- Opowiadanie: arya - Wezuwiusz

Wezuwiusz

Ani sesja, ani zmęczenie umysłu nie wpływają pozytywnie na pisanie, ale coś tam się zdążyło narodzić.

Prosto i bez kombinowania :)

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Wezuwiusz

 

Implant kreślił na śniegu cienką czerwoną linię. Biegła wzdłuż metalowych słupków, odgradzających trasę dla zwiedzających od chronionych zabytków. Łączący paliki sznur zwisał luźno przy ziemi, przetarty i poprzerywany. Alessandro szedł dalej, głębiej między ruiny. Pod jego stopami trzeszczał biały puch, a oddech, równy i spokojny, wypływał w postaci mgiełki przez filtr w masce. Bez dopasowanego do ciała kombinezonu termicznego, przy tej temperaturze zamarzłby w ciągu paru godzin.

Czuł się ślepy. Przed zleceniem kazano mu wyłączyć rozszerzone funkcje interfejsu rogówki, by niczego nie zarejestrowały. Tym samym mógł korzystać jedynie z danych wgranych przed opuszczeniem Przedmieść, głównie lokalizacji. Brak dowodów to brak wyroków, skonstatował zleceniodawca, wykonując przelew.

Linia nakazała mężczyźnie skręcić w prawo. I znowu w prawo, do wnętrza jednego z lepiej zachowanych budynków. Nagle zrobiło się cicho. Nieprzyjemne milczenie buczało w uszach, przypominając zakłócenia radiowe, takie same jak w latach, kiedy jeszcze nadawano audycje.

– To tylko wiatr – burknął pod nosem, wyciągając z torby ładunek wybuchowy. Wprawnymi ruchami uzbroił przypominający tubę przedmiot. Czerwony punkt na ziemi wskazywał miejsce przymocowania urządzenia. Mężczyzna odgarnął dłonią okrytą czarną rękawiczką warstewkę naniesionego przez wiatr śniegu. Trzy ptaszki ułożone z kolorowej kostki łypnęły na niego z głębokim smutkiem.

Alessandro powiódł palcem po białych paciorkach zwisających z ciemnego dziobka. Każda płytka wycięta i oszlifowana własnoręcznie. W dzisiejszych czasach nikt już nie tracił czasu na sztukę. Najbliższą jej imitacją, jaką widział do tej pory, były napisy nabazgrane wapnem na gorzej strzeżonych fragmentach murów otaczających Polis, nowych wspaniałych miast godnych dwudziestego drugiego wieku. Tam, gdzie nie było ani uzbrojonych androidów, ani gęstej siatki pod napięciem. Słyszał plotki, że za warstwą żelbetonu życie miało smak lukrecji. Alessandro nie znał smaku lukrecji, lecz sama nazwa pozostawiała w ustach synestetyczną słodycz.

Uniósł wzrok na sterczące żałośnie kikuty kolumn, stanowiące zaledwie obramowanie pustki. Kiedyś pomiędzy nimi rosło coś, co nie zdołało przetrwać gwałtownych, nieprzewidywalnych zmian pogody.

Zdawało mu się, że dostrzega jakiś kształt. Jego ekipę ostrzeżono, że miasto zamieszkują zastygłe w lawie trupy. Pozwolił sobie nieznacznie przybliżyć i wyostrzyć obraz. Na wszelki wypadek.

Dwójka ludzi w termicznych kombinezonach starszego modelu kuliła się w rogu pozostałości – prawdopodobnie – pokoju, osłoniętego fragmentem przerdzewiałej blachy. Bioniczne rogówki nie odnotowały ruchu. W innej sytuacji Alessandro może przeszedłby na funkcję kontroli czynności życiowych. Może, choć wątpił, ponieważ co by to zmieniło?

Wołanie zdjęło ciężar ciszy z jego ramion.

Mężczyzna zdecydowanie umieścił ładunek na mozaice i dźwignął się z kolan.

– Już idę – odkrzyknął w noc.

 

***

 

Odnalazł Marco przed posążkiem tańczącego, małego człowieczka.

– Diabeł czy co? – mruknął Marco na powitanie. – Zobacz jakie dziwne ma rogi na głowie. Po co tworzyć takie paskudztwo?

Alessandro ledwo rzucił okiem na figurkę. Marco od początku nie popierał przyjęcia tej roboty. Bał się morza, wzdragał na wspomnienie wulkanu. Dla niego, najstarszego, prawie stuletniego członka zespołu, to wciąż były żywe pomniki realnych zagrożeń. Latami wysłuchiwał gróźb o topniejących lodowcach. Wody miały się podnieść na wysokość dobrych kilku metrów, tymczasem ludzkości jak zwykle uszło wszystko na sucho. Po fali ciągłych ociepleń nagle nastąpiły srogie mrozy, a potem tak już jakoś pogoda zaczęła się zapętlać. Skwary i siarczysty mróz. Naprzemiennie. Dlaczego tak się działo? Najbardziej sensownie dla Alessandra brzmiało wytłumaczenie, że Słońce się wypalało. Cokolwiek miało to znaczyć.

Przez większość drogi powrotnej nie odezwali się do siebie ani słowem.

– Napotkałeś jakieś problemy?

Marco poprawił na ramieniu pasek zabytkowego ogłuszacza.

– Może dwie dychy trupów, ale za zatrzaśniętym żelastwem, tak że nie liczyłbym ich. – Zwrócił głowę w kierunku masywu góry wznoszącej się za miastem. – Na pewno nie wybuchnie, kiedy tu jesteśmy?

– Budowa nowego Polis jest faktem, Marco. Inwestorzy posiadają komplet pozwoleń, podpisanych umów i zacierają ręce z niecierpliwości, aż wykonamy swoją robotę. Sądzę zatem, że patrzysz już nie na śpiącego giganta, a na kamienne zwłoki.

– O, tych to sporo dzisiaj widziałem – humor Marco nieznacznie się poprawił.

 

***

 

Reszta ekipy czekała pod wiatą obok nieczynnych kas biletowych. Razem powinno ich być sześcioro.

– Gdzie Carlo? – zapytał Marco. – Jeszcze nie wrócił?

Alessandro zmierzył wzrokiem sylwetki chłopaków. Rozpoznawał ich tylko po budowie, ponieważ wszyscy nosili identyczne kombinezony i maski z filtrem. Spośród wielu teorii na temat ekologicznej katastrofy przynajmniej jedna okazała się prawdziwa: powietrzem zatrutym pyłami nie sposób było oddychać dłużej niż kilkanaście minut bez odpowiedniego zabezpieczenia. Cząstki wdzierały się do płuc, zatykały pęcherzyki, wkradały przez naczynka do krwiobiegu, siejąc zamęt. Niemal każdy mieszkaniec Przedmieść posiadał w domu ścienny panel filtrujący. Zaś w Polis – podobno – istniały technologie oczyszczające atmosferę na powierzchni setek kilometrów kwadratowych.

– Oby się pospieszył – rzekł postawny typ, Paul. – Mój skafander ma dziesięć procent baterii. Nie chciałbym przypłacić tej głupoty życiem.

– Pomóżcie mi zrozumieć, czemu robimy to przy takiej pogodzie? I czemu zawsze po ciemku? – odezwał się najniższy.

– Nie lamentuj. Widzisz równie dobrze jak w dzień, co za różnica?

– Zupełnie jakbym wszedł do grobowca w Egipcie. Znowu.

– Przymknij się, Tommy.

Neurotyk zacisnął dłonie w pięści, ale umilkł posłusznie.

– To chyba Carlo. Co on niesie?

– Szlag – zaklął Alessandro, spoglądając w zbliżeniu na truchtającego drogą Carla. – To dziecko.

Wśród mężczyzn poniosło się echo przekleństw.

 

***

 

Dziewczynka leżała na ziemi tak, jak ją położył Carlo. Jej rozczochrane włosy otaczały blady owal twarzy niczym plama smoły rozlana na śniegu, długie rzęsy pokrywały kryształki lodu. Nos i usta zasłaniała maska, porysowana i popękana w wielu miejscach, jednakże kombinezon był całkiem nowy, oryginalny indyjski. Przez głowę Alessandra przepłynęła nieadekwatna do sytuacji myśl: czy wszyscy poza Polis chodzą już tylko w kombinezonach?

– Żyje? – zapytał. Cała szóstka stała nad dziewczynką niczym mistyczne wyrocznie.

– Skąd mam wiedzieć, szefie? Przecież mieliśmy nie korzystać ze sprzętu.

– Carlo, nie bez powodu.

– Wiem, ale to tylko dziecko. Nie prosiło się na ten zapchany świat.

– Gdzie ją znalazłeś?

– Na łóżku z kamienia, w domu z malowidłami na ścianach. Ale, to miejsce…

– Sprawdź – przerwał mu Alessandro, chociaż znał odpowiedź. Mózg bez osłony przy takiej temperaturze nie miał szans.

Trwało to moment. Carlo przygarbił się i jakby zapadł w sobie. Bez słowa uniósł zwłoki dziewczynki i zaniósł je w ciemność.

Alessandro odprowadził go wzrokiem.

– Nie będę zadawał pytań, na które nie chcę znać odpowiedzi. Potwierdźcie mi zatem, czy rozmieściliście ładunki zgodnie z wyliczeniami systemu i czy osoby odpowiedzialne za Osłonę upewniły się, że działa. Wolałbym, żeby fala uderzeniowa nie zmiotła nas na Capri.

 

***

 

Kolejny raz patrzyli na wybuch wodorowych ładunków własnego patentu. Jak chmura pumeksowego pyłu grzebie ślad przeszłości, by zrobić miejsce dla czegoś nowego. Utrzymując przez ten krótki czas w myślach twarze ludzi, dla których system nie przewidział miejsca ani w Polis, ani w nawet w ruinach. Zanim fala wygaśnie, a pył opadnie, nie będą już o nich pamiętać.

Marco przeniósł zrezygnowane spojrzenie na wykastrowanego Wezuwiusza i znów na miasto, które kolejny raz miażdżyła w swej pięści historia.

Niczego już się nie szanuje, pomyślał ze smutkiem.

 

 

Monika Fenc

Koniec

Komentarze

Ciekawa wizja z nowymi technologiami.

 

Pozdrawiam!

Jestem niepełnosprawny...

Bezwzględna przyszłość, eko-katastrofa i nostalgiczny obrazek o pochodzie Nowego, któremu Stare musi ustąpić. Przyjemna lektura, dziękuję. :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Hmmm. Nie wiem, kim właściwie są bohaterowie. Wiadomo, że źli, ale czy w ogóle ludzie? Dlaczego to robią? Przydałoby się więcej odpowiedzi.

Babska logika rządzi!

dawidiq, Psycho – dziękuję Wam za lekturę i komentarze :)

 

Finklo – z jakiegoś powodu wydawało mi się pisząc, że “ludzkość” bohaterów jest oczywista. A czy są źli? To zależy, czy każda ekipa wyburzeniowa jest zła :) Dlaczego to robią – bo im za to płacą :P

No to dlaczego ktoś im za to płaci? Chyba proceder nie całkiem legalny, skoro w nocy i nie można ewakuować mieszkańców. Zastanawiałam się, czy wybuchy nie miały naśladować wulkanu. No, to już ogromna energia i ludzkość chyba na razie nie dysponuje taką technologią. Może za sto lat, ale może to nie ludzie… Widzisz, jak mam za mało danych, to mi wyskakuje mnóstwo hipotez i gubię się w tekście.

Babska logika rządzi!

Może za dużo skrótów myślowych poleciało w takim razie. Wyprzedziłaś je samą lekturą, idąc w inną stronę niż ja :)

Jak nie mam wytyczonej i oznakowanej ścieżki, to lezę, gdzie mnie nogi poniosą. ;-)

Babska logika rządzi!

Oczy chyba…

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Na rzęsach to staję w robocie. ;-)

Babska logika rządzi!

Pictures or it didn’t happen! wink

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Czytanie trochę mi utrudniło mieszanie określeń i rzeczowników określanych. Tutaj: “Biegła wzdłuż metalowych słupków rozstawionych w równych odległościach odgradzając trasę dla zwiedzających od chronionych zabytków. Łączący je niegdyś sznur teraz zwisał luźno przy ziemi” – z takiej konstrukcji wynika, że sznur łączył zabytki. Podobnie tu: “Alessandro szedł dalej, głębiej między ruiny. Pod stopami trzeszczał biały puch, jego oddech, równy i spokojny” – wynika, że oddech należał do puchu.

I, konsekwentnie, przewija się to przez cały tekst. Określenia w polskim tyczą najbliższego, zgodnego liczbą i rodzajem rzeczownika. Albo trzeba konstruować zdanie tak, by to, co ma być opisane było najbliżej zdania określającego, albo znaleźć synonimy innego rodzaju dla słów pomiędzy. Przykładowo: “Biegła wzdłuż równo rozstawionych wokół zabytków metalowych słupków wyznaczających trasę zwiedzania. Łączący je sznur teraz zwisał(…)” – sznur już będzie łączył słupki.

Jeśli chodzi o treść, przyznam, że nie wszystko zrozumiałam. Kim są bohaterowie, dlaczego robią to, co robią (i co właściwie robią?) trochę mi umyka. Imo, najlepsza jest scena z dziewczynką – podziałała na moją wyobraźnię. Mam wrażenie, że ta scena powstała jako pierwsza a reszta została dopisana do niej. Przydałoby się ciut więcej wskazówek, co tam właściwie się dzieje. Potencjał jest, trzeba trochę dopracować język i sposób wyrażania treści.

Całkiem ciekawa wizja, ładnie odmalowane krajobrazy w zimowej przestrzeni Pompejów, które po raz kolejny dotyka katastrofa. Czytało się fajnie, jednak mam wrażenie, że światowi przedstawionemu przydałoby się trochę więcej “oddechu” na większej przestrzeni znaków.

 

Sugestie poprawek:

 

Biegła wzdłuż metalowych słupków rozstawionych w równych odległościach[+,] odgradzając trasę dla zwiedzających od chronionych zabytków.

Przecinek oddzielający imiesłów przysłówkowy.

 

jego oddech, równy i spokojny[+,] wypływał w postaci mgiełki przez filtr w masce.

Przecinek kończący wtrącenie.

 

Tym samym mógł korzystać jedynie z danych wgranych przed opuszczeniem Przedmieść, głównie lokalizacji i podczerwieni.

Nie bardzo rozumiem – po co mu nagrane wcześniej mapowanie w podczerwieni? W termowizji chodzi chyba głównie o to, żeby móc śledzić obiekty z wyróżniającą się sygnaturą cieplną w czasie rzeczywistym.

 

Nieprzyjemne milczenie buczało w uszach[+,] przypominając zakłócenia radiowe

Przecinek przed imiesłowem.

 

Najbardziej sensownie dla Alessandra brzmiało wytłumaczenie, że słońce się wypalało.

Tu dużą literą, bo chodzi o obiekt astronomiczny, a nie zjawisko na kopule nieba.

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/ziemia-czy-Ziemia-slonce-czy-Slonce;10778.html

 

 Sądzę zatem, że patrzysz już nie na śpiącego giganta[+,] a na kamienne zwłoki.

Przecinek.

 

– Już idę – odkrzyknął w noc.

***

Odnalazł Marco przed posążkiem tańczącego, małego człowieczka.

Ogólnie przyjętym standardem jest enter odstępu przed i po gwiazdkach. Tu nie ma żadnego, potem jest tylko przed gwiazdkami.

 

był całkiem nowy, oryginalny[-,] indyjski

Tu raczej bez drugiego przecinka, bo przymiotnik “indyjski” nie jest współrzędny z “nowym” i “oryginalnym” – jest przymiotnikiem relacyjnym, a nie jakościowym.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Eee tooo, podobało mi się. :)

Jest to ciekawa, acz nieprzyjemna wizja, ładnie napisana, wywołująca emocje. Obrazowo przedstawiłaś świat. Chętnie poczytałabym więcej o tym świecie, ale wiadomo, limit. 

Dlaczego to nawet punkcika nie ma? Zgłaszam 

Też nie do końca zrozumiałem, po co stosuje się takie metody “rozbiórkowe”. Pokazałaś raczej wycinek świata niż całość wizji, co w sumie można uznać za plus, jeśli weźmie się pod uwagę limit utrudniający większy worldbuilding. (U Ciebie to raczej worlddemolishing ;)). Czasem mniej znaczy więcej. 

Jeśli chodzi o warsztat, to miałem podobne przemyślenia, co Bella i Wicked, więc nie będę się powtarzał, tylko się podpiszę pod ich uwagami. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Dajesz czytelnikowi do zrozumienia, że zbudowałaś w swojej głowie logiczne, mocno ugruntowane uniwersum, które wykarmiłoby tekst o gabarytach wręcz powieści. Podejmujesz jednak (jak mi się zdaje) świadomą i naturalną decyzję, by na tych ośmiu tysiącach nie wpychać do tekstu WSZYSTKIEGO. Jak na dotychczas przeczytaną przeze mnie Kapsułę – rzadkie zjawisko, świadczące o doświadczeniu autora, które przekłada się na umiejętność dobrania historii do postawionych wymogów oraz zapanowania nad nią.

Tych kilka scen to raczej skromny materiał, by wyrobić sobie pogląd o fabule i konstrukcji bohaterów – niemniej były to sceny nastrojowe i ładne. Na niedużej przestrzeni dałaś radę wywołać wrażenie, hm, zniszczenia.

Nieźle, klik.

Powodzenia w konkursie, oby wyniki zwaliły nas z nóg jak erupcja Wezuwiusza!

Pięknie, Aryo, pięknie. :) Ładny klimacik ma Twój szorcik. Podobało mi się. Sprawnie poprowadzona akcja, infodump też dobrze ukryty. ;) Nie razi tak w oczy monologiem na pół szorta. Jest przewodni bohater, jest refleksja, jest w końcu dramatyczna nuta w postaci martwej dziewczynki. Czyli satysfakcja po lekturze wystąpiła. :)

Pozdrawiam.

 

Ps. Zwróciłem uwagę na to samo, co Bella, dobrze ubrała to w słowa.

aryo, faktycznie skondensowałaś dużo treści w małej przestrzeni, co nie jest bez znaczenia dla odbioru. Dużo się tu dzieje, nie wszystko chyba zrozumiałam, ale ogólnie lekturę oceniam jako udaną. Pomysł jest świetny, na pewno na coś dłuższego.

Zgadzam się z przedpiścami, że najlepsza scena jest o dziewczynce – działa na wyobraźnię i emocje.

 

Powodzenia w konkursie!

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

Cześć aryo. Fabularnie się nie pogubiłem i chyba wiem kto, co i dlaczego. Generalnie, to jest super. Dużo zmieściłaś w kwestii przedstawienia świata, jest wymowna symbolika, jest bogata scenografia z klimatem. 

Taką trochę plamą na całości jest to:

– Harmonogram budowy nowego Polis jest już dopięty na ostatni zatrzask, Marco. Inwestorzy posiadają komplet pozwoleń, podpisanych umów i zacierają ręce z niecierpliwości, aż wykonamy swoją robotę. Sądzę zatem, że patrzysz już nie na śpiącego giganta a na kamienne zwłoki.

Bo, kurczę, chłopaki sa na akcji przecież. Nie ma czasu na wykłady, nie ma czasu na mówienie językiem pisanym!

 

Lubię twoje teksty za ich nastrojowość i ciekawe pomysły. I naprawdę dopracowany, bogaty styl. Z tym stylem jednak, uwaga. Bo miejscami jesteś na granicy przekombinowania, co odbija się na płynności lektury. 

Dobry tekst, klikam z chęcią. Ale na razie wciąż na pierwszym miejscu wśród Twoich prac jest u mnie “W takt rymów”. 

 

[Nerd alert] Słoneczko, zanim nam przygaśnie i się wypali, to jeszcze zdąży tutaj wszystko MOCNO podgrzać. 

Parę dni mnie tu nie było, więc pierwsze co zrobię, to poprawię błędy. No może drugie, najpierw Wam podziękuję :)

 

 Belli i Wickedowi za wytknięcie błędów i zwrócenie uwagi na coś, na co bym jej nie zwróciła. I całokształt merytoryczny komentarza :)

 

Saro, dziękuję za miłe słowa. Zawsze to lepiej z uśmiechem kończyć dzień ;)

 

Fun – krótkie wyjaśnienie: rdzeniem zaproponowanej przeze mnie metody rozbiórki była szybkość. Nie opisałam dokładnie jak rozpadło się miasto, ale docelowo w głowie pozostał mi obraz miasta obracanego w pył w zaledwie godzinę a może i mniej. Dzięki za odwiedziny :)

 

Wiktorze – fakt, miałam szerzej zakrojoną wizję, a jednak wciąż zastanawiałam się czy nie za mało tej technologii, z drugiej strony zaś uważałam, by nie stworzyć opowiadania w formie bomby samych informacji. Niemniej jednak bardzo Ci dziękuję za jakże miłe słowa :)

 

Darconie – dla takich komentarzy warto pisać :D

 

sy – dziękuję za komentarz, Tobie również życzę powodzenia, w końcu masz mocny tekst :)

 

Łosiot – dobrze Cię widzieć pod tekstem :) Ufff…czyli jednak fabuła nie była aż tak niedopowiedziana :D Zastanowię się nad tym fragmentem, który przetoczyłeś.

Bo miejscami jesteś na granicy przekombinowania, co odbija się na płynności lektury. 

Jestem tego świadoma i walczę z tym. Przykładowo mając w głowie lubiane przez Ciebie słowo “barokowe”, Wezuwiusza starałam się pisać możliwie najprościej, celem eksperymentu, czy rzeczywiście będzie duża różnica.

Dziękuję za lekturę i miłe słowo:)

[Nerd alert] Słoneczko, zanim nam przygaśnie i się wypali, to jeszcze zdąży tutaj wszystko MOCNO podgrzać. surprise

 

Pozdrówka! :)

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Podobało mi się, bo był śnieg.

Za to musiałam przebrnąć językowo jak przez zaspy, bo czasami w zdaniu zmieniał się podmiot albo słowa brzmiały obco… Tym niemniej kompozycyjnie bezbłędnie i do tego z sensem.

Dobry tekst, fabularnie oszczędny, co się ładnie przełożyło na wagę przedstawianych wydarzeń – epizod z dziewczynką przez to że był jedyny mógł w pełni wybrzmieć; jego krótkość dodatkowo kontrastuje z długością reszty tekstu, czy “właściwej” fabuły – naprawdę dobrze zbalansowałaś te elementy :-) Klimat opuszczenia i wymarłego miasta też dało się odczuć. Ładny fragment z ptakami na kaflach.

 

A teraz się poczepiam :P Co mi się nie podobało – językowo nadużywasz przymiotników, nie chodzi mi nawet o ich ilość, ale o to, że czasami są nie tylko nieistotne, ale wręcz zbędne – nie niosą żadnej informacji bądź niosą informację wtórną. Przykłady:

 

Biegła wzdłuż równo rozstawionych metalowych słupków, odgradzających trasę dla zwiedzających od chronionych zabytków. – Nawet gdyby tego określenia nie było, czytelnik i tak (a przynajmniej większość czytelników) wyobraziłby sobie równo rozstawione słupki, bo tak się je z reguły stawia; gdyby były rozstawione nierówno/ inaczej niż standardowo to taka informacja pomogłaby czytelnikowi wyobrazić sobie to, co chcesz, a tak jest zupełnie zbędna.

 

Gdyby nie specjalny, dopasowany do ciała kombinezon termiczny – czytelnik nie wie, na czym ta specjalność polegała, puste słowo.

 

Czerwony punkt na ziemi wskazywał dokładne miejsce przymocowania urządzenia. Mężczyzna odgarnął dłonią okrytą czarną rękawiczką cienką warstewkę naniesionego przez wiatr śniegu. – jak wyżej; punkt sugeruje dokładność, warstewka coś cienkiego.

 

Odnalazł Marco przed posążkiem tańczącego, małego człowieczka.

– Diabeł czy co? – mruknął Marco na powitanie. – Zobacz jakie dziwne ma rogi na głowie. Po co tworzyć takie paskudztwo?

Alessandro ledwo rzucił okiem na figurkę.

 

Powyższy fragment nieco kłóci mi się z tym:

 

Czuł się ślepy. Przed zleceniem kazano mu wyłączyć rozszerzone funkcje interfejsu rogówki, by niczego nie zarejestrowały. Tym samym mógł korzystać jedynie z danych wgranych przed opuszczeniem Przedmieść, głównie lokalizacji.

 

Nie do końca złapałam, jak to jego widzenie działało.

 

Marco przeniósł zrezygnowane spojrzenie na wykastrowanego Wezuwiusza i znów na miasto, które kolejny raz miażdżyła w swej pięści historia. – ten wykastrowany Wezuwiusz strasznie mi zgrzytnął. Chyba dlatego, że nie widzę powiązania, nawet metaforycznego, między wyburzeniem miasta a kastracją, chyba że chodzi o kształt wulkanu i miasta pod nim…?

 

Niczego już się nie szanuje, pomyślał ze smutkiem. – Dlaczego taki banał na koniec ;-(;-(;-(

 

 

It's ok not to.

Anet – fajnie, że się podobało :)

chalbarczyk – następny tekst chyba wrzucę w betę, żeby ktoś miłosierny otworzył mi oczy, bo chyba nie łapię sama, gdzie dokładniej popełniam błędy, utrudniające czytanie. Dzięki za wizytę :P

 

DD – kurcze, masz rację, zupełnie zbędne są te dodatkowe słowa… dzięki za zwrócenie na to uwagi.

ten wykastrowany Wezuwiusz strasznie mi zgrzytnął. Chyba dlatego, że nie widzę powiązania, nawet metaforycznego, między wyburzeniem miasta a kastracją

Celem wyjaśnienia wykorzystam inny fragment :)

inwestorzy posiadają komplet pozwoleń, podpisanych umów i zacierają ręce z niecierpliwości, aż wykonamy swoją robotę. Sądzę zatem, że patrzysz już nie na śpiącego giganta, a na kamienne zwłoki.

W tym fragmencie sugerowałam, że groźny i czynny niegdyś wulkan na skutek działania człowieka (nie wgłębiałam się w jaki sposób) przestał być czynny i groźny, a stał się, no… zwykłą górą :P Pozbawienie wulkanu wnętrza, tej rozgrzanej magmy, skojarzyło mi się z kastracją. W końcu, mówiąc kolokwialnie, stracił jaja :)

Następna smutna wizja przyszłości (to nie zarzut, tylko prosta konstatacja). Trochę zawikłana i niejasna na początku. Niestety, coś mnie w tej wizji uwiera. Bo mamy tutaj grupkę wyrzutków, która podkłada ładunki wybuchowe, aby oczyścić teren dla inwestora, który posiada komplet pozwoleń na budowę całego miasta. Trochę to niewiarygodne, nawet w przypadku lekko pojmowanej fantastyki. Historia z dziewczynką aż prosi się o jakieś zakotwiczenie w fabule, w tej formie jest opowiadaniem w opowiadaniu. No i wypalającego się słońca też nie kupuję.

Z drugiej strony, jest coś ciekawego zarówno w tym świecie, jak i w tej historii, opowiedzianej całkiem sprawnie i wartko. Czytało mi się dobrze.

 

Dwie małe uwagi:

Implant kreślił na śniegu cienką czerwoną linię.

Na początku zupełnie nie zrozumiałem tego zdania, wyjaśniło się dopiero później. A przecież to jest pierwsze zdanie, a i imię bohatera, tak trochę późno się pojawia.

odgarnął dłonią okrytą czarną rękawiczką cienką

Trochę razi to “ą”, powtórzone aż sześć razy.

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

W tym fragmencie sugerowałam, że groźny i czynny niegdyś wulkan na skutek działania człowieka (nie wgłębiałam się w jaki sposób) przestał być czynny i groźny, a stał się, no… zwykłą górą :P Pozbawienie wulkanu wnętrza, tej rozgrzanej magmy, skojarzyło mi się z kastracją. W końcu, mówiąc kolokwialnie, stracił jaja :)

O, a widzisz, ja sobie tę kastrację zwizualizowałam, w sensie na dole miasto i pośrodku pionowy Wezuwiusz… I dlatego jakoś dziwnie mi ten fragment zabrzmiał XD

It's ok not to.

Zwyrodnialcy, klnę się, zboczeńcy i zwyrodnialcy! ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Życie, panie Rybko, życie :P

It's ok not to.

Dogs <3 XD

 

Fizyku, dzięki za wizytę :)

Bo mamy tutaj grupkę wyrzutków

Czemu miałaby to być grupa wyrzutków? Gdzieś coś podobnego sugerowałam? :)

Odnoście Twoich uwag:

odgarnął dłonią okrytą czarną rękawiczką cienką

Już jest 5 razy :D Ale pewnie rzeczywiście można było inaczej to ująć.

Osobiście nie uważam też, że pierwsze zdanie musi być od wstępu zrozumiałe. Dlatego nie do końca rozumiem zarzut tutaj. Nie tak rzadko znowu się spotyka w tekstach sytuację, że dokładniejsze przedstawienie bohatera, który od pierwszego akapitu jest obecny, pojawia się dopiero później. Nie mogę się zatem zgodzić – ale niekoniecznie mam rację – że takie szczegóły konieczne są już na starcie :)

 

Ario, to nie był zarzut, tylko jedna mała uwaga odnosząca się do tego jak ja odebrałem ten tekst. I głównie chodziło mi oto, że całkowicie źle zrozumiałem znaczenie czerwonej linii z pierwszego zdania. Jeśli chodzi o imię bohatera, to była już mała uwaga w małej uwadze. smiley

Co do wyrzutków, to rzeczywiście złego słowa użyłem, ale na zwykłych obywateli, to oni nie wyglądają. Cała ta historia ma przecież otoczkę jakiejś akcji terrorystycznej.

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Cała ta historia ma przecież otoczkę jakiejś akcji terrorystycznej.

I tak, i nie :)

 

Bo mamy tutaj grupkę wyrzutków, która podkłada ładunki wybuchowe, aby oczyścić teren dla inwestora, który posiada komplet pozwoleń na budowę całego miasta. Trochę to niewiarygodne, nawet w przypadku lekko pojmowanej fantastyki.

 

To już zapytam z ciekawości, dlaczego uznałeś, że jest to niewiarygodne? Zwieranie umów oraz załatwianie pozwoleń na inwestycje mocno kontrowersyjne, które powinny kłócić się z prawem, a jednak przedstawione w odpowiedni sposób okazują się wbrew wszelkiej logice wcale takimi nie być, to proceder na porządku dziennym. W tej konkretnej sytuacji, przedstawionej przeze mnie w tekście, mogłoby chodzić o to, że przykładowo była zgoda na wyburzenie miasta, ale obie strony świadome zamieszkałych tam “na lewo” ludzi, mogłyby uzgodnić, że najpierw trzeba ich przepędzić. Jednak w przepełnionym świecie jednocześnie istniałoby nieme przyzwolenie na to, by miasto zetrzeć z powierzchni ziemi razem z nieoficjalnymi mieszkańcami. Istotne, żeby nie było dowodu, iż doszło do ludobójstwa (mam nadzieję, że nie jest to złudny idealizm i pomimo postępu i przeludnienia ludobójstwo będzie zbrodnią zawsze).

Parafrazując znane słowa: “niech nie wie lewa ręka twoja, co czyni prawa”. smiley Śmiało, obróć moje naiwne poglądy w proch, Fizyku :D

Och joł, westchnął Krecik.

Ani Twoje poglądy naiwne, ani ich w proch obracać nie chcę.

Nie wiem też, na ile mogę ufać :D na końcu, bom na emotikonkach nie wychowany.

 

Zły LIMIT miesza w wielu konkursowych opowiadaniach. Wyjaśnienia swoich wątpliwości czytelnik, zamiast w tekście, otrzymuje w komentarzach.

Akcja jest nielegalna, inwestycja legalna – tyle wynika z tekstu – stąd moje niedowierzanie. Po Twoich wyjaśnieniach rozumiem ten świat trochę lepiej. 

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Nie wiem też, na ile mogę ufać :D na końcu, bom na emotikonkach nie wychowany.

Mogłeś ufać w 100% :)

Dzięki za odpowiedź, byłam po prostu ciekawa :)

Pozdrowionka!

Jak współcześni lubią wyburzać i rozwalać to, co stare i nieużyteczne (a za młode, by uznać za zabytkowe), tak i w przyszłości postąpią z resztkami po nas. Ciekawy temat, ciekawa prezentacja. Ot, jeden dzień z roboty inżynierów przygotowujących grunt pod nowy, wspaniały świat.

Treść czasem chrobotała, ale czytało się dobrze. Fajny koncert fajerwerków :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Dzięki. NWM za wizytę :) Cieszy mnie, że się podobało – mniej, że coś chrobotało. :)

Jeśli się nie mylę, to napisałaś o tym, że zadaniem pewnej niezidentyfikowanej grupy jest zniszczenie/ zrównanie z ziemią miasta, aby w tym miejscu mogło powstać coś nowego (nowe miasto?), a wszystko to dzieje się nocą, w cieniu Wezuwiusza.

Tyle do mnie dotarło i nie mogę powiedzieć, że wiele z tego zrozumiałam. :(

 

przy­po­mi­na­jąc za­kłó­ce­nia ra­dio­we, takie samo jak w la­tach, kiedy jesz­cze nada­wa­no au­dy­cje. ―> Piszesz o zakłóceniach, więc: …przy­po­mi­na­jąc za­kłó­ce­nia ra­dio­we, takie same jak w la­tach, kiedy jesz­cze nada­wa­no au­dy­cje.

 

Dwójka ludzi w termicznych kombinezonach starszego modelu kuliła się w rogu pozostałości – prawdopodobnie – pokoju, osłoniętego fragmentem przerdzewiałej blachy. Jego bioniczne rogówki nie odnotowały ruchu. ―> Czy dobrze rozumiem, że pokój miał bioniczne rogówki?

 

– Może dwie dychy tru­pów, ale za za­trza­śnię­tym że­la­stwem, także nie li­czył­bym ich. ―> – Może dwie dychy tru­pów, ale za za­trza­śnię­tym że­la­stwem, tak że nie li­czył­bym ich.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Reg, dzięki za łapankę :)

Kwestia rozumienia jest bardzo subiektywna, nie wiem nawet czy jest co tłumaczyć w tej scence. Ot, wyrywek ze świata przyszłości moimi oczyma. Trochę technologii, trochę mocniejszego ingerowania w naturę, przeludnienie, pudło większości dzisiejszych spekulacji w tematyce ekologii, itp :)

Ario, dziękuję za rzucenie światełka na niejasności. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mnie bardzo podeszło. Klimat, nutka nostalgii, no i ta zachłanność ludzi, która zawsze znajdzie drogę, żeby stworzyć inwestycję tam, gdzie się nie powinno.

Dzięki, Klapaucjuszu :)

Czuł się ślepy. Przed zleceniem kazano mu wyłączyć rozszerzone funkcje interfejsu rogówki, by niczego nie zarejestrowały.

Czy to znaczy: żeby nie było dowodów, czy też raczej: żeby nie zmiękły wam serducha, jak zobaczycie kogoś żywego?

 

Ponura wizja. Chętnie dowiedziałabym się o tym świecie czegoś więcej. Na przykład kim są ci nieszczęśnicy, którzy żyją poza Polis.

Scena z dziewczynką mocna, ale mam wrażenie, że nie do końca wykorzystana. Beznamiętność dowódcy pokozuje wiele, ale czegoś mi tu brakuje.

Dobry tekst. W Bibliotece już jesteś, więc pędzę dalej :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dziękuję, Irko, za miły komentarz :)

Beznamiętność dowódcy pokozuje wiele, ale czegoś mi tu brakuje.

Oo też chętnie bym się dowiedziała czego, bo bardzo możliwe, że czegoś brakuje i palnęłabym się otwartą dłonią w czółko :)

Nieco się pogubiłam. Widać, że jakiś pomysł był, ale nie przemówił do mnie, wywołując raczej tylko konfuzję.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Zaczęłam szalenie zaintrygowana, ale tekst okazał się niejasny. Szkoda, bo refleksje po lekturze zmierzają w ciekawym kierunku (moje, w każdym razie). Taki trochę zmarnowany potencjał Pompejów. 

O, jest coś dla mnie: ładna kompozycja, akcja, ciekawy pomysł, katastrofa, trochę psychologii, a nawet filozofii :) Wreszcie widzę zadanie konkursowe wykonane w pełni, bez braków powodowanych limitem.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Ach te limity – chciało by się znowu rzec ;) Fajna historia – szkoda, że nie jest nam dane poznać szerzej perypetii gości od pirotechniki. Przy okazji pytanie, imiona bohaterów nie są rozumiem totalnie przypadkowe? Wiąże się z tym coś głębszego?

Ładne. Choć, przyznam, zgubiłam się trochę w zawiłościach fabuły, to tekst nadrabia klimatem i bardzo ładnym stylem. 

ninedin.home.blog

Verus, Deirdriu – dzięki za komentarze :)

 

Naz – serdeczne dzięki, również za wyróżnienie z Twojej strony :) Widać jak różne są zdania – od ciasnoty w limicie po akuratność – a w zasadzie pokazałam w tekście dokładnie to, co pokazać chciałam :)

Grzelulukas – dziękuję za wizytę :) Masz rację, imiona nie są przypadkowe, nie jestem jednak pewna, czy po głowie chodziło Ci to samo co mi :D

 

Ninedin – starałam się ułożyć możliwie prostą historię, ale cóż :D Dziękuję Ci za wizytę i miłe słowo :)

Nowa Fantastyka