- Opowiadanie: Kelin - Jałowy Traktat

Jałowy Traktat

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Jałowy Traktat

Dzień, który miał okazać się zaczątkiem mej obsesji, nie wyróżniał się niczym szczególnym. Kolejny już wieczór spędzałem na próbach rozwikłania zagadki tajemniczego traktatu, który trafił w moje ręce kilka miesięcy wcześniej. Jako że piastuję godność jednego z członków naukowych prześwietnego Kolegium Trójcy Świętej oraz – nieskromnie przyznam – uchodzę za wybitnego specjalistę z zakresu bibliologii, Jego Magnificencja Rektor zalecił, ażebym podjął pogłębione badania nad rzeczonym woluminem. Ten traktat… Bóg mi świadkiem, pierwszy raz w życiu miałem okazję spotkać się z czymś takim.

 

To tylko fragment jednego z dwudziestu sześciu opowiadań wyróżnionych w konkursie “Kawka z Kafką”. Masz ochotę na więcej? Sięgnij po antologię pokonkursową “Weird fiction po polsku” wydawnictwa Phantom Books.

 

Koniec

Komentarze

Aaaaa!

Serio, nieoczekiwanie w środku nocy zostać zaatakowanym przez “De agricultura” Katona, horror z czasów studiów! Tak się nie robi!

A bardziej serio: tekst jest niezły, ma pomysł, tylko IMHO coś trochę nie zagrało w konstrukcji. Punkt wyjścia z ludzikami Babel naprawdę świetny, końcowe rozwiązanie dobre, ale sama konstrukcja fabuły IMHO trochę się rozłazi. 

ninedin.home.blog

Dziękuję serdecznie za opinię, ninedin! Serduszko moje raduje się na wieść, że choć pomysł się podobał. Przyznam, że dopiero uczę się pisać rzeczy znacznie wcześniej, niż termin deadline’u, jednak w tym przypadku poniosłem sromotną porażkę. Jednocześnie jest to też ogromny sukces, bo to mój debiut, jeśli chodzi o publikację w dorosłym wieku, a także pierwsza od dawna historia z początkiem i końcem, a nie rozgrzebane nie wiadomo co. :)

Hmm. Jest tu jakiś pomysł, końcówka dobra, ale początek lekko nudnawy, za długi albo za mało dynamiczny – całą tę kwestię laboratoryjną należałoby albo przyciąć albo napisać tak, żeby trzymała w napięciu.

Zacięłam się też z miejsca na tym, że w I w. p.n.e. były kodeksy, a nie księgi, i bibliolog powinien to wiedzieć. Aczkolwiek po dalszej części nie jestem pewna, co to u Ciebie jest p.n.e. – niemniej taka akurat niejasność, gdy w dodatku potem jednak pojawia się Katon, więc chyba jednak “zwykłe” p.n.e. – jest raczej błędem.

Reasumując: miałeś pomysł, który w drugiej części okazał się całkiem interesujący, ale zasługiwałby na ciekawiej podaną fabułę :)

http://altronapoleone.home.blog

Dobra. Koncepcyjnie, patrząc na sam pomysł, tekst jest bardzo intrygujący, genialny wręcz, niesamowicie wciągający. Problemy są dwa, sporo zdań zgrzytało i na początku bardzo często powtarzałeś słowa “drobinki”, “substancje” i coś jeszcze. Warsztatowo nie było źle, ale wspaniale też niestety nie. Drugi problem dla mnie, to wyjaśnienie zbyt dużo, wszedł Ci doskonały weird, do momentu porozumienia z ludzikami, ale wyjaśniasz zbyt wiele, rozmywając ten niepokój, który gromadził się od początku historii. Jakbyś zdołał na przykład w jakiś sposób przejść do ostatniego wyznania “my jesteśmy wieżą”, ale przeskakując wszystkie poprzednie wyjaśnienia. Ja nie znam dokładnej definicji wrirdu, bo w sumie takiej chyba nie ma, ale w każdym dobrym opowiadaniu jest tak niedookreśloność, balans na granicy zrozumienia i nie, a pochodzenie nieznanych sił raczej nie powinno być dobrze znane, gdzieś to zakręcenie powinno być widoczne.

Tekst bardzo mi się podobał, miałem jeden z lepszych pomysłów w konkursie biorąc pod uwagę teksty, które już czytałem, ale zepsułeś jego potęgę i ładunek pod koniec tekstu, wyjaśniając zbyt wiele.

To opowiadanie to co najmniej biblioteka. Idę po klika. ;)

Zazdroszczę pomysłu.

 

P.S. W pewnych aspektach kojarzy mi się ze Sztuką Jackoba Emory’ego, pewien element wydaje się podobny. To dobre skojarzenie, ponieważ to chyba moja ulubiona pasta. ;)

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Bardzo fajny pomysł z ludzikami Babel. Początek mocno techniczny i trochę się w nim gubiłam. Czy te drobinki to były ludziki Babel? Jeśli tak, to reszta raczej nie była zachwycona ich zniknięciem, a mimo tego dość chętnie gadała z bohaterem.

Potknęłam się też na wzmiance o utraconiej umiejętności pisania i nowej erze, rozpoczynającej się od ponownego wynalezienia pisma. Wziąłeś sobie traktat sprzed naszej ery, pokazałeś go w formie księgi, których wówczas nie było i dorzuciłeś jeszcze kolejną erę. Pogubiłam się.

Ogólnie pomysł bardzo fajny, ale IMO warto jeszcze nad nim popracować.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Drakaino, MaSkrolu, Irko: Serdecznie dziękuję Wam za opinię. Cieszy bardzo, że sam pomysł może się komuś podobać, ale Wasza zgodność co do mojego warsztatu upewnia mnie, że jeszcze trochę literek z moich palców musi popłynąć. Obiecuję więc, że gdy lepiej wypracuję techniczny aspekt pisania, zabiorę się za poprawioną (czyli w sumie napisaną od nowa) wersję. :)

Tempo i stylizacja : w pierwszej połowie prezentujesz żmudny proces badań, stosujesz charakterystyczny chwyt (po czasie protagonista uważa, że to zło i nie chce się dzielić wynikami badań), budujesz atmosferę, prezentujesz tajemnicę po kawałku, a potem…

Jeb, przyspieszasz i wszystko szlag trafia.

No i skoro nie chciał się dzielić wynikami badań, to co ja czytam, ke? Konsekwencji trochę brakuje.

Nie wiem, czemu to zło, te wyniki.

 

Te słabości w wykonaniu powodują, że nie zagłosuję do Biblioteki, mimo urzekającego, świetnego pomysłu, który mógł być rozwinięty zarówno w kierunku strasznym, jak i niestrasznym.

 

 

 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Aż pewnego dnia nie nadszedł przełom.

No właśnie chyba nadszedł, inaczej nie byłoby o czym pisać ;)

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Jednego z moich studentów wysłałem do kolegium Świętego Jana, by zaniósł próbkę jednemu z najlepszych chemików w całym Cambridge.

Tu się złapało powtórzenie.

 

Pomysł uważam za świetny. Sama koncepcja, że małe ludziki mogłyby hodować księgi i że to właśnie one są Wieżą Babel – wow. Podoba mi się, że to właśnie takim zdaniem kończysz tekst.

Jednak dostrzegam również zdecydowanie za szybki przeskok ze spokojnych badań do rozwiązania. Również nie wiem, co takiego złego jest w tym odkryciu, że bohater nie chce się nim dzielić. Przyspieszyłeś w pewnym momencie za bardzo, przez co opowiadanie straciło klimat.

Wciąż jednak uważam, że jest to tekst biblioteczny, choć przyznaję, że ku tej opinii przede wszystkim skłania mnie pomysł, pierwsza część tekstu i te kilka zdań kończących. Środek wymagałby jeszcze trochę pracy, aby wydarzenia rozgrywały się płynniej.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Aż pewnego dnia nie nadszedł przełom – a właśnie, że nadszedł!

Moje ręce same pracowały nabijając fajkę, która miała rozjaśnić moje myśli.

Wraz ze świadomością powróciła pamięć o moim śnie. Powróciłem w nich do czasów…

Nie widziałem wyrazu ich twarzy, jednak wyraźnie bił od nich entuzjazm i niedowierzanie – a to ciekawe w takim razie, w jaki sposób bił. I jeszcze powtórzenie: wyraz – wyraźnie.

Odważyłem się wreszcie i zadałem pytanie. ,,Czy mnie rozumiecie?” – to mi nie pasuje, żeby porozumiewać się głosowo z takimi “mikrobami”, zwłaszcza że samo ich “wyekstrahowanie” było tak skomplikowanym procesem. Wygląda to, jakbyś starannie zajął się początkiem opowiadania, a potem chciał je jak najszybciej skończyć.

Nasza era jest datowana od ponownego wynalezienia pisma. – tego nie wiedziałem! Chyba że “nasza era” nie oznacza tu naszej obecnej ery.

Zmówili się na Powstanie. Wszystkie ludy świata przeciw Stwórcy. – na czym właściwie miałoby polegać owo “Powstanie”? Jakaś walka zbrojna z Bogiem?

I pozostaliśmy największą tajemnicą Boga – strasznie gadatliwe te ludziki, jak na strażników “największej tajemnicy”.

 

Taki fajny pomysł, ale za dużo zgrzytów. Szkoda.

 

Tempo akcji troszkę nierówne i samo rozwinięcie, gdzie powinniśmy dostać całe clue akcji opowiadania niestety na tym cierpi. Zgubiłam się troszkę w tym, co działo się między bardzo dopieszczonym wstępem, a zaskakującym i rzucającym cień wskazówek rozwiązaniem akcji. Natomiast sam klimat i dobór wątku do konkursowego hasła bardzo frapujący i trafny. 

Opowiadanie w porządku.

 

Popełniasz klasyczne błędy początkującego pisarza – rozwlekasz i przeciągasz początek, a kończysz z pośpiechem. Na początku tekstu brakuje haczyka, który przykuje uwagę czytelnika. Ostatnia scena to dialog-ekspozycja: szarpana, tłumacząca czytelnikowi wszystko, pozbawiona napięcia.

 

Językowo średnio – sporo tu jest do przeredagowania – wycięcie dłużyzn, niezręczności językowe. Jednocześnie jednak nie jest źle – tekst czyta się płynnie, napisany jest językiem poprawnym, porządnym. Są dobre podstawy, by pracować dalej i rozwijać skrzydła.

 

Sam pomysł na opowiadanie miałeś świetny i wiedziałeś, jak go rozegrać – to się chwali. Natomiast mam wrażenie, że widzę tu sam początek opowieści – mężczyzna odkrywa [spojler]… i co dalej? Och, tyle by się mogło dziać!

 

Powodzenia w dalszych próbach literackich!

www.facebook.com/mika.modrzynska

Popełniasz klasyczne błędy początkującego pisarza – rozwlekasz i przeciągasz początek, a kończysz z pośpiechem

Z rozwlekaniem się zgodzę, z nazwaniem szybkiego zakończenia błędem – nie. To nie w jego tempie leży tu problem, a w kompozycji końcowej sceny.

 

@PsychoFish: Dzięki za docenienie pomysłu. Planuję wersję poprawioną, choćby z szacunku do samego dobrego pomysłu. :)

@Anet, Tfurca: Nie poprawiałem już byków po wrzuceniu tekstu, bo uważam, że to nieuczciwe.

@Verus: Dzięki za uznanie. :) Jak już obiecywałem – będę jeszcze pracował z tym pomysłem.

@Oidrin: Pomysł 1 na 100. Choć wcześniej skłaniałem się ku “porcelanowej kaście”, ale ktoś mnie ubiegł ze swoim komentarzem i już musiałem wybrać inną kombinację. Może i nad poprzednią się przychylę…

@Kam_mod: Dzięki za uwagi. Jest to mój debiut, tak w sumie, więc jak pisałem wcześniej – przede wszystkim cieszę się z realizacji od A do Z. Niestety praca w wiecznych deadline’ach i na opowiadanie się przełożyła. Kolejną moją próbą literacką będzie konkurs “Mitologie gdzie indziej”, zobaczymy jak mi w nim pójdzie.

@Wilku: Kawałka nie znałem przed pisaniem, ale bardzo dobry. :D

Kelin, pomysł naprawdę świetny! Czytałam z przyjemnością i z zaciekawieniem jakie zło z tego wyniknie. Niestety jestem zawiedziona zakończeniem! Ale wynika ono raczej z moich osobistych poglądów na temat Boga i Biblii, więc luz:-) Ogólnie lektura na plus.

@Olciata: Dzięki! Starałem się nie przelewać na tekst moich własnych poglądów, a podejść do Biblii jako do tekstu kultury. Mam nadzieję, że się to udało. :)

Kelin, rozumiem. Pozdrawiam

Komentarz do Twojego opowiadania miałam gotowy od chwili przeczytania, ale jednak go zmienię.

Przede wszystkim: jest to mój faworyt. W moim odczuciu – mimo że nie wynika to bezpośrednio z sumy punktów przydzielonej w oparciu o nasze kryteria – najmocniejszy tekst tego konkursu i bardzo się cieszę, że będziemy mieli okazję zobaczyć je w antologii (a wcześniej nieco nad nim popracować).

Pod względem technicznym – języka, kompozycji – od razu przyznaję, że czytywałam rzeczy lepsze. W samej narracji zabrakło mi nieco większych jaj, swady i animuszu; znalazłam też kilka drobniejszych błędów, które, mam nadzieję, będzie się dało wygładzić. Sama fabuła i wpleciony motyw biblijnego Babel są niezłe, trzymają się kupy (choć osobiście gorąco optowałabym za ucięciem opowiadania w jednym szczególnym miejscu) i nie chciałabym ingerować/narzucać w puentę, choć widzę tu lepszą i głębszą do wyeksploatowania.

Tak więc: stylistycznie w porządku, ale bez fajerwerków, fabularnie w porządku, ale bez fajerwerków. Dlaczego 3 tygodnie od lektury przy myciu garów mruczę pod nosem “Ty, ale ten Kelin, ty, on to dobry był”.

Jest sobie książka, w której żyją sobie miniaturowi ludzie i uprawiają ziemię. Ziemia jest dla nich rdzeniem cywilizacji i istotą tego, kim się stali – żywi ich, zmusza do osiadłości, a zatem przywłaszczenia sobie przestrzeni i zarządzania nią, budzi instynkt posiadania i dziedziczność; skuteczność uprawiania tej ziemi skutkuje zamożnością, a stopień zamożności stratyfikuje ich społeczność. Uprawa ziemi staje się podstawą wytworzenia ich cywilizacji. Ziemia staje się w istocie głębokim powodem wielu przejawów ich człowieczeństwa: ludzie kochają ją, kochają ludzi, którzy żyją z nimi na tym samym kawałku uprawianej ziemi, nienawidzą i wchodzą w konflikty z tymi, którzy uprawiają konkurencyjną ziemię, starają się zawłaszczyć jak najwięcej ziemi, dążą do tego i zaczynają komplikować swoje układy, by zdobyć jak najwięcej ziemi i jej owoców. Za swoją ziemię umierają, o swoją ziemię dbają z myślą o przyszłych pokoleniach. Uprawa ziemi pierwotnie dla cywilizacji może stanowić wręcz synonim życia – a wszystkie działania, które podejmują wyżej zaawansowane kultury, to kolejna forma jej uprawiania. Cykliczność uprawy ziemi to innymi słowy cykliczność ludzkiego życia.

Odsunąć się bardzo daleko i zatytułować tę książkę JAŁOWYM TRAKTATEM to jak wyczerpująco powiedzieć wszystko na każdy temat. Wybrałeś losowe hasło, które zupełnie naturalnie przekułeś w puentę tak doskonałą, że nie wyobrażam sobie teraz, aby hasło “jałowy traktat” mogło być zrealizowane w jakiś inny sposób. Lektura zostawiła mnie ze stanem ducha jak na załączonym obrazu – i za to, mimo technicznych mankamentów tekstu, była ode mnie nominacja do piórka, bardzo wysoka ocena konkursowa i gorąca nadzieja, że będziemy mieli okazję nad tym opowiadaniem popracować.

Dziękuję za ten tekst, przypomnij mi się przy okazji, że masz u mnie piwo.

Wiktorze (Wiktorio?), dziękuję Ci za słowa uznania. Prawdę powiedziawszy nie spodziewałem się takiego wyróżnienia, choć w serduszku tlił się ten mały płomyk nadziei. Po wczorajszej publikacji wyników dalej zbieram szczękę z ziemi i gubię się w słowach, więc z góry przepraszam, jeśli coś napiszę niezrozumiale. laugh

Głównym założeniem całego tekstu było właśnie wywołanie takiego wrażenia “wow”, żeby się zastanowić i poczuć pod koniec lekkie dreszcze na plecach. Tym przynajmniej dla mnie zawsze był weird, nie tyle czymś dziwnym, a bardziej czymś na tyle wyobcowanym, by przekraczało pewne progi zrozumienia, na które autor nie tyle nie daje, co może nawet nie znać odpowiedzi. Wyklarowanie się samego pomysłu zawdzięczam nie tylko sobie, to dzięki wsparciu mojego serdecznego (niestety tu nieobecnego) przyjaciela postanowiłem potraktować temat po prostu dosłownie. Jałowy traktat, jałowe strony, jałowe kartki. Mowa-trawa, a trawa w końcu rośnie, kiełkuje sobie i zarasta. Może być pasożytnicza, może być wyrazem poczucia estetyki właściciela ogrodu. Czemu by więc nie miała dostać też kolejnej funkcji?

Na tyle małe, by być dla człowieka czymś niewyobrażalnym. Jak bakterie. Stąd właśnie powstała sama nazwa tych stworzeń, agricoli. Przyznam, że prawie do samego końca konkursu nie wiedziałem też jaką puentę dać do całości, jaki zwrot wcisnąć, by nie okazał się nazbyt nachalny, ale wywołujący lekki szok. Tak też pojawił się pomysł uczynienia z nich Wieży Babel, którą ludzie chcieli zbudować by okazać swą potęgę, a która tyleż samo namieszała w całej cywilizacji.

Sam nie wiem o agricoli więcej niż inni. Wiem, że są. Wiem, że hodują. Wiem też, że zawsze słuchały i zapisywały, jak pradawny dyktafon. Czemu w pewnym momencie ich papierowa ziemia stała się jałowa? Nie wiem. Może nazbyt częste otwieranie traktatu, będącego – bądź co bądź – poradnikiem rolnictwa tak zadziałało. A hodowanie literek to w końcu ciężka praca.

Dziękuję za wyróżnienie, ponieważ o ile pisaniem zajmuję się hobbystycznie chyba od zawsze, tak przez wiele lat nie mogłem przebić bariery konsekwencji w pisaniu. Pomysły były często porzucane i odkładane na czas przyszły nieokreślony, a dzięki temu konkursowi, udało się w końcu jedno zrealizować od A do Z. Tak więc jest to mój debiut, który był też doświadczeniem terapeutycznym dla całego hobby. Samo wyróżnienie otworzyło wrota, o których przekroczeniu zawsze mogłem tylko pomarzyć.

Stylistycznie i fabularnie cały tekst aż grzmi amatorszczyzną, ale bardzo chętnie popracuję nad nim redaktorsko, by stało się najlepszą formą siebie, jaka może być. W końcu zasługuje na to cała rasa małych istot, towarzysząca ludziom przez naprawdę porządny kawał historii. Jak nie dla siebie, to z pewnością dla nich.

Jeśli mam u Ciebie piwo, w takim razie na Twoje ręce składam obietnicę, że postaram się w przyszłości, mam nadzieję – bliżej określonej, dostarczyć portalowi więcej odjazdowych tekstów. A sporo pomysłów w końcu już istnieje, przykrytych BITowym kurzem, który trzeba z nich zdmuchnąć. A może to też jest już kolejny… No nic. Po raz kolejny – dziękuję!

Kronikarski początek: "Dzień mający okazać się początkiem mego szaleństwa nie zapowiadał się wyjątkowo"podpowiada klasykę historii opowiedzianej od końca, umiejętnie dawkując napięcie. Zręcznie obracasz czytelnika, nie tracąc przy tym równowagi.

W pierwszej części pokazujesz oddanie narratora swojej pracy, jego zaangażowanie, pewną i konkretną sytuację w społeczeństwie (praca w kolegium, wiedza historyczna, językowa, słownictwo – doceniam, że nie skrajnie przesadzone), podkreślasz jego pedantyczną naturę i dociekliwość, używając szczegółów, subtelnych i niepokojących: "Wiele dni i nocy spędziłem na gładzeniu dłońmi jej stronic".

Zwodzisz logicznymi przypuszczeniami ("prawdopodobnie pochodzi z prywatnej kolekcji"), co ma swoje konsekwencje w próbach podważenia naukowych koncepcji racjonalnego porządku rzeczy, ścisłego ładu, który jest zaburzony, a narrator nie jest w stanie pojąć, dlaczego. Te złudne bezpieczeństwo, które próbuje odzyskać bohater (wysyłając studenta z próbką; zadając sobie pytania typu: "a może to zwidy od oparów?") jest jak góra, pod którą wchodzi, a gdy w końcu dociera na szczyt, przychodzi mu spaść w antyracjonalistyczny i antyhumanistyczny zamęt.

 

Widzę tutaj misterium tremendum, "wzniosłość grozy", fascynacja nią. Gdy bohater odkrywa prawdę o Babel, nabiera ona nagłego sensu – fascynacja wypełnia środek i koniec opowiadania, mniej jak obsesja, bardziej jak doniosłość i zrozumienie siebie jako czegoś małego i nieznaczącego. Ta lovecraftowska groza kosmiczna nie musi objawiać się w gargantuicznych monstrach, a w uroczych ludzikach i ich mowie-tańcu. Twój tekst to połączenie dostojnej klasyki i świeżego spojrzenia. Pobawiłeś się wycinkiem znanego nam świata, po kawałku odzierając go z tajemnicy. To jak zajrzeć przez dziurkę od klucza, która wsysa do innego świata. Wziąć mało, zrobić dużo, nie odwrotnie. To zdecydowanie weird fiction, nie horrorek.

 

Dziękuję za udział w konkursie!

Żonglerko, dziękuję za komentarz, dziękuję za konkurs oraz dziękuję za wyróżnienie!

 

Prawdą jest, że jednym z moich ulubionych motywów literackich jest naukowiec próbujący dowieść swoich racji. Czy to postanowiony przed wielką tajemnicą, czy po prostu próbujący wielkie zło sprowadzić. Pozwolę sobie wymienić dwa czołowe nazwiska w inspiracji – Lovecraft oraz Wells.

Językowo pragnąłem stworzyć coś na wzór tłumaczeń Wellsa, ale jeśli chodzi o atmosferę, celowałem bardziej w powolność Lovecrafta. Nie wszystkie karty odsłonięte, a te które widzimy bardziej pokazują kolor niż wartość. Mam nadzieję (i dzięki Twojemu komentarzowi) wierzę, że choć trochę mi się to udało.

Kelin bardzo dobre, bardzo mi się podobało!!! Wyobraźnia na maksa. Bardzo dobrze się czyta. Super!

 

Pozdrawiam.

Jestem niepełnosprawny...

dawidiq150, dzięki że wpadłeś i cieszę się, że przypadło Ci do gustu. : D

Część zebrała się poniżej gotowego napisu i krzątała się wokół rolniczych działań, prawdopodobnie sadząc i hodując spis treści.

 

Ponownie zostawiłem ich na kilka godzin, a każde działanie, którego próbowałem się podjąć, nie pomagało mi uwolnić się od myśli.

Hejka! 

Czasami widziałem powtórzenia, jak chociażby wyżej wymienione, jednak nie były to zbyt rażące oka błędy. Czytało się całkiem przyjemnie. 

Fabularnie – weird rządzi się swoimi prawami, a ja nie jestem jego fanem, więc w tej kwestii nie będę się szerzej wypowiadał… zwłaszcza, że to już późna godzina jest, a spać trzeba. 

A tak na poważnie:

Udał Ci się ten tekst powiem. Długość tekstu taka akurat do tego co chciałeś przedstawić. 

Resztę dopowiedzieli już ludziska powyżej. Zazwyczaj lubię narzekać, ale tutaj nie mam zbytnio przy czym. 

A teraz proszę o uwagę, gdyż:

Zadaję opowiadaniu cios ostateczny, w postaci posłania go do biblioteki. 

Klik powinien niebawem dotrzeć. 

Z pozdrowieniami! 

 

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

@NearDeath: Dzięki serdeczne za przeczytanie!

 

No trochę (a nawet więcej) językowych kulawców mi wpadło. Ale że opowiadanie wrzucone w ostatnich minutach przed zakończeniem konkursu, stwierdziłem że co ma być to będzie i ewentualnymi poprawkami zajmę się po wszystkim. No ale tak się złożyło, że wysoko się wspiął i obronił w tej formie, a to zapewniło mu w przyszłości redakcję i obowiązkową dalszą pracę, przez co straciłem kompletnie motywację do robienia tego na portalu. :/

Cieszę się zaś, że ogólne wrażenie wypadło na plus. :) Dzięki za bibliotekę!

Bardzo fajny pomysł. Mam wrażenie, że jego potencjał nie został w pełni wykorzystany, ale zobaczymy, co wyjdzie po redakcji…

Gratuluję. :-)

Babska logika rządzi!

Dzięki za przeczytanie, Finkla!

Plik z wersją do redakcji czeka na mnie na pulpicie. Jaki będzie ostateczny efekt? Przekonamy się na jesieni. :)

Dzięki serdeczne i również gratuluję sukcesu!

Lepiej późno niż później… wreszcie przeczytałem wszystkie opowiadania z I tomu antologii kafkowej i przychodzę, coby skomentować.

 

Opowiadanie trochę nudne. Znalazłeś fajny zamiennik atramentu w tekście, i za to masz plusika. Brakuje mi jednak emocji… bohater zachowuje się jak maszyna, nie jak człowiek. Śmierć matki ledwo go obchodzi, i w ogóle pojawia się on na wsi wyłącznie po to, żeby znaleźć rozwiązanie zagadki Traktatu. A już zupełnie nie rozumiem pierwszego akapitu w kontekście całego tekstu.

 

Mimo wszystko, pozdrawiam.

 

 

Precz z sygnaturkami.

Nowa Fantastyka