- Opowiadanie: Tomasz Śmigielski - Ostatni portret

Ostatni portret

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Ostatni portret

Rano. Rolety rozszczelniły się automatycznie, wpuszczając nieco światła wstającego słońca. Łukasz wstaje i idzie się odlać. Kibel mruga do niego zieloną lampką. Pozdrowienia, wszystko w porządku. Dalej na nic nie chorujesz! Zerka więc Łukasz do lustra. Wąskie linie i drobne napisy. Wysublimowana sugestia, jakby rzucona mimochodem – umyj ryj. Myje. Druga sugestia – oczy nieco zbyt czerwone. Za długo w soczewkach. Użyj kropli. Żeby się nie pomylił, półka pod lustrem podświetla buteleczkę. Łukasz posłusznie zapuszcza sobie krople. Gdy mruga impulsywnie jego uszu dobiega dźwięk. W kuchni woda się zagotowała i od razu przestała wrzeć. Kawa jest gotowa.

Łukasz jeszcze raz, tym razem już z własnej woli, przemywa twarz zimną wodą i idzie do kuchni. Śniadanie już czeka. Je więc, popijając kawą, a minęło już ustalone dwadzieścia pięć minut od przebudzenia. Kanał zwolniony – przychodzą wiadomości. Ściana kuchenna rzuca w Łukasza świecącą kopertą, przy niej zaś, jak wyrzut sumienia – 17. Skinieniem ręki Łukasz rozwija listę, a sięga ona od podłogi po sufit. Większość to spam, usunąć bez otwierania. Dalej widzi dwie wiadomości od galerii i jedną od Lidki. Otwiera tę jedną.

Lidka pojawia się na ścianie w miejsce listy. Po minie już widać, że nie jest zadowolona. Łukasz, czując ból głowy, też nie jest. Tyle nas łączy! Lidka trwa w zamrożeniu. Łyk kawy, odtwórz.

– Łukasz, weź się odezwij. Albo robota, albo chlanie, albo dragi. Galeria odzywa się już nawet do mnie.

Tyle. Trzeba będzie się odezwać. Łukasz więc kończy śniadanie i wraca do sypialni. Łukasz chwyta opakowanie i zakłada soczewki. Świat się zmienia. Nad biurkiem wiszą portrety ludzi. Łukasz chwyta portret Lidki i zawiesza go w powietrzu przed sobą. Po dwóch sekundach portret rozwija się i zmienia w całą postać kobiecą. Lidka dalej zła.

– Pozbierałeś się łaskawie?

– Lidka, przepraszam.

– Siebie przeproś. Masz robotę, wiesz o tym. Robisz szum w sieci, a sam najmniej się tym przejmujesz.

– Przejmuję się.

– To nie odzywaj się do mnie, tylko do galerii. Czekają na jakieś info od ciebie.

– Mam już dla nich rzeczy.

– Tyle dobrze.

– Przyjedziesz dzisiaj?

– Zobaczę.

Portret się zwinął na powrót. Łukasz wzdycha i odwiesza go nad biurko. Otwiera szafę – tam jego królestwo. Sięga po ostatni projekt. Sprawdza powiadomienia, wszystko na zielono. Od razu bierze się do pracy. Już czuje ekscytację, już wzbiera w nim poczucie wielkości i znaczenia tego, co robi. Wie, że przekracza samego siebie. Rozumie ledwie połowę projektu – więcej nie może. Potrzebuje autentyzmu. Nie wie, co zrobi, i dlatego jego szok będzie prawdziwy. Tylko najmocniejsze uczucia mają sens. Tylko najmocniejsze bodźce. Inne można sobie implantować. Implantowany strach, nawet najlepiej, zawsze będzie sztuczny. Część mózgu będzie zawsze wiedziała, że to kłamstwo. Nie można tego obejść. Chyba, że odnajdziesz boczne wejście do prawdziwego przerażenia.

Łukasz więc pracuje. Łączy ze sobą kolejne klocki, kolejne długie makarony połączeń wędrują między nimi, łącząc się w wielkie drzewo przewidywanej ekspresji genowej. Po całej sypialni (tylko w oczach Łukasza) kwitnie drzewo życia – prawdziwego, nieskrępowane lifeartu. Tu obszary, nad którymi może pracować, a już na korytarz sięgają pola niezbadane, umyślnie zapomniane i porzucone. Zasiane i rozplenione pod zasłoną leków i narkotyków, które nie pozwoliły umysłowi zachować wspomnień. Tak pracował Łukasz kilka godzin, aż czerwień zalała mu kąt prawego oka. Łukasz zerka i widzi – Lidka stoi u drzwi. Zwija więc drzewo i chowa do szafy. Rusza do drzwi.

Otwiera:

– Przyszłaś.

– Tak. – Lidka wchodzi do mieszkania. Jednak siateczka makijażu na twarzy jasno wskazuje, że jest zła. Czerń okala jej oczy, podkreśla zmarszczenie brwi, groźbę tańczącą na ustach.

– Naprawdę nie odpuścisz? – pyta Łukasz bez nadziei.

– To zależy od ciebie. Masz ostatni projekt?

– Prawie gotowy.

– Pokażesz?

– Nie mogę. Wiesz o co chodzi, tłumaczyłem ci.

– Naprawdę myślisz, że to ma sens? Te twoje „prawdziwe uczucia”?

– Arceneux. Słyszałaś?

– Coś chyba tak. Ale o co chodzi? – maska gniewu łagodnieje. Oczy jaśnieją.

– Facet pracuje głównie na jadach i truciznach. I wiesz co? Ludzie przychodzą na jego wystawy. Nie AR, nie VR, osobiście. Po to, żeby ich ten jego lifeart pokąsał, zatruł. Żeby stanąć na granicy śmierci. Cierpieć, ślinić się, tracić przytomność. Umierać. I zostać uratowanym w ostatniej chwili. Szukać prawdy. Choćby w bliskości śmierci.

– To jest chore, wiesz?

– Może tak. Ale obłęd może być prawdziwszy.

– Co ty chcesz zrobić?

– Nie wiem – Łukasz rozkłada ręce. Mówi zupełnie szczerze. Naprawdę nie wie. Zadbał o to.

– Pogadasz dzisiaj z ludźmi z galerii?

– Tak. Jadę zaraz do labu. Ostatni projekt idzie do produkcji. Sprawdzę, czy wszystko ok i powiem tym z galerii.

– Jechać z tobą?

– Nie możesz.

Gadają jeszcze chwilę. Właściwie o niczym. Lidka się zbiera do siebie, zaś Łukasz do labu.

 

*

 

Łukasz wchodzi do labu. Z portierni kierują go do części zajmującej się jego projektem. Trochę bawi go, że nie wie czemu tu jest. Dopilnować projektu mógłby normalnie, przez AR. Ale pamięta, że koniecznie musi się tu pojawić. Resztę wyciął sobie z pamięci.

Wita się więc z doktorem. Rozmawiają chwilę – kurtuazja. Łukasz widzi nerwowe ruchy i uśmieszki. Bawi go to coraz bardziej, a najbardziej – ten dreszczyk lęku. Nie wie, co sam wymyślił. Nie wie, po co przyjechał. I nie dowie się. Po rozmowie bierze kilka tabletek. Mija pięć-sześć minut. Przychodzi ten czas. Zaczyna się. Trzy godziny w których działał będzie w pełni świadomie, ale nic z tego nie zapamięta.

 

*

 

Łukasz, już w mieszkaniu (nie wie, jak tu trafił), rzuca na ścianę wielki napis z nazwą galerii. Ten zaczyna przez chwilę mrugać, po czym na ścianie pojawia się Albert, szef.

– No nareszcie – słyszy Łukasz przywitanie.

– Przepraszam, musiałem dopilnować kilku rzeczy. Zapewniam cię, po tej wystawie o twojej galerii będzie głośno – tak naprawdę Łukasz nie mógł o tym zapewniać. Wiedział tylko, że robi coś dużego, ale co – tego nie mógł ocenić.

– Na to liczę – uśmiecha się Albert. Nigdy nie gniewał się długo. – Czyli wszystko w terminie, tak? Wszystkie daty zostają takie jak ustalaliśmy.

– Dokładnie tak – Łukasz zatwierdza dokumenty, które rozbłysły ponad ramieniem Alberta.

 

*

 

A więc ten dzień. Galeria. Trzy pomieszczenia wypełnione lifeartem. Pierwsze pomieszczenie – las cudów. Po ziemi plenią się pnącza magiczne, obsypane kwiatem czerwonym, błękitnym, białym. Całość splątana dziko, ale nie przypadkowo. Pnącza rozrastają się w mandelbrotowskie wzory. Nad nimi liście pokryte niewielkimi plamkami. A każda z nich w jednym z dwóch kształtów, 0 lub 1.

Sala druga – królestwo zwierząt i sztuki behawioralnej. A więc to co miało być koroną stworzenia Łukasza. Tu żuki wytańcujące buddyjskie mandale, tam ptaszek drobny układający patyczki w idealnym porządku i wyśpiewujący melodie wagnerowskie. Dalej mrówki wznoszące forty kół koncentrycznych i z igieł sosnowych układające fragmenty greckich traktatów.

Ludzie chodzą, a na twarzach znudzenie. Co nowego? Nic. Wszystko było. Wszystko widzieli. Cóż im nowe wrażenie, skoro tysiące nowych wrażeń odbierają na co dzień. Cóż im żuki i mrówki zachowujące się w zadanym przez Łukasza porządku? W swoich AR-ach i VR-ach już żyją wszyscy w krainach niesamowitości. Nie różni się dla nich mrówka prawdziwa od mrówki wyobrażonej. Wrażenie to samo. Ale czekał na nich jeszcze pokój trzeci, teraz zamknięty. Czekający. Goście przybyli właśnie po to.

W końcu zostali wpuszczeni. W pokoju ciemność nieprzenikniona. Wszyscy wkroczyli, a drzwi trzasnęły za nimi. Łukasz zamknął się tu już trzy dni temu, aby przygotować swoje największe dzieło. Wiedział, że musi tak zrobić, ale nie wiedział dlaczego. Wtem zapaliły się światła. I wszyscy zaczęli krzyczeć. Całą przeciwległą ścianę pokryła nowotworowa narośl, wędrująca od podłogi, rozszerzając się pod sufitem. Drgania życia i lekkie wstrząsy przechodzą przez całą rozrośniętą biomasę. A w jej sercu tkwi Łukasz, jeszcze łapiąc ostatnie oddechy.

Sam stał się dziełem sztuki.

Koniec

Komentarze

Hej. Wiesz co, się zawiodłem końcówką, bo tak trochę myślałem, że to pójdzie w tę stronę, w którą poszło, ale liczyłem podskórnie na jakąś woltę. Mimo tego zawodu, mimo językowych dziwactw (a może własnie przez nie?), mimo niepotrzebnych wulgaryzmów na początku (serio, niepotrzebne wg mnie, zniechęcają do czytania dalej), bardzo mi się to spodobało. Bliskie są mi rozkminy na temat autentyzmu przeżywania w dobie sztucznych przeżyć i doświadczeń. Ugryzłeś to fajnie, napisałeś dziwnie (czasem mam wrażenie, że to styl, a czasem, że coś Ci nie wyszło) ale z polotem (Być może ktoś ogarnięty napisze Ci tutaj mądre uwagi językowe). Trochę mnie ten tekst urzekł, nie wiem dlaczego :P

Klikam do Biblioteki.

Podrawiam, 

Łosiot, dzięki wielkie :D Co do uwag (odniosę się, a co :D) to tak: Wulgaryzmy na początku też mnie zastanawiały, nie byłem pewien. Ostatecznie zostawiłem, żeby pokazać nieco kontrastu między takim atawistycznym, ludzkim postrzeganiem otoczenia, a sterylną, zawsze wesołą i zadowoloną otoczką jaką buduje technologia. Dziwactwa językowe to specjalnie (czy dobrze wyszło nie mnie oceniać), wszystko celem stylizacji i próby zbudowania rzeczywistości nieco półrealnej, przebodźcowanej. A jakiekolwiek wolty fabularne ucierpiały a limicie znaków, podczas redagowania i schodzenia z tego co mi wyszło pierwotnie. Niestety, brakło mi warsztatu, aby zachować przebieg fabuły tak jak go sobie wyobrażałem i zmieścić się w limicie. Tak czy inaczej dziękuję bardzo za miłe słowa :D

Pod względem zaprezentowanej wizji to moim zdaniem bardzo dobry tekst. Poszukiwanie realności, świat, w którym wirtualność stała się na tyle powszechna, że nastąpiła swego rodzaju inwersja sfer istnienia; wyobrażenia stały się rzeczywistością, a biologiczne życie uczyniono sztuką. Do tego jeszcze główny bohater rzucający się w objęcia sedacji i amnezji, by móc stworzyć naprawdę wyjątkowe dzieło, takie, którego nie spodziewa się nawet on sam… W moim odczuciu to wyszło naprawdę fajnie. Zastanawia mnie tylko jeden fragment:

 

Nie wie co zrobi i dlatego jego szok będzie prawdziwy. Tylko najmocniejsze uczucia mają sens. Tylko najmocniejsze bodźce. Inne można sobie implantować. Implantowany strach, nawet najlepiej, zawsze będzie sztuczny. Część mózgu będzie zawsze wiedziała, że to kłamstwoNie można tego obejść. Chyba, że odnajdziesz boczne wejście do prawdziwego przerażenia.

Co zatem z alternatywnymi stanami świadomości, w których człowiek nie jest w stanie odróżnić prawdy od fikcji? Co z koszmarami, z wizjami po deliriantach? Czy implantowaniu strachu nie mogłoby towarzyszyć zaburzenie świadomości dla wzmocnienia efektu, supresji racjonalizowania zagrożenia? Chyba, że z domysłu ograniczamy się tutaj do “standardowej” świadomości, zakładamy, że chcemy uzyskać efekt szoku w sztuce postrzeganej “na trzeźwo”.

 

Puenta na końcu jest ciekawa, dość zaskakująca, trochę skojarzyła mi się z postacią Mistrza z pierwszej części serii Fallout.

 

Jeżeli chodzi o wykonanie – styl jest nawet w porządku, dość nowoszkolny jeżeli chodzi o prowadzenie narracji, jednakże kwestie techniczne pozostawiają trochę do życzenia, sporo błędów interpunkcyjnych, niezbyt naturalnych szyków zdania, powtórzeń.

 

Sugestie poprawek:

 

Rolety rozszczelniły się automatycznie[+,] wpuszczając nieco światła wstającego słońca.

Przecinek przed imiesłowem przysłówkowym.

 

Żeby się nie pomylił[+,] półka pod lustrem podświetla buteleczkę.

Przecinek rozdzielający zdania składowe.

 

Otwiera jedną.

Zły przypadek: otwiera (kogo? co?) –  jedną.

 

Łukasz chwyta opakowanie soczewek i zakłada je.

Niejednoznaczność – zakłada opakowanie czy soczewki?

 

znaczenia tego[+,] co robi.

Przecinek przed zdaniem podrzędnym.

 

Nie wie[+,] co zrobi[+,] i dlatego jego szok będzie prawdziwy.

Wydzielenie zdania podrzędnego.

 

Łączy ze sobą kolejne klocki, kolejne długie makarony połączeń wędrują między nimi[+,] łącząc się w wielkie drzewo przewidywanej ekspresji genowej.

Przecinek przed imiesłowem.

 

Tu obszary[+,] nad którymi może pracować, a już na korytarz sięgają pola niezbadane, umyślnie zapomniane i porzucone.

Przecinek przed zdaniem podrzędnym.

 

Nie wie[+,] co sam wymyślił. Nie wie[+,] po co przyjechał.

Jw.

 

Łukasz, już w mieszkaniu (nie wie[+,] jak tu trafił)[+,] rzuca na ścianę wielki napis z nazwą galerii. Ten zaczyna przez chwilę mrugać, po czym na ścianie pojawia się Albert, szef.

– No nareszcie – rzuca w Łukasza na przywitanie.

Powtórzone “rzuca”, brakujące przecinki.

 

– Na to liczę – Albert uśmiecha się. Nigdy nie gniewał się długo.

Należy odwrócić szyk: “uśmiecha się Albert”. Patrz: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

 

W swoich ARach i VRach

Końcówkę fleksyjną w tym przypadku oddzielamy dywizem: “AR-ach i VR-ach”.

 

Wyśrodkuj gwiazdki rozdzielające tekst. Poleciłbym też podzielenie pierwszego akapitu na dwa mniejsze, wydaje mi się nieco przydługawy.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Dzięki wielkie Wicked za rady i miłe słowa :D Naniosłem poprawki zgodnie z Twoimi sugestiami. Co do tego fragmentu o mózgu, który zawsze zauważy różnicę – tu raczej miałem na myśli nie faktyczny stan, a obsesję Łukasza. Oczywiście, że mózg można oszukać, ale Łukasz uważa, że to za mało. Że już nawet fakt, że potem będziesz wiedział, że dane uczucie było efektem jakiejś manipulacji sprawia, że jest ono sztuczne.

Hm, hm, hm… 

Na pewno pomysł jest dość ciekawy. Co do wykonania mam podobne odczucia jak Łosiot. Momentami bardzo mi się podobało, ale niektóre fragmenty są dziwaczne.

Opowiadanie nie jest zbyt wciągające, ale mimo dziwactwa ten styl w pewien sposób hipnotyzuje. Mi akurat przekleństwa nie przeszkadzały, a najbardziej podobało mi się “umyj ryj” xD Chociaż nie sądzę, by “ryj” to było brzydkie słowo. ;)

Technicznie coś tam jeszcze kuleje. Brakuje kilku przecinków.

Zakończenie niezłe.

Opowiadanie zaczyna się podwójnym problemem. Opisem świata, nie powala oryginalnością – takie tam gadżety wspomagane AI, oraz rzucającymi się w oczy powtórzeniami – jak poniżej.

wpuszczając nieco światła wstającego słońca. Łukasz wstaje

zagotowała i od razu przestała wrzeć. Kawa jest gotowa.

Łukasz jeszcze raz, tym razem

tym razem już z własnej woli, przemywa twarz zimną wodą i idzie do kuchni. Śniadanie już czeka. Je więc, popijając kawą, a minęło już

Ale bardzo szybko opuszczasz oba te nieciekawe terytoria. Zaczynasz pokazywać świat intrygujący, nieoczywisty i wciągający swoją tajemnicą. Na początku, galeria kojarzy mi się z centrum handlowym, ale szybko wyprowadzasz mnie z błędu. Bardzo interesująco tworzysz atmosferę tajemnicy, prawie że kryminalnej. Opowieść jest tak gęsta, że w pewnym momencie musiałem sprawdzić, czy na pewno ma 8k, a nie więcej.

Niestety nie miała i odczułem pewien niedosyt po przeczytaniu zakończenia. Było świetne, było takie “łoł”, ale było też irytująco krótkie.

“Nowotworowa narośl”. To takie jednoznacznie paskudnie brzydkie jest, a ja oczekiwałbym czegoś niejednoznacznego, czegoś paskudnego, ale jednocześnie przyciągającego jakimś okrutnym pięknem.

Jakkolwiek bym nie marudził i tak jest świetnie. Z wyjątkiem samego początku, dobrze napisane, dobrze wymyślone i dobrze skonstruowane, zarówno przez autora jak i przez bohatera.

Biblioteka, a może nawet więcej.

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Mnie dla odmiany spodobał się sposób prowadzenia narracji. Jakoś mi pasował do bohatera. Temat z poszukiwaniem coraz mocniejszych (i prawdziwszych) wrażeń nieźle ujęty. Jedyne co, to mogłeś bardziej malowniczo rozsmarować go po tych ścianach w końcówce :) Ale i tak jest dobrze.

Cześć, Tomaszu!

 

Nic innego nie napiszę, przedpiścy powiedzieli już wszystko :) Faktycznie styl pokraczny; kilka błędów interpunkcyjnych, dziwnie użyte słowa, gdzieniegdzie przestawiony szyk zdania. Być może pisałeś tak specjalnie, ale nawet jeśli to trochę się potykałam w trakcie czytania.

Wizja świata nienowa, ale ładnie pokazałeś dążenie ludzi do mocnych, czasami chorych wrażeń. I powtórzę po Belli – końcówkę mocniej bym zarysowała, faktycznie przydałoby się tutaj coś z przytupem :D.

 

Pozdrawiam!

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

Tomaszu,

 

Temat szukania mocniejszego bodźca w świecie, który wyprodukował ich już tyle, że trudno wymyślić coś oryginalnego etc etc – no przedpiśców bym powtarzał. Jest ok. To samo z pointą – chciałoby się mocniejszego kopniaczka, bardziej malowniczego stracha, ale clue zostaje – bez autentycznego, namacalnego, super-intensywnego bodźca, odwołującego się do najbardziej pierwotnych reakcji emocjonalnych nie można w takim świecie dotrzeć do odbiorcy. A że cel tego przekazu jest abstrakcyjną, nieutylitarną sztuką, powodowaną li tylko wyłącznie koniecznością dostarczenia gawiedzi “mocniej, więcej” nadaje smutnego posmaku twojej wizji przyszłości.

Podobał mi się sposób prowadzenia narracji. Idziesz do biblioteki, umyj ryj (prześliczna aliteracja ;-) )

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

I siedzę, Tomaszu, targany sprzecznymi emocjami. :)

Powiem od razu, że najbardziej podobał mi się finał, bez dwóch zdań. Tyle tylko, że reszta szorta zupełnie nie pasuje do finału. Dałeś co prawda dwa niezrozumiałe fragmenty:

Już czuje ekscytację, już wzbiera w nim poczucie wielkości (…). Chyba, że odnajdziesz boczne wejście do prawdziwego przerażenia.

Ludzie chodzą, a na twarzach znudzenie. (…) Ale czekał na nich jeszcze pokój trzeci, teraz zamknięty. Czekający. Goście przybyli właśnie po to.

I pomyślałem sobie, czy Autor ma rozdwojenie jaźni, czy pomieszał szorty? ;)

Bo do takiego finału i wymienionych przeze mnie fragmentów nie pasują dialogi, akcja i ta dziwna narracja:

Zerka więc Łukasz do lustra.

Gdy mruga impulsywnie jego uszu dobiega dźwięk. W kuchni woda się zagotowała i od razu przestała wrzeć.

Łukasz więc kończy śniadanie i wraca do sypialni. Łukasz chwyta opakowanie i zakłada soczewki.

Domyślam się, że to zamierzona stylizacja, ale stąpasz blisko grafomanii, a przynajmniej wygląda to na błędy stylistyczne. Nie byłem do końca pewny, bo nie widziałem racjonalnego powodu takiej stylizacji. Wszystko to okraszasz zupełnie normalnymi, typowo obyczajowymi dialogami, które same w sobie są dobre, ale zupełnie nie pasują mi finalnie do takiego “artysty”, jakim okazał się Łukasz. Brzmiał bardziej jak informatyk, niż performer, i to taki. :)

Ogólnie więc, nadal nie wiem, co o tym szorcie myśleć. :)

Pozdrawiam.

Zakończenie fajne. Początek mniej.

Dobrze się czytało :)

Przynoszę radość :)

Jest tu pomysł i jest zaklęcie go w niezłe wykonanie. Widać, że dobrze Ci wychodzi taka zabawa językiem i opisami. Czasem jednak miałem wrażenie, że tracisz kontrole – wtedy, gdy dokonujesz (zapewne celowych) powtórzeń imienia bohatera. Jednak ja nie widziałem tam jakiejś symetrii, jakiegoś rytmu. Przez to w tych miejscach tekst dla mnie chrobotał.

Sama treść niczego sobie. Podoba mi się przedstawienie AR. Motyw artysty goniącego za coraz większymi doznaniami, by zadowolić znudzonych widzów – także.

Tak więc dobry koncert fajerwerków do obiadu :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Hmmm. Temat nieograny, ale całkiem nowy też nie. Jeśli dobrze pamiętam, to w liceum babka od plastyki opowiadała nam o jakimś japońskim artyście, który popełnił samobójstwo, skacząc z wysokiego dachu na płótno. Wcześniej uczył się anatomii itp., żeby dobrze wypaść i malowniczo się rozlać po płótnie.

Początek tekstu to taki typowy poranek z futurystycznego SF.

Mam wrażenie, że czasami niepotrzebnie piszesz podmiot. Znaczy, zdanie lepiej by wyglądało z domyślnym.

Babska logika rządzi!

Ludzie zawsze szukali nowych, nieznanych dotąd bodźców i wzruszeń, więc w przyszłości można spodziewać się wszystkiego. Jednak Twoja wizja do mnie nie przemówiła. Pewnie dlatego, że nie rozumiem tego dążenia, nie rozumiem dzieł powstałych pod wpływem innym niż natchnienie.

 

Łączy ze sobą ko­lej­ne kloc­ki, ko­lej­ne dłu­gie ma­ka­ro­ny po­łą­czeń wę­dru­ją mię­dzy nimi, łą­cząc się… ―> Powtórzenia.

 

Po całej sy­pial­ni (tylko w oczach Łu­ka­sza) kwit­nie drze­wo życia… ―> Co to znaczy kwitnąć po całym czymś?

 

Z por­tier­ni kie­ru­ją go do czę­ści zaj­mu­ją­cej się jego pro­jek­tem. Tro­chę bawi go, że… ―> Czy wszystkie zaimki są konieczne?

 

Trzy po­miesz­cze­nia wy­peł­nio­ne li­fe­ar­tem. Pierw­sze po­miesz­cze­nie – las cudów. ―> Czy to celowe powtórzenie?

 

Po ziemi ple­nią się pną­cza ma­gicz­ne, ob­sy­pa­ne kwia­tem czer­wo­nym, błę­kit­nym, bia­łym. ―> Jednym trójbarwnym kwiatem?

 

Ale cze­kał na nich jesz­cze pokój trze­ci, teraz za­mknię­ty. Cze­ka­ją­cy. ―> Nie brzmi to najlepiej.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ok, fajne. Ok, jedziesz prosto do spodziewanego finału, który mnie nie przekonuje. Te dwa okeje zazwyczaj się gryzą, ale w tym przypadku jakoś tak bez przekonania. To jednocześnie udane i rozczarowujące opowiadanie. 

 

Językowo do wygładzenia. Momentami bez wyraźnej przyczyny utrudniasz czytelnikowi. 

 

Tyle. Trzeba będzie się odezwać. Łukasz więc kończy śniadanie i wraca do sypialni. Łukasz chwyta opakowanie i zakłada soczewki. Świat się zmienia. Nad biurkiem wiszą portrety ludzi. Łukasz chwyta portret Lidki i zawiesza go w powietrzu przed sobą.

Czy te powtórzenia były konieczne? Nie chciało mi się liczyć, ale imię bohatera powtórzyłeś stanowczo zbyt wiele razy. Trochę to przeszkadzało w czytaniu.

Pomysł niezły. Właściwie już teraz szukamy coraz mocniejszych wrażeń i to będzie pewnie narastać. Gdzieś tak myślałam, że Łukasz zrobi coś takiego, właściwie od momentu, gdy dowiedziałam się, że wykasował sobie pamięć.

Stylizacja pasuje do bohatera, choć momentami trochę przeginasz.

Ogólnie, podobało mi się :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Napisane dobrze i całkiem ciekawie, sam pomysł bohatera wycinającego samemu sobie pamięć też mi się podoba, ale zakończenie jest dość przewidywalne.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Dla przewidywalnej końcówki spodziewałabym się większego przytupu, może trochę bardziej eksploatacyjnego opisu – w końcu tykasz się biologii, ciała. Widzę, że poprawki naniesione, bo tekst się czytało bez bólu, tylko płynnie i można było się zaciekawić wydarzeniami. 

Pomysł ciekawy, idea lifeartu fajna i dość wiarygodnie, choć oczywiście ekstremalnie, ekstrapolująca pewne trendy w sztuce współczesnej. Sama historia mnie jakoś nie porwała (może dlatego, że raczej dało się przewidzieć, jak daleko bohater się posunie), świat przedstawiony wydał mi się ciekawszy od fabuły. 

ninedin.home.blog

Nowa Fantastyka