W cieniu dzikiej jabłoni odpoczywali narzeczeni. Loki grał na flecie łagodną, wesołą piosenkę, zaś zmęczona upałem Sigyn drzemała obok na trawie.
Lekki wietrzyk połaskotał śpiącą w policzek. Rozbudzona spojrzała z czułością na przyszłego męża. Następnie przeniosła wzrok na przyozdobioną owocami koronę drzewa. Na jej oczach zielone jabłko oderwało się od gałęzi.
Umilkła nagle muzyka. Głębszy cień okrył zdumionego Lokiego. To Sigyn klęczała nad nim. W wyciągniętej dłoni trzymała jabłko, które jeszcze sekunda, a by spadło mu na głowę.
Narzeczeni spojrzeli sobie w oczy. Chwila ciszy, potem śmiech obojga. Wdzięczny za ratunek Loki pochwalił refleks wybranki, po czym pocałował ją w usta. Podekscytowana Sigyn odrzuciła twardy owoc. Rosnące dziko jabłka nie słynęły ze słodkiego smaku.
Pocisk wylądował w trawie, tuż przed nosem węża. Jadowity gad pełzał w stronę zakochanych, lecz wystraszony zaniechał tego zamiaru i uciekł z powrotem w krzaki.
Zakochani nie zauważyli węża. Wstali z trawy, by poszukać innego miejsca na odpoczynek. Loki przygrywał na flecie, a Sigyn pląsała w rytm muzyki.
Tak oto weszli do lasu szczęśliwi, wolni od zmartwień, nie myśląc o przyszłości.
*
Wąż obserwował zakochanych z ukrycia. Kiedy odeszli, wypełzł z kryjówki i podążył za muzyką flecisty. Tak łatwo on i jego dziewka się go nie pozbędą.