- Opowiadanie: Noxarthia - Kajdany Przeznaczenia

Kajdany Przeznaczenia

Młoda dziewczyna, Asenya Lanys prowadziła żywot jednej z najlepszych złodziei i agentów Dziewięciu Klanów. Do czasu, gdy nie została zdradzona, a sama ledwie żywa wylądowała w zapomnianych głębinach obozu Vasian. Od niemal dwóch lat walczyła o przetrwanie, tracąc wszystko co bliskie i zatracając nawet własną część siebie. Białowłosa złodziejka jeszcze nie wie, że najgorsze jeszcze przed nią, a cienie przyszłości tylko czyhają, by pochłonąć ją bezpowrotnie...

( Jest to moja pierwsza “poważna” próba napisania powieści, tak więc byłabym wdzięczna za porady i wyrozumiałość. )

Oceny

Kajdany Przeznaczenia

 

 

Rozdział I

 

Od poprzedniej agonii nie opadł nawet kurz, a już niebawem wielkie bramy prowadzące do nieuchronnej śmierci zostaną otwarte dla tej, która tylko na to czekała. Tak było za każdą stoczoną walką z jej zwycięstwem. Gdyby krwawe tańce stali i ognia kończyłyby się inaczej, Asenya Lanys nie stałaby czekając na spotkanie z losem każdego nieszczęśnika w odległym od reszty cywilizacji mieście Vasian, a raczej tym co ją udawało. Nie mogła nazwać tak miejsca, w którym ludzkie życie było warte tyle co błoto. Zawsze mogła skończyć gorzej. Wszak od jej pierwszego dnia w obozie minęło już kilkanaście miesięcy. Kto wie, może nawet dożyje następnego roku jeżeli dobrze jej pójdzie?

Aby pomyśleć, że najlepsza złodziejka i przemytniczka w całym Dominium skończyła tak w okropnym miejscu było poza skalą zrozumienia. Była uzdolniona w skrytym przed zbrodniczym porządkiem rzemiośle na tyle dobrze, aby ktoś postanowił ją zdradzić.

Stojący przy niej nie musieli martwić się o takie drobnostki. Nigdy nie musieli i zapewne nigdy nie będą. Chociaż życzyła za dużo, zawsze przed walką miała cichą nadzieję na malutki wypadek. Najlepiej kończący się śmiercią bądź trwałym okaleczeniem.

W przeciwieństwie do niej, tacy jak ci zawsze mieli dostęp do lekarstw. Czasem dostawała niezbędną porcję, ale tylko czasem. Zawsze i tylko i wyłącznie po walce. Później nikogo nie obchodziło co się z nią dzieje. Jedynie Naczelnik, władca przeklętych podziemi i zdobywca chaosu dbał o nią na tyle, by jej bestia wciąż mogła walczyć. Żaden rozsądny łowca nie pozwoliłby na utratę swojej zdobyczy, lecz mylił się. To ona była łowcą i tropicielką każdego, który naraził się na jej gniew, lub też gniew jej zleceniodawców. Ale to już przeszłość.

Przyzwyczaiła się do nowych czasów, tak samo jak przytłaczająca większość więziennych mieszkańców harujących w Vasian. Ta część, która jeszcze tego nie zrobiła miała zresztą tylko dwie opcje. Śmierć, albo adaptacja.

Głównie dzięki niej pozostawała jeszcze przy życiu, oczywiście z małą pomocą ze strony ostrych przedmiotów, ale to już szczegół jakich wiele.

Razem ze wskazówką wiszącego tuż nad bramą zegara, dwoje wartowników trzymającym ją, a raczej ściskających jej odsłonięte blade nadgarstki podchodziło powolnym tempem do końca długiego korytarza. Szła ociężale, jakby jej nogi były zbudowane z kamienia, a pchnięcia żołnierzy nie pomagały.

Nie mogli jej po prostu zanieść? Najlepiej na rękach, niczym jak na plakatach Nowego Ładu, rozwieszonych niemal to we wszystkich zakątkach obozu . Gdzie podziali się ci wszyscy, zbawiający świat herosi z pięknymi księżniczkami w silnych ramionach? Gdzie byli ci, którzy byli gotów oddać życie za dobrą sprawę? Za ukochanych bliskich, a nawet pokonanych wrogów?

Wiedziała gdzie są. Pod jej stopami, głęboko pod ziemią, w bezimiennych grobach i mogiłach pozostawionych w samotności.

Wszystko wokół niej było wybudowane albo z połyskującej stali albo z twardszego od skały ebonitu. Nie było to niczym dziwnym zważając na obecność materiałów w niemalże każdej budowli autarkicznego Kurzgaardu. Prowadzili ją prosto do jej możliwej zguby. Wątpiła czy mieli z tym wyrzuty sumienia. Ba, wątpiła czy jakikolwiek legionista je miał, aczkolwiek byłoby to źle powiedziane.

Prawie każdy obywatel służył ojczyźnie, choć nie pamiętała, aby kiedykolwiek uczestniczyła w obowiązkowej służbie ku czci Wyzwoliciela. Przynajmniej tyle zdążyła się nauczyć w głębinach więziennego kompleksu i jego niewolniczej roboty zapracowującej jej mieszkańców na śmierć, lub co gorsza – na skraj głodu i agonii.

Dobrze, że jej los skończy lepiej. Wolała spędzić ostatnie chwilę wśród zgrzytów stali i smaku krwi, niż długich godzin wypływającego z niej życia.

W przeciwieństwie do niej, inni nie mieli takiego wyboru.

Silna dłoń mężczyzny uciskała ją równie mocno jak ciężkie kajdany na jej rękach. Na tyle, by zaczęła ponownie odczuwać ból, z którym jednak zdążyła się przyzwyczaić od początku pobytu w vasiańskim obozie pracy.

Zegar wskazywał właśnie wpół do dziewiątej. Szkoda, że nie wiedziała czy na zewnątrz zapanowało ciepłe słońce, lub księżyc cieszył się swą samotnością wśród nocnego nieba.

Niestety Asenya już od dawna nie widziała podniebnego duetu, lecz z każdym dniem i tak widziała coraz mniej. Kto wie, może doczeka się chwili gdy całkiem go straci? Tutaj nie miało to takiego znaczenia. Naturalne światło było zastąpione zimnego koloru pochodniami, oraz okazjonalnymi wizytami piechurów i ich czerwonych ślepiach na ciemnych niczym mrok hełmach.

Po kilku minutach męczącego marszu wzdłuż korytarza dotarli pod bramę, a wysocy i silni piechurzy z wyraźnym niesmakiem na ustach odstąpili od dziewczyny wycierając ręce o swój bojowy ekwipunek. Przecież nie była aż tak brudna by zachowywali się tak niegrzecznie! Jednak dobre wychowanie nie było obecne ani tu ani nigdzie indziej w długim kompleksie korytarzy.

Przez krótki moment czerwonowłosy strażnik spojrzał na nią ze zmarszczonymi brwiami, a ona odwzajemniła te same spojrzonko uśmiechając się do niego szeroko, pokazując jednocześnie zęby. Speszony i najpewniej jeszcze bardziej zniesmaczony nieznajomy odwrócił prędko głowę i poklepał wiszącą na pasie skórzaną kaburę z bronią w środku. Jego bliźniaczy kolega z długą krwistą czupryną nawet na nią nie spojrzał, uderzając ją w tył głowy własną piką. Po minięciu bólu jemu również podziękowała za uwagę sporym uśmiechem, na co Kurzgaardianin nie zareagował. Chciała być tylko miła dla swoich braci w ognistej rewolucji, a ci potraktowali ją jak zwykle.

Na szczęście nie brała w niej udziału, może to przez to musi teraz przebywać w ich otoczeniu. Strach, oraz obawa opanowały nad nią prawie do końca, lecz nie mogła pozwolić, aby dwoje legionistów wyczuło je i co gorsza wykorzystałoby, żeby jeszcze bardziej skopać jej wszelkie chęci do walki.

Nie, nie zamierza dać im tej satysfakcji. Jeszcze się przekonają o swoim błędnym myśleniu.

Pozostała jeszcze chwila na otwarcie bramy, chwila na zagarnięcie resztek pokojowego powietrza i przygotowania się na najgorsze, lecz nie zrobiła niczego podobnego stojąc jedynie z spuszczoną głową oraz wpatrując się w brązową lekką zbroję z utwardzonej tkaniny poprzerywanej kremową, widoczną na pierwszy rzut oka skórą z pępkiem na wierzchu. Nie musiała chociażby patrzeć na zegar by wiedzieć ile zostało sekund. Jego głośne stukanie niwelowało potrzebę obserwacji, lecz mimo to wykorzystała ciszę i resztkę czasu by wydać z siebie parę wnerwiających kliknięć dla swych złowieszczych towarzyszy.

Dało to zamierzony skutek w postaci kolejnego uderzenia w policzek pogrożeniem palcem. Gdyby nie ostatnie dźwięki z urządzenia, z miłą chęcią opowiedziałaby im, gdzie mogliby skierować, a bardziej wsadzić swoje brudne łapska. Pomodliła się w duchu po raz ostatni i podniosła wzrok przed siebie. Wybił ostatni dźwięk, a po nim ciężka brama z kobaltowym ufarbowaniem podniosła się ociężale.

Nadszedł czas.

Zanim wielkie wrota otworzyły się do końca, dziewczyna z zaskoczeniem w ustach została silnie wypchnięta prosto na cel jej podróży. Zaginając pokryte pyłem palce potrząsnęła głową, poprawiając opadające na ramię włosy bielsze niż nieskazitelny śnieg i spojrzała naprzeciw siebie. Wszystko znajdujące się przed nią było w takim samym stanie jakim ostatnio ujrzała, prócz okazjonalnych plam zaschniętej krwi oraz śladów rąk na jednej ze ścian próbujących sięgnąć do drugiego poziomu małej areny otoczonej z dołu stalą i przyciemnionymi szybami na górze.

Pośpiesznie skierowała wzrok na szklany materiał, lecz nie było widać jakiejkolwiek twarzy obserwującej arenę, jednak nie można było jej zmylić. Była absolutnie przekonana, o obecności wielu z nich zza szybą. Także i samego władcę podziemnego królestwa. Gdyby było inaczej, po cóż to organizować te żałosne przedstawienie?

Z grymasem na twarzy skupiła się na czymś innym stojącym kilka metrów przed nią i posiadającym więcej odwagi i żądzy rozlewu krwi.

Stała przed obliczem nowego przeciwnika. Wojownik, więzień jakich wielu, uzbrojony był w długi topór z dziesiątkami krótkich kolców zakrwawionych między końcami i z spadającą na podłogę posoką, należącą najpewniej do poprzedniego przeciwnika, którego truchło było już pewnie w drodze do jedynego wyjścia z obozu pracy.

W przeciwieństwie do Asenyi, mężczyzna pokryty od stóp do głów pyłem, posiadał lepsze opancerzenie na klatce piersiowej i brzuchu w formie zardzewiałego kirysu z nędznymi naramiennikami, połączonymi z jedną, długą rękawicą. Spodnie zasłonięte nagolennikami związanymi do brzucha przez pas, na którym wisiał malutki prymitywny sztylet. Nie wiedziała jakim prawem zdołał utrzymywać rozlatujący się oręż w garści, ale z chęcią zawłaszczyłaby sobie jego zabawkę.

Przypominał bardziej biednego rycerza, niż myśliwego, który miał właśnie zamiar zakończyć jej życie.

Porównanie zwyczajnych morderców do szlachetnych lordów zapewne nie pasowało, lecz Asenya miała inne zdanie. Wszak człowiek w wielu względach jest podobny do reszty istot. Krwawi równie tak samo.

Jego skórzane nakrycie głowy z ręcznie wyszytą czaszką smoka służyło bardziej jako narzędzie mające wzbudzić w niej uczucie strachu i nieuwagi podczas walki. Czy naprawdę ten dureń myślał, iż jego głupia imitacja wykona swoje zadanie? To w granicach absurdu!

Chłoptaś z tą samą barwą włosów jak złodziejka pokazał malutki uśmieszek na twarzy z zauważalną dozą zniewagi i arogancji na widok szczuplutkiej dziewczyny ubranej jedynie w zniszczoną zbroję, która na pewno przetnie się przy pierwszym kontakcie z jego krwistym ostrzem. Zaśmiał się jeszcze gwałtowniej, gdy strażnicy ponownie podeszli do niej sięgając po ręce zakute w kajdanach. Ten silniejszy trzymał ją za bark, podczas, gdy nie co słabszy towarzysz z niebieskoczarną plakietką na ramionach otwierał małym kluczem zamek między łańcuchami wyciągniętych rąk dziewczyny.

Pokazała długi języczek, zanim mężczyzna zdołał się od niej odwrócić, by podać jej broń. Oczywiście jedyną reakcją było następne uderzenie w potylicę przez pierwszego brutala. Chyba to lubił.

– Tak więc tak to się zaczyna?. – Zapytała. – Tylko proszę, nie przeszkadzajcie mi, kiedy już z nim skończę.

Asenya odwróciła się i zmrużyła oczy. Mocarnie skrzywiona broń była naprawdę pięknie skomponowana z krwią i śniegiem jego loków. Byłoby smutno, gdyby czerwień zdobyła większą część w majestacie areny.

Nie odpowiedzieli, ba! Nawet nie uśmiechnęli się na słuch o żarcie. Przecież bardzo się starała by pomóc im znaleźć choć skrawek szczęścia wśród samych morderców, zdrajców czy innych wrogów ludu jak to mawiali ich starsi stopniem kamraci.

– Do następnego! – Rzuciła z przekąsem na ustach.

"Nie powinno być aż tak źle." – Oznajmiła dla samej siebie.

Odprężyła zmęczone uwięzieniem dłonie, po czym odebrała od niego swą jedyną przyjaciółkę w mrocznych podziemiach. Nazywała się Lyneth. Piękne imię dla równie pięknej broni. Ostra, cicha i zawsze skora do pomocy Asenyi. Wymarzona przyjaciółka, której nigdy nie miała.

Poznała ją niebawem po przybyciu do Vasian i pierwszych walkach, w których tylko cudem wyszła z życiem. Później radziła sobie tylko i wyłącznie z nią jako nierozłączony duet. Można było powiedzieć, iż były doskonale dobraną parą. Nawet sama Lyneth nie narzekała, ale czego można było spodziewać się po włóczni zakończonej dwoma ostrymi jak brzytwa czubkami, choć mogło być to złe porównanie. Nie do końca wiedziała jak bardzo ostre są brzytwy, bo ani jednej nie użyła, a wartownicy niezbyt dobrze reagowali na wiadomość o posiadaniu takowej przez walczącego na arenie więźnia.

Straż odeszła żwawym krokiem od uwolnionej dziewczyny i zniknęła w ciemnościach tunelu. Korciło ją by rzucić przyjaciółką prosto w serce odwróconego żołnierza. Z pewnością Naczelnik nie byłby z tego zadowolony.

Z odrobiną szczęścia i oczywiście własnych umiejętności zdążyłaby powalić drugiego zanim ten zwyczajnie ją odstrzeli. Do unicestwienia zostałyby tylko czyhające w pobliżu posiłki. Byli wszędzie i nie musiała widzieć ciemności, aby to wiedzieć.

Przychodziła, walczyła i odchodziła zwycięsko. Czasem z okropnymi bliznami, lub bez. Tak wyglądała sytuacja od początku jej pobytu. Dobrze, iż pozostawała jej wyobraźnia i głowa pełna dobrych i zmyślonych słów padających z ich ust w wymyślonej pogawędce, która nigdy nie mogła mieć miejsca.

Strzeliła palcami wydając chrupiące dźwięki i wygimnastykowała na krótko głowę, a chwilę potem ruszyła powolnym krokiem w kierunku przeciwnika w akompaniamencie zamykającej się bramy wydającej się być jednocześnie dużą jak i wielką.

Łowy będą dziś udane.

Młodziak z ciągle trwającym uśmieszkiem również zakończył przechwalać się swą siłą pokazując małe muskuły. Mierna próba pokazania swojej potęgi o wątpliwej jakości. Na szczęście niedługo przekona się, że liczy się coś więcej niż duży oręż i mięśnie w rękach.

Zwinność i dusza drapieżnika. Prędzej czy później przekona się o tym każdy, kto kiedykolwiek miał jakąkolwiek styczność z jakże chwalebną walką.

Asenya podeszła pod namalowaną na podłodze białą linię oznaczającą gdzie ma stać w chwili rozpoczęcia bezsensownej malutkiej wojenki, lecz zamiast w nią stanąć, przekroczyła ją dwa kroki w przód odwzajemniając uśmiech na twarzy wroga z krótkim orężem

– Bardzo mile cię poznać. – Przywitała się.

I pokazując przy okazji niekulturalny gest ruchem wolnej dłoni. Skrzywiła się nieznacznie na widok jego następnej reakcji.

Przeciwnik coś burknął i mruknął pod nosem, po czym nie wypowiedział nic więcej. Szkoda. Spodziewała się czegoś więcej, coś podobnego do zdziczałego ataku by dać jej nauczkę, albo rzutu bronią prosto w nią, ale nic z tych rzeczy. Ten tylko stał i ostrzył topór o ścianę z zadowoleniem.

Co za cham!

Już od dawna przyzwyczaiła się do obecnego wszędzie brudu i przykrych zapachów w swoim otoczeniu. Pomimo wstępnie ogromnych trudności, na wszelki wypadek strzepnęła z siebie ostatnie ślady nieczystości, oraz pyłu, by następnie ustawić się w formację bojową z wyciągniętą włócznią w jego przystojną twarz. Naprawdę, czasem żałowała, że musiała urodzić się akurat w krainie, gdzie wszyscy jej mieszkańcy muszą mieć ten cholernie rozpraszający wygląd i trwającą całe dekady młodość. Czasem miało to swojego zalety, na przykład szybkie pobicie niewdzięcznego strażnika do nieprzytomności, zanim sama zostanie obezwładniona. Życie nie było tu takie złe, a po wyszczerzeniu jego żółtych zębów, które miała ogromną nadzieję nieco wyrzeźbić, uszczęśliwiła się jeszcze bardziej. W końcu wszędzie należy szukać pozytywów, nawet w tak bardzo nieciekawych sprawach.

Na arenie zapanowała cisza przerywana jedynie przez echo zegara dochodzące zza bramy. Oprócz tego, można by pomyśleć, że znajdowało się w grobie, ale to niepoprawne stwierdzenie. Słowo mogiła pozbawiona trucheł i napełniona smrodem krwi pasowało by lepiej. Odliczała w duchu czas do ostatniego wybicia przeklętej wskazówki. Tik-tak, tik-tak. Zegar nie przestawał gadać.

To wszystko przypominało jej oczekiwanie na teatralną Śmierć. Dziesiątki aktorów i po kilkakroć więcej widowni rozsianej po całym forum. Opowieść, wyjęta zapewne ze zmyślonych przez autarkistów legend, była w grze całkiem zgrabna i trzymająca się kupy, nawet jak na standardy Nowego Ładu. Była tam zarówno tytułowa Śmierć, jak i młode aktorzyny przebrane w ciemne jak morze szaty, a to wszystko przebrane pod dobrą dla oka grą świateł. Oczywiście biedna siła władająca mocą nicości ze zbyt przesadnie symbolizującą plugawą magię musiała przegrać, podczas gdy lud ze zacieśnionymi pięściami i czerwono-czarnymi sztandarami ze smokiem tryumfował. Mogła powiedzieć wszystko o tych szubrawcach, ale na pewno nie o tym, iż nie znali się na robieniu sztuki. Ubrany w imitację prawdziwej zbroi, wojownik z pewnością nadałby się do zgrai tych propagandystów i…

Wskazówka przesunęła się po raz kolejny jak i ostatni, a sekundę po niej na całej arenie rozległo się bicie dzwonków. Czas polowania nadszedł.

A walka rozpoczęła się.

Uniosła powolnym tempem głowę poprawiając przeszkadzające loki, chowając je pod brudne łachmany, które zwała zbroją. Pierwszy ruch wykonał nieznany przeciwnik rozpoczynając go od prędkiej zmiany pozycji w głąb środkowej części małego placu, by stopniowo przesuwać się coraz bliżej jej. Wzięła kilka powolnych oddechów i przeczekała na niego z lekkim drżeniem rąk trzymających przyjaciółkę. Wróg ryknął podchodząc coraz bliżej. Chce ją wystraszyć i upokorzyć, a w szczególności zadać śmiertelny cios. Nie może zezwolić na żadne z tych rzeczy.

Wykonała krok do przodu, gdy ten zbliżył się zanadto, ale wstrzymała się z podjęciem zaczepki, zamiast tego, wolno wymachiwała w stronę wroga blokując mu próby ewentualnej szarży. Ręka dźwigająca topór wykonała ruch natrafiając jedynie na powietrze. Cofnęła się ledwo w porę, po czym przystąpiła do odpowiedzi dźgając orężem. Również i jej nie udało się, a końcówka uderzyła w podłogę, powodując istny ogień dla ich uszu. Potrząsnęła głową skupiając wzrok na napastniku, od którego ponownie wyszedł atak. Tym razem udany.

Dziewczyna zawyła z bólu najciszej jak mogła, lecz krzyk dziewczyny usłyszeli wszyscy widzowie.

Cios przeciął jej prawą część zniszczonych spodni i skóry odsłaniając prostą rankę, z której zaczęła ciekać strunka krwi. Nie minęły sekundy, a wroga strona kolejny raz ruszyła blokując jej wystarczającą odległość do zadania ciosu bronią. Wymachnął ręką z toporem przeciw niej, podczas gdy kobieta nie miała nawet oręża do obrony.

Wpadła na inny pomysł. Wykorzystała inny atut w postaci zwinnego uderzenia pięścią w czoło agresora, po czym wykręciła mu dłoń jak tylko mogła. Nie wydał z siebie żadnego okrzyku, ale atak spełnił swój cel oddalając go o kilka kroków. Z jego twarzy zniknęły uniesione do góry kąciki ust, a pojawiły mocno zaciśnięte zęby. Pierwszy cel wykonany. Pozostało jeszcze kilka, a zważając na niespotkany wcześniej spokój u wroga na arenie, być może i więcej,

Ku jej zaskoczeniu następny przyszedł łatwo i niezwykle szybko. To źle, bardzo źle. Ukryła je prędko zza gorzkim uśmiechem stworzonym specjalnie dla niego. Sądząc z wyrazu twarzy, nie był zadowolony.

Na pierwszy rzut oka wzrok śnieżnowłosego był metaliczny, albo też szary. Po podejściu bliżej okazało się, iż w rzeczywistości była to barwa czystego srebra. Jednak spragniona krwi Asenya, nie skupiła się na jego przenikliwych, boskich oczach, lecz na brzuch zasłonięty stalowym opancerzeniem. Po krótkiej obserwacji miała już co chciała, a jej włócznia prędkim ruchem skierowała się prosto na prawie niezauważalny wyłom w zbroi. Okazało się, że także i jego ekwipunek był wadliwy. Teraz pozostaje jej tylko przedostanie się prościutko do wnętrza i wyrządzenie porządnej krzywdy. Powinno wystarczyć na szybką i prawie bezbolesną śmierć.

Oczywiście mogła się mylić.

Obroniła się raz jeszcze, kiedy topór uderzył prosto między dwa ostrza jej włóczni. Wypchawszy przeciwnika z bliskiej odległości, Asenya postanowiła zaatakować. Nareszcie nadszedł jej wyczekiwany ruch.

Niech tylko nieznajomy postanowi być na tyle dobry by jej nie przerywać.

Pierwsze dźgnięcie nie trafiło w cel. Następujące drugie i trzecie zostały odbite zręcznym ruchem, a na czwarte zabrakło czasu, gdy przyszła kolejna szarża. Skierowała włócznie w jej stronę, a w mgnieniu oka ostry koniec topora zetknął się w pocałunku z czubkiem oręża.

Wtedy to oboje popatrzyli sobie prosto w oczy. Srebro i lodowy błękit rozdzielone przez wzajemną, bądź raczej jednostronną nienawiść i agresję. Nie chciała czegokolwiek z tych czynności, ale jaki miała wybór w obliczu samej śmierci? Pragnęła końca walki, jednak wilk?

Bestia miała inne zdanie.

Napierała najsilniej jak mogła, ale ani ostrze ani topór nie ruszyły się z miejsca, jakby zostały do siebie przyczepione, jednak mimo to nadal czuła jak wróg zdobywa więcej pewności. Nie wiedziała dlaczego, ale wyczuło w sobie dziwne poczucie, niemrawy ból, albo zaskoczenie w sercu. Był to strach. Nie zdążyła się zorientować, gdy ciężka broń złamała jej szyk obronny, kierując się na jej odsłoniętą gołą rękę. Jej napięte, oraz sztywne ciało uratowało ją przed straceniem kończyny poprzez nieświadomy odskok w tył. Zorientowała się za późno. Od początku to był jego główny cel. Strach, a ona wpadła w jego sidła jak dziecko.

– O, dziewczynka się boi? – Zabrzmiały pierwsze słowa od wroga.

Były chłodne, ale niepozbawione w zupełności emocji. Zdanie przerwało na chwilę uczucie niezdatności obronnych.

– Trochę, ale nie więcej jak gbur z brakiem zdolności myślenia. – Mruknęła, po czym obróciła się za siebie widząc jedynie ścianę. Za chwilę zabraknie jej miejsca na cokolwiek, a znikąd nie potrafi znaleźć wyrwy.

Może uda jej się wybiegnąć?

– Mocne słowa jak na dziewczynkę. – Mogła wyczytać z jego oczu czysty gniew, a śmiałe kroki w jej kierunku tylko to potwierdzały.

Szlag!

– Stul pysk i zdechnij w końcu. – Parsknęła w akcie własnego gniewu, jak i częściowej desperacji.

Intensywny napór okazał się w końcu zbyt wielki, a odwrót nieunikniony. Nie mając innego wyjścia ruszyła w tył, lecz na krótko, po czym na plecach poczuła zimny dotyk powierzchni ściany.

Bezimienny przeszedł do miażdżącego ataku prosto w jej brzuch. W akcie desperacji schyliła się, gdy złowrogi oręż był tuż przy jej oczach. W mgnieniu oka odbiła go zgrabnym uderzeniem, lecz nie bez strat. W efekcie dziewczyna straciła kilka jasnych kosmyków, ale akceptowalne szkody. Zawsze mogła utracić coś więcej. Przecięcia na nogach dopiero teraz zaczęły okropnie boleć, znacznie bardziej niż wcześniej. Efekt adrenaliny wydawał się kończyć.

Chcąc się uspokoić starała się oddychać rytmicznie i bezstresowo, lecz nic nie pomagało stłumić widma śmierci.

Wypełnione agresją i wzmożoną energicznością oczy skupiły się jedynie na tym by jak najszybciej pozbawić jej życia. W obecnym chaosie i braku nadziei zauważyła coś godnego uwagi. Wojownik, aż spływał swoją arogancją i wiarą w zwycięstwo. Widziała tego podobne już wcześniej, prawie u wszystkich wrogów, z którymi walczyła. Mężczyzna, kobieta, bez znaczenia. Każdy z nich pokazywał ten sam wzrok, te same ruchy i podobne błędy. Jednak najważniejszym w tym było jedno – każdego zdołała przezwyciężyć. Bez względu na znikający grunt odepchnęła od siebie złowieszcze emocje i strach. Dziewczyna nie miała się czego bać. Jej duszę opanowała bestia. Wilk pragnie krwi. Postanowiła zamienić jego broń w śmiertelną pułapkę.

– Tylko na tyle cię stać? – Zakrzyknęła najsilniej jak mogła plując w jego pobliska twarz.

Nie wytarł nawet śliny koncentrując agresję pod prąd. Skrzywiony oręż zastygł na chwilę w powietrzu, po czym z boską siłą uderzył przed siebie.

Najpierw odsunęła swą broń lekko w prawo odsłaniając widok przeciwnika. Postarała się rozluźnić mięśnie przed nadchodzącym atakiem, a gdy ten nadszedł nie skierowała przeciw niemu żadnej obrony. Topór natrafił na ścianę, w którą… wbił się z nieoczekiwaną siłą!

Schylona podniosła oczy z zaskoczenia. Jej plan spełnił się, przy czym młodzieniaszek odwrócił od niej uwagę próbując wyjąć swój zaklinowany oręż. Odskoczyła szybko w bok z włócznią w rękach i najcelniej jak mogła wykierowała atak trafiając go w pozbawiony zbroi bok.

Grot włóczni na krótko zagościł w ciele przeciwnika, aby chwilę później wbił się ponownie. Tym razem w związane szmatami plecy. Na podłogę wytrysnęła krew brudząc jej powierzchnie czerwoną cieczą. Zawył z bólu, podczas gdy białowłosa kolejny raz uderzyła bronią. Czwarte podejście nie udało się, przez odbicie odzyskanym orężem. Zlekceważyła jego umiejętność prędkiego reagowania na niespodziewane ruchy.

Dziewczyna zadrwiła z człowieczka unikając zmiażdżenia przez wyjęty z ostatniej chwili topór. Przewróciła się z powrotem w tył mając wroga tuż przy ścianie. Role zostały zamienione.

– Za chwilę będziesz błagać, suko! – Jego syk, połączony z krzykiem wydawał się jej jednocześnie zabawny jak i wzbudzający krew w żyłach. Czemu ci wszyscy straszni bandyci muszą go mieć?

Dziewczyna poklepała się po głowie na złość walczącemu. Ubolewała nad tym, iż musiała walczyć akurat z kimś takim, zamiast ważniejszym tyranem. W ten sposób mogłaby chociaż pomóc świecie osiągnąć równowagę między dobrocią, a złem. Teraz sama nie wiedziała czy koniec żywota wroga, oznaczałaby wyczyszczenie go ze śmieci, czy kolejną bezsensowną śmierć. Dla drapieżnika nie miało to znaczenia.

Uniósł brew, ukazując małe zmarszczki na wysokim czole, jednak z jego ust nie padły żadne słowa, nie licząc niezrozumiałych mamrotań spowodowanych bólem. Ruszył do szarży dźwigając topór dwiema rękoma. Poruszał się szybko, za szybko jak dla niej. Nie zdążyła wykierować ataku, gdy przebił się przez jej linie obrony. Przez jej brzuch przeszła fala ognistego bólu. Bolało bardziej niż, mogła się spodziewać. Zapłaciła za swój błąd i własną arogancję. Łapiąc się za długą ranę prędko obeznała się z sytuacją. Nie jest dobrze, lecz nie ma tragedii. Topór przeszedł po jej brzuchu rozcinając skórę i kawałek mięśni, ale nie dostając się do cennych wnętrzności.

Zanim mogła oddać cios, jedna z wrogich rąk uderzyła ją z całej prędkości w blady policzek przewracając ją prawie na podłogę i odrzucając własny oręż. Pisnęła melodyjnym głosem, a nad głową pojawił się nowy cień w charakterze broni siecznej. Pozbawiona strachu i z krwią na dłoniach podniosła przyjaciółkę zasłaniając twarz. Nie zamierza zginąć sama. Toporek był tuż przed nią.

Zatrzymał się, wbijając w twardy kij włóczni.

Zorientowała się o tym dopiero po kilku sekundach oczekiwania na śmierć. Kiedy ta nigdy nie nadeszła, nowa decyzja zapadła błyskawicznie, a Asenya prędko skorzystała z okazji. Błyskawicą wszczęła siłowanie się z zaskoczonym równie, albo i bardziej od niej. Jego siła była wielka, lecz jej determinacja i hart ducha nie miał granic.

Niestety dla dziewczyny człowiek prędko odzyskał przewagę, a moment później inicjatywa wpadła w jego łapy. Postanowił nawet odrzucić własny oręż i gołymi rękoma trzymać włócznie skierowaną w bok. Znów splunęła w twarz, lecz teraz w innym celu niż uzyskanie kontroli.

Jeszcze trochę, troszeczkę!

Chwilę później z pasa młodzieńca zniknął sztylet, pojawiając się za pomocą jej dłoni w wyłomie pancerza wojownika.

Doskonale.

Nikt nie mówił, iż niesprawiedliwy pojedynek był niedozwolony. Stracił równowagę po jakimś czasie. Oderwawszy dłonie od włóczni złapał się w miejsce wbitego sztyletu. Ze ściśniętym żołądkiem odzyskała swą broń wykorzystując ją natychmiast. Potworne przecięcie pojawiło się najpierw na brzuchu, mniej niż sekundę później na barku, a ostatnie idealnie przez gardło przeciwnika. Szkarłat lał się strumieniami, a na twarz dziewczyny rozprysła czerwień.

Nie zdążył połknąć własnej krwi, kiedy po chwili upadł na podłogę głośno charcząc. Chciał coś powiedzieć, lecz nie mógł. Nie zezwoliła mu na to. Nieskazitelna dotychczas podłoga zmieniła swą barwę na czerwień. Pokrótce pod stopami dziewczyny powstała kałuża krwi.

Odsapnęła odrzucając pojawiające się emocje i z wzniesioną ku górze włócznią podeszła nad starającym się dotknąć jej zepsutych bucików splamionych teraz we krwi. Odwróciła Lyneth i wykierowała grotę przeciwko mu.

Dziewczyna zawahała się, raz patrząc na niego, raz w przyciemnione szyby wokół. Musiała o czym myśleć, tylko o czym? Ukrywała to nawet przed sobą. Na widok żałosnej agonii mężczyzny skrzywiła się.

Pokonany wróg szarpnął za materiał mocniej, kaszląc niemal czarną krwią, plamiąc i tak brudne już ubranie i skórę Asenyi. Patrzył prosto w jej oczy, w wilcze ślepia skrywanej bestii.

Wymienili spojrzenia i dowiedział się, o czym myślała.

Drapieżnik uniósł wzrok ku górze, prosto na jedną ze szyb, po czym dziewczyna ukłoniła się głęboko. Tego właśnie wymagano.

Zobaczył wypełnione lodem tęczówki i coś znajomego. Znał je, wszak przed chwilą on sam był nim wypełniony. Tajemnicza potęga dzikości i żądzy krwi opanowała lód. Pojawiło się coś jeszcze, raptowne wbicie się ostrza przez gardło, przebijającego się przez resztę czaszki. Śmierć zwyciężyła nad litością.

 

Koniec

Komentarze

Noxarthio, skoro to tylko pierwszy rozdział Twojej powieści, a nie skończone opowiadanie, bądź uprzejma zmienić oznaczenie na FRAGMENT.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Noxarthio, przykro mi to powiedzieć, ale odpadłam na pierwszych zdaniach, a streszczenie niestety zapowiada bardzo standardową fantasy.

 

Od poprzedniej agonii nie opadł nawet kurz, a już niebawem wielkie bramy prowadzące do nieuchronnej śmierci zostaną otwarte dla tej, która tylko na to czekała. Tak było za każdą stoczoną walką z jej zwycięstwem.

Jest to niewyobrażalnie wręcz pretensjonalna proza, a na dodatek czytelnik na wejściu gubi się w podmiotach i sensie tego, co tu chciałaś powiedzieć. Mam też wrażenie, że powinnaś sprawdzić w słowniku znaczenie słowa “agonia”.

 

Nie poddawaj się w kwestii pisania, sugerowałabym jednak, żebyś spróbowała napisać zamkniętą historyjkę na podobną ilość znaków, stylem choćby nieco mniej purpurowym. Fragmenty nie cieszą się tu wzięciem, opowiadanie na pewno przeczyta więcej osób, nawet jeśli będzie mieć wiele niedoróbek.

 

I polecam zapoznanie się z tym poradnikiem:

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676

http://altronapoleone.home.blog

Też przyznam szczerze, że niestety wymiękłam na samym początku. Poza tym, co już przytoczyła Drakaina, postaram się rozbić na części pierwsze dwa pierwsze akapity, aby dać Ci jakąś wskazówkę.

 

Od poprzedniej agonii nie opadł nawet kurz, a już niebawem wielkie bramy prowadzące do nieuchronnej śmierci zostaną otwarte dla tej, która tylko na to czekała. Tak było za każdą stoczoną walką z jej zwycięstwem.

O tym już była mowa.

 

Gdyby krwawe tańce stali i ognia kończyłyby się inaczej, Asenya Lanys nie stałaby czekając na spotkanie z losem każdego nieszczęśnika w odległym od reszty cywilizacji mieście Vasian, a raczej tym co udawało.

Dzięki obecności “gdyby”, końcówka “by” w “kończyłyby” nie jest już potrzebna. W dalszej części zdania z kolei gubi się podmiot. Musiałam na chwilę się zastanowić, żeby wywnioskować, czego dotyczy pogrubiony zaimek. Spróbuj pisać krótsze zdania, może dzięki temu będą bardziej zrozumiałe. Warto też popracować nad interpunkcją.

 

Nie mogła nazwać tak miejsca, w którym ludzkie życie było warte tyle co błoto. Zawsze mogła skończyć gorzej.

Powtórzenie.

 

Wszak od jej pierwszego dnia w obozie minęło już kilkanaście miesięcy. Kto wie, może nawet dożyje następnego roku jeżeli dobrze jej pójdzie?

Sformułowanie “dobrze jej pójdzie” sugeruje, że mowa o jakiejś konkretnej sytuacji, w której bohaterce miałoby dobrze pójść. Wydaje mi się, że bardziej naturalnie brzmiałoby to bez “jej”, wtedy zdanie bardziej wskazuje na ogół – Asenya dożyje następnego roku, jeśli sytuacja będzie sprzyjająca.

 

Aby pomyśleć, że najlepsza złodziejka i przemytniczka w całym Dominium skończyła tak w okropnym miejscu było poza skalą zrozumienia. Była uzdolniona w skrytym przed zbrodniczym porządkiem rzemiośle na tyle dobrze, aby ktoś postanowił ją zdradzić.

Wydaje mi się, że “aby” jest tu użyte w niewłaściwym kontekście. Nie sądzisz, że tak to zdanie brzmiałoby lepiej: “To, że najlepsza złodziejka i przemytniczka w całym Dominium skończyła w tak okropnym miejscu, było nie do pomyślenia.” Poza tym znowu mamy tu powtórzenie.

Drugie ze zdań jest też dla mnie niezbyt zrozumiałe – sformułowanie “skryte przed zbrodniczym porządkiem rzemiosło” wprawia mnie w konfuzję. To porządek jest zbrodniczy? Myślałam, że jednak to bohaterka jest przestępcą?

 

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Nowa Fantastyka