- Opowiadanie: maciekzolnowski - O dziadku i chłopcu gwiazdowym sen niejaki

O dziadku i chłopcu gwiazdowym sen niejaki

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

O dziadku i chłopcu gwiazdowym sen niejaki

Mieszkam z sędziwym dziadkiem-żeglarzem. Mieszkamy wspólnie w szklanym pawilonie. Kwiatki przy wejściu, kwiatki przy wyjściu, a w świetliku – jakieś bratki, płatki jakieś. Układamy je i pielęgnujemy. Czekamy. Ja czekam na porę karmienia Maćka. Maciek: tak mam na imię. W mym świecie wszystko jest limitowane, wszystkie czynności są rytualne i godzinowo odmierzane. 

A za oknem słońca moc, no więc zdejmuję bluzę, bo chcę się opalać. Z Żabnicy zjeżdżam windą w góry-doliny podziemne, tak, podziemne (te góry są zupełnie wyjątkowe), zjeżdżam wraz z chłopcem, który również zdjął bluzkę, by się na żar podziemny z trzewi bijący wystawić. Zazdroszczę mu tej pięknej jego karnacji brązowo-skórnej. Jedziemy więc, jak już mówiłem. A w tle buczącej jak okręt windy taka oto rozmowa kiełkuje, którą ja inicjuję:

– Ahoj! Pachnie morzem, panie.

– Może morzem pachnie.

– No. Coś jakby morze i ryby w nim pływające, pławiące się… w tej kipieli, gardzieli. 

– I rybitwy sunące po nadmorskim niebie zielonkawym.

– I mewy szybujące.

– W tym morzu muszą być i ryby, dużo ryb. I wieloryb.

– No. Ryby: karpie, śledzie, makrele. Są ślimaki morskie i żółwie. Słowem: pełno ryb!

– I ślimaków pełno. 

– Glonów, wodorostów… wodotrysków, a zresztą jak zwał, tak zwał.

– I koralowce są, jeżowce, jeżozwierzowce.

– Koralowce chyba raczej nie. To jednak nie to morze, panie.

– A no tak, może być albo być nie może. Sam nie wiem, że wiem to, co zjem.

– Ach, panie, nie ma to jak Bałtyk latem, mówię panu. Wakacje. Bryza wakacji i słodki powiew lenistwa. Urlop w pełni, ukrop, pełne brzuchy urlopowiczów, bo tu dobrze karmią. No czujesz pan to, tę bryzę wschodnią, zachodnią, czujesz ją pan? Nie?

– No nie powiem, że nie. I nie ma to jak te panie nad tym morzem, te leżące, falujące jędrnymi pośladkami, piersiami, cellulitami, kilogramami radości rozedrgane, rozpląsane, ech!

– I te rybitwy, te łanie. Ach, panie, panienki kochane!

– Morze to jest morze, a nie jakieś tam góry-srury, Żabnice i inne Oka Morskie zafajdane. Morze to morze. To są, panie, fale, falochrony, które biją o brzeg, w Kołobrzeg.

– Fale biją o brzeg.

– No mówię, że biją. Pianę wzbijają, zwłaszcza jak sztorm jest, sztormowa taka ładna pogoda bardzo. Wie pan? Nie wie pan?

– Wiem.

– Aha.

– A, ha.

– Ssssss… Cicho. To morze szumi.

– Co proszę? A ja myślałem, że wąż syczy.

– Lewiatan morski… coś takiego jak wąż albo jeszcze lepiej. Lepiej nie mówić.

– Byczy taki typ żmijowy, kawał wężycha, i to razy pięć.

– Razy dziesięć, a nawet piętnaście.

– No dokładnie: pięć, dziesięć, piętnaście. Był kiedyś taki program w teleranku w peerelu.

– O lewiatanie? Z tym głosem, no tym, co zawsze gada: „czytała Krystyna Czubówna”? Ale ona była wtedy o wiele za młoda na lektorkę chyba, nie? A zresztą…

– A może być i lewiatan: tu niedaleko, zaraz obok żabki. Skoczym, zwiedzim, kupim, bo upał panie męczy i męczy też facetów. Coś wodnistego, najlepiej w płynie albo proszku, o morskim smaku, z flądrą i frytkami.

– Piwo znaczy? No ale żeby w proszku? Żeby zaabsorbowane? A jest takie w ogóle?

– Może jest?

– A morza nie ma, bo to tylko sen był, he, he!

– Hej! Morze, pikne morze. I pikne Pieniny, pikne Beskidy. Hej! 

Koniec

Komentarze

Ciekawie to napisane, czytało się dobrze. Co do fabuły, to było tam to to, coś zarysowane takie między słowami, ale było albo i może nie było, trochę sensu a bezsensu morze, szerokie i głębokie, ale ważne, że nasze, Bałtyckie, z falującymi falami pośladków, jak słowa dialogu płynące zgrabnie, chociaż cel tego rejsu gdzieś się zgubił, a może i go nie było, tylko przepłynąć się chcieliśmy po morzu skojarzeń. Przyjemnie się żeglowało, choć wolałbym gdzieś trafić. 

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Dzięki za komentarz pierwszy, czyli najważniejszy i najtrudniejszy do napisania. Tak, zgadzam się, że jest tutaj morze bezsensu (i głupoty) z naciskiem na grę luźnych oraz wolnych całkiem konotacji związanych ze snem i śnieniem w ogóle. Humor i abstrakcja w jedno złączone. Mam nadzieję, że trochę chociaż kojarzy się z dialogami z filmu “Rejs”. Pozdrawiam.

Maćku, sensu w tym tekście szukać nie zamierzam, bo i w snach często znaleźć go niełatwo. Choć podejrzewam, że jest tu takowy, i to może całkiem głęboki. Niczym bałtyku odmęty. Z grubsza jednak rozumiem, znając Twe upodobania, iż wyższość gór na morzami uznajesz :) Bardzo ciekawie to napisałeś. Urzekłeś mnie tą grą słów. I tyle chyba rzeknę.

Ech, morze – dawno nie byłem nad Bałtykiem. Bardzo, bardzo dawno. Będzie ponad dwadzieścia lat…

Tekst się czyta jak poezja. Gra słów i skojarzeń działa na wyobraźnię – czułem tą bryzę i zapach ryb z frytkami, i widziałem te cellulity (i nawet jakiś parawanik się pojawił – takie moje prywatne skojarzenie – a z parawanem powiało, i w oczy się piasek posypał). I znowu poczułem żywicę zagajnika, znowu zebrałem garść muszelek, oczy znowu zapiekły od solanki. Wiem, że w opku żadnych z w/w elementów nie było, ale, widać, gra skojarzeń jest bardzo zaraźliwa. Generalnie moje klimaty, bo ze mną, jak z dzieckiem – absurdalnie. Bardzo, bardzo fajny tekst!

— Nie cmyka! Mówiłem, że nie ma zębów.

Dzięki bardzo, sensu w tym króciaku rzeczywiście większego nie ma, prócz zabawy słowami. A że zdecydowanie wolę góry od oceanów, to fakt. 

Mam nadzieję, że impreza była uda-na-na-na, Paradust? ;-) 

Haha była udana, oj dana dana, owszem. Taka dwudniowa się zrobiła. W przerwach Doom Eternal i odsłuch muzyki z sąsiadami (I don’t always listen to Supertramp, but when I do, so do the neighbours). Mam nadzieję, że Twój weekend był równie radosny.

Co do morza i gór – nie wiem, co wolę. Góry mają jakiś taki urok niepojęty, ale urok niepojęty ma i wielka woda (i te mniejsze wody też), mają nawet i lasy. Gdyby mi kazano wybierać, nie potrafiłbym. Wiem jedno: gdyby przyszło związać życie z którąkolwiek z w/w scenerii, nie stałaby mi się krzywda :)

— Nie cmyka! Mówiłem, że nie ma zębów.

No tak, słuszna puenta… :-)

Z Rejsem, Maćku, to miałam tylko takie skojarzenie, że tak u Ciebie, jak i tam podobnym bezsensownym sensem można się zachłysnąć. Z ukontentowania.

Ale też muszę wyznać, że w czasie czytania miałam przed oczami fragment Wniebowziętych i siedzących na plaży Himilsbacha i Maklakiewicza. Oni umieliby sobie tak pogawędzić. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki, Droga Reg, za odwiedziny i komentarz. Czasem trzeba na wesoło, zwłaszcza wtedy, kiedy na około tyle bezsensu, szaleństwo okołokoronawirusowe trwa w najlepsze i nawet widać już gdzieś tam pośród bałwanów pijany statek (albo “Statek Pijany”), nie wchodząc oczywiście w szczegóły spraw politycznych, geopolitycznych i makroekonomicznych.

https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,173952,25797307,siadamy-na-peronie-ja-w-masce-policjanci-w-kombinezonach.html

A “Wniebowziętych” znam oczywiście. :-) 

Bardzo proszę, Maćku.

A na wesoło można częściej, nie tylko czasem, zwłaszcza że dzięki poczuciu humoru zdecydowanie lepiej znosi się niewesołą codzienność. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Podobało się, dialog znad morza, znaczy w windzie pogaduszki, ale jak kurortowe. Sielskie, zabawne snujące się, a ludzie na zewnątrz. I słońce jest, i zwyczajne sprawy. Podobało misie:)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Asylum, ludzie tak często gadają… znaczy, rozmawiają ze sobą, sama wiesz. Gadka szmatka (w autobusie, pociągu, tramwaju, na ulicy, na poczcie, w sklepie) beztrosko płynie niczym dziecięca melodyjka albo jakiś pogodny szlagier z dawnych lat. Pozdrawiam i dziękuję.

Nowa Fantastyka