- Opowiadanie: dawidiq150 - Kamień Kirgatlandzki

Kamień Kirgatlandzki

Opowiadanie bez bety dlatego trochę się boję.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Kamień Kirgatlandzki

 

– Proszę podać Patranlaxprolarozol – szorstko powiedział podenerwowany, i zmęczony doktor o imieniu Roxx. Był to główny ordynator i trafiali do niego tylko najwyżsi rangą oficerowie.

Asystentka spiesznie podeszła do szafki, otworzyła ją, i trzema rękami zaczęła przekładać ampułki wypatrując tej z brązowym płynem. Gdy ją znalazła, podała zniecierpliwionemu Roxxowi, który wylał jej zawartość w celu dezynfekcji na wewnętrzne organy, które teraz były odsłonięte. Operacja trwała jeszcze przez około trzydzieści minut. Normalnie, powinna trwać co najmniej dwa razy dłużej, ale była wojna i do szpitala znajdującego na statku kosmicznym Metre24 co godzinę przybywały transportowce z nowymi rannymi, więc trzeba się było spieszyć.

Wybuch tej wojny to była tylko kwestia czasu. Od trzech lat trwał spór o złoża curaxxu na planecie Zefir. Ponadto rasa Vulgotów i Krystonów żywiła do siebie dużą niechęć z powodu wyznawania bardzo różniących się od siebie religii, a co za tym szło innych zasad etycznych.

W gabinecie Roxxa trwała kolejna operacja. Radio na parapecie podawało najświeższe wiadomości z pola bitwy. W pewnym momencie spikerka powiedziała.

– Dotarła do nas tragiczną wiadomość. Krystoński szpieg wysadził siedzibę najwyższego dowódcy Kirrka Wergreta. Nasze wojska zostały bez rozkazów. To co teraz dzieje się na polu bitwy to po prostu rzeź.

Następnie po kilku minutach radio podało kolejną wiadomość tym razem optymistyczną.

– … Kirrk przeżył i transportowany jest właśnie do szpitala Metre24…

 

Kirrk Werget został wyciągnięty spod gruzów Budynku Operacji Strategicznych. Urwało mu obie nogi, flaki miał na wierzchu, a głowę rozbitą. Był nieprzytomny, w krytycznym stanie, ale jeszcze żywy. Możliwie jak najszybciej zabrano go i umieszczono na transportowcu, który wzniósł się w powietrze i odleciał w stronę Metre24. Kwadrans potem statek – szpital wyłączył pole siłowe ochraniające i wpuścił transportowiec. Po chwili Kirrk był już na sali operacyjnej u doktora Roxxa.

Gdy ten go zobaczył. Niemal od razu powiedział.

– Przykro mi ale nie można go już uratować.

– Ale pan nie zdaje sobie sprawy, bez niego przegramy wojnę – podniesionym głosem powiedział żołnierz który przybył tu z ekipą sanitariuszy – wie pan co za tym idzie? Staniemy się niewolnikami, bez żadnych praw! Musi pan spróbować!

Roxx patrzył na niego przez chwilę. Wreszcie powiedział.

– Jest jeden sposób. Muszę mieć Kirgatlandzki kamień.

– A co to takiego?

– Zadzwońcie do prezydenta! Jak najszybciej muszę mieć ten kamień.

 

Kirgatlandzkie kamienie były źródłem mocy, która utrzymywała sektory mieszkalne na planecie Jezzore w odpowiedniej do życia temperaturze. Było ich w sumie trzydzieści dwa. Bez nich Vulgoci umarliby w ciągu godziny. Na planecie Jezzore znajdowały się więc bardzo wysokie wieże, w których zamontowane były te kamienie. Gdyby usunąć taki kamień z generatora w wieży, trzeba by było jak najszybciej przesiedlić mieszkających w tym sektorze Vulgotów. Jednak było niewykonalne uratować wszystkich. Nie było aż tyle transportowców, które na domiar złego, były zajęte transportem rannych. Prezydent musiał więc zadecydować i wybrać mniejsze zło. Tą decyzję trzeba było podjąć bardzo szybko, jeśli chciało się uratować los wojny.

– Proszę z najmniej licznego sektora zabrać kobiety i dzieci. Następnie przekazać kamień doktorowi Roxxowi – rozkazał prezydent.

 

Jorrek Walm inżynier znający się na funkcjonowaniu generatorów i energetycznych kamieni został więc szybko wyznaczony do wymontowania go. Windą wjechał na górę wieży. Było tam bardzo gorąco, a generator cicho buczał. Rozsunął drzwi i wszedł do głównego pomieszczenia. Założył specjalne rękawiczki, których od dawna nikt nie używał. Po chwili ujrzał kamień. Był pomarańczowego koloru i wielkości jabłka. Świecił jasnym światłem. Nie było czasu do stracenia. Jorrek podszedł i wyjął go z płaskiej konsoli. Gdy to się stało, odczuł jak temperatura nagle spada a generator przestał buczeć. Włożył kamień do płóciennego worka i udał się do windy.

Inżyniera z przedmiotem dostarczono do sali doktora Roxxa. Tego tam nie było gdyż poszedł coś zjeść i załatwić potrzebę fizjologiczną. Szybko jednak wrócił.

– Macie go? – spytał.

Jorrek nie zwlekając bez słowa podał mu worek. Doktor wyciągnął kamień, który zdążył ostygnąć.

– A teraz patrzcie co się stanie – powiedział i włożył kamień w mózg, który był odsłonięty gdyż chwilę wcześniej pacjentowi otworzono czaszkę.

Kamień wszedł w mózg i wystawał z niego tylko kawałek. Przez pół minuty nic się nie działo. Natomiast potem zmaltretowane ciało zaczęło się regenerować. Nogi nie odrosły, ale rany zasklepiły się. Widok był naprawdę niesamowity. Trwało to pięć minut i kamień całkiem rozpuścił się w mózgu, który zaszedł błoną, a ta błona zaczęła twardnieć. W końcu Kirrk Werget odzyskał przytomność. Rozglądnął się po pomieszczeniu i ze zrozumieniem w oczach powiedział.

– Mam plan!

 

Koniec

Komentarze

Po przeczytaniu spalić monitor.

Wydaje mi się, że warto po napisaniu tekstu dać mu trochę poleżeć. Odczekać kilka dni i wrócić, obejrzeć z każdej strony, poszukać błędów, przemyśleć, czy wszystko trzyma się kupy. W taki sposób na pewno podniesiesz trochę jakość swoich prac. Bo masz tu błędów zatrzęsienie, a to odwraca uwagę od historii, którą chcesz przekazać. 

pozdrawiam,

Łosiot

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Łosiot niech mnie kule biją, obiecuję sobie, że od tej pory będę już tak robił!!! Dzięki.

 

Pozdrawiam.

Jestem niepełnosprawny...

Zgadzam się z Łosiotem. Popraw ortografię (wierze??) i interpunkcję, a będzie się to od razu lepiej czytać.

W tym opowiadaniu jest jakiś pomysł, i on jest całkiem obiecujący. Pewnie byłoby lepiej, gdybyś go przekazał w mniej streszczeniowy sposób – mocniej zaakcentował emocje, odszedł może od tej prostej, wszechwiedzącej, trzecioosobowej narracji. 

ninedin.home.blog

ninedin ja właśnie mam z tą narracją problemy i to duże, nie mam pojęcia z czego to wynika. Ale wiem, że to jest masakryczny problem :((( Jak sobie z tym poradzić?

 

Dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam.

Jestem niepełnosprawny...

Zrób eksperyment. Wybierz sobie postać, jednego z twoich bohaterów, nawet z gotowego już opowiadania. Wczuj się w tę postać: co wie, czego nie wie, gdzie jest obiektywna, gdzie ma jakieś swoje obsesje, idee, koncepcje, luki w wiedzy, które zaburzają jej obiektywny ogląd rzeczywistości? Spróbuj na początek opowiedzieć fabułę, którą już masz, patrząc oczyma tej postaci. 

Tu na przykład w pierwszej części byłby to doktor, w drugiej – inżynier. Weźmy tego pierwszego. Spróbuj pomyśleć o tych postaciach. Co jest ważniejsze dla doktora, ratowanie życia jak największej ilości pacjentów czy konieczność poświęcenia iluś żywotów dla ratowania jednego, za to kluczowego dla wojny? To naświetli jego zachowania i stosunek do zadań, jakie musi wykonywać – zrobi to chętnie czy nie? Będzie cierpieć wewnętrznie czy z entuzjazmem zleci zadania podwładnym? Jak nam pokażesz świat jego oczami, to i o nim, i o świecie mamy szansę dowiedzieć się, paradoksalnie, więcej niż z narracji wszechwiedzącej. 

ninedin.home.blog

 

Popraw chociaż to:

Bez nich Vulgoci umarli by w ciągu godziny. Na planecie Jezzore znajdowały się więc bardzo wysokie wierze, w których zamontowane były te kamienie.

umarliby

wieże

Główny problem tego tekstu polega na tym, że nie opowiadasz, tylko streszczasz historię. Usterki sprawiają, że nie czyta się zbyt dobrze :(

Przynoszę radość :)

Dzięki Anet będę miał na uwadze w przyszłości, zwłaszcza, że wszyscy piszą to samo.

Jestem niepełnosprawny...

Nie chcę być powtarzalna, więc powiem, że widzę tu bardziej roboczy szkic/plan akcji niż historię. I czekam aż troszkę to rozwiniesz, bo może najlepszym zabiegiem byłoby tu może skupienie się na perspektywie jednego z bohaterów, motywacjach, emocjach itd. i ciągnięcie tego wątku spójnie. Mam nadzieję, że uda ci się tę historię przeredagować i rozwinąć, bo jakiś pomysł tu jest.

oidrin dzięki :) na razie robię sobie krótką przerwę w pisaniu. Może za jakiś czas wrócę do tego pomysłu i faktycznie spróbuję napisać jeszcze raz zanim stworzę coś nowego.

 

Pozdrawiam.

 

PS.

Teraz postanowiłem sobie, że zamiast pisać trochę poczytam wasze prace.

Jestem niepełnosprawny...

Miałeś pomysł na opowiadanie, ale zamiast je napisać, streściłeś historię. To, jak dla mnie, stanowczo za mało.

Wykonanie pozostawia wiele do życzenia.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No niestety, Dawidiq150, ale tekst zupełnie nie przypadł mi do gustu. Delikatnie mówiąc, jest to bardzo słaby kawałek "prozy" ocierający się o grafomaństwo.

Przede wszystkim brakuje tutaj jakiegokolwiek planu wydarzeń. Piszesz, jakbyś przelewał na papier co tylko przyjdzie Ci do głowy podczas pracy nad tekstem, piszesz "co ślina na język przyniesie". I zapewne z tego powodu brakuje tutaj sensownej fabuły, przemyślanej historii, zwrotów akcji, o logicznym i satysfakcjonującym czytelnika zakończeniu nie wspominając.

Właściwie nie wiem kto jest bohaterem tego tekstu. Doktor? Kirrk Werget? Inżynier? Tytułowe kamienie? Nie mam również pojęcia, o czym chciałeś nam opowiedzieć? O wojnie kosmicznej? O mocy kamieni? O pracy lekarza na statku-szpitalu? Totalny chaos, brak łańcucha przyczynowo-skutkowego, kompozycji, przemyślanej konstrukcji i struktury tekstu. Skaczesz z kwiatka na kwiatek fabularnie, ale i w obrębie poszczególnych scen, poszczególnych zdań. Stosujesz chciejstwo narracyjne (np. najpierw piszesz o wkładaniu kamienia do głowy pacjenta, by po chwili dodać, że została owa głowa otwarta przed chwilą – to są strasznie dziecinne zagrywki).

Obok dziwacznych nazw własnych, zafundowałeś nam statek kosmiczny, w którym na parapetach (sic!) stoją radyjka (sic!), istnieją kamienie mocy zasilające całe wieże mieszkalne, które to kamienie przenosi się w workach i które wchłaniają się w mózg itd. Cały ten świat, w którym zabicie jednego człowieka powoduje, że społeczeństwo "stanie się niewolnikami, bez żadnych praw!", w którym ktoś zabity nagle się ratuje, potem, gdy okazuje się, że nie można go uratować, pojawiają się jak wyciągnięte z rękawa "kamienie energetyczne" wielkości jabłka, które można włożyć do głowy rannego i go wyleczyć itd. itp. – takich infantylnych chwytów jest w tekście mnóstwo, cały ten świat jest naiwny, pozbawiony logiki, wycięty z szablonów fantastyki klasy X, Y lub Z.

Do tego pomieszałeś kompletnie nieprzystające do siebie składowe – niby to "kosmiczna" przyszłość, a sporo elementów wygląda jakby pochodziło z XX wieku.

Podobnie jest z fabułą – chaotyczną, śladową, mało atrakcyjną, poszarpaną i prowadzącą donikąd.

Od strony warsztatowej również bardzo kiepsko. Kulawe zdania z przetrąconym szykiem, gramatyką, złą interpunkcją. Język prosty, miejscami wręcz prostacki, nieliteracki.

Wiem, że ciężko znosisz krytykę. Wielokrotnie wspominałeś o swoich problemach. Moja rada jest taka – postaraj się jak najszybciej zapomnieć o tym opowiadaniu i pracuj dalej nad swoim warsztatem. Pisarzem nie będziesz, ale szanuję Twój zapał. Mamy przecież identyczne hobby.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Dzięki mr.maras :)

 

Powiem tak. Tekst był nie betowany, napisany w pół godziny, nie miałem prawie żadnego doświadczenia. Taki tekst nadaje się wyłącznie do wrzucenia do śmieci. I ja to rozumiem. Teraz! Bo jak pisałem nie zdawałem sobie z tego sprawy.

 

Tak sobie myślę, że moje teksty są najgorsze w całym portalu :)))

Jestem niepełnosprawny...

Nie są, uwierz mi.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Jest jakiś pomysł.

Ale historia wygląda na streszczenie. I nie całkiem trzyma się kupy.

Dlaczego wyjęcie kamienia powoduje natychmiastowy spadek temperatury? Rzeczy na ogół potrzebują czasu, żeby wystygnąć. Inne prawa fizyki?

Ryzykowny pomysł – jeśli z jakiegoś powodu (trzęsienie ziemi, trafienie meteorytem, pijany cieć) kamień wypadnie z gniazda, to cała dzielnica wymiera? Nie chciałabym tam mieszkać.

Kamienie są bardzo uniwersalne. Tylko… Jeśli coś stanowi panaceum niemal wskrzeszające zmarłych, to ja nie używałabym tego do ogrzewania mieszkań. Można palić węglem, gazem, ogrzewać elektrycznością z rozmaitych źródeł…

Czy chirurg podczas operacji, kiedy rozkrojony pacjent leży na stole, może sobie wyjść na siku?

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka