- Opowiadanie: GhostWriter - Łowca w mroku

Łowca w mroku

Rzecz dzieje się w podziemnym świecie inspirowanym Podmrokiem ze świata D&D. Zakazane Miasto, w którym rozpoczyna się akcja, jest największym ludzkim osiedlem w tym podziemnym świecie zamieszkałym przez mroczne elfy, krasnoludy głębinowe, łupieżców umysłu i wiele różnych kreatur.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Biblioteka:

Finkla

Oceny

Łowca w mroku

Przechodnie odsuwali się z obrzydzeniem. Nic dziwnego. Polowanie trwało tydzień, więc głowy pierwszych niziołków zaczęły się rozkładać. Ladeph, taszcząc na plecach wypełniony nimi szary wór, nie przeczuwał, jaki zawód go dzisiaj spotka. Już na głównym placu Przedsionka Niewiernych dojrzał dwóch uśmiechających się pod nosem konkurentów ze swojej branży. Przeczuwał, że coś jest nie tak. I rzeczywiście. Opasły urzędnik, odbierający w Domu Łowców towar i wypłacający nagrody, oznajmił:

– Porta nie płaci już za głowy niziołków.

– Od kiedy?

– Od trzech dni.

– Przez tydzień polowałem na to cholerstwo. – Czuł jak podnosi mu się ciśnienie. – I co mam teraz z tym zrobić?

– Nie wiem, nie obchodzi mnie to – odparł beznamiętnie urzędnik. – Zamiast iść na łatwiznę, możesz zapolować na anghegi głębinowe. Za nie Porta płaci najlepiej.

Ladeph miał już siarczyście zakląć, ale wolał nie czynić sobie wrogiem człowieka, który wypłacał pieniądze łowcom. Łatwizna? Te krwiożercze kreatury trudniej upolować niż drowa. A anghegi? Tak, za ich głowy dobrze płacą, ale żeby ubić jednego, trzeba mieć wiele szczęścia albo przynajmniej dwóch pomocników, z którymi trzeba dzielić się zyskiem. W całym Podmroku trudno znaleźć takich szaleńców.

Zmierzając do jedynego domu uciech w Zakazanym Mieście minął gwarny targ, gdzie dało się wyczuć większe poruszenie niż zwykle. Nie zwracając na to specjalnie uwagi wszedł do dwupiętrowego przybytku, przytulonego do murów miasta właściwego. Zamówił swoją ulubioną dziewczynę o imieniu Vesper.

Zabawiali się na jeźdźca. Klasycznie nie wchodziło w grę, bo drobna dziewka mogłaby tego nie przeżyć. Jej oddech wracał do normy. Leżała na jego piersi, łaskocząc go po brodzie włosami.

– Coś się święci w Zakazanym Mieście – rzuciła jakby mimochodem, odgarniając czarny lok opadający jej na czoło.

– Zauważyłem jakieś poruszenie na targu – przyznał, podejmując temat. – Pojawił się towar z powierzchni, czy co?

– To chyba ma związek z polityką. Chodzą słuchy, że król chce zawrzeć jakiś historyczny traktat.

– Niech zawiera. Jeśli to nie wiąże się z zyskiem, to nie ma dla mnie żadnego znaczenia.

– O zyskach mówiąc. – Vesper podniosła się na łokciu i spojrzała w twarz łowcy. – Podjąłbyś się nowego zlecenia?

– Co trzeba upolować?

– Nie o polowanie chodzi. Pomógłbyś się dostać do Miasta mojemu znajomemu.

– Nie – odparł krótko, nie siląc się na tłumaczenie niedorzeczności tego pomysłu.

– Ladeph… – Popatrzyła na niego proszącym wzrokiem.

– Niech znajdzie sobie kogoś innego.

– Tylko ty wiesz jak się tam dostać, nie korzystając z głównej bramy.

– Oszalałaś – odparł pobłażliwie. – Wejście na teren miasta, jeśli nie jest się obywatelem, karane jest śmiercią. Za wprowadzenie obcego grozi utrata obywatelstwa i śmierć, w dowolnej kolejności.

– On zapłaci – przekonywała.

– Czym?

Dziewczyna wstała, zrzucając kołdrę na podłogę. Zawsze lubił patrzeć na jej zgrabne pośladki. Pokazała mu leżące w kącie izby, przykryte szarym materiałem, trzy głowy anghegów. Łowca roześmiał się.

– Chce płacić chityną?

– Sprzedasz je w Domu Łowców.

– Co ty mnie masz za naiwnego jednorożca? Co to za jeden?

– Nie znam jego imienia…

Ladeph głośno się roześmiał.

– Daj dokończyć. Poręczył za niego taki jeden czytnik z Wieży Alchemika, co jest moim stałym klientem – wyjaśniła, wracając do łóżka i chowając się pod kołdrę.

– Chyba „czytacz”?

– Jak zwał tak zwał. Bierzesz tę robotę, bo nie wiem, co mam mu odpowiedzieć?

Łowca raz jeszcze spojrzał na głowy anghegów.

– Dobra.

Wychodząc, dostrzegł przyczynę poruszenia. Środkiem rynku zmierzała do miasta właściwego delegacja ilithidów, powłócząc długimi, czarnymi szatami z wysokimi kołnierzami. Falujące macki otaczające otwory gębowe gości sprawiały, że mieszkańcy Przedsionka Niewiernych odsuwali się z mieszanką strachu i odrazy. Obywatele Zakazanego Miasta stoczyli z nimi kilka wojen. Jeśli król zawrze traktat z tymi mózgożernymi dziadami, to rzeczywiście będzie historyczne wydarzenie – pomyślał łowca.

 

2. W milczeniu kluczyli wąskimi korytarzami wydrążonymi pod miastem. Nieznajomy miał wrażenie, że przewodnik robi to specjalnie, chroniąc wiedzę o tylko sobie znanym przejściu. Łowca obejrzał się, omiatając wzrokiem towarzysza. W lichym świetle łuczywa mignęło tylko dwoje błękitnych oczu.

– Jak cię zwą? – zapytał znienacka.

– Eryk – odparł po dłuższej chwili, zaskoczony, że Ladeph raczył się odezwać.

– Czemu się ukrywasz za tymi gałganami? Szpetny jesteś?

– Nie lubię rzucać się w oczy – odparł z wyczuwalnym w głosie rozbawieniem.

– Matka cię słabo karmiła, czy jesteś elfem?

– Półelfem.

Ladeph przewrócił oczami. Miał wyrobione zdanie o „miękkich” rasach z powierzchni. A domyślał się, że ten „Eryk” nie jest z Podmroku. Jedyne elfy jakie się tu zadomowiły to mroczne drowy. Cholernie mocne dzięki swoim adamantynowym zbrojom.

– No, jesteśmy. – Łowca wskazał szczelinę w kamiennej ścianie. – Powinieneś się przecisnąć.

Eryk popatrzył na niego nieufnie.

– Idź. Ja się tu nie zmieszczę, więc nie mogę ci dalej towarzyszyć. Wyjdziesz w zaułku między Wieżą Alchemika, a Domem Rozliczeniowym.

Półelf skinął głową, po czym bokiem przecisnął się w mrok. Co taki młokos szuka w Zakazanym Mieście? – pomyślał Ladeph, gdy Eryk zniknął w szczelinie. Mniejsza z tym, muszę sprzedać chitynę.

Przyczaił się w zaułku koło domu uciech. U jego wylotu stało dwóch mężczyzn, rozmawiających ściszonym głosem.

– A jeśli się dowie?

– Wtedy będzie za późno. Niedługo straci czerep – odparł łysy rozmówca. Na potylicy miał wytatuowany wzór przypominający macki ilithidów.

– Książę się zgodził?

– Nie sprzeciwił – podkreślił łysy. – A teraz idź i mnie nie zawiedź.

Nieznajomi odeszli. Ladeph jeszcze chwilę czekał w kryjówce, upewniając się, że nikt go nie widział.

 

3. Rankiem, o ile można w Podmroku mówić o takiej porze, w Przedsionku Niewiernych gruchnęła wieść, że miał miejsce zamach na króla z dynastii Razeków. Ladeph odwiedził miejscowego handlarza kamieniami szlachetnymi. Wymieniając uzyskane za skorupy anghegów srebro na szafir gwiaździsty, nagle zamarł w bezruchu. Wczoraj wprowadziłem do miasta tego elfa! Oby jego mózg wyssał jakiś ilithid!

– Bierzesz go czy nie? – Niecierpliwy kupiec wyrwał go z zamyślenia.

Łowca szybko sfinalizował transakcję. Ruszył do domu uciech, rozmówić się z Vesper. Jeśli ktoś odkryje, że to on wprowadził do miasta zamachowca, czeka go coś gorszego niż śmierć.

– Mam teraz przerwę, ale jeśli… – Zawiesiła głos, dostrzegając w lustrze rozgniewanie kochanka.

– W coś ty mnie wmieszała? – ryknął, uprzednio trzasnąwszy drzwiami.

– O co ci chodzi? – Wstała od stolika, przy którym malowała rzęsy.

– Ten gość, którego dla ciebie wprowadziłem do miasta, to zabójca. Chciał zabić króla!

– To niemożliwe. – Dziewczyna zbladła.

– A jednak huczy o tym na rynku.

Vesper podbiegła, kładąc mu palec na ustach.

– Ciszej, jeszcze cię kto usłyszy. – Obejrzała się z niepokojem na drzwi wejściowe.

– Skąd ty go wytrzasnęłaś? – zapytał łowca już spokojniejszym głosem.

Dziewczyna zamiast odpowiedzieć, podeszła do okna wychodzącego na dziedziniec. Gwardziści wylegli na plac, przepytując każdego, kogo dopadli. Kolejny patrol zmierzał do domu uciech.

– Idą tu gwardziści, musisz wyjść. – Zdecydowanym gestem wskazała mu drzwi.

– Nie, dopóki mi nie wytłumaczysz, co tu się dzieje.

– Nie wiem, nie znam tego… – Zamilkła, nasłuchując. Ktoś wbiegał po wewnętrznych schodach. – Niech cię szlag, Ladeph! Przez ciebie będę miała kłopoty.

– Przeze mnie? To ty mi naraiłaś tego fircykowatego elfa.

Do pomieszczenia wpadło czterech gwardzistów.

– Łowca Ladeph? – zapytał ich dowódca.

Zagadnięty niepewnie skinął głową.

– Aresztujemy cię za zdradę. Pójdziesz po dobroci, czy mamy dobyć mieczy?

– Pójdę – zgodził się potulnym głosem, zdając sobie sprawę, że zabiciem gwardzistów nie poprawi swojej sytuacji.

– A ty, to kto? – Kapitan dopiero teraz zwrócił uwagę na dziewczynę.

– Jestem Vesper – przedstawiła się drżącym głosem, cofając się pół kroku w głąb izby.

– Ladacznica, która była w spisku, nie ma obywatelstwa – objaśnił drugi.

– Ja nie byłam w żadnym spisku! – zaprotestowała wystraszona dziewczyna.

– Milcz! – ryknął dowódca. Skoczył do niej, uderzając rękojeścią w brzuch. Z głośnym jękiem zgięła się wpół i upadła na podłogę. Ladeph ruszył w ich stronę, ale zatrzymało go ostrze przy gardle.

– Nie bądź głupi. Jej już nie pomożesz. Zresztą sobie też nie – dodał po chwili. – Zabrać to ścierwo.

Odebrali mu dwuręczny miecz, którym władał jedną ręką, oraz kuszę. Zamiast do koszar, zaprowadzili go do zaułka obok domu uciech. Czekał tam ten sam łysy najemnik, którego rozmowę podsłuchał.

– A i oto nasz zdrajca. Wprowadziłeś zabójcę do miasta. Wymyślimy dla ciebie jakiś kreatywny sposób egzekucji.

– Kim jesteś? – Łowca, mrużąc oczy, wpatrzył się w nieznajomą twarz.

– Rashid, dowódca wewnętrznej gwardii. – Zbrojny przedstawił się z dezaprobatą. – Choć nie powinienem się dziwić, że mnie nie znasz. Masz obywatelstwo, a rzadko bywasz w mieście. Zamiast zająć się uczciwą pracą, włóczysz się po pieczarach Podmroku i przesiadujesz w Przedsionku Niewiernych.

Ladeph zagryzł wargę. Nie miał ochoty mu się tłumaczyć z kolei swojego życia, które zmusiły go do takiego zajęcia.

– Nie będzie sądu? – Łowca wiedział, że dynastia Razeków przywiązuje wagę do porządku i sprawiedliwości, a obywatela nie można ukarać bez wyroku.

– Twoja wina jest oczywista. Zeznania zabójcy, którego schwytaliśmy, nie pozostawiają wątpliwości. Chyba zginiesz podczas próby ucieczki. – Łysy wyszczerzył zęby.

Do zaułka ktoś wbiegł. Zbrojni odruchowo położyli dłonie na rękojeściach mieczy. Rashid dostrzegł młodego rekruta.

– Nie przeszkadzaj nam teraz, szczeniaku!

– To ważne kapitanie. Elf-zabójca uciekł z aresztu!

– Jak to uciekł? Niech was szlag! Ciesz się, że nie mam czasu cię patroszyć – zwrócił się do łowcy. – Załatwcie go i wracajcie do miasta – polecił swoim ludziom.

Gwardziści dobyli mieczy, otaczając więźnia. Nie miał broni, ale nie zamierzał oddać skóry za darmo. Ponad ich głowami widział, jak dowódca z ilithidzkim tatuażem opuszcza zaułek. Zaatakowali. Łowca sprawnie uchylał się przed kolejnymi ciosami. Wyciągnął z zanadrza błyszczący pył i rzucił jednemu w twarz, chwilowo go oślepiając i wyłączając z walki. Zostało trzech. Uniknął kolejnego ciosu i potężnym uderzeniem przetrącił szczękę drugiemu. Pozostali odskoczyli, nabierając większego respektu dla przeciwnika. Popatrzyli po sobie porozumiewawczo i przystąpili do kolejnego ataku. Coś szarpnęło Ladepha w ramieniu. Nie mógł oderwać ręki od muru. Bransolety pętania! Niech to szlag! – zaklął w myślach. Gwardzista uderzył na niego z mieczem, ale łowca odwrócił się w stronę unieruchomionej dłoni, przez co cios trafił w ścianę. Następnie rozwinął się, przyciskając gwardzistę do muru. Mężczyzna nie mógł się poruszyć, tracąc oddech i raniąc się własnym mieczem, który utkwił między nim a murem.

– Puść go! – zażądał ostatni zbrojny.

– Chodź i go uwolnij – rzucił wyzwanie łowca.

W ręce przeciwnika lśniła kolejna bransoleta pętania. Ladeph dociskał gwardzistę do muru. Jeśli uda mu się go unieszkodliwić, to z ostatnim już sobie poradzi. Przyparty przeciwnik stracił przytomność. Łowca zwolnił uścisk, a mężczyzna osunął się na ziemię.

– No chodź, gówniarzu. Załatwię cię jedną ręką. – Popatrzył z pogardą na chuderlawego rekruta.

Gwardzista zawahał się, czekając, aż ocknie się znokautowany wcześniej towarzysz. Oślepiony też powoli odzyskiwał ostrość widzenia. Poczekał, aż doszli do siebie. Trochę się natrudzili, otrzymując kilka bolesnych ciosów, ale w końcu udało im się założyć łowcy drugą bransoletę. Musieli chwilę odetchnąć.

– Co z nim zrobimy?

– Stary kazał go załatwić.

– Ale nie mówił jak. Możemy się z nim trochę pobawić. Zapłaci za moje oczy.

Ladeph dostrzegł, że ktoś pojawił się u wylotu zaułka. Powoli zbliżał się za plecami gwardzistów.

– Jakbym miał łuczywo, to bym mu wypalił gały.

– Cóż za okrucieństwo! – Usłyszeli głos dobiegający z tyłu.

Oślepiony wcześniej gwardzista odwrócił się. Przez mgnienie zobaczył zamaskowaną postać, po czym poczuł miażdżący ból, gdy palce przybysza znalazły się w jego oczodołach. Cios w krtań i był już niezdolny do dalszej walki. Pozostali rzucili się na wroga. Przyciśnięty przez Ladepha do muru otrzymał uderzenie w mostek i nie mogąc złapać tchu upadł na ziemię. Młody wyjął z zanadrza kolejną bransoletę pętania, ale głębokie cięcie w nadgarstek wytrąciło mu ją z ręki, a uderzenie w panewkę biodrową pozbawiło równowagi. Został ten z przetrąconą szczęką. Zaskoczony klęską towarzyszy opuścił broń. Nieznajomy podszedł i dmuchnął mu w twarz jakimś pyłem. Gwardzista zakrztusił się i padł nieprzytomny. Przybysz uwolnił łowcę.

– No, nieźle – popatrzył na unieszkodliwionych strażników – ale zmiękczyłem ich wcześniej. Zabrał swoją broń porzuconą przez gwardzistów pod ścianą budynku.

– Nie ma czasu na gadanie, chodź za mną.

Skryli się w targowym magazynie. Nieznajomy ściągnął z twarzy maskę.

– To ty! – syknął łowca. – Mogłem się tego domyśleć. Chciałeś zabić króla! – Sięgnął, chcąc złapać go za gardło, ale zatrzymał ramię w połowie ruchu.

– Co ty? Zdziczałeś? – Eryk odtrącił jego rękę. – Nikogo nie chciałem zabić. Gdyby tak było, nie zawracałbym sobie głowy ratowaniem twojego tyłka – oponował półelf.

– Więc czego chciałeś w Zakazanym Mieście? – Łowca otworzył dłoń, jakby chciał go uderzyć w twarz.

– Wizerunku z Nieba – odparł Eryk, odchylając się lekko, niepewny, co do zamiarów mężczyzny.

– Ty głupcze! Gdybyś wcześniej to wyjawił, to powiedziałbym ci, że Wizerunku w Zakazanym Mieście już nie ma. – Choć bardzo go korciło, zrezygnował z wymierzenia młodzieńcowi kary cielesnej. Odwrócił się bokiem i oparł o ścianę. – Nikt tego wprost nie przyzna, ale był powodem III wojny z drowami.

– Pomóż mi go odnaleźć – zaproponował elf. – I tak twoja bytność tutaj jest skończona.

– Dzięki tobie – fuknął łowca. Uspokoił oddech. Po chwili dodał: – Muszę wrócić do pokoju Vesper.

– Chyba ci ilithid spętał umysł! Ledwo co wyrwaliśmy się z tego burdelu. Na pewno roi się tam od gwardzistów.

– Ty przebiegły elfie! Wiem, dlaczego po mnie wróciłeś. – Łowcę nagle olśniło. Popatrzył na niego świdrującym wzrokiem. – Na pewno zamknęli bramy Przedsionka Niewiernych i nie wiesz jak się stąd wydostać. – Eryk nic nie odpowiedział, co świadczyło, że miał rację. – Pomogę ci opuścić miasto, ale ty weźmiesz coś dla mnie z pokoju Vesper. Umowa stoi?

Elf pokiwał głową.

Ladeph został w magazynie, zaś powierzchniowiec zakradł się do przybytku uciech. Na dole, w obszernej komnacie gdzie można było zamówić trunki, zebrały się wszystkie dziewczęta, przejęte aresztowaniem Vesper. Kurtyzany szeptały między sobą, że zabierają ją do Miasta Wewnętrznego na egzekucję. Elf zakradł się do pokoju dziewczyny i dzięki wskazówkom łowcy z łatwością odnalazł zawiniątko ukryte pomiędzy belkami stropu. Po opuszczeniu budynku, zaczaił się za wielkim koszem na odpadki. Na placu stała kochanka łowcy, pilnowana przez dwóch strażników. Głowę miała spuszczoną a ręce skute kajdanami. Podszedł do niej Rashid. Chwycił dziewczynę za podbródek.

– Szkoda, że taka ładna twarzyczka pójdzie pod topór. Zabrać ją do Miasta Wewnętrznego – polecił gwardzistom.

Eryk wrócił do magazynu. Łowca, znanymi sobie przejściami, wyprowadził ich bezpiecznie z Przedsionka Niewiernych.

 

4. Obozowali w jednym z korytarzy starej kopalni. Ladeph dorzucił do ogniska kilka czarnych bryłek. Gdy usiadł na głazie naprzeciwko ognia, półelf opowiedział mu, co usłyszał w domu uciech. Wieść o tym, że Vesper zostanie stracona, zdawała się nie zrobić na nim wrażenia.

– Płonące kamienie. Ciekawa rzecz – skomentował Eryk, zmieniając temat.

– Jesteś z powierzchni. Nie wiesz, jak wygląda życie w Podmroku. – Fascynacja elfa życiem pod ziemią była dla łowcy wręcz irytująca.

– Tam palimy drewnem. Widziałeś drzewa?

– Urodziłem się tutaj. Waszych drzew nie widziałem, ale istnieją podziemne lasy, do których jednak niebezpiecznie jest się zapuszczać. – Łowca czynił wyjaśnienia beznamiętnym głosem, wpatrując się w cienie tańczące na ścianie tunelu.

– Żal mi cię, nie widziałeś słońca.

Ladeph prychnął z dezaprobatą. Nie potrzebował litości powierzchniowego elfa.

– Swoje współczucie zostaw dla siebie. Lepiej mi wytłumacz, dlaczego wsypałeś mnie i Vesper?

– Gdy mnie aresztowali, nie powiedziałem im ani słowa. Przysięgam. – Eryk odruchowo położył rękę na piersi.

– Więc skąd wiedzieli?

– To musiało być ustawione – odezwał się elf po dłuższej chwili zastanowienia. – Jakby się mnie spodziewali. Człowiek, który skierował mnie do Vesper musiał to ukartować.

– Ktoś z Wieży Alchemika. Chwilę – łowca zaczął coś kojarzyć – jak cię wyprawiłem do miasta, to podsłuchałem rozmowę dowódcy wewnętrznej gwardii. Jak mu było? Rashid. Mówił o zabiciu kogoś. Ten bydlak musiał nająć czytacza! On musi stać za zamachem.

– Potrzebował kozła ofiarnego. – Eryk widział, jak łowca marszczy brwi. Domyślił się, że nie zna użytego przez niego sformułowania. Chyba nie mają tutaj kóz. – W sensie kogoś, na kogo można zwalić winę.

– No to znalazł – Ladeph pokiwał głową – naiwnego elfa.

– I naiwnego łowcę – odparł przekornie powierzchniowiec.

Obywatel Podmroku machnął ręką z dezaprobatą.

– Tylko dlaczego chciał zabić króla?

– Nie wiem, to już wewnętrzne porachunki waszego miasta.

Ladeph nagle przypomniał sobie o czymś.

– A worek? Masz go?

– Jasne. – Elf wyjął z zanadrza zawiniątko zabrane z pokoju kurtyzany.

Łowca odszedł z nim na bok. Z dala od oczu towarzysza przeliczył kamienie szlachetne. Wszystko się zgadzało.

– Ten Wizerunek do niczego ci się nie przyda – rzucił jakby od niechcenia, gdy wrócił do ogniska.

– Ma ogromną moc.

– W legendach. – Gdyby nie to, że dopiero co został banitą, Ladeph roześmiałby się w głos. – Jakoś jeszcze nikt, kto go posiadał, nie przejawiał większej mocy. Gdyby ten badziew był coś wart, Razekowie na pewno by się z nim nie rozstali, a zamiast tego wybilibyśmy do nogi drowy i ilithidów. To całe bajdurzenie o mocy Wizerunku to karma dla szalonych umysłów.

– Nie wystarczy go posiadać, trzeba wyzwolić jego moc, o czym wie niewielu. A jak to zrobić, nie wie nikt.

Łowca przewrócił oczyma.

– Jak chcesz go znaleźć?

– Jest ktoś, kto może wiedzieć. Nimfa z Jeziora Zwierciadeł.

 

5. Trudno mu było się poruszyć. Czuł krew napływającą do mózgu. Lep mocno trzymał. Przeklinał elfa, przez którego znalazł się w tarapatach. Bez wątpienia zaraz zjawi się olbrzymi pająk, by wpuścić mu do brzucha kwas rozpuszczający wnętrzności. Skąd mógł wiedzieć, że tropem Eryka podąża drużyna poszukiwaczy przygód, pragnąca tego samego artefaktu? Głupcy myśleli, że go ma. Oczywiście, jak zrobiło się gorąco, tchórzliwy elf zwiał. On spadł w szczelinę, sturlał się i nieszczęśliwie utknął w wielkiej pajęczynie.

Zobaczył odwróconą do góry nogami, zbliżającą się postać. Drgnął niespokojnie, ale to nie był pająk. Po chwili rozpoznał tę nieogoloną mordę.

– Marl, jak dobrze cię widzieć – pozdrowił znajomego łowcę.

– Ciebie również, Ladeph.

– Możesz mi pomóc?

– Z przyjemnością. – Przybysz wyszczerzył zęby. Zamiast zabrać się za przecinanie sieci, zaczął przeszukiwać jego ubranie. Nie ma to jak solidarność zawodowa – pomyślał uwięziony. – Ładne ostrze, mikstura percepcji? Jakiś pyłek, a tak znam – komentował kolejne przedmioty. – O, twoja torba. – Zauważył leżący obok tobołek. – Na szczęście się nie przykleiła. – Zostawił ją, wracając do przeszukiwania łowcy. Jego ręce macały krocze Ladepha. Znalazł zawiniątko ukryte w pachwinie. – A to co? Chyba przez naturę aż tak hojnie obdarzony nie jesteś?

– Wal się, Marl.

– W twojej sytuacji zważałbym na słowa. – Mężczyzna rozwinął woreczek. – Nie martw się. Wszystkich klejnotów ci nie zabiorę. – Puścił do niego oko. – Wezmę tylko te.

– Przynajmniej byś mi jedną rękę uwolnił.

– Ciesz się, że ci nie wbiłem sztyletu w serce za te głowy niziołków. Niech pajęczyca się tobą zajmie. – Marl zabrał zdobycz i odszedł.

– Tępy kmiot – zaklął pod nosem Ladeph.

Rzeczywiście, opchnięcie mu po okazyjnej cenie towaru, którego nie można już było sprzedać w Domu Łowców nie było zbyt rozsądne.

Pajęcze więzienie stawało się coraz bardziej niewygodne. Przebiegło mu przez myśl, że może powinien już się modlić, by przyszła pajęczyca i czym prędzej ukróciła jego męki. W poświacie fluorescencyjnych porostów znów zamajaczyła jakaś postać. Przez ciśnienie w czaszce nie widział już wyraźnie.

– Co, rozmyśliłeś się i jednak chcesz mi wbić sztylet w serce?

Przybysz rzeczywiście dobył ostrza, które błysnęło w niewyraźnym świetle porostów. Zamiast jednak dokończyć dzieła, ciął sieć, uwalniając nieszczęśnika. Łowca upadł na ziemię. Czuł jak krew falami odpływa z mózgu. Przez chwilę siedział w ciszy, widząc tylko ciemność.

– Już drugi raz ratuję twój tyłek i nawet „dziękuję” nie usłyszę?

Łowca omiótł przybysza wzrokiem, powstrzymując się przed użyciem jakiegoś przekleństwa.

– Wszystkie kłopoty, które mnie spotkały, są efektem twojej obecności w Podmroku, więc nie rób z siebie zbawcy. Jeszcze mnie obrobił ten… – Zawiesił głos, rozglądając się czujnie.

– Coś nie tak? – zapytał Eryk.

– Ktoś czai się w mroku – odparł szeptem. – Zaraz go ubiję.

– A, to przyjaciel. Trzyma się na dystans, by cię nie przestraszyć.

– Przestraszyć? Mnie? Żartujesz sobie? Niech lepiej się pokaże, bo sprzedam mu kosę.

Ciemność niewyraźnie drgnęła. Nieznajomy objawił swoją naturę.

– Drow? Poważnie? – Łowca nie mógł uwierzyć, widząc ciemnoskórego, mrocznego elfa.

– To Drizz – przedstawił go Eryk. –  To dobry drow.

– Dobry drow, to martwy drow – prychnął Ladeph.

– Twój przyjaciel chyba nie jest gotowy na moje towarzystwo – rzekł przybysz, zakładając kciuki za pas.

– Daj mu szansę. Ma za sobą trudne przejścia. Przyzwyczai się.

– Nie przyzwyczaję się – odparł łowca, zirytowany tym, że rozmawiają o nim, jak o małym dziecku – i do twojej wiadomości, nie jesteśmy z tym elfem przyjaciółmi – zwrócił się bezpośrednio do drowa.

– Ale drażliwy – skomentował z pewnym rozbawieniem Drizz.

– Może weźmiemy jeszcze jakiegoś ilithida do kolekcji. Będzie zabawniej. – Ladeph kręcił głową z dezaprobatą. Odszedł na bok, sprawdzając zawartość swojego tobołka, którego Marl w końcu zapomniał zabrać.

– Musisz wiedzieć, że toczyliśmy wiele wojen z Zakazanym Miastem. – Drizz objaśnił Erykowi przyczynę obopólnej niechęci drowów i ludzi. – Więc widzisz, że nasze rasy nie pałają do siebie wielką serdecznością.

Półelf tylko pokiwał głową ze zrozumieniem.

 

6. W drodze nad jezioro zatrzymali się na krótki odpoczynek nieopodal uskoku, w którym płynęła rzeka lawy. Ciepło panujące w tym miejscu stało się dla podróżników miłą odmianą od zazwyczaj chłodnych pieczar i korytarzy Podmroku. Drizz, korzystając z okazji, naostrzył swój sejmitar. Elf wyjął bukłak. Gasząc pragnienie, zauważył, jak łowca wpatruje się w trzymany przez niego przedmiot.

– To taki pojemnik ze zwierzęcej skóry, w którym… – przerwał, zdając sobie sprawę, że bukłaki nie są obce mieszkańcom Podmroku. – Chcesz się napić? – Wyciągnął rękę w kierunku towarzysza. Ladeph wziął przedmiot, ale zamiast przyłożyć go do ust, przekręcił, by lepiej padał na niego blask potoku lawy.

– Ma… mar… maru…

Eryk zdał sobie sprawę, że łowca próbuje odczytać napis wytłoczony na dolnej części naczynia.

– Marcus – podpowiedział. – Znasz nasze litery?

– Przedmioty z powierzchni, także wasze pismo, trafiają tutaj częściej niż ci się wydaje. Eryk to nie jest twoje prawdziwe imię? – zapytał, spoglądając przenikliwie na elfa.

– Czemu tak sądzisz?

– „Marcus” to imię, no chyba, że okradłeś kogoś, kto się tak nazywał.

– Eryk to imię mojego ojca. Posługuję się nim, gdy nie wiem, komu można zaufać.

Łowca tylko mruknął, oddając bukłak towarzyszowi.

– Ktoś się zbliża. – Drizz wytężył słuch. – Więcej niż jedna osoba.

Ukryli się za skałami. Zza zakrętu wyłoniła się krasnoludzka karawana. Przodem szło dwóch wojowników wyposażonych w topory. Za nimi kupcy i ich niewolnicy ciągnący wozy z towarem. Kilku niosło łuczywa wykonane ze szmat nasączonych olejem skalnym, nadzianych na metalowy trójząb osadzony w drewnianym stylisku. Jeden z krasnoludów w skórzanej zbroi, trzymał w ręce końcówkę liny, którą powiązanych było kilka idących za nim osób. Ladeph wśród niewolników z zaskoczeniem dostrzegł Vesper. Dobywając dwuręcznego miecza, wyskoczył zza skały, wywołując popłoch w karawanie. Krasnoludy przytuliły się do przeciwległej ściany, spodziewając się jakiegoś monstrum. Gdy dostrzegli, że to tylko człowiek, odzyskali pewność siebie i dobyli broni, zbliżając się do intruza.

– Vesper! – krzyknął łowca.

Dziewczyna, skulona pod ścianą razem z innymi niewolnikami, podniosła wzrok.

– Ladeph?

– Chodź tu! – polecił ostrym tonem.

Dziewczyna zrobiła dwa kroki, ale na więcej nie pozwalały więzy. Zbrojne krasnoludy bez słowa ruszyły na napastnika, ale ten zatoczył kilka okręgów dwuręcznym mieczem, nie pozwalając im się zbliżyć. Cofnęli się nieco, a na czoło wysunął się osobnik z długą, siwą brodą, odziany w czerwone szaty. Obiema rękami wykonał gest, po którym jego towarzysze opuścili broń.

– Kto zacz i czego pragnie? – przemówił krasnolud ochrypłym, nieco skrzekliwym głosem.

– Ta kobieta jest moja – odparł Ladeph, wskazując mieczem czarnowłosą piękność.

Krasnolud obejrzał się przez ramię.

– Towar uczciwie zakupiony w Zakazane Miasto. Należeć do nas – wyjaśnił spokojnie.

– Oddacie mi ją albo was wszystkich pozabijam – zagroził barczysty mężczyzna.

Krasnolud przez chwilę patrzył w płonące zawziętością oczy łowcy.

– Na bandytów my przygotowani. – Wskazał obstawę karawany, która uniosła wyżej topory.

– Ty tu zostań. – Elf szepnął na ucho Drizzowi, po czym wyszedł z ukrycia. Wysunął się przed łowcę. – Szlachetne krasnoludy. Kobieta ta należała do mojego kompana. Wybaczcie porywczość jego. Bitka nikomu korzyści nie przysporzy. Pozwólcie, że wykupię więźnia.

– A jeśli my się godzić na to nie będziemy? – zapytał krasnolud w czerwieni, świadom przewagi liczebnej swojej karawany.

– Wtedy on was pozabija a moje ręce będą czyste. To jak? Dogadamy się?

Krasnolud chwilę popatrzył na przybyszów, potem oglądnął się na dziewczynę.

– Niech będzie po waszemu. – Dał znać dozorcy niewolników, by uwolnił białogłowę.

Marcus, sam zwący się Erykiem, odliczył krasnoludowi odpowiednią ilość srebra. Łowca opuścił miecz dopiero, gdy Vesper znalazła się przy jego boku. Krasnoludzka karawana ruszyła w dalszą drogę.

– Słyszałem, że chcieli się stracić? – zapytał Ladeph, gdy ostatni krasnolud zniknął w ciemnościach korytarza.

– Tak, ale Rashid ostatecznie uznał, że lepiej mnie sprzedać. Kim jest twój towarzysz?

– To ten elf, którego wprowadziłem dla ciebie do Zakazanego Miasta. Jest jeszcze jeden, ukrywa się za skałą. Tylko się nie przestrasz. To drow – uprzedził.

Dziewczyna nie wydała się ani przestraszona, ani zaskoczona różnorodnością rasową kompanów swojego mężczyzny. Łowca wiedział, że nie może jej zabrać na wyprawę. Rezygnacja z pomagania Erykowi też nie wchodziła w grę, zwłaszcza teraz, gdy dzięki jego pomocy odzyskał kobietę. Wspólnie uradzili, że odstawią Vesper do położonej na uboczu kupieckiej osady ludzi, będącej domem dla tych, którym nie podobał się ustrój Zakazanego Miasta. Mieszkańcy przyjęli dziewczynę życzliwie.

– Obiecuję, że po ciebie wrócę – powiedział jej Ladeph przy pożegnaniu – o ile przeżyję wyprawę z tym szalonym elfem – wskazał towarzysza. Przezornie Drizz nie przybył razem z nimi do osady.

– Wróć do mnie i nie daj się zabić – poprosiła, składając na jego ustach ostatni pocałunek.

 

7. Wody Jeziora Zwierciadeł biły wewnętrzną, niebieskawą poświatą. Nad nimi pełzała biała mgła. Łowca zastanawiał się, skąd wezmą łódź, ale drow zapewnił, że jakaś na pewno będzie przy brzegu. I rzeczywiście. Na piasku leżało kilka niedużych łódek.

– Skąd wiedziałeś? Byłeś tu już?

– Śmiałkowie wypływają na jezioro, a później ich łodzie wracają puste na brzeg. Te są z wyprawy Belofeina z domu Valen. Myśleli, że zdobędą bogactwa jeziora. I tyle o nich słyszeli. Wróciły tylko łodzie – objaśnił Drizz.

Wybrali jedną, zdającą się być w najlepszym stanie. Elf stanął na dziobie, a drow na rufie. Łowca usiadł na środku, zajmując się wiosłowaniem. Chwilę płynęli w ciszy. Elfy znalazły sobie niewolnika – pomyślał. Choć przecież nikt mu nawet tego nie zasugerował, sam pierwszy złapał wiosła.

– Płyniemy w ramiona śmierci – mruknął pod nosem w pewnym momencie.

– Nimfa powie nam, gdzie szukać Wizerunku – odparł po chwili Eryk, oświetlając taflę jeziora berłem z kamieniem światła.

– Co jej damy? – zapytał. Drow i elf popatrzyli po sobie. – Bez podarku wyssie z nas życie, a truchła rzuci obserwatorom na pożarcie – rzekł ponuro Ladeph, choć spodziewał się, że przebiegły półelf ma jakiś plan.

– Poradzimy sobie z nią – rzekł z przekonaniem powierzchniowiec. – Trzymaj kurs. A, i rozmawianie z nimfą zostaw mnie.

Łowca burknął tylko coś pod nosem, znów czując, że traktują go jak nieporadne dziecko.

Wody wzburzyły się. Eryk przytrzymał się burty, gdy łodzią zakołysało. Mgłę rozwiał nagły podmuch wiatru. Ku nim zbliżała się, lewitując nad powierzchnią, Pani Jeziora. Lekko prześwitujące, szafirowe ciało, odziane w coś na kształt zwiewnej sukienki, sunęło kilka cali nad wodą. Niewyczuwalny wiatr rozwiewał jej białe włosy. Łowca usiadł bokiem, by kątem oka obserwować negocjacje.

– Nędzni śmiertelnicy! Jakim prawem naruszacie to sanktuarium? Co was do tego pchnęło: szaleństwo czy głupota? – zapytała, nie czekając na odpowiedź. – Przybyliście na spotkanie własnej śmierci.

– Pragniemy zaczerpnąć ze źródła twojej mądrości, czcigodna pani – rzekł z uniżonością w głosie Eryk. – Mamy ze sobą dar. Poszukujemy Wizerunku z Nieba.

Ladeph dostrzegł na otwartej dłoni elfa skrawek brązowego materiału, a na nim garść kamieni szlachetnych. Jego kamieni! By go bazyliszek spetryfikował! Cholerny elf! – klął w myślach, nie odważając się odezwać w obecności nimfy. Pani Jeziora przez chwilę spoglądała na kamienie, jakby zastanawiając się, czy są warte dalszej rozmowy.

– Wrzuć je do wody – odparła wreszcie. – Grupa podobnych wam głupców myślała, że z mocą Wizerunku pokona Kazagrotha. Artefakt znajdziecie przy ich ciałach w leżu potwora. – To rzekłszy zniknęła w oparach mgły. Łowca odetchnął, uwolniony od jej niepokojącej obecności.

– Możemy wracać. – Eryk popatrzył na niego znacząco.

Ladeph złapał za wiosła, przygryzając język.

– Skąd miałeś moje kamienie? – zapytał twardym jak granit głosem.

– Drizz rozmówił się z Marlem – wyjaśnił elf. – Od niego też wiedzieliśmy, gdzie cię szukać.

Niech no tylko dopłyniemy do brzegu. Skręcę kark temu złodziejskiemu powierzchniowcowi – obiecywał sobie łowca.

– Nie gniewaj się o te klejnoty – odezwał się drow, jakby czytał mu w myślach. – Wynagrodzimy ci to.

Ciekawe jak? – pomyślał, ale nie odezwał się słowem.

 

8. Pieczara Kazagrotha znajdowała się w najdalej wysuniętym na północny wschód zakątku Podmroku. Zejścia były tu tak urwiste, że w kilku miejscach trzeba się było spuszczać na linie. Gdzieniegdzie napotykali szkielety i na wpół przegniłe ciała śmiałków, którzy dokonali tu żywota, jedynie usiłując dotrzeć do leża potwora. Ustalili, że jaskinię spenetrują umiejący się cicho skradać Ladeph i posiadający zdolność krycia się w cieniu Drizz. Eryk miał zabezpieczać odwrót przy ostatnim urwisku.

W skalnych ścianach pieczary pulsowały bladym światłem żyły jakiegoś minerału, oplatając legowisko potwora niczym pajęczy kokon. Stwór spał pośrodku owinięty ogonem. Wyglądał jak zielonkawe wzgórze. Miarowe chrapanie wibrowało w kamiennej sferze.

Łowca i drow ostrożnie przemykali od skały do skały, po drodze przeszukując ciała nieszczęśników. Puls Ladepha przyspieszał tym bardziej, im bliżej potwora się znajdowali. Znając moje szczęście, to Wizerunek jest przy zwłokach przygniecionych przez bestię – pomyślał. Rozejrzał się, szukając drowa. Drgania cienia mignęły gdzieś w okolicy wielkiej łapy, wyposażonej w ostre jak kosy pazury. Drizz obszedł Kazagrotha, przeszukując ciała w głębi pieczary.

Łowca był zaskoczony liczbą zwłok. Ci głupcy muszą tu ciągnąć całymi tabunami. Dziw, że Podmrok jeszcze nie opustoszał. Ten jest chyba całkiem świeży. Z wyjątkiem odgryzionej głowy krasnolud wyglądał na nienaruszonego. Długo szukał w jego kamizelce, wyciągając różne przedmioty. Ma chyba ze sto kieszeni. Kiedy skończył, usiadł zmęczony przy ciele. Chrapanie potwora zgubiło rytm. Zaraz się obudzi. Niech to szlag! Wtedy coś błysnęło w zaciśniętej dłoni martwego krasnoluda. Łowca rozwarł zesztywniałe palce. To chyba to. Strząsnął proch. Wizerunek emanował wewnętrznym, zmieniającym barwy blaskiem. Światło przelewało się jak woda w kołyszącej się czarze. Nagle zapomniał o całym otaczającym go świecie, a w jego wnętrzu obudziło się coś na kształt zachwytu. Z chwilowego uniesienia wyrwał go nagły ruch potwora. Końcówka ogona nieco bezwładnie przesuwała się po ziemi. Ladeph odskoczył od ciała. Kazagroth podniósł ogromny pysk najeżony ostrymi zębami. Rozglądnął się leniwie, zatrzymując wzrok na lśniącym artefakcie w ręce nowego intruza. Łowca zdał sobie sprawę ze swej niefrasobliwości. Szybko schował Wizerunek w zanadrze. Kazagroth wstał bez pośpiechu, wyrastając niczym góra. Przeciągnął zesztywniały kark, wydając głośny ryk. Ściany pieczary zadrżały. Potwór uniósł ogromną łapę, by zmiażdżyć nieproszonego gościa. Ladeph uskoczył, ale siła uderzenia zwaliła go z nóg. Kazagroth pochylił się, chcąc lepiej obejrzeć ofiarę. Dla zachowania równowagi uniósł gruby ogon. Przekręcił pysk. Zbliżył wielkie, żółte oko do leżącego łowcy, jakby chciał dokładnie określić pozycję przekąski. Cofnął się nieco i rozwarł paszczę. Ladeph momentalnie zerwał się z ziemi, przebiegając pod jego gardłem. Za sobą usłyszał tylko puste kłapnięcie. Biegł przed siebie pomiędzy tylnymi łapami potwora. Ten pochylił się, ale nie był go w stanie dopaść. Zobaczył tylko kąsek uciekający mu między nogami. Wielkość skutkowała pewną nieporadnością, toteż zanim się obrócił, Ladeph wybiegał już spod jego ogona, kryjąc się między skałami. Kazgaroth dostrzegł uciekiniera. Ponowił próbę pożarcia, ale jego pysk był zbyt duży, by wydobyć intruza spomiędzy głazów. Zirytowany zaryczał. Ladeph na razie był bezpieczny. Strome skały zabezpieczały przed zębami potwora, ale jednocześnie były pułapką. Coś mignęło na tyłach bestii. Drow odwrócił uwagę Kazagrotha, strzelając do niego z łuku. Rozdrażniony potwór tylko machnął ogonem, odrzucając Drizza w drugi kraniec jaskini. Ladeph, wykorzystując to, obiegł bestię z prawej. Stwór zajęty węszeniem za drowem – z lekka unieszkodliwionym, ale nadal skrytym w cieniu – nie zauważył jego ucieczki.

Łowca zatrzymał się w znacznej odległości. Odwracając się, zobaczył, że Kazagroth węszy w miejscu upadku Drizza. Cholerny drow – pomyślał, zawracając. Mroczny elf, odzyskawszy rezon, skrył się między dwoma kolumnami jakiejś starożytnej budowli. Z obu stron półkolem prowadziły na ich szczyt pokruszone schody. Kazagroth nie mógł włożyć całego łba w szczelinę, więc zmienił taktykę, usiłując językiem wybrać drowa spomiędzy kolumn. Drizz wspinał się po pokruszonych ścianach, co raz będąc zahaczany chropowatym ozorem. W końcu dotarł na szczyt konstrukcji. Potworowi, zwijając język w trąbkę, udało się go wygarnąć. Rozwierając paszczę, podrzucił nim końcówką ozora, chcąc połknąć go w całości. Drizz w powietrzu napiął łuk i posłał strzałę w gardziel bestii. Nagle poczuł z boku mocne uderzenie. Po chwili znalazł się na szczycie kamiennych schodów. Z zaskoczeniem stwierdził, że jest w objęciach łowcy. Ladeph wstał, wypuszczając go z rąk.

– Tylko sobie po tym nic nie wyobrażaj – rzucił do zaskoczonego Drizza. – Szybko na dół.

Zbiegli schodami na poziom pieczary, podczas gdy Kazagroth, charcząc, człapał wokół własnej osi.

– Poczuł moją strzałę – rzekł z dumą w głosie drow.

– Twoja strzała jest dla niego jak drzazga. Nic mu nie zrobi, choć jest irytująca.

– Możemy teraz spokojnie poszukać Wizerunku.

– Kazagroth zaraz dojdzie do siebie. Poza tym, już mam Wizerunek – odparł z satysfakcją Ladeph. – Właśnie oddawałbym go elfowi, ale wróciłem ratować twój mroczny zadek.

– Dobry łowca, dobry. Na coś się wreszcie przydał – odparł Drizz.

Eryk czekał na szczycie ostatniego urwiska. Drow i łowca powoli wspinali się po linie.

– Macie Wizerunek? – krzyknął z góry elf.

Nie zdążyli odpowiedzieć, gdy ziemia zadrżała. Mocno przywarli do liny.

– Drzyj się głośniej! – warknął Ladeph.

Ku nim biegł wściekły Kazagroth.

– Szybko, do góry – pośpieszał elf.

– Co ty nie powiesz? – mruknął pod nosem łowca, wznawiając wspinaczkę.

Eryk dobył berła z kamieniem światła. Zatoczył nim łuk nad głową i skierował w stronę nadbiegającej bestii. Strumień jasności o barwie ognia trafił go w pysk. Przeraźliwy ryk zatrząsł pieczarą, odrywając od stropu stalaktyty. Jeden przeleciał obok ramienia łowcy.

– Ten durny młokos pozabija nas wszystkich – powiedział sam do siebie, wspinając się na skalną półkę.

– Szybko, musimy się stąd oddalić, zanim odzyska zapał do pościgu. – Elf pomógł wdrapać się Drizzowi.

 

9. Obozowali w ruinach starej, kopalnianej kaplicy krasnoludów. Z wnęki spoglądał na nich kamienny posąg przysadzistego bóstwa z brodą zaplecioną w warkocze i wielkim toporem w dłoniach.

– Co z nim zrobisz? – Łowca oddał elfowi artefakt.

– Ukryję na powierzchni, by jego moc nie wpadła w niepowołane ręce. Możesz iść z nami.

– Nie, moim domem jest Podmrok. Tu się urodziłem, tu wychowałem i zamierzam tu umrzeć. Oby nie z głodu – dodał po chwili, wpatrując się w cienie drgające za posągiem, jakie ich ognisko wydobywało z rogatego hełmu krasnoludzkiego bóstwa.

– Nie śpiesz się tak do umierania. – Elf poklepał go po ramieniu, wyjmując z zanadrza zawiniątko. – Masz. – Łowca znalazł w środku kilka klejnotów ze swojego majątku. Popatrzył zaskoczony na towarzysza. – No przecież nie oddałem jej wszystkiego. A to daję ci jako wynagrodzenie pozostałych kosztów naszej wyprawy – rzekł, wręczając mu berło z kamieniem światła.

– Może ci się jeszcze przydać – oponował łowca

– Mam zdolność infrawizji. Ale to nie tylko uniwersalna pochodnia. Widziałeś, jak można jej użyć w jaskini Kazagrotha. Tu ci napisałem, jak to robić. – Razem z berłem podał mu złożony w czworo kawałek pergaminu.

– Nie wiem, czy to wyrównuje wszystkie straty, które poczyniłeś w moim życiu, ale przyjmę to jako zaliczkę. – Łowca wyszczerzył zęby w uśmiechu.

– No tak, nie możesz wrócić do swoich. To co teraz zrobisz? – spytał Drizz.

– Wrócę po Vesper. Może potem pójdziemy do Granitowego Miasta. Zatrudnię się w kopalniach krasnoludów – odparł Ladeph.

– Możesz się tam powołać na moje imię – rzekł elf – przyjmą cię życzliwie.

Rozstali się. Łowca rzeczywiście ruszył w stronę Granitowego Miasta, zamierzając po drodze odebrać Vesper z osady kupieckiej. Powołać się na elfa? Wolne żarty. Jeśli wszędzie korzysta z gościny jak w Zakazanym Mieście, to krasnoludy bez dalszych pytań rozbiją mi czaszkę młotami.

 

10. Ladeph usiadł na kamieniu pod wielkim muchomorem. Oczywiście wcześniej upewnił się, że to nie mykonid, który mógłby go znienacka zaatakować. Agresywne grzyby nie należały przecież w Podmroku do rzadkości.

– Czekamy na coś? – Vesper była nieco zaskoczona tym niezapowiedzianym postojem.

Łowca nic nie odrzekł. Patrzył na nią, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie umiał znaleźć słów. Po chwili przyciągnął ją i posadził sobie na kolanie.

– Vesper, bo ja… chciałbym… – Na dłuższą chwilę zawiesił głos, patrząc na jej kształtne piersi. Podniósł wzrok i utkwił go w jasnoszarych oczach dziewczyny. – No nie rozumiesz, co chcę powiedzieć? – Poczuł krótkie ukłucie irytacji. – Po prostu chcę, żebyś była moja… tylko moja.

– A ty będziesz tylko mój? – zapytała, kładąc drobną dłoń na szerokiej szczęce mężczyzny.

– Od dawna jestem tylko twój.

– A więc ja też będę tylko twoja. – Objęła go ramieniem i czule pocałowała. – Chcę być twoja, na zawsze – dodała zmysłowym szeptem.

– Na zawsze? – Łowca chciał się upewnić, czy dziewczyna zdaje sobie sprawę, ze znaczenia słowa „zawsze”.

– Chcę być twoją żoną.

– A kto da nam ślub? Gnomy głębinowe? – zapytał z nutką goryczy. Jedynym miejscem w Podmroku, gdzie funkcjonował kulturowy zwyczaj zawierania małżeństw, było Zakazane Miasto, do którego nie mieli już wstępu.

– Złóżmy sobie uroczystą przysięgę na pieczary Pomroku. To będzie nasz ślub – rzekła, gładząc go po skroni.

Ladeph przychylił się do tego pomysłu. Skonsumowali swoje małżeństwo na miękkim mchu, w blasku fluorescencyjnych porostów.

Koniec

Komentarze

Dotarłem do “siódemki”. Te numery są kompletnie niepotrzebne a wręcz szpecą tekst tak samo jak podwójny tytuł.

 

Łowca szybko sfinalizował transakcję

bo sprzedam mu kosę.

Bardzo modre słowa jak na takie uniwersum. Nie pasują.

 

Gwardziści wylegli na plac, przepytując każdego, kogo dopadli.

Raczej tak nie prowadzi się przesłuchań…

 

Odebrali mu dwuręczny miecz, którym władał jedną ręką

Ty wiesz że dwuręczny miecz dopasowany do właściciela jest jego wzrostu i służył głównie do walki z kawalerią a nie piechotą wbrew temu co pokazują filmy? (Przynajmniej tak wynika z tego co usłyszałem gdzieś tam od rekonstruktorów) Przez to władanie nim (sprawne) jest awykonalne. Miecz półtora ręczny (nawet duży) to już coś innego.

 

 

– Kim jesteś? – Łowca, mrużąc oczy, wpatrzył się w nieznajomą twarz.

– Rashid, dowódca wewnętrznej gwardii.

Czemu miałby się przed nim tłumaczyć?

 

Gwardziści dobyli mieczy, otaczając więźnia…

Całą scena walki po tym zdaniu kompletnie do mnie nie przemawia…

Jest zbyt “filmowa”? No wiesz o co mi chodzi sam jeden główny bohater roznosi w pył elitarne oddziały wroga mając związane ręce.

 

zaczaił za wielkim koszem na odpadki

Było coś takiego? Prędzej doły na odpadki.

 

Wszystkich klejnotów ci nie zabiorę.

Czemu miałby tego nie zrobić?

 

 

Nie mógł odczytać napisu a bez trudu poznał Vesper? i skąd wiedział że to niewolnicy?

 

Dziwka była jego? Mógł się zakochać no okey ale żeby od razu mówił że jego?

 

Kto negocjuje też z bandytami którzy go napadają?

 

Powtórzenia, przynajmniej takie odnoszę wrażenie. Moim zdaniem używasz słów “Łowca’’ czy ‘’dom uciech’’ trochę zbyt często.

 

Świat wykreowany ciekawie. Lubie te klimaty. Nazy miejsc przedmiotów itd. dodają autentyczności. Bolą mnie w oczy natomiast te niektóre braki w logice które ci wypisałem.

Pisz to co chciałbyś czytać, czytaj to o czym chcesz pisać

 

Te numery są kompletnie niepotrzebne a wręcz szpecą tekst tak samo jak podwójny tytuł.

 Podwójny tytuł usunąłem. Podział na numerowane akapity to moja wieloletnia praktyka, której się trzymam.

Bardzo modre słowa jak na takie uniwersum. Nie pasują.

To już kwestia gustu. Pan Sapkowski wychodził z założenia, ze mowa w fantasy nie musi być stylizowana. Unikam takich sformułowań, które nie mają racji bytu w danym uniwesum (np. “wykręcić numer”). Zresztą opowiadanie porusza ten temat, gdy słowa elfa o “koźle ofiarnym” nie znajdują zrozumienia u mieszkańca podmroku, gdyż nie ma tam kóz ;)

 Raczej tak nie prowadzi się przesłuchań…

Jak wynika z fabuły, były to działania pozorowane, bo “kozioł ofiarny” był już z góry ustalony.

 Ty wiesz że dwuręczny miecz dopasowany do właściciela jest jego wzrostu i służył głównie do walki z kawalerią a nie piechotą wbrew temu co pokazują filmy? (Przynajmniej tak wynika z tego co usłyszałem gdzieś tam od rekonstruktorów) Przez to władanie nim (sprawne) jest awykonalne. Miecz półtora ręczny (nawet duży) to już coś innego.

Wstawka ta jest celowa. Ladeph to taki Longinus Podbipięta, człowiek wykraczający siłą poza średnie możliwości swojego gatunku.

 Czemu miałby się przed nim tłumaczyć?

To cały czas teatr. Rashid zachowuje się w tym wypadku niestandardowo, bo tylko udaje poszukiwanie zamachowca, podczas gdy sam za nim stoi.

 

Całą scena walki po tym zdaniu kompletnie do mnie nie przemawia…

Jest zbyt “filmowa”? No wiesz o co mi chodzi sam jeden główny bohater roznosi w pył elitarne oddziały wroga mając związane ręce.

O to chodziło, aby była “filmowa”. Bohater, nadzwyczaj silny, może nie tyle roznosi, co nieźle sobie radzi, choć w końcu zostaje pojmany i ucieka tylko dzięki pomocy elfa. 

 

Było coś takiego? Prędzej doły na odpadki.

Było. Miasto jest wykute w skale. Dół byłby niepraktyczny, dlatego odpadki należało usuwać poza miasto.

 Czemu miałby tego nie zrobić?

Bo to żart z aluzją do tego, gdzie były ukryte.

Nie mógł odczytać napisu a bez trudu poznał Vesper? i skąd wiedział że to niewolnicy?

Nie mógł odczytać napisu nie z powodu słabego wzroku, ale średniej znajomości pisma. 

O niewolnikach wspomina narrator, poza tym jest wzmianka o tym, że byli związani, więc kim mogli być?

Dziwka była jego? Mógł się zakochać no okey ale żeby od razu mówił że jego?

A czemu miałby tak nie powiedzieć, skoro mu na niej zależało? Zresztą ostatni fragment finalizuje ich relacje.

 Kto negocjuje też z bandytami którzy go napadają?

Ktoś, kto zdaje sobie sprawę, że walka mogłaby przynieść więcej strat. 

Bolą mnie w oczy natomiast te niektóre braki w logice które ci wypisałem.

Nie nazwałbym tych uwag brakami w logice. Bardziej różnice w zrozumieniu fabuły oraz relacji między bohaterami.

 

Dzięki za poświęcony czas i pozdrawiam. 

To już kwestia gustu

W takim razie do mego gustu to nie przypadło, mimo iż “kozła ofiarnego” uważam za sprytnie wplecionego i słusznego.

 

Jak wynika z fabuły, były to działania pozorowane, bo “kozioł ofiarny” był już z góry ustalony.

Nadal uważam że mimo iż były pozorowane to dla pozorów powinni zamknąć i przesłuchiwać poszczególne osoby a nie całe miasto na raz.

 

Ladeph to taki Longinus Podbipięta, człowiek wykraczający siłą poza średnie możliwości swojego gatunku.

Okey ale nie doczytałem się że był nadludzkiej siły. Gdyby było pół zdania pokroju “dzięki swej nadludzkiej sile mógł jedną ręką dzierżyć miecz przez innych uznawany za dwuręczny” to było by już (moim zdaniem) lepiej

 

To cały czas teatr. Rashid zachowuje się w tym wypadku niestandardowo, bo tylko udaje poszukiwanie zamachowca, podczas gdy sam za nim stoi.

Teatr… Przypomina mi to te sceny z filmów których nie potrafię pojąć Czarny charakter przedstawia się i objaśnia swój cały misterny polan po czym bohater ucieka.

Jestem w stanie zrozumieć że przedstawił by swoją funkcję i co zamierza zrobić z bohaterem Natomiast nadal średnio widzę sens przedstawiania się.

 

 

O to chodziło, aby była “filmowa”.

Jeśli tak to niech będzie. Nie lubię takich scen ale to osobiste gusta i guściki.

 

Było. Miasto jest wykute w skale. Dół byłby niepraktyczny, dlatego odpadki należało usuwać poza miasto.

Przekonałeś mnie.

 

Bo to żart z aluzją do tego, gdzie były ukryte.

Dobra. Czyli nie zabrał mu tylko tych klejnotów z którymi się urodził? Wybacz nie zrozumiałem.

 

Nie mógł odczytać napisu nie z powodu słabego wzroku, ale średniej znajomości pisma. 

No dobrze ale tam było (jeśli dobrze pamiętam) ro szuka źródła światła by to odczytać. Zaznaczył bym to jakąś wstawką że problem leży w znajomości pisma a nie świetle.

 

A czemu miałby tak nie powiedzieć, skoro mu na niej zależało

No dobrze. Może to ja jestem jakiś mało wylewny by tak mówić.

 

Ktoś, kto zdaje sobie sprawę, że walka mogłaby przynieść więcej strat. 

Niby tak ale wątpię by pierwszą myślą gdy ktoś wyskakuje na ciebie z mieczem była negocjacja.

Rozpisałbym to w inny sposób.Opcja jeden: ochrona już krzyżuje broń z łowca i nasz dyplomata/pacyfista ich rozdziela albo pojawienie się łowcy jest mniej gwałtowne.

 

Bardziej różnice w zrozumieniu fabuły oraz relacji między bohaterami.

Możliwe. Natomiast jako pisarz nie możesz pozwolić na to by takie różnice się pojawiły.

 

Dzięki za poświęcony czas i pozdrawiam. 

Nie ma za co. Także serdecznie pozdrawiam

Pisz to co chciałbyś czytać, czytaj to o czym chcesz pisać

Cześć Ghost:)

Rozpoczęłam piątkowe dyżury Twoim opowiadaniem. Muszę jakąś ksywę wymyślić, ale daję sobie na to miesiąc, aby zobaczyć jak będzie.

 

Przed lekturą.

Szkoda, że nie masz awatara, ale za to pseudonim budzi fajne skojarzenia z filmem wiadomo jakim i tysiącami wyrobników ciężko pracujących na poczytnych pisarzy. Z kolei przemowa i tagi mnie lekko zdystansowały. Podmrok i D&D znaczy będzie fanfik, w dodatku fantasy. Popatrzyłam na liczbę znaków, kurcze, będzie rozwleczone. Nie przepadam za fantasy, jest z reguły wtórna, acz są wyjątki. Musi być naprawdę dobra, aby mnie poruszyła. Chociaż z drugiej strony, obecny czas sprzyja opowiadaniu świata w magiczny sposób, więc zobaczę. I z trzeciej strony mógłby należeć do kategorii W3F, czyli wierszowany fragment fanfika fantasy. 

 

W trakcie.

Z wyglądu tekstu: zamień numerację na wyśrodkowane gwiazdki lub inny symbol; część 8 rozbij na akapity, ponieważ pozostawiłeś lity tekst, który bardzo trudno się czyta i nie ma ważnego powodu, aby tego nie zrobić.

Poszczególne sekwencje poprawnie budowane (początek, rozwinięcie, zakończenie i lekka zachęta, aby czytać dalej).

 

Po lekturze.

Opowiadanie jest słabe i masz nad czym popracować. Nie potrafię porównać z poziomem fanfików, ponieważ ich nie czytam, ale dopuszczam ich pisanie. Można się na nich wprawiać i nimi bawić. Białołęcka pisała potterowskie fanfiki.

Do plusów zaliczyłabym fabułę i jej wartkość. Nie jest szczególnie oryginalna, ale akcję sprawnie napędzasz produkując kłopoty dla bohatera. Do plusów zaliczyłabym też świat i rasy występujące w opku, ale copyrajty do kogo innego należą.

Z minusów, dwa są dla mnie decydujące: dialogi i sceny walki. Kwestie dialogowe i atrybucje były dla mnie sztuczne, mało dynamiczne oraz niepasujące do zabijaków, a takie miały być Twoje postaci. Łowca Ladeph, półelf z powierzchni i mroczny elf Drizz zachowują się jak pensjonarki prowadzące konwersację pod czujnym okiem nauczycielki w dydaktycznej książce dla panienek z dobrych domów. W mrożących krew w żyłach sytuacjach toczą kurtuazyjne rozmowy. W pierwszej chwili pomyślałam, że może prześmiewasz, lecz za mało były wyostrzone i didaskalia się powtarzały, więc nie. Radziłabym odchudzić kwestie dialogowe, aby je przybliżyć do naturalnych i dopracować wizerunki postaci, ponieważ wszyscy są tacy sami, nie mają charakterów, swojej indywidualności.

Z kolei, sceny walki były nierealistyczne. Czy spróbowałeś wyobrazić sobie rzucenie bransolety spętania, unieruchomienie jednej ręki? Do ściany mu się przykleiła (?), bo piszesz, że poczuł szarpnięcie w barku i potem się odwinął, przyduszając przeciwnika – czym? Plecami, klatką piersiową? A resztę gwardzistów – kolegów zamieniasz w słupy soli. Bardzo niezdarni ci gwardziści. Walka z potworem ciut lepsza przez pewien przestrzenny plan, który myślę, że widzisz, ale w szczegółach poległeś.

 

Kończąc, popracowałabym na początek nad dwoma elementami: dialogi i sekwencje walki. Scen z Vesperą z Domu Uciech czepiać na razie się nie będę, ale OMG, wyjdź ze schematu opisywania przez kruczoczarne loki i ich odgarnianiewink

Gdybym miała wybrać najlepszy fragment to zdecydowanie jest nim początek.

 

pzd srd:)

piątkowa Asylum

 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

aKuba139

Nadal uważam że mimo iż były pozorowane to dla pozorów powinni zamknąć i przesłuchiwać poszczególne osoby a nie całe miasto na raz.

Nie całe miasto, a kilka osób, które przypadkowo znalazły się na placu. W działaniach pozorowanych chodzi o zewnętrzny efekt, a nie skuteczność. Zamknięcie i przesłuchiwanie konkretnych ludzi takiego efektu nie daje.

 Okey ale nie doczytałem się że był nadludzkiej siły. Gdyby było pół zdania pokroju “dzięki swej nadludzkiej sile mógł jedną ręką dzierżyć miecz przez innych uznawany za dwuręczny” to było by już (moim zdaniem) lepiej

Nie jestem zwolennikiem wykładnia łopatologicznie tego, co czytelnik łatwo może sobie wywnioskować. A tu ze zdania, że władał mieczem dwuręcznym jedną ręką własnie to nie trudno wywnioskować. 

Teatr… Przypomina mi to te sceny z filmów których nie potrafię pojąć Czarny charakter przedstawia się i objaśnia swój cały misterny polan po czym bohater ucieka.

Jestem w stanie zrozumieć że przedstawił by swoją funkcję i co zamierza zrobić z bohaterem Natomiast nadal średnio widzę sens przedstawiania się.

No już nie przesadzaj. Podał tylko swoje imię, które zresztą nie było tajemnicą. Sam zresztą mówi, że łowca, jako obywatel, powinien go znać przynajmniej z imienia.

No dobrze ale tam było (jeśli dobrze pamiętam) ro szuka źródła światła by to odczytać. Zaznaczył bym to jakąś wstawką że problem leży w znajomości pisma a nie świetle.

Jest tam wypowiedź elfa, który dziwi się, że łowca zna ich pismo. A ten je zna, ale słabo. Wynika to z dialogu.

 

Niby tak ale wątpię by pierwszą myślą gdy ktoś wyskakuje na ciebie z mieczem była negocjacja.

Rozpisałbym to w inny sposób.Opcja jeden: ochrona już krzyżuje broń z łowca i nasz dyplomata/pacyfista ich rozdziela albo pojawienie się łowcy jest mniej gwałtowne.

Krasnoludy to kupcy a nie wojownicy, choć znając realia podmroku część robi za obstawę. A jako kupcy są bardziej skłonni do dogadania się, niż rozwiązań siłowych. A przerwanie walki w trakcie, by zacząć negocjować, jest mało prawdopodobne. 

Możliwe. Natomiast jako pisarz nie możesz pozwolić na to by takie różnice się pojawiły.

To nieprawdopodobne. Każdy czytelnik czyta trochę inaczej, na co innego zwraca uwagę, pewne rzeczy sobie inaczej interpretuje. Autor nie ma na to wpływu, chyba, że wykłada każdy szczegół łopatologicznie, by nikt nie miał wątpliwości “co autor miał na myśli” ;) 

Asylum

No szkoda, że trafiło na twoją “zmianę” i musiałaś się pomęczyć z fantasy, za którym nie przepadasz. Miałbym podobnie, gdybym jako moderator musiał “z urzędu” przeczytać jakiś horror. Fanfickiem bym “Łowcy” nie nazwał. Wstęp nawiązuje do D&D, by czytelnik od razu wiedział, jakie to będą klimaty. Z samym D&D maiłem tyle styczności, co granie w gry BG I i BG II; czyli pewien ogólny zarys, który dostosowałem do własnego autorskiego świata, w którym umieszczam swoje książki i opowiadania.

 

Z wyglądu tekstu: zamień numerację na wyśrodkowane gwiazdki lub inny symbol; część 8 rozbij na akapity, ponieważ pozostawiłeś lity tekst, który bardzo trudno się czyta i nie ma ważnego powodu, aby tego nie zrobić.

Jest podzielony na cztery akapity, przynajmniej tak się u mnie wyświetla. Najdłuższy zaś opisuje jedną ciąg zdarzeń w jakskini Kazagrotha, więc nie ma uzasadnienia fabularnego, by go dzielić.

 

 

Odniosę się do konkretów, bo ogólne wrażenia o dialogach i postaciach nie pozostawiają pola do dyskusji.

Czy spróbowałeś wyobrazić sobie rzucenie bransolety spętania, unieruchomienie jednej ręki? Do ściany mu się przykleiła (?), bo piszesz, że poczuł szarpnięcie w barku i potem się odwinął, przyduszając przeciwnika – czym? Plecami, klatką piersiową? A resztę gwardzistów – kolegów zamieniasz w słupy soli. Bardzo niezdarni ci gwardziści.

Mam wyobraźnię “filmową” więc sceny walki widzę w najdrobniejszych szczegółach w głowie a potem staram się te “wizje” zapisać. Bransolety pętania to przedmioty magiczne, tak można nimi kogoś przyszpilić do ściany. Pierwsze unieruchomili mu lewą rękę. Podczas ataku jednego z gwardzistów, łowca uchylił się na lewo. Ze względu na swoje gabaryty, podkreślane w kilu miejscach opowiadania, “rozwinął się” przyciskając napastnika do ściany plecami.

Co do nieporadności gwardzistów, to walka jest szczegółowo rozpisana, pierwszego “na dzień dobry” oślepił pyłem, drugiemu przetrącił szczękę. Po takim wstępie dwóch pozostałych nabrało większego respektu. W końcu nie są tacy nieporadni, bo współpracując, udaje im się go unieruchomić. Nie widzę tu nic dziwnego ani nieprawdopodobnego, gdzie oczywiście mówimy o “prawdopodobieństwie” w świecie fantasy.

 

Scen z Vesperą z Domu Uciech czepiać na razie się nie będę, ale OMG, wyjdź ze schematu opisywania przez kruczoczarne loki i ich odgarnianiewink

Przyznaję, że “sceny łóżkowe” traktuje “instrumentalnie”. Nie zgłębiam się w “zabawy w alkowie” bo to nie “Gra o Tron” ;) Istotniejsze są dla mnie relacje psychologiczne między postaciami i tu istotna była ewolucja relacji uczuciowej między Vesper a Ladephem. Choć to oczywiście tylko psychologiczne tło, mające nadać pewną głębię charakterom postaci. Podobną rolę pełnią uprzedzenia (łowcy do drowów i ilithidów) beztroska młodego elfickiego poszukiwacza przygód, czy pobłażliwo-protekcjonalny stosunek drowa do łowcy. 

 

W pierwszej chwili pomyślałam, że może prześmiewasz, lecz za mało były wyostrzone i didaskalia się powtarzały, więc nie.

W zamyśle miało to być “dark fantasy” i tak się zaczyna. Często jednak moje opowiadania w miarę pisania zaczynają żyć własnym życiem. I tu było podobnie, gdzie w sposób pierwotnie niezamierzony zaczęły pojawiać się wątki “komediowe”. Później zdania czytelników co do tego były podzielone. Jedni się uśmiali, innym te “hahaszki” nie pasowały do konwencji opowiadania. Skoro napisałaś, że pierwsza część jest najlepsza, to znaczy, że należysz do tej drugiej grupy czytelników.

Także finalnie dialogi między bohaterami należy traktować w takiej konwencji “półżartem”, gdybym chciał być wierny początkowemu założeniu o “dark fantasy” wyglądałyby nieco inaczej.

 

Zaskoczyło mnie, że nie zwróciliście uwagi na żadne brakujące przecinki czy literówki, których, pomimo wielokrotnych poprawek, nigdy nie mogę się ustrzec. Widocznie, przez trzy lata, tyle razy “młóciłem” tekst, że większość uchybień zniknęła.

Pozdrawiam

Niestety, historia mnie nie porwała, ale nie jestem “targetem” tego typu opowieści.

Od strony technicznej nieźle, moim zdaniem dialogi zdecydowanie na plus.

Proponuję zapisywać myśli bohaterów od nowej linijki.

Pod koniec masz duży blok tekstu, warto rozbić go na mniejsze akapity.

ANDO

Dzięki za miłe słowa. Cieszę się, że było ok, mimo że to nie Twoje klimaty.

Duży blok tekstu – pewnie chodzi o tę walkę z Kazagrothem. Nie sądziłem, że może być to wyzwaniem. Przeczytam to jeszcze raz i zastanowię się, czy da się to sensownie podzielić.

Dzięki i pozdrawiam.

Ano, trafiło na mój pierwszy dyżur, ale nie zawsze otrzymujesz od życia to, czego chcesz:)

Będzie epistoła, ale potraktuj to jako opinię, jedną z wielu, zresztą masz już chyba kilka  z innego źródła, więc wiesz jak tekst działa na czytelnikówwink

 

Zatem odpowiadam, aby wyjaśnić. 

Jeśli korzystasz ze stworzonego przez innego autora świata i ras w nim występujących to, zmierzasz w stronę fanfiku, choć nim (być może) w sensie wiki i innych definicji przeze mnie znalezionych – nie jest, bo rozumiem, że musiałaby być albo rzeczywistość alternatywna, albo rozwinięcie wątków pobocznych, albo co było dalej. Osobiście cenię ćwiczenia literackie, w których Autor podejmuje próbę posłużenia się stylem innego autora. To trudne i dobre ćwiczenie. Natomiast, rozumiem, że ten tekst jest Twój i nie naśladowałeś autorów tamtego uniwersum, może trochę i szkoda, bo jest poczytne.

 

Najdłuższy zaś opisuje jedną ciąg zdarzeń w jakskini Kazagrotha, więc nie ma uzasadnienia fabularnego, by go dzielić

Chodziło mi o rozbicie jednego bloku tekstu na akapity. Są w tym fragmencie określone sekwencje i byłyby czytelniejsze, gdyby nie szły jednym ciągiem, ale naturalnie to Twój tekst i może być zapisany w sposób, jaki uznasz za stosowne.

ogólne wrażenia o dialogach i postaciach nie pozostawiają pola do dyskusji.

Szkoda, gdyż miałam nadzieję na wytłumaczenie, a wydawało mi się, że wystarczająco jasno napisałam, o co mi chodzi;) W każdym razie pomyśl, czy potrafiłbyś kilkoma przymiotnikami opisać każdą z postaci występujących w tekście – jaka jest, kim jest, co ją charakteryzuje i przenieść to również do dialogów. Moim zdaniem dobrze zrobiłby to opowiadaniu i postaciom.

Przykład dialogu, proszę bardzo:) Wybrałam nie z dziewczyną, bo jak powiadasz te fragmenty są „instrumentalne” (na marginesie, tzn. są niepotrzebną ozdobą? Wydawało mi się, że to prośba dziewczyny uruchomiła lawinę zdarzeń w tej historii).  Tylko uważaj, proszę i nie uraź się, ponieważ musiałam lekko przerysować, aby pokazać, dlaczego tak pomyślałam.

Łowca obejrzał się, omiatając wzrokiem towarzysza. W lichym świetle łuczywa mignęło tylko dwoje błękitnych oczu.

– Jak cię zwą? – zapytał znienacka.

– Eryk – odparł po dłuższej chwili, zaskoczony, że Ladeph raczył się odezwać.

– Czemu się ukrywasz za tymi gałganami? Szpetny jesteś?

– Nie lubię rzucać się w oczy – odparł z wyczuwalnym w głosie rozbawieniem.

Matka cię słabo karmiła, czy jesteś elfem?

– Półelfem.

Ladeph przewrócił oczami. Miał wyrobione zdanie o „miękkich” rasach z powierzchni. A domyślał się, że ten „Eryk” nie jest z Podmroku. Jedyne elfy jakie się tu zadomowiły to mroczne drowy. Cholernie mocne dzięki swoim adamantynowym zbrojom.

– No, jesteśmy. – Łowca wskazał szczelinę w kamiennej ścianie. – Powinieneś się przecisnąć.

Eryk popatrzył na niego nieufnie.

– Idź. Ja się tu nie zmieszczę, więc nie mogę ci dalej towarzyszyć. Wyjdziesz w zaułku między Wieżą Alchemika, a Domem Rozliczeniowym.

Przy okazji, zaznaczyłam kilka słów w narracji przed samym dialogiem. Słowo „omiatać”, jest bardzo charakterystyczne i jeszcze chyba ze dwa razy używasz go w tym tekście, podmieniłabym je na inne, gdyż można omieść kogoś snopem światła, ale nie wzrokiem. „Liche”, tzn jakie? Światło jest światłem, raczej łuczywo było podłej jakości i dawało mało, światła, czyli „w świetle lichego łuczywa mignęło dwoje błękitnych oczu”.

Teraz dialog, będę odnosiła się do kolejnych kwestii dialogowych.

1/ Ladeph i Eryk szli w milczeniu wąskimi korytarzami. Ciemność rozpraszało tylko światło z łuczywa niesionego przez przewodnika. I nagle – przewodnik odwrócił się, błysnęły niebieskie tęczówki nieznajomego

„Znienacka” Łowca się odwrócił, natomiast zapytał tuż po obróceniu się, więc dlaczego znienacka?

Słowo „znienacka” sugeruje groźność łowcy, chciał przestraszyć Eryka.

2/ Półelf Eryk, poczuł się szalenie zaskoczony, aż zamilkł na dłuższą chwilę, nie spodziewał się, bowiem takiego pytania i obrotu sprawy. Dobrze, że Ladeph „raczył” się odezwać, bo cóż to byłoby za nieszczęście, gdyby tego nie uczynił. Chyba tylko usiąść na kamieniu i rzewnie zapłakać, aby przewodnikowi serce zmiękło.

Dalej mamy rozmowę o urodzie, bo dla wojów i zabijaków ta sprawa na pierwszym miejscu stoi.

3/ Chyba postawa Eryka podziałała, gdyż grożny Łowca zmiękł i pyta się zaciekawiony, nic nie tracąc jednak ze swojej przewagi: „Czemu ukrywasz się za gałganami? Szpetny jesteś?

4/ Nasz Eryk czując już twardy i znajomy dla siebie grunt pod nogami filuternie zażartował: „nie chcę się rzucać w oczy.” Rozbawienie było słyszalne w jego głosie.

5/ Łowca nie poddaje się jednak, dociekając przyczyny słabej, niewieściej postury swojego towarzysza: „Matka cię słabo karmiła, czy jesteś elfem?”

6/ Biedny Eryk nie ma już wyboru, więc odpowiada grzecznie, kim jest.

7/A Łowca, jak to oni mają w zwyczaju, kiedy nie zabijają i odcinają głów w czasie samotnych polowań na potwory, przewrócił oczami, dobrze że jeszcze nie westchnął, na myśl o tym, jakie miętkie te elfy. 

Podywagował sobie jeszcze na ten temat troszeczkę w narracji, przypominając sobie elfy z Podmroku. Te mają przynajmniej adamantowe zbroje (w domyśle, gdyby nie one, też byłyby miętkie, ale przynajmniej dorównują mu rozumem, że sobie zbroje sprawiły).

8/ Ponieważ pokazał już Erykowi, gdzie jest jego miejsce, łaskawie wskazał mu wąską szczelinę, lekko docinając: „Powinieneś się przecisnąć.”

9/ Eryk oczęta swoje zaookrąglił, widząc szczelinę i nieufnie zwrócił je ku Łowcy.

10/Aby uspokoić pełną niepokoju panienkę, Łowca zachęcał, chcąc dodać jej odwagi „Idź. Ja się tutaj przecież nie zmieszczę i nie mogę ci towarzyszyć”

W kontekście późniejszych przygód obu panów ten dialog nie brzmi zbyt wiarygodnie, ale może dla innych czytelników będzie ok, więc spokojnie poczekaj:) Moim zdaniem złą robotę robią tutaj wyboldowane wyrażenia.

 

Mam wyobraźnię “filmową” więc sceny walki widzę w najdrobniejszych szczegółach w głowie

Wspaniale! gdyż dla Autora to rzecz bezcenna. Ja jestem bardziej prozaiczna i lubię eksperymenty, np taki z unieruchomieniem jednej dłoni na ścianie, ataku drugiej osoby z mieczem, odwinięciem się i następnie przygwożdżeniu plecami tej drugiej osoby. Sprawdź: jak się wtedy układa miecz tej drugiej, na ile mocno możesz ją przydusić plecami. Hmm, mówisz olbrzym z tego Łowcy, a gwardziści dobierani byli z mikrusów i niedołęgów. Może tak, słabo im płacili, więc musieli się zadowalać byle jakimi kandydatami w królewskiej gwardii.

Często jednak moje opowiadania w miarę pisania zaczynają żyć własnym życiem. I tu było podobnie, gdzie w sposób pierwotnie niezamierzony zaczęły pojawiać się wątki “komediowe”. Później zdania czytelników co do tego były podzielone. Jedni się uśmiali, innym te “hahaszki” nie pasowały do konwencji opowiadania. Skoro napisałaś, że pierwsza część jest najlepsza, to znaczy, że należysz do tej drugiej grupy czytelników.

Dla mnie to normalne, że opowieść rozwija się w trakcie, a postaci zyskują rumieńce, zwłaszcza kiedy opowieść jest dłuższa, lecz wtedy wracam do początku i poprawiam, aby uspójnić, ale to tylko moje zdanie.

Pierwszą część uznałam za lepszą, ponieważ ma motor, którym są zdarzenia, a więc: Łowca chce sprzedać głowy niziołków, lecz nie może, bo popytu brakuje; idzie do Vesper, a ta proponuje mu przemycenie obcego za głowy, które się sprzedają, o czym było przed chwilą i Łowca zgadza się, nie mając pieniędzy; przyprowadza przybysza, a on zostaje użyty jako przykrywka do zamachu na króla, więc Łowca zostaje wplątany… na początku zdarzenia nawijały się jedno na drugie.

 

Odnośnie interpunkcji, nie chciałam się wypowiadać, ponieważ nie wszystko czuję i sama popełniam wiele błędów i na wszelki wypadek wolę nie mylić innych. Ponadto myślę, że nad interpunkcja warto pracować samodzielnie, czytając inne opowiadania i komentarze pod nimi. W swoim tekście najtrudniej je dostrzec, poprawność musi stać się nawykiem, lecz nie unieruchamiać przed napisaniem zdania.

Jednak na tyle, na ile jestem w stanie wychwycić, masz rację, że poprawnie napisane. W każdym razie dla mnie ok pod tym względem. Po części, dlatego też zmartwiło mnie mnie, że niedopracowane pod względem postaci.

pzd srd:)

a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

A ja w teorii jestem targetem tego opowiadania, bo lubię dark fantasy, ale znudziłem się bardzo szybko. Fabuła i postacie są – jak dla mnie – koszmarnie stereotypowe. Doczytałem uczciwie do 5 numeru, potem już tylko przeleciałem przez tekst. 

W ogóle nie kupuję motywacji głównego bohatera. Najpierw w jednym akapicie sam dokładnie tłumaczy, dlaczego nie będzie nikogo przemycał do miast, bo to śmiertelnie niebezpieczne, a w drugim akapicie mówi: ok, to idę. Jeśli ktoś jest takim se zdroworozsądkowym, zaadaptowanym do warunków świata w jakim żyje zabijaką, to po co miałby tak ryzykować? 

Do tego to jego ciągłe narzekanie na elfa, że “to wszystko przez niego!”

 

Wszystkie kłopoty, które mnie spotkały, są efektem twojej obecności w Podmroku,

 

No… przecież sam wziąłeś tę robotę, mając świadomość konsekwencji, to na co narzekasz. Straszna z niego maruda.

 

Podobnie jak ta całą prostytutka, po co ona się w to pakowała? Cała historia była umowna jak quest z gry komputerowej i tak to się czytało.

O wątku romansowym zmilczę, bo i słaby sam w sobie i nie pasuje do konwencji “mrocznego fantasy o twardych facetach”.

Zresztą tak samo jak końcowe:” Zostanę w Podmroku, bo tu się urodziłem…” 

 

Żeby nie było, że tylko krytykuje, to uważam, że sam styl był nawet w porządku. Gdyby Autor miał coś interesującego do opowiedzenia, to dobrze by to się nawet czytało.

Asylum

Też będzie epistoła, bo odnoszę wrażenie, że nieco odmiennie rozumiemy pojęcie “dobry dialog”

Przy okazji, zaznaczyłam kilka słów w narracji przed samym dialogiem. Słowo „omiatać”, jest bardzo charakterystyczne i jeszcze chyba ze dwa razy używasz go w tym tekście, podmieniłabym je na inne, gdyż można omieść kogoś snopem światła, ale nie wzrokiem.

“Wielki słownik języka polskiego” twierdzi, że można:

 https://wsjp.pl/index.php?id_hasla=58783

 

„Liche”, tzn jakie? Światło jest światłem, raczej łuczywo było podłej jakości i dawało mało, światła, czyli „w świetle lichego łuczywa mignęło dwoje błękitnych oczu”.

“Liche światło” to nie moja konstrukcja, jest dosyć powszechna. Po wpisaniu w wyszukiwarce wyskakuje 243 tysiące wyników. 

1/ Ladeph i Eryk szli w milczeniu wąskimi korytarzami. Ciemność rozpraszało tylko światło z łuczywa niesionego przez przewodnika. I nagle – przewodnik odwrócił się, błysnęły niebieskie tęczówki nieznajomego

„Znienacka” Łowca się odwrócił, natomiast zapytał tuż po obróceniu się, więc dlaczego znienacka?

Słowo „znienacka” sugeruje groźność łowcy, chciał przestraszyć Eryka.

Łowca się nie “odwrócił” a “obejrzał” (w domyśle przez ramię). A więc obejrzał się, dostrzegł tylko oczy. Idą cały czas. I po krótkiej chwili się odzywa.

“Znienacka” zaś sugeruje zaskoczenie dla jego towarzysza, zachowanie, którego się nie spodziewał. 

 

2/ Półelf Eryk, poczuł się szalenie zaskoczony, aż zamilkł na dłuższą chwilę, nie spodziewał się, bowiem takiego pytania i obrotu sprawy. Dobrze, że Ladeph „raczył” się odezwać, bo cóż to byłoby za nieszczęście, gdyby tego nie uczynił. Chyba tylko usiąść na kamieniu i rzewnie zapłakać, aby przewodnikowi serce zmiękło.

Dalej mamy rozmowę o urodzie, bo dla wojów i zabijaków ta sprawa na pierwszym miejscu stoi.

Idziesz z kimś kogo nie znasz dłuższy czas w milczeniu. Nagle ktoś się odzywa, zadając jakieś pytanie. Nie jesteś nieco zaskoczona? To raczej naturalna reakcja.

Rozmowa nie jest o urodzie. Łowca pyta, dlaczego ukrywa swoje oblicze, podsuwając jedno z rozwiązań (uwaga: żart autora) sugerujący szpetność towarzysza. Łowca, komentując jego mizerną posturę (w porównaniu z sobą), ciągnie temat dalej. 

3/ Chyba postawa Eryka podziałała, gdyż grożny Łowca zmiękł i pyta się zaciekawiony, nic nie tracąc jednak ze swojej przewagi: „Czemu ukrywasz się za gałganami? Szpetny jesteś?

Łowca nie miał czym zmięknąć, bo przed tym pytaniem towarzysz zaledwie wyjawił mu imię. 

4/ Nasz Eryk czując już twardy i znajomy dla siebie grunt pod nogami filuternie zażartował: „nie chcę się rzucać w oczy.” Rozbawienie było słyszalne w jego głosie.

Ale on był rozbawiony zapytaniem łowcy, a nie swoją odpowiedzią. Odpowiedź nie była żartem, a tą z kategorii wymijających.

7/A Łowca, jak to oni mają w zwyczaju, kiedy nie zabijają i odcinają głów w czasie samotnych polowań na potwory, przewrócił oczami, dobrze że jeszcze nie westchnął, na myśl o tym, jakie miętkie te elfy. 

Podywagował sobie jeszcze na ten temat troszeczkę w narracji, przypominając sobie elfy z Podmroku. Te mają przynajmniej adamantowe zbroje (w domyśle, gdyby nie one, też byłyby miętkie, ale przynajmniej dorównują mu rozumem, że sobie zbroje sprawiły).

8/ Ponieważ pokazał już Erykowi, gdzie jest jego miejsce, łaskawie wskazał mu wąską szczelinę, lekko docinając: „Powinieneś się przecisnąć.”

9/ Eryk oczęta swoje zaookrąglił, widząc szczelinę i nieufnie zwrócił je ku Łowcy.

10/Aby uspokoić pełną niepokoju panienkę, Łowca zachęcał, chcąc dodać jej odwagi „Idź. Ja się tutaj przecież nie zmieszczę i nie mogę ci towarzyszyć”

Dokładnie. To się nazywa “uprzedzenia” i jest jedną z ważnych cech osobowości postaci.

W kontekście późniejszych przygód obu panów ten dialog nie brzmi zbyt wiarygodnie, ale może dla innych czytelników będzie ok, więc spokojnie poczekaj:) Moim zdaniem złą robotę robią tutaj wyboldowane wyrażenia.

Bez nich cały dialog byłby bezcelowy i spokojnie można by go było wyciąć.

Akurat ten dialog był jednym z najbardziej zabawnych dla tej części czytelników, którym klimat przypadł do gustu.

 

Jak napisałem na wstępie, chyba całkiem odmiennie rozumiemy pojęcie “dobry dialog”. W którymś miejscu radzisz dialogi “przyciąć”. Moja filozofia dobrego dialogu jest inna. W najlepszych dialogach podstawą oczywiście są błyskotliwie dobrane słowa i kwestie, ale to tylko część. Wymiana zdań bez obudowania go: zachowaniami przestrzennymi/przemyśleniami bohaterów/odczuciami/a nawet brzmieniem głosu, to nie jest dobry dialog. 

Wszystkie te dodatki są przestrzenią na uczłowieczanie/urealnianie sytuacji i bohaterów, na budowanie takimi niuansami ich psychologii i cech. “Stenogram” rozmowy nie jest ciężki do zanotowania. Z mojego punktu widzenia dopiero didaskalia nadają mu “życie”. Oczywiście dobre didaskalia (nie typu “zapytał X” po pytaniu jednego z bohaterów). I takie dialogi najbardziej doceniam u innych autorów. Miałem okazję czytać/nanosić poprawki do pewnej powieści (gatunek s-f/postapo), która dopiero ukarze się w tym roku. Autorka potrafi między dwiema wypowiedziami zmieścić spory akapit o zachowaniach przestrzennych, przemyśleniach, odczuciach a nawet krótkich retrospekcjach bohaterów. I to są naprawdę błyskotliwe dialogi, które dają mocne wejrzenie w dobrze psychologicznie skonstruowane postacie. 

Hmm, mówisz olbrzym z tego Łowcy, a gwardziści dobierani byli z mikrusów i niedołęgów. Może tak, słabo im płacili, więc musieli się zadowalać byle jakimi kandydatami w królewskiej gwardii.

A tu dalej krzywdzące stereotypy o gwardzistach. Czy to nie podpada pod hejt? :D

 

Pozdrawiam

 

 

W ogóle nie kupuję motywacji głównego bohatera. Najpierw w jednym akapicie sam dokładnie tłumaczy, dlaczego nie będzie nikogo przemycał do miast, bo to śmiertelnie niebezpieczne, a w drugim akapicie mówi: ok, to idę. Jeśli ktoś jest takim se zdroworozsądkowym, zaadaptowanym do warunków świata w jakim żyje zabijaką, to po co miałby tak ryzykować? 

Jak widać wizja dobrego zarobku, zwłaszcza jeśli jest się w dołku, prowadzi do podejmowania niemądrych decyzji i ryzyka ze świadomością konsekwencji. Szanuje twoją opinię, ale to realne psychologicznie. 

Do tego to jego ciągłe narzekanie na elfa, że “to wszystko przez niego!”

 

Wszystkie kłopoty, które mnie spotkały, są efektem twojej obecności w Podmroku,

 

No… przecież sam wziąłeś tę robotę, mając świadomość konsekwencji, to na co narzekasz. Straszna z niego maruda.

A tak, marudność i obwinianie innych o swoje kłopoty to też naturalna cecha bohatera. Jest zbyt ludzki? :D

Nie pisuje o “spiżowych” bohaterach szlachetnych jak chirurgiczna stal i twardych jak diament. Postacie w moich opowiadaniach mają wady i słabości, często kierują się stereotypami i doraźnymi korzyściami, najczęściej nie umieją przyznać się do błędu. Nie muszę się specjalnie wysilać przy ich konstruowaniu. Po prostu nadaje im cechy, które są w większości, a może i we wszystkich ludziach.

 Podobnie jak ta całą prostytutka, po co ona się w to pakowała? Cała historia była umowna jak quest z gry komputerowej i tak to się czytało.

Po co? Zarobek ekstra. Kasa i jeszcze raz kasa. A co motywuje pośrednio albo bezpośrednio sporą część ludzkich działań? Zaś ona z konsekwencji nie zdawała sobie sprawy. Była tylko pośrednikiem w przekazaniu zlecenia. Nie mogła się domyślać, że to prowokacja.

O wątku romansowym zmilczę, bo i słaby sam w sobie i nie pasuje do konwencji “mrocznego fantasy o twardych facetach”.

 

A to przepraszam jeśli sprawiłem wrażenie, że taka miała być konwencja. Jako, że nie doczytałeś do końca, to pewnie nie wiesz, jak się zakończył. Ale to nie istotne. Nigdzie w zamiarze nie miało to być “mroczne fantasy o twardych facetach”. “Dark fantasy” było jedynie zaczątkiem, zalążkiem pomysłu na tę historię.

Pozdrawiam

Dobry wieczór, Ghost :)

Ty mi Wielkim, a ja cichaczem próbuję podsunąć PWN i podstawowe znaczenia oraz w tym Wielkim kontekst użycia „omiatać” ;)

https://sjp.pwn.pl/slowniki/omiatać.html

 

Z „lichym światłem”, jednym sztychem dwustu czterdziestu trzech tysięcy wyników przygwoździłeś mnie do ściany. Nic nie mam na swoje usprawiedliwienie, ale mężnie nie płaczę. Plama krwi zabarwia koszulkę, a ja otwieram usta. Myślisz, że chcę coś powiedzieć, lecz wypada z nich tylko ciemnoszara wilgotna grudka. Odsuwasz się, a ona toczy się po podłodze, mija ciebie…

 

Mnożą się problemy, ale to moja przypadłość – rozbierania rzeczy na części pierwsze. Kłopot polega na tym, że warto odmalować widziane obrazy słowem. 

Przycięcie dialogów. Celem byłoby zwiększenie ich potoczystości i zbliżenie ich do naturalnych, ale może to moja preferencja, poczekaj na innych użyszkodników. Dla mnie – masz rację – dialogi powinny odzwierciedlać charakter postaci, ich cechy, najlepiej konsekwentnie od początku do końca. Czy u Ciebie tak jest? Moim zdaniem nie, lecz subiektywna opinia, a że trudno nad tym zapanować – wiem.

Przykład.

A jeśli się dowie?

– Wtedy już będzie za późno. Za kilka godzin straci czerep – odparł łysy rozmówca. Na potylicy miał wytatuowany wzór przypominający macki ilithidów.

– Książę się na to zgodził?

– Nie sprzeciwił – podkreślił łysy. – A teraz idź i mnie nie zawiedź.

Wyboldowane usunęłabym dopasowując resztę wypowiedzi.

 

Z kolei, atrybucje dialogowe, nie chodziło mi o to, abyś zmienił na: powiedział, zapytał, lecz przyjrzał się im, i w większym stopniu dostosował do sytuacji, charakteru postaci.

Jeśli poprawiasz Autorce, to cóż ja, zwykły czytelnik, mogę powiedzieć, w dodatku taki, który nie jest fanem fantasy. Może zabrzmiało zbyt zdecydowanie, lecz nie chcę owijać w bawełnę, ponieważ sama chciałabym, aby równie wprost pisano komentarze do moich tekstów, podzieliłam się swoimi odczuciami. Natomiast, decyzja zawsze należy do Ciebie, Ghost, co uwzględnisz, a co odrzucisz uznając za fanaberię i czepialstwo. Poczekaj na innych czytelników:)

 

… Ciemnoszara grudka zatrzymała się w smudze światła, tuż przy otwartych drzwiach. Z dużym trudem rozprostowała skrzydła. Wachlowała nimi. Początkowo powoli, lecz intensywność zwiększała się wykładniczo. W końcu stała się rozmazującą się plamą, o nieostrych konturach. Gdzie była?

Nie ma. Przy drzwiach pozostała tylko mokra plama.

 

pzd srd:)

a, już nie piątkowawink

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

– A jeśli się dowie?

– Wtedy już będzie za późno. Za kilka godzin straci czerep – odparł łysy rozmówca. Na potylicy miał wytatuowany wzór przypominający macki ilithidów.

– Książę się na to zgodził?

– Nie sprzeciwił – podkreślił łysy. – A teraz idź i mnie nie zawiedź.

Wyboldowane usunęłabym dopasowując resztę wypowiedzi.

Usunięcie “już”, “za kilka godzin” i “na to” kupuję. Bez nich rzeczywiście brzmi lepiej. Dzięki. 

Z kolei, atrybucje dialogowe, nie chodziło mi o to, abyś zmienił na: powiedział, zapytał, lecz przyjrzał się im, i w większym stopniu dostosował do sytuacji, charakteru postaci.

Może się mylę, ale w moim mniemaniu tak właśnie jest ;)

Choć przyznaję, że mocniej zarysowany jest tylko Ladeph. Eryk to postać gościnna z innych opowiadań a Drizz pojawia się później i to postać mocno drugoplanowa.

 Jeśli poprawiasz Autorce, to cóż ja, zwykły czytelnik, mogę powiedzieć, w dodatku taki, który nie jest fanem fantasy.

Nie zawodowo ;) grzecznościowo na zasadzie wzajemności. Większość poprawek to wyłapywanie literówek/gramatyka etc. No i kilka grubszych sugestii co do szczegółowych spraw (jak wschód słońca o konkretnej godzinie w konkretnym dniu roku na konkretnej szerokości geograficznej, czy kwestie związane z bilansem rachunkowym dużych korporacji). Nie napisałem tego, by dodać sobie powagi :D Podałem przykład tej konkretnej Autorki, bo bardzo podobają się mi jej dialogi i usiłuję się w pewnym stopni na niej wzorować.

Może zabrzmiało zbyt zdecydowanie, lecz nie chcę owijać w bawełnę, ponieważ sama chciałabym, aby równie wprost pisano komentarze do moich tekstów, podzieliłam się swoimi odczuciami.

Cenie sobie szczerość, choć niekiedy zaskakuje mnie jak czytelnicy potrafią interpretować pewne zdarzenia/opisy/dialogi. Niby porozumiewamy się tym samym językiem, a nie zawsze idzie się dogadać ;)

I teraz na dwoje babka wróżyła. Czy możliwość wielorakiej interpretacji to przekleństwo niedoskonałości sposobu komunikacji jakim jest język, czy to zaleta? 

 

Pozdrawiam

Nie szłabym w myślenie o wielości interpretacji, gdyż to zamąca obraz i zdanie, Ghost. Jest linia przekazu, możesz być w punkt bądź obok niej. Czasami wyprzedzasz, lecz niekiedy to tylko, albo aż warsztat. Jednak to nie jest takie proste, ponieważ – target. Są z tym jeszcze inne kłopoty, ale nie będę się na ten temat rozpisywać.

Widzisz, ja zawsze biorę w nawias target i mody. Egoistycznie interesuję się sobą i swoimi wrażeniami. Okrutne, może.

Odnośnie komunikacji – jest, lecz zawsze była i pozostanie niedoskonała. Dla mnie postać musi żyć, tak jak ludzie wokół mnie. Nie czułam u Ciebie bohaterów w napisaniu, chociaż może w Twojej myśli tacy byli – szkopuł tkwi w przelaniu na papier/net. Kiedy tak rozmawiamy to, może chodzi o ten balans pomiędzy humorem i “na poważnie”?

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Może zabrzmi to dziwnie, ale przy pisaniu nie biorę pod uwagę czytelników. Po prostu wpada mi do głowy historia i ją zapisuje, bo pisanie to forma hobby/spędzania wolnego czasu.

Wrzuciłem tu swego czasu jeszcze jedno opowiadanie:

https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/22215

Do czytania nie zachęcam, bo to też fantasy :D ale tam jest w miarę “śmiertelnie poważnie” i o ile w “Łowcy” nikt nie ginie, to tam trup ściele się gęsto. Na dodatek był to eksperyment, bo głównymi postaciami są same białogłowy.

Jeśli śmiertelnie poważne i trup ściele się gęsto, w dodatku płci niewieściej to… mnie zachęciłeś xd

Już dodałam do kolejki. Może weekend mi się uda:)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Nic nowego pod słońcem.

Ot, typowa opowieść fantasy, w której Łowca otrzymuje zlecenie, a realizując je, pakuje się w kłopoty i uczestniczy w różnych zdarzeniach i potyczkach, nierzadko ocierając się przy tym o śmierć. Jednakowoż okoliczności przeważnie tak się układają,  że bohater uchodzi z życiem i mimo ze spotyka różne potwory, tudzież krasnoludy, elfy i inne fantastyczne postaci, to z każdej opresji wychodzi obronna ręką.

Rzecz nie mogłaby się obejść bez kobiety, więc, aby daleko nie szukać, po wielu perypetia bohater związuje się z ulubiona kurtyzaną z domu schadzek, który drzewiej odwiedzał i gdyby rzecz nie działa się pod ziemią, pewnie w finale mielibyśmy naszą parę, kochającą się na tle zachodzącego słońca.

Przeczytałam bez wielkiej przykrości, ale i bez satysfakcji.

 

Po­lo­wa­nie trwa­ło ty­dzień, więc głowy pierw­szych upo­lo­wa­nych ni­zioł­ków… ―> Nie brzmi to najlepiej.

 

Czuł jak pod­no­si mu się ci­śnie­nie. ―> Skąd postaci Twojego świata wiedzą o ciśnieniu?

 

Co ty mnie masz za na na­iw­ne­go jed­no­roż­ca? ―> Chyba miało być: Czy ty mnie masz za na­iw­ne­go jed­no­roż­ca?

 

– Pójdę.Zgo­dził się po­tul­nym gło­sem… ―> – Pójdę – zgo­dził się po­tul­nym gło­sem

 

Z gło­śnym ję­kiem zło­ży­ła się w pół i upa­dła na pod­ło­gę. ―> Z gło­śnym ję­kiem zgięła się wpół i upa­dła na pod­ło­gę.

 

Na­stęp­nie roz­wi­nął się, przy­ci­ska­jąc gwar­dzi­stę do muru. ―> Co to znaczy, że rozwinął się? Czy wcześniej był zwinięty?

 

a ude­rze­nie w pa­new­kę bio­dro­wą po­zba­wi­ło rów­no­wa­gi. ―> Czy anatomia jest tu potrzebna?

 

Po opusz­cze­niu bu­dyn­ku, za­cza­ił za wiel­kim ko­szem na od­pad­ki. ―> Co zaczaił?

 

Gdyby nie to, że tyle co zo­stał ba­ni­tą, La­deph ro­ze­śmiał by się w głos. ―> Gdyby nie to, że dopiero co zo­stał ba­ni­tą, La­deph ro­ze­śmiałby się w głos.

 

Cięż­ko mu było się po­ru­szyć. ―> Trudno mu było się po­ru­szyć.

 

Jego ręce ma­ca­ły kro­czę La­de­pha. ―> Literówka.

 

Elf wyjął skó­rza­ny bu­kłak. ―> Masło maślane – Bukłak jest skórzany z definicji.

 

za­to­czył kilka okrę­gów dwu­ręcz­ny mie­czem… ―> Literówka.

 

Cof­nę­li się nieco, a na czele wy­su­nął się osob­nik… ―> Cof­nę­li się nieco, a na czoło wy­su­nął się osob­nik

 

Dał znać do­zor­cy nie­wol­ni­ków, by uwol­nił bia­ło­gło­wę. ―> Białogłowa to kobieta zamężna, a nie wydaje mi się, aby Vesper była mężatką.

 

sam pierw­szy zła­pał za wio­sła. ―> …sam pierw­szy zła­pał wio­sła.

 

La­deph zła­pał za wio­sła… ―> La­deph zła­pał wio­sła

 

Ka­za­groth pod­niósł ogrom­ny łeb na­je­żo­ny ostry­mi zę­ba­mi. ―> Czy dobrze rozumiem, że potwór miał zęby na łbie, a nie w pysku?

 

czy dziew­czy­na zdaje sobie spra­wę, ze zna­cze­nia słowa „za­wsze.” ―> …ze zna­cze­nia słowa „za­wsze”.

Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Standardowe fantasy. Przed sztampą ratuje je to, że rozgrywa się pod ziemią. Zawsze jakieś urozmaicenie.

Nawet wciągnęło, trochę wbrew obawom. Zadbałeś o sympatię dla bohatera. Chociaż sam się władował w kłopoty, więc nie przesadzajmy.

Napisane w miarę poprawnie, ale mistrzem to Ty jeszcze nie jesteś. W szczególikach i interpunkcji widać czeladnika.

Polowanie trwało tydzień, więc głowy pierwszych upolowanych niziołków zaczęły się rozkładać.

Powtórzenie.

Co taki młokos szuka w Zakazanym Mieście?

Czego szuka. Ewentualnie co robi, co chce znaleźć…

Babska logika rządzi!

Asylum

Który weekend? laugh

 

regulatorzy

Ot, typowa opowieść fantasy, w której Łowca otrzymuje zlecenie, a realizując je, pakuje się w kłopoty i uczestniczy w różnych zdarzeniach i potyczkach, nierzadko ocierając się przy tym o śmierć. Jednakowoż okoliczności przeważnie tak się układają,  że bohater uchodzi z życiem i mimo ze spotyka różne potwory, tudzież krasnoludy, elfy i inne fantastyczne postaci, to z każdej opresji wychodzi obronna ręką.

W “Eliksirze” ¾ głównych bohaterów przypłaca podróż życiem, a i tak nie przypadło Ci do gustu :D

Rzecz nie mogłaby się obejść bez kobiety, więc, aby daleko nie szukać, po wielu perypetia bohater związuje się z ulubiona kurtyzaną z domu schadzek, który drzewiej odwiedzał i gdyby rzecz nie działa się pod ziemią, pewnie w finale mielibyśmy naszą parę, kochającą się na tle zachodzącego słońca.

 Mogła i w pierwotnej wersji obeszła. Pierwotnie dziewczynę odesłano do miasta właściwego i stracono. Dopiero robiąc remake opowiadania rozbudowałem jej wątek i darowałem życie ;)

 

Czuł jak podnosi mu się ciśnienie. ―> Skąd postaci Twojego świata wiedzą o ciśnieniu?

To już starożytni medycy obczajali temat. Czemu w świecie fantasy mieliby nie znać pojęcia?

 

– Co ty mnie masz za na naiwnego jednorożca? ―> Chyba miało być: – Czy ty mnie masz za naiwnego jednorożca?

 

“na” rzeczywiście pojawiło się nie wiadomo skąd. Zaś Co/Czy – wychodzę z założenia, że postacie nie muszą się wypowiadać megapoprawnie. 

 

Następnie rozwinął się, przyciskając gwardzistę do muru. ―> Co to znaczy, że rozwinął się? Czy wcześniej był zwinięty?

Zdanie wcześniej uchyla się w stronę unieruchomionej dłoni, unikając ciosu.

a uderzenie w panewkę biodrową pozbawiło równowagi. ―> Czy anatomia jest tu potrzebna?

Myślę, że to ciekawe urozmaicenie opisu walki.

Dzięki za wyłapane literówki. Wszystkie te miejsca poprawiłem.

 

Finkla

Napisane w miarę poprawnie, ale mistrzem to Ty jeszcze nie jesteś. W szczególikach i interpunkcji widać czeladnika.

Mistrzowie żyją z pisarstwa, ja jestem tylko hobbystą ;)

Dzięki za lekturę i dobre słowo.

 

Pozdrawiam

Nie tłumacz się – bo wszyscy tu jesteśmy amatorami – tylko bierz się do roboty. ;-)

Babska logika rządzi!

GhostWriterze, wszystkie moje uwagi to tylko sugestie i propozycje. Miło mi, jeśli skorzystasz choć z jednej, zrozumiem, gdy będziesz wolał pozostać przy własnych sformułowaniach. To przecież Twoje opowiadanie i będzie napisane słowami, które uznasz za najwłaściwsze. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ale fajnie, że Finkla mi odpomniała, znaczy nie bezpośrednio, ale sobie przypomniałam o linku i obietnicy. Pamięć mam dziurawą jak durszlak z dużymi oczkami. Będzie. I nie w weekend. 

Wybacz, jeśli możesz. 

 

Edit: Daj mi dwa tygodnie, dużo znaków.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

regulatorzy

Skorzystałem z większości i jestem wdzięczny za pomoc :)

 

Asylum

Nie ma sprawy. Jestem ciekaw opinii.

 

Pozdrawiam miłe Panie :)

Bardzo miło mi to czytać, GhostWriterze. :D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

W wolnej chwili zapraszam drogie Panie do nowego opowiadania “Mówiące Góry”. Sądząc po dotychczasowych komentarzach, może przypaść Wam do gustu ;)

Nie porwało mnie :(

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka