- Opowiadanie: Crucis - Przychodząc znikąd

Przychodząc znikąd

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Przychodząc znikąd

– Ta będzie dobra.

– Jesteśmy pewni?

– Musimy być pewni!

– Niech tak się stanie.

– Trzeci Okruch, licząc od Iskry. Sprawdźmy perspektywę z wielkości docelowej.

– Sprawdźmy.

Iskra, niewyobrażalnie większa od Okrucha, była jedynie ułamkiem w porównaniu do Dabovitae. Nagle ów chłodnawy odłamek twardej materii, błądzący w pustej przestrzeni, przybrał rozmiar na tyle ogromny, że nie widać było nic oprócz niego i nieba. Lecz nie zmienił się tak naprawdę ani trochę. To Dabovitae się zmniejszył i stanął na jego zewnętrznej warstwie.

– Stała powierzchnia.

– Wytwórzmy roboczą formę.

– Wytwórzmy.

Umysł kolektywny Dabovitae przybrał postać istoty o czterech kończynach. Otaczała go świetlista poświata.

– Gęsto tu.

– Gęsto. I oni to będą, jak to nazwaliśmy?

– „Wdychać”. Cyklicznie wprowadzać do swoich, jak to nazwaliśmy?

– „Organizmów”. Tak, ale jeszcze się zmieni. Jeszcze będzie mniej gęste.

– Zobaczymy.

Okruch pełen był pyłu, szalejących, roztopionych skał, które płynęły ze sterczących wypustek powierzchni. Gorące podmuchy gazu smagały wzgórza.

– Teraz pora znaleźć miejsce.

– Pora znaleźć miejsce. Chodźmy.

– Tak, chodźmy, szukajmy.

I szedł tak Dabovitae, rozglądał się po okolicy, obserwował plujące gorącą skałą wzniesienia, mijał bulgoczące bajorka z cieczą pozostałą po spalaniu wodoru (tej było na tym Okruchu wyjątkowo dużo). Wokół błyskały wyładowania, ryczał wiatr, a z nieba spadały głazy, raniąc powierzchnię Okrucha.

Doszedł do miejsca, gdzie było nieco spokojniej. Gdzieś niedaleko spadła jedna z tych niebiańskich skał i wyrzuciła do góry mnóstwo materii.

– Nie. Tutaj się nie uda.

– Tutaj nie. Ciecz stężała. Za zimno.

– Za zimno. Trzeba znaleźć miejsce.

– Chodźmy. Wracamy?

– Wracamy!

I szukał Dabovitae, szukał, a Okruch obracał się, jeden, drugi, trzeci raz. I robił kolejne obroty i zataczał koła wokół Iskry, a głazy spadały, wyładowania błyskały, wzgórza pluły płynnym kamieniem, ciecz czasem bulgotała, a czasem tężała. Dabovitae szedł, chociaż minął już wiele miejsc, które były potencjalnie „tymi” miejscami. Dalej szukał.

Przemierzywszy cały Okruch wzdłuż i wszerz, przemyślawszy miliony, miliardy możliwych przyszłości, w końcu znalazł. Nie za gorąco, nie za zimno, nie za mokro, nie za sucho, nie za ciemno, nie za jasno. Idealnie. Ujrzał to, czego pragnął, gdy próbował przewidzieć przyszłość. Znalazł niezbyt duży zbiornik z powszechną na tym Okruchu cieczą. Ciepły, ale nie bulgoczący. Tutaj miało zacząć się wszystko.

– To tutaj.

– Tutaj?

– Tak.

– Zaczynajmy.

– Zaczynajmy.

Wzniósł górne kończyny. Wyładowania zstąpiły z nieba i zaczęły bić prosto w taflę zbiornika, napełniając go energią.

– Teraz cieplej.

Szalejące strugi światła nieco osłabły.

– Teraz chłodniej.

Znów zaczęło błyskać, uderzać z hukiem.

Dabovitae przez sto obrotów Okrucha na zmianę bił w zbiornik światłem z nieba, ocieplał ciecz, oziębiał ją, manipulował składem chemicznym, tworzył nowe cząstki, które wiązały się w coraz bardziej skomplikowane kształty.

Po stu obrotach przestał.

– Sprawdźmy, co się stało.

– Tak, sprawdźmy.

I Dabovitae zmniejszył swój rozmiar jeszcze bardziej i wszedł do zbiornika z cieczą, by przyjrzeć się z bliska temu, co stworzył. Cząsteczki połączyły się w niesamowite, zawiłe struktury.

– Jest dobrze, wszystko zmierza ku dobremu.

– Tak, wszystko zmierza ku dobremu.

Wyszedł z cieczy, wrócił do poprzedniego rozmiaru i dalej pracował, tworząc kolejne układy, na bazie tych, które do tej pory udało mu się skomponować.

Minęło sto tysięcy obrotów Okrucha wokół Iskry, a Dabovitae łączył, rozmyślał, rozbijał, układał i cieszył się ze swojego dzieła. Po tym czasie drugi raz wszedł do zbiornika, by dokonać kolejnych oględzin i wielce zadowolony wrócił na powierzchnię. I przystąpił do dalszej pracy.

Iskra wykonała pełny obrót wokół Świetlistej Chmary, kiedy Dabovitae skończył swoje dzieło. Po raz trzeci wstąpił do zbiornika w swojej małej postaci.

I przemierzał zbiornik wzdłuż i wszerz, nurkował w ciemność i wychodził do światła, aż znalazł.

– Więc to jest to.

– To jest to.

– Patrzmy.

– Tak, patrzmy.

Ujrzał Dabovitae sferyczną istotę, która mogła stanowić najwyżej ułamek ułamka tego, czym był on sam. Ale od tego miało zacząć się wszystko, a przynajmniej tutaj, na tym Okruchu.

– Więc to jest to.

– Tak, to jest to. Na wzór nasz i podobieństwo.

– Na nasze podobieństwo, na nasz wzór.

Sferyczna istota zaczęła pulsować, skręcać się sama w sobie, jak gdyby próbowała przełknąć własne istnienie.

– I przyjdzie ten czas.

– Przyjdzie czas, kiedy będzie do nas jeszcze bardziej podobna.

– I pomyśli, że przyszła znikąd.

– Z przypadku, ze zrządzenia Wszechświata. Tak jak my.

– Tak jak my, przychodząc znikąd, pójdzie w nieznane.

– I może znajdzie odpowiedź, w przeciwieństwie do nas, niemogących już rosnąć.

– Może znajdzie, a wtedy my również będziemy wiedzieli.

Twór kulił się w sobie, kulił coraz mocniej, aż nagle, jednym ruchem rozdzielił samego siebie. Teraz była nie jedna istota, lecz dwie. Dwie sferyczne istoty stanęły przed oczami Dabovitae i niedługo potem zaczęły wykonywać podobny ruch kulenia się i rozdzielania.

– Więc się dokonało.

– Tak. Teraz możemy odejść.

– Możemy odejść, by szukać następnej. Chodźmy.

– Tak, chodźmy.

Koniec

Komentarze

Całkiem sprawnie napisany mit kreacyjny. Na plus wyróżnia się konsekwentna stylizacja, a wewnętrzne dialogi Dabovitae (włącznie z powtórzeniami) fajnie rytmizują tekst. Trochę tylko zabrakło mi jakiejś takiej wartości dodanej w warstwie treściowej, bo poetyka jednak dość znajoma, a metafora też przejrzysta; największy potencjał miała chyba sama postać Dabovitae jako umysł kolektywny. Ale czytało się dobrze. ;)

 

Dabovitae'a

Zdaje się, że powinno być “Dabovitae” lub “Dabovitaego” (bo “e” nie jest nieme).

 

I szedł tak Dabovitae, rozglądając się po okolicy usłanej plującymi gorącą skałą wzniesieniami (…).

I jeszcze ten fragment mnie zatrzymał, trochę dużo tych imiesłowów się nagromadziło.

 

Tak jak my, przychodząc znikąd, pójdzie w nieznane.

O, a tu bardzo ładnie. ;)

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Dzięki za lekturę i komentarz, black_cape! :)

Tak mi się wydaję, że Dabovitae gra tutaj o wiele większą rolę, niż początek życia na trzeciej planecie od jakiejś tam gwiazdy. Zwłaszcza że samo zakończenie sugeruje jego dalszą wędrówkę i szukanie kolejnych Okruchów, gdzie mógłby zasiać ziarno. Spodobała mi się wizja takiego półboga, który snuje się po wszechświecie i próbuje stworzyć życie tam, gdzie tylko się da, chociaż sam nie jest świadomy swojego pochodzenia.

Zaraz się biorę za tropienie złej odmiany imienia!

Koncepcja nienowa. Ani jedna z głównych składowych, ani druga. Ale podoba mi się imię. Za to plus. Kim właściwie są rozmówcy. No, to trochę brzmi jak monolog i echo. Równoprawni partnerzy, szef i podwładny, osobowość mnoga?

Babska logika rządzi!

Dzięki za komentarz, Finkla! Tutaj to miała być osobowość mnoga, gdzieś wspominałem o “umyśle kolektywnym”, ale może cała rzecz zbyt słabo wybrzmiała. :)

No, IMO, warto by ten wątek rozwinąć. To najbardziej oryginalny pomysł w całym tekście. A dlaczego, a jak to wpływało na działalność Dabovitae. Czy standardowy podział na dobrą i złą stronę, czy coś bardziej skomplikowanego?

Babska logika rządzi!

Fakt, o wiele większy nacisk położyłem na działania głównego bohatera, niż na samą koncepcję postaci, być może niesłusznie w tym wypadku.

Działania są z grubsza znane. Wolałabym akcent na te nowe elementy – są IMO ciekawsze.

Babska logika rządzi!

Akt stworzenia. W zasadzie tylko tyle. Ten rytm wskazania i akceptacji/afirmacji troszku męczy, ale oddaje naturę Dabovitea. Jako wprawka tekst jest ok. Pozdrawiam Czwartkowy Dyżurny:)

Dobry szort. Niby nic nowego, a jednak lektura była przyjemna. Głównie za sprawą sprawnego warsztatu i przemyślanej historii.

Detale, jak kolektywna świadomość rozmawiająca ze sobą, czy ciekawe nazewnictwo (Słońce/Iskra, Ziemia/Okruch), dyskretnie wzbogacają tekst.

Niby prosty mit kreacyjny, ale mieszasz dosyć pomysłowo panspermię z religią i… Danikenem. Sięgasz jednak znacznie dalej wstecz niż Erich von Daniken i może dlatego zastanawia to lekko łacińskie imię kreatora i niemal biblijne "na wzór i podobieństwo". Skąd takie wtręty w czasach kreacji życia w praoceanie?

Zdanie "Tak jak my, przychodząc znikąd, pójdzie w nieznane" rzeczywiście dodaje tekstowi głębi. Może nawet niespodziewanej w tak krótkiej formie.

Daję klika.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Naprawdę mi się podobało. Niby króciak straszny, niby nic specjalnie oryginalnego, ale Dabovitae robi robotę. Chciałoby się go odrobinę więcej, ale nie będę zbyt wiele narzekał, bo zakończenie satysfakcjonujące. Do tego fajna, solidna stylizacja. To znaczy, w dłuższej formie na pewno byłaby męcząca, ale w takim szorcie doskonale odgrywa swoją rolę. 

Tak powinno się pisać szorty. 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Blacktom, dzięki za komentarz! Cieszę się, że tekst okazał się conajmniej strawny. :)

 

mr.maras, właśnie to zdanie koncepcyjnie miało być centrum całego szorciaka. W tym momencie pokazana jest motywacja głównego bohatera, który też nie ma pojęcia, skąd się we wszechświecie wziął i może w ten sposób próbuje leczyć poczucie samotności.

 

Arnubis, dobrze słyszeć, że opowiadanie przypadło ci do gustu! Pomyślałem właśnie, że tutaj tego typu stylizacja będzie się nadawała, głównie przez wzgląd na to, że forma jest krótka. Na dłuższą metę takie rozwiązanie byłoby na pewno męczące.

 

Dzięki jeszcze raz za komentarze, lekturę i kliki! :)

 

Dobrze, że krótkie to, bo przy dłuższej formie ta stylizacja byłaby męcząca. A tak, spodobało mi się. Ciekawe przedstawienie Dabovitae i jego pracy. Końcówka rewelacyjna :)

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Irka_Luz, cieszę się, że Ci przypadło do gustu. :) I dziękuję za klika!

Zgodzę się, że taki styl pasuje tylko do krótkich form, niemniej tutaj tworzy ciekawy klimat. Sam Dabovitae rzeczywiście przypomina umysł kolektywny, rozmawiający sam ze sobą, tekstowi nie brakuje również nutki tajemnicy. Podoba mi się, wrzucę w wątek z nominacjami bibliotecznymi. :)

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Dzięki, Verus, myślę, że tajemniczość tutaj wynika z sugestii zawartej w samym zakończeniu. Kto wie, może bohater opowiadania dalej gdzieś krąży po niezmierzonym wszechświecie i szuka koljenych i kolejnych planet? :)

 

Dość osobista, jak mniemam, ale fajnie opisana wizja początku.

Interesujący ten Dabovitae i mam wrażenie, że trochę podobny do regulatorów – wszak mój nick też sugeruje liczbę mnogą, a przecież jest nas jedna… ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ładne :)

Przynoszę radość :)

Regulatorzy, dobrze słyszeć, że Ci się podobało. A jeśli te podobieństwa idą jeszcze dalej, to koniecznie musisz podzielić się patentem na kosmiczne podróże w stylu bohatera opowiadania. :D

 

Anet, dziękuję, starałem się jak mogłem, żeby coś z tego kawałka tekstu było. :)

Niestety, Crucisie, nie idą. I patentu nie mam, bo nawet nie lewituję, a co dopiero mówić o podróżach kosmicznych… ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka