- Opowiadanie: Djehuty - Kanał

Kanał

Zgodnie z regulaminem – w czwartek. Ciężko zmieścić się w 10 tysiącach więc jest niecałe 11. Nie wiem tylko czy ograniczenie nie wywoła zbyt wielu niejasności. Całego tła nie dam rady zmieścić.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Kanał

W suterenie zapowiadał się kolejny nudny wieczór. Mark drzemał na kanapie, Ann paliła fajkę, bezmyślnie gapiąc się w coś, co można by nazwać oknem, gdyby nie znajdowało się tuż nad chodnikiem. Roxy w samej bieliźnie i nakładce mentalnej flirtowała z kimś online, a Bob jak zwykle obserwował ją ukradkiem z kąta. W powietrzu ciężkim od pyłu unosił się zapach spalonego mięsa i słodkich perfum Roxy. Dudniąca w pokoju energetyczna muzyka z powodzeniem zagłuszała wszystkie dźwięki, nie wywierając jednak żadnego wpływu na słuchaczy. Gdyby nieco ją przyciszyć można by niemal namacalnie poczuć rytm ulicy. Tupot obutych w ciężkie trapery stóp, krzyki dilerów nęcących klientów tanimi dawkami zabrudzonego towaru, piski kolorowych Lejdis chciwie czerpiących garściami z toksycznego życia.

Nagle na schodach zadudniły szybkie kroki i do mieszkania z pełnym impetem wpadła Tita.

– Wstawać dziwki! – krzyknęła śmiejąc się w głos i potrząsając radośnie burzą rudych loków. – Macie dziesięć jebanych minut, żeby zrobić wasze chude dupska na bóstwo, bo idziemy dzisiaj w tango! 

Jej wejście wywołało zamierzony efekt. Wzrok obecnych spoczął na niej wyczekująco, oczy zaczęły błyszczeć.

– Co masz, Tita? – spytała Ann, która z wrażenia upuściła peta na brudny dywan i teraz nerwowo starała się rozetrzeć popiół czubkiem buta.

– Vipowską wejściówkę do Kanału na dzisiejszy wieczór… – Uśmiechnęła się jeszcze szerzej wyciągając zza pazuchy kurtki z białego futerka błyszczącą niebieską dyskietkę.

– Nie pierdol! – Oczy Ann były okrągłe jak spodki. W dwóch susach znalazła się przy Ticie i drżącymi palcami gładziła kawałek plastiku.

– O matulu… Autentyk… – Przygryzła wargę i dreptała w miejscu z przejęcia.

– Skąd to masz? – burknął z niedowierzaniem Mark, przecierając zaspane oczy i ziewając. – Od sponsora? Nie boi się że zrobisz burdel?

– Proszę cię… – Tita zatrzepotała zalotnie rzęsami. – Jak ktoś tak słodki jak ja, mógłby zrobić burdel?

– Heh – parsknął przeczesując palcami białego irokeza.

– Ogarnijcie tę lamę i zbieramy się – dodała wskazując nadal zatopioną we flircie Roxy. – I tak nic nie wyrwie na te swoje żałosne teksty. Zakręci dupcią to jeszcze jest szansa, że coś się przyklei.

– Nie ma opcji. – Pokręcił głową Mark – Ma dyżur.

Z niemałym wysiłkiem podniósł się z kanapy, przeciągnął aż skrzypnęły mu stawy i ruszył w kierunku pomieszczenia górnolotnie zwanego łazienką. Mijając po drodze Roxy jednym ruchem zerwał jej nakładkę.

– Te, lama, idziemy na miasto. Dzisiaj ty zostajesz ze starym – rzucił od niechcenia.

Parę sekund zajął jej powrót do rzeczywistości. Rozejrzała się wkurzona na maksa.

– Debilu, prawie go miałam! Już chciałam zakładać pas! – warknęła, po czym dotarł do niej sens jego słów. – Na miasto? Jak to? Gdzie? – Spojrzała pytająco na dziewczęta.

– Do Kanałuuuuu! – Głos Ann przerodził się w pisk, jak zawsze kiedy była podniecona. – Tita ma vipowską wejściówkę od Aleksandra! Już czuję tę muzykę, wibracje, darmowe drinki i całą masę spoconych śliniących się samców!

– Ogarnij się, młoda. – Ruda ustawiła ją do pionu. – Mamy mało czasu, a masz wyglądać jak jebana bogini. 

To wystarczyło żeby się jej pozbyć. Ann rzuciła się do przeglądania ciuchów, kosmetyków i biżuterii.

– Chyba śnisz, jeśli myślisz że zostanę ze starym kiedy wy idziecie do Kanału… Mam to w dupie, też chcę się zabawić. – Na dowód swej deklaracji zrzuciła bieliznę i zaczęła przekopywać zawartość komody w poszukiwaniu pobudzających plastrów intymnych.

– Dobrze wiesz, że nie może zostać sam. 

– To niech Bob z nim zostanie. I tak z nami nie pójdzie, a dobrze wie co robić.

Bob drgnął na dźwięk swojego imienia, oderwał wzrok od zgrabnych pośladków Roxy i spojrzał pytająco na Titę. Ta zlustrowała go krytycznie jak brudnego psa.

– No nie wiem.

– Daj żyć, siostro – jęknęła Roxy.

Obserwowała go przez dłuższą chwilę, szukając w tych wielkich oczach o wyblakłych tęczówkach choć odrobiny zrozumienia. Na próżno.

– A dobra. – Odgoniła wątpliwości machnięciem ręki. – Przecież nie może tego bardziej spieprzyć. A teraz działaj niunia, bo czas nagli.

 Po niecałych piętnastu minutach wszyscy byli gotowi do drogi. Roxy na plastry nałożyła tylko kilka odblaskowych taśm zasłaniających sutki i łono. Głowę zgoliła na gładko i pomalowała w ciemne wzory pasujące do reszty makijażu. Mark usztywnił irokeza, odbarwił usta i nałożył ulubione białe soczewki. Ann postawiła na nieśmiertelną lolitę, a w krótkiej plisowanej spódniczce i kucykach związanych kolorowymi gumkami wyglądała jak słodki cukiereczek.

– Zostajesz ze starym. – Roxy na odchodnym rzuciła do Boba, który nadal tkwił w tym samym miejscu, skulony między fotelem a ścianą. Jednym celnym kopnięciem uciszyła odtwarzacz.

– Tylko pilnuj, żeby się kurwa nie obudził! – zaśmiała się i cała czwórka rechocząc wyszła.

 

Cisza otuliła Boba jak miękki szal. Dźwięki ulicy i ciche buczenie filtratora moczu brzmiały niemal jak relaksująca muzyka. Przez dobre pół godziny tkwił nadal w tym samym miejscu, wpatrując się w drzwi. Upajał się zapachem perfum Roxy. Czuł tęsknotę, chciał za nią pójść, lecz wiedział że to niemożliwe.

Powoli omiótł pokój wzrokiem. Drażniły go walające się dookoła resztki jedzenia, opakowania po racjach, brudne ubrania i wszechpanujący bałagan. Podniósł się i zabrał do sprzątania. Czuł wewnętrzną satysfakcję mogąc ogarnąć ten chaos, narastało w nim uczucie spełnienia. Gdy już wszystko lśniło czystością, a na podłodze nie leżał ani jeden zbędny przedmiot, podszedł niepewnie do fotela, na którym tak niedawno siedziała Roxy. Dotknął go nieśmiało, pogładził połatane obicie i wciągnął głęboko w płuca jej zapach. Tak bardzo chciał wtulić twarz w szorstki materiał, ale za bardzo się bał. Gdyby go nakryła dostałby straszną karę. Nie chciał tego. Bał się, że go znienawidzi. 

Chwilę przyjemności przerwał mu piszczący dźwięk. Rozejrzał się spłoszony, nasłuchując w poszukiwaniu jego źródła. Zdecydowanie dobiegał z pokoju obok. Powoli, ostrożnie podreptał w jego kierunku. Pchnął lekko uchylone drzwi i zajrzał do środka. W mig przypomniał sobie skąd pochodzi. Przenośna aparatura podtrzymywania życia żądała uzupełnienia miksu żywieniowego. Podszedł doń uspokojony i zadowolony z faktu, że wie co ma zrobić. Wyjął szeroką gumową rurkę z pustego pojemnika, przysunął bliżej pełny, stojący obok i umieścił w środku końcówkę węża pobierającego szarą papkę. Nacisnął na panelu migoczący czerwony guzik i wszystko ucichło.

Spojrzał na leżące przed nim ciało. Nie mógł pozbyć się głęboko zakorzenionego strachu, kiedy na nie patrzył. Nie wiedział kim było i dlaczego tu leżało. Przypominało mu kogoś, ale nie było tym kimś. Było podobne do Maxa, z którym kiedyś mieszkali. Maxa, który był najbliższą mu osobą w całym jego życiu. Który znalazł go zagrzebanego w śmietniku i pozwolił ze sobą zamieszkać. Pamiętał, że byli tu już Mark i Ann, później zjawiła się Roxy. To Max nauczył go jak o siebie zadbać. Jak się umyć, ubrać, jak jeść łyżką i jak zapisać swoje imię. Nieraz pozwolił mu pomagać przy pakowaniu torebek z czerwonym proszkiem. Bardzo to lubił. Istotnym było, aby każda z nich ważyła dokładnie tyle samo. A Bob był dokładny…

Potem Max odszedł. Któregoś dnia zniknął, a zastąpił go ten leżący teraz przed nim mężczyzna. Nowy nic nie mówił, nie robił, tylko całymi dniami spał. Trzeba było go myć, czyścić mu zalepione śluzem i ropą rurki, które strasznie śmierdziały i opróżniać worek z odchodami. A on wciąż spał. Bob bał się go panicznie, nie chciał zostawać z nim sam na sam, jego zapach przyprawiał go o mdłości. Gdy tylko nie musiał, nie wchodził do tego pomieszczenia. Tym razem jednak nie miał wyjścia.

Wymiana pojemnika z papką wiązała się z czyszczeniem rurek. Zaskomlał cichutko wykrzywiając twarz w grymasie rozpaczy. Chwilę miotał się w miejscu rwąc włosy z głowy, wiedział jednak, że nic tym nie wskóra. Zrezygnowany przyniósł z łazienki pojemną miskę, pobrał dwa kubki wody z filtratora i zagrzał ją nad płomykiem palnika. Przygotował szeroką strzykawkę, gruby ręcznik i zabrał się do pracy. Położył miskę na brzuchu śpiocha, jedną ręką przycisnął jego głowę do poduszki, a drugą mocno szarpnął za rurkę. Za pierwszym razem się nie udało, wyciągnął ją tylko do połowy. Pociągnął po raz drugi i sonda z głośnym mlaśnięciem wypadła z ust. Od razu go naciągnęło. Śluz, krew i resztki jedzenia chlapnęły mu na dłonie. Całą siłą woli powstrzymał odruch wymiotny i nabrał do strzykawki gorącej wody, aby przecisnąć ją przez całą długość rurki.

Początek jak zawsze był trudny, potem zaczął działać mechanicznie. Pracował w ciszy oddychając przez usta, jednak nawet w ten sposób odór kwasu i zepsutego pożywienia dało się wyczuć na języku. Łzy bezsilnej złości potoczyły się po jego policzkach. Wreszcie skończył. Jeszcze chwila i będzie mógł stąd uciec. Zaszyje się w swoim kącie, przykryje zielonym kocem i wszystko ucichnie. 

W momencie gdy rozchylił mężczyźnie usta, żeby wsunąć do środka sondę, ten poruszył się, zacharczał i kaszlnął. Chłopak odskoczył jak oparzony. Zastygł i z przerażeniem obserwował ruchy swojego pacjenta. Mężczyzna oblizał spierzchnięte wargi i rozchylił je jakby chciał coś powiedzieć. Jego dłoń drgnęła, lecz unieruchomiona od dawna nie była w stanie się unieść. Powoli podniosły się powieki, niewidzącym wzrokiem potoczył dookoła.

Bobi czuł narastającą panikę. Jeden z jego najgorszych koszmarów właśnie miał się ziścić. Ten przerażający typ, który zabrał mu Maxa, zaraz wstanie i kto wie co zrobi. Chłopak zaskomlał i wycofał się jeszcze bardziej. Usłyszawszy jakiś dźwięk mężczyzna odwrócił głowę w jego stronę, zamrugał i wyciągnął rękę jęcząc. Tego było już za wiele. Młody wpadł do pokoju i, popiskując, rozejrzał się dookoła, poszukując pomocy.

“Tylko pilnuj żeby się kurwa nie obudził!” – zabrzmiało mu w uszach. No tak! Rzucił się do kuchni w poszukiwaniu noża. Porwał największy i pognał z powrotem. Stanął nad nim i spojrzał prosto w jego dziwnie znajome oczy. Jego wahanie trwało tylko chwilę. Odepchnął od siebie wszelkie wątpliwości i wbił nóż głęboko w brzuch mężczyzny. Trysnęła krew. Wyciągnął go szybko i wbił jeszcze raz, i jeszcze, i jeszcze, aż stracił rachubę ile razy zagłębił go w trzewiach. Z jego gardła wyrwał się zduszony szloch, wypuścił nóż i spojrzał na swoje zakrwawione ręce. Łzy zalały mu twarz. Czując jakby poruszał się w smole, powolnym krokiem dotarł do swojego ulubionego kąta i skulił się w zapadającym zmroku.

W tej samej pozycji zastali go parę godzin później wracający z imprezy współlokatorzy. Weszli do środka nie zwróciwszy na niego uwagi. Jak zwykle. Ich opóźniony braciszek niewiele miał im do zaoferowania, po cóż więc zaprzątać nim sobie głowę. Mark odruchowo pierwsze kroki skierował do pokoju obok, podczas gdy dziewczyny wesoło się przekomarzały. 

– O kurwa! – Jego krzyk skutecznie je uciszył. Spojrzały w kierunku drzwi, w których chwilę później ukazał się Mark.

– Zajebał go… – wyszeptał, tak że ledwie go usłyszały. – Bobi zajebał Maxa. Mamy przesrane.

Koniec

Komentarze

Macie dziesięć jebanych minut żeby zrobić Wasze chude dupska na bóstwo, bo idziemy dzisiaj w tango! – wasze. Wielka litera tylko w listach.

 

…przecierając zaspane oczy i ziewając rozdzierająco – sprawdź sobie znaczenie tego słowa bo wydaję mi się, że nie o to Ci chodziło.

 

– Proszę Cię… – jak wyżej.

 

Jak ktoś tak słodki jak ja, mógłby zarobić burdel? – literówka.

 

Dzisiaj Ty zostajesz ze starym – jak wyżej.

 

Spojrzała pytająco na dziewczęta. – Nie jestem pewien, czy określenie dziewczęta pasuje do tych bezpośrednio się wypowiadających osóbek. Już prędzej laski, dziewczyny, kumpele itp.

 

Głowę zgoliła na gładko i pomalowałaciemne wzory pasujące do reszty makijażu. – literówka.

 

Cześć, Djehuty!

Twoje pierwsze opowiadanie tutaj jak widzę i ogólnie to całkiem nieźle jest, no!

Czyta się płynnie więc do stylu zastrzeżeń większych nie mam. Co do treści:

Ciekawie wykorzystany motyw konkursowego dyżuru. Jedynie zastanawiam się na dwiema kwestiami. Po pierwsze, dlaczego tekst nazywa się kanał (nazwa kluby) skoro w zasadzie nie ma on znaczenie w kontekście głównej fabuły (chyba, że chodzi Ci o potoczne określenie ale kanał albo ja czegoś nie ogarnąłem). Po drugie, nie jestem pewien, z jakiego powodu Max jest przez tych ludzi przetrzymywany i utrzymywany przy życiu. Zabrakło mi wyjaśnienia tej kwestii.

Ale czytało mi się naprawdę całkiem dobrze więc zajrzę z pewnością do Twoich przyszłych tekstów :)

Pozdrawiam

 

 

Cześć Realuc!

 

Wielkie dzięki za miłe słowa i szczegółowy raport z błędów. :) Twoje uwagi zastosowałam. Nie wiem tylko co z tym ziewaniem, bo nic innego nie przychodzi mi do głowy. Znalazłam takie określenie w paru miejscach, ale nie ręczę za jego poprawność.

Tytuł miał nawiązywać, tak jak zauważyłeś, z jednej strony do nazwy klubu, z drugiej do potocznego kanału, jakim zakończył się cały wypad.

Co do Maxa, to właśnie mój problem z ograniczeniem znaków. Nie potrafię ocenić czy czytelnik zrozumie mój zamysł czy nie. Max jest mężczyzną, który przygarnął całą czwórkę, w wieku dziecięcym, co poniekąd wspomina Bob. W pewnym momencie miał wypadek i obecnie znajduje się w stanie wegetatywnym – stąd pojawienie się dziwnego w mniemaniu Boba mężczyzny po zniknięciu Maxa. Obecnie cała czwórka się nim opiekuje. Wyboru nie mają, bo Max nadal jest właścicielem ich lokum, ale pewnie też jakiś sentyment mają do starego pryka.

Czytało się dobrze, dosyć płynnie. Miałaś pewien pomysł, którego trzymałaś się konsekwentnie i mimo, że chwilami opisywane wydarzenia budziły wstręt, to tak miało ewidentnie być. Całkiem zgrabnie przedstawiłaś świat i postacie w małej liczbie znaków. Niedopowiedzenie w sprawie Maxa mi nie przeszkadzało. Wyobraziłem sobie, że w hierarchii ulicy jest o poziom wyżej od ekipy mieszkającej u niego, jakiś ważniejszy diler, z dłużnikami i znajomościami, bo to by wystarczyło, żeby nawet po wypadku komuś zależało na tym, żeby go podtrzymać przy życiu i zapewnić opiekę. Tak więc nawet, jeśli nie z wdzięczności, to opisywana ekipa z przymusu się nim opiekowała, bo to im gwarantowało, że będą mogli sobie u niego mieszkać, a może nawet ciągnąć biznes. Uwag technicznych nie mam, jedynie interpunkcji można by się jeszcze raz przyjrzeć, bo chwilami miałem wrażenie, że coś nie pasuje, ale to już ktoś lepszy w te klocki musiałby skomentować. 

Uwaga! Spoilery w komentarzach! Czytasz na własną odpowiedzialność

Cóż rzec, zabrakło opowieści. Cały ten dziwacznofuturopunkowopatologiczny anturaż nie daje tła temu, po co się tu przychodzi – po historyjkę. Czyli albo czytelnik sam sobie dośpiewa co poeta miał na myśli, albo przewróci oczami i pójdzie dalej. Obie opcje raczej dla autora średnie. 

Ale ogólna dziwaczność tej scenki w pewien sposób mi się podobała :)

Ogarnijcie lamę

Powinno być : Ogarnijcie lamę

 

Jak na taki krótki tekst, dużo w nim powtórzonych scen, przede wszystkim w tej części, w której zbierają się do wyjścia. Czyta się dobrze, kompozycja bardzo trafna, a zwłaszcza skontrastowane stylistycznie pierwsza i druga część.

Zabrakło mi bliższego przyjrzenia się bohaterowi, gdy postanowił chwycić za nóż. Tak do końca nie wiem, dlaczego to zrobił, bo w porównaniu do wcześniejszych opisów, akurat to pozostało lakoniczne, w złym sensie.

Obrzydliwy świat, który oblepia czytelnika po lekturze, trzeba uznać za osiągnięcie Autora.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Fajne, dobrze się czytało. Podobało mi się nietypowe podejście do dyżuru. Nieźle nakreśliłeś postacie, zrobiło mi się żal Bobiego. Jedyne, czego mi brakowało, to wyjaśnienie dlaczego mają przesrane. Znalazłam go później w Twoim komentarzu. A przecież wystarczyłoby dodać coś w stylu: wywalą nas z chaty i wszystko byłoby jasne.

W kwestii technicznej: masz tam jeden długaśny akapt, rozbiłabym na dwa.

Ode mnie kliczek :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

herox002, przyznaję, interpunkcja to dla mnie czarna magia. Z pewnością coś poknociłam. Dzięki za opinię na temat tekstu. I miło mi że przypadł Ci do gustu.

 

Michał Pe, fakt, miałam problem z ilością znaków. Musiałam ciąć. Chętnie bym się rozpisała.

 

chalbarczyk, dzięki za czujność. 

Starałam się nakreślić Boba na ile się dało, nie mówiąc wprost. Myślę że mam pewne skrzywienie na tym punkcie. Lubię owijać w bawełnę.

 

Mr.Maras, dzięki za wizytę.

 

Irka_Luz, miło mi. :) Może to znowu to owijanie w bawełnę. ;) A może fakt że ciężko było mi zrezygnować z choćby jednego zdania wcześniej, żeby dopisać coś na końcu. Dzięki za klika.

 

 

Podobało mi się, bo takie surrealistyczno-dziwaczne, w pozytywnym tego słowa znaczeniu :) Udało Ci się w krótkim tekście wykreować mroczny, mocno „zeschizowany” świat, w którym umieściłaś swoich bohaterów – hm, mogę tylko powiedzieć, że nie mają łatwo. Oryginale podejście do konkursu.

Ode mnie kolejny biblioteczny kliczek :)

Dzięki za klika, katia72. I za pozytywną opinię. :)

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Przyjrzałabym się przecinkom, ale czytało się nieźle ;)

Przynoszę radość :)

Arnubis, dzięki za wizytę. :)

 

Anet, ja się przyglądam, ale nic z tego nie wynika. ;) Dobrze że aż tak to nie razi.

Fajne, czytało się płynnie, pomimo braku tych przecinków. (Proponuję zacząć wstawianie od tych przed “że”).

Zgrabnie naszkicowałaś postać Boba. 

Zaintrygowały mnie technikalia: do czego służy “filtrator moczu”? O resztę nie będę pytać. Skoro akcja dzieje się w przyszłości, to zakładam, że technika poszła do przodu i Max dysponuje supermateracem przeciwodleżynowym i innymi (tanimi jak barszcz) udogodnieniami.

Twój short składa się z dwóch części. W pierwszej opisujesz (bardzo udatnie) cyberpunkowy świat przyszłości. Dodajesz ciekawe szczegóły. W drugiej części mamy Boba i opis jego fascynacji Roxy oraz relacji z Maxem. Tutaj – obok przejmującej relacji z czynności pielęgnacyjnych yes – opisujesz okoliczności, jakie skłoniły Boba do zbrodniczego czynu. Mam jakieś, bardzo subiektywne, odczucie, że te części nie do końca współgrają.

Ogólnie, podobało mi się. Klimacik jest. Choć historia jest jedynie migawką, epizodem z życia komuny z sutereny.

Pozdrawiam smiley

 

Cześć Facies_Hippocratica. Wielkie dzięki za wnikliwą analizę. Poprawiłam co nieco, choć nadal nie liczę na to że jest idealnie. ;)

Filtrator moczu ma służyć do odzyskiwania wody z moczu. Tak teraz trąbią o tym, że za dwa pokolenia na ziemi będzie brakować wody, że wydawało mi się to dobrym sposobem zaradzenia sobie z tym problemem. Biorąc przykład chociażby z uwięzionych górników itp.

Obie części właściwie nie powinny współgrać. Świat Boba w niczym nie przypomina świata jego “rodzeństwa”. Jego upośledzenie pozwala mu dostrzegać otoczenie w zupełnie inny sposób. Jego umysł nie jest skalany brudem codzienności. Stąd tyle różnic: 

– pierwsza część bogata w dialogi, druga ich pozbawiona

– pierwsza pełna opisów wyglądu i zachowań, druga nastawiona na odczucia

– pierwsza pełna wulgaryzmów, podczas gdy druga ich nie zawiera (aż do momentu powrotu współlokatorów, rzecz jasna).

 

P.S. Makabryczny nick. :O

 

 

Dzięki za wizytę, Blacktom. :)

Cześć,

Opowiadanie składa się z dwóch części, które niekoniecznie łączą się spójnie w całość. To, co piszesz w komentarzach wiele wyjaśnia, ale nie wynika z tekstu, a przynajmniej mi umknęło. Pierwszą część (wyjście do klubu) czyta się lepiej, a postacie są żywsze i bardziej kolorowe. Widocznie klimaty cyberpunk to Twoje klimaty :)

 

Cześć mike1385. Obie części nie miały być spójne, więc myślę że to dobrze że nie łączą się w całość. Miały wykazywać pewną odrębność, wręcz być sobie przeciwstawne. 

Tak, sporo informacji pozostało tylko w moim zamyśle. Mimo, że chętnie bym to dopisała lubię też by czytelnik sam domyślał się lub dopowiadał sobie rozwiązania niejasnych sytuacji.

Jak dla mnie to pierwsze spotkanie z cyberpunkiem. :) Jakoś nigdy się wcześniej nie złożyło. ;)

Opowiadanie mi się podobało i poczułem dość ciężki mroczny klimat. Zasadniczo było kilka kwestii, które wybijały mnie z opowiadania. Po pierwsze, szykowałem się na wyjście na imprezę, bo taka okazja i te wejściówki, a tutaj się okazuje, że muszę zostać w domu. Chodzi mi o to, że ton pierwszej sceny przygotował mnie na zupełnie inne klimaty, a tutaj nagły zwrot. Do tego doszły kwestie techniczne tj. przecinki (ja też zupełnie nie ogarniam przecinków, ale betowanie potrafi sprawić cuda). Ogólnie kwestie takie jak np. zdanie poniżej: 

 

“…bezmyślnie gapiąc się w coś, co można by nazwać oknem, gdyby nie znajdowało się tuż nad chodnikiem, Roxy w samej bieliźnie i nakładce mentalnej flirtowała z kimś online, a Bob jak zwykle obserwował ją ukradkiem z kąta.” – jak dla mnie zamiast przecinka powinna być kropka. 

 

“Czuł wewnętrzną satysfakcję mogąc ogarnąć ten chaos, narastało w nim uczucie spełnienia.” – tutaj postawił bym przecinek po satysfakcję, a od narastało zaczął bym nowe zdanie. Ale tak jak mówię, ja się na przecinkach nie znam. 

 

Do tego ten dłuuuugi akapit :) Miałem uczucie, jakbym czytał na jednym wdechu i jak się skończył dopiero mogłem znowu zaczerpnąć powietrza. 

 

A no i zrobiło mi się smutno, że w końcu zabił swojego przyjaciela. Czułem też jego inność, to że ma swój świat i czuje się trochę samotny. Do tego wyobraziłem sobie, że boi się tego świata i najlepiej mu w jego kącie. To była fajnie zarysowana postać, jak dla mnie. 

Cześć Patryku. Dzięki za odwiedziny i cenne uwagi. Przejrzałam jeszcze raz tekst i rozbiłam mroczną kolumnę na mniejsze kamyki. ;) Masz racje, źle się to czytało.

Przyjrzałam się też przecinkom i poprawiłam tu i ówdzie.

Miło mi, że bohater Ci się spodobał.

Tekst wydaje mi się podzielony na dwie części. Pierwsza ta z wejściem Tity jest jak granat w głowie czytającego :). Jest dynamicznie i żywiołowo, dialogi są żywe i ciekawe. Podobał mi się również pomysł na stylizacje “balangowiczów”.

 

Może przez ta druga część, kiedy bohater zostaje sam ze “starym”, wydaje się może nawet za spokojna. Myślę, że jest również ciekawa, ale mój mózg musiał przyzwyczaić się do wyciszonej relacji skupionej na detalach i retrospekcji, po pierwszej części na piątym biegu :).

 

Niemniej jednak przyjemnie się czytało :) 

A ja z kolei pozostaję nieprzekonana fabułą. Może czytałam/widziałam o jeden za dużo quasi-cyberpunk z życiem osób typu “choć dekadenccy i z samego dna drapieżnie kapitalistycznego społeczeństwa, to jednak piękni i sexy” w centrum, ale nic mnie w tym tekście nie zaskoczyło. Ani wyprawa do klubu i związane z nią przygotowania, ani, w drugiej części, zachowanie Boba i ostateczna śmierć Maxa. W sumie może najmniej przeszkadza mi fakt, że z tekstu nie wiemy, czemu Maxa trzeba było aż tak strzec – w tej trochę jakby z Davida Lyncha atmosferze, jaką kreujesz, nie muszę tego wiedzieć, żeby odczuć, że bohaterowie mają przechlapane. 

Natomiast, mimo mojego braku przekonania do fabuły, uważam, że ten tekst jest obiecujący. Masz, co widać w tym opowiadaniu, lekkie pióro i sporą umiejętność komponowania żywych, plastycznych opisów; to wielki plus i świetnie wróżący na przyszłość (choć, przyznam, w lekturze nieco przeszkadzał mi fakt, że brakuje tu mniej więcej połowy przecinków – ale to jest do opanowania). Masz dar kreowania świata, który może nie jest jakoś szaleńczo oryginalny, ale żywy i barwny. Szkicowe, z racji limitu, charakterystyki postaci też wyszły ci nieźle, mimo ich pewnej typowości. Mogę nie być zachwycona fabułą, ale myślę, że ten tekst nieźle wróży na przyszłość.

ninedin.home.blog

Stworzyłaś fajny klimat, taki future punk. :) I naprawdę czytało się dobrze. Opisy są bardzo obrazowe, a lubię, jak nie muszę na siłę wyobrażać sobie sceny. To na pewno mocna strona opowiadania. Sam pomysł też, podajesz konkretną scenę z przyszłości, porządnie opisaną i z solidnymi bohaterami. Wszyscy są wyraziści, fajna ekipa. :)

Jedyny minus to niejasna rola śpioszka. Gdzieś w komentarzach widziałem, że reszta bała się eksmisji z lokalu, stąd podtrzymywała go w śpiączce i w ogóle, przy życiu. Przyznaję, że przez ten szczególny opis spodziewałem się jakiegoś innego powodu, bardziej skomplikowanego?

Ogólnie, dobra robota.

Cześć Edwardzie Pitowski. :) Właściwie pierwsza część początkowo miała byc tylko wstępem. Samo zarysowanie fabuły wyszło mi zbyt obszernie. Niestety nie umiem pisać skrótowo. Lubię opisy i nie potrafię z nich zrezygnować. Jestem wzrokowcem, więc chcężeby od tej wizualej strony wszystko było dograne.

Przeskok faktycznie jest duży. Może rzeczywiście zbyt drastyczny, ale chciałam też żeby wyraźnie “słychać” było tę ciszę, która nastąpiła gdy balangowicze opuścili suterenę.

 

Dzięki za dobre słowa. :)

ninedin, biorę na klatę Twoją opinię. :) Dla mnie, jak już wspomniałam, cyberpunk to nowość. Nie mogę nawet powiedzieć, żebym rozczytywała się w tej tematyce. Schematyczność w takim razie jest bardzo prawdopodobna. Tło tak czy inaczej miało być tylko tłem.

Jednak na przewidywalność fabuły nie mam już wytłumaczenia.

Tak czy inaczej miło mi, że dostrzegasz w tym jakiś potencjał. To już coś. :)

Cześć, Darcon. Dzięki za wizytę i klika. Tak, opisy to moja ulubiona część. Mam nadzieję tylko, że za bardzo nie zmierzam w kierunku “Nad Niemnem”.

Rola śpiocha niejasna również dlatego, że Bob faktycznie nie wie kim on jest i dlaczego z nimi mieszka. W drugiej części chciałam jak najbardziej wejść w jego (Boba) skórę, więc też nie wykraczać poza jego wiedzę. Nie wiem sama czy lepiej oderwać się od tego i wytłumaczyć obecneość Maxa, czy nie.

Zamiast opisu szykowania się grupy do wyjścia na imprezę, wolałabym dowiedzieć się czegoś o śpiącym mężczyźnie i jego związku z młodymi ludźmi. Przedstawiona sytuacja, choć mamy tu nieźle opisany szczególny dyżur, jest dla mnie dość niejasna, a opowiadanie pozostawia niedosyt.

Wykonanie mogłoby być lepsze.  

 

Już czuję mu­zy­kę… ―> Już czuję mu­zy­kę

 

brud­ne ubra­nia i wszech­ogar­nia­ją­cy ba­ła­gan. ―> Raczej: …brud­ne ubra­nia i wszech­panu­ją­cy ba­ła­gan.

 

po­ma­gać przy pa­ko­wa­niu pa­czu­szek z czer­wo­nym prosz­kiem. ―> Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: …po­ma­gać przy pa­ko­wa­niu torebek z czer­wo­nym prosz­kiem.

 

Bar­dzo to lubił. Bar­dzo istot­nym było… ―> Czy to celowe powtórzenie?

 

przy­niósł z ła­zien­ki ob­szer­ną miskę… ―> Miski nie bywają obszerne.

Proponuję: …przy­niósł z ła­zien­ki dużą/ pojemną miskę

Za SJP PWN: obszerny 1. «zajmujący duży obszar, mający dużo miejsca wewnątrz» 2. «o ubraniu: duży i luźny» 3. «o tekście: długi, szczegółowy» 4. «zakrojony na szeroką skalę, mający duży zasięg»

 

po­brał dwa kubki wody z fil­tra­to­ra i za­grzał je nad pło­my­kiem pal­ni­ka. ―> …po­brał dwa kubki wody z fil­tra­to­ra i za­grzał nad pło­my­kiem pal­ni­ka.

Zagrzał wodę, nie kubki.

 

Po­czą­tek jak za­wsze był cięż­ki… ―> Po­czą­tek jak za­wsze był trudny

 

Młody wpadł do po­ko­ju i po­pi­sku­jąc ro­zej­rzał do­oko­ła po­szu­ku­jąc po­mo­cy. ―> Młody wpadł do po­ko­ju i, po­pi­sku­jąc, ro­zej­rzał się do­oko­ła, po­szu­ku­jąc po­mo­cy.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć regulatorzy. Dzięki za przeczytanie i bezcenne uwagi. :) Poprawki naniosłam na tekst.

Wiem, że mój warsztat wymaga jeszcze sporo pracy i powinnam więcej pisać żeby go poprawić.

Bardzo proszę, Djehuty. Miło mi, że mogę się przydać. ;)

Jeśli Twoja Pani Wena będzie łaskawa i pozwoli, by nawiedzały Cię dobre pomysły, chyba nic nie będzie stało na przeszkodzie, abyś pisała ile tylko dusza zapragnie. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Może nie cyber, ale może futurystyczny, punk i wyobrażam sobie jak mógłby rozwinąć się w dodatek z noir :-) Wydaje mi się, że trafiłem na pierwsze opowiadanie spod twojego piórka. Może i pierwsze, ale za to jakie!

Zarysowałaś klimatyczne tło, choć z początku wydawało się na takiej krejzi, krejzi… to ostatecznie wyszło ciekawie. Przede wszystkim napisałaś bardzo dobry finał dla tej historii. Wybrzmiał nieco psychodelicznie. Pozostawił małe niedopowiedzenie. Zaskoczył. Poza tym sprawnie rozpisane, zmieściłaś elementy światotwórcze… Jak dla mnie bardzo fajny tekst ;-)

Podoba mi się świat, który tutaj stworzyłaś, także smutny wątek z zakończenia bardzo mocny i dobrze wyeksponowany. Żeby nie być zbyt wtórną w komentarzach jedyna sugestia, która mi się tu nasuwa, to podzielenie ostatniego akapitu na dwa mniejsze, żeby lepiej oddać zmianę stanu rzeczy i dynamikę akcji. Ale to już taka – nazwijmy to – kosmetyka.

Cześć, Mersayake. Tak, to moje pierwsze opowiadanie tutaj. Bardzo mnie cieszy, że przypadło Ci do gustu, mimo iż nie jest najwyższych lotów. :) 

Finał powstał na początku. Potem dobudowałam resztę, która rozrosła się trochę za bardzo. Ale miło mi, że uznałeś go za fajny.

Przypuszczam też, że to Tobie powinnam podziękować za ostatniego klika. Nie wiem niestety jak to teraz sprawdzić.  

Cześć oidrin. Dzięki za wizytę i pozytywną opinię. :) 

Słuszna uwaga z tym ostatnim akapitem. Rozdzieliłam go na dwie części, wydaje mi się, że w odpowiednim miejscu.

Chciałam od siebie dodać, że jak dla mnie, to najlepszy tekst w konkursie Czwartkowego dyżuru :) Najbardziej angażujący, sugestywny i przejmujący. Wygrały opowiadania, owszem, bardziej “grzeczne”, ale mam nadzieję, że pozytywne reakcje czytelników zachęcą Cię do tworzenia jeszcze innych światów. Pozdrawiam!

I w moim, jurorskim mniemaniu, jest to naprawdę bardzo, bardzo dobry tekst. Nie najlepszy w konkursie, ale stojący bardzo wysoko. Miał naprawdę bardzo mocne szanse na znalezienie się na moim podium. Przesądził nie brak “grzeczności”, a, no cóż, praktyczny brak fantastyki, która była obowiązkowa, jak głosił regulamin konkursu. A tutaj rozumiem, mamy zasadniczo jakiś cyberpunkowy świat, tylko no kurczę, punku tu masa, ale tego cyber za wiele nie widać. Rozumiem, kwestie objętościowe, trzeba było zdecydować na co poświęcić miejsce. I szczerze powiem ci, że moim zdaniem, zdecydowałaś dobrze. Jasne, pokazałaś mało świata i przez to fantastyki brak, ale opowiadanie, jako całość, jest w tej formie naprawdę świetne. Nie dla tego konkursu niestety, bo wymogi to wymogi, ale opowiadanie jako niezależna całość broni się znakomicie. Na tyle znakomicie, że ja zaraz idę cię do piórka zgłosić (chociaż mój głos do nominacji niestety nie wystarczy). 

No, ale o samym tekście coś też by wypadało napisać. Przede wszystkim – pierwszorzędna konstrukcja opowiadania. Podział na dwie części, prawie niezależne, bardzo różne, wypadł fantastycznie. Widać wyraźnie przeskok między bohaterami, chaos i szaleństwo początku, taki hmmm, flegmatyczny spokój we fragmencie Boba. Do tego co prawda grasz kliszą – bohaterowie to 100% każdego cyberpunku, ale w krótkich tekstach takie klisze działają. Może trochę przeszkadzać fakt, że jest ich sporo ja na krótki tekst i przez to tak naprawdę w tym opowiadaniu tylko Bob jest bardziej rozbudowany. Z drugiej strony przez to budujesz wrażenie sceny wyjętej z większej całości, i to wiarygodnie, więc na plus. Kapitalnie budujesz klimat, w obu częściach różny, ale w obu świetnie grający. Początkowy chaos i szał w połączeniu ze slangiem którym rzucają bohaterowie bardzo fajnie się czytał. 

Historia jest całkiem prosta i widziałem, że kilka osób mało zarzuty odnośnie niejasnej roli starego, ale mi to nie przeszkadza. Całość jest pokazana dość dobrze, żeby było jasne, że po śmierci starego bohaterowie mają przesrane, a z jakiego powodu, to już nie jest aż tak ważne. Bo zdecydowanie nie wyglądają na ludzi, którzy opiekują się facetem w stanie warzywa tylko z dobroci serca (nawet jeśli ich w sumie wychował). 

No kawał dobrego opowiadania. Poczytałbym więcej twoich cyberpunków.

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Arnubis

Cieszę się, że jury doceniło opowiadanie, jednak argument braku fantastyki mnie zdumiał.

 

Widzisz, problem jest taki, że fantastyka w tym opowiadaniu jest, ale gdzieś w domyśle. Musimy domyślać się, że to cyberpunkowy świat przyszłości – na podstawie bohaterów i klisz możemy się tego domyślić, ale ty tego nie pokazujesz. W całym tekście jedynym bezpośrednim elementem fantastyki jest wzmianka o “nakładce mentalnej”. A że w sumie poza wzmianką nie mamy też nic o jej działaniu, to równie dobrze może być goglami VR i mamy opowiadanie o biednej, punkowej młodzieży żyjącej na ulicach dowolnej wielkiej metropolii. 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Jurorskie obserwacje ;)

Opowiadanie, które mogłoby wywołać łezkę w mym niewrażliwym i suchym oku. Cyberpunk! Narracja jak się patrzy. Prosta jak punk i cyber jak technologia opisana. Dobrze dokrojona kompozycja tekstu, historia niemal opowiada się sama, biegnie ale nie przytłacza. Można śmiało uznać, że autor nie zmarnuje tych skromnych 10… Ups! 11 tysiaków, najadając im satysfakcjonujący rytm. Irytujące postaci. To dobrze, bo chodzi tu o kreacje bohaterów, którzy stają się naturalni, tzn. z krwi i kości chociaż spisani na papierze, właściwi na tę wizję tej przyszłości w cyberpunkowym świecie. Takie tam niunie… Hej! Halyna, idziem w tango! Takie miały być. Wiem to i tej świadomości autora w kreowaniu świata jestem pewny.

I nagle trach.

Siekiera opadła. Odcięta głowa formy potoczyła się po podłodze, znacząc krwawym rozbryzgiem ścianę…

Zmiana tempa. Bloki tekstu i suche jak moje kanaliki łzowe opisy…

Młody zostaje z kimś kogo nie rozumie, coś czego nie postrzega za człowieka. W naszpikowanym sondami ciele nie rozpoznaje już Maxa, bo tak naprawdę została po nim jedynie skorupa, utrzymywana przy życiu dla mieszkania-mety, zdegradowanego z roli człowieka. Chciałbym widzieć, w tym alegorie do techniki odbierającej nam człowieczeństwo, z której w skutek rozbuchanych pragnień, konformizmu oraz wszechobecnego hedonizmu oddaliśmy wszystko czym byliśmy. Tego bym sobie życzył w tekście. Niestety nie jestem pewien, czy to technologia czy używki, albo celowe działanie przygarniętych osób doprowadziła do tego (na to wskazuje zachowanie Roxy – „żeby się kurwa nie obudził”). Nie wiem, czy zrobił to sobie na własne życzenie, czy jest tylko ofiarą. Nie wiem, co to za czerwony proszek równo odmierzany; leki, dragi, owocowa herbata w proszku…No i ta moja niewiedza i chęć nadania mojego sensu opowiadaniu trochę psuje mi odbiór tekstu. Tak bardzo, że nie mogę dostrzec tutaj fantastyki, która nie byłaby tylko rekwizytem…

Jeszcze motyw pozostawienia kogoś takiego jak Bobi z kimś tak ważnym, jak żywy Max może świadczyć o lekkomyślności ludzi nowych czasów, albo być dziurą logiczną wielkości czarnej dziury…

A czy dyżur był ciężki dla upośledzonego Bobiego? Nie bardziej niż każdy poprzedni.

 

Czwartkowy

Mnie też brakowało fantastyki. Owszem, mamy nakładki mentalne i plastry pobudzające, ale to tylko dekoracje, nie pełnią znaczącej roli w fabule, która opowiada, jak to nieodpowiedzialna młodzież poszła się bawić, zostawiając upośledzonego znajomego z jajcarskimi poleceniami.

I nie obraziłabym się za więcej wyjaśnień; o powodach utrzymywania staruszka przy życiu, o przyczynach jego stanu…

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka