Filip obudził się wcześnie. Śniło mu się, że mieszka we wnętrznościach wielkiej larwy.
Obrócił głowę w lewo i w prawo, sprawdzając czy wszystkie kręgi są na swoim miejscu.
Tylko jeden trzask
Nie jest źle. Zazwyczaj słyszał trzy pstryknięcia.
Zasłony, zeszłej nocy dokładnie zaciągnięte, przepuszczały wąski pas światła. Po pokoju pływał jeszcze dym z wypalonej paczki papierosów.
Uduszę się, pomyślał.
Podniósł poduszkę pokrytą idiotycznymi wzorami – liniami prostymi przechodzącymi w falisty wężyk. Wypuścił ją z rąk – spadła prosto na twarz.
Zupełna ciemność
Tylko przez chwilę
Zaciskając mocno powieki, nie ucieknę przed kształtem. Mam wrażenie, że moja głowa jest za ciężka, a szyja zbyt cienka.
Zaledwie jedna gwiazda, która powstała z pyłu innych. Cząsteczki te złączyła niewidoczna siła.
(Krążę wokoło siebie) Co jest centrum? Kto jest centrum?
Ja, ty, z mniej lub bardziej kształtną głową. Krew, jak czerwone mrówki idące jedna za drugą. Niekończąca się droga po autostradach żył i tętnic, gdzie największym splotem skrzyżowań jest bijące mocno i rytmicznie serce.
Filip ściągnął poduszkę z twarzy, i odrzucił na bok. Zaciągnął się nieświeżym powietrzem, wstrzymał oddech, potem bardzo powoli zrobił wydech.
Na żyrandolu kołysał się kawałek kości, poruszany delikatnym przeciągiem.
Martwa rzecz o kolorze kremowym, przypominająca przeszłość, która niezauważalnie wkrada się brakiem estetyki i ordynarnością do głowy.
To było piękne. Teraz już nie jest – zwykły śmieć – pomyślał Filip.
Czuje swój puls w skroniach. Rytmiczne odliczanie wewnętrznego zegara, kolejnym dowodem na życie.
Filip i jego fotograficzna pamięć
Kość przestaje się kołysać. Wiatr omija uchylone okno. Przez szczelinę pod drzwiami przechodzi owad. Porusza się szybko i chaotycznie. Nagle zatrzymuje się w szaleńczym biegu, i podnosi przednie odnóża. Długimi czułkami bada otoczenie. Nerwowymi, nagłymi zrywami, zmierza w stronę łóżka, ale napotkany po drodze podwinięty dywan, okazuje się być ciekawszy. Owad zastyga w bezruchu. W kilka sekund później znika pod nim.
Znalazł najlepsze miejsce dla siebie. Pod brudnym dywanem jest ciemno i cicho. Nie grozi mu niebezpieczeństwo. Filip nie odkurza, i dopóki tak będzie, owad pozostanie bezpieczny.
– Od tygodnia nie wychodzę z domu. Nie korzystam z zegarka, i nie oglądam telewizji. Przestałem pracować. Retrospekcja miłości przynosi bezsens. Teraźniejszość – jest coś takiego? Przyszłość jeszcze nie istnieje.
Kość zaczyna się kołysać. Filip dostrzega to kątem oka. Wstaje z łóżka – widać, że przychodzi mu to z trudem. Podchodzi do niej i zrywa z żyrandola.
Trzyma ją w dłoni mocno zaciskając, aż bieleją mu kłykcie. Wychodzi z pokoju, po czym słychać szum spuszczanej wody w klozecie.
To koniec
Wiatr oczyszcza wnętrze pokoju z resztek nikotyny, wyciągając dym przez uchylone okno, za którym dzień jest w połowie swej drogi.
Dom Filipa przykrywa gruby koc, spod którego wystają wielkie czułki owada.
– – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –
Rysunek pochodzi z 2007 roku, i został narysowany przeze mnie, przed powstaniem powyższego tekstu.