Tekst przygotowany do konkursu “Kawka z Kafką”.
Hasło konkursowe to “Marmurkowa sepia”
Za betowanie dziękuję mcraptorkingowi i Sagittowi.
Tekst przygotowany do konkursu “Kawka z Kafką”.
Hasło konkursowe to “Marmurkowa sepia”
Za betowanie dziękuję mcraptorkingowi i Sagittowi.
Obrócił się nagle. Stał na zalanej słonecznym światłem ulicy ubrany w wygodne buty, lekki, szary garnitur i koszulę bez krawata.
„Kim jestem?!”, wybuchło w jego głowie pytanie.
„Anton Seyfried, agent ubezpieczeniowy, czterdzieści pięć lat…”, odpowiedzi rozbłyskały w jego głowie jak sztuczne ognie na niebie na sylwestrowym niebie – jednocześnie, w różnych miejscach, w różnych kształtach i rozjaśniając sytuację. Przypomniał sobie żonę, dzieci, dom, przed którym teraz stał. Nielubianą pracę, z której teraz wracał.
Rzecz jasna zaniepokoił go ten nagły atak amnezji. Osobliwe uczucie, jakby pojawił się znikąd w tym świecie. Czysty, nieukształtowany, nabierający formy dopiero w czasie przypominania sobie swojego życia. Intrygujące uczucie. W jakiś nieprzyzwoity sposób – przyjemne.
Wzdrygnął się i ruszył przez trawnik w kierunku domu. Parterowy budynek, kryty dwuspadowym dachem, otoczony był połacią traw przetykanych gdzieniegdzie gustownie przyciętymi krzewami bukszpanu.
Zastanawiał go ten atak. Czy będą się powtarzać? Co to mogło oznaczać? Niezdiagnozowaną padaczkę, która teraz rozbłyśnie jak supernowa niszcząc jego życie? Czy guz mózgu, który je wygasi jak pochłaniająca wszystko czarna dziura? Marylin opowiadała o swoje ciotce, która miała takiego guza. Okropny był to los. A może o przemęczenie tak daje znać o sobie?
Był zamyślony tak, że przed drzwiami zahaczył łokciem o krzew róży i rozdarł materiał. O krzew róży. Przecież nie miał róż… Obrócił się i popatrzył na swój ogród. No jak to nie miał róż?! Zawsze sadził róże. Nad chodnikiem rozpinały się aż trzy pergole oplecione kolczastymi pędami, a cały trawnik był usiany gustownie przyciętymi krzewami różanymi. Zamrugał szybko. Coś było mocno nie tak. Zapomnieć o różach, też coś.
W domu zrzucił z siebie garnitur i ubrał proste, luźne dżinsy, a do nich flanelową kraciastą koszulę, jak za grungeowych, młodych lat. Włączył ekspres do kawy i z niejasnych przyczyn podszedł do lustra. Czasami właśnie tak robimy. Jakieś automatyzmy odzywają się poza naszą świadomością i każą nam bezwiednie bawić się ołówkiem, drzeć papiery na drobne części czy wchodzić do łazienki, gdzie orientujemy się, że żadna sensowna potrzeba nas tam nie zaprowadziła.
Seyfried popatrzył w lustro niewidzącym wzrokiem zastanawiając się, czy po tym ataku powinien pić kawę i nasłuchując ekspresu, który z siorbiącym dźwiękiem powoli napełniał filiżankę. W ramie lustra widział przestrzeń po drugiej stronie jakby fizycznie był tam drugi pokój, z drugim Antonem, z odwrotnym kompletem mebli… Nagle tknęła go ta myśl: tu nie ma tafli szkła! Tylko powietrze delikatnie drżało, jak nad asfaltem w gorący dzień. Lustro było rzeczywiście otworem. Wyciągnął rękę i chciał to sprawdzić. Czy ręka przejdzie przez obramowany otwór? Gdy dotknął miejsca, gdzie palce powinny napotka zimną taflę szkła, poczuł tylko mrowienie w palcach, ale całe zwierciadło zaburzyło się, jakby było taflą wody. Kręgi rozeszły się po tym, co wydawało się wcześniej drżącym powietrzem i obrazy rzeczy z drugiej strony rozfalowały się. Seyfried poczuł nagły atak mdłości podobny do choroby morskiej i szybko opuścił wzrok na podłogę u swoich stóp. Oddychał głęboko, by zmniejszyć ucisk w żołądku.
– Dzień dobry, Antonie – usłyszał za swoimi plecami.
Wzdrygnął się i uniósł głowę, żeby zobaczyć intruza w odbiciu. W lustrze nikogo nie było. Obrócił się gwałtownie. Za nim, a teraz już przed nim, stał Carlos Silva, jego kolega z pracy. Jak tu wszedł? Dlaczego nie widział go w lustrze? Anton rzucił szybkie spojrzenie w kierunku zwierciadła. Po drugiej jego stronie widział tylko swoje odbicie.
– Kim… – wychrypiał, odchrząknął i zaczął raz jeszcze – Kim jesteś?
– To ja, Carlos – uśmiechnął się przybysz, ale jego uśmiech był jakiś… sztuczny. Jakby obca istota przybrała tylko maskę Carlosa i teraz naśladowała ludzkie emocje. Jego oczy były dziwne. Białka nie były białe, żyłkowane czerwono, lecz miały odcień sepii i marmurkową fakturę.
– Nie odbijasz się w lustrze.
– Nie. Nie odbijam się. To naturalny stan.
– Naturalny?… – do Antona zaczęło powoli dochodzić co się mogło dziać.
Wampir. To takie oczywiste. Carlos był wampirem, krwiopijczym stworem, który obrał sobie go za ofiarę. Wampiry nie odbijają się w lustrach.
Nagle wszystkie klocki wskoczyły na miejsce. Dziś w pracy mieli zebranie. Przedłużało się trochę, bo omawiana sprawa polisy Cuthbertów okazała się bardziej zagmatwana, niż się pierwotnie spodziewali. Carlos poszedł do automatu po kawę i przyniósł dwa kubki. Jeden dał Antonowi. To ta kawa. Zatruł ją. Teraz to oczywiste. Stąd atak amnezji, halucynacje związane z trawnikiem i widokiem za oknem. A teraz przyszedł dokończyć dzieła. Ale mu nie pójdzie tak łatwo. Już mu nie poszło. Najwyraźniej dawka narkotyku w kawie była zbyt słaba i mimo zaburzeń percepcji Seyfried nadal mógł myśleć jasno.
Ale co to znaczyło? Musi podjąć walkę. Ale jak? Wręcz? Pamięć podrzuciła mu kilka sposobów: czosnek, srebro, osikowy kołek… Słabe. Marylin miała srebrną biżuterię, ale co miał z nią teraz zrobić? Wcisnąć mu pierścionek na palec? Skłonić go do połknięcia kolczyków? Czosnek… Ale jak go zaaplikować? Ma się nim nasmarować? Jego nasmarować? Połknąć? Może uda mu się dostać do drewutni. Grabie mają drewniany styl. Złamie je i będzie miał namiastkę kołka…
I w tej chwili myśli wyklarowały mu się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Ogień. W drewutni ma kanister z benzyną do kosiarki. I lampę lutowniczą. Poczuł, jak ogarnia go euforia. Najwidoczniej narkotyk szybciej przestał działać, niż się tego można było spodziewać
– Słuchaj Carlos – odezwał się celowo spowalniając słowa, wypowiadając je z udawanym trudem, by się nie zdradzić. – Fajnie, że przyszedłeś. Napijesz się czegoś?
Tamten pokręcił głową.
– Chętnie pogadam z tobą, ale muszę załatwić jedną sprawę, a słabo się czuję. Rozgość się, a ja pójdę na chwilę do drewutni. Dwie minuty, dobra?…
– Spoko – odpowiedział Carlos, ale głos miał stropiony. – Tylko wróć zaraz, bo musimy pogadać.
Seyfried wyszedł przez taras i udał się do sporej drewutni z tyłu ogrodu. Specjalnie zbudował ją większą, żeby pomieścić tam wszystkie potrzebne przybory ogrodnicze oraz parkować kosiarkę. Marylin była na niego zła, bo zepsuł jej koncepcję przestrzenną ogrodu. Teraz to będzie działało na jego korzyść, bo może się zniknąć we wnętrzu i niepostrzeżenie przelać benzynę. Potrzebuje dosłownie kilkudziesięciu sekund… Wpadł do środka i przymknął drzwi, lecz ich nie zamykał, żeby nie wzbudzić podejrzeń, gdyby wampir obserwował go przez tarasowe okna.
Szybko wyjął z szafki lampę lutowniczą, sprawdził czy piezoelektryczny zapłon działa jak należy i postawił ją na blacie przy wyjściu. Potem do niedużego, czerwonego wiadra zaczął przelewać benzynę z kanistra.
„Ale jak mam go podpalić?”, myślał, a w tym czasie lekki płyn przepływał aromatycznym strumieniem do wiadra. „Przecież nie w salonie, bo go sobie spalę. Może uda mi się wywabić go na taras?… Tylko, że wampiry nie lubią słońca. Może nie być skłonny do opuszczenia bezpiecznego, a może tylko wygodnego, cienia.”
– Dziwne – nagle usłyszał głos Carlosa w drzwiach drewutni.
Anton obrócił się i chlusnął benzyną z wiadra wprost na wampira. Ale nie sięgnął po lampę, tylko patrzył osłupiały. Ciecz przeleciała przez Silvę jakby był hologramem i spadła na kamienne płyty rozbryzgując się tęczową kałużą.
– Słuchaj, to nic nie da – nieco zniechęconym tonem powiedziało widmo Carlosa. – To tylko sen.
– Sen… – stęknął Seyfried. – Tylko sen. Obudzę się i będzie po wszystkim…
– Nie – zaprotestował tamten. – To ja się obudzę. Ja śnię ten sen. Dlatego nie odbijam się w lustrze. Śnię ciebie. Póki nie zacząłem śnić, nie było cię. Wyśniłem cię na obraz i podobieństwo mojego kolegi z pracy. Praktykuję świadome śnienie i mam już pewne doświadczenia w tym względzie. Potrzebowałem cię wyśnić, żeby wspólnie z tobą zrobić pewną rzecz…
Anton stał jak wyryty. Nic już się nie spinało. Nic już nie było oczywiste. Był… niczym. Był odbiciem pamięci i wyobrażeń na temat jakiegoś człowieka, które powstały w umyśle… tego czegoś? Nic nie znaczył? Jego całe życie? Marylin? Mała Jenny i jeszcze mniejszy Peter? Właśnie, musi jechać po niego do przedszkola… Jakiego przedszkola?! Jeśli to wszystko nie jest prawdziwe?! Może nie ma żadnego Petera? Może jest jedynym człowiekiem w tym świecie, nie licząc tego widma przed nim? Jest tylko snem… To dlatego ten trawnik skrzy się fioletowymi iskrami. Dlatego niebo pokryło się marmurkowym deseniem w odcieniu sepii. Dlatego wielospadowy dach na jego piętrowym domu opalizuje, mimo że to drewniane gonty. Dlatego nie stoi już w półmroku drewutni, tylko pod wielkimi liśćmi fikusa. Bo nic nie krępuje snu tego… czegoś co nazywa Carlosem Silvą. A czym ono jest? Gdyby mu wierzyć, należało by w niego wierzyć, bo on jako śniący byłby tego świata stwórcą…
– Ale to teraz nie jest ważne – kontynuował demiurg obecnego snu. – Chodzi o to, że…
Rozległ się świdrujący uszy elektroniczny pisk pozbawiony źródła. Jakby cała atmosfera emitowała przenikliwy dźwięk budzika. I świat się rozpadł.
“odpowiedzi rozbłyskały w jego głowie jak sztuczne ognie w sylwestrowy niebie” → na sylwestrowym niebie?
“A może o przemęczenie tak daje znać o sobie?” → literówka, zabrakło “t” w “to”
“Jakby dziwna istota przybrała tylko maskę Carlosa i teraz naśladowała ludzkie emocje. Jego oczy były dziwne.” → powtórzenie
“Carlos był wampirem, krwiopijczym stworem, które obrało sobie go za ofiarę.” → niepoprawna odmiana, powinno być “krwiopijczym stworem, który obrał go sobie za ofiarę” (szyk też zmieniłam na bardziej naturalny).
Spoilers ahead
Ciekawy pomysł na ujęcie tematu. Niestety, jak dla mnie wyjaśnienie, że wszystko było jedynie snem sprawia, że opowiadanie nie jest ani weirdowe ani fantastyczne. Po snach spodziewamy się wszystkiego, wszystko jest w nich możliwe, bo są snami. Co innego oniryzm. Coś może sprawiać wrażenie, jakby było śnione, ale tę iluzję trzeba podtrzymywać, nie można zdradzać, że świat jest senny, inaczej pryska urok. Moja opinia jest oczywiście tylko moim wrażeniem, zdaniem jednego czytelnika.
Poza kilkoma błędami, których obecność aż dziwi, skoro tekst przeszedł betę, napisane poprawnie z kilkoma ładniejszymi konstrukcjami i metaforami.
Całkiem nieźle napisane opowiadanie. Życzę mu powodzenia w konkursie. :)
Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.
Veni, vidi, readici.
rosebelle – dziękuję bardzo za poprawki :) naniosłem
“Niestety, jak dla mnie wyjaśnienie, że wszystko było jedynie snem sprawia, że opowiadanie nie jest ani weirdowe ani fantastyczne. Po snach spodziewamy się wszystkiego, wszystko jest w nich możliwe, bo są snami.” – coś faktycznie nie poszło zgodnie z planem, bo jeszcze chyba żaden z czytelników nie zastanowił się, czyim jest snem…
Czytało się nieźle. Nie przepadam za snami w literaturze, tutaj masz jednak całkiem ciekawe ujęcie tematu, bo historia jest z punktu widzenia “śniącego się” ;) Fajny twist na koniec. Czyli śmierć oznacza tylko, że komuś tam zadzwonił budzik? ;)
Ładny debiucik, kliczek na powitanie i zaczętę :)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
– Dzień dobry[+,] Antonie – usłyszał za swoimi plecami.
Przyjemne, dobrze się czytało :)
Przynoszę radość :)
Ciekawe opowiadanie, bo kilka dobrych pomysłów zawarłeś w małej objętości tekstu. Czytało się bardzo płynnie.
Oto dwa najciekawsze fragmenty, o których warto wspomnieć:
Być może poniższy fragment warto minimalnie zmienić – trochę dziwnie mi się przeczytało.
Mianowicie, napisałeś:
„Ale jak mam go podpalić?”, myślał w czasie, gdy lekki płyn przepływał aromatycznym strumieniem do wiadra.
Może lepiej zmienić na:
„Ale jak mam go podpalić?”, zastanawiał się. W tym czasie lekki płyn przepływał aromatycznym strumieniem do wiadra.
Albo:
„Ale jak mam go podpalić?”, myślał, a w tym czasie lekki płyn przepływał aromatycznym strumieniem do wiadra.
Ostatnia drobnostka: w następującej części
„Przecież nie w salonie, bo go sobie spalę. Może uda mi się wywabić go na taras?… Tylko, że wampiry nie lubią słońca. Może nie być skłonny do opuszczenia bezpiecznego, a może tylko wygodnego, cienia.
cudzysłów otwiera przemyślenia bohatera opowiadania, ale ich nie zamyka, tzn brakuje “.
Anet: dziękuję za dobre słowo :) i za przecinek (zawsze się te robaczki gdzieś rozbiegną i zawieruszą…)
Geeogrraaf: dziękuję za wskazówki i miłe słowa. Może faktycznie poprawię to zdanie, bo trochę zgrzyta :)
jak za grungeowych, młodych lat.
grunge’owych.
Grunge kończy się na -e, no więc wiesz: https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/apostrof-w-wyrazach-obcych;11890.html
GDzieś brakuje przecinka albo dwóch, ale poza tym – sprawnie napisane językowo.
Co do fabuły – bardzo ciekawie ujęty problem tożsamości istoty w cudzym śnie. Ogromna szkoda, że nie pociągnąłeś dalej tego tematu, lecz skróciłeś go do pospiesznie wypluwanych przez protagonistę pytań. Pointa przebudzenia się ze snu, która mogła stanowić dramatyczną kulminację istnienia sennej tożsamości – sprzedana za szybko i za łatwo.
Ale pomysł przedni.
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Mam trochę wrażenie, że to, co najciekawsze w pomyśle na ten tekst, nie zostało rozwinięte: ten kawałek pod koniec, kiedy bohater zdaje sobie sprawę, że jest niejako swoim własnym sennym duplikatem, a jednocześnie – że cierpi, bo nie jest jedynym, bo nie ma tego, co wydawało mu się, że ma. Trochę szkoda tego motywu – potraktowany jako główny koncept, dałby w efekcie może lepszy tekst. Przy czym ten obecny jest zupełnie przyzwoity, naprawdę, ale mnie trochę szkoda szansy na tamten, który nie powstał.
ninedin.home.blog
Interesująca historia z nietypowej perspektywy.
Nie wiem tylko, czy wykonanie do końca mnie kupiło, bo troszkę szlifów by się przydało zwłaszcza przy końcu, gdzie całą robotę mają robić trzykropki, a przydałoby się więcej refleksji bohatera może. Resztę tekstu czyta się znacznie lepiej, ale chyba brakuje jakichś ciutkę dookreślających tę oniryczną rzeczywistość szczegółów. W sensie, że fajnie byłoby na jakich innych zasadach to się tak zadziało poza tym, że to tylko czyjś sen. Mam nadzieję, że nie brzmi to groźnie bo pewnie wystarczyłyby dwa-trzy zdania czy wtrącenia, żeby zachować konwencję snu.
Podsumowując, jest dobrze, ale czemu by trochę tego nie podkręcić?
Zachwycona nie jestem. Pod względem stylistycznym tekst jest dość poprawny (wyłapałam parę błędów, głównie interpunkcyjnych), miejscami chaotyczny w sposób sugerujący warsztat początkującego autora. Korzystasz z motywu obecnie tak wyeksploatowanego w mediach (mówię tu o wampirach), że należy podchodzić do niego ze sporą dozą rezerwą i pomysłem na naprawdę oryginalne przetworzenie schematu, w moim odczuciu jednak opowiadanie oryginalnością nie powala.
Zgodność z wylosowanym hasłem konkursowym oceniam nisko. „Marmurkowa sepia” pojawia się tu raz – w opisie oczu Carlosa Silvy – i nie pełni żadnej funkcji. Gdyby oczy wampira były „żyłkowanym marmurem” lub „ażurowym kompozytem”, utwór nie zmieniłby się w żaden sposób. Zarys charakteru bohatera jest uproszczony, a jego próby racjonalizacji sytuacji to dość ograna w horrorze klisza, w związku z czym nie byłam w stanie przejąć się jego losem.
Hmmm. Zaczyna się nieźle, ale zakończenie jest z tych, których nie cierpię w fantastyce: “to był tylko sen”.
ubrał proste, luźne dżinsy,
Ubrań się nie ubiera.
Babska logika rządzi!
”sylwestrowym niebie"
Czyli, na przykład, w imieniny Sylwestra (7 razy w roku!) ;)
Podobno te wiktoriańskie wampiry nie miały odbicia nie z powodu samego zwierciadła, a ramy zwierciadła wykonanej poniekąd ze srebra.
Zagranie z typu "to był tylko sen"… Normalnie dość kiepski – choć ma swoje zastosowanie tu i ówdzie; w weirdzie zupełnie bezproduktywny i niegatunkowy. Końcowe stwierdzenie dużo, dużo lepsze, jeśli odnosi się do "realnego" świata jawy Antona, nie snu, z którego się obudził. Brakowało mi rozwinięcia psychiki bohatera, którą zapoczątkowałeś paranoją, ale nie dokończyłeś. Dlaczego tracił pamięć, dlaczego nie był jedyny?