- Opowiadanie: El Lobo Muymalo - Teatr lalek

Teatr lalek

Będzie dziwnie, będzie groteskowo, będzie – mam nadzieję – niepokojąco.

 

Zapraszam.

 

Podziękowania za pomoc dla imć Mytrixa.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Teatr lalek

W klasie uczniowie rzucali w siebie papierkami, chłopaki podszczypywali dziewczyny, dziewczyny szturchały chłopaków.

– Widzę, że nie interesuje was język niemiecki – podniosłem głos.

Uczniowie nadal rzucali w siebie papierkami, chłopaki nadal podszczypywali dziewczyny, dziewczyny nadal szturchały chłopaków.

Podniosłem dziennik i grzmotnąłem nim o biurko.

Uciszyli się. Spojrzeli na mnie.

– A co – zapytałem – gdybym wam powiedział, że istnieje język magiczny?

– Co? – Mądralińska Daria z pierwszej ławki uniosła brwi. Miała blizny po żyletkach na przedramionach, niebieskie włosy i najlepsze oceny w całej szkole.

– Indonezyjskie plemię Shes'ae – ściszyłem głos dla dodania tajemniczości – przed tysiącami lat posługiwało się językiem, przy pomocy którego mogli stwarzać żywe organizmy.

Śmiechy, które się rozległy, były zbyt szydercze jak na mój gust.

Westchnąłem.

– Pewnie podpadł pan zwierzchnikowi. – Daria przewróciła oczami. – I teraz z żałosną desperacją próbuje pan mu się podlizać, że niby prowadzi pan takie ciekawe lekcje, a uczniowie są zachwyceni. Ale, jak widać, nie są.

Mówiłem, że mądralińska.

– Jesteś oczytana, Dario – powiedziałem. – Czy słyszałaś o Ihtelesie, bogu zła?

– Może. – Podrapała pobliźnione przedramiona.

Bystrzejsza ode mnie, a jednocześnie nigdy nie wiadomo, co strzeli jej do głowy. Nienajlepsza kandydatka. 

Ale innej nie miałem.

– Pokażę ci coś ciekawego. – Zapisałem na tablicy słowa "Hucre tahh'as bedte ver". – Członkowie plemienia Shes'ae wierzyli, że Ihteles obdarzył ich magicznym językiem. Przykładowo, to zdanie miało stworzyć małą papugę. Brakuje tylko klamer, o, takich – Pokazałem w powietrzu - żeby je aktywować, nie przeszkadza nawet to, że użyłem liter łacińskich.

– Co za bzdury – powiedziała mądralińska i to były jej ostatnie słowa, zanim zaginęła.

 

#

Minęły trzy lekcje, a Darii wciąż nigdzie nie było. 

Musiałem odnaleźć ją natychmiast. Nikt nie powinien wiedzieć, że przepadła. Byłem na cenzurowanym u tego gościa nade mną, nie mogłem niczego zawalić. 

Ostatnio dziewczynę widziano na korytarzu C.

Niewiele wysiłku kosztowało mnie przedrukowanie grafiku tak, by dyżur wypadał mi właśnie tam.

W korytarzu C unosiła się zielonkawa mgła. Nauczycielka biologii Monika i rudowłosa uczennica przeglądały się w okiennej szybie i wrzeszczały. Z uszu wyrastały im czarne karbowane rurki, na końcach spłaszczone i pokryte maleńkimi otworami. Druga para wystawała kobietom spod bluzek. Płaskie końcówki rur wypuszczały kłęby zielonego dymu.

Wrzask i płacz wypełniły korytarz. Uczniowie z niedowierzaniem oglądali przewody wysuwające się z ich ciał. Wyglądało na to, że dym, wydobywając się z ciała jednej osoby, zaraża inne. Daria musiała coś popsuć.

Biegałem po korytarzu tam i z powrotem, ale ślad po dziewczynie zaginął.

Drzwi łazienki otworzyły się i wypadł z nich koniec karbowanej rury, identycznej jak u uczniów, tylko dziesięć razy grubszej. 

Wszedłem do środka.

W jednej z kabin, za sedesem, w ścianie ziała dziura wysoka na półtora metra. Rura biegła w głąb niej.

Schyliłem się i wszedłem do otworu.

Tunelem dotarłem do pomieszczenia, które było tak ciasne, że miałem wrażenie, jakby ściany chciały mnie zgnieść. Upchnięto tam starą szafę, stos kartonów oraz zryte cyrklami biurko. Z dziur w ścianach wystawało więcej rur. Biegły ku sufitowi. Zielonkawy dym kłębił się w powietrzu.

Znalazłem tam Darię.

I coś jeszcze.

 

#

– Panie profesorze!

Dziewczyna siedziała pod ścianą. Wzdłuż jej całego ramienia zwisał płat skóry gruby na cal. Karbowane rurki wychodziły z uszu, opadały na klatkę piersiową. Kolejna, najgrubsza, przyczepiona była do jej pleców i biegła ku górze.

Co tu się wydarzyło, do ciężkiego diabła? Podbiegłem do dziewczyny. Wyczułem na sobie wzrok. Uniosłem głowę.

Całą powierzchnię sufitu zajmował stwór o klepsydrowym tułowiu. Rury wychodziły z jego ciała niczym odnóża pająka. Miał szpiczaste uszy jak nietoperz, łeb kulisty, z ludzkimi, niebieskimi oczami. Wyglądał jak porośnięta szczeciną głowa niemowlęcia.

To nie tak powinno wyglądać. Zdecydowanie.

– Daria, co ty narobiłaś? – Złapałem się za głowę.

– Pomyślałam – Dziewczyna dygotała – że będzie lepszy efekt, jeśli napiszę zaklęcie na… na ciele.

– Gdzie?

– Na ramieniu.

Uniosłem płat zwisający z jej ręki. Od barku aż po nadgarstek biegł napis "Hikre tahht'as bette var". Wycięty żyletką.

– Myślałem, że jesteś mądrzejsza.

– Mówił pan – powiedziała Daria – że to zaklęcie stworzy papugę.

– Pomyliłaś litery.

– Niech pan je zmieni. – Dygoczącą głową wskazała żyletkę leżącą obok jej trampka.

Wziąłem ją, zacisnąłem zęby. I ciąłem.

Nie było szans na naprawienie zaklęcia. Dopisałem jedno słowo. Spodziewałem się, że mi się jeszcze przyda. Resztę pokreśliłem. Daria jęczała z bólu, a gdy skończyłem, ręce miałem po łokcie we krwi.

– Dlaczego pan tam coś dopisał? – zapytała.

– Na wszelki wypadek. – Spojrzałem w górę.

Stwór nie zmienił się ani odrobinę.

– Szlag by to! – Rzuciłem żyletką o szafę. – Zaklęcie już się uaktywniło, takie poprawki nic nie dadzą. Muszę amputować ci rękę.

Zbladła.

– Niech pan wezwie pogotowie! – pisnęła. – Przecież ja mogę umrzeć!

– Nie ma czasu. Ten stwór zaraz wyssie cię do cna.

– Skąd pan wie, że on mnie wysysa?

Zerknąłem na potwora.

Otworzył usta. Wysunęła się z nich rura zakończona szerokim ostrzem.

Wyjąłem ze spodni pasek. Zaciągnąłem go wokół ramienia dziewczyny jako opaskę uciskową.

– Wybacz mi. – Złapałem ostrze.

 

#

Odrąbane ramię mlasnęło o podłogę.

Napis "Hik…" pozostał na barku dziewczyny.

Barku nie mogłem obciąć. Nie opanowałbym krwawienia, Daria by zmarła. A tego wolałem uniknąć. Pieprzyć to. Trzy litery nie miały znaczenia.

Odnóża stwora zatrzęsły się, zachrobotały w dziurach wybitych w ścianach. W niemowlęcych ustach wyrósł rząd długich zębów, dolna szczęka zmniejszyła się i zaniknęła. Kłęby dymu przybrały barwę bladoniebieską.

Puk!

Głowa mądralińskiej w jednej chwili stała się dwa razy większa i kwadratowa. Usta dziewczyny wyglądały jak namalowane flamastrem.

Wybiegłem na korytarz. 

Wszędzie unosił się bladoniebieski dym. Ręce Moniki od biologii miały dwa metry długości. Wyrastało z nich po kilka ramion normalnych rozmiarów, między nimi długie kolce. Rudowłosa siedziała pod ścianą. Jej nogi rozlały się w jeden wielki płat ciała. Wszystkie osoby na korytarzu C przemieniły się w dziwaczny sposób. Zupełnie losowy.

 

#

We wcześniejszych wynaturzeniach był przynajmniej jakiś porządek. Wróciłem do Darii.

– Niech pan to zabije – powiedziała flamastrowymi ustami na kwadratowej głowie. – Proszę! Czuję, że to coś przejmuje nade mną kontrolę. Wolę umrzeć, niż zostać niewolnikiem.

– Wytrzymaj – powiedziałem. – Zneutralizuję tego stwora. Już wiem, jak to zrobić.

– Benzyna – powiedziała Daria. – Przyniosłam… benzynę. Chciałam go podpalić, jeszcze zanim się do mnie przyssał. Niech pan go spali. I niech pan spali mnie.

Faktycznie, obok starej szafy stała plastikowa bańka.

– To nie zadziała – odparłem. – Muszę napisać zaklęcie na nowo. Poza tym wszyscy możemy zginąć w pożarze.

– Może pan stworzyć coś jeszcze gorszego. Spal mnie! Spal wszystko!

W szufladzie znalazłem śrubokręt. Wyryłem nim zaklęcie na drzwiach szafy.

Unoszące się w pomieszczeniu opary zbielały. Ludzkie oczy pająka przygasły, zbladły, przybrały barwę otaczającej je skóry. Odnóża zachrobotały w ścianach, wysunęły się z dziur, wchłonęły w kadłub. Stwór stał się teraz ciemną bryłą.

Głowa Darii wróciła do normalnego wyglądu. Jedynie jej twarz poszarzała, a oczy przygasły.

– Chodź – powiedziałem. – Musicie wszyscy wyjść na zewnątrz.

Gdy opuszczaliśmy pomieszczenie, z ciała stwora wysunęły się białe kłącza.

 

#

Wszyscy byli teraz jak Daria. I uczniowie, i nauczyciele.

– Za mną – rozkazałem.

Usłuchali. Szli. Białe pędy wysuwały się z ich ciał.

Daria wyrwała się z szeregu. Przydeptując wyrastające jej z brzucha kłącza, podbiegła do drzwi wyjściowych. Przekręciła w zamku klucz. I połknęła go.

– Nie wypuścisz ich! – pisnęła. – Wiem, że coś knujesz. Celowo pokazałeś nam to zaklęcie, prawda? Miałeś nadzieję, że ktoś stworzy potwora. Dlaczego nie zrobiłeś tego sam?

– Jak… – zacząłem.

– Jak to możliwe – powiedziała – że pozostała mi odrobina wolnej woli? Że mogę myśleć i mówić, nie tak jak inni? Otóż, drogi panie profesorze, na moim barku pozostał fragment zaklęcia. Widocznie to mnie chroni. Chroni przed twoim wpływem. Po co to robisz?

– Podobnie jak ty nie chcę być niewolnikiem. On obiecał mi wolność.

– On?

– Ihteles. Nie ma powodu, bym dłużej to ukrywał. A stwora nie mogłem stworzyć własnoręcznie. Potrzebny był ktoś, kto ma w sobie życie. Ja go nie mam, bo…

– Bo też jesteś tworem zaklęcia. Chcesz wypuścić tych ludzi na świat? To najpierw mnie zabij. Dalej, bądź marionetką Ihtelesa. Sądzisz, że bóg zła dotrzyma słowa?

Wydałem rozkaz.

Uczniowie i nauczyciele otoczyli Darię. Wśród wrzasku, krwi chlapiącej na podłogę i spadających ochłapów mięsa wydobyli z niej klucz.

Otworzyłem drzwi. Wypuściłem ich na zewnątrz.

 

#

Wyrastające z nich kłącza oplatały ulice, bloki i skwery, wbijały się w ciała tych, którzy jeszcze nie zostali przemienieni. Po to, by czerpać z nich energię, po to, by powstało jeszcze więcej im podobnych.

Po to, by mój zwierzchnik mógł pławić się w energii ich życia.

Miasto było teraz pełne ludzi, będących pasożytami i żywicielami jednocześnie.

Czy się cieszyłem? Niespecjalnie. Oni i ja nie różniliśmy się od siebie tak bardzo. Wszyscy byliśmy niewolnikami.

 

#

Ihteles siedział na tronie pośród stepu zasnutego mgłą. Czarna szata powiewała na wietrze, oblekając niewidzialne ciało.

Za nim, na tle płonącego horyzontu, pulsowała olbrzymia kula zgromadzonej energii.

– Miałeś mnóstwo trudności – powiedział Ihteles – by wypełnić swój dyżur. Nawet istoty inicjującej przemianę nie potrafiłeś stworzyć prawidłowo. I utraciłeś jednego z żywicieli.

– Ale byłem ci wierny. – Upadłem na kolana. – Nawet przez moment nie sprzeciwiłem się twojej woli.

– Nie sprzeciwiłeś – przyznał bóg. – Dobrze napisałem stwarzające cię zaklęcie. Dlatego nie mogę zmarnować twojego potencjału. Będziesz mi służył tak, jak do tej pory.

– Dałeś słowo…

– Chyba nie sądziłeś, że bóg zła dotrzymuje słowa?

– Ihtelesie – Zacisnąłem pięści – proszę o jeden, jedyny moment wolności, zanim zostanę twym sługą na wieczność. Pozwól mi na krótką chwilę wrócić do szkoły.

 

#

Znalazłem się znów w tym klaustrofobicznym pomieszczeniu, gdzie okaleczyłem dziewczynę. Stwora już tutaj nie było, miał inne obowiązki.

Flamastrem napisałem na ścianie tę opowieść. Może ktoś ją odnajdzie. Wszystko oblałem benzyną.

Pisząc te ostatnie słowa, rozkoszuję się chwilą wolności, kiedy płomienie pochłaniają szafę z zapisanym na drzwiach zaklęciem i odrąbane ramię mądralińskiej uczennicy.

I moje ciało.

Bo Ihteles popełnił błąd w magicznym zdaniu, które mnie stworzyło. Bo mam z Darią więcej wspólnego, niż sądziłem.

Bo, koniec końców, ja też wolę spłonąć, niż być niewolnikiem.

Koniec

Komentarze

Po przeczytaniu spalić monitor.

Nie czytałem wielu horrorów, więc od razu kojarzył mi się Lovecraft I jego potwór Cthulhu. Czytało mi się naprawdę przyjemnie, ale brakowało mi takiego wolniejszego stopniowania napięcia. Rozbudowania tajemnicy nauczyciela, przerażenia uczennicy itp. Z drugiej strony, nie wiem, czy da się takie zbudować w limicie. 

 

PS no i ten dyżur, to w sumie taka misja bardziej. 

Patryk – dzięki za wizytę! Cieszę się, że sprawiło przyjemność. :)

 

brakowało mi takiego wolniejszego stopniowania napięcia.

Wiem, mi też. :D Niestety nie było miejsca na rozpędzanie się, musiałem od razu wcisnąć gaz do dechy.

 

PS no i ten dyżur, to w sumie taka misja bardziej. 

Za to bohater był na dwóch dyżurach jednocześnie. :D

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

No, bardzo udany weird. Miałam poczucie trochę groteski, trochę makabry, kiedy czytałam. Początek, nieco na siłę wprowadzający główny motyw, nie zapowiadał tego, jak satysfakcjonująca będzie lektura całości. 

ninedin.home.blog

Dziękuję, Ninedin, miło mi :)

A ten początek to nie wiem, może ofiara kompresji pomysłu do 11 tys. znaków? ;)

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

dobra, przez całą lekturę miałam wymalowane na twarzy jedno wielkie “wtf XD”, ale koniec końców podobało mi się. Faktycznie wciskasz gaz do dechy, nie budujesz wolno napięcia, ale wydaje mi się, że historia na tym zyskuje, bo u bohaterów przecież dużo się dzieje. Oryginalne, udane, dobrze napisane opowiadanie :D

 

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

Cześć, Sy, dzięki za wizytę i cieszę się bardzo z takiej opinii. :D

 

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

Wyszło faktycznie groteskowo, ale podobało mi się. Ciekawy pomysł.

Początek taki sobie, ale potem robi się coraz lepiej, pod koniec przyssałam się do Twojego opka, jak to monstrum do Darii.

Czy ten Ihteles istnieje naprawdę w jakiejś mitologii, czy sobie go wymyśliłeś?

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dziękuję, Irka, bardzo mi miło.

Zastanawiam się nad tym początkiem, bo jesteś drugą osobą, która ma do niego zastrzeżenia. Chętnie przyjmę wszelkie szczegóły :)

Wymyśliłem. :D

 

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

Doklikuję bibliotekę, bo… Bo lubię groteskę, a poza tym oparłeś opowiadnie na dorbym pomyśle, realzacja pomysłu też na plus.

Przeczytałam z zainteresowaniem i życzę powodzenia w konkursie :)

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Katia – dziękuję za finiszującego klika i cieszę się, że wyszło i że uważasz opowiadanie oryginalne. :)

Anet – no, to sympatycznie :D

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

Podobało mi się. Od razu jesteśmy wrzuceni w historię, jest akcja i mimo, że powstał z zaklęcia, to bohater bardzo ludzki. Transformacja i połączenie z obcym też zawsze na plus (przynajmniej w literaturze i filmach), a motyw z odciętą ręką, plastycznie opisany. Czytało się sprawnie i bez zgrzytów.

No w sumie tekst-materiał na niezły film, a na dodatek dobrze napisany. Pogratulować! Mnie się podobało. Imć Lobo, to ile to już lat piszemy, co? Nauka nie idzie nigdy w las, a ćwiczenie mistrzem czyni! ;-)

Hej, Lobo. Właśnie przeczytałem pierwszy tekst twojego wykonania. To była fajna lektura.

Co prawda na portalu urzęduje od niedawna, ale mało spotkałem takich horrorów jak ten twój. Samo to jest pewnym nieoczywistym plusem, a że interesuje mnie ostatnio tematyka grozy, to już drugi plus na dżem dobry.

Przemyślany utwór, bo tytuł wymowny i samodzielna kreacja boga zła. Włożyłeś wiele w stworzenie tekstu i ja to doceniam, bo moim zdaniem wyszło czytelnie oraz z pomysłem. Było w opku sporo napięcia i akcji – fajnie wykalkulowałeś możliwości tego szortu. Zmieściłeś nawet mały przekaz z tym poczuciem wolności, co miało pewien “urok”. Utwór nie kończy się happy endem – jest horror i mały dramat.

Dopiero zacząłem czytać dyżury, więc poznałem zaledwie kilka tekstów, ale spośród nich twoje opko wychodzi na prowadzenie.

 

Edward – cóż mogę napisać – cieszę się, że się podobało! Rozumiem, że dla Ciebie brak wolniejszego budowania napięcia nie był problemem.

 

Maciek – dzięki! A ile lat? To zależy, czy liczyć czas od napisania pierwszego tekstu, czy łączny czas spędzony na pisaniu. ;D

 

Mersayake – bardzo mi miło. :) No, trochę pracy było, nie zaprzeczę. ;) Fajnie, że wyszło czytelnie, bo na początku miałem co do tego wątpliwości. Pierwotny pomysł wychodził mi na jakieś 25k znaków i musiałem go skompresować. :)

 

Blacktom – skoro robimy test plam Rorschacha, to ja tu widzę zbliżenie na bok dalmatyńczyka. ;D

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

Miałem na myśli czas, który upłynął od Twojego debiutu na forum oraz od napisania pierwszego tekstu w ogóle. Zdrówka i oby tak dalej, El Lobo! ;-)

Jak dla mnie zbyt fantastyczne. Rury, potwory w klasie szkolnej nie stwarzają atmosfery horroru.

Ale to tylko mój odbiór :)

pozdrawiam

Maciek – pierwsze opowiadanie na portalu to chyba w 2015. Ale pisałem tylko od czasu do czasu, nie że regularnie przez 5 lat :) A pierwszy tekst w ogóle to jak miałem 6 czy 7 lat :D

 

Neurolog – dzięki za wizytę. No cóż, trudno. ;)

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

Lekkie przerysowanie i motyw z Ithelsem i jego sługą mnie urzekły. Początek mógłby być troszkę mniej łopatologiczny, ale reszta wynagradza.

Dzięki, Oidrin :)

“Łopatologiczny” w sensie, że kawa na ławę podana za bardzo?

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

No, dokładnie, brakuje mi takiego jakby skradania się do sedna. Ale potem się rozkręca.

Istotnie, El Lobo, zgodnie z tym, co zapowiedziałeś, opowiadanie okazało się tyleż dziwne, co groteskowe. Zaciekawiło niemal od początku, więc poruszona Twoją wyobraźnią czytałam je z dużym zainteresowaniem pomieszanym z niepokojem, co jeszcze zdołasz wymyślić.  

Szalenie dziwna, ale i satysfakcjonująca lektura. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć, Reg!

Dziękuję za wizytę i miło mi niezmiernie, że tak Ci się spodobało.

 

czytałam je z dużym zainteresowaniem pomieszanym z niepokojem, co jeszcze zdołasz wymyślić.

Czytać takie zdanie, to miód na moje oczy. ;D

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

A czy po takiej dawce miodu zdołasz jeszcze rozewrzeć powieki? ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dopóki miód nie zaschnie, to tak. ;)

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

A potem da się zlizać?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Trudno powiedzieć, nie dostanę językiem. xD

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

Zawsze możesz poprosić kogoś, kto lubi miód. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Interesujący tekst. Mam wrażenie, że lepiej pasowałby do Kafki niż do Dyżuru, ale co tam.

Dzieje się, krew płynie strumieniami, są twisty. Misie.

Babska logika rządzi!

Było dziwnie, było groteskowo. Bardzo ciekawy tekst. Bardzo podobało misię. Dobrze napisane, poza tym. :-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Cześć, Dziewczyny!

 

cieszę się, że Wamsię :D 

 

Mam wrażenie, że lepiej pasowałby do Kafki niż do Dyżuru

No, też mam takie wrażenie. ;)

 

Dobrze napisane, poza tym

Kłaniam się.

 

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

Nowa Fantastyka