- Opowiadanie: Crucis - Pewne rzeczy się nie zmieniają

Pewne rzeczy się nie zmieniają

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Pewne rzeczy się nie zmieniają

Beznamiętny głos odbijał się echem na peronie.

„…burg-Berlin, planowy odjazd pociągu o godzinie ósmej czterdzieści, przyjedzie z opóźnieniem dwudziestu minut. Za opóźnienie pociągu przepraszamy”. Steven nie zdążył wyłączyć wszczepów dźwiękowych. Philip Glass całkowicie zagłuszył początek komunikatu. Spojrzał na zegarek. Jak zwykle niepotrzebnie się spieszył, bo przecież co to by był za pociąg, który by się nie spóźnił. Mężczyzna omiótł wzrokiem otoczenie.

Automat sprzątający zbierał śmieci walające się obok kosza, ludzie krzątali się po peronie, za nimi jeździły walizki.

Steven westchnął, zdjął plecak, zaklął, kiedy zamek błyskawiczny się zaciął, obiecując sobie, że kiedyś wymieni tego starocia na normalną walizkę autonomiczną. Gdy w końcu dał radę go otworzyć, zaczął sprawdzać, czy wziął wszystko, czego potrzebował. Bielizna na zmianę, drugie spodnie, szczotka do zębów, mydło, książka (wyciągnął i obejrzał okładkę), kanapka, woda…

Skończył oględziny, pokręcił się jeszcze po dworcu, obserwując otoczenie, włączył z powrotem muzykę na wszczepach, aż w końcu przyjechała nieszczęsna kolej magnetyczna, którą miał pojechać do Berlina.

Wsiadł i zaczął szukać swojego miejsca.

– Przepraszam, rezerwacja – powiedział do smarkacza, który go podsiadł. Ewidentnie urodzony już w XXII wieku. – Sto siedemdziesiąt cztery, na nazwisko Steven Piotrowicz.

Tamten spojrzał na niego iskrzącymi się od ARE oczami, które zaraz przygasły, mruknął coś, zabrał swoje rzeczy i pomknął gdzieś w głąb wagonu.

Mężczyzna rozłożył się w fotelu. Jak bardzo by nie były irytujące, ARE (niezwykle kreatywny skrót od Augmented Reality Eyes) były niezwykle przydatne. Całe plusreality w zasięgu jednej komendy myślowej.

Przypomniał mu się pierwszy przypadek z lat sześćdziesiątych, kiedy to ludzkość zachłysnęła się możliwością sztucznego wywoływania wrażeń zmysłowych bez ich przyczyny. Technologia ochrzczona „Stymulatorem” zaowocowała niczym więcej niż uzależnieniami i nowym rodzajem choroby, potocznie nazywanym „przesyceniem zmysłów” Smak, dotyk, wzrok, węch, słuch – wszystkie przytępione, nadgryzione przez sztuczny raj. Stymulatory oczywiście zostały zakazane i to właśnie z ich powodu jechał do Berlina.

Wydał komendę myślową, uruchamiając ARE i nagle szyba po prawej wyświetliła dane dotyczące pogody, prędkości jazdy (jedyne 1006km/h – ależ wolno), durną reklamę, a nawet dane o dylatacji czasu dla obecnej prędkości (w ramach ciekawostki).

Przymknął oczy. Pod powiekami wyświetliły mu się najnowsze wiadomości ze Srebrnego Globu. Tendencje separatystyczne Selenitów nasilały się już od dobrych paru lat, ale nie dalej jak kilkanaście dni temu mieszkańcy baz na Mare Tranquillitatis w referendum zdecydowali o ogłoszeniu niepodległości wobec Nowej Brytanii.

Trwają negocjacje – czytał błękitne litery na ciemnym tle powiek – ale rokowania nie są sprzyjające dla Korony. Mówi się o separatystycznych nastrojach w innych regionach Księżyca. Prowadzone są rozmowy.

„Unia Mórz Księżycowych” – nawet zdążyli nadać nazwę nieistniejącemu państwu. Swoje sukcesy święciła również, wynikła z powracających nastrojów katastroficznych, nadchodząca „Pierwsza Wojna Międzyświatowa”.

Ktoś go zaczepił.

Wygasił ARE i spojrzał do góry. Spoglądał na niego uśmiechnięty mężczyzna z wąsem.

– Tak? – zapytał Steven

– Czy można się przysiąść? – Wąsacz miał miły głos.

– Proszę.

– Pan też do Berlina?

– Owszem. Czemu pan pyta?

– Widziałem, jak wyciągał pan książkę na peronie. Też coś, książkę, papierową! Zaciekawił mnie pan.

Dziwny typ.

– Tak, mam książkę. Rozumiem, że chce pan ją zobaczyć.

– A pewnie! Zresztą żaden ze mnie pan – powiedział, wyciągając rękę. – Nikola Tesla.

Steven zdębiał. Ten naukowiec sprzed dwustu lat?

– Ha, ha! – zaśmiał się wąsacz na widok jego miny – Nie… Nieważne, myślałem, że pan załapie, skoro pan czyta na papierze. Była kiedyś taka książka, gdzie jechali koleją na Syberię i… Nie, nieważne. Tym razem bez żartów. Aleksander Stigg. – Wąsacz przybrał nieco poważniejszą minę.

– Steven Piotrowicz.

– Piotrowicz? Jasny grzmot, czytam pańskie artykuły w „Périphérie”. Dobre pióro, naprawdę. Trudno ostatnimi czasy o porządnych dziennikarzy.

– Dziękuję. – Wyciągnął z plecaka książkę i podał wąsaczowi. Komplement mile połechtał jego ego. Dawno czegoś takiego nie słyszał.

– Cząstki elementarne? No proszę… Takie starocie z literatury francuskiej, no, no… Jeszcze w oryginale!

– Autor pomylił się trochę z tą nieśmiertelnością. Zbyt wiele wiary w zbawczą moc nauki.

– Ha, ha! Ta nauka nie jest taka do końca zła! Wie pan, panie Piotrowicz ile mam lat? Zgaduj pan!

Popatrzył na niego krytycznym okiem. Siedemdziesięciolatek zatrzymany w wieku czterdziestu lat?

– Koło siedemdziesięciu?

– Dzisiaj mi stuka równiutka setka, kochany panie Piotrowicz. – Wyszczerzył białe zęby. – Rocznik dwa tysiące dwadzieścia! Może to jeszcze nie nieśmiertelność, ale w tych czasach stulatek ma szansę całkiem nieźle się trzymać, co?

– Trudno zaprzeczyć. Najlepsze życzenia.

– Piękne dzięki. To po co pan jedzie do Berlina?

– Krótki reportaż. Na temat nielegalnych stymulatorów. Na temat tych, którzy popadli w uzależnienie i tych, którzy chcą ostrzej przyimprezować. Półświatek, podziemie, rozumie pan.

– Ha! – Wąsacz klasnął w dłonie. – To idealnie się składa, bo będę w stanie panu pomóc!

– Naprawdę? – Steven spojrzał na niego, unosząc brew. – W jaki sposób?

– Bo widzi pan, panie Piotrowicz. Ten stulatek – wskazał na siebie palcem – zamierza spędzić swoje urodziny właśnie w podziemnych klubach Berlina. I może tam pana zaprowadzić!

 

* * *

 

Aleksander Stigg nie kłamał. Dojechali do Berlina, zjedli kolację, rozmawiając żywiołowo. Steven nawet zaczął czuć swego rodzaju sympatię do wąsacza. W końcu ruszyli na kluby. Na świecie pociemniało, w mieście pojaśniało od lamp.

Wprowadzeni przez zaufanego człowieka, zeszli do podziemi, skąd dudniła muzyka.

Tej nocy nie wydarzyło się nic, czego Piotrowicz by się nie spodziewał. Młode ciała w skąpych ubraniach, rytmiczna muzyka, ściskające się namiętnie pary, dym. Ludzie zamknięci we własnych rajach, leżący na miękkich podłogach, wpół uśmiechnięci, z przymkniętymi, skrzącymi się od ARE oczami, korzystający z możliwości kolektywnego przeżywania ekstazy w objęciach Stymulatorów wprowadzonych przez ucho. Wyobrażał sobie, co jest w stanie zrobić ze sobą człowiek, gdy ma do dyspozycji narzędzie nieograniczonej rozkoszy.

Jakaś kobieta o krótkich włosach wybiegła nagle z płaczem. Za nią druga i jeden mężczyzna.

Było gęsto od ciał, muzyki.

Niebywałe, jak ludzie zawsze są w stanie stworzyć sobie własny raj, ale i własne piekło.

Chodził, rozmawiał, gubił i znajdował Stigg'a, zbierał materiał do reportażu. Czuł, że ta noc nie wystarczy. Będzie musiał jeszcze tu wrócić.

 

* * *

 

– Cóż to była za noc! – Stigg przeciągał się na hotelowym balkonie ze szklanką nielegalnie zakupionej whisky. – Panie Piotrowicz, chodź pan zobaczyć, jak pięknie budzi się Berlin!

Wynajęli razem pokój, by oszczędzić i porozmawiać jeszcze trochę. Z jednej strony Steven chciał przeprowadzić z Aleksandrem krótki wywiad na temat klubowych przeżyć, z drugiej, po prostu dobrze mu się z nim wymieniało myśli.

– Rzeczywiście – odparł, wychodząc ze szklanką alkoholu. – Aż dziw bierze, jak rzadko przychodzi nam je oglądać.

Milczeli przez chwilę.

– Papierosa? – zapytał wąsaty.

– Tego dawno nie słyszałem. Chętnie.

Zapalili i patrzyli na berliński poranek.

– Powiedz… Steve. – zagaił Stigg innym tonem, jak gdyby nagle spoważniał. – Ty też jesteś starszy, niż wyglądasz, prawda? Plecak, książki, zegarek. Nic z tych rzeczy nie jest z tych czasów. Ile ty masz lat?

Piotrowicz uśmiechnął się smutno.

– Ten świat nigdy nie był dla starców i chyba nigdy nie będzie. Nawet tak młodych, jak my. Pewne rzeczy się nie zmieniają.

– Unikasz odpowiedzi.

Steven zakręcił płynem w szklance, rzucił Stiggowi spojrzenie pełne nostalgii i dumy jednocześnie.

– Zdrowie rocznika dwa tysiące dwadzieścia, Aleksandrze!

Twarz wąsacza przyjęła wyraz pełnego zrozumienia.

– Zdrowie rocznika dwa tysiące dwadzieścia!

Koniec

Komentarze

Czwarte zdania od końca pozostawia mnie w poczuciu, że coś mi umyka, ale z drugiej strony myślę, że to może nawet lepiej. Dzięki temu puenta jest dla mnie bezpretensjonalna. Bardzo to jest ładne! Były pojedyncze frazy, które w moim poczuciu nie trzymały poziomu reszty i trochę mnie wybijały (np. ”niezwykle kreatywny skrót”; “coby przyoszczędzić”), ale bardzo miło się czytało. Też wizja świata za 100 lat była jakaś taka nieprzytłaczająca, zarówno mnie, jak i opowiadania. I to widzę jako duży walor tekstu.

Hej, Crucisie,

 

ja mam jednak wrażenie, że twój szort nie jest zamkniętą historią. Pokazujesz jakby kilka scen wyrwanych z większej całości, które mają na celu wytłumaczenie twojej wizji przyszłości.

Na przykład, bohaterowie idą do klubu, pokazujesz tam działanie ARE, ale nic więcej z tego nie wynika. Narrator nawet rzuca uwagę o Stephenie: Czuł, że ta noc nie wystarczy. Będzie musiał jeszcze tu wrócić. I w sumie tyle z tego wątku, niestety.

 

Rocznik dwa tysiące dwadzieścia! Może to jeszcze nie nieśmiertelność, ale w tych czasach stulatek może jeszcze całkiem nieźle się trzymać, co?

wywaliłabym pierwsze “jeszcze”, co by uniknąć powtórzenia.

 

Jak bardzo by nie były irytujące, ARE (niezwykle kreatywny skrót od Augmented Reality Eyes) były niezwykle przydatne.

tu kolejne powtórzenie.

 

Wizja przyszłości ciekawa, ale jestem trochę nieusatysfakcjonowana potraktowaniem tematu po łebkach :)

 

Pozdrawiam!

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

Tekst wyróżnia się na tle innych z konkursu (przynajmniej tych, które do tej pory przeczytałem) pewnym konserwatyzmem wizji – nie ma tu bardzo radykalnych zmian (jak zresztą głosi sam tytuł). Są nawet pewne pozytywne akcenty, bo ludziom udało się sterraformować Księży, są też negatywne, bo nadal nie porzucono wojen tudzież innych skłonności autodestrukcyjnych. To może nie super oryginalna, trochę bezpośrednia pod kątem ekspozycji, ale całkiem udana refleksja na temat nostalgii.

 

Sugestie poprawek:

 

Wie pan, panie Piotrowicz[+,] ile mam lat?

Brakujący przecinek wydzielający zwrot do rozmówcy.

 

I może tam pana zaprowadzić!

 

* * *

 

Aleksander Stigg nie kłamał.

 

Wyśrodkuj gwiazdki.

 

gubił i znajdował Stigg'a

“Stigga”. Obce nazwiska zakończone w wymowie na spółgłoski z reguły odmieniamy bez apostrofu.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Dzięki za komentarze i lekturę!

 

Klapacjusz

 

Założyłem, że przez te wtrącenia w nawiasach postać Stevena nabierze nieco kolorytu, chociaż nie wydają mi się one konieczne. Co sądzisz? Może lepiej tego typu fragmenty usunąć?

 

sy

 

Opowiadanie zapewne nieco traci przez konkursowy limit znaków – chyba chciałem upakować trochę za dużo w tym szorcie. Tak czy inaczej, dzięki za opinię! Wprowadzę poprawki przy najbliższej wolnej chwili.

 

Wicked G

 

Nostalgia leży u podstaw tego opowiadania, jest tutaj jedną z tych rzeczy, która, nawiązując do tytułu, się nie zmienia. Dzięki za uwagi i wskazanie błędów!

Jestem niedorżnięty czytelniczo.

Podobało mi się przyjęcie punktu widzenia dziennikarza (świetny punkt startowy) i anegdota o spóźniających się, ponaddźwiękowych (?) pociągach. Podobało mi się bezpretensjonalny, ale wyraźnie wymierzony prztyczek w kult młodości. Ale czytałem nie dlatego, że byłem zaintrygowany tajemnicą czemuż to za sto lat protagonista ma papierową książkę w analogowym plecaku. Czytałem, bo byłem ciekaw co dziennikarz znajdzie w legendarnym, podziemnym klubowym świecie Berlina (o, on wciąż będzie istniał za sto lat, tak jak istniał sto lat temu, jestem przekonany!), jak potoczy się wątek stymulacji i nocy urodzin towarzysza podróży. Końcowy dialog dla mnie ma charakter epilogu, równie dobrze mógłby się dziać nad ranem, w/przed klubem, z dogorywającą (a może właśnie wciąż trwającą?) imprezą za plecami. Ciachnąłbym scenę z podsiadającym młodzieńcem, opis wynajmu pokoju i te znaki wykorzystał na ten właśnie wątek – wątek urżnięty bezlitośnie przy samej dupce, wątek, który mnie był właśnie tak strasznie nie dorżnął czytelniczo… ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

PsychoFish

 

Ten zabieg ucięcia ma tutaj swoje podstawy, pisząc w ramach usprawiedliwienia siebie. Stulatek wchodzi do Berlińskiego klubu, który nie robi na nim większego wrażenia (w końcu przeżył już swoje), stąd dosyć lakoniczny opis tej sceny. Chciałem postawić tutaj na zblazowanie i znudzenie pewnym repertuarem przyjemności, które są dla tego człowieka czymś, co już dawno się wypaliło.

Co do zakończenia:

Myślałem o tym, żeby scenę z hotelu przenieść przed klub, ale spodobał mi się klimat poranka, kiedy wszystko ucicha po pełnej wrażeń nocy i zaczyna się nowy dzień. Wschód słońca z widokiem na Berlin przyszłości jakiś mi tutaj podpasował na zakończenie. :)

Tak czy inaczej, dzięki za lekturę i komentarz!

Chciałem postawić tutaj na zblazowanie i znudzenie pewnym repertuarem przyjemności, które są dla tego człowieka czymś, co już dawno się wypaliło.

Ale jedno nie wyklucza drugiego – długowieczność być może właśnie taki ma efekt, że wszystko już było, że kręcimy się w kółko wokół tego samego, zmieniając tylko fatałaszki. I dla mnie to zblazowanie, znudzenie, brak novum też nie pojawia się jako podsumowanie wątku zbierania materiału do reportażu. Po prostu wziąłeś siekierkę i ciachłeś. ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Cóż, być może masz rację. Będę miał na uwadze Twoje słowa i postaram się ostrożniej machać siekierą. :)

No ja marudzę, jak jestem niedorżnięty czytelniczo, a gra wstępna taka fajna była… ;-D

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Zacząłeś intrygująco. Spóźniający się pociąg? Papierowa książka za sto lat? Z tym gościem naprawdę musiało dziać się coś dziwnego ;) Podobała mi się wizja zasiedlonego Księżyca, podobał mi się motyw z Teslą. Miałam nadzieję, że pójdziesz w tę stronę. Podobnie jak Sy, mam nieodparte wrażenie, że czegoś tu brakuje. Chętnie dowiedziałabym się więcej o ARE. Ładnie zaznaczony wątek z tą młodością i starością. Czytało się płynnie. Niemniej jednak, czuję niedosyt.

Mam wrażenie, że tytuł jest tu spojlerem, bo w gruncie rzeczy opisujesz świat, który niewiele się zmienił. Są nowe gadżety (walizki), nowe rodzaje narkotyków, ale to tylko wariacje na temat tego, co już było. Nawet kolonizacja Księżyca i buntującę się tamtejsze społeczeństwo, mocno przypominają historię Stanów Zjednoczonych. Kurcze, nawet pociągi ciągle się spóźniają.

Jedyne nowum to długowieczność, choć mam wrażenie, że nie dla wszystkich. Tyle, że skoro niewiele się zmienia, to życie robi się nudne ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

SaraWinter

 

Zdecydowanie jest tutaj kilka wątków, które można rozwinąć. Może za jakiś czas wrócę z rozszerzoną wersją opowiadania, uwolnionego z konkursowego limitu, ale to nieprędko. Parę innych rzeczy majaczy na horyzoncie :)

 

Irka_Luz

 

Trochę chciałem postawić na takie znużenie. To jednak wymagałoby pociągnięcia, chociażby wątku berlińskiego klubu czy rozwinięcia postaci Piotrowicza.

 

Dzięki za komentarze i lekturę! :)

Siemanko. Po przeczytaniu ponad połowy opowiadań konkursowych napisałem dziś Deidriu, że wreszcie ktoś zrobił wizję świata za 100 lat nie odbiegającą w zasadzie drastycznie od tego, jak wygląda on teraz. Czytam kolejne opowiadanie i proszę – podobne podejście. Fajnie, uważam, że to wartościowe podejście. 

Sprawnie i skutecznie piszesz, obrazy się budują, wyobraźnia działa. Brakuje tu jednak trochę mocy. Wydawało mi się, że wizyta w klubowym podziemiu będzie wyraźnym punktem zwrotnym, że będzie miała znaczenie fabularne, że coś tam się wydarzy, lub pokażesz nam tam coś “grubego”. Tak nie było, postawiłeś na refleksje dwóch starych pierdzieli, co ma oczywiście swój urok jako koncepcja, ale u mnie spowodowało uczucie lekkiego zawodu. Coś, co fajnie otworzyłeś wątkiem dziennikarza pracującego nad reportażem z półwirtualnego berlińskiego redlight district, książką, czy ciekawą postacią drugiego ze starców, jakoś się rozlazło i poszło w gwizdek. 

Nie jest tak, że to niewykorzystany potencjał, czy coś w ten deseń, opowiadanie jest OK, ale po prostu chyba tylko OK. 

Czysto subiektywnie i nie narzucając swojego zdania: jestem sceptyczny wobec takiego rozwoju AR jak pokazałeś, wobec masowego instalowania cyberwszczepów i innych augmentacji. Nie łykam muskowej bajki o neural link i tak dalej. Ale to na dłuższą rozmowę, nie oceniam Twojej pracy przez ten pryzmat. Pogadamy za sto lat, sie okaże :)

Dzięki, pozdrawiam.

Łosiot

Dobry tekst, poprawnie napisany, niezbyt odkrywczy (powiedzmy szczerze, zastosowane rozwiązania gdzieś już w SF widzieliśmy), ale za to podany w naprawdę strawnej formie. Dobrze wyważona objętość tekstu – mógłby być dłuższy, bardziej skupiać się na przeżyciach i osobowości Stevena, ale nie miałam wrażenia dramatycznej gonitwy za limitem. Całość na plus.

Ciekawy worldbuilding, który z pewnością pomieściłby dużo więcej niż opowiadanie na 8k.

Powodzenia w konkursie, pewne rzeczy się zmieniają, ale wyniki głosowania nie!

Porządny tekst. Jest konkretna historia, jest świat, dorzucasz do tego kilka ciekawych pytań, powiedziałbym nawet egzystencjalnych. Dokąd zmierza świat, co ludzie zrobią dla rozkoszy, czym jest i kiedy zaczyna się nieśmiertelność, różne spojrzenia różnych pokoleń.

Czyta się szybko i płynnie. Co prawda sam wolę trochę więcej dramatycznej nuty, ale tutaj, chyba wszystko jest tak, jak powinno. :)

Pozdrawiam.

Łosiot

 

Zdecydowanie tutaj refleksja starych pierdzieli może tutaj być czymś zupełnie innym, niż czytelnik mógł się spodziewać po wcześniejszej części w pociągu. W końcu miała się szykować nielegalna Berlińska impreza.

Co do słuszności wizji: sam nie jestem przekonany, że w ten sposób będzie wyglądał za sto lat. Mnogość czynników sprawia, że przewidzenie świata roku 2120 jest jeszcze mniej prawdopodobne, niż trafne spojrzenie na 2020 z 1920. :) Ale fakt, to materiał na o wiele dłuższą rozmowę, zaś możliwości jest całe spektrum.

 

Wiktor Orłowski

 

Cóż, Ameryki tutaj nie odkryłem i w zasadzie nawet nie próbowałem odkryć. Wydaje mi się, że rozwinięcie paru wątków mogłoby sporo dać temu opowiadaniu.

Również życzę powodzenia!

 

Dracon

 

Miałem nieco obawę, żeby z tym dramatyzmem nie przesadzić, stąd może oszczędność pod tym względem. Co do zadawania pytań natury egzystencjalnej: nie ukrywam, że jakąś tam refleksję u czytelnika chciałem wywołać, ale nie są to pytania, które by wcześniej gdzieś się nie pojawiły. Bardziej myślałem o tym, jako takiej przypominajce. :)

 

Dzięki Wam za odwiedziny i komentarze!

Fajne, podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Ooo, Anet z bonusem! ;-D

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Ach, poniosło mnie ;)

Przynoszę radość :)

Wrrr… szalona ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

;)))

Przynoszę radość :)

Konserwatywna wizja – człowiek zmienia zabawki, “nowe” zastępuje “stare”, ale pewne rzeczy zostają takie same. Czyli teza z tytułu została udowodniona :)

Tekst nie rzuca na kolana jakimś dramatyzmem, nie próbuje odkrywać Ameryki, ale jest też na tyle dobry technicznie, że nic mi nie zgrzytało podczas czytania.

Podsumowując: zachowawczy koncert fajerwerków, taki w sam raz na kolację ;)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Anet

 

Cieszę się, że Ci się podobało. :) Dzięki za odwiedziny i komentarz!

 

NoWhereMan

 

To zamienianie zabawek, konsumpcja pewnych rzeczy, treści czy doznań też gdzieś mi majaczyła w tle, kiedy pisałem to opowiadanko. Próbowałem oprzeć się na tendencjach, które obserwuję obecnie.

Dzięki za komentarz i lekturę!

Nie wiem, czy dobrze zrozumiałam, ale mam wrażenie, że opowiadanie jest dosłownym rozszerzeniem tytułu – tak jak dziś ludzie odwiedzają kluby, aby się rozerwać, tak, według Twojej wizji, będą to robili także za sto lat. Aha, no i będą żyć dłużej niż dzisiaj.

Niestety, nie porwało.

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.

 

Za opóź­nie­nie po­cią­gu prze­pra­sza­my.” ―> Za opóź­nie­nie po­cią­gu prze­pra­sza­my”.

Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu.

 

Ten­den­cje se­pa­ra­ty­stycz­ne Księ­ży­can na­si­la­ły się… ―> Hipotetyczny mieszkaniec Księżyca to Selenita.

 

Wy­cią­gnął z ple­ca­ka książ­kę i podał Wą­sa­czo­wi. ―> Dlaczego wielka litera?

 

– Koło sie­dem­dzie­siąt? ―> – Koło sie­dem­dzie­sięciu? Lub: – Koło sie­dem­dzie­siątki?

 

– Dzi­siaj mi stuka rów­niut­ka setka, ko­cha­ny panie Pio­tro­wicz. – wy­szcze­rzył białe zęby – Rocz­nik dwa ty­sią­ce dwa­dzie­ścia! ―> – Dzi­siaj mi stuka rów­niut­ka setka, ko­cha­ny panie Pio­tro­wicz. – Wy­szcze­rzył białe zęby. – Rocz­nik dwa ty­sią­ce dwa­dzie­ścia!

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: http://www.forum.artefakty.pl/page/zapis-dialogow

 

Może to jesz­cze nie nie­śmier­tel­ność, ale w tych cza­sach stu­la­tek może jesz­cze cał­kiem nie­źle się trzy­mać, co? ―> Powtórzenia.

 

Na temat nie­le­gal­nych Sty­mu­la­to­rów. ―> Dlaczego wielka litera?

 

w pół uśmiech­nię­ci… ―> …wpół uśmiech­nię­ci

 

ze szklan­ką nie­le­gal­nie za­ku­pio­ne­go whi­sky. ―> Whisky jest rodzaju żeńskiego, więc: …ze szklan­ką nie­le­gal­nie za­ku­pio­ne­j whi­sky.

 

– Rze­czy­wi­ście – od­parł, wy­cho­dząc z drugą szklan­ką al­ko­ho­lu. ―> A kiedy wyszedł z pierwszą?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy

 

Dzięki za wskazanie błędów! Wprowadzę poprawki przy najbliższej wolnej chwili! :)

Ładne połączenie nowego z, powiedziałabym “starym”, ale właściwie powinno być niezmiennym. Dobrze się czytało, samo zakończenie z tymi papierosami i z whisky też mi się podoba. Rzucę polecenie do Biblioteki, bo aż szkoda, że tekstu jeszcze tam nie ma. :)

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Dzięki, Verus, cieszę się, że przypadło Ci do gustu! :)

Nie wiem co to dokładnie jest, ale coś w sposobie przedstawiania przyszłości mnie drażniło, wywoływało wrażenie takiego drapania w gardle, którego nie można odkaszlnąć. To jeszcze nie choroba, ale bardzo irytuje. Może to zbyt proste i zbyt oczywiste ekstrapolowanie współczesnych trendów technologicznych? Może to ilość tych wynalazków, w miarę oczywistych, które pokazujesz w każdej scenie? Nie wiem.

Ogólnie fajny pomysł, fajne wykonanie, ale nie porywające.

I tak jak Klapaucjusz, mam wrażenie, że coś na końcu mi umyka.

 

Czepię się następujących zdań:

Po dojechaniu na dworzec,

Trochę razi

Wynajęli razem pokój, coby oszczędzić

Też razi

– Unikasz pytania.

Czy nie powinno być “unikasz odpowiedzi”?

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Fizyk111, w zasadzie masz rację, opowiadanie nie odkrywa niczego szczególnie nowego pod kątem technologicznym, ale w zasadzie nie to było moim celem, chociaż rozumiem, że może to w pewien sposób razić, zwłaszcza że to przecież ma być wizja przyszłości za sto lat.

W każdym razie dzięki za komentarz i opinię, wskazanie przez Ciebie zdania namierzę i poprawię!

Aż za bardzo nic się nie zmieniło w Twoim szorciaku, Crucisie. Przewrotnie, ale jakoś mnie nie przekonuje. Może jednak wybrałeś zbyt subtelną ścieżkę. Nawet jak dla mnie. Ale warsztat bardzo dobry, miło się czytało. 

Dzięki za komentarz i lekturę, Deirdriu! Przynajmniej tyle, że czytało Ci się dobrze. :)

Dużo obiecujesz, pokazujesz interesujące wątki, ale one potem rozpływają się w tle, a na pierwszym planie zostaje rozmowa dobrze zakonserwowanych dziadków. Trochę mi przez to było fantastyki – tylko o niej wspominasz. Nawet z nielegalnej imprezy dużo się nie dowiedziałam, chociaż podobno bohaterowie po to jadą do Berlina.

Ale napisane dobrze, czyta się w porządku.

Babska logika rządzi!

Hej, Finkla, dzięki za opinię. Widzę, że chyba za bardzo postawiłem na tych zakonserwowanych dziadków. :)

Pociągi zawsze fajne <3 Ludzie siadający nie na swoim miejscu zawsze obecni. Dobrze się czyta jak takie znajome, codzienne sytuacje wplecione są w tekst. Tylko taki dosiadający się osobnik rzadko budzi sympatię, najczęściej jednak niechęć. 

Dobrze napisane, choć tak naprawdę bardziej chyba obyczajowe niż ściśle futurystyczne. Czytało się gładko i przyjemnie, ze względu na pisarską sprawność autora. 

ninedin.home.blog

Scarlett, ninedin, dobrze słyszeć, że lektura nie nastręczyła Wam żadnych bolączek. :) Dziękuję za komentarze!

Nowa Fantastyka