- Opowiadanie: Verus - Brak pyłu

Brak pyłu

Luźne i – przy­zna­ję – koń­czo­ne na ostat­nią chwi­lę. Mimo to mam na­dzie­ję, że Wam się spodo­ba. Nic wię­cej nie mówię i za­pra­szam. :)

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Brak pyłu

Oka­zji, dzię­ki któ­rej bę­dzie­my mieć moż­li­wość sta­nię­cia na Czer­wo­nej Pla­ne­cie.

Jeśli czy­tasz to „w przy­szło­ści”, pa­mię­taj, gów­nia­rzu, nie znaj­do­wał­byś się tam, gdyby nie ona.

2020 rok

 

W za­się­gu wzro­ku widać było je­dy­nie ruiny. Czuj­ni­ki wska­zy­wa­ły, że skład po­wie­trza po­zwa­la na od­dy­cha­nie, ale uno­szą­cy się wszę­dzie pył nie za­chę­cał do zdję­cia hełmu. Nawet Mark­sel, który za­zwy­czaj jako pierw­szy uwal­niał się z kom­bi­ne­zo­nu, tym razem zre­zy­gno­wał. Jemu rów­nież udzie­li­ła się at­mos­fe­ra miej­sca.

Szli w mil­cze­niu po­mię­dzy dziw­ny­mi bu­dyn­ka­mi, przy­po­mi­na­ją­cy­mi ra­czej bun­kry i ba­ra­ki niż domy, któ­ry­mi prze­cież cho­ciaż część była w cza­sach, gdy na tej pla­ne­cie miesz­ka­ła jesz­cze ja­ka­kol­wiek ro­zum­na rasa. Laara czy­ta­ła, że teraz żyły tu je­dy­nie nie­do­bit­ki kilku ga­tun­ków in­sek­tów.

W teo­rii nie mieli się czego bać – to tylko ko­lej­na mar­twa pla­ne­ta w mar­twym Ukła­dzie Sło­necz­nym, który ob­ra­li sobie za cel wy­ciecz­ki w ten week­end – ale wci­ska­ją­cy się w każdy za­ka­ma­rek kom­bi­ne­zo­nu czer­wo­nobru­nat­ny pył spra­wiał, że oko­li­ca wy­da­wa­ła się wy­ga­niać nie­pro­szo­nych gości.

– Spójrz­cie! – Głos Ter­la­na za­brzmiał nie­na­tu­ral­nie gło­śno.

Laara ru­szy­ła w stro­nę to­wa­rzy­sza, który stał kil­ka­dzie­siąt me­trów dalej i ma­chał do nich, nie­mal­że pod­ska­ku­jąc z pod­nie­ce­nia. Bu­dy­nek obok niego był wyż­szy niż po­zo­sta­łe, a tuż nad wej­ściem wi­sia­ła duża ta­bli­ca, z któ­rej Ter­lan naj­wi­docz­niej przed chwi­lą starł pył, żeby prze­tłu­ma­czyć wid­nie­ją­cy napis. Jej rów­nież serce za­bi­ło moc­niej, gdy prze­czy­ta­ła, co ozna­cza.

– To było ozna­czo­ne w prze­wod­ni­ku, nie? – Mark­sel zaj­rzał jej przez ramię.

Wciąż żuł coś non­sza­lanc­ko, a Laarę tknę­ła myśl, że chyba nigdy nie wi­dzia­ła go bez gumy w ustach, choć znali się od dzie­ciń­stwa.

– Tak. Naj­star­sze tu­tej­sze mu­zeum. – Tar­lan śmia­ło pchnął drzwi. Nie były za­mknię­te. – Nosi imię Op­por­tu­ni­ty. To łazik, któ­re­go wy­sła­no tu z Ziemi całe wieki temu!

Sypał da­ta­mi jak z rę­ka­wa. Tak już miał w zwy­cza­ju. W szko­le stop­nie co naj­wy­żej śred­nie, ale jak je­cha­li na pla­nex, nagle wie­dział wszyst­ko.

We­wnątrz pyłu było zde­cy­do­wa­nie mniej, za to do­łą­czył do niego kurz, osa­dzo­ny na wszyst­kich me­blach i pod­ło­dze. Świa­tło, rzecz jasna, nie dzia­ła­ło, uru­cho­mi­li więc la­tar­ki i po­wo­li ru­szy­li na­przód. Pla­ne­xem zaj­mo­wa­li się już długo, ob­ra­ca­li się też w to­wa­rzy­stwie ekip z po­dob­nym hobby, więc nie­mal­że ce­le­bro­wa­li od­wie­dzi­ny w miej­scu takim jak to. Szli w mil­cze­niu, chło­nąc at­mos­fe­rę, raz na jakiś czas przy­sta­jąc przy zdję­ciach na ścia­nach. Tych tra­dy­cyj­nych, dru­ko­wa­nych zdję­ciach, które wi­dy­wa­ło się je­dy­nie pod­czas wy­praw na dawno opusz­czo­ne pla­ne­ty. Te kon­kret­ne przed­sta­wia­ły pro­ces bu­do­wy kom­plek­su. Ma­szy­ny sta­re­go typu, któ­rych nie uży­wa­no już od wie­ków, uśmiech­nię­ci pra­cow­ni­cy, po­zu­ją­cy przy fun­da­men­tach, ak­tu­al­nie uwa­ża­ne już za pry­mi­tyw­ne la­bo­ra­to­ria, a nawet ro­śli­ny.

W końcu we­szli do głów­ne­go po­miesz­cze­nia mu­zeum, ca­łe­go za­to­pio­ne­go w mroku. Za­trzy­ma­li się tuż za pro­giem, pa­trząc na nie­wy­raź­ne kształ­ty, które la­tar­ki wy­ła­nia­ły z ciem­no­ści. Nie­mal­że pod­sko­czy­li, gdy La­arze za­dzwo­nił ko­mu­ni­ka­tor.

– Cześć, mamo. – Ode­bra­ła, rzu­ca­jąc im prze­pra­sza­ją­ce spoj­rze­nie. – Nie wiem, o któ­rej wró­ci­my. Tak, lek­cje od­ro­bio­ne, je­stem peł­no­let­nia, wiesz? – Tar­lan i Mark­sel pa­trzy­li na nią z wy­rzu­tem, że śmia­ła za­kłó­cać tak pod­nio­słą chwi­lę czymś tak przy­ziem­nym jak szko­ła czy roz­mo­wa z ro­dzi­ciel­ką. – Nie wiem, kiedy wró­ci­my, wzię­li­śmy jeden ze stat­ków ste­ro­wa­nych przez SI i po­le­cie­li­śmy do Drogi Mlecz­nej. Tak, mam ze sobą do­ku­men­ty, jak ina­czej prze­pu­ści­li­by nas przez tunel mię­dzy­ga­lak­tycz­ny? Do­brze, zro­bię zdję­cia, za­wsze robię. Oczy­wi­ście, że kupię śnia­da­nie wra­ca­jąc. Pa. – Roz­łą­czy­ła się i wes­tchnę­ła. – A, spa­daj­cie – mruk­nę­ła do to­wa­rzy­szy po­dró­ży, któ­rzy par­sk­nę­li śmie­chem.

Nie cze­ka­jąc dłu­żej, we­szła do po­miesz­cze­nia. Świa­tło la­ta­rek nie się­ga­ło su­fi­tu, przez mo­ment sły­chać było je­dy­nie echo kro­ków. Ob­cho­dzi­li głów­ny eks­po­nat, przy­glą­da­jąc mu się z każ­dej stro­ny. Mark­sel po chwi­li nawet spraw­dził po­now­nie skład po­wie­trza i otwo­rzył hełm, żeby głowa zmie­ści­ła mu się pod usta­wio­nym nad pod­wyż­sze­niu me­cha­ni­zmem.

– W ide­al­nym sta­nie – szep­nął i Laara miała wra­że­nie, że na chwi­lę nawet prze­stał żuć gumę. – No, ide­al­nym jak na to, co prze­szedł.

Ter­lan za­trzy­mał się gwał­tow­nie.

– Słu­chaj­cie… – za­czął nie­pew­nie. – Nie wy­da­je się wam, że on jest jakiś taki… no… za czy­sty?

Laara prze­je­cha­ła jedną rę­ka­wi­cą po sto­ją­cym nie­da­le­ko innym eks­po­na­cie – ja­kimś ro­dza­ju aku­mu­la­to­ra, we­dług opisu pierw­sze­go zbu­do­wa­ne­go na tej pla­ne­cie – a drugą po pa­ne­lu sło­necz­nym na brze­gu ła­zi­ka. Po­ka­za­ła to­wa­rzy­szom ręce. Czer­wo­ną od wszech­obec­ne­go pyłu… i nie­mal­że cał­ko­wi­cie czy­stą.

Mark­sel w po­śpie­chu za­mknął hełm. Ter­lan pod­szedł do Laary, jakby chciał za­sło­nić ją wła­snym cia­łem. Dziew­czy­na wstu­ki­wa­ła w panel na ra­mie­niu po­le­ce­nie dla stat­ku, któ­rym do­tar­li na Marsa, aby przy­le­ciał jak naj­bli­żej ich obec­nej po­zy­cji.

– Wszy­scy się stąd wy­nie­śli. Tak mó­wi­łeś – wark­nę­ła do Ter­la­na.

– Takie in­for­ma­cje po­da­ne są wszę­dzie. – Chło­pak wciąż roz­glą­dał się ner­wo­wo. – Pla­ne­tę opusz­czo­no lata temu, bo zna­le­zio­no miej­sce bar­dziej przy­ja­zne do życia. Nikt tu nie zo­stał.

– Prze­cież nie czy­ści się sama!

– No pew­nie, że nie. – Zgod­nie pod­sko­czy­li, gdy do­tarł do nich nowy głos.

Zanim zdą­ży­li rzu­cić się do uciecz­ki, na końcu po­miesz­cze­nia po­ja­wił się pro­mień świa­tła.

– Kto tam? – krzyk­nął buń­czucz­nie Mark­sel. Za­ci­snął dło­nie w pię­ści. – Jest nas wię­cej, nie boimy się cie­bie!

Nie za­brzmia­ło to tak do­brze, jakby tego chciał. Świa­tło za­drża­ło, jakby ktoś trzy­ma­ją­cy jego źró­dło się za­śmiał.

– Nic wam nie zro­bię.

W końcu zza rogu wy­ło­ni­ła się po­stać. W pierw­szej chwi­li wszy­scy troje po­my­śle­li to samo – wy­glą­da­ła dziw­nie. Niby jak czło­wiek, ale jed­nak ci, któ­rych spo­ty­ka­li do tej pory byli jacyś inni. A już na pewno nie mieli si­wych wło­sów.

– Kim je­steś? Skąd znasz nasz język? – po­wtó­rzy­ła Laara.

– Przy­by­wa tu dużo ta­kich po­dróż­ni­ków jak wy. – Wzru­szył ra­mio­na­mi. Za­trzy­mał się kilka kro­ków od nich, więc wi­dzie­li już cał­kiem wy­raź­nie, że nie był wiele wyż­szy od nich. Dwie ręce, dwie nogi, skóra ko­lo­ru zwy­kłe­go czło­wie­ka. Na pierw­szy rzut oka wy­róż­nia­ło go je­dy­nie to, że wy­glą­dał staro. Lu­dzie, jak więk­szość przed­sta­wi­cie­li in­nych ras, wo­le­li pod­da­wać się za­bie­gom, aby być wiecz­nie mło­dy­mi. – Cie­szę się, że udało mi się roz­po­znać waszą rasę tak łatwo. Ob­ser­wo­wa­łem przez okno, jak się zbli­ża­cie.

– Kim. Je­steś. – Tym razem Laara pod­kre­śli­ła każde słowo.

– Czło­wie­kiem, który jest już wy­star­cza­ją­co stary, aby nie chcia­ło mu się żyć w spo­łe­czeń­stwie, wy­brał więc życie sa­mot­ni­ka i ba­da­cza hi­sto­rii ludz­ko­ści. Tutaj miesz­kam już od roku, jedna z pla­ne­xo­wych ekip… Tak to na­zy­wa­cie, praw­da? Eks­plo­ro­wa­nie tych wszyst­kich opusz­czo­nych pla­net? W każ­dym razie jeden z ta­kich ze­spo­łów za­opa­tru­je mnie raz na jakiś czas w je­dze­nie. Opo­wie­dzia­łem im wiele hi­sto­rii w za­mian za nie­zdra­dza­nie w sieci, że tu sie­dzę. Lubię robić od­wie­dza­ją­cym nie­spo­dzian­ki. – Uśmiech­nął się. – Tomek je­stem.

Ter­lan ośmie­lił się pierw­szy, uści­snął tam­te­mu dłoń. Wie­dzie­li, że lu­dzie mają to w zwy­cza­ju, bo u nich w szko­le uczył się jeden czło­wiek z wy­mia­ny mię­dzy­ga­lak­tycz­nej.

Sta­rzec zbli­żył się do ła­zi­ka, któ­re­go oglą­da­li i nie­mal piesz­czo­tli­wym ge­stem po­gła­skał jedno z kół.

– Ile masz lat? – wy­pa­lił Mark­sel, Laara spoj­rza­ła na niego z wy­rzu­tem, jed­nak zda­wa­ło się, że Tomek nie zwró­cił na ten nie­takt uwagi.

– Dużo. Dość, żeby pa­mię­tać, jak to ma­leń­stwo wy­sła­no w ko­smos. Byłem prak­tycz­nie na łożu śmier­ci, gdy ludz­kość od­kry­ła, jak prze­dłu­żać życie do nie­mal trzy­stu ziem­skich lat. A potem wszy­scy mo­gli­śmy ko­rzy­stać z nie­śmier­tel­no­ści. – Wes­tchnął. – Pa­mię­tam, gdy zde­cy­do­wa­no w końcu, aby ogło­sić jej śmierć.

– Jej? – znowu Merk­sel ode­zwał się pierw­szy.

– Na­zwa­li go Op­por­tu­ni­ty. W moim ję­zy­ku to słowo jest ro­dza­ju żeń­skie­go. Oka­zja. Wy­pa­li­ło mi się tak w gło­wie. Byłem wtedy za­le­d­wie sta­ży­stą, w prze­li­cze­niu pew­nie nie­wie­le star­szym od was. I zo­sta­ła tu za­po­mnia­na, aż do czasu utwo­rze­nia ko­lo­nii. Pra­co­wa­łem w dzia­le ba­daw­czym mu­zeum, zaj­mo­wa­łem się nią. Wie­dzia­łem, że cie­szy­ła­by się tymi peł­ny­mi po­dzi­wu spoj­rze­nia­mi.

Mark­sel, Laara i Ter­lan wy­mie­ni­li szyb­kie spoj­rze­nia. No wa­riat, mó­wi­ły.

– Potem wy­je­cha­li­śmy, nikt nie chciał jej za­brać, a ja długo nie mo­głem zde­cy­do­wać się na po­wrót. Co, gdy­bym jej tu nie zna­lazł? Co, gdyby była znisz­czo­na…? – Tomek po­trzą­snął głową. – Prze­pra­szam, tyle czasu sie­dzę sam, że potem za dużo mówię. Obej­rzyj­cie spo­koj­nie mu­zeum, wiem, że po to tu przy­je­cha­li­ście. Tylko jej nie do­ty­kaj­cie.

Od­da­li­li się w stro­nę eks­po­na­tów pod ścia­na­mi. Na­chy­li­li się nad wy­jąt­ko­wo sta­rym kom­pu­te­rem z ta­bli­cą ogła­sza­ją­cą, że to na nim do­ko­na­no więk­szo­ści ob­li­czeń od­no­śnie za­so­bów po­trzeb­nych na stwo­rze­nie ko­lo­nii.

– Trze­ba się stąd zbie­rać – syk­nął Merk­sel. Żuł ner­wo­wo. Bał się, Laara zda­wa­ła sobie z tego spra­wę. – Ten facet to świr. Dla­cze­go nikt o nim nie uprze­dza?

– Pew­nie jest nie­groź­ny. – Ter­lan wzru­szył ra­mio­na­mi.

– Zga­dzam się z Merk­se­lem, tak dla od­mia­ny – szep­nę­ła dziew­czy­na. – Po­wiem, że matka ka­za­ła mi wró­cić do okre­ślo­nej go­dzi­ny.  

Wy­pro­sto­wa­ła się i klik­nę­ła kilka przy­ci­sków na ko­mu­ni­ka­to­rze.

– Pa­no­wie, chyba ko­niec wy­ciecz­ki na dziś – rzu­ci­ła. – Ro­dzi­ciel­ka na­pi­sa­ła mi o obie­dzie u babki.

– Za­wsze psuje dobrą za­ba­wę.

– Dzię­ki, Tomek. – Ter­lan zbli­żył się do czło­wie­ka, sie­dzą­ce­go na pod­wyż­sze­niu obok Op­por­tu­ni­ty. – Jesz­cze kie­dyś może wpad­nie­my.

Za­trzy­mał się w pół kroku. Męż­czy­zna ewi­dent­nie go nie słu­chał, za­ję­ty gła­dze­niem jed­ne­go z pa­ne­li sło­necz­nych. Wy­szli czym prę­dzej.

***

– Spo­tka­li­ście Sza­lo­ne­go Toma? – za­śmiał się Ralen.

Ty­dzień póź­niej sie­dzie­li na piwie z ekipą, która po­le­ci­ła im wy­ciecz­kę na Marsa.

– Mo­gli­ście nas uprze­dzić! – Laara zmie­rzy­ła ich z wy­rzu­tem.

– Och, obie­ca­li­śmy mu, że tego nie zro­bi­my. Zresz­tą, jest nie­szko­dli­wy. Ma tylko fioła na punk­cie tego ła­zi­ka.

– Cał­kiem uza­sad­nio­ne­go, nikt nie spo­dzie­wał się, że Op­por­tu­ni­ty prze­trwa tam pięt­na­ście lat – mruk­nął Ter­lan, ga­piąc się na swoje piwo.

– Ty też za­wsze byłeś dziw­ny, Świer­li – rzu­cił Merk­sel i sie­dzą­cy przy stole wy­bu­chnęli śmie­chem, tylko Laara prze­wró­ci­ła ocza­mi w wyrazie dez­apro­ba­ty dla tego dziw­ne­go prze­zwi­ska, które po­wsta­ło, gdy byli dzieć­mi.

– Oj już, nie smęć­cie, po­jedź­cie tam kie­dyś i po­pro­ście o jakąś hi­sto­rię. Facet jest wal­nię­ty, ale ma łeb jak sklep – dodał Ralen.

– Nie ma mowy, że tam wrócę – wy­rwa­ło się Merk­se­lo­wi, czym znowu wy­wo­łał salwę śmie­chu.

***

Sta­tek za­trzy­mał się tuż obok przej­ścia przez ko­pu­łę, Ter­lan po­ko­nał śluzę i skie­ro­wał się pro­sto do mu­zeum. Drzwi były otwar­te, dwa krze­sła w głów­nej sali cze­ka­ły.

– Tomek? – krzyk­nął.

Sta­rzec po chwi­li wy­ło­nił się zza rogu i uśmiech­nął do przy­by­sza.

– Tu za­ku­py, o które pro­si­łeś. – Ter­lan podał mu torbę. – To co, opo­wiesz mi? Obie­ca­łeś, że dzi­siaj…

Sza­lo­ny Tom uniósł rękę.

– Obie­ca­łem. Usiądź. Więc ostat­ni raz pró­bo­wa­li­śmy po­łą­czyć się z nią dwunastego lu­te­go dwa tysiące dziewiętnastego roku…

Koniec

Komentarze

I jestem przy pierwszym tekście przez ciebie wykonanym smiley jest późna godzina, ale myślę, że widzę jeszcze litery.

Tekst wyszedł nieźle. Wykonanie całkiem OK. Nie widziałem większych usterek, mniejszych też nie widziałem (z racji na godzinę, bierzemy to w nawias). Więc tak, jest kreacja i wyszła spoko. Jest mała wariacja na temat imienia Opportunity, to też całkiem, całkiem. Udało się w tym krótkim tekście zarysować bohaterów nawet, więc nieźle.

W opku chciałoby się zobaczyć więcej, żeby powiedzieć, że coś więcej niż “opowiastka” (moim zdaniem). Zastosowałaś luźne podejście do SF i nie jest to wielce złe, ale widać postawienie więcej na wyobraźnie niż opowieść o Marsie czy łaziku. W moim odczuciu wyszło przyzwoicie, jest to dobry tekst do przeczytania, ale zapewne szybko umknie z głowy.

Kto by się spodziewał, że tu zawitasz? ;)

Ja też chyba jeszcze w miarę widzę litery, a więc… Fabuła mogłaby być bardziej dopracowana, z czego niestety zdaję sobie sprawę. Za późno zabrałam się za pisanie i zabrakło mi czasu. Zależało mi na pokazaniu bohaterów nieco bliżej niż w poprzednich tekstach, tak ku ćwiczeniu.

Dzięki za odwiedziny, szczególnie o takiej porze. ;)

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

“Czujniki wskazywały, że skład powietrza pozwala na oddychanie, ale unoszący się wszędzie pył nie zachęcał do zdjęcia hełmu.” – to w końcu jak? można oddychać, czy nie? Pył również powinien zostać zanalizowany przez taki czujnik, jako składnik powietrza. Lepiej było to ująć w ten sposób, że z jakiegoś źródła wiedzieli, że atmosfera nadaje się do oddychania, ale ten pył sprawiał, że się bali.

Zdarza Ci się popełniać długie, piętrowe zdania, jak np. to: “W teorii nie mieli się czego bać – to tylko kolejna martwa planeta w martwym Układzie Słonecznym, który obrali sobie za cel wycieczki w ten weekend – ale wciskający się w każdy zakamarek kombinezonu czerwono-brunatny pył sprawiał, że okolica wydawała się wyganiać nieproszonych gości.” – nie dość, że długie, to niezbyt zgrabne (”okolica wydawała się wyganiać” – słabo to brzmi), lepiej tego unikaj, zwłaszcza, że każda ze składowych ma inny podmiot. Sugerowałabym kropkę po ‘weekend’ a z tą okolicą zrobić coś bardziej sensownego.

Jeśli chodzi o treść, to trochę mi zgrzytało, że to nie są ludzie (co gdzieś wyraźnie napisałaś), a zachowują się jak nastolatki na wycieczce :) i nie mają żadnych “nieludzkich” cech. Nie podajesz, co to właściwie za rasa, ale spodziewałabym się właśnie jakichś potomków ludzkich, co wykluczasz.

Niezbyt podobało mi się zachowanie wycieczkowiczów wobec Tomka, ale fakt, to też dość typowe (w przypadku ludzkich nastolatków;)) uznać kogoś za świra, nawet nie próbując zrozumieć.

“– Ty też zawsze byłeś dziwny, Świerli – rzucił Merksel i siedzący przy stole wybuchli śmiechem, tylko Laara przewróciła oczami w geście dezaprobaty dla tego dziwnego przezwiska, które powstało, gdy byli dziećmi.” – po co wprowadzasz taki wątek przed samym zakończeniem? Czy to przezwisko jest w jakikolwiek sposób istotne?

Z plusów, fajny zwrot “planex” – całkiem zgrabna analogia “urbexu”, bardzo fajny twist w końcówce (i zostawiłaś do niego dużo tropów). Lekko się czytało. Ogólnie nieźle :) Łap klika na zachętę :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Czytało się sprawnie i szybko, obyło się bez zmuszania się do doczytania zakończenia. Jednak historia nie jest zapadającą w pamięć i właściwie niewiele ma do powiedzenia. Właście historia mogłaby opisywać odwiedziny dzisiejszych nastolatków do muzeum dotyczącym np. II WŚ, którzy nie chcą porozmawiać z uczestnikami tamtych wydarzeń.

Podobnie jak Bellatrix nie rozumiem czemu wprowadziłaś tutaj inną rozumną rasę, skoro nawet nie wspomniałaś o jakimś szczególe, który ich wyróżnia.

Podsumowując – czytało się przyjemnie, natomiast bez większych szans na zapamiętanie.

Przyjemnie się czytało i pomysł fajny:). Sama lubię jeździć w różne miejsca i zwiedzać i tu ten klimat oddałaś.

Podzielam opinie odnośnie rasy. Z góry założyłam, że są to ludzie w przyszłości, po czym miałam dysonans poznawczy, że jednak chyba nie do końca. Lepiej gdybyś na początku już dała przesłanki, że to inna rasa lub po prostu zdecydować się na naszych potomków.

Przezwisko wg mnie jest istotne, ponieważ na końcu postać wraca na Marsa (co przez innych uznane by było za wariactwo). Jednak tą informację również wprowadziłabym wcześniej (będzie wtedy bardziej naturalnie).

 

Powodzenia w konkursie:) 

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Dzięki wszystkim za odwiedziny i komentarze. Usterki postaram się poprawić po konkursie. Co do rasy bohaterów, racja, mogłam wspomnieć o tym wcześniej, lepiej ukazać sam motyw ich odmienności, choć akurat podobieństwo do ludzkich nastolatków jest całkowicie zamierzone. Przez samo wprowadzenie innej rasy chciałam lepiej podkreślić, że są to odległe czasy, ale też że ludzie są częścią jakiejś większej, międzyplanetarnej – czy wręcz międzygalaktycznej – społeczności. 

Przezwisko Terlana wydaje mi się również dość istotne, z powodów, które wspomniała Monique. :)

Cieszę się, że mimo wszelkich błędów czy niedociągnięć, czytało się Wam przyjemnie.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Dla mnie zachowanie nastolatków jest ok:) Tylko gdy czytałam, przed oczami miałam ludzi (ponieważ nie miałam żadnej informacji, aby było inaczej), a później nie mogłam za bardzo połapać się kto jest kim/czym:). Drobna wskazówka na początku powinna załatwić sprawę.

Niezły pomysł. Tekst nieszczególnie długi, co do takiej koncepcji akurat chyba pasuje. Przynajmniej przy takim rozłożeniu akcentów, gdzie więcej jest jednak opisów zachowania grupy, przybliżenia trochę scenerii przyszłości, którą prezentujesz, a mniej samego zapoznawania się z historią, które osoba Tomka oferuje. Tego trochę mi brakło, bo taka perspektywa dla czytelnika jest ciekawa i nieco mniej wyeksploatowana. Zwykle prezentujemy czytelnikowi fikcję, coś nieznanego. Tymczasem tutaj trafia się okazja, by zaprezentować właśnie teraźniejszość z perspektywy odległej przyszłości. Rozumiem jednak, że mogło zabraknąć na to czasu. Albo zwyczajnie miałaś inną koncepcję.

W każdym razie czytało się fajne. Jest w tym tekście pewien wątek “zagadkowy”. Coś w rodzaju mikrotajemnicy, która intryguje. Jest pewna kreacja wizji i obrazu przyszłości. Nieco zdawkowa, ale znów, na taką długość więcej nie potrzeba.

Słowem: całkiem sprawnie poradziłaś sobie z tematem konkursu, czyta się przyjemnie, nie szarżowałaś z długością co w przypadku takiej koncepcji bardzo mi pasowało. NWM często używa takiego określenia “dobry tekst do obiadu”. I tak mi to właśnie pasowało do Twojego opowiadania, bo tekst nie zabiera dużo czasu, można sobie po niego sięgnąć w dowolnie wybranej wolnej chwili.

Dla mnie zdecydowanie kandydat do biblioteki.

Składam wniosek o klika, a na pozostałe to już poluj we własnym zakresie. ;-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Hej! Dzięki za odwiedziny. Co do prezentacji samej wizji Marsa – teraźniejszości bądź bliskiej przyszłości z perspektywy przyszłości odległej – rolę zagrał tutaj brak czasu. Gdybym miała go więcej, chętnie ukazałabym to wszystko bardziej szczegółowo, ale postanowiłam skupić się na bohaterach i tym, jak oni postrzegają otoczenie. A do tego pasowała mi krótka forma.

Cieszę się, że przypadło Ci do gustu, mimo takiego podejścia w tekście. :)

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Sympatyczna historia z wiarygodnie nakreślonymi postaciami nastolatków. Wyrzuciłabym tag “science fiction”, bo tekst jest raczej w konwencji fantasy.

Piszesz, że na Marsie można oddychać tlenem, ale bohaterowie noszą hełmy. Proponuję zaznaczyć, że zdjęli hełmy w muzeum, które było szczelne. Wtedy rozmowa z Tomkiem i żucie gumy wypadną bardziej naturalnie.

Zgadzam się z przedpiścami, w opowiadaniu mogło wydarzyć się więcej, ale czytało się dobrze, postacie nastolatków ciekawe, dialogi fajne, dlatego klikam. :)

Jest jakiś zgrzyt z tym hełmem. ;) Poprawię. Dzięki!

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Przyjemne :) Oparte na fajnym pomyśle. Bohaterowie, mimo iż albo może bo, przypominają ludzi też na plus. Mnie nie przeszkadza, że nie do końca wiadomo, kim właściwie są. W moim odczuciu, nie za bardzo rzutuje to na treść. Ogólnie mi się podobało.

Życzę powodzenia w konkursie i klikam :)

Cieszę się i dziękuję :D

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Fajnie napisane, czyta się szybciutko. Napisane dobrze i z polotem. Ciekawie i oryginalnie przedstawieni bohaterowie.

Co do krytyki to oczywiście nic nie napiszę bo się dobrze nie znam. 

W sam raz na piątkowy wieczór odpoczywając po całym ciężkim tygodniu.

JohnnyTrestle

Hmmm. Napisane dobrze, więc czyta się nieźle. Ale fabuła mnie nie powaliła. Nie ma jakiegoś porządnego problemu, wyzwania. Ot, zwiedzają sobie, spotykają dziwnego faceta… Czy to przygoda, którą młodzież będzie długo pamiętać? Ja bym nie pamiętała.

Babska logika rządzi!

Verusie, dobrze napisane, świetnie się czyta, ale trochę mi historii brakuje. Ot grupka Obcych wpada do marsjańskiego muzeum, spotyka starego człowieka i to właściwie wszystko. Tu aż się prosi o rozwinięcie, o jakieś wstawki z przeszłości. Generalnie, opko ma potencjał, ale niestety niewykorzystany.

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Irko, jestem pod wrażeniem zbieżności naszych komentarzy. :-)

Babska logika rządzi!

Faktycznie :) Wierz, albo nie, ale wcześniej nie czytałam Waszych komentarzy :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Co mam nie wierzyć… Ty czytałaś o wiele wcześniej niż ja, a prędkość wstawiania komentarzy sugeruje, że miałaś je naszykowane.

Babska logika rządzi!

Cześć. Cieszę się, że przynajmniej dobrze napisane, następnym razem będę musiała też popracować nad historią. I faktycznie, zbieżność komentarzy jest niesamowita. :D

 

Johnny, przy początkach działalności na portalu większość osób nie bardzo się zna. :p Ja też się nie czuję, jakbym się znała, ale czasami mi jakieś dwa słowa krytyki przyjdą na myśl. To opowiadanie było pisane jako takie lekkie i “do poduszki”, więc fajnie, że spełniło swoje zadanie w Twoim przypadku.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Opportunity jest, OK, ale opowiadanie zdało mi się zaledwie średnie. Najbardziej spodobał mi się Tomek, samozwańczy kustosz, natomiast młodzież zwiedzająca muzeum zupełnie nie przypadła mi do gustu. Poza tym nie opuszczało mnie wrażenie, że słucham rozmowy współczesnych nastolatków, a nie przedstawicieli nieznanej mi rasy z odległej przyszłości.

 

czer­wo­no-bru­nat­ny pył spra­wiał… ―> …czer­wo­nobru­nat­ny pył spra­wiał

 

sie­dzą­cy przy stole wy­bu­chli śmie­chem… ―> …sie­dzą­cy przy stole wy­bu­chnęli śmie­chem

 

tylko Laara prze­wró­ci­ła ocza­mi w ge­ście dez­apro­ba­ty… ―> Przewrócenie oczami nie jest gestem. Gesty wykonuje się rękami, nie oczami.

Proponuję: …tylko Laara prze­wró­ci­ła ocza­mi w wyrazie dez­apro­ba­ty

 

– Obie­ca­łem. Usiądź. Więc ostat­ni raz pró­bo­wa­li­śmy po­łą­czyć się z nią 12 lu­te­go 2019 roku… ―> – Obie­ca­łem. Usiądź. Więc ostat­ni raz pró­bo­wa­li­śmy po­łą­czyć się z nią dwunastego lu­te­go dwa tysiące dziewiętnastego roku…

Liczebniki zapisujemy słownie, zwłaszcza w dialogach.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Wiem, że tekst nie jest szczególnie dobry, położyłam duży nacisk, żeby trochę ładniej zarysować sobie postaci, mniejszą uwagę przykładając do fabuły. Dlatego też cieszę się, że spodobał Ci się Tomek. Co do nastoletnich kosmitów, trochę chciałam, aby brzmieli po ludzku, choć już zwracano mi uwagę, że powinnam bardziej podkreślić ich odmienność i jak najbardziej się zgadzam. ;) Dziękuję ładnie za poprawki, naniesione!

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Bardzo proszę, Verus, i cieszę się, że w przyszłości nie będziesz uczłowieczać kosmitów. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka