- Opowiadanie: anibagi - Wiara, Nadzieja, Miłość

Wiara, Nadzieja, Miłość

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Biblioteka:

wilk-zimowy

Oceny

Wiara, Nadzieja, Miłość

Powoli otworzył oczy. Słońce wdzierało się nieproszone, rozświetlając wnętrze ponurej komnaty. Wczoraj, gdy podejmował wyzwanie wydawała się czarną otchłanią, w którą zostanie strącony jeśli mu nie sprosta. Jest ranek. Dzień, w którym ma stanąć do ostatecznego pojedynku o jej życie, właśnie nastąpił. Przetarł przekrwione oczy, sam nie wiedząc, czy tej nocy udało mu się zasnąć.

– Witaj, Janisie – odezwał się Głos nad nim. Janis rozejrzał się nerwowo, ale nikogo nie zobaczył. Zamiast tego usłyszał drwiący śmiech.

– Jesteś gotowy? – spytał Głos. Janis już się nie rozglądał.

– Jestem – odpowiedział stanowczo zaciskając pięść na małym medalionie.

– Więc ruszaj głupcze, ale pamiętaj. Nim setna godzina twej męki wybije, musisz być tu, w tej komnacie, inaczej wszystko o co błagałeś przepadnie. Trzy kwiaty. Ani mniej, ani więcej. Fides, Spes, Caritas.

– Trzy kwiaty – powtórzył Janis – tyle, by jej życie ocalić.

Nie czekając ani chwili dłużej Janis wziął swój plecak i ruszył w drogę. Przed nim pierwsza część podróży, Ślęża. Pierwszy kwiat, Fides. Można go spotkać tylko tu, na szczycie Ślęży i choć zdobycie jej nie jest dla Janisa specjalnym wyzwaniem, to powrót może okazać się katorgą nie do przejścia.

Idzie prężnie, szybko lecz rozważnie, wie, że to dopiero początek drogi. Skupiony pokonuje kolejne metry w górę. Jest południe, słońce jeszcze wysoko, pali ostro, jak zwykle wiosną, ale drzewa masywu przynoszą ukojenie i cień. W połowie drogi na szczyt dochodzi go kuszący kobiecy głos.

– Janisie, Janisie… – Janis odwraca głowę. Po jego prawej stronie, gdzieś w oddali widzi postać młodej, ponętnej kobiety. Zaskoczony idzie w jej kierunku. Każdy krok oddala go od szlaku. Odwraca nerwowo głowę by go nie zgubić. Las od tej strony wygląda zupełnie inaczej.

– Chodź! Szybko! Czekam na ciebie! – woła delikatny, miły głos dziewczyny.

Janis robi jeszcze kilka kroków, lecz potyka się o wystającą gałąź. Upada na ziemię. Dłonie ma teraz całe w błocie.

– Janisie, czekam! – kolejny raz woła dziewczyna. Janis spogląda na swoje brudne ręce i sięga do kieszeni po chusteczkę. Zamiast chusteczki natrafia na coś zimnego, metalowego. Wyciąga rękę, a jego oczom ukazuje się medalion w kształcie serca. Spogląda na niego przez chwilę.

– Janisie! – głos dziewczyny wydaje się głośniejszy i bardziej natarczywy, ale mężczyzna już nie patrzy w jej kierunku. Zawiesza medalion na szyi i szybko rusza z powrotem do szlaku. Kobieta woła go by zawrócił, jej krzyk jest rozpaczliwy i przeszywający dreszczem ciało Janisa, który sam nie może uwierzyć jak mocno oddalił się od wyznaczonej drogi. Biegnie coraz szybciej i dopiero gdy dociera do wyznaczonej drogi, głos kobiety milknie.

– Skup się Janis. – Upomina siebie. – Cel. Ważny jest cel. Ważna jest Elena.

Dalszą drogę pokonuje skupiony. Dopiero na szczycie Ślęży krew w żyłach mrozi mu widok wielkiego niedźwiedzia, leżącego na środku polany. Ma szczęście, niedźwiedź jeszcze śpi. Mężczyzna rozgląda się za kwiatem. Gdzie on może być? Jak wygląda? Te myśli nie dają mu spokoju. Wtedy, tuż przy głowie niedźwiedzia zauważa coś, mieniącego się w kolorze brązu.

– Jest! – wyrywa się z jego ust, na co niedźwiedź reaguje wybudzeniem, jednak nim zdąży rozejrzeć się dookoła co zaburzyło jego sen, Janis siedzi już wysoko na pobliskim drzewie, z dala od wzroku niedźwiedzia, za to ze świetnym widokiem na mieniący się w słońcu okrągły kwiat. Nie ma wątpliwości, to na pewno jest Fides. Tylko jedno pytanie krąży po głowie mężczyzny, „Jak zerwać kwiat i nie zostać rozszarpanym przez niedźwiedzia?”. Po chwili niedźwiedź znudzony poszukiwaniem „czegoś” co wybudziło go ze snu, ponownie usadawia się w pobliżu kwiatu i zapada w sen. Janis nadal rozmyśla nad przechytrzeniem zwierzęcia, ale jego myśli po chwili zakłóca jakiś szum. Początkowo mężczyzna myśli, że to jego kołaczące ze strachu serce, jednak dźwięk jest inny.

– Strumyk. – wypowiada szeptem. Schodzi z drzewa ostrożnie i cicho, następnie udaje się w jego kierunku. Po drodze  znajduje długi, ostro zakończony badyl. Spoglądając na strumyk uśmiecha się, ma szczęście, jest tam mnóstwo ryb.

Strumyk ułożony jest idealnie, w dolinie, dostatecznie blisko by udało się zwabić niedźwiedzia, jednocześnie na tyle daleko i nisko by niezauważonym przemknąć po swą zdobycz. Ze strumyka mężczyzna wyławia kijem kilka ryb. Rozkłada je wzdłuż strumyka by zwabiony łatwym pożywieniem zwierz miał je na tyle blisko siebie by je dostrzec, a jednocześnie na tyle daleko by szybko nie wrócił na polanę z kwiatem. W drodze powrotnej Janis zbiera jeszcze kilka sporych rozmiarów kamieni i wspina się ponownie na drzewo. Jest gotowy. Pierwszy kamień rzuca nieopodal niedźwiedzia by wybudzić go ze snu, gdy to się udaje kolejny pada bliżej granicy polany z lasem. Zainteresowany stróż Fides rozpoczyna swą wędrówkę w kierunku, w którym upadł drugi z kamieni. Wtedy Janis rzuca kolejne dwa w stronę strumyka. Wyraźnie zainteresowany niedźwiedź oddala się szybko od polany. Janis schodzi z drzewa, rzuca kolejny kamień w kierunku strumyka. Udało się. Obrońca kwiatu zauważa pierwszą z ryb. Janis nie czeka dłużej z obserwacją, biegiem rusza w kierunku Fides. Zrywa kwiat, a wtedy on zamienia się w krążek z brązu. Zdezorientowany wkłada go do kieszeni i ucieka, byle jak najdalej, nim niedźwiedź wróci i zorientuje się, że ktoś zerwał kwiat. Biegnie szybko, jego serce wali. Wciąż zastanawia się dlaczego kwiat zmienił swą postać. Czy tak powinno być? Wtedy przypomina sobie wczorajszy dzień i słowa Głosu z którym zawarł pakt: „…Przynieś mi trzy kwiaty. Ani mniej, ani więcej. Trzy cnoty twego serca. Trzy, niczym medale zwycięzców: brąz, srebro i złoto. Trzy majestatyczne medale jak szczyty Ślęży, Śnieżki i Śnieżnika. Tam je znajdziesz. Jeśli je zdobędziesz, ona przeżyje…”

Po kilkunastu kilometrach zwalnia bieg, jest już poza zasięgiem niedźwiedzia. Słońce zachodzi, a wraz z nim spada temperatura. Jest już bardzo zimno, a Janisa dopada zmęczenie. Z plecaka wyciąga ciepłe ubrania i coś do zjedzenia. Jest już bardzo zmęczony, brak snu ubiegłej nocy daje się we znaki. Noc jest jednak zbyt zimna by pozwolić sobie na drzemkę w lesie. Podnosi głowę, a jego oczom ukazuje się ona, Śnieżka. Postanawia zdobyć ją jeszcze tej nocy i dopiero w cieple południowego słońca oddać się na chwilę zasłużonego odpoczynku. Noc jest długa, zmęczone nogi nie są już tak szybkie jak wcześniej, podróż nuży coraz bardziej i Janis schodzi z wyznaczonego szlaku. Gdy wybudza się z amoku nie wie gdzie jest. Wie, że zbłądził, cofa się, znów wraca. Zupełnie zdezorientowany i załamany siada na wielkim kamieniu. Jego oczy wypełniają się łzami bezsilności. Bierze do ręki srebrny medalion w kształcie serca i otwiera. W środku znajdują się dwa maleńkie zdjęcia. Na jednej połówce jest  jego żona Helena. Piękna, smukła blondynka o uroczym uśmiechu i niebieskich oczach. Na drugiej połówce jest mała, około 5 letnia blondyneczka z kucykiem na czubku głowy i niebieskimi oczami mamy, jego córka, Elena. To dla niej tu jest. Od kilku dni Elena leży w śpiączce. Mieli wypadek. Samochód wyjechał im na czołówkę, Janis chcąc się ratować od zderzenia zjechał do rowu. Niestety Elena uderzyła głową w siedzenie i straciła przytomność. Od tego czasu ciągle pozostaje w śpiączce.

– Gdybym tylko jechał wolniej… – Ta myśl nie pozwalała mu spać od kilku dni.

– Może wtedy udałoby się inaczej uniknąć wypadku. – Gdy tak siedział rozmyślając, jakieś światło mignęło w oddali. Szybko zerwał się z miejsca i ruszył w kierunku światełka, które szybko przemieszczało się ku górze. Czym bliżej światła, tym bardziej nabierało ono ludzkiej postaci. Gdy był już na tyle blisko by przyjrzeć się zjawie, znieruchomiał. Postać w świetle patrzyła na niego z uśmiechem.

– Elena? To ty?! – Krzyknął w kierunku postaci, ale ta zaczęła powoli się rozmywać. Biegł dalej w jej kierunku, ale gdy dotarł do miejsca w którym stała jej już nie było. Po chwili oszołomienia zauważył, że wrócił na właściwy szlak. Pełen nadziei, że teraz uda mu się dotrzeć na szczyt, w końcu to córka zaprowadziła go na właściwą ścieżkę, ruszył dalej.

Był już blisko celu, gdy zaczęło świtać, a pierwsze promienie słońca delikatnie zaczęły ogrzewać jego zmarzniętą twarz. Zatrzymał się przy potoku uzupełnić braki w swoich bukłakach, chwilę odpocząć i zjeść coś przed wdrapaniem się na szczyt. Nie wiedział czy i tu kwiatu nie będzie bronił jakiś niedźwiedź. Z przykrością zauważył, że nie będzie w pobliżu drzewa, na którym mógłby się schronić, za to jest bardzo dużo kamieni, które postanowił zabrać ze sobą przed dalszą podróżą.

Pokonując ostatnie metry przed szczytem z zadowoleniem stwierdził, że żadnego niedźwiedzia nie ma, właściwie to nie ma nic, ani nikogo, kto mógłby mu zaszkodzić w poszukiwaniu kwiatu Spes. Jest za to sporo śniegu i złowieszczy wiatr, który chce strącić go ze zdobytego właśnie szczytu. Po chwili omiatania wierzchołka wzrokiem, ostre światło poraziło jego oczy. To słońce odbijało się od srebrzystych płatków Spes.

– Jest! – Krzyknął radośnie. Podbiegł do kwiatu, rozejrzał się dookoła i szybko zerwał, a kwiat jak poprzedni zmienił w krążek, tym razem o srebrnej barwie. Zadowolony Janis schował kolejną zdobycz do kieszeni i ruszył w dół. Wtedy zerwał się jeszcze silniejszy wiatr, mężczyznę poderwało z ziemi. Nagle, w jednej sekundzie wiatr ustał, a Janis spadł gwałtownie na glebę.

– Złodziej! – rozległ się przeszywający, wzmocniony echem głos. Wtedy oczom Janisa ukazała się unosząca się ponad ziemią kobieta, o bladym licu i srebrzystych włosach, w sukni utkanej z chmur.

– Myślisz, że możesz kraść mój skarb i odejść nie zostawiając nic w zamian? – głos kobiety był surowy, twarz pozbawiona mimiki, patrzyła na niego unosząc się lekko w górze.

– Kim jesteś? – spytał Janis.

– Niebywałe. – odezwała się kobieta – Przybywasz do mojego królestwa, kradniesz mój skarb i jeszcze pytasz kim jestem?

– Przepraszam, ja.. – zaczął się jąkać.

– Jestem Królową Sudetów, jestem Śnieżką.

– Ten kwiat.. Ja muszę… moja córka… – nieudolnie zaczął tłumaczenia mężczyzna.

– Zamilcz! Skoro już pozbawiłeś mnie najcenniejszego co miałam, teraz to Ty musisz oddać mi to co masz najcenniejszego.

– Ale ja nic nie mam. Tylko ten plecak. Jakieś ciuchy, bukłaki, coś do jedzenia. Tu nie ma nic cennego. Weź go proszę jeśli chcesz! – rozpaczliwie spojrzał na Królową.

– Kłamiesz! Srebro za srebro! – kiwnięciem głowy wskazała na wiszący na szyi Janisa srebrny wisiorek. Janis wziął do ręki medalion, otworzył, spojrzał na znajdujące się w środku zdjęcia. Przypomniał sobie chwilę gdy Helena urodziła Elenę i dała mu medalion. Każdego roku w urodziny Eleny robili nowe zdjęcie i wkładali je w miejsce jej połówki serduszka. Wiedział, że Helena wybaczy mu tę stratę, w końcu robił to by uratować ich córkę. Ściągnął medalion z szyi i zaczął wyciągać zdjęcia.

– Nie! – krzyknęła Królowa gniewnie. – Zdjęcia zostają! Twój srebrny medalion jest dla ciebie wartościowy, tak jak mój kwiat dla mnie, ale tylko wtedy gdy nosi osoby, które kochasz.

 Janis przełknął ślinę, tego się nie spodziewał, ale jeśli chciał uratować życie Eleny musiał mieć wszystkie trzy kwiaty, nie miał innego wyjścia. Wyciągnął rękę z medalionem w kierunku kobiety odzianej w chmurę, a medalion rozpłynął się w jego dłoni.

– Teraz uciekaj nim się rozmyślę. – Janis spojrzał na nią z niedowierzaniem, czy kobieta mówi poważnie.

– No już! – krzyknęła i wraz z chmurą, w którą była odziana zaczęła obracać się szybko wywołując wir wiatru.

Janis znów biegł w dół. Serce łomotało. W sercu pojawiło się mieszane uczucie radości ze zdobycia drugiego kwiatu, z poczuciem żalu, że stracił tak ważny dla niego przedmiot. Medalion pozwalał mu trzymać się celu mimo przeciwności i zmęczenia, teraz już go nie było.

 Droga w dół była długa, a słońce wznosiło się coraz wyżej rozgrzewając jego ciało. To był ten moment, że w cieple słońca mógł zdecydować się na odpoczynek i drzemkę. Po kilku godzinach obudził go chłód zachodzącego słońca, droga wzywała. Przed nim było prawie 30 godzin marszu, więc nie czekając dłużej ruszył. Przechodził przez wsie i miasta, jednak na swojej drodze nie spotkał nikogo. Noc minęła szybko, ale gdy zaczęło świtać górę wzięło zmęczenie. Wiedział, że niedługo będzie musiał odpocząć. Czas upływał nieubłaganie, a przed Janisem była jeszcze długa podróż podczas której czekało na niego niespodziewane. Koło południa, gdy słońce było już wysoko i zdążyło ogrzać przemarzniętą nocą trawę, znalazł kawałek polany, nieopodal strumyka. Napełnił bukłaki, zjadł i odpłynął w objęciach Morfeusza. Sen miał jednak bardzo płytki, wiedział że nie może pozwolić sobie na długą drzemkę, a i obolałe ciało co rusz dawało o sobie znać wybudzając z i tak lekkiego snu. Janis wstał. Tylko trochę udało mu się zregenerować, ale na tyle by ruszyć dalej jeszcze przed zachodem. Gdy słońce zaszło i pojawił się nocny chłód, a ciało Janisa po raz kolejny przeszywał ból, a znużenie zamykało oczy, pojawił się mężczyzna.

– Szukałem Cię! – powiedział nieznajomy. Janis zdziwił się, ale zmęczony mózg nie analizował kim jest. Właściwie nawet nie wiedział od kiedy nadaje on rytm jego podróży. Mężczyzna opowiadał mu o sobie, o swojej żonie i córce, która leży w szpitalu. Janisowi te opowieści wydawały się dziwnie znajome. Zresztą mężczyzna również wydawał mu się do kogoś podobny. Jego słowa docierały do niego jak w zwolnionym tempie, ból stóp, ciała, był nie do zniesienia. Tylko miłość do córki podnosiła jego stopy przy kolejnych krokach. Gdy zaczęło świtać Janis lekko się ożywił, Śnieżnik był u jego stóp. Ku swojemu zdziwieniu stwierdził, że spotkanego mężczyzny nie ma wokół niego, ale nie miał czasu o tym myśleć, musiał odpocząć przed wejściem na szczyt, w końcu nie wiedział co go tam czeka i ile będzie potrzebował siły by zdobyć ostatni kwiat, Caritas. Na ledwo nagrzanym słońcem kamieniu przycupnął i w moment zanurzył się we śnie. Ocknął się gdy słońce było już wysoko i szybko ruszył w górę. Pokonując kolejne kroki jego oczom ukazała się duża złota moneta leżąca na ziemi. Janis podniósł ją i włożył do kieszeni. Ucieszył się ze znaleziska. Teraz miał coś cennego i jeśli strażnik ostatniego kwiatu będzie żądał czegoś w zamian, będzie mógł się z nim wymienić. Kilka kroków wyżej jego oczom ukazała się kolejna moneta. Podniósł wzrok. Kilkaset metrów przed nim maszerował człowiek z workiem na plecach. Janis pomyślał, że to mężczyzna przed nim zgubił monety. Postanowił go dogonić. Po drodze zbierając kolejnych kilka monet.

– Halo, proszę Pana! – krzyknął Janis gdy był już parę metrów za nim. Mężczyzna odwrócił się zdziwiony.

– Chyba to Pańskie. – Janis uśmiechnął się i wyciągnął ku niemu dłoń pełną monet.

– O! – Zdziwił się mężczyzna. – Tak, to moje. Dziękuję. – odpowiedział spoglądając na jego dłoń. Mężczyzna wyglądał na starego, lecz miłego człowieka. Jego pomarszczona twarz wpatrywała się w Janisa z lekkim uśmiechem.

– To niebywałe – powiedział po chwili starzec. – Znalazłeś kilkanaście złotych monet i nie zatrzymałeś ich dla siebie…

– Nie jestem złodziejem. – odpowiedział Janis.

– To prawda, nie jesteś. Jesteś człowiekiem o czystym sercu i czystych zamiarach. Mieszkam niedaleko, może pójdziesz tam ze mną? Mam pyszną kaczkę. – zaproponował mężczyzna o siwych włosach.

– Dziękuję Panu, ale muszę jak najszybciej dostać się na szczyt. To dla mnie bardzo ważne.

– Rozumiem, więc powodzenia człowieku o czystym sercu. Niech dobro Cię prowadzi. – Janis pozdrowił starszego mężczyznę skinieniem głowy i ruszył w dalszą drogę. Ku jego zdziwieniu trasa na szczyt okazała się dużo krótsza niż się spodziewał. Rozejrzał się dookoła, nie było żywej duszy, tylko wielki kamienny kopiec. Spokojnie rozejrzał się raz jeszcze, ale jego oczom nie ukazał się nikt kto mógłby chronić kwiatu. Właściwie, ku swojemu przerażeniu nie zauważył też nigdzie Caritas. Rozglądał się nerwowo wokół, lecz poza kopcem nie było tu nic. Nie było kwiatu, który miał ocalić jego córkę. Załamany usiadł na jednym z kamieni kopca. Twarz utopił w dłoniach, a jego serce rozdzierała rozpacz i bezsilność. Wstał i w złości zaczął rozrzucać kamienie z kopca. Po chwili jednak przestał.

– Kopiec. – pomyślał. – To jedynie miejsce gdzie może być ukryty. – Janis rozpoczął rozkopywanie kopca. W pocie czoła przerzucał ciężkie kamienie, aż jego dłonie zaczęły krwawić.

– Jest! – wykrzyknął. – Jest! Udało się, mam wszystkie trzy! – powtórzył radośnie i zerwał kwiat, który zamienił się w krążek ze złota. Przez chwilę czekał, czy za raz nie pojawi się ktoś w obronie zerwanego kwiatu, jednak nic takiego się nie stało. Zadowolony ruszył w dół. Spojrzał na zegarek, godziny topniały nieubłaganie. Gdy emocje opadły zaczął doskwierać mu głód. Otworzył plecak i ze smutkiem stwierdził, że niewiele tam zostało, a przed nim jeszcze wiele godzin marszu, postanowił oszczędzać jedzenie i pić jak najwięcej, więc musiał znaleźć jakiś strumyk. Zrobił jeszcze kilkanaście kroków w dół, rozglądając się i nasłuchując szumu strumyka.

– Tu jesteś! – zaśmiał się radośnie, gdy jego oczom ukazał się strumyk oddalony nieco od szlaku. Napełnił bukłaki i podniósł wzrok. Kawałek dalej dostrzegł krzaczki pełne jagód i w tej samej chwili jego brzuch dał o sobie znać. Przeskoczył strumyk i rozpoczął zbieranie. Początkowo wszystkie jagody trafiały do jego ust, ale gdy już nieco się posilił stwierdził że jest ich tak wiele, że może zabrać ich trochę na drogę. Jeden krzaczek, drugi, kolejny. Nie wiedząc kiedy stanął przed wejściem do groty. Z zaciekawieniem zajrzał do środka, a jego oczy poraził blask zachodzącego słońca odbijającego się od złotych monet. Widok był niesamowity, wręcz hipnotyzujący.

– Złodziej! – krzyknął ktoś za jego plecami. Janis odwrócił się szybko i wybałuszył oczy. Przed nim stał mężczyzna o podłej twarzy, po której spływały długie czarne włosy. Sylwetkę miał wychudzoną, a odzież i ręce brudne. Jednak to jego zimne czarne oczy przykuły uwagę Janisa.

– Chciałeś nas okraść! – wycedził gniewnie.

– Nie. Przepraszam ja… nic nie chce wam zabrać. Zbierałem jagody. Jestem głodny… – wydukał Janis. Mężczyzna zaśmiał się z pogardą.

– Ja ma w to uwierzyć? Zobaczyłeś takie bogactwo i nie chciałeś nic dla siebie? Kłamca i złodziej! Musisz zginąć! – słowa chudzielca odbiły się niczym echo w uszach Janisa.

– Zostaw go w spokoju, Malkolmie. – odezwał się trzeci głos, tym razem z boku. To staruszek, któremu Janis oddał monety.

– To człowiek o czystym sercu. Jego prowadzi miłość, a nie żądza pieniędzy tak jak ciebie, czy mnie… – starzec zwrócił się do Janisa, wykrzywiając swą pomarszczoną twarz w lekkim uśmiechu.

– Uciekaj! To nie miejsce dla ciebie.

– Dziękuję! – powiedział Janis i zerwał się do biegu. Szybko dotarł do szlaku i ruszył w dół.

Kolejne kilometry mijały mu szybko. Biegł i maszerował niczym niesiony na skrzydłach. Po głowie kołatały się myśli o Elenie, o wszystkich trzech kwiatach. Tak minęła mu noc, dzień i kolejna noc. Nad ranem jego oczom ukazała się ona, Ślęża. Piękna, majestatyczna, śląski olimp. Ostatnia do pokonania przed ocaleniem życia Eleny. Janis spojrzał na zegarek. Czasu nie zostało zbyt wiele, a do pokonania jeszcze kilka kilometrów. Jednak jego serce czuło, że się uda. Maszerował ku górze, a jego stopy pulsowały napierając coraz mocniej na ściany obuwia. Starał się ignorować to uczucie, ale stawało się coraz bardziej nieznośne. Łydki zaczynały mu sztywnieć, a głód zasysał ścianę żołądka.

– Wytrzymasz Janis. – upomniał siebie. Sięgnął do bukłaka i z żalem stwierdził, że nie ma tam ani kropli wody.

Wiosenne słońce jest coraz wyżej i Janisowi zaczyna doskwierać pragnienie. Będąc nieopodal szczytu, postaawia pokonać go i skorzystać ze strumienia do którego zwabił niedźwiedzia. Stróża, którego oszukał i którego obawia się teraz najbardziej. Wie, że jeśli przyjdzie mu skonfrontować się z nim ponownie, to przegra. Cieszy go więc bardzo, gdy na szczycie zamiast żywego niedźwiedzia widzi jedynie kamienną rzeźbę. Nie pamięta czy była tu tego dnia gdy rozpoczynał swą podróż. Teraz najważniejsze jest dostać się do źródła wody. Będąc nieopodal strumyka, jego stopa potyka się o wystający kamień. Janis upada, a jego kostka wygina się nienaturalnie i przeszywa go ogromny ból. Podnosi się z ziemi by dojść do wody, jednak nie może stanąć na nodze. Czołga się więc w kierunku strumienia ostatkiem sił. Pije zachłannie, aż czuje chwilową ulgę, następnie twarz zanurza w wodzie. Napełnia bukłaki i spogląda na nogę. Kostka jest bardzo spuchnięta. Przypomina balon i boli niemiłosiernie. Mężczyzna ponawia próbę pionizacji, jednak nie jest w stanie przenieść ciężaru na obolałą stopę. Do oczu po raz kolejny napływają mu zły. Jest już tak blisko i nie uda mu się pokonać tych ostatnich kilometrów. Siada załamany przy strumyku i postanawia otrzeźwić umysł ponownie wkładając głowę pod wodę. Po chwili ma już plan. Zimny okład ma ukoić jego ból i podleczyć zapalenie stawu. Ściąga buty i z przerażeniem stwierdza, że jego stopy pęcznieją jeszcze bardziej. Wkłada stopy do wody i spogląda na zegarek. Czasu zostało już bardzo niewiele. Gdyby jego stopy były sprawne miałby szansę wrócić do komnaty przed upływem stu godzin, ale teraz wie że musiałby stać się cud. Z zegarka przenosi wzrok na stopy i z niedowierzaniem stwierdza, że nie wyglądają już na spuchnięte. Co więcej pęcherze które miał również zniknęły. Nie wierząc własnym oczom, ale nie zastanawiając się ani chwili szybko założył buty z powrotem i popędził w dół. Minuty uciekały, ale serce pełne wiary prowadziło go ponad ziemią do celu. Na ostatnim zakręcie spojrzał na zegarek. Trzy minuty. Mimo wycieńczenia zebrał w sobie ostatki sił. Gdy wpadł do komnaty nie wiedział, czy trzy minuty wystarczyły na pokonanie ostatnich metrów drogi. Padł wycieńczony na kamienną posadzkę.

– Jesteś Janisie. Fides, Spes, Caritas. Zdobyłeś je. Trzy cnoty, trzy kwiaty, trzy szczyty. Ślęża, Śnieżka, Śnieżnik. Wiara, nadzieja, miłość. Udowodniłeś, że to Wiara pozwala podjąć wyzwanie, ruszyć i rozbudzić Nadzieję, że można coś zmienić, a gdy ona przygasa  do celu doprowadzi nas Miłość.– Wypowiedział spokojnie Głos. – Gratuluję. – Nagle Janis poczuł, że nie może utrzymać równowagi, coś odrywa go od ziemi, nie może zebrać myśli, wokół słyszy jakieś głosy. Próbuje z nimi walczyć lecz wtedy jego oczy przeszywa ostre światło. Po chwili poczuje, że wszystko wróciło do normy, a głosy które słyszał nabierają sensu, wydają się znajome. Wie, że jest w zupełnie innym miejscu niż chwilę wcześniej. Otwiera oczy i nie może uwierzyć w to co widzi. Znów jest w szpitalnej sali, obok niego stoi jego piękna żona Helena, a na łóżku siedzi ona, ukochana córeczka, Elena. Patrzy na niego swoimi dużymi niebieskimi oczami i uśmiecha się radośnie.

– Tatusiu! Obudziłeś się? Ja też się obudziłam! – krzyczy radośnie Elena.

Trójkąt Sudecki, gdzie na szczycie Wiary rozpoczynasz swą podróż, prowadzony przez szczyt Nadziei, osiągasz szczyt Miłości. Trzy cnoty, trzy kwiaty, trzy szczyty. Ślęża, Śnieżka, Śnieżnik…

Koniec

Komentarze

Przeczytałam.

www.facebook.com/mika.modrzynska

 

Przeczytane :)

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Nie wiem do kogo skierowana jest ta bajka. Jeśli do dzieci, to zdobywać kwiaty powinna raczej Elena dla ojca. Jeśli dla dorosłych, to zbyt to jak na mój gust łopatologiczna. A na dodatek na końcu cała przygoda okazuje się tylko snem.

Nie porwało mnie :(

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dobrze mi się czytało :)

Przynoszę radość :)

Anonim bardzo dziękuje za przeczytanie :) To pierwsze w życiu opowiadanie Anonima i wie, że odbiega ono poziomem od pozostałych.

 

Anet bardzo dziękuje za komentarz, pewnie dzięki niemu nie będzie to pierwsze i ostatnie ;)

 

Irka_Luz rozumiem, że mówiąc łopatologiczna miałaś na myśli przewidywalna? Spodziewał się Anonim takiej uwagi, będzie nad tym pracował, choć będzie to wyzwanie.

A na dodatek na końcu cała przygoda okazuje się tylko snem. Wyjaśnij proszę o co miałaś na myśli. Zamysł był taki, że cała historia była “bajkowa”, bo działa się właśnie we śnie. To dlatego wszystko się mogło zdarzyć, a kwiat zamienić w medal etc.

 

Jeśli macie jakieś fajne, konstruktywne uwagi to Anonim będzie wdzięczny, przyjmie i chętnie podyskutuje! :)

rozumiem, że mówiąc łopatologiczna miałaś na myśli przewidywalna?

Nawet nie o to chodzi, w bajkach wiadomo, że bohaterowi się uda i to jest w porządku. Chodzi mi raczej o to, że wiarę, nadzieję i miłość masz już w tytule. Podkreślasz je też w tekście. Nie byłoby lepiej, gdybyś pozwolił, Anonimie, czytelnikowi wysnuć wniosek, co prowadzi bohatera, czy też co bohater po drodze osiąga? Drobny przykład: To że Janis oddał monety samo dowodzi jego charakteru, nie trzeba już starca, który wyjaśni, że jest on człowiekiem czystego serca.

 

Zamysł był taki, że cała historia była “bajkowa”, bo działa się właśnie we śnie. To dlatego wszystko się mogło zdarzyć, a kwiat zamienić w medal etc.

Ależ właśnie na tym polega fantastyka, że to może się zdarzyć także w realnym świecie. Bezsilny i zrozpaczony ojciec spotyka mityczną postać, która proponuje mu tego typu układ.

Pisząc, że to bajka miałam na myśli raczej to, o czym wspomniałam wcześniej. Takie trochę moralizowanie, prowadzenie czytelnika za rączkę.

 

Twój tekst nie jest zły. Gdzieś mi coś parę razy zgrzytnęło, ale generalnie to jest całkiem przyzwoicie napisane opko. Pomysł też fajny. Tylko za bardzo się starasz, żeby czytelnik wszystko zrozumiał.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Najpierw się czepnę drobiazgu: czemu “fidem, spem, caritatem”? To są formy w bierniku, “wiarę, nadzieję, miłość”; może, skoro to imiona kwiatów, lepiej by było w mianowniku, “fides, spes, caritas”?

 

A teraz do konkretów. Ująłeś/-aś mnie, Anonimie, odwołaniem się do baśni o Szklanej Górze, związanej z regionem, którego dotyczy konkurs – bardzo ją lubię, a do tej pory nie spotkałam jej w tym konkursie. 

 

Jeżeli to pierwsze opowiadanie w życiu, to nie jest bardzo źle :). Choć, oczywiście, poprawki się przydadzą. Od pisowni (zaimki typu ciebie itd. w takim kontekście powinno się pisać małą literą), przez pewne rozwiązania konstrukcyjne i fabularne. Być może warto byłoby uniknąć na przykład takiego schematycznego rozwiązania, jak wyjaśnienie, że wszystko było tylko snem. Takie wyjaśnienia pojawiały się w literaturze wielokrotnie i zwykle są rozczarowujące dla czytelnika – wciągasz nas w jakąś przygodę, pokazujesz wydarzenia i bohaterów, a potem wszystko unieważniasz, mówiąc, że nic z tego naprawdę nie miało miejsca i się nie zdarzyło. Może warto rozważyć bardziej otwarte zakończenie, w rodzaju: bohater się budzi i nie jest pewien, co się naprawdę stało? 

Generalnie próbuj dalej, komentatorzy chętnie Ci pomogą.

ninedin.home.blog

Irka_Luz dzięki, zdecydowanie się zgadzam. Popracuję nad tym, by zostawiać przestrzeń dla czytelnika.

ninedin czemu “fidem, spem, caritatem” - wujek google translator mnie oszukał…

Bardzo Ci dziękuje za cenne rady. Co do pisowni… jak Anonim pisał, to uświadomił sobie jak dawno temu chodził do szkoły, bardzo niekomfortowe uczucie “braków” ;)

W sumie, pojawiają się cztery nawiązania do baśni i legend regionalnych, fajnie że wyczułaś :)

 

Dziękuje bardzo za uwagi! Jest nad czym pracować, ale naładowałyście mnie pozytywną energią :)

 

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Staruch tu był!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

W tym tekście wyraźnie widać autorską niepewność – zasadną, ale czy nie lepiej by było się postarać pisać jak najjaśniej? Zamiast gryźć paznokcie, że nie wychodzi? Cnoty chrześcijańskie to bardzo dobry element porządkujący fabułę, ale prawie nie zostały wykorzystane – dlaczego próby nie mają prawie nic wspólnego z tymi cnotami? Czy mają, ale ja tego nie widzę? (Przechytrzenie niedźwiedzia rybami faktycznie wymaga wielkiej wiary.) Próby, przed którymi staje bohater, są arbitralne, zdawkowe, nie wiążą się ani z tematem samego tekstu, ani z tematem konkursu. Popełniasz typowy błąd, podtykając bohaterowi rozwiązania pod nos (wiele osób tak robi, żeby daleko nie szukać, ja sama muszę się mocno pilnować). Styl jest bardzo niezręczny, niepewny, wymaga jeszcze sporo pracy – brakuje mu obrazowości, ale przede wszystkim dobrze by było przyciąć zbędne słowa. Uważaj też na gramatykę. Odwagi.

 

Jeśli chcesz bardziej szczegółowej opinii, proszę o adres na priv.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ładne. Fajne połączenie „dzisiaj” z kilkoma baśniami i ich rozszerzeniem/modyfikacją, a cąłość nałożona na ideę biegu ("Nim setna godzina twej męki wybije"). Trochę zbija z tropu to, że zaczyna się jak w typowym świecie fantasy (komnata), a potem pojawiają się wspomnienia samochodu, ale końcówka to wyjaśnia.

 

Jakkolwiek opowiadanie nie jest „nie wiadomo czym”, to podobało mi się i uważam, że szkoda, ze mało jest bajek prowadzonych w ten sposób. Zwłaszcza, ze tutaj jest też i element edukacyjny (wypadek).

 

Dość płynnie piszesz i to jest na plus. Płynność tą niestety osłabiają megaakapity, które spokojnie można by podzielić na kilka mniejszych, zwyczajnie dając enter w odpowiednich miejscach. Było tez kilka podwójnych spacji, czy spacji na początku linii (to ostatnie wybija tylko niektóre osoby) .

 

Co do zastrzeżenia Ninedin odnośnie wielokrotnych nawiązań w literaturze… Chyba właśnie tu wpadamy na to, czy ten tekst docelowo ma być bajką do czytania przez dorosłych dzieciom, czy tekstem w pełni dla dorosłych. Swoją drogą ciekawa rzecz, że przy odrobinie pracy można by stworzyć z niego drugą, bardziej andersenowską wersję.

 

Fabuła:

Ładna bajka, choć to za mało, aby mnie zachwycić. Fabuła jest bardzo liniowa i przewidywalna. Praktycznie już od pierwszych akapitów, gdy dowiadujemy się jakie Janis dostał zadanie, wszystko przebiega jak po sznurku. Pierwsze zadanie, trudności, sukces, drugie zadanie, trudność, sukces, trzecie zadanie tak samo. W przypadku gdy temat konkursowy bardzo jasno definiuje tematykę, wymyślenie niebanalnej fabuły, która będzie nawiązywać do trójkąta, a jednocześnie zaskakiwać, jest trudne, ale możliwe. Tutaj niestety to nawiązanie jest zbyt bezpośrednie.

 

Doceniam próbę powiązania przygody z trzeba cnotami. Jest to wartość dodana tekstu, ale to wciąż za mało.

 

Przeszkadzały mi elementy zbyt nierealistyczne. Nie czepiam się tu elementów fantastycznych, takich jak ożywiony niedźwiedź, zjawy, czy kwiaty zmieniające się w medale, to wszystko jest częścią fantastycznej konwencji i jest jak najbardziej na miejscu. Przeszkadzają mi natomiast elementy świata realnego przedstawione niewiarygodnie. Przykłady poniżej:

 

Po drodze znajduje długi, ostro zakończony badyl. Spoglądając na strumyk uśmiecha się, ma szczęście, jest tam mnóstwo ryb. (Byłeś, autorze, kiedy na Ślęży? Na szczycie nie ma potoków pełnych ryb, pod szczytem zdarzają się niewielkie źródełka, ale by znaleźć na tyle duży, aby był pełny ryb, trzeba zejść na sam dół, co najmniej kilka kilometrów.)

 

Ze strumyka mężczyzna wyławia kijem, niczym harpunem kilkanaście ryb. (A łapałeś kiedyś ryby harpunem? Harpun to narzędzie do połowu wielorybów, na małego pstrąga raczej się nie przyda. Dbaj o realizm swojej opowieści. Nawet w fantastycznym świecie trzeba przestrzegać reguł. Owszem, możesz te reguły tworzyć, możesz stworzyć na przykład czarodziejskie harpuny do łowienia pstrągów, ale wcześniej należy je opisać, i przekonać czytelnika, że działają.)

 

– Kopiec. – pomyślał. – To jedynie miejsce gdzie może być ukryty. – Janis rozpoczął rozkopywanie kopca. (Dlaczego kwiat miałby rosnąć pod ziemią?)

 

Styl i język:

Interpunkcja do poprawki, powtórzenia do wyeliminowania. Kilka zaimków w ich miejsce uczyniłoby opowiadanie lepszym. Staraj się również optymalizować ilość słów. Jeżeli można tę samą treść przekazać mniejszą ilością słów, to warto spróbować.

Generalnie zarówno językowo jak i stylistycznie tekst pozostawia wiele do życzenia. Poniżej przykłady, nad czym należy popracować:

 

Komnaty, która wczoraj, gdy podejmował wyzwanie wydawała się czarną otchłanią, w którą zostanie strącony [+,} jeśli mu nie sprosta. Był już ranek. Dzień, w którym miał stanąć do ostatecznego pojedynku o jej życie,

 

Przetarł przekrwione oczy, sam nie wiedząc [+,] czy tej nocy udało mu się zasnąć choć na chwilę.

 

Janis rozejrzał się nerwowo wokół siebie, ale nikogo nie zobaczył. Zamiast tego usłyszał drwiący śmiech.

– Jesteś gotowy? – Spytał Głos. Janis już się nie rozglądał, wiedział, że nie zobaczy wokół siebie nikogo. (Jeżeli te liczne powtórzenia to zabieg celowy, to go odradzam, bo źle to brzmi. Bardzo mi przeszkadzały w lekturze.)

 

Przed nim pierwsza część podróży, szczyt Ślęży. Pierwszy kwiat, Fidem. Można go spotkać tylko tu, na szczycie Ślęży.

 

Janis robi jeszcze kilka kroków, lecz wtedy potyka się o wystającą gałąź. Upada na ziemie. Podczas upadku asekuruje się dłoń (+Dłonie) mi i ma je teraz całe w błocie.

 

Dopiero na szczycie Ślęży krew w żyłach mrozi mu widok wielkiego niedźwiedzia [+,] leżącego do niego plecami (niefortunny zwrot). Ma szczęście, niedźwiedź jeszcze śpi. Rozgląda się za kwiatem. (Niedźwiedź się rozgląda?)

 

Za dużo też opowiadasz, a za mało pokazujesz. Taka narracja nie jest atrakcyjna.

Na przykład tutaj:

 

– Jest! – Wyrywa się z jego ust, na co niedźwiedź reaguje wybudzeniem, jednak nim zdąży rozejrzeć się dookoła co zaburzyło jego sen, Janis siedzi już wysoko na pobliskim drzewie, z dala od wzroku niedźwiedzia, za to ze świetnym widokiem na mieniący się w słońcu okrągły kwiat. Nie ma wątpliwości, to na pewno jest Fidem. Tylko jedno pytanie krąży po głowie mężczyzny, „Jak zerwać kwiat i nie zostać rozszarpanym przez niedźwiedzia?”. Po chwili niedźwiedź znudzony poszukiwaniem „czegoś” co wybudziło go ze snu, ponownie usadawia się w pobliżu kwiatu i zapada w sen. Janis nadal rozmyśla nad przechytrzeniem zwierzęcia, ale jego myśli po chwili zakłóca jakiś szum. Początkowo mężczyzna myśli, że to jego kołaczące ze strachu serce, jednak dźwięk jest inny. (to jest oryginał)

 

– Jest! – Wyrywa się z jego ust. Niedźwiedź budzi się, rozgląda, węszy. Janis siedzi już wysoko na drzewie z dala od jego wzroku. Nieopodal bestii mieni się w słońcu okrągły kwiat. Fidem. Nie ma wątpliwości. Pozostaje tylko jedno pytanie: „Jak go zerwać i nie zostać rozszarpanym?”. Niedźwiedź, znudzony poszukiwaniem intruza, znowu zapada w sen. Janis tępo patrzy na grube brązowe futro. Rozmyśla. Gorsze są zęby, pazury, czy może te paskudny smród padliny? Jego myśli zakłóca szum. Czy to kołaczące ze strachu serce? Nie, jednak nie. (A tak mogłoby to wyglądać, gdyby to zostało pokazane, a nie opowiedziane. To oczywiście tylko przykład, a nie sugestia zmiany treści.)

 

– Strumyk. – Wypowiada szeptem, a w jego głowie pojawia się pomysł jak przechytrzyć niedźwiedzia, by udało się zdobyć kwiat. (Śmiało można tę końcówkę pominąć. Już od dawna czytelnik wie, że Janis chce zdobyć kwiat i że musi przechytrzyć niedźwiedzia.)

 

Siada załamany przy strumyku i postanawia otrzeźwić umysł ponownie wkładając głowę pod wodę. Po chwili ma już plan. Postanawia włożyć spuchnięte nogi do wody. Przyświeca mu myśl, że zimny okład ukoi jego ból i podleczy zapalenie stawu. (Cały tekst jest w czasie przeszłym, a końcówka w teraźniejszym. Brak konsekwencji.)

 

Tematyka:

Zgodna z wymaganiami konkursu.

 

Potencjał motywacyjny i efekt wzruszenia:

Próbujesz grać na emocjach i miejscami się to udaje, choć tu również sięgasz po środki bardzo powszechne. Heroizm dla ratowania córki. Wina za jej wypadek. Poświęcenie medalionu, by zdobyć kwiat, czy też bezinteresowność i czystość serca na Śnieżniku. Jest też dramatyczna końcówka i cudowne uzdrowienie. Czy zadziałało? Na dziecko, to wszystko mogłoby zadziałać, ale dorosły człowiek o skostniałym sercu, potrzebuje czegoś więcej, by uronić łzę. Ale doceniam próby. Staraj się też te elementy przemycać pomiędzy wierszami niż serwować wprost. Wtedy jest większa szansa, że odniosą oczekiwany skutek.

 

Moja punktacja konkursowa: Poza pierwszą dziesiątką

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Przybyłam, zwabiona podejrzewaniem mnie o napisanie tego opowiadania. I trochę się rozczarowałam. Historia jest opowiedziana w poprawny, spójny sposób, ale sam pomysł jakiś taki mało ambitny. Na fabułę do questa pobocznego w jakiejś grze by się nadawało, ale na opowiadanie do czytania to nie za bardzo. W dodatku interpunkcja i ortografia leżą. Jak napiszesz jakieś opowiadanie, to warto je później przeczytać kilka razy w poszukiwaniu błędów. I możesz spokojnie edytować tekst już po jego dodaniu. Szukając pozytywów, mogę jeszcze powiedzieć, że widziałam w tym tekście elementy oniryczne (prawie brak ludzi spotkanych na drodze, dziwnie szybkie przemieszczenie się ze Ślęży na Śnieżkę) które ładnie łączą się z zakończeniem i jeśli to był świadomy zabieg, to jest to jak najbardziej na plus. Jeśli nie, to jest to niestety wyrazem pewnej naiwności (a sprawdzałeś Anonimie przed pisaniem, w jakiej odległości od siebie leżą te trzy góry?). Jeszcze co mi przeszkadzało, to dziwnie łatwo bohater złowił te ryby patykiem i w ogóle za łatwo poradził sobie z niedźwiedziem. To mogłoby być miejsce na krwawą, trzymającą czytelnika w napięciu walkę, a on tak pyk i już niedźwiedzia przechytrzył. Z innymi kwiatami też nie miał specjalnych trudności albo nie pokazałeś tego zbyt dobrze (np. tej rozpaczy z powodu utraty medalionu). Generalnie rozbudowałabym nieco ten tekst. No, ale jak na pierwszy raz – nie jest źle!

– mam wrażenie, jakby autor bardzo nie chciał pisać o współczesnej Polsce i unikał tego z całych sił, a jednocześnie nie był w stanie uniknąć; w ostatecznym efekcie brak tu realizmu (Janis to obcokrajowiec, skąd to imię? Dlaczego ktokolwiek o zdrowych zmysłach porzuciłby dziecko w szpitalu, by biegać po górach w ramach spełniania jakiejś bajki o kwiatkach? Niby szpital, wypadki samochodowe, współczesność, a facet śpi na trawie i je jagódki zamiast wyciągać batony energetyczne z plecaka)

 

– ogrom błędów językowych (żądza, nie rządza!) i interpunkcyjnych, nieprawidłowy zapis dialogów (proszę zapoznaj się z poradnikiem dotyczącym zapisywania dialogów)

 

– początek w czasie przeszłym, potem nagły przeskok do teraźniejszego, później znów większość tekstu w cz. przeszłym i przeskok – to jest błąd, w opowiadaniach należy zachować konsekwencję

 

– bohaterowie są pozbawieni charakteru, postaci epizodyczne również są tylko gadającymi ustami

 

– brak stawki; Janisowi wszystko przychodzi bez problemu, czytelnik nie ma czemu kibicować bo nawet przez chwilę nie czuje, że Janisowi może się nie powieść

 

– jeszcze raz: dlaczego ktokolwiek we współczesnej Polsce pobiegłby zbierać jakieś kwiaty w góry, gdy jego dziecko umiera?

 

– spełnienie warunków konkursowych: jest fantastyka, heroizm – uznaję, góry można by zastąpić trzema dowolnymi szczytami i nie zrobiłoby to tekstowi żadnej różnicy, więc parę punktów przycinam

 

– autor początkujący, to widać wyraźnie, dlatego mam nadzieję, że nie zrazi się krytyką i będzie nam podrzucał kolejne opowiadania :)

www.facebook.com/mika.modrzynska

A czy Anonim się odanimizuje? Wyniki już były, więc już można :-)

Inwokacja.

“Niestety mało czasu u mnie ostatnio. Toteż moje komentarze będą krótkie, kilkuzdaniowe. Zaręczam jednak, że teksty przeczytałem z taką uwagą i starannością, na jaką było mnie stać!”

 

Uwagi:

– “wielkiego niedźwiedzia leżącego do niego plecami” – obróconego?;

– “oddać się na chwilę zasłużonego odpoczynku” – niepoprawne wyrażenie;

– “podróż nuży co raz bardziej” – coraz;

– “właściwie to niema nic” – nie ma;

– “wybaczy mu tą stratę” – tę;

– “wznosiło się co raz wyżej” – coraz;

– “Halo, proszę Pana” – pana;

– czy za raz nie pojawi się ktoś” – zaraz;

– “a nie rządza pieniędzy” – brrr, paskudny ort.

 

Jest jakiś pomysł. Nie najświeższy, ale konsekwentnie prowadzony. Cóż, kiedy „rządza” zabiła dla mnie to opowiadanie!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Mogę docenić opowieść utrzymaną w baśniowej konwencji, ale już pomieszanie elementów baśni i współczesności nie wydaje mi się tak atrakcyjne, albowiem dezorientuje i, w moim rozumieniu, raczej wzajemnie się wyklucza. Chyba że jest to historia przeznaczona dla dzieci – te łykną wszystko i we wszystko uwierzą. Im pewnie nic nie wyda się dziwne, nie będzie przeszkadzać, że wyłożyłeś na ławę mnóstwo kawy, tak jak pewnie nie zauważą, że opowieść wieńczy finał najgorszy z możliwych – wszystko okazuje się snem.

Wykonanie, delikatnie mówiąc, pozostawia bardzo wiele do życzenia.

 

– Witaj, Ja­ni­sie.Ode­zwał się Głos gdzieś nad nim. ―> – Witaj, Ja­ni­sie – ode­zwał się Głos gdzieś nad nim.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: http://www.forum.artefakty.pl/page/zapis-dialogow

 

Janis już się nie roz­glą­dał, wie­dział, że nie zo­ba­czy wokół sie­bie ni­ko­go. ―> Dwa zdania wcześniej Janis rozglądał się wokół siebie. Tu wystarczy: Janis już się nie roz­glą­dał, wie­dział, że nie zo­ba­czy ni­ko­go.

 

Każdy krok od­da­la go od szla­ku. Od­wra­ca ner­wo­wo głowę by nie zgu­bić szla­ku. ―> Powtórzenie.

 

– Chodź! Szyb­ko! Cze­kam na Cie­bie! ―> – Chodź! Szyb­ko! Cze­kam na cie­bie!

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się kogoś listownie. Ten błąd pojawia się w opowiadaniu wielokrotnie.

 

Upada na zie­mie. ―> Literówka.

 

Bie­gnie co raz szyb­ciej… ―> Bie­gnie coraz szyb­ciej

Ten błąd pojawia się w opowiadaniu kilka razy.

 

Pierw­szy ka­mień rzuca nie­opo­dal niedź­wie­dzia by wy­bu­dzić go ze snu, gdy to się udaje ko­lej­ny ka­mień pada bli­żej gra­ni­cy po­la­ny z lasem. Za­in­te­re­so­wa­ny niedź­wiedź roz­po­czy­na swą wę­drów­kę w kie­run­ku, w któ­rym upadł drugi z ka­mie­ni. Wtedy Janis rzuca ko­lej­ne dwa ka­mie­nie, już w stro­nę stru­my­ka. Wy­raź­nie za­in­te­re­so­wa­ny niedź­wiedź od­da­la się szyb­ko od po­la­ny. Janis scho­dzi z drze­wa, rzuca ko­lej­ny ka­mień w kie­run­ku stru­my­ka. ―> Powtórzenia.

 

a wtedy on za­mie­nia się w okrą­gły, pła­ski krą­żek… ―> Masło maślane – krążek jest okrągły i płaski z definicji.

Ten błąd, chyba jeszcze dwukrotnie, pojawia się w dalszej części opowiadania.

 

Słoń­ce po­wo­li za­cho­dzi, a wraz z za­cho­dem wio­sen­ne­go słoń­ca… ―> Brzmi to nie najlepiej.

 

Tu kończę łapankę, bo nie widzę sensu we wskazywaniu kolejnych błędów, skoro te, które zauważyli wcześniej komentujący, ciągle nie są poprawione, a Anonim zupełnie stracił zainteresowanie własnym dziełem.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie chcę wprowadzać zbyt wielu zmian w tym tekście. Jest on moim pierwszym i jeśli kiedykolwiek powstaną kolejne, to chcę by był on moim “punktem zero”.

 

Dziękuję za rady i uwagi. Zgadzam się z większością choć z kilkoma mogłabym polemizować. Absolutnie błędy ortograficzne, interpunkcyjne i powtórzenia, są karygodne i wstyd mi bardzo. Część z uwag wprowadziłam. Chrościsko, Staruch, regulatorzy wasze przykłady błędów były dla mnie szczególnie pomocne.

 

Tarnina Same zadania nie mają nic wspólnego z tymi cnotami, są w tytule bo otulają tekst jako całość.

Wiara pozwala nam podejmować się wyzwań, które w rzeczywistości są nieosiągalne. Tak jak wyprawa gościa bez przygotowania na taką trasę. Wiara na start, czyli Ślęża. Śnieżka to nadzieja, że jednak jest to w zasięgu ręki, 2/3 planu zrealizowane. Co może pójść nie tak? Będzie z górki. Nie, nie będzie. Jest ściana. Miłość to Śnieżnik, bo jak już człowiek się orientuje, że nie da rady i że to niemożliwe, to zakończyć tak ekstremalny wysiłek może tylko za pomocą siły wyższej, miłości. Największa zwykle to miłość do dziecka. Dla niej rodzice są wstanie osiągnąć wszystko.

 

wilk-zimowy Dzięki za uwagi i miłe słowa.

"Nim setna godzina twej męki wybije" i komnata. Tak wiem. Poniosło mnie. ;)

 

Chrościsko

Dlaczego kwiat miałby rosnąć pod ziemią? Jane, że może np. bluszcz. A serio, to sen głównego bohatera. Nie miewasz dziwnych snów, w których zakrzywiona jest rzeczywistość? Ja tak.

Bywam na Ślęży często i wiem, że strumyków pełnych ryb tam nie ma… Najbliżej to chyba do źródełka Anny, więc kawał drogi na taki niecny plan ;) Zabieg był celowy Tobie się akurat nie spodobał.

 

Sonata

możesz spokojnie edytować tekst już po jego dodaniu Początkowo nie wiedziałam gdzie. Jestem tu nowa.

 

kam_mod

Janis w zamyśle jest pół Czechem, pół Polakiem (stąd oryginalne imię), w związku małżeńskim z Polką Heleną. Imię córki jest bezpośrednim połączeniem z imieniem matki. Niektórzy używają imienia Elena jako zdrobnienia od Helena.

 

Dlaczego ktokolwiek o zdrowych zmysłach porzuciłby dziecko w szpitalu Kto kogo porzucił? Facet wyczerpany czuwaniem przy łóżku dziecka, w stresie i ciągłym napięciu “odpływa” z wyczerpania. Sen to dla niego ciągła walka o jej życie, działanie (wyzwania 100h 3xŚ) daje mu poczucie, że ma na coś wpływ. Rodzic,w takiej sytuacji łapie się każdej iskierki nadziei.

 

góry można by zastąpić trzema dowolnymi szczytami i nie zrobiłoby to tekstowi żadnej różnicy, więc parę punktów przycinam Nawiązania do legend związanych z tymi górami, jakkolwiek dla kogoś niezauważalne, na to nie pozwalają.

 

Anibagi, cieszę się, że uznałaś uwagi za przydatne. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Chyba że jest to historia przeznaczona dla dzieci – te łykną wszystko i we wszystko uwierzą.

Zapomniała Reg, jak cielęciem była :) Dzieci, carissima, moga mieć problem z uzasadnieniem, dlaczego coś im się nie podoba, ale źle napisanego tekstu też nie przełkną. Mówimy oczywiście o dzieciach, które czytają, bo lubią, nie dlatego, że im każą.

 Same zadania nie mają nic wspólnego z tymi cnotami, są w tytule bo otulają tekst jako całość.

Hmm, dobra. Co to znaczy "otulają" tekst? Chodzi Ci o myśl przewodnią? W takim razie cnoty właśnie powinny się w nim przewijać, błyskać jak w kalejdoskopie. Dobry tekst jest trochę jak fraktal, samopodobny – i tak, dla mnie to też niedościgniony ideał. Ale trzeba chociaż spróbować.

 Wiara pozwala nam podejmować się wyzwań, które w rzeczywistości są nieosiągalne.

Jeśli są nieosiągalne, to taką wiarę trudno uznać za coś dobrego. Zamiary trzeba jednak mierzyć na siły, żeby nie utonąć. Można, oczywiście, pokładać wiarę w czymś większym od nas, w Bogu – ale chyba nie to miałaś na myśli.

 Śnieżka to nadzieja, że jednak jest to w zasięgu ręki, 2/3 planu zrealizowane. Co może pójść nie tak? Będzie z górki. Nie, nie będzie. Jest ściana.

Hmm, no i gdzie ta ściana? Patrz mój jurorski komentarz.

 jak już człowiek się orientuje, że nie da rady i że to niemożliwe, to zakończyć tak ekstremalny wysiłek może tylko za pomocą siły wyższej, miłości

Ale ludzka miłość to za mało. Polecam Lewisa "Cztery miłości".

 Największa zwykle to miłość do dziecka. Dla niej rodzice są wstanie osiągnąć wszystko.

Gdybyż tak było…

 A serio, to sen głównego bohatera.

Wiele osób nie znosi tekstów, w których ramę kompozycyjną stanowi sen. Po pierwsze dlatego, że sen nie ma skutków w świecie realnym (można z tym polemizować, zresztą lubiący ramę snu autorzy często dorzucają jakiś błękitny kwiat na dowód, że ten sen – to nie taki zwykły sen); po drugie dlatego, że sny są z definicji surrealistyczne i nielogiczne, a dzieło literackie takie być nie powinno. Chaos wcale nie jest interesujący.

 Janis w zamyśle jest pół Czechem, pół Polakiem (stąd oryginalne imię), w związku małżeńskim z Polką Heleną.

Nie przypominam sobie, żebyś to zaznaczyła – pamiętaj, że nie czytamy Ci w myślach, coś, co Tobie może się wydawać oczywiste (na przykład z uwagi na wykształcenie), a nam nie, i vice versa – ja choćby wiem, że nie ma czegoś takiego, jak "trzecia alternatywa", i wiem, dlaczego, ale kiedy to podnoszę, to jestem czepialska.

 Nawiązania do legend związanych z tymi górami, jakkolwiek dla kogoś niezauważalne, na to nie pozwalają.

O, to, to. Nawiązania dla Ciebie jasne, dla kogoś innego mogą być zbyt subtelne.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ładna bajka. Niestety, skrzywdzona zakończeniem. Nie cierpię finiszu “to był tylko sen”. Strasznie mało oryginalny i zabiera całą fantastykę.

Po wykonaniu widać początkującego Autora. Liczby w beletrystyce raczej piszemy słownie. Ty, twój, pan itp. w dialogach małą literą, tylko w listach dużą.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka