- Opowiadanie: ANDO - Dyżur ze śmiercią w tle

Dyżur ze śmiercią w tle

 

Jeśli kogoś uraziłam tym opowiadaniem, to przepraszam.

Życzę przyjemnego czytania. :)

 

19.02. Zmiany, które lepiej pokazują, dlaczego bez Niny nie mogły rozegrać się wydarzenia z drugiej części opowiadania.

- W rozmowie z lekarzem w lesie – dodane jedno zdanie (wypowiedź Niny).

- W zakończeniu – zmienione jedno zdanie, które mówi Nina.

Nie piszę dokładniej, żeby nie spojlerować.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Dyżur ze śmiercią w tle

Ten dzień wydawał się szaleńczą jazdą autem po oblodzonej szosie. Nina ucieszyła się, kiedy wreszcie mogła wracać do domu.

Brodaty mężczyzna o posturze niedźwiedzia czekał na nią obok parkingu. Podszedł bliżej, roztaczając wokół woń palonych świec.

– To był naprawdę ciężki dyżur – powiedział schrypniętym głosem.

Spojrzała w jego oczy, puste jak cmentarna aleja nocą.

Wiedziała, że doskonale znał jej tajemnicę.

***

Dwanaście godzin wcześniej

 

Nina miała wrażenie, że czas tego ranka przyspieszył.

Wrzuciła do plecaka małą butelkę wody i dwie bułki. Zaczęła wiązać buty.

– A śniadanie? – zapytała drobna kobieta w kwiecistym fartuchu.

– Zjem po drodze, pierwszego dnia nie chcę spóźnić się do pracy. Pa, mamo – powiedziała, całując ją w policzek, po czym wybiegła z mieszkania.

Po drodze powtarzała w myślach:

Zrobić dobre wrażenie, nie zemdleć, pokazać, że jestem twarda. Co może się stać? Wypadek, krew, flaki na wierzchu. Poradzę sobie. O ile uda mi się zdążyć.

Autobus szybko przyjechał, kiedy dotarła do szpitala, zostało kilka minut w zapasie. Krótkie formalności i już trzymała w rękach pomarańczową kurtkę z napisem „ratownik medyczny”.

Wreszcie! – pomyślała z dumą. Udowodnię, że zasłużyłam na ten strój.

Wyobrażała sobie, jak ocali ludzkie życie.

Miała zbyt mało czasu, by nacieszyć się tą chwilą. Pobiegła w stronę postoju karetek.

– Dzień dobry, przydzielili mnie tutaj. Jestem Nina – powiedziała do dwóch mężczyzn czekających przed ambulansem.

– Dobry, dobry – mruknął młodszy, napakowany jak zapaśnik. – Maciek.

– Hubert – przedstawił się starszy, z wąsami.

Miał śliską dłoń. Nina ledwie powstrzymała się, by nie wytrzeć ręki po powitaniu.

– Słuchaj doktora, dobrze na tym wyjdziesz – powiedział Hubert. – O, idzie.

Na wyścigi zaczęli obaj z Maćkiem przymilać się do zadbanego mężczyzny o uśmiechu filmowego amanta.

– Cześć, chłopaki! Ty pewnie jesteś Nina? – Błysnął białymi zębami.

– Zgadza się.

– Jacek Gryz, bardzo mi miło. – Otaksował wzrokiem jej sylwetkę, zatrzymując się trochę dłużej na biuście. – Zanim wsiądziemy, zapamiętaj; zaufanie to podstawa naszej pracy.

Wytrzymała nieustępliwe spojrzenie.

– Jasne – odpowiedziała.

***

Ostry sygnał ambulansu błyskawicznie torował drogę. W kwadrans dojechali pod adres, który podał dyspozytor. Powitała ich stara kamienica z odrapanymi ścianami, wąskie schody, skrzypiące przy każdym kroku i przykra woń stęchlizny.

Przodem szedł przystojny lekarz, a Nina i Hubert za nim.

Gryz nacisnął dzwonek, usłyszeli klasyczną melodię. Drzwi otworzył chudy staruszek, słaniający się na nogach.

– Jak szybko! – ucieszył się. – Okropnie boli… Tu… – wystękał, pokazując brzuch.

– Niech pan się położy! – zawołał Gryz.

Staruszek z trudem stawiał drobne kroczki. Hubert i Nina wzięli go pod ręce, pomogli dojść do łóżka upchanego w pokoju pełnym książek.

Lekarz założył jednorazowe rękawiczki i zaczął badać brzuch mężczyzny, który jęczał cicho.

Pewnie czeka go operacja, może to wyrostek, albo jelita. Oby nie nowotwór – pomyślała Nina.

Hubert spisywał dane z dowodu pacjenta.

– Pomożecie mi? – zapytał staruszek z nadzieją.

– Zrobimy, co w naszej mocy – odparł lekarz.– Nina, idź po krzesełko do przewiezienia pana.

– Już! – zawołała.

W przedpokoju o jej nogi zaczął ocierać się wielki, biały kot. Odsunęła go delikatnie.

– Hubert, przygotuj zastrzyk! – Usłyszała głos Gryza.

Jaki zastrzyk? – zdziwiła się.

Coś ją tknęło, żeby zostać.

Zza uchylonych drzwi obserwowała, jak ratownik podał lekarzowi napełnioną strzykawkę. Staruszek patrzył na nich z ufnością dziecka.

– Poczuje pan zawroty głowy, ale proszę się nie niepokoić, wszystko będzie dobrze – powiedział Gryz kojącym tonem.

Wbił igłę w ramię pacjenta.

Staruszek znieruchomiał na chwilę, po czym zaczął kasłać i dusić się.

– Ratunku! Błagam… – wystękał.

Z trudem łapał oddech, oczy wyszły mu z orbit, a w kącikach ust pojawiła się ślina. Targało nim na wszystkie strony, jakby coś go opętało. Charcząc, szarpał narzutę na łóżku.

Lekarz z obojętną miną patrzył w okno.

– Jeszcze trochę – mruknął.

Chrapliwy, urywany oddech staruszka wibrował Ninie w uszach. Rzuciła się na ratunek. Próbowała zatrzymać wątłą nitkę życia.

– Co ty robisz?! – krzyknął Gryz.

– Pomóżcie! – zawołała, grzebiąc w plecaku z lekami i sprzętem.

– Przestań, to nic nie da.

Nina próbowała reanimować staruszka, ale w końcu zrozumiała, że już za późno. Pozostali nawet się nie ruszyli.

Nie wierzyła.

– Coś mu podaliście! – krzyknęła oskarżycielsko.

Zerwała się z miejsca. Chciała uciekać, biec po policję, ale w drzwiach pojawił się Maciek, który zagrodził jej drogę.

Miny lekarza i ratowników nie wróżyły nic dobrego.

***

Gryz zmierzył Ninę surowym spojrzeniem.

– Musimy coś sobie wyjaśnić – powiedział.

Siedzieli oboje w kuchni tego, którego… Słowo „zamordowali” z trudem przechodziło jej nawet przez myśl.

– Chcesz o coś zapytać?

Pokręciła głową. Pomyślała, że lepiej go nie drażnić, a później od razu komuś o wszystkim opowiedzieć.

– Ratowaliśmy tego człowieka. Zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy, pamiętaj! – powiedział twardo. – Czasem zdarza się błąd, to normalne. Jeśli ktoś nie ma zaufania do ekipy, nie powinien już nigdy wsiadać do żadnej karetki.

Zrozumiała, czym jej groził.

Wszystkie lata studiów na próżno. Koniec marzeń. Albo krycie tego, co zrobili.

– Chłopaki chcą zeznawać, że podałaś mi złą strzykawkę, ale ich powstrzymam. O ile będziesz lojalna.

Nina była w szoku. Wiedziała, że jeśli ją oskarżą, nie wybroni się. Ich słowo przeciwko jej. Trzy do jednego. Poczuła strach spleciony z gigantycznym rozczarowaniem.

– Przemyślisz moje słowa?

Pokiwała głową.

– Grzeczna dziewczynka.

Kiedy wrócili do pokoju, Nina zobaczyła, jak wielki, biały kot miauczy żałośnie przy zmarłym, a Maciek go przegania.

Gryz podszedł do dwóch mężczyzn w ciemnych kombinezonach, którzy pojawili się w mieszkaniu. Zakręcili się wokół ciała staruszka. Zanim je wynieśli, Nina usłyszała wyszeptane słowa: „skórka” i „rozliczenie za pięć poprzednich”.

Zrozumiała, że oni nie zrobili TEGO pierwszy raz.

***

Nina nie mogła patrzeć na te zadowolone twarze. Ledwie przystanęli zatankować paliwo, rzuciła się do drzwi karetki.

– Muszę wyjść.

Pobiegła za budynek stacji benzynowej, usiadła na murku i zamknęła oczy. Chciało jej się płakać i wymiotować jednocześnie. Czuła, że powinna coś zrobić. Ale co?

Przetrząsnęła kieszenie w poszukiwaniu komórki. Bez skutku, chociaż była pewna, że ją zabrała.

– Pani zguba? – Usłyszała schrypnięty głos.

Ręka, wielka jak bochen chleba, podsunęła jej smartfon.

– Tak, dziękuję – odparła zdziwiona. Przeszedł ją dreszcz, gdy przypadkowo dotknęła lodowatej dłoni nieznajomego.

Brodaty mężczyzna o posturze niedźwiedzia usiadł obok niej. Dziwnie pachniał, jakby palonymi świecami.

– Ja bym nie dzwonił – powiedział.

Wzdrygnęła się, kiedy spojrzał na nią strasznymi, pustymi oczami.

– Kim pan jest?!

– Nieistotne. Posłuchaj. – Szeptał jej do ucha słowa, od których włosy jeżyły się na głowie.

– Boże! To chore! – zawołała i zerwała się z miejsca.

Po kilku krokach cofnęła się, chciała zapytać nieznajomego, skąd wiedział.

Murek był pusty.

***

Nina czuła paraliżujący strach na myśl o tym, co planowała.

Spotkała Gryza, kiedy wychodził ze sklepu na stacji benzynowej.

– Doktorze, przepraszam za tamto, niezręcznie wyszło – powiedziała, kryjąc obrzydzenie. – Udowodnię, że warto mi ufać. Zrobię wszystko…

Błysnął zębami, wyraźnie zadowolony. Zerknął w jej dekolt.

– Potrzebowałbym bardzo przekonujących argumentów.

– W takim razie, może się przejdziemy? – zapytała, starając się zabrzmieć zmysłowo.

– Nie traćmy czasu. Zaraz musimy jechać. – Znów to intensywne spojrzenie.

– Dobrze.

Pociągnęła go w stronę zagajnika. Ścieżka prowadziła ich między gęste krzaki, coraz dalej od stacji, aż dotarli na niewielką polanę.

Gryz przyciągnął Ninę do siebie. Jego przyspieszony oddech, zapach wody po goleniu. Dziwne mruczenie i szelesty w tle.

Wielki, biały kot przebiegł między drzewami.

– Nie mieliście prawa zabijać – powiedziała Nina.

– Co ty bredzisz?! – Lekarz odsunął się od niej. – Mam dość, dzwonię po chłopaków!

Sięgnął do kieszeni. Zaklął i natychmiast wyciągnął dłoń uwalaną krwią. Zaczął wycierać ją chusteczkami.

– To twoja sprawka?! Wariatka! Nic mi nie zrobisz! – zawołał histerycznie.

– Ja nie, ale oni już idą po ciebie. Słyszysz? Wezwałam ich.

Mruczenie stawało się coraz głośniejsze. Krzaki szeleściły. Zaniepokojony lekarz rozglądał się na wszystkie strony jak królik osaczany przez drapieżniki.

A oni się zbliżali. Umarli. Zacieśniali upiorny krąg. Siwowłosa kobieta z balkonikiem, staruszek z białym kotem i wielu innych. Wyłaniali się z zarośli, szli powoli, z zaciśniętymi pięściami i gniewem płonącym w martwych oczach.

Przepuścili Ninę bez słowa. Gryz chciał uciec za nią, ale odepchnęli go, nie pozwolili wydostać się z kręgu.

– Rozszarpać drania! – zawołała skrzekliwym głosem staruszka.

– Na strzępy! – dodał korpulentny mężczyzna o pustych oczach.

Nina słyszała odgłosy szamotaniny, a później jęki i rozpaczliwe wołania lekarza, które przeszły w pełne cierpienia wycie. Przerażona, zaczęła biec ścieżką.

Zwolniła dopiero wtedy, gdy zobaczyła znajomy budynek. Na stacji nie było słychać wrzasków Gryza, zagłuszyły je odgłosy aut.

Niemal zderzyła się z nieznajomym z murku.

– Już go szukają. Szybko, zaprowadź Huberta za tamten barak! Będę czekał. Potem zajmiemy się tym drugim. – Uśmiechnął się upiornie, robiąc gest, jakby kogoś dusił.

Nina zadrżała, ale skinęła głową. Pomyślała, że nie znajdzie lepszego wyjścia.

***

Ten dzień wydawał się szaleńczą jazdą autem po oblodzonej szosie. Nina ucieszyła się, kiedy wreszcie mogła wracać do domu.

Brodaty mężczyzna o posturze niedźwiedzia czekał na nią obok policyjnego parkingu. Podszedł bliżej, roztaczając wokół woń palonych świec.

– To był naprawdę ciężki dyżur – powiedział schrypniętym głosem.

– O, tak – zgodziła się. – Dlaczego ja?

– Niewinny musi zbudzić gniew umarłych.

– Wolę o tym zapomnieć i mam nadzieję, że już się nie spotkamy.

– Ja też. – Uśmiechnął się upiornie.

Koniec

Komentarze

– Pomożecie mi? – zapytał staruszek a nadzieją. – Literówka.

 

Nina zobaczyła, jak wielki, biały kot miauczy żałośnie przy wersalce ze zmarłym, – wersalka ze zmarłym jakoś dziwnie brzmi. Może przy wersalce, na której leżał zmarły chociażby? Ale to może tylko moje widzimisie :)

 

Wiedziała, że doskonale znał jej tajemnicę.

*

Dwanaście godzin wcześniej

 

Dla lepszej przejrzystości sugerowałbym zrobić większe odstępy między nowymi fragmentami (gwizdkami) a dwanaście godzin wcześniej dałbym chociażby na środek. Ale to takie subiektywno estetyczne uwagi.

 

Ando, no fajnie piszesz!

Generalnie trochę szkoda, że kolejny tekst na ten konkurs jest w klimatach szpitalnych, bo przecież do tematu można podejść jakoś szerzej, ale z drugiej strony nie spodziewałem się takiego końca i takiego rozwoju wydarzeń więc miłe zaskoczenie jednak było.

Ogólnie bez wielkich fajerwerków, ale lektura jakże satysfakcjonująca i przyjemna :)

Pozdrawiam

 

Po przeczytaniu spalić monitor.

Marasie, dzięki za odwiedziny.

 

Realuc, cieszę się, że Ci się spodobało.

Tekst nawiązuje do znanej afery medialnej, szczególnie osoby z Łodzi powinny łatwo rozszyfrować kontekst.

Założeniem była gra z czytelnikiem, niby typowy temat i wartości, które zostały potraktowane, jak widać w tekście. Gra obejmuje też słowa. Zauważ, że w początkowej scenie mamy sam parking. W końcowej – parking policyjny, co sugeruje nam, skąd wracała Nina.

Podoba mi się, jak piszesz. Łatwo się to czyta. Natomiast jeśli chodzi o treść tego opowiadania, to czytałem je trochę tak… bo zacząłem, z rozbiegu. Trochę się zaangażowałem, jak zaczęli szantażować główną bohaterkę, ale poza tym to fabuła i pomysł bardzo mocno takie se, jak dla mnie. 

Dobrze się czytało. Napisane sprawnie. Podobało mi się, choć mogłoby być lepiej.

Oczywiście, pamiętam aferę z Łodzi, więc sama przedstawiona sytuacja (niestety) fantastyczna nie jest… I chyba nie ma powodu, by ktokolwiek czuł się urażony – based on a true story…

 

Moje wątpliwości budzi kilka spraw:

  1. Trochę tłoczno w tej karetce: troje ratowników i lekarz i to do błahej w sumie sprawy starszego pana z bólem brzucha. Do takich przypadków wystarczy karetka typu P z dwoma ratownikami medycznymi, może kilkanaście lat temu było inaczej (lekarz w każdej karetce), ale tego nie jestem pewna;
  2. “Wszystkie lata studiów” – skoro Nina dopiero zaczyna pracę jako ratowniczka medyczna, to zapewne jest zaledwie po trzech latach licencjatu (kiedyś ratownikiem można było zostać po studium medycznym, dwa lata chyba). 
  3. Pracownicy firmy pogrzebowej pojawiają się za szybko. Moim zdaniem to za duży skrót myślowy: po pierwsze, firmę pogrzebową wybiera rodzina, lekarz pogotowia nie ma tu nic do gadania (w czasach afery łowców skór zdarzało się, że sugerowali, ale po niej nawet tego im nie wolno); po drugie, zakład pogrzebowy nie ma prawa ruszyć ciała bez karty zgonu, a tej nie wypisuje się tak hop siup; po trzecie, jeśli nie ma nikogo z rodziny, sprawa się komplikuje: dla zakładu pogrzebowego sprawa zarobku pozostaje problematyczna, bo nawet wydobycie zasiłku pogrzebowego z ZUSu nie jest proste.
  4. Nie wydaje mi się też prawdopodobne, żeby lekarz rozliczał się na miejscu z szeregowymi pracownikami firmy pogrzebowej – ale tu się nie upieram, bo pamiętam, że przy okazji afery łódzkiej na jaw wyszły bardzo bezczelne zachowania lekarzy i ratowników…

Ponadto:

  1. Lubieżny lekarz (swoją drogą o bardzo wdzięcznie brzmiącym nazwisku yes) jest przedstawiony schematycznie, ok. Jednak trochę zbyt toporna wydaje mi się jego gotowość natychmiastowego udania się z Niną do zagajnika… Przypomniały mi się kadry z Benny Hilla, kiedy to części bielizny fruwają nad podrygującym krzakiem.
  2. Zgadzam się z Realukiem: “wersalka ze zmarłym” też mnie trochę zbiła z pantałyku i przeszło mi przez myśl, że schowali ciało w wersalce.
  3. Ta scena ze zmarłymi… No, jakoś do mnie nie przemówiła, mogłaby być straszniejsza wink. W ostatnich akapitach trzy razy używasz słowa “upiorny” lub jego pochodnych – nie jest przez to bardziej upiornie.
  4. “rozglądał się na wszystkie strony jak zwierzę złapane we wnyki” – dziwne to porównanie, zwierzę złapane we wnyki chyba się szarpie, a nie rozgląda (?).

Pozdrawiam smiley

Killman, cieszę się, że podoba Ci się mój styl pisania.

 

Facies_Hippocratica, to nie jest podręcznik starania się o zasiłek pogrzebowy, ale opowiadanie literackie. Jeśli już tak drobiazgowo orzemy to opowiadanie, odniosę się do przepisów prawnych, bo uważam niektóre Twoje uwagi za nieuzasadnione.

Trochę tłoczno w tej karetce: troje ratowników i lekarz i to do błahej w sumie sprawy starszego pana z bólem brzucha. Do takich przypadków wystarczy karetka typu P z dwoma ratownikami medycznymi

Zgodnie z Ustawą o Ratownictwie Medycznym, karetka typu S jest wysyłana do stanów zagrożenia życia, wśród których znajduje się nagły ostry ból brzucha. Nie wiemy, co staruszek powiedział dyspozytorowi. Może np. wcześniej tracił przytomność lub miał jeszcze inne objawy. Widać, ten przypadek został akurat tak zaklasyfikowany, by wysłać karetkę typu S. Ekipa takiej karetki to minimum trzy, maksimum cztery osoby, w tym lekarz.

 

“Wszystkie lata studiów” – skoro Nina dopiero zaczyna pracę jako ratowniczka medyczna, to zapewne jest zaledwie po trzech latach licencjatu (kiedyś ratownikiem można było zostać po studium medycznym, dwa lata chyba). 

A skąd pomysł, że opowiadanie dzieje się w przeszłości? Nie, to jest teraźniejszość. Dla młodego człowieka trzy lata studiów to dużo, tym bardziej, że miała idealistyczne oczekiwania wobec tej pracy.

 

Pracownicy firmy pogrzebowej pojawiają się za szybko. Moim zdaniem to za duży skrót myślowy: po pierwsze, firmę pogrzebową wybiera rodzina, lekarz pogotowia nie ma tu nic do gadania (w czasach afery łowców skór zdarzało się, że sugerowali, ale po niej nawet tego im nie wolno); po drugie, zakład pogrzebowy nie ma prawa ruszyć ciała bez karty zgonu, a tej nie wypisuje się tak hop siup; po trzecie, jeśli nie ma nikogo z rodziny, sprawa się komplikuje: dla zakładu pogrzebowego sprawa zarobku pozostaje problematyczna, bo nawet wydobycie zasiłku pogrzebowego z ZUSu nie jest proste.

Lekarz mógł wystawić kartę zgonu w tym przypadku. Dla czytelnika przeczytanie tej sceny to chwilka, ale zauważ, że jest przedzielona na dwie części, a ten drugi fragment (rozmowa Niny z doktorem dzieje się po przerwie czasowej). W praktyce lekarz może nawet wypisać kartę zgonu człowieka, którego zwłok nie widział.

W aferze łowców skór zdarzało się, że ktoś umarł w karetce i od razu wieźli go do zakładu pogrzebowego. Firmy brały na siebie załatwianie wszelkich spraw, kluczowe było “przechwycenie” zwłok. Możliwe, że w międzyczasie ratownicy jakoś powiadomili rodzinę (np. mieli telefon od sąsiadów), albo zostawili to na później. Przy 10 k znaków szkoda mi było miejsca na opisywanie takich drobiazgów. Zwłaszcza, że jeśli ktoś nie pracuje w branży pogrzebowej, nie zwróci na to uwagi.

 

Nie wydaje mi się też prawdopodobne, żeby lekarz rozliczał się na miejscu z szeregowymi pracownikami firmy pogrzebowej

Oni się nie rozliczali, tylko o tym rozmawiali i to szeptem.

 

Lubieżny lekarz (swoją drogą o bardzo wdzięcznie brzmiącym nazwisku yes) jest przedstawiony schematycznie, ok. Jednak trochę zbyt toporna wydaje mi się jego gotowość natychmiastowego udania się z Niną do zagajnika…

Mógł być seksoholikiem, dziewczyna bardzo mu się spodobała, co widać już na początku.

 

Ostatnie dwie uwagi stylistyczne przemyślę.

Dzięki za odwiedziny.

Przyzwoity tekst. Bez jakiegoś superoryginalnego pomysłu, ale solidny i dobrze napisany.

Tak, aferę z pavulonem pamiętam. Granda.

Nie czepiałabym się bohaterów. Owszem, nie są zbyt głębocy, ale trudno upchnąć im bogate osobowości w 10 kilo.

Babska logika rządzi!

Finklo, dzięki za komentarz i klika. Cieszę się, że tak myślisz. :)

Ando, dobry, mocny i przerażający Ci ten tekst wyszedł :) To że, bohaterowie nie są super oryginalni, to w moim odczuciu nie wada, lecz zaleta akurat przy tym konkretnym tekście. Jak dla mnie pełnią oni symboliczną rolę, mającą na celu pokazanie szerszych problemów trapiących nasze społeczeństwo.

Oczywiście klikam :)

Katiu, dziękuję za odwiedziny, komentarz i klika. :)

Masz rację z odczytaniem tekstu, staram się pokazać głębsze problemy. Przy następnym, dłuższym opowiadaniu, spróbuję bardziej rozbudować psychologicznie bohaterów.

Przeuroczy horrorek! Widzę w tym zalążek cyklu opowiadań o współpracy Niny z mścicielami zza grobu. Powinni przetrzepać parę różnych instytucji. Każda przygoda powinna kończyć się wyrazami nadzieję, na to że jest ostatnia.;)

Supernatural horror sprawnie napisany. Pod względem fabuły, jednak za mało jak na mój gust. Wiem, ograniczenie limitem znaków. Z powodu cięcia musiałaś pogalopować z akcją i przez to od początku domyślałam się jaki będzie finał. Zabrało to sporo z nastroju grozy. No i nie mogłaś za dobrze przedstawić postaci. Ale przyznam się, że mam też pewną wątpliwość – czy na pewno zabraliby takiego żółtodzioba na “akcję”. Cała trójka wtajemniczona i Nina, która odkrywa prawdę? Za grubymi nićmi to szyte. Skoro już prowadzili swój proceder, byliby przygotowani, aby nikt tego nie widział. Taka tam, moja osobista wątpliwości. 

Marasie, dziękuję za klik. :)

 

Nikolzollernie, cieszę się, że Ci się spodobało.

 

Deirdriu, odpowiem najpierw o żółtodziobie.

W kluczowym momencie Gryz wysyła Ninę po krzesełko do transportu. Gdyby nie kot, pewnie by się nie zorientowała, co robią. Większość sceny Nina obserwuje z przedpokoju (lekarz i ratownik o tym nie wiedzą), ale nie wytrzymuje i biegnie ratować staruszka. Wtedy się ujawnia.

Supernatural horror sprawnie napisany.

Cieszę się, że tak myślisz. :) Nie dałam tagu horror, bo moim celem nie było straszenie. Pokazałam pierwszy dzień pracy dziewczyny, która od razu trafiła w niezły magiel, a przy okazji dodałam przesłanie, że wina przynosi karę (mam nadzieję, że za bardzo nie moralizowałam w tekście). Jest jeszcze gra tematem, o której już pisałam. W 10 k znaków nie oczekiwałabym głębi psychologicznej, chyba że tekst skupiłby się tylko na tym, kosztem akcji.

Klik.

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

Rrybaku, dziękuję za klik. :)

Piszesz fajnie, ANDO, lekko się czyta. Opowiadanie samo w sobie nie wywarło na mnie większego wrażenia. Po prostu jest OK. 

Przyjemny horror, mało straszny, ale klimat czuć ;) Pewnie w dłuższej wersji robił by mocniejsze wrażenie. Warsztat dobry, czytało się płynnie. Bohaterowie całkiem ładnie zarysowani, jak na tyle słów.

Uwaga! Spoilery w komentarzach! Czytasz na własną odpowiedzialność

SaraWinter

Piszesz fajnie, ANDO, lekko się czyta.

Miód na moje serce. :)

 

Herox002, dzięki za odwiedziny i miłe słowa.

Przyjemny horror, mało straszny, ale klimat czuć.

Przede wszystkim chciałam pokazać, jak ciężki i nieprzewidywalny może być pierwszy dzień w pracy. Klimat horroru wyszedł przy okazji. Nie dawałam takiego tagu, bo to też dramat Niny i pacjentów.

Opowiadanie bardzo dobre. Zakończenie jeszcze lepsze. Proponowałbym przeformułować fragment: “Rzuciła się na ratunek. Próbowała zatrzymać wątłą nitkę życia.“

 

Zestaw słów “nitka życia” jakoś nie pasuje tutaj.

Może lepiej: “Natychmiast podbiegła do niego, by uratować dogasające życie”.

Albo: “Rzuciła się na ratunek – jego życie zaczynało się wymykać”

Albo: “Natychmiast ruszyła na ratunek. Życie starszego człowieka już ledwo się tliło”

 

Proszę wybaczyć, jeśli moje sugerowane poprawki są błędne. Jest to pierwszy ode mnie komentarz na portalu. Bardzo prawdopodobne, że – jako początkujący – mogę się mylić.

Życzę powodzenia w konkursie.

Od trzech dni się zbieram do komentarza, czytałem w busie, później nie mogłem znaleźć chwili.

Coś ją tknęło, żeby jeszcze zostać.

Niepotrzebne i psuje dynamikę tekstu.

Wiedziała, że jeśli ją oskarżą, nie wybroni się.

Nie przepadam za takimi stwierdzeniami. Czytelnik raczej nie jest głupi i powinien się tego domyślić, to jest napisane, jakbyś chciała mieć całkowitą pewność, że zrozumiał. Moim zdaniem to tylko psuje tekst, jest nieładne, niepotrzebne i irytuje.

Zrozumiała, że oni nie zrobili TEGO pierwszy raz.

To też, choć mniej atakuje oczy. Zamiast tego bardziej pasowałaby jakiś odruch bohaterki – przełknięcie śliny, schowanie drżącej dłoni do kieszeni. Wtedy obraz byłby bardziej wymowny i byłby obrazem właśnie, a nie zapewnieniem.

Opowiadanie jest chaotyczne, motywy niedopowiedziane, niby zrozumiałem, ale czegoś brakuje – nawet nie do końca wyjaśnienia, bo lubię gry na niedopowiedzeniach, ale strzępu informacji, który by wszystko podkręcił i nadał fabule jakiś sens. Bo póki co jest zbyt niespójnie. Między bohaterką, a zmarłymi jest zbyt duża, niewyjaśniona wyrwa, nie na tyle mroczna, żeby uznać ją za weird i nie na tyle wyjaśniona, żeby mogła obronić się jako zwykły tekst. Mam wrażenie, że to przez limit znaków, ale mogę się mylić.

Ale jest druga strona medalu. Dzięki temu wszystkiemu, intrygujesz i grasz na tym aspekcie do samego końca, to jest bardzo udane i rzadko widuję takie teksty. Balansujesz na krawędzi, ale nie spadasz, kusisz czytelnika tajemnicą, ale mu jej nie dajesz, przez co biegnie przez cały tekst, wciąga się i nie może wyjść.

Pomysł niezły, nieskomplikowany (oszustwa w ambulansie) i skomplikowany (gra na niedopowiedzeniu z umarłymi), to się udało i nie udało, bo lektura podczas czytania daje niesamowitą satysfakcję, ale brakuje dobrej pointy i po przeczytaniu wszystko przemija. Jak jazda na ślizgawce – przez chwilę jest spoko, ale później nie myśli się o zjeździe, tylko wchodzi na zjeżdżalnie jeszcze raz. Niekoniecznie tę samą.

Przez opowiadanie się płynie i rzadko gubisz flow, piszesz bardzo ładnie. Idę nominować za te intrygowanie, to jest najlepsza strona tekstu i tak wyraźna, że inne problemy można spokojnie wybaczyć. Mimo postrzępionej fabuły, jestem bardzo zadowolony z opowiadania, winszuje i pozazdrościć.

Gdybyś miała więcej znaków i co nieco rozbudowała, to by mógł być kawał doskonałego tekstu. Póki co trochę brakuję.

Idę nominować.

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Geeogrraafie, cieszę się, że tak dobrze oceniasz to opowiadanie.

 

MaSkrolu, dziękuję za klika i komentarz.

Przez opowiadanie się płynie i rzadko gubisz flow, piszesz bardzo ładnie.

Miło czytać takie słowa. :)

 

Wiedziała, że jeśli ją oskarżą, nie wybroni się.

Zrozumiała, że oni nie zrobili TEGO pierwszy raz.

To są myśli bohaterki, pokazują jej sposób rozumowania.

Opowiadanie jest chaotyczne, motywy niedopowiedziane, niby zrozumiałem, ale czegoś brakuje.

Celowy zabieg, łącznie z “postrzępioną fabułą”. Coś takiego robi się w powieściach, żeby utrzymać zainteresowanie czytelników.

Sens tej fabuły tłumaczy tytuł konkursu – ciężki dyżur dziewczyny, na którą w pierwszy dzień pracy spadły wszystkie możliwe plagi typu molestowanie, skrajny brak etyki, szantaż, łącznie z zemstą zmarłych i koniecznością podjęcia wyboru, czy będzie im pomagała.

Ciężki dyżur, bo zburzył wszystkie jej ideały i zmusił do zachowania nie do końca moralnie etycznego (pomaganie w zemście, postępowanie wobec doktora).

Jeśli gdzieś bym upatrywała horroru, to właśnie w sytuacji Niny. Ciężki dyżur widziany jej oczami to klucz do fabuły.

Śmierć pacjentów z rąk łowców to raczej dramat niż horror.

 

Pytałeś o powiązanie między Niną i zmarłymi.

Najpierw widzimy spotkanie Niny i brodatego nieznajomego obok stacji benzynowej. On coś jej mówi, ona się oburza i odchodzi. W kontekście kolejnej sceny możemy się domyślać, że zaproponował jej udział w zemście.

Sprawiedliwość przychodzi z płaszczyzny fantastycznej, gdy nie ma jej w normalnym świecie – podobnie, jak w balladach Mickiewicza. Nie szukałabym w tym horroru.

Nina zgodziła się i pomogła zmarłym. Dlaczego do niej się zwrócili, zostało wyjaśnione w końcówce:

– To był naprawdę ciężki dyżur – powiedział schrypniętym głosem.

– O, tak – zgodziła się. – Dlaczego ja?

– Łączył nas ten sam gniew. Czułem, że nam pomożesz.

Oni chcieli się zemścić, ona im to ułatwiła, przecież sama poszukiwała rozwiązania, jak zachować się w tej sytuacji. Osoba o takim charakterze jak Nina nie mogła po prostu przyłączyć się do procederu lub udawać, że nic nie widziała.

lektura podczas czytania daje niesamowitą satysfakcję, ale brakuje dobrej pointy

Wiemy, że Nina nie chciałaby więcej takich sytuacji, niezależnie od tego, co będzie robiła w przyszłości. Jej widmowy znajomy ma podobne zdanie. Można to rozumieć róznie – w odniesieniu do wszystkich łowców, Niny jako świadka takich zdarzeń lub skuszenia się na nieetyczne propozycje.

Według mnie, taka pointa stanowi dopełnienie tej historii.

To są myśli bohaterki, pokazują jej sposób rozumowania.

Ja to rozumiem, Ando, ale mnie to nie przekonuje. To wciąż dla mnie podkreślanie oczywistości, które jest niepotrzebne – nie zdradza emocji, motywacji ani nastroju bohaterki. Sposób rozumowania zasadniczo normalny, więc pokazywanie go niewiele wnosi. Każdy czytelnik raczej doszedł do takie wniosku jak ona, a dodatkowe zapewnienia nie są potrzebne. Ja nie ganię tekstu i fragmentu, chiałem tylko pokazać, że one mają większy potencjał, tok rozumowania można też (co prawda mniej ewidentnie, ale może to i lepiej) też pokazać w reakcji, w której pokażesz również emocje. Dwie pieczenie na jednym ogniu i dynamika większa.

Celowy zabieg, łącznie z “postrzępioną fabułą”. Coś takiego robi się w powieściach, żeby utrzymać zainteresowanie czytelników.

Rozumiem to prawda, ale ten chaos jest aż nazbyt chaotyczny, zainteresowanie utrzymujesz, tylko momentami czytelnik nawet już nie wie czym się interesuje, bo po pokazaniu jednej luki jest przeskok i kolejne niedopowiedzenie. Czasem zdarza się, że wydarzenia wiszą w powietrzu, bo autor zapomni o opisie miejsca, tutaj czasem fabuła zdaje się wisieć w eterze. Po prostu dla mnie tych niedopowiedzeń jest zbyt dużo, ja chcę je chłonąć, żeby otrzymać później choć jeden strzęp informacji, który zrzuci mnie z krzesła. Tutaj go zabrakło.

Sens tej fabuły tłumaczy tytuł konkursu – ciężki dyżur dziewczyny, na którą w pierwszy dzień pracy spadły wszystkie możliwe plagi typu molestowanie, skrajny brak etyki, szantaż, łącznie z zemstą zmarłych i koniecznością podjęcia wyboru, czy będzie im pomagała.

Jeśli o to chodzi, to przepraszam za stwierdzenie, bo przesadziłem. Sens fabuła ma, oczywiście, miałem na myśli “więcej sensu” i jakoś mi się to przekształciło, zbyt szybko chciałem napisać komentarz. Przepraszam.

Najpierw widzimy spotkanie Niny i brodatego nieznajomego obok stacji benzynowej. On coś jej mówi, ona się oburza i odchodzi. W kontekście kolejnej sceny możemy się domyślać, że zaproponował jej udział w zemście.

Sprawiedliwość przychodzi z płaszczyzny fantastycznej, gdy nie ma jej w normalnym świecie – podobnie, jak w balladach Mickiewicza. Nie szukałabym w tym horroru.

Nina zgodziła się i pomogła zmarłym.

Tak, ale to jest fantastyka wisząca w powietrzu. Deus ex machina. Skąd są Ci zmarli i dlaczego chcą się mścić? Miała problem, ktoś z nią porozmawiać i nagle gość wpędziła doktorka w maliny. Mnie to nie kupuje, niestety.

Wiemy, że Nina nie chciałaby więcej takich sytuacji, niezależnie od tego, co będzie robiła w przyszłości. Jej widmowy znajomy ma podobne zdanie. Można to rozumieć róznie – w odniesieniu do wszystkich łowców, Niny jako świadka takich zdarzeń lub skuszenia się na nieetyczne propozycje.

Według mnie, taka pointa stanowi dopełnienie tej historii.

Ma sens, ale przy to jest wejście w bardzo głęboko wchodzące zakończenie przy bardzo niedopowiedzianym tekście. Dlatego jej nie poczułem. Lub nie zrozumiałem tekstu.

Tak czy inaczej bardzo mi się podobał, inaczej bym się nie angażował aż tak w komentowanie. Po prostu brakowało mi czegoś do pełnej satysfakcji i nie mogę się z tym pogodzić :P

Pozdrawiam!

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

MaSkrolu, w którym miejscu widzisz niedopowiedzenia i luki?

 

IMO, dosyć logiczna fabuła.

 

Tak, ale to jest fantastyka wisząca w powietrzu. Deus ex machina. Skąd są Ci zmarli i dlaczego chcą się mścić?

Zacznę od ballady “Lilie”. Pani zabiła pana, pan zaczął do niej przychodzić w nocy i stukać w okno, a kiedy zalotnicy zerwali lilie z jego grobu i chcieli ożenić się z panią, zmarły zabrał wszystkich w zaświaty.

W opowiadaniu jest podobny schemat. Lekarz zabijał pacjentów, ci do niego wrócili po śmierci po sprawiedliwość. Taka sama zależność jak w “Liliach”.

Zmarli są w momencie poszukiwania sposobu zemsty, kiedy pojawia się Nina. Brodacz z zaświatów ma nadnaturalną moc. Wie o problemie Niny. Jest mu wygodnie skorzystać z jej pomocy. Ci zmarli to raczej zombiaki niż duchy, trudno by było całej grupie dostać się do mieszkania lekarza gdzieś w centru miasta. Poza tym, brodacz nie bez powodu angażuje akurat Ninę. Ona będzie jeździła dalej w karetce, to dla niej jasny przekaz, że nie powinna stać się taka jak Gryz i spółka.

Jedną dodatkową rzecz wycięłam z tekstu. Brodacz tłumaczył Ninie w końcowej scenie, dlaczego wybrał właśnie ją. Zamiast “Łączył nas ten sam gniew” było: “Niewinny, ktoś taki jak ty, musi zbudzić gniew umarłych”. W poprzedniej wersji zmarli mogli się pojawić, kiedy wezwał ich człowiek, który nie miał nic poważnego na sumieniu. Wydawało mi się, że pozostawiona wersja jest bardziej przejrzysta, tamta komplikowałaby przekaz.

 

Tak czy inaczej bardzo mi się podobał, inaczej bym się nie angażował aż tak w komentowanie. Po prostu brakowało mi czegoś do pełnej satysfakcji i nie mogę się z tym pogodzić :P

Cieszę się, że tekst Ci się spodobał. Staram się wyjaśnić wątpliwości. :)

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Czytnąłem drugi raz, bardzo na spokojnie i część tego wrażania, najwidoczniej wynikała z czytania w busie. Nie wiem, może nie skupiłem się wystarczająco dobrze. Choć nie daje mi spokoju, skąd zmarli znaleźli się przy tej stacji i akurat w tym lesie, skoro to bardziej zombie niż duchy, a bohaterowie “lewie przystanęli zatankować paliwo”. Z tym właśnie mam problem, fabuła jest prosta, fajna i ma sens, ale nie mam tej jednej informacji, a tak szalonego zbiegu okoliczności nie mogę sobie wyobrazić – przecież ci zabici musieli się jakoś przemieszczać, a karetki by raczej nie dogonili, nawet jeśli biegliby za nią bez ustanku.

W poprzedniej wersji zmarli mogli się pojawić, kiedy wezwał ich człowiek, który nie miał nic poważnego na sumieniu.

No, czyli właśnie tego mi zabrakło, a miałem takie wrażenie, że musiałaś to wyciąć, bo nie zostawiłabyś takiej luki podczas pisania ;)

Wydawało mi się, że pozostawiona wersja jest bardziej przejrzysta, tamta komplikowałaby przekaz.

Nie do końca bardziej przejrzysta, bo brakuje tej informacji skąd wzięły się duchy.

Wątpliwości rozwiałaś, szkoda, że tekst sam się całkowicie nie obronił. Teraz wiadomość, którą chcę dodać, przez ostanie rozważania w HP o tym jakie to negatywne komentarze w konkursach nie są złe:

CZYTELNIKU, KTÓRY ZERKA NA KOMENTARZE PRZED PRZECZYTANIEM, TEKST JEST DOBRY I NIE SUGERUJ SIĘ MOIM DROBNYM NARZEKANIEM.

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Przyjemne :)

Przynoszę radość :)

Arnubisie, dzięki za odwiedziny.

 

Anet, cieszę się. :)

 

Maskrolu, po namyśle nie zmieniam wersji zakończenia. W balladach Mickiewicza zmarły pojawia się, kiedy człowiek zrobi coś wyjątkowo złego. Później czeka na odpowiedni moment (ślub w “Liliach”).

Gdyby Nina musiała zawołać zmarłych, posypałaby się logika wydarzeń. Myślę, że oni czekali na odpowiedni moment i na kogoś kto im pomoże, a dodatkowo chcieli wpłynąć na zachowanie Niny w przyszłości. To oni ją wybrali. Nie chcę łopatologicznie pokazywać tego w tekście, czytelnik powinien mieć pole do rozwinięcia wyobraźni.

spoko, fajny klimat.

spoko, fajny klimat.

Obie sięgnęłyśmy w swoich opowiadaniach do motywu zemsty z zaświatów. Motywu tak starego jak sama historia ludzkości, niemniej dla pisarza niełatwego :)

Podobało mi się Twoje opko, ale nie poczułam tego niepokoju. Może gdzieś przygniotło go społeczno-obyczajowe tło zdarzeń? Może potrzebna jest jednak ta tajemniczość, odpowiednia sceneria? Nie potrafię sprecyzować czego mi tu zabrakło.

Ogólnie jednak przeczytałam z przyjemnością i tego się trzymajmy ;)

Po raz nie wiem już który powtarzam, że TO NIE JEST HORROR, ale ciężki dyżur bohaterki w pierwszym dniu pracy, najbliższy dramatowi obyczajowemu.

Nie odebrałam tego jako horror. Przy horrorze powinnam odczuwać strach, tutaj myślałam raczej o czymś innym. Umarli nie są zazwyczaj zwykłymi bohaterami dramatów obyczajowych, niosą ze sobą ładunek raczej niepokojących odczuć. Ale może to tylko moje wrażenie.

W opowiadaniach fantastycznych nie ma przeszkód, żeby umarli pełnili taką rolę. Warto pokusić się o trochę elastyczności w interpretacji.

Edit

Przykładowo, "Ballady" Mickiewicza nie są horrorem, zmarłych znajdziesz też m.in.w Harrym Potterze.

Ot, rzecz oparta na faktach, więc mało odkrywcza, zwłaszcza że opisujesz zdarzenie sprzed jakichś dwudziestu lat, ale nie wydaje mi się możliwe, aby podobna historia mogła mieć miejsce dzisiaj. No i grupa mścicieli zza grobu, choć malownicza, pojawiła się nie wiadomo skąd i zdała mi się dodana tylko po to, aby opowiadaniu zapewnić jakiś element fantastyczny.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Regulatorzy, dziękuję za komentarz. Element fantastyczny wkracza na scenę, kiedy nie można uzyskać sprawiedliwości w świecie realnym. Pisałam w komentarzach powyżej o odwołaniach do ballad Mickiewicza. Też mam nadzieję, że problem skór to przeszłość. :)

Ando, w tym opowiadaniu, jeśli dobrze zrozumiałam, wszystko dzieje się jednego dnia, by nie rzec w ciągu kilku godzin, więc chyba nie można mówić, że sprawiedliwość realnego świata nie działa, bo ona w ogóle nie miała szansy zaistnieć.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ekipa karetki działa od dawna, wiadomo to z końcówki sceny w domu ofiary. Zmarli czekają na właściwy moment, a Nina trafia na końcówkę tych wydarzeń akurat na swoim pierwszym dyżurze. Masz rację, akcja opowiadania rozgrywa się w ciągu jednego dnia.

Moim zdaniem wyszło bardzo fajnie, spodobał mi się ten pomysł, chociaż wydaje się, że limit znaków zmusił do cięć. Z chęcią zobaczyłbym w tym opku szerszą narrację, bo polubiłem stylistykę stosowaną przez ciebie. Są w tekście ciekawa fabuła oraz ciekawi bohaterowie i szkoda trochę, że nie było miejsca na pełniejsze przedstawienie. Ale myślę też, że dobrze poradziłaś sobie z pogodzeniem opowiadania i konkursowego limitu.

Mersayake, dzięki za miłe słowa. Cieszę się, że opowiadanie uważasz za fajne.

Myślę, że to po prostu inny typ tekstu, który wymaga innych narzędzi niż dłuższe opowiadania. Trochę miejsca zajęły mi powtarzalne motywy (kot, scena na początku i na końcu), ale nie chciałam z nich zrezygnować.

Skupiłam się na pokazaniu sytuacji Niny, takie symboliczne wejście w dorosłość.

Cześć Ando,

Przeczytałem. Piszesz lekko, dobrze się czyta. Mam natomiast problem z bohaterką – Nina bardziej reaguje na wydarzenia, a niż je kreuje. Najpierw robi to, czego oczekuje od niej lekarz i zespół, a później to, do czego nakłania ją brodaty mężczyzna. W efekcie, bohaterka wydaje się pasywna, pomimo roli, jaką odgrywa w końcówce.

Pozdrawiam

Mike1385, dziękuję za miłe słowa.

Uważam, że Nina jest aktywną bohaterką i nie słucha lekarza. Nie poszła po krzesełko w domu staruszka, obserwowała wydarzenia z ukrycia, a później rzuciła się na ratunek umierającemu mimo konsekwencji. Ona pozornie zgadza się na warunki lekarza. W tekście to wyjaśniłam.

Nina nie musiała pomagać brodaczowi. Początkowo nie zgadza się na to, później stwierdza, że nie ma lepszego wyjścia. Ona jest punktem zapalnym drugiej części opowiadania. Charakter Niny budowałam z różnych cech.

Napisane dobrze, ale tym razem nie w moim guście. Nie jestem zwolennikiem morderstwa, jako kary za inne morderstwo. Taki dramat w opowiadaniach do mnie nie przemawia. To znaczy, gdy przypadkowi ludzie robią to dla innych przypadkowych osób. To bardziej impulsywne, a ja wolę złożone relacje w opowiadaniach. Chociaż krótki limit robi swoje i wiem, że trudniej zbudować jest coś o porządnych podwalinach.

Pozdrawiam.

Darconie, dziękuję za komentarz. Tym razem akurat taki pomysł. Może spodoba Ci się bardziej tekst o Marsie i Oppy. :)

Według mnie mądre opowiadanie z przesłaniem. A i czytało się fajnie. Początkowo drastyczne ale takie bywa życie.

 

Pozdrawiam.

Jestem niepełnosprawny...

Dawidzie, cieszę się, że opowiadanie Ci się spodobało. Pozdrawiam. :)

Najpierw może powiem że ogolnie dobrze sie czytało i nie bylo nudy, ale mam uwagę natury logicznej. Takie wyzwanie dla autorki czy jest w stanie obronić się przed moim "zarzutem" fabularnym. Brakuje mi tutaj niezbędności bohaterki dla dokonania zemsty trupów. Po co ona jest własciwie potrzebna temu niedzwiedziowi? Te trupy były wezwane / wskrzeszone / przetransportowane przez tego niedzwiedziowatego pana. Mogl je przeciez wskrzesic bezposrednio na parking. Dlaczego tego nie zrobil? Bal sie ze ktos zauwazy? Rola bohaterki sprowadza sie tutaj do wprowadzenia lekarza w krzaki. To co trupy mogą zabijać tylko i wyłącznie w krzakach? To jest dla mnie zgrzyt logiczny:) A moze czegos nie zauważyłem/doczytałem?

Witaj, Bruno. Cieszę się, że dobrze się czytało.

Zmieniłam dwie rzeczy:

– w rozmowie Niny z doktorem dodałam “wezwałam ich”.

– w końcówce zmieniłam jedną z wypowiedzi brodacza.

Teraz chyba bardziej widać, jaka była rola Niny. Ktoś musiał dać “sygnał” do ataku zmarłych. Nina ich wezwała. Musiał to zrobić ktoś o takich cechach jak ona – niewinny, idealista. Dodatkowo, pomogła im w zemście w miejscu, gdzie nie było świadków. Wyobrażam to sobie w ten sposób, że brodacz i kilku innych zmarłych chcieli coś zrobić z ekipą karetki, ale nie mogli zacząć akcji bez pomocy Niny.

Z drugiej strony, brodaczowi zależało, żeby akurat Nina zobaczyła zemstę, bo jeśli dalej będzie jeździła w karetce, to doświadczenie wpłynie na jej zachowanie w przyszłości.

Powinnam chyba to podkreślić – uważam, że Nina przegrała w zderzeniu z dorosłym światem. Egzamin dojrzałości okazał się brutalny i rozczarowujący. Pod presją chwili, w emocjach, Nina wzięła udział w zemście sprzecznej z jej ideałami. Dlatego w zakończeniu mówi, że chciałaby o wszystkim zapomnieć. Niestety, pewnie jej się to nie uda.

Hmmm, nie jestem przekonana. Opowiadanie jest porządnie napisane, nie można się uczepić wykonania, ale z jednej strony – historia wydała mi się dość przewidywalna od momentu, kiedy bohaterka jest świadkiem zabójstwa pacjenta, z drugiej – stylistycznie i narracyjnie jest przezroczysta, bardzo neutralna i prosta. To ostatnie to absolutnie nie zarzut, sam w sobie, ale w połączeniu z fabułą daje, ostatecznie, efekt nieco za dużej, jak na mój osobisty gust, przewidywalności. Do tego dochodzi czarny charakter (lekarz) tak groteskowo zły – i morderca, i oszust, i szantażysta, i obleśny typ do tego – że w pewnym momencie przestaje straszyć. I nie, nie chodzi o to, że takich typów nie ma, chodzi o to, że w krótkim opowiadaniu trochę zbyt łatwo przewidzieć, co on zrobi i jak to się dla niego skończy.

Ale, żeby nie tyko narzekać, scena z ręką i krwią mocna i efektowna, robi wrażenie. 

 

EDIT: bardzo mi się podoba Twój poprzedni komentarz; IMHO ta przegrana z dorosłością nie do końca wychodzi w tekście, a to jest bardzo fajny motyw, może by po konkursie trochę go podkręcić?

ninedin.home.blog

Ninedin, dziękuję za odwiedziny i komentarz.

historia wydała mi się dość przewidywalna od momentu, kiedy bohaterka jest świadkiem zabójstwa pacjenta

Tu się nie zgodzę. W opowiadaniu o pogotowiu oczekiwałabym ratowania życia pacjenta, opisu ciężkiego przypadku, jakiejś katastrofy.

 

Do tego dochodzi czarny charakter (lekarz) tak groteskowo zły – i morderca, i oszust, i szantażysta, i obleśny typ do tego

Lekarz musiał być skrajnie zły, żeby wybrzmiało przesłanie tekstu. Gdyby miał dobre cechy, łatwo by było powiedzieć, że samosąd nie stanowi właściwego rozwiązania, a w przypadku takich osób jak ekipa karetki sprawa przestaje być oczywista.

Nie chciałam straszyć tą postacią, raczej pokazać, jak wiele spadło na Ninę jednego dnia.

Niestety, bywają tacy szefowie jak Gryz, dlatego dyżur podwójnie ciężki.

 

bardzo mi się podoba Twój poprzedni komentarz; IMHO ta przegrana z dorosłością nie do końca wychodzi w tekście

Cieszę się, że komentarz Ci się spodobał. To moja subiektywna ocena wydarzeń, nie chciałam dawać w tekście jednoznacznej interpretacji pierwszego dyżuru Niny. Uważam, że trzeba zostawić czytelnikom swobodę i pole do własnego osądu.

Jeśli lubisz historie z bardziej rozbudowaną fabułą i psychologią postaci plus trochę bajkowego językoznawstwa, zachęcam do przeczytania mojego opowiadania “Bez powrotnego”.

Trzyma w napięciu! Mnie osobiście dreszcze przeszły ostre. Czekam na rozwinięcie opowieści z Pawulonem w tle :creepy:

JohnnyTrestle

Johnny, dziękuję za komentarz i miłe słowa. :)

Hej, Ando, opowiadanie, jak to u ciebie, napisane bardzo ładnie, czytało się bez zgrzytów, ale tym razem temat do mnie średnio trafił :( Kwestia gustu, po prostu. Przepiścy już napisali wszystko, co chciałam przekazać, więc tylko w skrócie powtórzę – bohaterowie jak mnie trochę zbyt schematyczni; Nina rzucana z kąta w kąt, ratownicy w roli osiłków, przystojny lekarz-morderca. 

W konkursie na Kapsułę poradziłaś sobie bardzo dobrze z limitem, tutaj widać, że trochę cię on przycisnął. Fabuła gna na łeb na szyję, dużo aspektów upchanych w małym limicie doprowadza gdzieniegdzie do niezrozumiałych luk – duchy (zombie?) wzięci nie wiadomo skąd, pan-niedźwiedź też trochę zbyt tajemniczy.

Mimo że przeczytałam z zainteresowaniem to czegoś mi tu jednak zabrakło.

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

Sy, dzięki za odwiedziny i komentarz. Cieszę się, że uważasz opowiadanie za ładnie napisane.

Fabuła gna na łeb na szyję, dużo aspektów upchanych w małym limicie doprowadza gdzieniegdzie do niezrozumiałych luk – duchy (zombie?) wzięci nie wiadomo skąd, pan-niedźwiedź też trochę zbyt tajemniczy :(

Taka konstrukcja jest celowa, stosuje się ją m.in. w kryminałach, żeby “podkręcić” zainteresowanie czytelników tajemniczością i niedopowiedzeniami. Pojawienie się zmarłych wyjaśniałam już we wcześniejszych komentarzach. 

Napisałam wszystko, co zamierzałam, w taki sposób, jak zaplanowałam, dlatego nie czekałam z publikacją opowiadania do czwartku. Limit, jak dla mnie, okazał się w sam raz.

Jestem przeciwna nadmiernej łopatologii w opowiadaniach.

bohaterowie jak mnie trochę zbyt schematyczni;

Niektórzy pisali, że porządnie zarysowani jak na taki limit – kwestia gustu. :)

Nina rzucana z kąta w kąt,

To już wyjaśniłam powyżej. Wyobraź sobie młodą dziewczynę pierwszego dnia w pracy. I tak była odważna, że przeciwstawiła się ekipie i próbowała coś zrobić. Postępowanie postaci musi być wiarygodne, w opowiadaniach, obok herosów, występują też tzw. bohaterowie uwikłani.

ratownicy w roli osiłków,

Ratownicy jednak dźwigają ludzi, zaobserwuj, jak wygląda wielu z nich. A że słuchają się Gryza – widać, co daje im motywację. ;)

przystojny lekarz-morderca. 

O tej postaci też pisałam w komentarzach powyżej. Czarny charakter też może mieć jakąś pozytywną cechę – ten jest przystojny.

Klimat bardzo na plus i trochę bardziej podchodzące pod rodzime realia ujęcie tematu zombie/nieumarłych, trochę jak w jednym starym opowiadniu Pilipiuka z serii Wędrowycza– nie pamiętam niestety tytułu. Aczkolwiek pojawienie się tych zmarłych chyba mogłoby być troszkę bardziej– ujmijmy to tak– zapowiedziane wcześniej. Bardzo archetypowe postaci też w sumie na plus, bo odgrywają rolę zgodnie z tym, czego się spodziewamy, ale ten element zaskoczenia sprawia, że całość jest i zgrana i z lekkim dreszczykiem.

Dobrze napisane i szybko się czyta. Lubię gdy słabi i prześladowani mogą zemścić się w jakiś sposób na swoich oprawcach. Fajnie, że wzięłaś na warsztat poniekąd znaną historię i dopisałaś do niej “sprawiedliwe” zakończenie.

Fajnie napisane, Ando!:) Kilka pojedynczych słów po drodze usunęłabym, ale ponieważ nie można już poprawiać nie będę ich podrzucała.

Opko jest zwarte, dynamiczne, kompletne i choć opowiada nie całkiem nową historię czyta się  je bardzo dobrze i trzyma w napięciu.

srd:)

a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Fajnie, że Asylum wpadła, bo mi Twój tekst wskoczył jak na życzenie w ostatnie komentarze i nie musiałem po zakładkach konkursowych szukać. ;-)

Opowiadanie bardzo trudne do jednoznacznej oceny. Takie solidne, sprawne. Natomiast przy tej koncepcji i długości ma trochę problem, że wyjść ponad to. Ale przecież nie każde musi. Ważne, żeby nie zjeść poniżej pewnego poziomu.

Więc tak. Opierasz opowiadanie na bardzo mocnym motywie. Motyw sam w sobie buduje pewną warstwę emocjonalną tekstu, bo też, nie dosyć, że podły, to jeszcze znajdujący potwierdzenie w rzeczywistości. Takie wypadki się przecież zdarzały. I sama świadomość tego już działa w pewien sposób na czytelnika. Niechby tylko jako taka przypominajka: Hej! My naprawdę potrafimy być aż tak podli!

Piszę o tym celowo, bo opowiadanie czysto teoretycznie miało potencjał, by wybrzmieć nieco lepiej. Dlaczego teoretycznie, napiszę za chwilę.

Twoje opowiadanie, z racji limitu, trochę pędzi. I częściowo ogranicza Ci to właściwe wybrzmienie tekstu, tego głównego motywu. Dlaczego? Takie historie działają na czytelnika najlepiej, kiedy masz przestrzeń, by budować je stopniowo. Najpierw pokazujesz całe to paskudztwo, podłość. Powoli, by czytelnik mógł nim przesiąknąć. Później, poprzez prezentację bohaterów, utwierdzasz czytelnika w przekonaniu, że takie podłe postawy pozostaną bezkarne (uwierzyć w to łatwo, bo przecież masę takich sytuacji dostarcza nam życie). I dopiero na końcu, kiedy czytelnik zwątpi w pewną sprawiedliwość, wyciągasz pozytywne zakończenie. Może to schemat prosty, sztampowy, ale działa. Bo czytelnik nieraz pragnie znaleźć w fikcji sprawiedliwość, której niekoniecznie dostarcza mu życie.

Tutaj ta sprawiedliwość, chociaż się pojawia, wybrzmiewa jakby trochę słabiej. Mamy tu historię “objętościowo” uproszczoną. Masz ledwie kilka tysięcy znaków na prezentację tego ludzkiego paskudztwa i, jak sądzę, trochę brakło, by zbudować tak mocno niechęć do bohaterów negatywnych, jak była potrzebna. Słowem, sprawiedliwość przychodzi za szybko. ;-)

Druga rzecz to fantastyka w opowiadaniu. Ona jest, bo być musi. Natomiast opowiadanie, według mnie, lepiej by wybrzmiało bez niej. Dlaczego? Już tłumaczę.

Widzisz, pisałem o tym, że czytelnik w takiej fikcyjnej historii pragnie sprawiedliwości, której nie dostarcza życie. Tutaj o tą sprawiedliwość zadbała fantastyka. Sam człowiek wobec tego procederu zdaje się bezradny. Z jednej strony mamy więc ten oczekiwany triumf sprawiedliwości, z drugiej takie pełne przekonanie, że jednak jest on możliwy jedynie w literaturze. Bo jeśli nawet w historii fikcyjnej człowiek nie może sobie z danym problemem poradzić, to i pojawia się takie przekonanie, że w rzeczywistości jest on niemożliwy do rozwiązania.

Dlatego uważam, że pozytywne zakończenie takich opowiadań bez obecności fantastyki wybrzmiewa lepiej, bo daje taką nutę (niechby i fałszywej) nadziei, że skoro człowiek mógł sobie poradzić tutaj, to może i znajdzie się jego odpowiednik w realnym życiu.

Czy zatem takie zakończenie, które tutaj prezentujesz uważam za złe? Nie. Pewnie, że nie. Fantastyka jest, bo być musi. Ja tylko, poprzez ten komentarz, staram się pokazać, jak działają pewne elementy tekstu na czytelnika. Jak łatwiej go czymś “trafić”, dotrzeć do niego. Nie jest to już nawet uwaga stricte do tego opowiadania, ale raczej pewna refleksja, która może stanowić część materiału poglądowego do wyciągania wniosków. Opinii trochę już tu masz, wiele nowego nie napiszę. Zamiast więc powtarzać po przedpiścach (bo mój odbiór opowiadania z grubsza pokrywał się z tym, co pisali inni) wolałem rozpisać się w ten sposób. A nuż coś z tego Ci się przyda.

Tyle ode mnie. Solidna, sprawnie napisana lektura.

Pozdrawiam. :-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Dziękuję za nowe komentarze.

 

Oidrin, porównanie do Pilipiuka to dla mnie duży komplement. :)

 

Edwardzie, dziękuję za miłe słowa. :)

 

Asylum, fajnie, że uważasz opowiadanie za dynamiczne. :)

 

CM, witam ponownie, pod kolejnym opowiadaniem. Tym razem akurat taki był pomysł, żeby sprawiedliwość przynieśli umarli, skoro żywi nie mogli. Ten motyw wynika z nawiązania do ballad Mickiewicza.

Pisałeś o szybkim rozgrywaniu się wydarzeń. Myślę, że każda historia powinna mieć inne tempo, dostosowane do tematu i innych cech opowiadania. Dlatego tutaj akcja jest szybsza niż w tekście o Marsie, chociaż ogólnie lubię dynamiczne historie.

 

 

Cała historia nie za bardzo mnie porwała. Nic specjalnie oryginalnego nie ma, po prostu zbrodnia i zemsta ofiar. Kiedy jest fragment o tych "pięciu poprzednich" to ostatnie zdanie jest zbędne, bo czytelnik już się domyślił, że to nie pierwszy raz. Jednak czytało się szybko i z zaciekawieniem, no i tekst pokazuje ważny, realny problem, o którym powinno się mówić.

Sonato, dziękuję za komentarz i odwiedziny. Myślę, że wszystko już było, każdy wątek i historia, bo literatura stoi archetypami i toposami. :)

Jurorskie postękiwania…

Konstrukcja opowiadania wyszła przyzwoicie. Pierwsza scena nieco chaotyczna, ale haczyk na czytelnika był. Drugiej na dobrą sprawę mogłaby nie być taka oficjalna, bo krzyczy z daleka: „przedstawienie bohaterów”, na kolejne ewidentnie limit miał zły wpływ, aczkolwiek scenki są czytelne. Bez problemu można było rozeznać się fabule.

Wątek fantastyczny jest. 

Realia. No przyznam szczerze, że mam wątpliwości co dialogów i procedur, którymi posługują się ratownicy. Zabrakło kilka słów wywiadu z przytomnym pacjentem, próba reanimacji to tylko hasło, komendy lekarza prowadzącego… Wiadomo, żeby w protokole się zgadzało, że poszło tyle i tyle strzykawek epinefryny, albo reanimacja trwała tyle i tyle… Że próbowali dostarczyć pacjenta na SOR. Wszak sam otworzył im drzwi… Nie musieli ich wyważać, aby zastać trupa. No tutaj należałoby nieco bardziej zgłębić ten ciężki, nieopłacalny, aczkolwiek ważny fach.

Logika wydarzeń. Jakbym chciał niepotrzebnie narobić sobie problemów jako herszt „łowców skórek”, to postępowałbym jak przedstawiony lekarz. Wrzuciłbym nowego na głęboką wodę, przeraził na pierwszym wyjeździe i upewnił się, że w sądzie będzie w stanie opisać wszystko to, co nad pacjentem się działo…. Nie wydaje mi się, żeby to tak mogło wyglądać. Angażowanie w proceder tego typu to raczej delikatne badanie do czego i za ile nowy partner jest w stanie się zaangażować. Tylko naprawdę zainteresowani dają szansę na wierną służbę. Jeżeli osoba okazałaby się mało podatna/zainteresowana to zgłasza się kierownikowi, że nowy jest słaby i konieczna będzie wymiana – nie będziemy z nim jeździć. To powinno przypominać werbunek.

I to zrozumienie bohaterki, że oni nie zrobili TEGO pierwszy raz… Niestety postaci (tych, które coś wnoszą do tekstu) mnie nie przekonują, a nawet odstręczają. Reakcje bohaterki zdają się miejscami niezrozumiałe i histeryczne. „– Boże! To chore!” po czym wykonuje plan, od a do zet… Lekarz niby stary wyjadacz, a zwykły dupek z kut***m zamiast głowy, jak z resztą wszyscy faceci, o mikroskopijnym ilorazie inteligencji… Wszystko to mało wiarygodne, nazbyt uproszczone i stereotypowe.

„Nie mieliście prawa zabijać. – powiedziała Nina.

– Co ty bredzisz?! – Lekarz odsunął się od niej. – Mam dość, dzwonię po…”

Czego lekarz ma dość? Sam sobie problem na głowę sprowadził. Dlaczego jest taki niecierpliwy i poirytowany? Dzwoni po chłopaków? Nie jest w stanie poradzić sobie z kobietą w lesie, z którego krzyki nie dochodzą na parking? A później jeszcze gorzej. Gdzie jego opanowanie, dlaczego dla niego jest wariatką? Bo znalazł krew w kieszeni, czy to że stwierdziła fakt? Szkoda, że ta ważna scena została tak rozpisana pod względem zachowania i ludzkich reakcji.

Przesłanie? Jeżeli to mogło być poczucie winy lekarza, które namacalnie, bo w postaci chordy umarłych, rozszarpuje żywcem, to byłbym bardzo zadowolony. To potężne emocje. Tutaj raczej płasko pod tym względem. Rozumiem, że sprawiedliwość zwycięży, wszyscy dostaną to na co zasłużyli… ale czy to nie za mało?

Oczywiście pozostaje klimat horroru.  

Dyżur dla bohaterki był ciężki. To fakt. Może chociaż, ją zeżre poczucie winy, że w imię sprawiedliwości przyczyniła się do wymordowania prawie całej załogi karetki, bez procesu – namiastki sprawiedliwości, której tak ochoczo się poddała…

Czwartkowy :)

Blacktomie, dzięki za rozbudowany komentarz. Nie dało się bardziej rozbudować, wyczerpałam limit znaków.

Nowa Fantastyka