Profesor Kers Ven der Maad, przewodniczący Komisji Naukowej Uniwersytetu Wolnej Myśli na Tolmenie, odwołał hologram reprezentujący jego podosobowość podczas zebrania dostojnego gremium i skupił pełną jaźń nadrzędną w służbowym gabinecie.
Mózg uczelni poinformował profesora o niezapowiedzianej, absolutnie priorytetowej wizycie, która wymagała natychmiastowej i, co było najbardziej irytujące, osobistej obecności Kersa.
Profesor nie krył niezadowolenia, jednak bez sprzeciwu spełnił stanowczą prośbę sztucznej inteligencji zarządzającej Uniwersytetem.
Do gabinetu dotarł chwilę po przybyciu gościa. Sprawy uczelni musiały poczekać wobec odwiedzin kogoś ważniejszego od zebrania Komisji, szczególnie gdy tym kimś okazuje się sam Imperator.
Nawet jeśli pofatygował się w postaci jednego z wielu oficjalnych awatarów.
– Nie spodziewałem się takiego zaszczytu. – Ton głosu Kersa der Maad częściowo zaprzeczał wypowiedzianym słowom. Rzeczywiście wizyta była pewną niespodzianką. Ale profesor wcale nie czuł się zaszczycony.
– Przegrywam wojnę. Nie mam czasu na konwenanse. Zwłaszcza nieszczere. – Hologram przedstawiający najważniejszą osobę w Imperium Człowieka, przemierzył pomieszczenie i zasiadł w fotelu za wielkim biurkiem z masy żywicowej tolmeńskich drzeworostów. – Usiądź, der Maad. – Prośba zabrzmiała jak polecenie.
Profesor spojrzał niepewnie na krzesło dla gości i opadł ciężko na jego twarde siedzenie. Poczuł się petentem we własnym gabinecie.
– Odradzaliśmy tę wojnę – rzekł cicho.
– Być może. Jednak nie oczekuję od naszych naukowców znajomości polityki. Oczekuję za to konkretnych rozwiązań i odpowiedzi na moje pytania. I właśnie nadszedł czas takich odpowiedzi. – Spojrzenie znad biurka było pochmurne i groźne. Człowiek, który władał kilkudziesięcioma światami, potrafił wzbudzić respekt na wiele sposobów.
Jednak Kers znał swojego rozmówcę i jego sztuczki od wielu lat – wciąż pamiętał nieprzeciętnie inteligentnego manipulatora, jakim był obecny władca Imperium w czasach studiów na tolmeńskiej uczelni.
Ale przede wszystkim, już od dawna miał przygotowaną odpowiedź na podobną okoliczność.
– Oczekujesz cudów, nie rozwiązań, Imperatorze. Na Uniwersytecie Wolnej Myśli zajmujemy się nauką, a nie szarlatanerią. Nie potrafimy odmienić losów tej wojny, nie dostarczymy Flocie magicznej broni dającej przewagę w bitwach ani nie znajdziemy żadnego cudownego sposobu na powstrzymanie kuularan. – Profesor westchnął ciężko. Teraz musiał zawalczyć o to, na czym zależało mu najbardziej: – Nadal jednak uważam, że poświęcenie bezcennego artefaktu dla tej szalonej i bezsensownej idei jest zwyczajną głupotą. Badaliśmy go przez stulecia, a wciąż kryje przed nami wiele tajemnic. Wiem, że został zabrany stąd na twoje polecenie. Teraz też wystarczy jedno słowo Imperatora i eksponat wróci na swoje miejsce. Na właściwe miejsce.
Mężczyzna siedzący po drugiej stronie biurka przyglądał mu się uważnie. Gdzieś głęboko w jego szarych oczach Kers dostrzegł smutek. A gdy zajrzał jeszcze głębiej, zobaczył strach.
Awatar Imperatora poruszył się niespokojnie w fotelu.
– Wykluczone, profesorze. I obawiam się, że nie będzie już czasu na dalsze badania. Jeśli nie dokonamy jakiegoś przełomu, jeśli nie będzie żadnego cudu, pewnego dnia kuularanie przybędą także tutaj.
Kers Ven der Maad zdał sobie sprawę, że, podobnie jak Imperium, toczy walkę skazaną na porażkę.
– Przełomu? Jako naukowiec jestem niezmiernie ciekawy wszelkich odkryć, jakich dokonają uczestnicy wyprawy. Jednak nie ma ona szans powodzenia!
– Rada Naukowa Floty ma inne zdanie na ten temat. Zresztą, nie będę czekał z założonymi rękoma na kuularan. W naszych rękach znalazł się statek starożytnej cywilizacji, który wykorzystamy w poszukiwaniach jego budowniczych. Zdaniem Rady, wiele tropów wskazuje na to, że możemy ich odnaleźć właśnie w Wielkiej Czeluści. – Gość zawiesił głos i jego ostatnie słowa przez chwilę wybrzmiewały złowrogo w ciszy uniwersyteckiego gabinetu. – Sam przyznasz, że to niewątpliwie wpłynęłoby na losy wojny. Dlatego decyzja o ekspedycji jest nieodwołalna.
Profesor zacisnął zęby. Niemal fizycznie odczuł stratę, która miała spotkać świat naukowy Imperium. A może nawet całej galaktyki?
– Nikt stamtąd nie wróci, nie poznamy żadnych tajemnic. To podróż w jedną stronę. Nie nazywajmy misji samobójczej ekspedycją!
– Zatem to twoja ostatnia okazja, aby pożegnać się z bratem – odparł Imperator i awatar jego podrzędnej jaźni zniknął.
W tej właśnie chwili Kers uświadomił sobie, że jego rozmówca przewidział każde słowo tej dyskusji i zjawił się w ciasnym, uczelnianym gabinecie tylko po to, żeby zobaczyć wyraz twarzy profesora na wieść o wyroku wydanym na członka rodziny der Maad.
Przez chwilę Kers cieszył się, że podczas rozmowy z Imperatorem nie wspomniał o badaniach nad gruokańskimi legendami o Wielkim Exodusie. Ani o obiecujących odkryciach archeologicznych na Ragardianie.
Zaraz jednak zmarkotniał. Zdawał sobie sprawę, że żadnym sposobem nie uda mu się odwieść brata od tej szaleńczej wyprawy. Imperator doskonale o tym wiedział.
***
„Niepowstrzymany”, jedyny okręt klasy Wędrowiec w siłach zbrojnych Imperium Człowieka, wyszedł z nadświetlnej i zajął pozycję obserwacyjną. Statek pojawił się w odległości zaledwie trzydziestu jednostek astronomicznych od krawędzi zewnętrznego horyzontu zdarzeń i zarazem na obrzeżach ergosfery Wielkiej Czeluści – supermasywnej czarnej dziury, która pożerała serce Drogi Mlecznej. Tym samym, jednostka imperialna znalazła się w gorącym piekle na granicy sfery akrecyjnej, która przywitała okręt potężną emisją w zakresie twardego promieniowania rentgenowskiego.
Zwarte źródło radiowe, aktywne także w pozostałych spektrach pomiarowych, było częścią znacznie większej struktury znanej od wieków jako Sagittarius A. W bliskim sąsiedztwie czarnej dziury sensory okrętu zarejestrowały pozostałości supernowej i olbrzymie, aktywne radiowo chmury gazu i pyłu gwiezdnego.
Sama Wielka Czeluść nie emitowała absolutnie niczego, wszak w swych mocarnych ramionach grawitacyjnych potrafiła zatrzymać nawet światło. Jednak najbliższe otoczenie czarnej dziury przemawiało do gościa w jej imieniu bardzo mocnym głosem.
Natychmiast po zajęciu wyznaczonej pozycji, Mózg pokładowy uruchomił trzy główne pola osłonowe jednostki, chroniące „Niepowstrzymanego” przed wpływem pobliskiej osobliwości. Zamknięty w sferach antydylatacyjnej i antygrawitacyjnej okręt spowiła szczelna zona struktury krystalicznej doskonałej, wytwarzana przez stabilizatory entropii. Jednocześnie Mózg skierował w stronę pobliskiego obiektu pozostałe receptory zewnętrzne i obiekt znalazł się w zasięgu niezwykle czułych sensorów przestrzennych jednostki.
Promień samej czarnej dziury z otaczającym ją horyzontem zdarzeń, będącej najważniejszą składową struktury, wynosił około pół minuty świetlnej i właśnie ten pochłaniający materię i zakrzywiający czasoprzestrzeń nieprzenikniony punkt był celem, na którym skupiły się wszystkie systemy okrętu.
Przez pole gorącej materii oraz strugi częściowo zjonizowanego gazu mknął ku nim jasny i wyraźny przekaz.
Wielka Czeluść wzywała przybysza falami radiowymi swojego otoczenia. Słała zaproszenie z wirującej krawędzi zewnętrznego horyzontu zdarzeń, emitując nieregularnie w zakresie podczerwieni. Zachęcała transmisją promieniowania gamma ergosfery. A gdy „Niepowstrzymany” nie odpowiadał na jej inwitację, nalegała potężnym oddziaływaniem grawitacyjnym swojego bezdennego jestestwa.
Wciąż bez skutku.
Już kilka chwil po wyjściu z nadświetlnej, pogrążony w półmroku mostek okrętu rozjaśnił blask kilkunastu widmowych postaci. Większość gości stanowiły reprezentacyjne hologramy członków Rady Naukowej oraz Admiralicji Floty Galaktycznej. Oprócz nich także holoprojekcje dwóch przedstawicieli ras podległych Imperium, których wkład w przygotowania do ekspedycji był więcej niż znaczący.
Jedynymi istotami z krwi i kości w pomieszczeniu dowodzenia byli kapitan „Niepowstrzymanego”, a jeszcze do niedawna głównodowodzący floty imperialnej w Sektorze IV, Saan Ven der Maad, oraz pierwszy oficer. Reszta trzydziestoosobowej załogi okrętu wyczekiwała w pełnej gotowości na swoich stanowiskach, rozsianych na trzech pokładach. Obca architektura jednostki, w węzłowych punktach kadłuba przystosowana została do potrzeb ludzkiej obsady oraz doposażona w urządzenia niezbędne dla realizacji misji.
Kapitan der Maad, sprzężony podrzędną/operacyjną partycją jaźni z potężnym Mózgiem pokładowym podległej mu jednostki, skanował uważnie najbliższą przestrzeń wokół statku. Zewnętrzne receptory „Niepowstrzymanego” wizualizowały pozyskane dane bezpośrednio w umyśle kapitana. Jednocześnie jego oczy bacznie przyglądały się twarzom zebranych na mostku holograficznych postaci z najbliższego otoczenia Imperatora, a nadrzędna jaźń osobowości wnikliwie analizowała wyniki tych obserwacji.
Nie były optymistyczne.
Fizjonomie gudiańczyka i delenera, jak zgadywał na podstawie bogatego doświadczenia w kontaktach z przedstawicielami podbitych cywilizacji, wyrażały głównie strach, od dawna towarzyszący tym gatunkom w relacjach z człowiekiem. Na pozostałych, ludzkich obliczach, perfekcyjnie odwzorowanych przez reprezentacyjne awatary, obok nieskrywanej ekscytacji nadchodzącym, wiekopomnym wydarzeniem, dostrzegł głęboki cień rozczarowania.
Awatar Imperatora nie pojawił się i zapewne już nie pojawi na pokładzie jego okrętu. Zebrani goście zdawali sobie sprawę z wymowy tej sytuacji i w milczeniu obserwowali ostatnie chwile poprzedzające decydującą fazę eksperymentalnego lotu.
W zasadzie der Maad nie spodziewał się innego obrotu sprawy. Od czasów porażki w bitwie z kuularanami na rubieżach Sektora IV, otoczony był niechęcią i niełaską głowy imperium. Zdawał sobie sprawę, że misja „Niepowstrzymanego” jest ostatnią szansą na przywrócenie rodowi der Maad należnego i utraconego szacunku oraz chwały.
Chwały, która sięgała czasów sprzed ponad czterystu lat, gdy niewielki statek kupiecki jego dziadka, Oringa Ven der Maad, natknął się w przestrzeni międzygwiezdnej na opuszczony okręt prastarej cywilizacji Wędrowców.
Kapitan Saan miał świadomość, że mimo oczywistych korzyści, jakie odkrycie jego przodka przyniosło całej ludzkiej rasie, wynikająca z tego faktu pozycja i wpływy rodziny der Maad nigdy nie cieszyły się przychylnością kolejnych Imperatorów, dziedziczących tron z pokolenia na pokolenie.
A teraz, ledwie trzy generacje później, za sprawą jego kosztownego błędu, ród der Maad mógł stracić wszystko.
Jeden niespodziewany i nieracjonalny manewr kuularańskiej eskadry doprowadził ówczesnego admirała Saana do sytuacji, w której samobójcza misja „Niepowstrzymanego” stała się ostatnią nadzieją na ocalenie znaczenia i prestiżu całego rodu. A przy okazji, na kontynuację błyskotliwej, oficerskiej kariery jego syna, Kuera.
Podczas gdy część prywatna jaźni kapitana po raz setny rozpatrywała kolejne aspekty niekorzystnej dla rodziny der Maad sytuacji, jego podosobowość operacyjna skierowała wszystkie sensory na gigantyczną osobliwość pierścieniową przyczajoną tuż za krawędzią obszaru statycznego. Saan wpatrywał się w czarną dziurę z lekkim respektem i niedowierzaniem. Zdaniem naukowców, jej skondensowana na obszarze o promieniu sześciu setnych jednostki astronomicznej masa, dorównywała czterem milionom mas ziemskiego Słońca.
Już samo to było fascynujące.
Niedługo potem, złożony z wielu składowych obraz obiektu, który czaił się w przestrzeni kosmicznej, zdominował jego myśli. Kapitan porzucił wszelkie poboczne analizy i skupił wszystkie trzy partycje osobowości na nieprzeniknionym obszarze czasoprzestrzeni. Do tej pory traktował obiekt swojej misji jak wyzwanie, ale i ostateczną drogę do własnych celów. Teraz gdy spojrzał w jego głębię, czarny, kosmiczny gigant zyskał w jego oczach budzącą szacunek podmiotowość.
Wielka Czeluść wzywała go. Wołała we wszystkich spektrach.
Poczuł to każdą komórką swojego jestestwa i każdym atomem ciała. Siła jej przyciągania sięgała najgłębszych zakamarków duszy Saana Ven der Maad i kusiła. Zapraszała do siebie. Obiecywała odkupienie wszystkich win i za niewielką cenę życia kapitana gwarantowała rehabilitację dla kolejnych pokoleń jego rodu.
Coś rozproszyło jaźń kapitana i wyrwało ze studni, w jaką wciągała jego myśli zdradliwa ciemność. W umyśle Saana rozbłysnął impuls powiadomienia – jego syn zjawił się z nieoficjalną wizytą na pokładzie „Niepowstrzymanego”. Podrzędna/intymna partycja jaźni natychmiast zrealizowała w prywatnej kajucie dowódcy niepubliczną wersję jego awatara. Kapitan wciąż pozostawał aktywny na mostku i w sprzężeniu z Mózgiem okrętu, ale główną część jaźni skupił na hologramie wyświetlonym w osobistej kwaterze.
W półmroku dyskretnie rozjaśnionym słabym światłem holoświec, czekało na niego widmo Kuera Ven der Maad. Niezręczną ciszę, jaka zapadła w pomieszczeniu przerwał po dłuższej chwili młodszy z rodu.
– Czy zdajesz sobie sprawę, że to podróż w jedną stronę, ojcze?
Hologram Saana westchnął ciężko i opadł na fotel ustawiony w kącie pomieszczenia.
– Tego nie wiemy na pewno, Kuer. Jak zapewne słyszałeś, sednem mojego zadania jest dotarcie na drugą stronę osobliwości, jeśli takowa istnieje, rozpoznanie i, w miarę możliwości, powrót. Oczywiście z informacjami, które mogłyby wzmocnić potęgę Imperium i otworzyć nowe kierunki ekspansji. Ku chwale Imperatora, ma się rozumieć.
Kuer der Maad zazwyczaj reagował uśmiechem na kpinę ukrytą w głosie ojca, kiedy Saan wygłaszał podobne formułki. Nie tym razem.
– To oficjalne bzdury, którymi Propaganda karmi WszechSystem. Nie traktuj mnie, jakbym był idiotą, ojcze.
– Nawet bym nie mógł, synu. Twoje parametry osobowościowe są znacznie wyższe od moich.
Kuer ponownie zignorował ironię.
– Obaj dobrze wiemy, że oficjalnie jedynym waszym celem jest określenie położenia i wyznaczenie koordynat po drugiej stronie osobliwości oraz przekazanie ich z powrotem. Pytam się jak?! Wszystkie te bzdury o transmiterach neutrinowych to tylko teorie i życzenia bandy kretynów z Rady Naukowej Floty. Rozmawiałem z wujem Kersem, on także uważa, że to szaleństwo. Nie oszukujmy się ojcze, nikt nie oczekuje i nie spodziewa się waszego powrotu!
– Znam dobrze opinię twojego wuja. Jednak nie jestem przekonany, czy Imperium chce bezpowrotnie utracić statek o takich możliwościach, jakie ma „Niepowstrzymany”… I czy może sobie na to pozwolić – odparł jego ojciec.
– Jeden statek, nawet najpotężniejszy, nie wygra dla nas wojny z kuularanami. Nic jej nie wygra! Ta wyprawa to jedynie szukanie jakiegoś cudu. A w praktyce ostatniej alternatywy dla kapitulacji. Albo raczej drogi ucieczki dla… – Kuer ugryzł się w język w ostatniej chwili. – A ty chcesz dla niej poświęcić swoje życie!
– Za takie poglądy jeszcze dziś możesz trafić do kopalni!
– Ale to jest misja samobójcza, tato! I naprawdę, nie musisz tego robić w imię czegokolwiek i w imieniu kogokolwiek! Przynajmniej nie w moim! – W głosie młodszego członka rodziny der Maad jakby zabrakło przekonania.
– To teraz jedyna opcja, synu – odpowiedział Saan cichym głosem i był niemal pewny, że przez moment dostrzegł w oczach Kuera wyraz głęboko skrywanej ulgi.
– Zatem żegnaj, ojcze.
– Mimo wszystko pozostanę przy „do zobaczenia”, synu – odparł starszy der Maad ze smutnym uśmiechem na holograficznej twarzy.
Oba awatary rozmyły się w słabym świetle holoświec, które zgasły po chwili.
***
Saan wrócił na mostek pełnią swojej jaźni. Zbliżał się moment, na który czekał od dawna. Jego okręt miał przekroczyć granice znanej im rzeczywistości. Zajrzeć za kurtynę Wszechświata i podejrzeć jego najgłębiej strzeżone tajemnice.
Do takiej misji potrzebny był okręt wyjątkowy pod każdym względem. I taką jednostką był właśnie „Niepowstrzymany”. Statek, którym dowodził kapitan der Maad nie był do końca dziełem ludzkich rąk, a tym bardziej ludzkiej myśli. Sam okręt był bezcennym znaleziskiem, artefaktem, który wieki temu przyczynił się do przemijającej właśnie świetności rodu ver Maad, a zarazem całego Imperium Człowieka. Jedyną pozostałością po zaginionej rasie Wędrowców, którzy zniknęli z Galaktyki na długo przed wyjściem pierwszego ziemskiego organizmu na ląd.
Saan od początku wyczuwał w tym geście pewną ironię ze strony Imperatora. Jeśli misja zakończyłaby się sukcesem, statek Wędrowców po raz drugi mógłby stać się fundamentem, na którym ród Saana spróbuje zbudować swój prestiż. A także prestiż całego imperium.
Nad obcą konstrukcją „Nieustraszonego” i starożytną technologią znalezioną na jego pokładzie, pracowali przez cztery wieki przedstawiciele trzech kosmicznych ras. Obok ludzi, także najwybitniejsi przedstawiciele dwóch podbitych przez człowieka cywilizacji.
To, co odkryli i poznali dzięki tym badaniom, pozwoliło osiągnąć Imperium Człowieka niekwestionowaną pozycję w Galaktyce. Najtęższe umysły trzech ras nie rozwiązały tylko jednej tajemnicy okrętu. Tej najważniejszej. Jego rdzeń był źródłem niewyczerpanej i niewyobrażalnie potężnej mocy. Zasilany negatywną energią wytwarzaną z udziałem antymaterii reaktor potrafił wygenerować pole zdolne przeciwstawić się nawet wszechpotężnym siłom pływowym pochodzącym z centralnej czarnej dziury.
Przed obecną misją, okręt wyposażono również w największe zdobycze nauki i techniki czterech współczesnych cywilizacji. Udoskonalone antygrawitatory, które w swej pierwotnej formie napsuły sporo krwi ziemskiej flocie w wojnie z Cesarstwem Gundiańskim oraz zakrzywiacze przestrzeni skradzione podbitej rasie deleneran. I wreszcie, antydylatatory czasu – najnowszą technologię kuularańską, zdobytą na wojnie, której Imperium nie powinno nigdy rozpoczynać. Ten ostatni element okazał się brakującym ogniwem, które sprawiło, że lot „Niepowstrzymanego” do wnętrza Wielkiej Czeluści stał się możliwy.
Z tą myślą, przepełniony dumą i nadzieją, kapitan Saan Ven der Maad nakazał Mózgowi rozpoczęcie operacji.
Osobliwość wzywała.
***
Kuer Ven der Maad wkroczył do wnętrza celi, w której przetrzymywano jego ojca. Zdawał sobie sprawę, że jego kariera, a także cała kilkusetletnia historia rodu, który do niedawna był drugą siłą w imperium, właśnie dobiegły końca.
Imperator nie tolerował tchórzostwa. Ród der Maad okrył się podwójną i niezmywalną hańbą. Kuer przybył osobiście, aby spojrzeć ojcu w oczy i zadać jedno pytanie: dlaczego?
– Jak mogłeś, ojcze?
Kapitan Saan Maad ocknął się i spojrzał bez słowa na przybysza. Potrząsnął tylko głową.
– Twoje milczenie nie uchroni naszej rodziny przed ostateczną hańbą, ojcze. Jeśli masz w sobie odrobinę honoru i odwagi mężczyzny, którego kiedyś znałem, powiedz mi, co stało się we wnętrzu Wielkiej Czeluści. Dlaczego zawróciłeś?
Starszy oficer odrzucił rezygnację i raz jeszcze podjął wyzwanie.
– Nie zawróciłem! Powtarzam tym idiotom po raz tysięczny, że my polecieliśmy przed siebie! Prosto przez Wielką Czeluść! Sprawdźcie pamięć Mózgu pokładowego!
Młodszy der Maad przyglądał mu się teraz z litością wymieszaną z pogardą. Nie pojmował, jak jeszcze niedawno mógł szanować i podziwiać tego człowieka?
– Dobrze wiesz, że pamięć Mózgu została zrestartowana dokładnie w momencie przejścia z horyzontu zdarzeń do centrum osobliwości. Potem zarejestrowała jedynie wasz odwrót. To ty wydałeś to polecenie.
– A co z tamtym? Co z tym drugim?! – Poczucie niemocy ogarniało Saana z jeszcze większą siłą.
Kuer zignorował jego słowa. Nie chciał słuchać tego bełkotu o statku napotkanym pośrodku czarnej dziury.
– Przyszedłem się pożegnać, ojcze. Zostałeś skazany na kompletną dematerializację. Reszta naszego rodu ma opuścić stolicę i układ administracyjny. Zesłano nas na jedną z planet pogranicza. – Głos gościa przepełniała gorycz.
Seen Ven der Maad zacisnął zęby z bezsilności. Została tylko jedna nadzieja. Nawet jeśli mieliby poznać wszystkie jego myśli, łącznie z tymi, które nie spodobają się imperialnym elitom, Admiralicji i samemu Imperatorowi.
– Niech sprawdzą moją pamięć.
Kuer spojrzał na niego ze smutkiem.
– Za późno, ojcze. Z rozkazu Imperatora zostałeś zanihilowany wkrótce po swoim tchórzliwym powrocie. Rozmawiam z tymczasową kopią twojej jaźni nadrzędnej. Nie zdołałem przybyć wcześniej. Podróż tutaj wymagała kilku skoków i trochę trwała. Sam rozumiesz, nie mam już wszystkich uprawnień przysługujących oficerowi floty, tato.
– Mylisz się. Nie jestem twoim ojcem, chłopcze.
– Wiem, jesteś zaledwie niekompletnym odwzorowaniem jaźni tego tchórza.
– Niezupełnie to miałem na myśli – odpowiedziała jaźń Saana Ven der Meed i zagłębiła się w dostępnych partycjach własnej osobowości w poszukiwaniu wspomnień z podróży przez osobliwość Wielkiej Czeluści.
***
Jeden po drugim, hologramy wizytujących okręt osobistości znikały z mostku, w miarę jak „Niepowstrzymany” zbliżał się do ergosfery czarnej dziury. Szanowni goście nie zamierzali rozpraszać kapitana w tak doniosłej chwili. Kiedy ostatni z awatarów rozpłynął się w powietrzu, Saan Ven der Maad ponownie skupił całą swoją uwagę na przekazie z Mózgu i spojrzał w mrok samego jądra galaktyki.
Osobliwość czekała na niego niecierpliwie tuż przed dziobem okrętu.
Z tej drogi nie było już odwrotu.
Chwilę potem, bezpieczny w swoich polach ochronnych „Niepowstrzymany” przekroczył granicę horyzontu zdarzeń. Ignorując zamknięcie linii geodezyjnych, kierował się niestrudzenie do środka studni grawitacyjnej i unikając zniknięcia zawartej we własnej istocie informacji na swój temat, przeciwstawił się siłom wymuszającym nieskończony ruch wokół serca czarnej dziury. Utrzymując kurs po wyznaczonym wektorze, stawił czoła potężnym pływom grawitacyjnym i kontynuował swój lot liniowy na przekór zakrzywionej czasoprzestrzeni.
Nieustraszony i niepowstrzymany, pchany pełną mocą rdzenia negatywnej energii żywiącego się antymaterią sunął wśród anomalii i fal uwięzionych w obszarze wyznaczonym granicami zewnętrznego i wewnętrznego horyzontu zdarzeń. W swoim kontrolowanym spadku do centrum grawitacyjnego nieustannie parł ku sercu osobliwości, ulegając siłom kierującym wszystkie drogi ucieczki do środka czarnej dziury, ale opierając się wymuszanemu ruchowi obrotowemu i nieskończonemu przyspieszeniu, jakie narzucała natura Wielkiej Czeluści. Kuularański antydylatator wykluczył z układu spadającego wartość określającą czas. W tym punkcie podróży, pozbawiony punktu odniesienia w każdym ze znanych wymiarów, „Niepowstrzymany” znalazł się poza prawami astrofizyki i mechaniki kwantowej.
Na czas tej podróży, na zewnątrz bańki antydylatacyjnej i pola antygrawitacyjnego przestały obowiązywać wszelkie ograniczenia, a przekroczenie punktu przejściowego osobliwości stało się prawdopodobne.
Dokładnie w tym momencie, zgodnie z harmonogramem misji, wszechpotężny Mózg okrętu po raz pierwszy spróbował ustalić współrzędne punktu przejściowego, używając niemal całej swojej mocy obliczeniowej.
Bezskutecznie.
Gdy przeciążona jednostka uległa zapętleniu kapitan Saan Ven der Maad nakazał restart Mózgu i samodzielnie skierował sensory zewnętrzne na anomalie otaczające ich sfery ochronne.
Właśnie wtedy, tuż za krawędzią osłon „Niepowstrzymanego”, dostrzegł okręt spowity w identyczną bańkę antydylatacyjną i pole antygrawitacyjne, statek poruszający się przez wnętrze osobliwości po wektorze o takim samym kierunku i przeciwnym zwrocie.
Jednostka, która wyglądała identycznie jak „Niepowstrzymany”, przeleciała tuż przy zewnętrznej powierzchni sfery ochronnej i zniknęła wśród anomalii towarzyszących wejściu do Wielkiej Czeluści.
– Mózg! Określ charakterystykę okrętu znajdującego się w naszym sąsiedztwie w nieprzestrzeni osobliwości – kapitan wypowiedział to polecenie werbalnie.
W ciszy, jaka zazwyczaj panowała na mostku, jego głos zadudnił złowrogo. Pierwszy oficer spojrzał na przełożonego ze zdziwieniem. Nadzorując prawidłowe działanie osłon ochronnych i kontrolując pracę inżynierów obsługujących rdzeń okrętu, nie miał pojęcia o tym, co działo się na zewnątrz „Niepowstrzymanego”.
Podrzędna partycja Mózgu, który aktualizował właśnie swoje dane i przeprowadzał kontrolę zrestartowanych głównych obwodów, odpowiedziała z lekkim opóźnieniem.
– Okręt klasy Wędrowiec. Technologia: imperialna. Oznaczenia: imperialne. Pola antydylatacyjne i antygrawitacyjne: aktywne. Zona struktury krystalicznej doskonałej: aktywna. Mózg jednostki podlega aktualnie procesowi aktualizacji.
Kapitan der Maad zaklął pod nosem.
– Mózg. Nie pytałem o nasz stan, ale o jednostkę, którą przed chwilą minęliśmy.
– Odpowiedź dotyczyła jednostki, którą przed chwilą minęliśmy, kapitanie.
To był jakiś obłęd. Saan postanowił zadać jeszcze jedno pytanie.
– Mózg. Zidentyfikuj obcy okręt.
– Obcy okręt to „Niepowstrzymany”, klasa Wędrowiec, jednostka Floty Galaktycznej Imperium Człowieka.
Der Maad pokiwał głową z rezygnacją. W tej samej chwili aktywizowały się nadrzędne partycje Mózgu pokładowego i zaproponowały sprzężenie z jaźnią kapitana.
– Kontynuować kurs przez osobliwość – zadecydował. – Bliźniaczy okręt to teraz zmartwienie Admiralicji i Rady Naukowej – stwierdził w myślach niedostępnych dla jednostki obliczeniowej.
Miał obecnie ważniejsze sprawy na głowie. Przez kolejne minuty upływające w lokalnej bańce czasowej, „Niepowstrzymany” walczył z potężnymi siłami horyzontu zdarzeń osobliwości, która przez długie miliardy lat swojego istnienia, jeszcze nigdy nie wypuściła nawet fotonu. Zawsze jest ten pierwszy raz.
***
Zmodyfikowany okręt Wędrowców wyrwał się poza zewnętrzny horyzont zdarzeń, przekroczył ergosferę i wszedł w prędkość nadświetlną, pozostawiając za sobą sferę akrecyjną czarnej dziury. Następnie wychylił się w przestrzeni po drugiej stronie Wielkiej Czeluści.
– To niemożliwe. – Der Maad wyartykułował te słowa werbalnie i poza pierwszym oficerem nikt na pokładzie „Niepowstrzymanego” nie odebrał jego uwagi. Ponownie sprawdził odczyty.
Pozostawały niezmienione.
Jeszcze raz przeczesał najbliższą przestrzeń międzygwiezdną i upewnił się w swoich podejrzeniach. Przed starożytnym okrętem Wędrowców, który służył teraz ludziom, rozciągał się znajomy widok centrum Drogi Mlecznej. Do kapitana powoli docierał sens ostatnich wydarzeń. Zrozumiał także, w jak beznadziejnej sytuacji się znalazł. Nie zwykł jednak uciekać i dlatego podjął decyzję, która miała zaważyć na przyszłości jego i całego rodu der Maad.
Partycja podrzędna/operacyjna jaźni Saana przekazała jednostce obliczeniowej okrętu współrzędne punktu startowego ich wyprawy. Statek bez najmniejszego problemu wykonał skok przy prędkości nadświetlnej i pojawił się w odległości dwóch parseków od Wielkiej Czeluści. Z dala od największego skupiska gwiazd i niezliczonego rezerwuaru mniejszych obiektów przechwyconych przez czarną dziurę z otoczenia pobliskich gwiazd macierzystych.
Teleskopy „Niepowstrzymanego” bez trudu namierzyły Quintupleta i Archesa – dwie młode gromady gwiazd położone w odległości stu dwudziestu lat świetlnych od jądra. A zatem po tej stronie wszystko było identyczne.
Absolutna symetria.
Zanim informacja o potwierdzeniu koordynatów w pełni dotarła do świadomości kapitana, Saan Ven der Maad zaklął siarczyście. Receptory zewnętrzne okrętu przekazały do jego mózgu obraz, jaki zarejestrowały w przestrzeni, rozciągającej się przed dziobem „Niepowstrzymanego”.
Na tle gęstego skupiska gwiazd ujrzał trzy krążowniki imperium. Natychmiast się domyślił, że były to jednostki, które całkiem niedawno odeskortowały ich odpowiednika z tej strony osobliwości do punktu wyjściowego misji.
Gdy zdał sobie sprawę ze swojego położenia i wyobraził wszystkie konsekwencje obecnej sytuacji, zrobił jedyną rzecz, która wydała mu się właściwa.
Strumień tachionów wyemitowany przez "Niepowstrzymanego" niemal natychmiast dotarł na Tolmen.
Tutejszy Tolmen.
***
Profesor Kers Ven der Maad, przewodniczący Komisji Naukowej Uniwersytetu Wolnej Myśli na Tolmenie, odwołał hologram reprezentujący jego podosobowość podczas kolejnego zebrania szacownego gremium i skupił pełną jaźń nadrzędną w służbowym gabinecie, gdzie od kilku minut przebywał fizycznie. Nie był zresztą sam.
Wysłuchał opowieści w milczeniu, od czasu do czasu kiwając głową lub unosząc brwi ze zdziwienia.
– Masz rację. To jedyne możliwe wyjaśnienie – stwierdził na koniec, wciąż wpatrując się z niedowierzaniem w niespodziewanego gościa.
Awatar podrzędnej partycji jaźni Saana Ven der Maad poruszył się niespokojnie na krześle.
Kers westchnął ciężko. W jego głowie ścierały się dwa przeciwstawne uczucia – radość i smutek. Nie był pewny czy powinien opłakiwać stratę brata, z którą się niemal oswoił, czy cieszyć, że ocalała, chociaż część jaźni Saana. Problem w tym, że to w zasadzie nie był awatar Saana Ven der Maad, którego znał.
Była też druga sprawa. Dla Kersa niemal równie ważna.
– Zatem "Nieustraszony" też jest identyczny?
Mężczyzna, który był i zarazem nie był jego bratem i to przynajmniej w kilku aspektach swojej obecności w gabinecie, przytaknął.
– Wasz okręt jest teraz po mojej stronie, mój po waszej. Jednak są właściwie tą samą jednostką. A awatar twojego brata rozmawia pewnie w tej chwili z moim Kersem.
Profesor zamyślił się, skubiąc brodę.
– W tej sytuacji Imperator zarządzi zapewne drugą ekspedycję.
– Nie sądzę – zaprzeczył hologram Saana. – Nie zostałem stracony z powodu tchórzostwa, jak to ogłoszono w oficjalnym wyroku Imperatora. Więcej, nie zostałem stracony w ogóle, skoro część mojej jaźni nadal prowadzi tę rozmowę. Co najwyżej przetrzymują mnie w areszcie i izolują pozostałe partycje osobowości. Robią to jednak niedokładnie. Mam wrażenie, że przynajmniej jedna z nich jest wciąż aktywna i również korzysta z zasobów mojej pamięci zbiorczej. Ale nie mam z nią żadnego kontaktu.
– Więc po co to wszystko?
– Domyślam się, że Imperator zrozumiał, co naprawdę się wydarzyło. Mam wrażenie, że po obu stronach jestem teraz ciekawostką. Kuriozum, które jednak może coś ukrywać i okazać się przydatne w przyszłości. Być może wciąż liczą na jakieś nieścisłości, odstępstwa, różnice. Ale nie mam pojęcia, na czym opierają swoje założenia. Na pewno niełatwo jest przyznać, że odkrycie, jakiego dokonała nasza wyprawa, jest bezużyteczne dla Imperium. Nie ma drogi ucieczki przez Wielką Czeluść, nie odnaleźliśmy też kryjówki Wędrowców. Po obu stronach toczy się równie beznadziejna wojna z kuularanami i po obu stronach Wędrowcy pozostają niewyjaśnioną zagadką.
Awatar Saana Ven der Maada uśmiechnął się smutno i spojrzał na swoje podwójnie iluzoryczne odbicie w oknie gabinetu.
– Podejrzewam jednak, że najgorsze do przełknięcia dla obu kopii naszego władcy jest istnienie drugiego Imperium Człowieka i drugiego Imperatora. Dwa wszechświaty to za mało dla dwóch osobowości z identycznie przerośniętym ego.