- Opowiadanie: Vernitus - Martwy świat

Martwy świat

Opowiadanie napisane 5/6 lat temu. Eksperymentalne, napisane po tym, gdy zachłysnąłem się stylem Cormaca McCarthy, co widać szczególnie w dialogach. 

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Martwy świat

 

Zerka na starego siedzącego na szkapie. Łysy, dłonie wyszydzone przez artretyzm. Żałuje, że go zabrał. Mógł zignorować błaganie o pomoc, popędzić konia. Ale nie zrobił tego. Dogasające w sercu człowieczeństwo nagle buchnęło płomieniem. Poparzyło sumienie.

 

Poprawia pochwę z mieczem umiejscowioną na plecach. Tak samo postępuje z rękawicami. Drzewa przykuwają uwagę. Powykręcane konary, zwinięte gałęzie – kruche jak umysły mieszkańców pobliskich siół. Wszystkie pochylające się ku ziemi, czarnej niby krew diabła. Jakby za wszelką cenę chciały uchronić się przed światłem.

 

 Nasłuchuje dźwięków. Łopot skrzydeł wzbijającego się ptaka zostaje zagłuszony przez flegmatyczny kaszel starego. Na chorobliwie żółtej twarzy perli się pot. Odwraca wzrok od artretyka. Nie wróży mu długiego życia. Ale to dobrze.

Przed nimi rozciągała się…

Mgła.

Widzę.

Gęsta.

To też zauważyłem.

To nic dobrego.

Masz rację.

 

Bułany nie zatrzymuje się. Rusza pierwszy. Szkapa za nim. 

 

*

 

Zmierzch zmienia okolicę nie do poznania – miniaturowa pora roku zawarta w porze dnia. Nastaje chłód. Przejmuje i bierze świat we władanie. Świat uległy i bezsilny. Podobny dziwce, myśli i od niechcenia odwraca głowę, by przyjrzeć się swemu żałosnemu towarzyszowi.  

 

 Stary szczęka zębami. Siedząc na szkapie i energicznie pocierając ramiona dłońmi, ryzykuje utratę równowagi i pęknięcie kręgu szyjnego w efekcie upadku. Bardzo optymistyczna myśl.

 

 Droga, spętana mgłą ściśle jak ramiona szaleńca kaftanem bezpieczeństwa, staje się przyczyną niebezpiecznej przeprawy. Głos zabierają także tradycje, tajemnicze i pozornie pozbawione sensu, definiujące mroczne oblicze świata.

 

Mgła rozkwita zielonymi plamami światła. Niedaleko drogi dostrzega tłum postaci. Tańczą, poruszając się w kole. Tworzą seledynowy wir. Wydaje się, że mógłby pochłonąć cały świat. Ostatecznie tak się właśnie dzieje – gdy nakłuwają serca, by oddać cześć swemu pięknemu bogowi.

 

*

 

Mgła w końcu się wystrzępia. Pomarańczowa kula słońca powoli stacza się ku horyzontowi. Ubite pasmo drogi znika w oddali za rozjaśnionym pożogą oranżu pagórkiem.

 

Ból eksploduje. Spłoszony koń zrzuca go z siodła. Mężczyzna przetacza się, wykonuje w przewrót w przód i wykorzystując jego impet – wstaje na nogi. Ciężar miecza w ręku dodaje mu pewności siebie. Lokalizuje niebezpieczeństwo.

 

Zamiera z czubkiem ostrza wgryzającym się powoli w szyję obcego. Ten dłońmi kurczowo trzyma pustą kuszę.

 

Poddaję się. Nie jesteście jednymi z nich.

Nie jestem. Starego sam poproś o potwierdzenie. Nie odpowiadam za niego.

Rozumiem, pasażer na gapę.

 

Palcami bada piekącą skroń. Obcy uśmiecha się.

 

Oko już nie te. Gdyby nie starość, zamiast nieszkodliwego rozcięcia miałbyś brak powodu do zmartwień. Byłbyś martwy.

Pierdol się.

 

Krzywi się z odrazą. Miecz wraca do pochwy.

Starego znajduje w ruinach, obok drogi. Płacz wstrząsa drobnym ciałem.

Dobrze, że nie zgubiłeś konia.

 

Nie reaguje.

 

Mężczyzna wzdycha. Znajduje drewno, wyciąga krzesiwo, rozpala ognisko.

Płomienie gną się finezyjnie w swoim tańcu. Zakorkowuje manierkę. Ściąga rękawice i ciepłem ogniska przepędza ziąb z dłoni. Zza ocalałego węgła wynurza się ogromny ogier. Później powóz.

 

Obcy milczy. Wpatruje się w ogień i przeżuwa suszone owoce. Nieustannie poprawia kołnierz usztywniony zaschłą krwią.

Dobrej nocy.

Wzajemnie.

 

*

 

Księżyc w pełni. Ognisko przygasa. Obserwuje obcego – jęczy przez sen, trzęsie się.

 

Zmęczenie przytępia umysł mężczyzny, a później usypia.

 

 Wrzask rozrywa sen. Później jest cisza. Nagle warkot, najpierw miarowy, później bardziej chaotyczny i głośniejszy. Wpatruje się w mrok. Przyjmuje postawę bojową.

 

Uskakuje w ostatniej chwili. Upada. Przetacza się, unikając ciosu zakrzywionymi pazurami. Czeka. Bestia wyłania się z ciemności. Siła rozpędu powala go. Włochata głowa zawisa nad twarzą mężczyzny. Mieczem blokuje dostępu do swojej szyi. Kłapiąca szczęka potwora jest coraz bliżej. Ręce słabną, poddają się. Puszcza. Głownią przeciąga przez szyję szkarady. Ta odskakuje z furią, zadziera łeb, a z jej gardła eksploduje potężny ryk. Mężczyzna wykorzystuje to, podnosi się. Tym razem wybiega na spotkanie sile impetu bestii. Wyprowadza cios i… odrąbuje poczwarze łeb.

 

 Pieprzone szczęście.

 

*

 

Świta. Pozbawia obcego ogiera uzdy i puszcza wolno. Albo prosto w ramiona śmierci. Przeszukuje wóz. Smród, zakrwawione bandaże – czyli nic przydatnego. Później znajduje alkohol. Odkorkowuje butelkę, unosi do ust i przechyla. Pali przełyk, gorąco rozlewa się po płucach.

 

Łeb bestii leży przy dogasającym ognisku. Wielki strup krwi oblepia włochaty pysk. Cóż, to wiele wyjaśnia.

 

 Oddala się na bułanym. Rozmyśla. O śmierci. O starym. O obcym.

 

*

 

W południe dociera do wioski. Wydaje się opustoszała. Mimo to przez resztę dnia dokładnie przeszukuje budynki. Upewnia się. Szuka jedzenia i wody. Wybiera mały domek niedaleko głównego placu wioski. Głodny i spragniony otula się snem.

 

*

 

Śni o ciemności i końcu. Rzeczywistość okazuje się tylko przedłużeniem koszmaru.

 

Na placu płonie ogień. Nieoczekiwane śpiew, krzyki, dudnienie bębnów skutecznie otrzeźwiają go ze snu.

 

Wraca do domku. Obserwuje istoty. Wtaczają na plac ogromny wóz. To z niego wydobywają się krzyki.

 

Dużo ciężarnych kobiet. Spychają je brutalnie z wozu. Kilka upada i już nie wstaje. Odsuwają martwe ciała i rozcinają im brzuchy. Wyciągają niemowlęta i zjadają. Dzieci zanoszą się jeszcze długo zanim zostaną pochłonięte przez szerokie szkaradne pyski. Bestie pozwalają się im wywrzeszczeć jakby ta czynność miała uczynić mięso smaczniejszym. Ten pusty, martwy świat wita ich cierpieniem, jak i nim żegna.

 

Nie patrzy dłużej. Nic tu po nim. Nigdy nie był bohaterem.

 

Znów jedzie na bułanym. Nie chce zbyt wiele myśleć, dlatego popędza, co chwilę konia. Teraz ma pewność. Świat umarł. Cywilizacja krztusi się własnymi prochami. Koszmar obłąkanego umysłu wsiąkł w rzeczywistość.

 

Poranek wstaje – tym razem bez światła.

 

Koniec

Komentarze

Jest koncepcja, są nawet ładne zdania. Ale techniczne wykonanie – zwłaszcza czytelny zapis dialogów oraz myśli bohaterów – leży i kwiczy.

Jakiś ktoś wozi jakiegoś chorego starca, ktoś go napada, on tego kogoś bije, konia jego wypuszcza, później przeszukuje jakąś wioskę w klimacie post-apo, a w nocy pojawiają się potwory i zabijają ciężarne, by zjeść ich nienarodzone/z brzucha wyrwane dzieci. A i bohater nie czuje się "bohaterem" więc nie podejmuje próby ratowania tychże. Pewnie po prostu nie miałoby to sensu.

 

Nie wiem w jakich czasach rzecz się dzieje, chyba w quazi średniowieczmych – mieli wtedy kaftany bezpieczeństwa?

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Hej, 

Jak zaznaczyłem w przedmowie – opowiadanie ma charakter eksperymentalny. Wiem, że nie jest ono najlepsze. Ot, ciekawostka z nastoletnich lat. Ale bardzo mi się podobało jako całość, zwłaszcza zawarty w nim klimat. Dlatego zdecydowałem się je opublikować. 

Miejsce i czas akcji nie są skonkretyzowane. Ale pamiętam, że wtedy bardzo wkręciłem się w architekturę gotycką, a raczej w okres historyczny, któremu towarzyszyła. Ogólnie cała tej przygodzie blisko do snu, plastycznego i z powodu tej plastyczności – czasem niezrozumiałego, a wręcz absurdalnego.

Sceny są napisane bardzo skrótowo. Niekiedy następują nagłe przeskoki z jednej do drugiej, a fabuły i nakreślenia charakterów postaci tyle ile kot napłakał. Ale właśnie z tego powodu, ze względu na tą surowość i liczne niejasności, odkąd napisałem ten tekst, ciągle siedział mi w głowie. Musiałem go komuś pokazać, chociaż wiedziałem, że nie jest doskonały. 

Dziękuję Ci za komentarz i poświęcenie czasu na lekturę. :) 

Nie lepiej byłoby ten tekst dopracować i zrobić z niego coś pełnoprawnego? No, chyba że piszesz coś nowego. Ale tutaj dołożyć trochę znaków, poprawić przejrzystość i dać konkretny zamysł, krótką historię z twistem i mamy szorta jak się patrzy.

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Zgadzam się z Mytryksem, że eksperymentalność nie zwalnia z przejrzystości i logiki. Zresztą eksperymentalności ja tu zbytniej nie widzę, poza dziwnym sposobem zapisywania dialogów. Nie zrozumiałem, gdzie się podziali dziadek i obcy. Zostali zjedzeni przez potwory?

Jeszcze jedno:

Tym razem wybiega na spotkanie sile impetu bestii. Wyprowadza cios i… odrąbuje poczwarze łeb.

Atakując cel frontalnie nie sposób odciąć głowy (chyba że stwór stoi na dwóch nogach ). Powinien raczej rozrąbać ten łeb, albo uskoczyć przed impetem bestii i uciąć łeb ciosem z boku.

Pozytywy: Opko ma w klimacie coś westernowego, jakbym słyszał w tle muzykę z “Dobrego, złego i brzydkiego”, a mieczem macham Clint Eastwod. Trochę skojarzyło mi się z uniwersum “Mrocznej Wieży” Kinga. Można byłoby taki cykl zrobić.

Zerka na starego, siedzącego na szkapie.

Podobny dziwce, myśli i od niechcenia odwraca głowę, by przyjrzeć się swemu żałosnemu towarzyszowi.

To, że nie określasz kto myśli, wybija z rytmu. Świat? Pora roku? A nie no przecież ten koleś z 1mieczem na plecach. Henry, tak podobno ma na imię. 

Mgła rozkwita zielonymi plamami światła. Niedaleko drogi dostrzega tłum postaci

Kto, mgła dostrzega? Czy Henry, z mieczem na plecach? Poza tym, co to za postacie i jaki mają związek z fabułą? 

Zamiera z czubkiem ostrza wgryzającym się powoli w szyję obcego. Ten dłońmi kurczowo trzyma pustą kuszę.

Kim jest obcy i dlaczego strzelał? 

Zza ocalałego węgła wynurza się ogromny ogier. Później powóz.

Skąd się wziął? Łaził sobie po okolicy bezpańsko? 

Nie chce zbyt wiele myśleć, dlatego popędza(-,) co chwilę konia.

Okej, jest tam sporo ładnych, klimatycznie napisanych zdań i muszę przyznać, że całość też trzyma ciężki, mroczny, pozbawiony nadziei nastrój. Eksperymentalny zapis myśli i dialogów… Cóż, dużo eksperymentu to tu nie widzę, ale w tekście, gdzie dialogów w ogóle jest mało, skupionym na atmosferze i opisach, coś takiego mogłoby działać. Oczywiście musiałby być to porządny, logicznie skonstruowany tekst, nie pourywane scenki, bez fabularnych łączników. Pełnowartościowy tekst, napisany w ten sposób, może być niezły, więc jeśli to tylko próba, to chyba udana. Zwróć tylko uwagę na rytm – ileś tam zdań o podobnej długości i budowie obok siebie, wprowadza monotonię i natychmiast usypia czytelnika, niezależnie jak bardzo dynamiczną akcję opisują. Różnicuj długość i konstrukcję sentencji. 

Pozdrawiam! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

W sumie niezła scenka. Czy jednak jednak tekst straciłby dużo, gdyby napisać go bardziej tradycyjnie? Na przykład z partiami dialogowymi po myślnikach?

 

PS Podczas lektury miałem skojarzenia z pierwszym tomem “Pana Lodowego Ogrodu” Jarosława Grzędowicza.

Przykro mi Vernitusie, ale nie zrozumiałam Martwego świata, nie wiem, co miałeś nadzieję opowiedzieć. Eksperyment, moim zdaniem, też nie przysłużył się czytelności tekstu.

Wykonanie pozostawia wiele do życzenia.  

 

Łysy, dło­nie wy­szy­dzo­ne przez ar­tre­tyzm. ―> Na czym polega wyszydzanie dłoni przez chorobę?

A może miało być: Łysy, dło­nie wykrzywione/ zniekształcone przez ar­tre­tyzm.

 

zo­sta­je za­głu­szo­ny przez fleg­ma­tycz­ny ka­szel sta­re­go. ―> Flegmatyczny to ktoś odznaczający się spokojem, równowagą i zimną krwią, ktoś obojętny, powolny, ospały, nieruchawy – czy to są cechy mogące charakteryzować kaszel?

 

Na cho­ro­bli­wie żół­tej twa­rzy perli się pot. Od­wra­ca wzrok od ar­tre­ty­ka. ―> Czy dobrze rozumiem, że pot odwraca wzrok od artretyka?

 

Przed nimi rozciągała się…

Mgła.

Widzę.

Gęsta.

To też zauważyłem.

To nic dobrego.

Masz rację. ―> Co to jest? Przypomina dialog, ale dialogiem tego nazwać nie można.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: http://www.forum.artefakty.pl/page/zapis-dialogow

 

Ból eks­plo­du­je. Spło­szo­ny koń zrzu­ca go z sio­dła. ―> Jak by nie czytać, wychodzi na to, że koń, spłoszony eksplodującym bólem, zrzucił rzeczony ból z siodła.

 

Męż­czy­zna prze­ta­cza się, wy­ko­nu­je w prze­wrót w przód i wy­ko­rzy­stu­jąc jego impet – wsta­je na nogi. Cię­żar mie­cza w ręku do­da­je mu pew­no­ści sie­bie. ―> Czy mężczyzna przetaczał się i wykonywał przewrót z mieczem w dłoni?

Literówka.

 

Oko już nie te. ―> Oko już nie to.

 

Wło­cha­ta głowa za­wi­sa nad twa­rzą męż­czy­zny. Mie­czem blo­ku­je do­stę­pu do swo­jej szyi. ―> Rozumiem, że włochata głowa mieczem blokuje dostęp do swej szyi.

 

Nie­ocze­ki­wa­ne śpiew, krzy­ki, dud­nie­nie bęb­nów… ―> Nie­ocze­ki­wa­ny śpiew, krzy­ki, dud­nie­nie bęb­nów… Lub: Nie­ocze­ki­wa­ne śpiewy, krzy­ki, dud­nie­nie bęb­nów

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No, dobra, jest klimacik, ale nic poza tym. Nie ma historii, nie wiem, co się zdarzyło. Na dodatek trudno się czyta, a to za sprawą błędnie zapisanych dialogów i myśli. Tak, rozumiem, że to eksperyment, ale raczej nieudany.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Ja też się pogubiłam. Kto, co, kiedy mówi, kiedy myśli…

IMO, wyszło chaotycznie. A do tego jeszcze mnóstwo pustych linijek między akapitami niepotrzebnie rozbija tekst na mikroscenki.

Babska logika rządzi!

Nie zrozumiałam :(

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka