Piana pociekła po kuflu, aż na dębowy stół. Całkiem sporo zostało jej też na z lekka zielonkawej brodzie uśmiechniętego od ucha do ucha mężczyzny w mocno steranym i całkiem mokrym kapeluszu.
– I powiadacie – rzekł wesoło – że co zrobiła?
Ruick zmarszczył brwi na samą myśl o tym, czego tyczyło się pytanie.
– Wrzuciła do stawu i rzekła: który mi go przyniesie, z tym pójdę.
– Dobre, w rzeczy samej. A ten drugi to kto? – zapytał brodacz, zanurzając kapelusz w stojącej obok beczce z wodą, by po chwili założyć go sobie z powrotem na głowę. – Dobrze kojarzę, że starszy syn młynarza za nią biegał? Jak mu tam, Bert?
– Ano – potwierdził ponuro Ruick. – Ten sam.
– A ona mu przychylna była? Czy tak samo za nos wodzi jako i ciebie?
– Seline? A gdzie tam, śmiała się z niego tylko.
– A jak na mostku was zastał też się śmiała? – dopytywał rozmówca, a woda ściekała mu po twarzy i brodzie. Sięgnął po kufel i wychylił solidny łyk.
Ruick wbił spojrzenie w dębowe deski.
– Widać ten wasz prezent nie taki znowu wspaniały – stwierdził z przekonaniem brodacz – Inaczej by nie wyrzuciła.
– Miesiąc żem calutki odkładał – burknął Ruick. – Aż się wędrowny kramarz we wsi kolejny raz zjawił. Pierścionek jak malowanie, ze szkiełkiem zielonym… Nad czym tak dumacie, panie Skallier? – spytał, widząc, że oblicze rozmówcy przybrało zamyślony wyraz.
– Że się tamten napatoczył w najbardziej nieodpowiednim momencie – powiedział po chwili milczenia – to pech zaiste. Widać dziewka wybrać nie umie i wolała się w tej kwestii zdać na was. Myślę jednak…
– Co myślicie? – dopytał niecierpliwie Ruick. – No mówcie wreszcie!
– Że gdyby pewna była, że któregoś chce, to prościej by było rzecz rozstrzygnąć w męskiej bitce, niż wyznaczać zadanie, które się żadnemu udać nie powinno. Tym sposobem, w jej mniemaniu, żaden z dwóch może nie okazać się jej godny, a jeśli tak będzie w istocie, ma was obu z głowy.
Wstał, zdjął kapelusz, pochylił się nad beczką, zanurzył w niej całą głowę i przez dłuższą chwilę ją tam trzymał.
– Mości Skallier? – spytał niepewnie Ruick.
Brodacz wyciągnął głowę z wody, chlapiąc na wszystkie strony. Ruick zamrugał.
– To jak będzie? – spytał z nadzieją w głosie. – Talarów dwanaście daję.
– Mogę spróbować, ale czy z tego co będzie, nie gwarantuję.
– Wątpicie czy się znajdzie? – zdenerwował się chłopak.
– Znaleźć się pewnie i znajdzie, ja o tym raczej mówię, czy z tego bałamucenia coś dobrego wyniknie.
– Nie po poradę do was przyszedłem – odparł nieco już poirytowany Ruick.
– No jak sobie chcesz – odrzekł Skallier z rezygnacją. – Idę. Zobaczę co da się zrobić. Staw opodal młyna? Ten największy?
– Zgadza się.
*
Słońce kryło się z wolna za wzgórzem, a niebo nabierało czerwonego odcienia, gdy nagły chlupot spłoszył unoszące się na powierzchni stawu kaczki. Trzepocząc skrzydłami gwałtownie oddaliły się od miejsca, w którym spod wody wychynęła pokryta krótkimi na pół palca włosami głowa. Skallier rozejrzał się, westchnął głośno i na powrót się zanurzył. Po chwili wystarczająco długiej, by spłoszone ptactwo zdecydowało się wrócić w upatrzone miejsce, sytuacja się powtórzyła. Tym razem na twarzy wodnika rysował się lekki uśmiech. Otworzył dłoń i spojrzał na pierścień z zielonkawym oczkiem. Srodze przepłacony, pomyślał.
Wtem kątem oka złowił jakiś ruch, obejrzał się przez ramię i zatrzymał wzrok na twarzy wystraszonej dziewczyny o zmierzwionych włosach, która zamarła w bezruchu, będąc już niemal w połowie zrzucania z siebie sukni. Cofnęła się gwałtownie, zaplątała w zsunięte odzienie i usiadła w wysokiej trawie.
– Spokojnie – powiedział. – Nie skrzywdzę cię.
Zawahała się. Nerwowo poprawiała ubranie, próbując przy tym wstać.
Skallier wyszedł z wody w miejscu, w którym zostawił kapelusz. Nabrał doń wody, po czym nałożył sobie na głowę, pozwalając by orzeźwiające strugi spływały po czole i policzkach.
– W-wyście są… – wymamrotała dziewczyna, cofając się powoli w kierunku mostu i nie przestając poprawiać ubrania.
– Skallier, do usług – odrzekł, uśmiechając się szeroko. – A pannę jak tytułować?
– Milou – wyszeptała niemal.
Jej wystraszone spojrzenie w połączeniu z nieuporządkowaną fryzurą budziły nieodpartą sympatię. Wodnik nie przestawał się uśmiechać, tymczasem suknia była już na miejscu. Dziewczyna weszła na most i oparła się o drewnianą poręcz.
– Znaleźliście? – spytała cicho, gdy był już ledwie kilka kroków od niej.
– Co znalazłem? – zapytał, patrząc na nią badawczo.
– Ruick was nie prosił o pomoc? W znalezieniu pierścionka?
Oho, pomyślał Skallier, czyżby wtajemniczona? Kiwnął głową i spytał:
– Skąd wiesz?
– Powiedział mi, co się stało.
Twarz wodnika przybrała zaskoczony wyraz.
– Zwierzał ci się? No proszę. Tak, znalazłem – pokazał jej pierścień na otwartej dłoni.
– I co z nim zrobicie? – spytała drżącym głosem.
– Zwrócę właścicielowi. Cóżby innego?
Pokiwała głową. Skallier miał jeszcze jedno pytanie:
– Mogę zapytać, co chciałaś zrobić, gdym się wynurzał ze stawu?
Odpowiedzią było milczenie.
– Czy mi się dobrze wydaje, czy nie w tym samym celu tu jesteśmy?
Kiwnęła głową, odwracając wzrok.
A to ciekawe, myślał wodnik. Doprawdy zastanawiające.
– I co zamierzałaś zrobić, zakładając, że by ci się udało, co jest akurat mocno wątpliwe? Dobrze nurkujesz?
Wzruszyła ramionami co utwierdziło go w przekonaniu, że nie mogła się pochwalić tą umiejętnością. Skallier był zbyt zaintrygowany całą sytuacją, by zwyczajnie odejść po swoją zapłatę. Nim jednak doczekał się jakiejkolwiek odpowiedzi, dziewczyna odwróciła się i w te pędy pomknęła ku najbliższym chatom. Co ją tak spłoszyło? Obejrzał się i zobaczył nadchodzącego szybkim krokiem Ruicka, był jeszcze daleko, trudno było stwierdzić, czy widział Milou.
– I co? – spytał chłopak, wchodząc na most. – Udało się?
Skallier zacisnął dłoń i pokręcił głową.
– Niestety – skłamał bez zająknienia. – Nic z tego. Popróbuję o świcie. Takie świecidełko mogła zeżreć jakaś ryba, a wtedy…
Ruick potrząsnął głową z niedowierzaniem.
– Dobrze, żem nie płacił z góry – burknął.
Skallier przybrał pełną zrozumienia minę, poklepał go po ramieniu, jednocześnie niespostrzeżenie wsuwając sobie pierścionek do kieszeni.
– Zrobię co w mojej mocy – powiedział, po czym zawrócił do wsi.
*
Zbudził go głośny plusk, ktoś najwyraźniej wlazł na płyciznę i kręcił się po niej.
– Wodniku! – rozległo się wołanie. Kobiecy głos. Wyrazisty. Z urokliwą nutą.
Otworzył oczy i zaraz je zmrużył. Słońce świeciło mu prosto w twarz, nawet przez warstwę wody zbyt mocno, by mógł je zignorować. Podniósł się i usiadł pośród szuwarów, wynurzając głowę. Rozejrzał się w poszukiwaniu właścicielki słyszanego przed chwilą głosu.
Wypatrzył ją niemal natychmiast. Brodziła w sięgającej kolan wodzie, z podkasaną spódnicą w dłoniach. Skallier dostrzegł fragment kształtnego uda, potem przeniósł wzrok na twarz. Ciemne oczy wpatrywały się weń intensywnym, świdrującym spojrzeniem.
– W czym mogę pomóc?
Dziewczyna zbliżyła się na odległość kilku kroków, bacznie mu sie przyglądając.
– Wyście są Skallier? Słyszałam o was.
– Myśmy są – przyznał. – Seline, jak mniemam?
Kiwnęła głową, jednocześnie uśmiechając się i marszcząc nos w sposób, który sprawił, że wodnik niemal westchnął z zachwytu. Teraz rozumiał Ruicka aż nad wyraz dobrze.
– Z samego rana przyszła do mnie Milou – powiedziała dziewczyna. – Powiedziała, żeście znaleźli pierścionek. Prawda to?
Wodnik kiwnął głową.
– Najprawdziwsza. Co w związku z tym?
– Macie go jeszcze? – zapytała, unosząc brew.
– Może i tak, może i nie, może i zależy.
– Jak to?
– Tak to – odrzekł, wstając i podchodząc do niej na ledwie kilka kroków. Dziewczyna cofnęła się, mierząc go podejrzliwym spojrzeniem, ale nie wyczuł w niej ani krzty strachu. Zaciekawienie i owszem, ale żadnych obaw.
– Pewno wam Ruick powiedział, co mu rzekłam, gdym go wrzucała do stawu?
– Ruicka?
– Pierścień – syknęła, mrużąc oczy.
Skallier potwierdził skinieniem.
– A i owszem. I zachodzę w głowę, co mają znaczyć te podchody. I czemuż to Milou skłonna była ryzykować życiem, żeby odzyskać pierścień.
– Nie wiecie?
– Chyba się domyślam.
– Dwa byczki wzięły się o mnie za rogi – powiedziała. – Ale jam ku żadnemu nie skora. Myślałam, że się ich pozbędę, a tu masz ci los. Jeden na tyle sprytny, że wodnika znalazł, by za niego zrobił robotę.
– Nie dało się normalnie odmówić?
– Może i się dało, ale gdzie w tym zabawa?
Skallier pokiwał głową ze zrozumieniem.
– A Milou co do tego?
– To jej do tego, że jeno Ruick jej w głowie. Ale on ją traktuje jak druha, któremu wyżalić się można, inaczej nawet nie spojrzy. A ona słowem nie piśnie, bo taka już jej natura.
Skallier słuchał, kiwając głową. Nie usłyszał niczego zaskakującego.
– Tak mi się właśnie wydawało.
Dziewczyna podeszła bliżej. Jedną rękę wciąż trzymała suknię, drugą wyciągnęła przed siebie.
Skallier przybrał pytającą minę.
– Pierścionek poproszę. – powiedziała.
– I co z nim zrobisz?
– Zostawię sobie na pamiątkę – uśmiechnęła się.
– Miałem zań dostać dwanaście talarów – rzekł, kręcąc głową.
– Nie mam tyle – żachnęła się Seline. – Ale moje słowo więcej warte.
– Więcej? – zainteresował się Skallier. – A jakież to słowo, jeśli można spytać?
– A takie – odparła, otaczając go ramieniem i przysuwając doń twarz. – Pewno wam Ruick powiedział.
Skallier pokiwał głową.
– Ano powiedział. – po czym przyciągnął ją ku sobie, wpijając się w jej usta w chciwym pocałunku.
*
Wynurzył się z rzeki i wciągnął na pomost przystani, po czym, obficie ociekając wodą skierował się wprost ku tawernie, by ledwie po trzech krokach zatrzymać się wpół kroku na widok Ruicka, któremu towarzyszył młody, jasnowłosy osiłek. Rozpoznał syna młynarza.
– O, dogadaliście się? – powiedział, przybierając fałszywy uśmiech.
– Na to wygląda – warknął Ruick. – Macie pierścień?
– Nie mam – odrzekł Skallier zgodnie z prawdą.
– A wiecie gdzie jest? – spytał Bert, wymownie masując własną zaciśniętą pięść.
Skallier niepewnie pokiwał głową.
– Możemy pogadać na osobności? – pytanie skierował do Ruicka.
– Na osobności, powiadasz, łotrze? – Bert był już wyraźnie zniecierpliwiony.
Stojący nieopodal rybacy zorientowali się najwyraźniej w sytuacji, bo czym prędzej oddalili się na drugi koniec przystani.
– Widziałem cię – warknął syn młynarza. – Widziałem cię kiedyś wychodził z szuwarów nad stawem. Ledwo chwilę po tym, jak wyszła stamtąd Seline.
– I czego to ma dowodzić? – rżnął głupa Skallier.
– Poszedłem za nią i spytałem czy Ruick jej przyniósł pierścionek. Wiedziałem, że coś kombinuje. Pokazała mi go i powiedziała, że danego słowa dotrzymała.
Ruick kręcił głową z niedowierzaniem.
– Ja ci zaufałem – powiedział – a tyś swoich przeklętych czarów użył, żeby Seline zniewolić… Dobra, dość gadania…
– Czekaj! – przerwał mu w pół zdania wodnik. – Obeszło się bez czarów i uroków. A pomysł nie był mój…
Bert nie wytrzymał, doskoczył, zamachnął się, wyprowadzając potężny prawy sierpowy. Skallier skulił się w sobie, w ostatniej chwili unikając ciosu, potoczył po belkach pomostu, na czworaka przemknął kilka kroków w kierunku karczmy, aż w końcu zerwał się na równe nogi.
– Ruick, posłuchaj, daj mi chwilę… Ona cię nie chciała. Żadnego z…
Pięść Ruicka wylądowała poniżej żeber wodnika. Choć chłopak nie był nigdzie w pobliżu gabarytów jakimi mógł się pochwalić Bert, wystarczyło to, by pozbawić wodnika tchu.
Dość tego, pomyślał Skallier. Zacisnął oczy, skupił myśli na silniejszym z napastników, przesłał prostą i czytelną sugestię. Potężne ramiona Berta owinęły się wokół zaskoczonego Ruicka. Skallier otworzył jedno oko, marszcząc przy tym czoło, jakby w obawie przed kolejnymi ciosami. Z trudem łapał powietrze i obawiał się, że w tym stanie nie zdoła zrobić użytku z typowych dla swego gatunku umiejętności. Jak się jednak okazało umysł młynarzowego syna nie stanowił dlań żadnego wyzwania.
– Trzymaj go – mruknął. Osiłek kiwnął głową. – A teraz, Ruick, poświęć mi chwilę swojego czasu. Już? Mogę mówić?
Chłopak zakaszlał gwałtownie, a wodnik krótką myślą zasugerował Bertowi, by nieco zwolnił uścisk.
– Twoja Seline, tak jak przypuszczałem, chciała się pozbyć was obu. Sama mi to powiedziała.
– Po co… po coś do niej polazł? – wycharczał Ruick.
– Nie szukałem jej – zaprzeczył wodnik. – Sama do mnie przyszła. Chciała mieć pewność, że żadnemu was nie przyjdzie już do głowy jej nachodzić. Zabawiła się waszym kosztem, to prawda, ale jest w tym wszystkim jeden pozytywny akcent…
– Doprawdy? – warknął Ruick.
– Owszem – potwierdził wodnik. – Ktoś jeszcze wiedział o całej sprawie. Ktoś kto nie chciał dopuścić, byś się pchał tam, gdzie cię nie chcą, ktoś, komu w przeciwieństwie do Seline na tobie zależy. Do tego stopnia, że nawet własne życie był skłonny zaryzykować, bylebyś nie dostał pierścienia, a jednocześnie nie potrafi ci o tym powiedzieć…
Ruick patrzył na mówiącego coraz bardziej zdumionym spojrzeniem.
– No co, chłopcze? – zapytał wodnik – Coś ci świta?
– M-Milou… – wymamrotał Ruick.
– Pójdziesz do niej? – ni to zapytał ni zasugerował wodnik. – Ona ci wszystko wyjaśni lepiej niż sam byłbym to w stanie zrobić.
Tamten kiwnął głową.
– Puść go Bert – rzekł wodnik, zwalniając swą ofiarę z mentalnej smyczy.
Młynarczyk wykonał polecenie, rozejrzał się niepewnie, zatrzymał wzrok na wodniku. Jego oblicze na powrót przyozdobił wściekły grymas. Skallier westchnął z rezygnacją.
Ciężka sztacheta spadła na głowę Berta posyłając go na ziemię. Ruick wypuścił ją z rąk, z niedowierzaniem patrząc na leżące przed nim cielsko osiłka.
– Idź już – powiedział Skallier, znacząco unosząc brwi. – Lepiej żeby cię tu nie było, kiedy się ocknie.
Tamten tylko kiwnął głową, po czym puścił się pędem w kierunku najbliższych chat. Skallier podszedł do stojącej przy wejściu do oberży beczki z wodą i zanurzył w niej głowę.