- Opowiadanie: ANDO - Jesteś jednym z nas

Jesteś jednym z nas

Zmiany pierwotnej wersji:

- dodane zdanie na początku,

- inne imię jednego z bohaterów,

- wyjaśnienie, dlaczego muszą być wiewiórki. ;)

 

Przyjemnego czytania :)

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Jesteś jednym z nas

Przeszłość nie znika z nadejściem nowego dnia, życie przypomina kołowrotek poruszany łapkami rudych gryzoni. Kamil doskonale o tym wie.

– Ciągle tylko te wiewiórki i wiewiórki, oszalałeś na ich punkcie! – Edyta marszczy nos, kiedy się złości.

Kamil uwielbia wtedy na nią patrzeć.

– Gdyby to było takie proste – mruczy.

Spogląda na podwórko otoczone kwitnącymi bzami, gdzie gromada zwierząt o rdzawym futrze biega po zbudowanych specjalnie dla nich torach przeszkód.

„Chodźcie tutaj!” – Mężczyzna wysyła wiewiórkom myśl.

Natychmiast pędzą do niego i patrzą tymi swoimi czarnymi ślepiami.

„Zróbcie słupka”. – Wszystkie zwierzęta jak na komendę wspinają się na tylne łapki i przekrzywiają łebki.

Nie sposób im się oprzeć, Kamil doskonale o tym wie. Nachmurzona twarz Edyty od razu się rozpogadza.

„Wystarczy, możecie iść” – myśli mężczyzna do czworonożnych podopiecznych.

– Jesteś najważniejsza – mówi do Edyty. – Ty i Kasia.

– Mamy za mało czasu dla siebie. Dlaczego ciągle te wiewiórki?

Rozmowa wraca na grząski grunt. Kamil mógłby tłumaczyć, że praca, kariera, że eksperyment. Nie zamierza szukać wymówek.

– Przecież jestem przy tobie. – Całuje Edytę w policzek, przytula do szerokiej piersi, ale patrzy gdzieś w dal. Czarne oczy błyszczą zimnym blaskiem.

– Pik, pik, pik – odzywa się palmtop przy jego pasku.

Wiewiórki zaczynają kręcić się niespokojnie pod nogami i popiskiwać.

– Poczekaj, Edi, pora karmienia.

Odsuwa ją delikatnie, idzie po papierową torebkę, sypie do miseczek nasiona dyni i słonecznika. Zwierzątka wyjadają przysmaki, śmiesznie ruszając pyszczkami. Kamil je obserwuje, kojarzą mu się z małymi, puchatymi iskierkami. Ma chęć je pogłaskać, ale wie, że nie powinien się przyzwyczajać.

Wraca do Edyty, która wciąż czeka.

– Teraz mam czas tylko dla ciebie. – Obejmuje ją, a ona wtula się w niego całym ciałem. Pachnie kwiatowymi perfumami i domem. W jej myślach tańczą kolorowe motyle.

Kamil przeczuwa, że gdyby dowiedziała się prawdy, nie chciałaby go znać.

 

###

 

Kilkuletnia, jasnowłosa dziewczynka ogląda razem z Kamilem wiewiórkę, która wdrapuje się po wysokim, drewnianym słupie, wkopanym na środku podwórka.

– Wujku, dlaczego ona ma takie ostre pazurki?

– Żeby mogła lepiej się wspinać, Kasiu.

– Wujku, a dlaczego ona ma takie ostre zęby?

– Żeby mogła przegryzać kable – odpowiada Kamil, uśmiechając się do Małej.

– Wujku, a po co jej taki wielki ogon?

– Żeby mogła wszędzie wejść i nie spaść. Popatrz! – Mężczyzna wysyła wiewiórce myśl, każe jej przeskoczyć na drugą przeszkodę przypominającą drabinki na placu zabaw, przebiec po szczebelkach, dać susa na wystającą żerdkę i ześlizgnąć się po płachcie z drugiej strony.

Przejęta Kasia klaszcze w rączki.

– Jak będę duża, też chcę hodować wiewiórki – mówi. – Nauczysz mnie, co zrobić, żeby mnie słuchały?

Kamil patrzy na dziewczynkę. Ukłucie w piersi. Mała nie jest jego córką, ale to niczego nie ułatwia.

– One słuchają tylko mnie – odpowiada. Nie zamierza niczego jej uczyć, za dobrze wie, czym to grozi.

Wraca do trenowania zwierząt. Woli nie myśleć o ponurej rzeczywistości tak długo, jak się da.

###

 

Kamil patrzy na wiewiórkę biegnącą po równoważni. Wodzi wzrokiem za rudym ogonem, niczym za płomieniem ognia, czerwonym jak ludzki gniew.

 

Znów osaczają go wspomnienia z czasów, gdy mieszkał w innym miejscu. Pamięta dokładnie drzewa, które rosły przed jego domem, pełne dziupli zasiedlonych przez szare wiewiórki. Obserwował zwinne zwierzątka, odkąd zaczął bawić się na podwórku, a pewnego dnia zaczęły go słuchać.

Kamil podąża myślami do dnia, kiedy go wybrali.

Wszyscy widzieli w nim bohatera: rodzice, bracia, siostry, sąsiedzi. A on nie chciał, nie rozumiał.

Ojciec krzyczał:

 „Nie bluźnij, synu! Jesteś jednym z nas!”.

Kamil pamięta ucieczkę w nocy, niczym szczur. Pierwsze miesiące w nowym kraju, burczący brzuch, twardą kozetkę w noclegowni, obce spojrzenia pełne strachu wymieszanego z niechęcią.

Wspomina dzień, kiedy tamci go znaleźli. Nawet się nie opierał, byli wybawieniem.

Spodziewał się innego zadania, ale oni zażądali:

„Przygotuj dla nas wiewiórki”.

Dziwne, wiedzieli, że umie przekazywać myśli tym zwierzętom, a przecież tylko matka znała jego sekret.

Byli gotowi poczekać na efekty. Kamil dostał propozycję nie do odrzucenia, która wtedy wydawała się całkiem sensowna. Do czasu, aż poznał Edytę i Kasię. Kiedy wypełniły brak w jego życiu, dar zaczął się rozwijać i obudziło się coś jeszcze.

 

Kamil patrzy, jak w ślad za pierwszą wiewiórką po wąskiej desce wspina się druga, potem trzecia. Nigdy nie nadawał im imion, tak będzie łatwiej.

Teraz rozumie, że z jego równoważni nie ma żadnego dobrego zejścia.

 

###

 

Ciepłe, niedzielne popołudnie nadaje się w sam raz na zjedzenie obiadu przy stoliku ustawionym na podwórku, w cieniu kasztanowca. Kamil, Edyta i Kasia pałaszują makaron z warzywami, popijają danie słodkim kompotem z truskawek. Wokół biegają wiewiórki, dziewczynka śmieje się z ich psot.

Nagle na podwórku pojawia się wysoki, ciemnowłosy mężczyzna.

– Hello, my friend.

Na dźwięk tych słów Kamilowi widelec wypada z ręki. Ponura przeszłość upomina się o niego.

– Rodzina, how nice! – Przybysz zdejmuje okulary przeciwsłoneczne, uśmiecha się przyjaźnie. Przygląda się Edycie, później Kasi.

– To jest, eee… Joseph, mój kolega – mówi szybko Kamil. – Też zajmuje się wiewiórkami.

– Sure – odpowiada mężczyzna, sadowiąc się na wolnym krześle.

– Zje pan z nami? – proponuje Edyta, nieco zdziwiona.

Joseph kręci głową.

– No, thanks. Poczekam.

Kamil czuje, że nie przełknie ani kęsa więcej. Żadnych emocji na twarzy, tylko w oczach niespokojne ogniki.

– Musimy omówić wyniki eksperymentu. – Pierwszy wstaje od stołu i daje znak, żeby Joseph poszedł za nim. Próbuje przeniknąć jego myśli, ale napotyka zaporę mocną jak pancerne drzwi. Kiedy docierają za dom, zatrzymuje się i warczy:

– Pisałem, że jeszcze nie jestem gotowy.

– Czas się kończy, brother, niedługo święta. Słuchaj…

Joseph mówi o rzeczach, o których Kamil wolałby nie wiedzieć. Ale i on ma coś do przekazania; twardy warunek. Przecież wiewiórki nie posłuchają nikogo innego.

 

###

 

Kamil pakuje do furgonetki klatki z rudymi gryzoniami.

– Wujku, dlaczego nie mogę pojechać z tobą? – marudzi Kasia.

– Wynudziłabyś się za wszystkie czasy. Cześć, trzymaj się. Do widzenia, kochanie.

Kamil przytula Edytę długo, bo wie, że to być może ostatni raz, chociaż nie wolno mu pisnąć ani słowa. Głaszcze Kasię po głowie.

– Jak przyjedziesz, wujku, zbudujemy nową przeszkodę dla wiewiórek – mówi dziewczynka. – Wrócisz na Wielkanoc, prawda?

– Zobaczymy – odpowiada Kamil.

Już wie, że nie spędzi z nimi świątecznej przerwy, ale musi milczeć. Zaczęłyby się pytania, a one nie mogą wiedzieć, dla własnego dobra. Jeśli wszystko się powiedzie, nigdy więcej nie wyjedzie, skończy z wiewiórkami.

Kamil patrzy na Edytę. Ona chyba przeczuwa, ale nic nie mówi, tylko rzuca mu się na szyję kolejny raz. Ma łzy w oczach.

Kamil chciałby jej powiedzieć, że nie powinna się martwić. Nawet, jeśli mu się nie uda, ona jest młoda, przed nią wiele nowych dni. I znajomości. Ta myśl powoduje, że coś ściska go w gardle.

– Czas na mnie – decyduje.

Wsiada do samochodu i patrzy w boczne lusterko. Edyta z Kasią machają mu na pożegnanie. Wychyla się do nich, ostatni uśmiech, gest, spojrzenie. Resztką sił powstrzymuje się, żeby nie zawrócić, wyjeżdża z podwórka.

Słyszy zdenerwowanie wiewiórek, które piszczą i gryzą pręty klatek.

„Spokojnie, pokażę wam nowe drabinki” – myśli do nich. Uciszają się, Kamil wie, że mu ufają.

To sprawia, że czuje się jeszcze gorzej.

 

###

 

„Omińcie strażników, uważajcie, żeby was nie zobaczyli. Wspinajcie się w górę, po transparencie. Teraz idźcie po gzymsie, jedna za drugą. Ostrożnie, pilnujcie pakunków na grzbiecie. Wejdźcie przez lufcik do środka. Ukryjcie się za szafami, cicho, żeby nikt was nie zauważył. Czekajcie na mój znak” – myśli Kamil do wiewiórek.

– Dotarły do zakrystii – mruczy do siedzącego obok niego w aucie ciemnowłosego mężczyzny. Do Jusufa, którego już nie musi nazywać Josephem.

– Niech idą do głównego kościoła – odpowiada tamten. – W imię naszej świętej wojny, brother.

– Dlaczego po prostu nie podłożyliście ładunków? – dziwi się Kamil.

– It’s not that easy. Sprawdzali dokładnie teren, w środku siedzą same VIP-y. Wiewiórki są dla nas perfect, wniosą, co trzeba i gdzie trzeba. Dość gadania, let’s start!

„Przygotujcie się. Zaraz pobiegniecie przez duże drzwi na salę. Uwaga, teraz!” – myśli Kamil do swoich podopiecznych.

– Już – mówi do Jusufa, który trzyma w dłoni prostokątny panel z przyciskiem i zaczyna odliczać:

– Raz, dwa, trzy…

Pyk.

Łupnięcie, jakby świat się walił. Trzęsienie szyb w aucie, chociaż zaparkowali kilka przecznic dalej.

Potem cisza rozdarta krzykami i wyciem syren.

Od dawna Kamil zastanawiał się, jak to będzie. Myślał o tej chwili przez wiele długich dni. Przygotowywał się, żeby przetrwać. Przecież to obce osoby, kilka gryzoni. Nie miał wyboru?

Wyobraził sobie kawałki rudego futerka przemieszane z ludzkimi szczątkami.

Zbyt wiele, nawet za cenę wolności.

– Dobra robota, brother – mruczy Jusuf. – Wracaj do domu, trenuj nowe wiewiórki.

– Obiecałeś, że dacie mi spokój!

– Szef mówi: no way. Jesteś jednym z nas, brother. Forever.

– To nie jest moja wojna!

– Really? Chcesz, żeby one były bezpieczne.

Kamil doskonale wie, o kim mówi Jusuf. Przeczuwał, że uderzą w czuły punkt, dlatego nie odważył się zepsuć akcji.

– Oczywiście, chcę, żeby były bezpieczne – mówi i patrzy przez okno.

Jusuf też ich widzi. Grupa uzbrojonych żołnierzy biegnie po placu.

– Spokojnie, brother – mruczy i wsuwa detonator do skrytki.

Kamil słyszy myśli wojskowych, chcą jak najszybciej dostać się do kościoła, chronić rannych.

Odszukuje umysł wąsatego dowódcy.

„Ci dwaj faceci z auta wyglądają podejrzanie, kręcili się rano pod kościołem” – myśli za niego.

Dowódca zwalnia kroku, mówi coś do towarzyszy, odbezpieczają broń.

„Nie weźmiemy jeńców” – podsuwa mu Kamil.

Koniec

Komentarze

Dobre opowiadanie. Ciekawy pomysł na broń. Tylko wiewiórek trochę szkoda, choć od początku było wiadomo, że coś się szykuje. Główny bohater dobrze zarysowany, można się było wczuć w jego historię. Czytało mi się płynnie, błędów nie wyłapałem.

Uwaga! Spoilery w komentarzach! Czytasz na własną odpowiedzialność

Pomysł na zwierzęcego telepatę nienowy, ale obiecujący. Problemem dla mnie był a) fakt, że natychmiast zgadłam, po co bohater o takim imieniu trenuje te wiewiórki, b) że same wiewiórki są tu absolutnie pretekstowe, mogłyby to być dowolne inne zwierzęta podobnych rozmiarów. Z tych dwóch przewidywalność motywu z terrorystami przeszkadzała mi bardziej. Pozostaję, niestety, nieprzekonana.  

ninedin.home.blog

Herox, fajnie, że opowiadanie Ci się podobało.

 

Ninedin, imię zmienione. Teraz już nie wskazuje jednoznacznie, a pozostaje w tradycji. Tu przykład:

https://muslimnames.com/kamil

(O łacińskiej etymologii wiem).

 

same wiewiórki są tu absolutnie pretekstowe, mogłyby to być dowolne inne zwierzęta podobnych rozmiarów

Na jakie, Twoim zdaniem, zwierzęta mogliby zamienić wiewiórki? Bo, IMO, nie mogliby.

Potrzebne były zwierzęta małe, zwinne, nie wzbudzające podejrzeń, dobre do tresury. Koty – za duże i chyba wolniejsze od wiewiórek. Szczury – wzbudziłyby natychmiast zainteresowanie. Ptaki – nie dałyby sobie rady wewnątrz.

Kilka wiewiórek, w miejscu np. blisko parku wydaje się naturalne. Poza tym, bohater umie rozmawiać akurat z tymi zwierzętami, dopiero później jego dar się rozwija, ale “zleceniodawcy” o tym nie wiedzą.

 

Edit.

We wspomnieniach bohatera są dodane dwa zdania, które wyjaśniają, dlaczego zostały wybrane akurat wiewiórki.

Uprzedzając pytania – rodzina Kamila to imigranci.

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Ciekawy tekst :) Szkoda ofiar i wiewiórek, ale dzięki temu zakończenie lepiej wybrzmiewa.

Dobrze się czyta, płynnie. Fabuła przewidywalna, chociaż do końca miałam nadzieję, że jednak Kamil wywinie się z sytuacji, jednocześnie ratując wiewiórki. Szkoda gryzoni. crying

Ciekawe, acz przygnębiające!

Sprawnie napisane, choć te wstawki z angielskim mógłbyś sobie, Anonimie darować. Nie brzmią dobrze i sprawiają wrażenie pewnej… infantylności.

A poza tym – dobrze napisane, choć może rzeczywiście trochę łopatologicznie.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Anet, fajnie że fajne :)

Monique.M, tak, szkoda wiewiórek, ale nie dało się inaczej…

Yantri, dziękuję za komentarz. Nie udało się uratować gryzoni:(

Staruchu, dziękuję za klika i komentarz. Anonim chciał się pobawić ze stylizacją na obcy język.

Ech, Anonimie, doceniam pomysł i porządne wykonanie, ale cóż, to była bardzo dołująca lektura. W dodatku podejrzewam, że osiągnięcie takiego efektu było Twoim celem.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Regulatorzy, dziękuję za klika. Postaram się następnym razem napisać coś mniej dołującego. Mam pomysł na wesoły i lekki tekst, w którym nikt nie zginie. :)

Brzmi obiecująco. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zgadzam się ze Staruchem, że angielski tutaj był zbędny. Reszta opowiadania na plus. Fajnie pokazałeś przygnębienie i dylematy bohatera, oraz w ciekawy sposób wykorzystałeś pomysł na niezwykłą moc. Szkoda wiewiórek. 

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Rosebelle, anonim dziękuje za komentarz i klika. Szkoda wiewiórek :(

Ciekawy pomysł na przeprowadzenie ataku terrorystycznego. I tylko wiewiórek żal. Czytało się dobrze. Nie wiem, jakie imię bohater nosił wcześniej, ale dłuugo nie domyślałam się, po co trenuje wiewiórki. Podobało mi się :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Fajny tekst. Szkoda wiewiórek. Ludzie to jednak podłe bydlaki. Spodobał mi się bohater i jego ostatnie decyzje.

Babska logika rządzi!

Wciągnąłem się i dobrze mi się czytało. Fajnie, że bohater pod koniec postanowił działać i się z tego wszystkiego wyrwać.

Ponure i dołujące, ale mi się jak najbardziej podobało :) Do tej jeden z moich ulubionych tekstów konkursowych :)

Miła niespodzianka, opowiadanie w bibliotece.:) Anonim dziękuje za kliczki i za komentarze.

 

Irka_Luz, poprzedni było imię Faris, ale za bardzo się kojarzyło z pochodzeniem bohatera. Później miało być Kamal, ale też za łatwo zgadnąć.

 

Finklo, zgadzam się, podli ci ludzie. Terroryści-samobójcy sami wybrali swój los, a biedne wiewiórki nie miały wyboru. :( Anonim długo zastanawiał się, jak zakończyć ten tekst i doszedł do wniosku, że Kamil nie może być taką posłuszną wiewiórką, tresowaną do zamachów. Chociaż może mógł zrobić więcej.

 

Patryku, taki był zamysł anonima. Fajnie, że wciągnęło.

 

Katiu, anonim bardzo się cieszy. :)

Dobrze napisane i smutne. Najmniej przekonywał mnie motyw wykorzystania wiewiórek, ale z drugie strony dlaczego nie? 

Ciekawe opowiadanie!:-)

Fajnie, że Kamil nie zmienił się w wytresowaną wiewiórkę, a ludzi i wiewiórek szkoda.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Najmniej przekonywał mnie motyw wykorzystania wiewiórek, ale z drugie strony dlaczego nie? 

Mam nadzieję, że to czysta fantastyka, która nigdy nie zdarzy się w rzeczywistości. Dzięki za komentarz. :)

Nie kupuję tego opowiadania. Idea telepatii z wiewiórkami jest ciekawa, ale kwestia zamachu itd. – jakoś mało mnie rusza. A jeżeli odnosisz się Anonimie do muzułmańskiego terroryzmu, to warto by było użyć parę arabskich wstawek – brzmiałoby naturalniej niż angielski. Nie wiem jakie imię było wcześniej, zgaduję, że “bardziej” arabskie. Cóż, Kamil też. 

Podsumowując – ładnie rozpisane akcenty i rozwój akcji, wszystko w odpowiednich momentach, ale tematu totalnie nie kupuję. 

Gdyby w tekście były jednoznaczne wstawki arabskie, zostałby pogrzebany cały efekt zaskoczenia w końcówce. Ninedin i tak się domyśliła, w tekście jest kilka typowych rzeczy dla muzułmanów – sposób werbowania, presja społeczności, wykorzystywanie osamotnienia w obcym kraju, święta wojna. Terroryzm międzynarodowy, stąd stylizacja na angielski.

Nie da się ukryć, że też nie zostałam zaskoczona, i to po poprawkach. Jednak kwestia terroryzmu jest mocno wątpliwa i niejasna.

Czepiam się, bo akurat ten temat nie jest mi obcy, więc mój radar robi się czuły z dziesięć razy bardziej. I z rzeczy, które wypisałeś – sposób werbowania, presja społeczna itd. – nie widzę w tekście. Osamotniony muzułmanin terrorystą? Wybacz, ale to najniższa linia oporu. 

Ale ok, moje czepialstwo wyłazi. Nie zrażaj się. To tylko moje subiektywne zdanie, ale siedzę w bliskowschodnich klimatach, więc historie z terroryzmem w tle nie powodują specjalnej radości. 

Anonimowi temat terrorystów też nie jest obcy. We wspomnieniach Kamila pojawiają się informacje o motywacji (np. zachowanie rodziny, słowa ojca) – strzępki, żeby nie psuć końcowego efektu. Zamach w czasie święta – to też charakterystyczne.

Anonim celowo nie podaje tych informacji wprost, daje wskazówki, które część osób rozszyfrowuje przed zakończeniem.

Osamotniony muzułmanin terrorystą? Wybacz, ale to najniższa linia oporu. 

Kandydaci na zamachowców często są werbowani, kiedy przyjeżdżają do nowego kraju, gdzie mierzą się z odrzuceniem, biedą, samotnością. W tym nie ma fantastyki, mogę polecić książki na ten temat.

Fajnie się rozwijało, ładnie oddane emocje. Tylko jedno mnie zastanawia – dlaczego jako broni nie wykorzystano szczurów? Budziłyby mniej zdziwienia wewnątrz budynków niż wiewiórki, a też potrafią się dobrze wspinać.

 

Sugestie poprawek:

 

Kamil przeczuwa, że gdyby dowiedziała się prawdy, nie chciałaby go znać.

###

Dodałbym enter odstępu między tekstem a hashami.

 

–Żeby

Po półpauzie brakuje spacji.

 

Usunąłbym entery z końca opowiadania.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Wikedzie, błędy już poprawione. Kamil jako dziecko nawiązał telepatyczne połączenie z wiewiórkami, dopiero później jego zdolności się rozwinęły. Terroryści o tym nie wiedzieli, dlatego kazali mu trenować wiewiórki.

 

Trochę jak sowieckie psy przeciwpancerne ;) 

Co do samego opowiadania to jest naprawdę bardzo dobre. Fajnie zagrałeś emocjami – z jednej strony przywiązanie do wiewiórek, z drugiej strony rodzina (chociaż tutaj bym to subtelniej przedstawił). Naprawdę dobrze się czytało. Powodzenia w konkursie!

Dobry tekst, mroczny i z oryginalnym pomysłem. Bohater oddany jest realnie – zarówno jego uczucia, jak i zachowanie. Zakończenie w punkt.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Grzelulukas, trafne porównanie. ;)

Verus, anonimowi jest bardzo miło po przeczytaniu Twojej opinii. :)

Bardzo zgrabnie napisane, nie znam wcześniejszej wersji, więc nie wiem, co dodałeś/aś, żeby wyjaśnić konieczność wiewiórek, ale nie jestem jakoś szczególnie przekonana – czemu np. nie szczury? Może czegoś nie łapię ;) Końcówka dobra.

Nie ma się do czego przyczepić w kwestii technicznej, czyta się bardzo dobrze i płynnie, ale nie porwało mnie jakoś szczególnie – jest tu ten rodzaj chłodnego dystansu do bohaterów, który zazwyczaj do mnie nie trafia. Niemniej jest to na pewno jedno z lepiej, najsprawniej napisanych opowiadań w konkursie.

 

PS. Scena z Czerwonego Kapturka zabawna, choć tak trochę z innej, nomen omen, bajki ;) Bohater mało mi na takiego żartownisia wygląda.

http://altronapoleone.home.blog

IMO do­brze ro­ze­gra­ne. Bo­ha­ter budzi współ­czu­cie, fa­bu­ła wcią­ga. Czyta się. Tro­chę dziw­ne, że Jusuf co i rusz wtrą­ca coś po an­giel­sku.

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Był tylko jeden zgrzyt, gdy tych “onych” było za dużo i za szybko. Poza tym rewelacja. Świetnie zbudowane napięcie, pięknie wymyślone, tajemnica utrzymana tak długo, jak chciał autor. Dobrze zagrała rodzina vs. terroryści – niby ograne, ale jak widać, nie do końca.

Czytało się dobrze, a co najważniejsze pozostaje satysfakcja z dobrego tekstu.

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Drakaino, cieszę się, że uważasz to opowiadanie za napisane sprawnie.

 

Jerohu, fajnie, że fabuła wciąga.

 

Fizyku, dzięki za miłe słowa.

 

Podziękowania dla wszystkich głosujących na to opowiadanie. Miło mnie zaskoczyliście.

Tym razem zaszalałam, bo doczytałam w regulaminie, że można było napisać dwa teksty. ;)

 

ANDO – podejrzewałam tu rękę Gravel, bo klimaty bliskowschodnie plus właśnie ten dystans i bardzo sprawnie poprowadzona fabuła. Bohater trochę zbyt sympatyczny na jej pisanie, to mnie odwodziło od takiej hipotezy. Myślę, że jeśli technicznie będziesz szła w tym kierunku, to dojdziesz do piórka :)

http://altronapoleone.home.blog

Drakaino, dziękuję za komentarz i za konkurs.

Wpadam z fochem! ;-)

Wiewiórki. Miłe, potulne zwierzątka. Z czym więc może się kojarzyć tekst na konkurs “Wiewiórki”? Ano z sympatyczną, lekką historią do obiadu.

Człowiek sobie wraca z roboty, odprężył by się przy czymś lekkim, a tu… przygnębienie i zdołowanie w zgodzie z regułą, że nieszczęścia chodzą parami.

Hańba Ci! :-)

I tak masz szczęście, że nie czytałem w poniedziałek (albo w niedzielę wieczorem), bo ten tekst tak optymistycznie nastraja do życia, że najdalej w środę pośredniak w Tychach zyskałby nowego bezrobotnego. ;-)

Cholera, jak “se” człowiek sam nic wesołego nie napisze…

Dobra, tyle jęczenia.

Jest to tekst smutny w porywach do przygnębiający. Nie do końca tego oczekiwałem po “Wiewiórkach”, ale absolutnie nie mam zamiaru robić z tego zarzutu.

Po pierwsze dlatego, że to przygnębienie wywołujesz celowo, a to się chwali. Znać bowiem, że tekst wykonuje swoją robotę tak, jak to założyłaś. Słowem, jeśli umiesz wywołać w czytelniku założone odczucia to już oznaka pewnej solidności warsztatu.

Po drugie zaś dlatego, że ja generalnie lubię takie “przełamywanie” tematyki danego konkursu poprzez szukanie form czy koncepcji nieoczywistych dla skojarzeń z danym tematem. Gdybym dostał w konkursie ponury temat, pierwszą moją myśl stanowiłby tekst humorystyczny, więc tak samo próbę przygnębienia czytelnika pozornie sympatycznym tematem oceniam pozytywnie.

Tyle.

Nie wiem, czy z tej opinii jednoznacznie wynika, jaka jest moja opinia na temat opowiadania, ale jeśli nie to… bardzo dobrze.

Przynajmniej stworzyłem komentarz, który trzeba interpretować. ;-)

Pozdrowił i poszedł.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

CM, dzięki za komentarz. Jakoś nie mam nastroju do pisania wesołych opowiadań, może w przyszłości się uda. :)

Nowa Fantastyka