- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Obóz treningowy

Obóz treningowy

Wstęp w postaci opowiadania do gry pisanej w stylu roguelike, w bardziej rozbudowanym – miejmy nadzieję – świecie gry.

pzdr

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Obóz treningowy

Przewidywałem, że po pierwszym dniu w pracy, będę zachwycony nową posadą. Wklepywanie non stop tego samego, do bazy danych serwerów, może być jednak nużące. Kolejny dzień, był tylko super, idealny, nieco inny, ale znowu, jak nigdy dotąd. Oprócz bolących "paluszków", obserwowanie właśnie ich, a także otoczenia – zwłaszcza postawionego niedaleko zdjęcia, naszej grupy treningowej – było dość apokaliptycznym doświadczeniem. Prawie dwanaście osób, których uśmiechnięte twarze, często pojawiały się w okresie dojrzewania, posiadały aktualnie swój własny świat, pogrążony w problemach, stresie czy melancholii. Pozostało okazywanie półuśmiechów, często nazbyt grzecznościowe "tak, proszę pana", "nie, proszę pani" – ideał spędzania godzin pracy, jak również sposób przetrwania dla osoby, bez żadnego zatrudnienia. Oczywiście, bez podtekstów. Najbliższą osobą z fotografii, stojącą koło mnie była Monika, bo ona dawała zawsze najwyższą ocenę w komentarzach – własnych informacjach, artykułach, opisach – pojawiających się w sieci. Była i jest kimś ważnym w moim obecnym życiu. Marek i Monika, właśnie tak pisaliśmy na ścianach klatki schodowej bloku, pod numerem jakimś-tam, w nieistotnym świecie, o nieważnej dacie, lub panującym systemie, w ciągle oligarchicznym i niezmiennym postumencie władzy. Myślałem o niej, zmieniając siebie w jaśniejący, czasem migoczący sobie punkt, który krążył po orbicie planety Ziemia bez celu, tam i z powrotem.

Monika często wracała z długiej i nudnawej służby nocnej na oddziale, jaką otrzymała po skończeniu kursu. Wykonywała wszystko starannie i ochoczo. Bez mrugnięcia okiem. Właśnie tak, powiedziałaby o niej pani Oddziałowa Sabina Kwiatkowska. Wspomnienia snujące się powoli w autobusie, bądź nad jej pochylonym czubkiem głowy, zamieszkiwały obszary pamięci, które dotyczyły dawnych przyjaciół. Być może teraz, chodziło również o Marka. Wysiadając na znajomym przystanku, pośpiesznie wyciągała z torebki klucze do pobliskiej klatki schodowej. Pełno tutaj rozwydrzonych dzikusów, dlatego mieszkańcy obawiali się o własne bezpieczeństwo, montując nowy system ochraniający drzwi wejściowe. Kilka pięter wyżej, drzwi samoczynnie rozpoznały lokatora, skanując jego DNA.

– Proszę czekać… rozpoznanie w toku. Lokatorka o imieniu Monika, dopuszczona do przedpokoju.

Parę kroków dalej, “klapła” sobie czterema literami na kanapę i zamyślonym wzrokiem, ogarnęła bliskie i dalsze przedmioty.

– Nazywam się Maryjka i jestem twoją nową pomocą.. pamiętasz jeszcze zmęczonych i przyczajonych jak pantery kolegów?

– Uff… chyba boli mnie mały palec u stopy.. pomożesz mi wstać?

– Obiad gotowy. – wyszeptała nowa mieszkanka, całkiem przyzwoitego i zresztą nieźle ogrzewanego salonu, bo była również ciągle zdenerwowana na siebie, za nieposprzątany dywan. 

– Zima, brak witamin, spadek ciśnienia, a tutaj kluski z mięsem… 

Kobiety zmusiły się do uśmiechu, jakby odgrywały rolę fruwających aniołów, w raju wymuszonych marzeń. Coś pomiędzy graniem na scenie, a odbieraniem wypłaty.

– Jesteś dziwna… – powiedziała Maryjka do pani domu. – Znowu ten programista?

Tego było już za wiele, coś migotało na dłoniach właścicielki i androida, również na przedmiotach, takich jak niezapłacone rachunki za prąd. Przemiana rozpoczęła się dość szybko, dawno temu na obozie… może promieniowanie jakiegoś statku obcych czy odpadów radioaktywnych.. w każdym razie, dotyczyła nas wszystkich – nawet androida czy kluski z mięsem. Oczywiście, bez żartów.

Marzyły o zdolnych programistach, niestety nie o Marku z obozu treningowego, ale informatykach tworzących sztuczną inteligencję. Jednym z nich, był Andrzej. Był również na panoramicznym zdjęciu, który otrzymali wszyscy, szczęśliwi i nieświadomi niczego, trenujący obozowicze. Przyjaciel, o wspomnianym imieniu, uwielbiał duże pieniądze. Gruby szmal zmieniał go do tego stopnia, że zapominał o swoich problemach. Programował, rozwijał się intelektualnie, starając uzyskać jak najlepsze wyniki – a chodziło dopiero o drzwi rozpoznające przechodzących ludzi w szpitalu. Obecną służbę zdrowia, nie zadowalały zwyczajne osiągnięcia, gdyż należało zwracać uwagę, także na wariatów czy terrorystów. Był zadowolony z życia, a wiedział doskonale, że jest poniekąd przemęczony, zarówno fizycznie jak umysłowo. Nie interesował się przechodzącymi pielęgniarkami, bo za takie coś, nikt nie płacił, nawet jeśli chodzi o przyjaciółki czy uprawianie seksu. 

Po przyjściu ze szpitala, ośmiogodzinnym dniu pracy, starał się podróżować z jednej konstelacji do drugiej, będąc smutnym i rozmyślającym frajerem. Czasami udawał, że chce zostać gwiazdą – królem i słońcem Układu Słonecznego, bo ambicja to zły doradca… pomimo wszystko nie uniknął mutacji. Będąc również za granicą, zwykle wracał tam, gdzie inni przyjaciele – na porzucony dzisiaj obóz treningowy. Kiedy podróżował za swoje ciężko zarobione pieniążki, lubił odkrywać miejsca, do których jego dawni przyjaciele nie mieli wówczas dostępu. Oprócz cechy charakteru w postaci wysokiej ambicji, Andrzej nie starał się być święty, a tym bardziej, do takich ludzi z pewnością nie należał. 

O tym wszystkim, a być może o wielu innych sprawach, wiedziała nasza Monika.

 

* * *

 

Wiedział także pośrednik, sprzedający wycieczki – człowiek bardzo podobny do Andrzeja. W obecności kolegi, nie mówił zbyt wiele, nie wierzył w Boga, gdyż wystarczało wskazanie palcem oraz wysoka cena, żeby osiągnąć swój cel. Paradoksy… Co innego inni klienci, znajomi z sieci, bo u Ryszarda wszystko musiało być poukładane, jak w biurku czy szafie, świeżo odebranych od stolarza. Wiara w bogactwo pozwalała zapominać o fakcie, że w ogóle przestawał się starzeć, teraz był cholernym milionerem i wówczas najstarszym, a także najbiedniejszym instruktorem obozu treningowego.

Inne zdanie na temat Ryszarda, mieli jego sąsiedzi, a mianowicie zdolny chemik, dawniej dość popularny w świecie naukowym, a dzisiaj pozostawiony zamglonej przeszłości. Doświadczenie naukowe w postaci projektu, zmieniał na jeszcze trudniejsze, bardziej skomplikowane i nieustannie bez sensu. Oczywiście, ciągle po osiągnięciu odpowiedniego poziomu. Był jednym z obcych staruszków, tak jak w filmie "Kokon 2 – Powrót" zrealizowany w tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym ósmym roku, bo próbował odlecieć na obcą planetę, tylko po co? Miejsce w postaci planety matka "Ziemia" było rajem, stanowiło alternatywę dla podróżowania umysłem czy numerologi. 

Licząc sąsiadów nieco dalej, byli to między innymi, zwyczajny stroiciel staromodnych zegarów, którego znajomość strojenia nie była zbyt zachwycająca, sprzedawczyni handlująca w pobliskim warzywniaku, czy siedząca czasami przed drzwiami sklepu narkomanka, rozmawiająca z emerytowanym myśliwym Koła Łowickiego "Róglar”. Wszyscy razem, spotykali się koło podświetlonej fontanny, wieczorkiem. Ulegli mutacji, raz czy drugi, później spotykaliśmy się wszyscy w małym domku, na skraju jakiegoś województwa czy powiatu. Nie pamiętam już wszystkiego. Wiem, że miałem na imię się Marek, a domek należał kiedyś do mojej rodziny… ze zdjęcia, być może. Szkoda, że nie jestem teraz w swojej ludzkiej postaci, a jedynie w formie migoczącego, w przestrzeni salonu jaśniejącego punktu – również dwunastu przyjaciół ze zdjęcia. Śpiewamy czasem piosenki, choćby nasze własne…

 

Przy kolacji, widzimy nasze twarze,

Przy herbacie, witamy się bez celu,

Na chwilę, bardziej jaśni, a po czasie wyżsi i bogatsi,

Na koniec dnia, starsi o kolejny moment w życiu.

 

I właśnie w taki sposób, chciałem rozpocząć pisanie naszej historii, tylko ciągle czegoś zapominam. Wracam do uśmiechniętych twarzy ze zdjęcia, dawno temu… tylko, czy aby naprawdę żyję?

Koniec

Komentarze

Przeczytałam lecz gdyby ktoś prosił mnie o streszczenie owego tekstu, nie wiedziałabym jak to uczynić ;D Szanuje za pracę nad scenariuszem do gry, sama się tym zajmuję, więc wiem jak ciężka to praca ;)

Przykro mi, Anonimie, ale nie wiem, co miałeś nadzieję opowiedzieć. Zdaje mi się tylko, że chyba jest tu mowa o osobach z pewnego zdjęcia.

Mam też wrażenie, że to nie jest opowiadanie, a zaledwie początek czegoś większego, więc byłoby miło, gdybyś zmienił oznaczenie na FRAGMENT.

Wykonanie, a zwłaszcza interpunkcja, pozostawia sporo do życzenia.

 

Pra­wie dwa­na­ście osób, któ­rych uśmiech­nię­te twa­rze… ―> Prawie dwanaście – a konkretnie to ile to osób?

 

Po­zo­sta­ło oka­zy­wa­nie pół-uśmie­chów… ―> Po­zo­sta­ło oka­zy­wa­nie półuśmie­chów

 

po­wie­dzia­ła­by o niej pani Od­dzia­ło­wa Sa­bi­na Kwiat­kow­ska. ―> Dlaczego wielka litera?

 

roz­po­zna­ły lo­ka­to­ra, ska­nu­jąc jego dna. ―> …roz­po­zna­ły lo­ka­to­ra, ska­nu­jąc jego DNA.

 

– Pro­szę cze­kać.. roz­po­zna­nie w toku. ―> Wielokropkowi brakuje trzeciej kropki. Wielokropek ma zawsze trzy kropki.

Ten błąd pojawia się w tekście wielokrotnie.

 

Parę kro­ków dalej, “kla­pła” sobie czte­re­ma li­te­ra­mi na ka­na­pę… ―> Parę kro­ków dalej “kla­pnęła” sobie czte­re­ma li­te­ra­mi na ka­na­pę

 

Był rów­nież na pa­no­ra­micz­nym zdję­ciu, który otrzy­ma­li… ―> Literówka.

 

kró­lem i słoń­cem Ukła­du Sło­necz­ne­go , bo… ―> Zbędna spacja przed przecinkiem.

 

w fil­mie „Kokon 2 – Po­wrót” zre­ali­zo­wa­ny w ty­siąc… ―> Literówka.

 

byli to m.in. zwy­czaj­ny stro­iciel… ―> …byli to między innymi: zwy­czaj­ny stro­iciel

Nie używamy skrótów.

 

Koła Ło­wic­kie­go "Ró­glar. ―> Cudzysłów nie został zamknięty.

 

Wiem, że na­zy­wa­łem się Marek… ―> Wiem, że miałem na imię Marek

Cześć, Regulatorzy dziękuję za pomoc. Na pytanie o wielką literę, to z szacunku dla Służby Zdrowia. Klapła jest w porządku, bo generalnie chyba nie pisze się klapnęć, tylko klapnąć. Brakuje w słowniku? Pozdrawiam, życzę miłego dnia.

Bardzo proszę, Anonimie.

 

Na pytanie o wielką literę, to z szacunku dla Służby Zdrowia.

Pisząc o oddziałowej wielką literą nie wrażasz, niestety, żadnego szacunku dla służby zdrowia.

 

Klapła jest w porządku, bo generalnie chyba nie pisze się klapnęć, tylko klapnąć.

Klapła nie jest w porządku, w porządku jest klapnęła, tak jak nie powiesz, że dziewczyna kopła kamień, bo pewnie dobrze wiesz, że ona go kopnęła.

 

Ja niestety też nie wiem, o co w tekście chodzi. Co chwila zmienia się punkt widzenia, skaczesz od bohatera do bohatera, jest jakaś praca, zdjęcie, mieszkanie, androidy – ale kto, co, z kim i dlaczego zupełnie mi umyka. Nie wiem, co się właściwie stało z Markiem oprócz tego, że przestał być sobą, jaki jest jego związek z pozostałymi postaciami ze zdjęcia (choć koniec sugeruje, że wszystkich spotkał taki sam los), do czego to wszystko zmierza… Pojawiają się jeszcze dodatkowe postacie: Oddziałowa, myśliwy, narkomanka, stroiciel zegarów… Dużo w tym tekście wszystkiego – i wyszedł, niestety, chaos.

Nowa Fantastyka