Robert otworzył oczy i przetarł twarz dłońmi. Rozważał przez chwilę to, co mu się przytrafiło. Szedł na uczelnię, na której wykładał, gdy nagle został zaatakowany od tyłu, ktoś wbił mu igłę w szyję. Momentalnie oczy zaszły mu mgłą i opadł niczym worek ziemniaków.
Obudził się i przyjrzał pokojowi, w którym go umieszczono. W swoim życiu był gościem w wielu hotelach i nie zauważył nic, co by odróżniało ten pokój od setek innych. Zerknął na zegarek. Siódma dwadzieścia pięć. Był nieprzytomny niemal dobę. Podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz. To, że był na parterze, wcale go nie pocieszyło. W pewnej odległości ujrzał wysoki płot, prawdopodobnie pod napięciem. Zdziwił go jednak wygląd ogrodu, który był za oknem. Na środku wisiała szeroka huśtawka umocowana na dwóch wielkich drzewach, którą poruszał wiatr. Prowadził do niej wijący się chodnik zbudowany z płytek imitujących marmur. Oprócz tego wszędzie rosła bujna trawa. Co parę metrów symetrycznie stały doniczki z różnymi odmianami kwiatów.
Robert skorzystał z toalety, następnie równie przestraszony, co ciekawy, podszedł do drzwi i nacisnął klamkę. Drzwi nie były zamknięte na klucz. Wszedł do krótkiego korytarza. Wszystko tu było normalne, nienormalne było jedynie to, że się tu znajdował. Korytarzem doszedł do większego pomieszczenia. Na środku stał stół, a na nim apetycznie wyglądające kiełbaski leżące na dużym porcelanowym talerzu. Były też bułki, masło i pomidory. Zastanowiło go, że śniadanie przygotowano dla trzech osób. Przy ścianie znajdowały się biurka, na których leżały trzy laptopy, stały tam też trzy fotele.
“Coraz więcej tajemnic… Porywacze przygotowali wszystko, bym czuł się bardzo komfortowo” - pomyślał. Usiadł przy stole i zaczął konsumować posiłek. Dodał trochę ketchupu, trochę musztardy. Niespiesznie żując kawałek kiełbaski, usłyszał czyjeś kroki. Odwrócił się i ujrzał niskiego mężczyznę. Był to chłopak w wieku mniej więcej dwudziestu pięciu lat. Jego niski wzrost i skośne oczy świadczyły, że jest Azjatą.
– Kim pan jest, jeśli można wiedzieć i co to za miejsce? – spytał ów mężczyzna po angielsku.
– Zostałem porwany, pewnie tak jak pan - odpowiedział Robert i po chwili dodał zaciekawiony – Ale ja pana znam! Kim Un - Young! Jest pan tym genialnym matematykiem, który w wieku dwudziestu trzech lat dostał nagrodę Nobla.
– Tak, to ja.
– Jestem Robert. To ciekawe, że jesteśmy tu razem, bo moje IQ jest także bardzo wysokie, z tym, że ja nie chciałem być sławny.
– To faktycznie ciekawe. A co jest w tych laptopach?
– Jeszcze nie sprawdzałem. Niech pan usiądzie, przedyskutujemy naszą sytuację jedząc te pyszne kiełbaski.
Kim usiadł przy stole i wskazał na pusty talerz.
– Widzę, że jeszcze nie jesteśmy w komplecie.
– Tak… może powiedz mi…
Po chwili do pokoju weszła kobieta. Miała błękitne oczy, z których promieniowała nieprzeciętna inteligencja. Średniej długości blond włosy z krótką grzywką, teraz nieco rozczochrane, okalały jej pozbawioną makijażu twarz.
Nie reagując na słowa powitania, rozglądnęła się uważnie po pokoju.
– Czego od nas chcą? - bez ceregieli spytała po rosyjsku.
– Niestety, nie wiemy… - zaczął tłumaczyć Robert przerzucając się na rosyjski, ale ona już otwierała jeden z laptopów.
– Może najpierw pani usiądzie, te kiełbaski są przepyszne. Są faszerowane żółtym serem – zaczął ją namawiać Kim również po rosyjsku.
– Dziękuję, może później - kobieta sprawdzała teraz pozostałe laptopy - nazywam się Nadia Camukova, pracuje w branży zajmującej się bioimplantami - zrobiła pauzę i zmieniła temat - chodźcie tutaj. To wygląda na jakiś sprawdzian wiedzy, jakiś test - i gdy podeszli mówiła dalej – ten na pewno jest dla mnie. Chyba, że ktoś z was…
– Nie -przerwał jej Kim – ten jest dla mnie.
– A ten dla mnie -powiedział Robert zajmując swoje stanowisko.
Gdy się rozsiedli wygodnie, w pomieszczeniu zaległa cisza przerywana tylko stukaniem w klawisze i od czasu do czasu jakieś skrzypnięcie fotela.
Trwało to ponad pół godziny, nagle odezwał się Robert.
– Jak wam idzie? Kurcze, gdybym miał kalkulator albo chociaż kartkę i długopis.
– Nie ma tu nic specjalnie trudnego jak dla mnie – teraz powiedział Kim - jednak poziom trudności rośnie z każdym zadaniem i muszę przyznać, że test jest zrobiony bardzo profesjonalnie. Wszystko jest dopracowane, jeszcze nigdy się nie spotkałem z taką starannością.
– To prawda – przytaknęła Nadia – ktoś musiał włożyć w to wiele pracy.
Trójka geniuszy w skupieniu dalej rozwiązywała test, każdy inny, każdy dotyczący innej specjalizacji. Zadania na początku łatwe, zaczęły być coraz trudniejsze i trudniejsze. Godziny mijały, lecz oni stracili poczucie czasu, tak bardzo wciągnął ich ten test. Nagle stało się coś bardzo dziwnego. Żaluzje automatycznie zasunęły się, laptopy wyłączyły i pokój zatonął w nieprzeniknionym mroku. Po chwili z punktu w suficie wypłynęło światło tworząc trójwymiarowy obraz.
Stwór mający nie więcej niż półtora metra wysokości. W jego łysej głowie znajdowało się jedno duże oko. Bardzo wybałuszone i w większej części wystające na zewnątrz. Z oka spływał śluz na górną wargę, by po chwili zostać wessany przez małe dziurki przypominające pryszcze, znajdujące się prawie na całej twarzy. Kolor skóry głowy różnił się od koloru reszty ciała. Był szary z dodatkiem czerwonych plam w okolicach czoła i szyi. Z tułowia odchodziły trzy pary rąk. Ubrany był w elegancką suknię, na której świeciły różnego koloru gwiazdy. Na szyję miał założony ogromny złoty pierścień, a także mnóstwo przeróżnych wisiorków. Cztery górne ręce zakończone były sześcioma palcami, na każdym sygnet. Ostatnia para rąk wyglądała na niedorozwiniętą. Była krótsza i posiadała tylko trzy palce. Osobnik zamiast nóg miał urządzenie, dzięki któremu w nieznany sposób utrzymywał się w powietrzu.
Istota zwróciła się do nich po angielsku, co z powodu innej budowy, sprawiało jej trudność. Jednak słuchacze wszystko dobrze rozumieli.
– Witajcie! Na pewno jesteście ciekawi, co to wszystko ma znaczyć. Otóż dzisiaj uratowaliście ponad siedem miliardów swoich ziomków żyjących na Ziemi. Wy ludzie, mieszkający na tej, jak ją nazywacie, „niebieskiej planecie”, jesteście w stosunku do innych cywilizacji bardzo zacofani technologicznie. Osiągnęliście zaledwie Księżyc i Marsa. Nie opuściliście swojego układu słonecznego. Poza waszym układem żyją setki różnych ras, a wy o tym nie macie pojęcia. Całym kosmosem rządzi Rada, w której zasiadają przedstawiciele różnych ras. Im większa populacja tym więcej ma przedstawicieli. Ta właśnie Rada, której jestem członkiem, stwierdziła, że wasza planeta ze względu na złoża paliwa, nazywane przez was „ropą naftową”, nie występujące nigdzie indziej w kosmosie, a także na warunki atmosferyczne idealne do upraw żywności, która wykarmiłaby miliony osobników, zaproponowała stworzenie projektu, w którym usunięto by ludzi. Sprzeciwiłem się temu twierdząc, że zacofanie nie wynika z braku inteligencji. Chciano dowodu. Poprosiłem więc o trochę czasu i poczyniłem pewne obserwacje mając do pomocy cały sztab. Wybrałem was i poddałem specjalnemu testowi inteligencji. Zdaliście go rewelacyjnie. Moglibyśmy teraz usunąć wasze wspomnienia lecz odbiłoby się to na waszym zdrowiu. Od was zależy czy wszystko wyjawicie, nawet jeśli wam ktoś uwierzy, dla nas to bez znaczenia. Żegnajcie!
Postać zniknęła, a pokój zaczął wypełniać się gazem usypiającym. Robert, Kim i Nadia po chwili zasnęli.