim, wartości, jakie może z tego tekstu wynieść. Tutaj zaś moim elementarnym pytaniem było: „Czy autor jest pewien, że wie, co chce tutaj zawrzeć?”.

Końcówka w moim odczuciu jest częścią najmocniejszą – fakt potraktowania człowieka jako egzemplifikację boskich myśli oraz zawieszona w niepewności reakcja Boga, która jest po  prostu świetna. Myślę, że tekstowi bardzo dobrze zrobiłoby skupienie się na tym właśnie wątku – relacji twórcy-konceptualisty z obiektem swoich planów. Kwestia ta została niestety przesłonięta chaotycznym początkiem.

Zachęcam też do odważniejszej eksploatacji formy, bo warsztat masz dobry – teraz trzeba tylko tchnąć mu trochę stylistycznego podpisu „to pisałem JA”. ????

Dziękuję bardzo za wszystkie rady! Przepraszam, że nic nie poprawiam oraz długo odpowiadam. Czuję się trochę gorzej i nie do końca mam siłę na to. Chyba już to po prostu zostawię wisieć, jak jest.

Wzięcie w tym udziału było całkiem ciekawym doświadczeniem, odhaczam sobie napisanie opowiadania i opublikowanie go tutaj z listy rzeczy do zrobienia przed śmiercią. ;)

Przepraszam, jeśli zmarnowałam czyjś czas.

Hmmm, też się pogubiłam w symbolizmie. Ale ja ogólnie słaba jestem w te klocki, raczej zakładam, że kot to kot, a cygaro to cygaro.

Napisane nieźle, podobał mi się Bóg przekrzywiający głowę. Nawet jeśli nie bardzo potrafię tę scenkę połączyć z resztą tekstu.

Babska logika rządzi!

Moralizatorski charakter narratora nieco przytłoczył opowiadanie (wiedza to potęga, ciekawość to pierwszy stopień do piekła, człowiek równy Bogu). Gość był niezdecydowany i wyznawał wiele dziedzin filozofii naraz: Bóg czy człowiek, wolna wola, pokusa pokonania siły wyższej, itd. Tematy ciekawe i ciężkie, ale tu trochę po łebkach. Jeśli ich problematyka była tak odkrywcza dla narratora, poczułabym na jakieś zwątpienie, droczenie się lub chociaż wiarygodny, konkretny zachwyt. To , pewnością dodałoby tekstowi objętości, lecz jest to konsekwencja obrania bardzo zwrotnej, niestabilnej w superlatywach tematyki, szczególnie, że koniec opowiadania jest dość prowokujący. Podsumuję: można byłoby ograniczyć problemy okołoboskie i skoncentrować się na bardziej enigmatycznej "sile wyższej". Bogów i Adamów i przypowieści jest w literaturze bardzo dużo ;)

 

 

"wiele osób mógłby przyprawić o utratę zmysłów."

Dziwnie generalne. Dlaczego akurat wiele osób?

Rzuciło mi się w oczy powtórzenie: "pewnego dnia", co prawda wprowadza pewną wiarygodność, choć mowa tu o rutynie Adama, co jest moim zdaniem trochę spłyca powagę jego problemu. Pewnego dnia przyszedł list, pewnego dnia Adam postanowił sprawdzić pokój. Nie ma atmosfery dziwności, skoro wszystko to tylko pewny dzień. Migrujące grupy dezerterów i poza-wieżowe wojny to chyba tylko pogłos, który niekoniecznie sprzyja opowiadaniu, coś jakby niekompletny wątek, który bez szkody można wyciąć.

Samo męczeństwo i marionetkowanie było ciekawe, mam jednak niedosyt.

Nowa Fantastyka