- Opowiadanie: Dr Tantros - Ostatnia godzina

Ostatnia godzina

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Ostatnia godzina

 

 

1

Jest rok …. (w puste miejsce wstaw rok, który jest teraz)…

 

Nazywam się Jack Oswald, a za godzinę nasz świat przestanie istnieć. Jeśli jakimś cudem oglądasz to wideo, to znak, że jednak przetrwaliśmy. Oznacza to, że cudowne dziecko również przeżyło atak Pradawnego Zła. Tylko ono mogło je pokonać i uratować życie na Ziemi. Gdyby było inaczej, nikt nie oglądałby tego wideo, nasz świat zaś zostałby zamieniony w pył dokładnie o północy, z 31 grudnia 2020 na 1 stycznia 2021 roku.

 

2

Szczyt Śnieżnika, świątynia Świętowita.

 

Komandosi ze specjalnej jednostki Kosmicznych Galaxian przeszukiwali świątynię na szczycie Śnieżnika. Było to jedno z ostatnich miejsc gdzie mógł skryć się Wybawca Świata. Powodem była energia, którą mógł czerpać ze świętych miejsc. Sprawiał, że mimo, że miał zaledwie dwa miesiące, z łatwością mógł stanąć do walki z duchem, strzygą, wilkołakiem, czy zmorą – przedstawicielami Pradawnego Zła zjednoczonymi w okrutnym celu.

 

Miał na imię Maiden i pochodził ze świętej wioski Jeruchalem. W noc jego narodzenia wszystkie zwierzęta w pobliskim lesie zaczęły dziwnie się zachowywać. Czuły, że na świat przyszedł ktoś, kto wkrótce odmieni losy świata. Kiedy ma wydarzyć się coś wielkiego, zwierzęta czują to swoim siódmym zmysłem – języczkami usznymi. Ale to jest teraz nieistotne.

 

– Nikogo tutaj nie ma Sir! – krzyknął jeden z komandosów z zawieszonym na piersiach karabinem laserowym.

– Szukajcie dalej! – odpowiedział mężczyzna w skórzanej kurtce, okularach przeciwsłonecznych i dżinsowych spodniach. Z krótko obstrzyżonymi włosami wyglądał na twardziela bardziej niż wczoraj, kiedy te sięgały mu do ramion. Zwłaszcza kiedy marszczył brwi i wyrażał swoje niezadowolenie:

– Do stu demonów, ten dzieciak musi gdzieś tu być! Myśl Jack, myśl, co byś zrobił na jego miejscu mając kilka tygodni? Gdzie byś się ukrył?

Do Jacka Oswalda podszedł mężczyzna, przypominający czarny charakter z każdego filmu o walce dobra ze złem. Żuł gumę, arogancko się uśmiechał i co chwilę spoglądał na karabin laserowy zawieszony na swojej szyi, jakby chciał go w końcu użyć.

– Znajdźmy go czym prędzej, zanim zrobi się ciemno. Od wczoraj nikogo nie zabiłem… – wymamrotał żując coraz głośniej gumę o nazwie Killer.

– Gdzie ten mały mógłby się ukryć, Hyde? – zapytał Oswald.

 

Hyde wypluł Killera z buzi, zmarszczył czoło, zamyślił się i powiedział bez zastanowienia:

– Gdybym był na miejscu tego małego smarkacza, spieprzałbym stąd, gdzie pieprz rośnie. To nie jest kraj dla młodych gówniarzy. Nie dzisiaj, nie jutro, w zasadzie nigdy nie będzie to odpowiednie miejsce…

– Sir! – zaczął meldować kolejny z komandosów przez walkie-talkie. – Skanowanie zakończone, w okolicy Śnieżnika nie odnotowano obecności cudownego dziecka.

– Dobrze, ruszamy dalej. Ustawicie współrzędne w swoich zegarkach na szczyt o nazwie Śnieżka! – rozkazał Oswald.

– Sir! – ponownie rozległ się głos z krótkofalówki. – Melduję posłusznie, że mój GPS „zapytuje” czy chodzi mi o dostanie się do „Kurewny Śnieżki” i podaje numer telefonu jakiegoś taniego motelu w okolicy… sprawdzić to miejsce?

 

Oswald ściszył radio, spojrzał z dezaprobatą na Hyde’a i powiedział:

– Ten Dowson to półgłówek.

Może i tak, ale tylko on potrafi odstrzelić łeb wampirowi jednym strzałem lasera ze stu metrów.

– Kierujemy się na Śnieżkę, mamy do zrobienia dużo kilometrów. Za pięć minut wyruszamy – zmienił temat Jack.

– Szefie – odparł Hyde. Ludzie są trochę zmęczeni. Dajmy im wypocząć jeszcze kilka minut.

– Dobra, ale potem ruszamy bez zatrzymywania się – powiedział Oswald.

– Okej, 150 kilometrów, bez zatrzymywania. Brzmi jak świetna zabawa – powiedział z ironią Hyde.

 

– Hyde – jesteśmy genetycznie zmodyfikowanymi żołnierzami. Tylko najlepsi z najlepszych trafiają do szeregów Galaxian – kosmicznych najemników. Zostaliśmy stworzeni do niewykonalnych dla zwykłego śmiertelnika misji. Nie męczymy się, biegnąc całą dobę, płynąc 100 km bez robienia przerw, czy wspinając się na szczyty od rana do nocy.

 

– Wiem, wiem. Po to stworzono nas w tajnych laboratoriach wojskowych. Mówię tylko, że nikt jeszcze nie zrobił w jeden dzień takiej trasy jak my. Droga na Śnieżkę ma 150 km. To oznacza, że w ciągu godziny, może dwóch, przebiegniemy łącznie 300 km. Naukowcy nadal nie wiedzą, jaki jest nas limit…

– Hyde, zrozumiem. Jeśli wydaje ci się, że nie dasz rady, możesz odejść. Naprawdę. Ale jesteś jednym z moich najlepszych ludzi…

– …i stand-upowców w każdy piątek w knajpie “U Berniego” – dodał żartobliwie Hyde.

– Tak, poczucie humoru też masz niezłe. Ale są priorytety. Dobrze wiesz, dlaczego ta misja jest dla mnie tak ważna.

– Pewnie, że wiem Jack, dlatego wiedz, że będę z tobą do samego końca. Łącznie jest nas dziesiątka. Co złego może się stać dziesięciu najlepszym, genetycznie zmodyfikowanym komandosom, którzy powstali w laboratorium M.A.X.A.?

– Dokładnie – uśmiechnął się Oswald.

 

– A tak w ogóle, to dlaczego myślisz, że dzieciak skrył się w jednej z kilku opuszczonych świątyń, na którymś z pobliskich szczytów? Skąd wiesz, że czerpie z tych miejsc energię? I jeszcze jedno – skąd wiedziałeś, że na Śnieżniku też jest świątynia?

– Film wideo, który wysłali opiekunowie chłopca – John i Wanda – był nie tylko wołaniem o pomoc. Zawierał wiele dodatkowych informacji. Dowódcy Najwyższych Oddziałów Galaxian zadecydowali jednak, że tylko dowódcy mniejszych oddziałów, jak ja, poznają jego treść – powiedział Oswald, po czym kiwnął głową w stronę pozostałych żołnierzy. – Nie chciano wywoływać paniki.

 

– A więc film będący sygnałem ratunkowym był częścią dłuższego filmu?

– Dokładnie Hyde. Mówię ci to w tajemnicy, bo jesteś moim zastępcą i uważam, że powinieneś o tym wiedzieć.

– Co było dokładnie na filmie? – Zapytał Hyde.

– Wiadomość wideo przedstawiała prośbę o ratunek. Opiekunowie chłopca wiedzieli, że ich dziecko w przyszłości niejednokrotnie uratuje Ziemię w obliczu apokalipsy. Widzieli to w swoich wizjach. Wiedzieli, że są jest w ogromnych tarapatach. Pradawne Zło ściga ich, dlatego uciekli i znaleźli schronienie w tej świątyni – kontynuował.

– Powiedzieli coś więcej o wizjach? To może być ciekawe.

– Niestety nie. Ale z filmu wynika, że to właśnie tutaj – na Śnieżniku – zaatakował ich wilkołak. Ranni opiekunowie chłopca myśleli, że to koniec. Wilkołak zbliżał się do nich, leżących na podłodze, chcąc ich pożreć, by potem rozszarpać dzieciaka. Nagle zauważyli, że noworodek kumuluje w sobie jakąś energię. Po czym ta wystrzeliła z dłoni chłopca w stronę potwora i uśmierciła go na miejscu.

– Niczego niepodejrzewający dzieciaczek załatwił drania, z którym my pewnie męczylibyśmy się dłużej przy pomocy naszych karabinów. Ciężko jest trafić wilkołaka za pierwszym razem. Są gibkie i potrafią nieźle się nagimnastykować, by uciec przed wystrzeloną kulą – dodał Hyde.

 

Przekaz wideo zakończył się błaganiem opiekunów:

– Prosimy! Uratujcie chłopca, tylko on jest najważniejszy. Jeśli coś mu się stanie, nasz świat przestanie istnieć. Chronimy go od momentu narodzin. Zrobimy wszystko, by był bezpieczny, ale w wyniku doznanych ran, dłużej nie damy rady. Prosimy! Uratujcie Maidena!

Jack kontynuował:

– Sygnał ratunkowy został wysłany z tej okolicy kilka dni temu. Jeśli cały czas uciekają, to dotarło do mnie, że zmierzają do kolejnej świątyni po drodze. – Ta wygląda na doszczętnie splądrowaną, Hyde Wiem, że byli tu jeszcze kilka dni temu, a potem znowu ruszyli w drogę.

– Pewnie po ataku wilkołaka nie chcieli zostać w tym samym miejscu. Jeśli jeden potwór ich namierzył, to dlaczego inne nie miałyby zrobić tego samego – rzekł Hyde.

– Dokładnie Hyde – poszukałem w sieci dawnych map, na których widniały wszystkie świątynie poświęcone Świętowitowi. Na Śnieżniku jest jedna, na Śnieżce kolejna, a na Ślęży trzecia, ostatnia. Mam wrażenie, że są w którejś z dwóch pozostałych.

Oswald odwrócił się do swoich ludzi, którzy byli już gotowi do kolejnego ultramaratonu przez góry.

– Dobra słuchajcie wszyscy. To była jedna z trzech świątyń. Opiekunowie i dziecko byli tutaj. Muszą się ukrywać albo na Śnieżce, albo na Ślęży. W drogę. Niech Perun i Weles mają nas w swojej opiece.

Komandosi wyruszyli. Zaczęli biec truchtem, by przyśpieszyć po kilku minutach. Biegli przeważnie z prędkością 80 km/h, mijając po drodze górskie szlaki, niczym wyścigowe auta w grze komputerowej.

 

3

Galaxianie biegli leśnymi ścieżkami, by jak najszybciej znaleźć się w świątyni na Śnieżce. Po ich lewej stronie rosły bajecznie zielone sosny, wysokie na paręnaście metrów. Po prawej, obumarłe drzewa, wyglądające, jakby od tygodni nie miały kontaktu z wodą. Były tak uschnięte, że co jakiś czas z niektórych z nich odpadały gałęzie, które roztrzaskiwały się o ziemię. To był niesamowity widok. Jakby jedna strona tętniła życiem, druga zaś umarła dawno temu.

 

W pewnym momencie musieli przebiec przez rwącą rzekę. Mniej więcej w połowie drogi, część żołnierzy miała dość. Co parę minut kolejny z nich meldował Oswaldowi, że nie może biec dalej, z powodu braku sił. Za każdym razem Jack żegnał się w taki sam sposób.

 

– Zaczekaj tutaj na transport. Jak tylko odzyskamy łączność, dopilnuję, żeby po ciebie przylecieli. Dziękuje za udział w misji.

– Powodzenia Sir! – salutował w podzięce zwolniony z dalszej części misji żołnierz.

Jack był wyrozumiały dla swoich ludzi. Niestety ci odpadali sukcesywnie z wycieńczenia. Wiedział, że przynajmniej on musi wytrwać ten morderczy bieg. To właśnie od niego i od tego, czy znajdą chłopca na czas zależy przyszłość całej planety, a może i Wszechświata.

W końcu znaleźli się na miejscu. Było ich pięciu: Oswald, Hyde, Tercott, Dowson i Mike. Przybyli na Śnieżkę o godzinie 22. Dookoła było ciemno. Oddział przeczesał wnętrze świątyni, ale i tym razem nikogo nie odnaleziono.

Sir! – Opiekunowie i chłopiec musieli być tutaj kilka dni temu. Jesteśmy na dobrym tropie. Zostawili nam wskazówkę – powiedział jeden z Galaxian wskazując na kartę pamięci wyjętą zapewne z telefonu któregoś z opiekunów. Obok leżała  kartka z napisem „dla Galaxian”. Jack natychmiast włożył ją w wolny slot w swoim allfonie, by obejrzeć film. Nagrana na nim wiadomość była krótka:

 

– Musieliśmy uciekać ze Śnieżki. Jeden z nich nas znalazł. Po drodze widzieliśmy w oddali też jakieś strzygi. Na Świętowita, chyba cały czas jesteśmy śledzeni przez wysłanników Pradawnego Zła.

W tym momencie usłyszeli zza kadru:

– Opowiedz o wampirach i pełzakach – prosiła kobieta.

– A, tak… Kiedy przemierzaliśmy drogę tutaj, na Śnieżkę, często padało. Gdy byliśmy coraz bliżej świątyni, w której nagrywamy dla was ten filmik, zobaczyliśmy dziwne ślady w błocie. Jestem przekonany, że należą do pełzaków, wampirów albo ślężaków… – powiedział ze zgrozą John. Za chwilę ruszamy na Ślężę. Mamy wrażenie, że zło jest coraz bliżej. Tu tylko chwilę odpoczniemy.

 

Po chwili John dodał:

– Zrobię z Wandą wszystko, by dziecko przeżyło. Wkrótce otworzy się portal do innego świata, a wtedy wysłannicy Pradawnego Zła otrzymają wsparcie z innej planety. Wszystko było w wizji Wandy. Jeśli cudowne dziecko – wskazał na Maidena, leżącego spokojnie w przenośnej kołysce – przeżyje, świat zostanie uratowany.

– Spróbujemy dojść z chłopcem do ostatniej świątyni. Zło cały czas podąża za nami. Mam nadzieję, że starczy nam sił. Nie jesteśmy już młodzi, a przed nami ponad 100 km. Co oznacza dwa, może trzy dni drogi.  Znajdźcie nas w świątyni Świętowita na Ślęży.

Filmik zakończył się.

– O kurna, pełzaki i wampiry? Skąd one nagle wzięły się w górach? – zaczął zastanawiać się Hyde.

– Portal do innych światów i kosmici przybywający na ratunek Pradawnemu Złu? – zapytał Tercott.

– Panowie, panowie, mierzymy się z nadprzyrodzonymi siłami, bo do tego zostaliśmy stworzeni. Jesteśmy zdani tylko na siebie. Los całego świata leży w naszych rękach – odrzekł Jack.

– Gdyby ta pieprzona łączność działała, to moglibyśmy wezwać wsparcie… – dodał Tercott. Dobrze, że chociaż nasze krótkofalówki działają. Zasięg niewielki, ale mogą się jeszcze przydać.

– Zbliża się 22:15, musimy biec dalej. Wiem, że to wasze ostatki sił, ale musimy uratować świat – rzekł Oswald.

4

O 23:05 dobiegli na miejsce. Tym razem musieli biec z prędkością przekraczającą 100km/h. Szybko zobaczyli na szczycie świętej góry Ślęży, ruiny dawnej świątyni Świętowita.

– Wow, ten Świętowit musiał być ważnym bogiem, skoro aż na trzech różnych szczytach ma swoje świątynie. Też tak chce.

– Hyde, to nie pora na takie bluźnierstwa. Jesteśmy na szczycie boskiej góry.

Odwrócił się do pozostałych i zawołał:

Zabezpieczcie teren wokół ruin. Ja i Hyde wchodzimy do środka.

Oswald spojrzał na zegarek – dochodziła 23:20. Niebo robiło się coraz ciemniejsze. W mgnieniu oka rozpętała się nad nimi ogromna burza i zaczął padać śnieg.

Nagle jeden z żołnierzy krzyknął:

– Znalazłem ich! Znalazłem dziecko!

-To Tercott – powiedział Hyde do Oswalda.

Hyde i Jack ruszyli w jego stronę, trzymając broń w pogotowiu. Po chwili byli obok Johna, Wandy i cudownego dziecka. Z opiekunów uchodziło życie. Resztkami sił zdołali tylko powiedzieć Oswaldowi, że nie dali rady dojść do ruin. Upadli na ziemię z wycieńczenia i czekali na pomoc.

 

– Za ruinami jest malutki domek, schowajcie się tam z wybrańcem i nie dajcie się zabić Pradawnemu Złu – zdołał powiedzieć John, po czym po raz ostatni zamknął oczy. Wanda odpłynęła w tym samym czasie. Tercott przystąpił błyskawicznie do reanimacji, ale po chwili stwierdził brak pulsu.

– Hyde! Zabierz dzieciaka do domu, przygotuj zaklęcia w środku. Tercott zabezpiecz okolice domku. To będzie nasz ostatni bastion – rozkazał Oswald – Mike i Dowson! Zabezpieczcie wszystkie drzwi i okna. Tak, by żadne pradawne gówno nie przedostało się do środka!

 

Kilka minut później wszyscy ukrywali się w domku i czekali.

Hyde skończył malować na suficie i ścianach zaklęcia odstraszające wampiry, wilkołaki i strzygi. Niektóre przypominały pentagramy, ale w porównaniu do nich, były naprawdę skuteczne. Żadna strzyga nie mogła się do nich zbliżyć.

Mike celował ze swojej snajperki przez jedno okno, Dowson przez drugie. Jeśli zobaczyliby, że ktoś się zbliża, celnym strzałem zażegnaliby ryzyko kontaktu.

Pozostałe okna zabili deskami tak samo, jak wyjście z chatki.

Jack wpatrywał się w mobilną kołyskę znajdującą się przy kominku parterowego domku. To było najcieplejsze i najbezpieczniejsze miejsce w całej chatce. Gdyby jakimś cudem Pradawne Zło dostałoby się do domu, Jack Oswald byłby ostatnią przeszkodą stojącą między nimi, a dzieckiem.

 

Tercott zaminował teren dookoła domku. Wszyscy czekali na atak.

– Hyde Wiśniewsky, Mike, Tercott, Dowson i Jack Oswald kontra Pradawne Zło – mruczał pod nosem Hyde. – Skład drużyny marzeń, ale czy i tym razem zdobędą złoty puchar i unicestwią całe zło? – Próbował rozładować napięcie, jakby prowadził relację z meczu powietrznego hokeja.

 

Śnieg padał coraz mocniej przez co dwaj strzelcy wyborowi usadowieni w oknach prawie nic nie widzieli. Jack patrzył na noworodka. Parę razy chciał go dotknąć, ale za każdym razem czuł jakby jakaś energia odpychała go od niego.

Burza atakowała piorunami. Jednak najdziwniejsze było to, że pioruny uderzały tylko w okolice domku, w którym byli Galaxianie z cudownym dzieckiem.

Tymczasem dookoła chatki, w krzakach, za wielkimi głazami i drzewami kryło się Pradawne Zło. Wilkołaki, wampiry, pełzaki oraz strzygi tylko czekały na wsparcie Obcych. Wiedzieli, że bez nich nie będą mieli szans. Czekali w ciszy i ciemności. Dochodziła 23:30.

 

5

Nagle na niebie pojawiło się jasne światło. Portal do innego świata otworzył się, a nad malutką chatką na szczycie Ślęży pojawił się statek kosmiczny, wielkości wojskowego helikoptera. Wylądował na polanie, jakieś 100 metrów od chaty. Ze środka wyszły cztery dziwne, włochate stwory, wysokie na trzy metry. Przypominały gang wkurzonych niedźwiadków idących na tylnych łapach.

Po chwili wyłoniły się czyhające dookoła chatki potwory i zaczęły biec w stronę wejścia.

 

Strzelcy wyborowi próbowali strzelać do wszystkiego co się rusza, ale kule odbijały się od obcych. Łatwiej szło im z wilkołakami i strzygami. Te padały od jednej kuli. Jednak wysłanników Pradawnego Zła przybywało. Na miejsce zabitych pełzaków czy wampirów, pojawiały się kolejne. W pewnym momencie dom był otoczony przez trzysta strzyg różnego rodzaju. Tymczasem czterech kosmitów było już kilka metrów od głównego wejścia.

 

– Nie mam już amunicji! – krzyknął Mike.

– Ja też już się wystrzelałem! – krzyknął Dowson.

Co chwilę było słychać, jak strzygi wpadają na miny-pułapki, zastawione przed domem.

Tercott, Hyde i Jack oddawali kilka strzałów, zza pleców strzelców wyborowych, ale im też skończyła się amunicja.

– Będziemy walczyć wręcz. Może ich pokonamy! W końcu mamy jeszcze noże… – nie zdążył dokończyć Jack.

 

Obcy przy użyciu pradawnego zaklęcia wysadzili w powietrze drewniane drzwi do chaty. Tercott, Mike i Dowson rzucili się w ich kierunku, trzymając w rękach noże z ostrzem o długości 20 cm. Jednak nie zdążyli dobiec do kosmitów. Jeden z Obcych podniósł swoją owłosioną łapę jakby chcąc ich zatrzymać. Wymamrotał jakieś zaklęcie, po czym cała trójka Galaxian rozpłynęła się w powietrzu. Do domu wparowały strzygi kryjące się za Obcymi, które od teraz pełniły rolę obserwatorów.

Hyde i Jack ze swoimi nożami stali przed kołyską z cudownym dzieckiem, chcąc walczyć do ostatniego tchu. Zauważyli, że zaklęcia namalowane w domu nie działają na Pradawne Zło.

– To był zaszczyt współpracować z tobą Jacku Oswaldzie – powiedział Hyde czując, że zaraz zginie.

– Cała przyjemność była po mojej stronie – odrzekł Jack.

 

Kiedy chmara potworów rzuciła się na dwóch ostatnich Galaxian broniących Wybrańca, stało się coś dziwnego. Czas zatrzymał się w miejscu. Tylko noworodek w swojej kołysce poruszał śmieszne rękami i nóżkami i uśmiechał się do siebie. Owinięty w pieluchę maluszek zebrał w sobie tyle energii pozostawionej w innych świątyniach Świętowita, że bez trudu zaczął strzelać z oczu bardzo jasnym światłem na wszystkie strony. Trafiające promienie światła w strzygi rozrywały je na atomy. Wszystkie potwory w ciągu kilku sekund – gdyby oczywiście teraz płynął czas – zostały unicestwione.

 

Czas zaczął biec dalej.

 

Kiedy Hyde i Jack spostrzegli, że strzygi zniknęły, nie wiedzieli do końca co się stało. Odwrócili się, by sprawdzić, co z dzieckiem. To wyglądało jakby dobrze się bawiło, śmiejąc się i cały czas wymachując swoimi kończynami. Nie zastanawiając się długo, rzucili się na czwórkę przybyszów z innej planety, którzy nadal tylko obserwowali to, co się dzieje. Ostatni Galaxianie poderżnęli im gardła dosłownie w kilka sekund. Cztery wysokie trupy upadły na ziemię.

 

W tym momencie wybiła północ na zegarze z kukułką nad kominkiem, a na czarnym niebie rozbłysnęły się fajerwerki informujące o tym, że właśnie zaczął się nowy rok. Niczego niepodejrzewający ludzie z pobliskich miasteczek i wiosek świętowali nadejście 2021 roku. Gdyby tylko wiedzieli, że kilkadziesiąt kilometrów od nich, w małej chatce na szczycie boskiej góry, dzielni Galaxianie oddawali życie, by uratować nasz świat….

Hyde wziął dziecko z kołyski na ręce.

 

– Mam dziwne wrażenie, że to Maiden przy użyciu swojej boskiej mocy rozprawił się z potworami.

– Czy ty też to czułeś? – Zapytał Jack i nie czekając na odpowiedź dodał:

– W momencie śmierci naszych kompanów, czułem, że kosmici także rzucili zaklęcie na nas. Jednak nie zdołali nas nim zabić, jakby ochraniało nas zaklęcie o większej mocy.

Obydwaj w tym samym momencie spojrzeli na cudowne dziecko. Maiden uśmiechnął się tylko, wydając z siebie odgłosy szczęśliwego maluszka.

– Myślę, że to Maiden nie pozwolił nam zginąć. Dzięki mały – powiedział Jack chcąc go pogłaskać po małej, łysej główce. Jednak i tym razem poczuł, że nie może dotknąć chłopca, jakby coś chroniło go przed dotykiem.

– No tak, to może działać także w tej rzeczywistości – uśmiechnął się Jack.

– Co masz na myśli? – zapytał Hyde.

– Hyde, w tym alternatywnym świecie ten noworodek to ja! Dlatego nie mogę go dotknąć. To mogłoby wywołać jakiś paradoks w Czasie i Przestrzeni.

Hyde patrzył na Jacka, potem na Maidena, potem znowu na Jacka. Niczego nie rozumiał.

– Co? – zdołał wydusić z siebie tylko tyle Hyde.

– Za każdym razem dostajemy taką samą misję. Udajemy się do kolejnej alternatywnej rzeczywistości, by uratować to samo dziecko. To już nasza piąta akcja w alternatywnym do naszego świata. Najwyższe Dowództwo od miesięcy wysyła nas na takie same Ziemie, byśmy wciąż robili to samo. Dopiero od ostatniej misji zacząłem podejrzewać, że tym cudownym dzieckiem mogę być ja…

Hyde wydawał się coraz bardziej zagubiony.

– Widzisz Hyde, nie tylko moi rodzice, ale i ja także miałem wizję. Do tej pory nikomu o niej nie mówiłem…

 

6

 

Nazywam się Jack Oswald, zapomnijcie o poprzednim filmie. Uratowaliśmy cudowne dziecko, a świat na nowo jest bezpieczny. Przyszła mi do głowy chęć podzielenia z wami czymś niezwykłym. Czymś, co zmieni wasze życie. Może jeszcze nie wiecie, ale alternatywne światy istnieją. Podobnych do waszych rzeczywistości są miliony. Te przeważnie różnią się szczegółami, no i przede wszystkim czasem.

 

Istnieją światy, na których żyją ludzie tacy, jak wy, ja i wszyscy pozostali. My jako żołnierze Galaxian jesteśmy wysłannikami świata nadrzędnego – Pierwszej Ziemi. To w naszej rzeczywistości (dla was to będzie alternatywna rzeczywistość) odkryto podróże pomiędzy równoległymi światami.

 

Jednak w pewnym momencie we wszystkich nich zaczęto zabijać pewne cudowne dziecko, rodzące się raz na milion lat. Nasi naukowcy odkryli, że jeśli we wszystkich alternatywnych rzeczywistościach zatriumfuje Pradawne Zło, w końcu będzie dysponowało taką energią, że będzie w stanie zniszczyć Pierwszą Ziemię. Nie mogliśmy na to pozwolić. Normalnie nie ingerowalibyśmy w to, co się dzieje na innych Ziemiach, ale w obliczu takiego niebezpieczeństwa, nie mieliśmy wyjścia.

 

Tak jak mówiłem, wasz świat podobnie jak inne są światami podrzędnymi, w stosunku do naszego. Niektóre z alternatywnych rzeczywistości dopiero się rozwijają. Nie na wszystkich Ziemiach czas płynie tak samo.

Idźcie i szerzcie wiedzę o innych światach! Szukajcie życia na innych planetach! Być może kiedyś spotkamy się w tej samej rzeczywistości, by stawić czoła Pradawnemu Złu, krążącemu po wszystkich Nieskończonych Wszechświatach.

 

 

 

Podróże w czasie spowodowały paradoksy m.in. “dziadka” i żeby Wszechświat się nie rozpadł, zaczęły powstawać równolegle światy. Każda kolejna kopia, im dalej od oryginału była mniej doskonała (jak kaseta magnetofonowa z kolejnego źródła), przez co np. czas płynął tam wolniej. To dlatego właśnie dla Was – bieg ponad 100km/h jest absurdalny, a dla nas po prostu cholernie wyczerpujący. I dlatego właśnie mamy rok 3024, a Wy… (tutaj wstaw obecny rok na Waszej Ziemii).

 

Koniec

 

Koniec

Komentarze

Anonimie, tytuł i “koniec” w tekście są zbędne, bo to wstawia w odpowiednich miejscach edytor portalowy.

http://altronapoleone.home.blog

Za dużo grzybów w tym barszczu.

Pewnie miało być śmiesznie i pastiszowo, ale niestety, nie jest: tekst jest chaotyczny, fabularnie mało ciekawy przy nagromadzeniu motywów i wątków; pastiszowe elementy mnie przynajmniej nie bawią. Na dodatek wykonanie jest, najoględniej mówiąc, takie sobie (nieistniejąca interpunkcja, błędy stylistyczne). Generalnie, pozostaję nieprzekonana. 

ninedin.home.blog

Przeczytałam, komentarz merytoryczny po zakończeniu konkursu.

www.facebook.com/mika.modrzynska

 

Przeczytane :)

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Nie porwało mnie :(

Przynoszę radość :)

Hyde wypluł Killera z buzi, zmarszczył czoło, zamyślił się i powiedział bez zastanowienia:

 

Z wcześniejszego, wstępnego opisu Hyde wychodzi na zakapiora a teraz ma “buzię”, trochę mi się to gryzie.

 

Dokładnie Hyde. Mówię ci to w tajemnicy, bo jesteś moim zastępcą i uważam, że powinieneś o tym wiedzieć.

Czyli wcześniej nikt Hyde’owi nie powiedział. To też mi zgrzyta. Zasada jest taka, że w odprawach przed operacją zastępca uczestniczy razem z dowódcą. Gdyby dowódca zginął, on przejmuje dowodzenie, stąd jego funkcja – zastępca. A na marginesie, co to za dowódca, który zostawia swoich żołnierzy po drodze, na dodatek przy braku łączności. Ja wiem, muszą się spieszyć, ale w ten sposób on zmniejszył stan grupy szturmowej o połowę. Nie lepiej chwilę poczekać, skoro tak szybko się regenerują? Jakby pobiegli kolejne kilkadziesiąt kilometrów zostałby sam. A jak on odpadłby ze zmęczenia po drodze, to żołnierze też mają go zostawić?? To kto wykona zadanie, skoro pozostali nie będą wiedzieć, jakie jest…

Ja wiem, że to wiedza specjalistyczna i moje uwagi nie mają istotnego wpływu na fabułę, ale jakoś mi to odstaje.

I dlaczego zawsze (zawsze!) w najważniejszych momentach nie działa łączność?? Utarty schemat rodem z amerykańskich filmów.

 

Znalazłem ich! Znalazłem dziecko!

-To Tercott – powiedział Hyde do Oswalda.

Czyli dowódca nie zna swoich ludzi? Albo wada wzroku i słuchu, zatem czas na emeryturę.

 

Śnieg padał coraz mocniej przez co dwaj strzelcy wyborowi usadowieni w oknach prawie nic nie widzieli.

A wcześniej widzieli lepiej? Pomimo, że po 23:20 zrobiło się zupełnie ciemno… Wypadałoby wspomnieć o jakiś celownikach nokto– czy termowizyjnych…

 

Strzelcy wyborowi próbowali strzelać do wszystkiego co się rusza, ale kule odbijały się od obcych.

To już nie mają karabinów laserowych?

 

No dobra, wystarczy, za dużo tego wklejania.

 

Aha, czyli był cudownym dzieckiem, ale jak dorósł, to stracił swoją moc???

 

Przepraszam za to wymądrzanie, ale nie mogłem się powstrzymać:-))

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Staruch tu był!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Mam mocne podejrzenia co do Twojej tożsamości – przypuszczam, że kiedyś już Cię zjechałam od góry do dołu, na co się wielce obraziłeś. Jeśli dobrze zgadłam: jest poprawa, ale niewielka. Chłopie, pogódź się z tym. W takim tempie prędzej skończysz setkę, niż napiszesz coś sensownego. I nie chcę słyszeć żadnych dąsów – jesteś starym koniem, nie wrażliwym dzieciątkiem. Tekst nie tylko nie spełnia wymogów drukowalności, polonistka w szkole oceniłaby go na trzy na szynach, i to tylko po to, żeby więcej się Tobą nie zajmować. Moja zasada brania wszystkich istot ludzkich na poważnie i poświęcania im maksimum mojej uwagi wyraźnie się ostatnio nie sprawdza i zaczęłam od niej odchodzić – to raczej źle. Nie mogę wykluczyć, że na tym ucierpiałeś, Autorze. Ale naprawdę, naprawdę nie jestem w stanie wziąć tego dzieła na poważnie, jako autentycznej próby zdobycia jakiejkolwiek nagrody.

 

Jeżeli źle zgadłam Twoją tożsamość i naprawdę chcesz wiedzieć, co dokładnie mi nie podeszło, proszę o adres na priv.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

W komentarzach powyżej sugerowano, ze celem mogło być napisanie pastiszu. Ja jednak widzę tu bardziej opowiadanie pisane w stylu anime – a to z miejsca wbija w inną konwencję. I w takiej konwencji pewne infodumpy wyglądają inaczej, podobnie jak niektóre nieco absurdalne elementy, które akurat w mangach i w anime pasują. Nie zmienia to jednak faktu, że opowiadaniu jako całości coś jeszcze brakuje.

 

Co ciekawe – po pewnych elementach stylu mam wrażenie, że już kiedyś komentowałem inny Twój tekst. Może się mylę, ale jeśli jednak mam rację (dyskusja o cegłach), to postępy są (chociażby mniej chaosu; nie zniknął całkowicie, ale jest mniejszy). Tekst sam w sobie nie porwał szczególnie, ale zwyczajnie widać, że pomysł, na którym jest oparty, jest spójny i rozbudowany – to nie było tylko „a napiszę o kosmicznych komandosach”. Jest nad czym pracować, ale budulec do pisania jest.

 

Co mi się podobało? Scena z lasem po jednej stronie. To znaczy „podobało” to złe słowo. Ja zwyczajnie miałem kiedyś okazję widzieć pewien obszar leśny przed i po tym, jak postanowiono przez niego przeprowadzić drogę, żeby zaoszczędzić na kosztach obwodnicy. Robiło to spore, ponure wrażenie i… ten fragment tekstu przypomniał tamten widok. W sumie sceneria warta trochę dobitniejszego opisu, ale też z drugiej strony gdyby za mocno zaakcentować lub zbyt długo rozpisywać, mogłaby zaburzyć resztę tekstu.,

 

A, trochę dziwnie wygląda sytuacja, gdy zaraz po opisie "krwiożerczego" żołnierza pojawia się informacja, że wypluł gumę z buzi. Zwyczajnie to "buzi" tu kompletnie dziwne. A przecież nie wynika to z ugrzecznienia tekstu, skoro w chwilę potem pojawia się "Kurewna Śnieżka". Warto to mieć na względzie, zwłaszcza, ze konwencja konwencją, ale pewne elementy tekstu wskazują na to, że nie do końca zapadła tu decyzja, czy tekst jest dla ogółu, czy dla którejś grupy wiekowej.

 

Moje rady? Dobrze, że starasz się dokładnie opisywać, ale musisz pamiętać o konsekwencjach tych opisów – np. jeansy w przypadku żołnierza są dziwne, bo w razie deszczu namokną jak choera i będą utrudniać ruchy. No chyba, ze tu znów był to wybór ze względu na konwencję mangi. Ale tu druga rada – jeśli już wchodzisz w konwencję typową dla animacji anime lub komiksu mangowego, to tam już nie jest tak łatwo jak w opowiadaniach „po prostu młodzieżowych”, o ile w filmie można dość szybko wpaść w tryb konwencji, to w tekście, zwłaszcza pisanym w otoczeniu tekstów zupełnie innych, warto pomyśleć czy jest sposób na zasygnalizowanie czytelnikowi tego podejścia – i to takie zasygnalizowanie, żeby jednocześnie nie zaspoilerować.

 

"Hyde Wiśniewsky, Mike, Tercott, Dowson i Jack Oswald kontra Pradawne Zło"

– czyżby nawiązanie do Tucker i Dale kontra Zło (Tucker & Dale vs. Evil)? ;-) Jesli nawet nie, to polecam.

 

"kule odbijały się od obcych"

– wcześniej była mowa o broni laserowej?

 

"jaki jest nas limit"

– nasz limit.

 

"Wiedzieli, że są jest w ogromnych tarapatach"

– są jest?

 

"może trzy dni drogi. Znajdźcie nas w świątyni"

– podwójna spacja.

 

"-To Tercott"

– spacja po półpauzie.

 

Jeszcze jedno: czy w opowiadaniach zawsze celujesz w taką konwencję? Jeśli tak, być może warto kiedyś ćwiczeniowo napisać coś “nieanime” i potem wrócić ponownie do “swojej szuflady? Czasem taki chwilowy przeskok może pomóc w znalezieniu technik, które ułatwiły odbiór tekstu osobom, które nie od razu wychwycą konwencję.

Ja w każdym razie widzę tu możliwości, nawet jeśli nie w pełni realizowane (jest plan, jest budulec, ale jest też problem z końcową konstrukcją).

Fabuła:

Opowiadanie pisane z humorem, miejscami zahaczające o absurd. Początkowo się na to nie zanosiło, ale gdzieś od „Kurewny Śnieżki” stało się to oczywiste.

Humor jest miejscami sytuacyjny, czasem przerysowany, czasem na granicy dobrego smaku. Dla przykładu „Jeruhalem” jednych rozśmieszy, ale innych może obrazić. Ryzykowne zagranie, zwłaszcza gdy nie idzie za tym jakość Monty Pythona. A nie idzie.

Wykonanie też pozostawia wiele do życzenia. Widać pośpiech i pisanie na ostatnią chwilę.

Często powtarzasz te same informacje kilkukrotnie. W pewnym momencie zastanawiałem się, czy nie jest to zabieg celowy, a jeżeli jest, to nie bardzo wiem, co miał na celu. Kilka przykładów:

 

– Dokładnie Hyde – poszukałem w sieci dawnych map, na których widniały wszystkie świątynie poświęcone Świętowitowi. Na Śnieżniku jest jedna, na Śnieżce kolejna, a na Ślęży trzecia, ostatnia. Mam wrażenie, że są w którejś z dwóch pozostałych.

Oswald odwrócił się do swoich ludzi, którzy byli już gotowi do kolejnego ultramaratonu przez góry.

– Dobra słuchajcie wszyscy. To była jedna z trzech świątyń. Opiekunowie i dziecko byli tutaj. Muszą się ukrywać albo na Śnieżce, albo na Ślęzy. W drogę. Niech Perun i Weles mają nas w swojej opiece.

(Te dwa akapity się powielają, warto jeden z nich uprościć).

 

Galaxianie biegli leśnymi ścieżkami, by jak najszybciej znaleźć się w świątyni na Śnieżce.

(Znowu, znamy już cel, nie trzeba tej informacji powtarzać).

 

Co do końcówki, to jest bardzo zagmatwana, do tego nie sposób nie odnieść wrażenia, że to wszystko jakaś wielka kpina, bo przedstawieni herosi inteligencją nie grzeszą. Pogubiłem się wśród zawiłości czasoprzestrzennych:

 

Nie na wszystkich Ziemiach czas płynie tak samo.

(Skoro nie na wszystkich Ziemiach czas płynie tak samo, to nie da się stwierdzić, która rzeczywistość jest nadrzędna, a która alternatywna. Więc cały wywód bierze w łeb. A skoro tak, to nasi bystrzy komandosi sprawili, że świat zostanie unicestwiony. Czy dobrze rozumuję? Biorąc pod uwagę styl utworu ocierający się o absurd, to takie zakończenie byłoby całkiem na miejscu).

 

Ostatecznie tekst raczej w mojej pamięci nie zagości na długo. Pisanie komedii nie jest łatwe.

 

Styl i język:

O ile czyta się dość gładko, to jednak wspomniane niedociągnięcia ważą na ocenie.

 

To sprawiało, że mimo to, że miał zaledwie dwa miesiące, z łatwością mógł stanąć do walki z duchem, strzygą, wilkołakiem, czy inną zmorą.

 

W pewnym momencie musieli przebiec przez rwący, kilkunastometrowy strumyk. (raczej potok lub strumień)

 

Dookoła było ciemno.

 

Sir! – Opiekunowie i chłopiec musieli być tutaj kilka dni temu. Jesteśmy na dobrym tropie. Zostawili nam wskazówkę – powiedział (niepotrzebny pierwszy myślnik)

 

Za chwilę ruszamy na Ślęzę. (Ślęza to rzeka, góra to Ślęża).

 

-To Tercott – powiedział Hyde do Oswalda.

 

Portal do innego świata otworzył się, a nad malutką chatką na szczycie Ślęzy pojawił się statek kosmiczny [-,] wielkości wojskowego helikoptera.

 

a na czarnym niebie rozbłysnęły sięfajerwerki

 

Tematyka:

Tekst spełnia kryteria konkursowe. Są góry, jest fantastyka, jest heroizm.

 

Potencjał motywacyjny i efekt wzruszenia:

Tu niestety niewiele dobrego można powiedzieć. Śmiech nie zawsze idzie w parze ze wzruszeniem. Humor zwykle sprawia, że nie traktujesz tekstu zbyt poważnie, a w takim wypadku niezwykle trudno wywołać emocje czy też zmotywować do heroicznych czynów. Tym bardziej że końcówka jest tak zagmatwana i niejasna, że pozostaje tylko poczucie skołowania.

 

Moja punktacja konkursowa: Poza pierwszą dziesiątką

Ocena portalowa: 3.9/6

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Dziękuję za przeczytanie mojego antydzieła i komentarze, które z pewnością ulepszą mój warsztat. Odpowiadając na powyższe pytania:

Drakaina – to moje pierwsze opowiadanie ???? Więc nie było wyjścia. Musiało być chaotyczne, z masą błędów, z fabułą poszarpaną, niczym ser Gouda. Teraz już wiem, że tytuł i koniec są zbędne: dzięki za podstawowe uwagi – jako nowicjusz są one dla mnie bardzo ważne.

Ninedin – mi się podobało ????, ale nad błędami (stylistyczne, interpunkcja) będę pracował!

Kam-mod – jestem ciekaw Twojego komentarza, już wszak po konkursie ????

Chrościsko – do dzisiaj nie wiem jak zinterpretować Twój komentarz w formie obrazka ???? “Fajny las?” XD

Anet – spoko, to tylko moje pierwsze opowiadanie, nie wichura N-tego stopnia. Będą lepsze, obiecuję. Czy Cię porwą, nie mam pojęcia, kurde – w sumie nie mam też pojęcia, czy faktycznie będą lepsze (na pewno przyłożę się i poświęcę więcej czasu niż jeden dzień, jak w przypadku Ostatniej (zmarnowanej????) Godziny.

Adler – fajnie się czyta Twoje komentarze. Wiem nad czym pracować. więc jednak mogłem zostać weterynarzem, nie pisarzem-nowincjuszem XD

 

 

Wracając do meritum:

a) ta „buzia” mi gdzieś uciekła, faktycznie nie pasuje

b) Oswald musiał ich zostawić i biec dalej, bo żołnierze nie regenerowali się. Byli genetycznie zmodyfikowani zdolni wytrzymać o wiele więcej niż zwykły żołnierz, ale bez możliwości „rege” – niestety – to byłoby za proste

c) Oswald nie mógł sobie pozwolić na czekanie nawet, gdyby tamci się regenerowali, bo o północy miał się skończyć świat

d) Lubię amerykańskie filmy, a schemat z „brakiem łączności” lubię zanadto

e) O reszcie nie wspominam, bo to faktycznie moje niedopatrzenia – może to ja (a nie Jack Oswald) powinienem iść na emeryturę, kto wie, kto wie.

Niemniej jednak dziękuje za „wymądrzanie” które pomoże mi udoskonalić warsztat!

 

Tarnina – a propo komentarza z Angusem – Rozumiem, że czytało się tak ciężko tak, jak Mac wspinał się w pierwszym odcinku na wzgórze, żeby uratować więźnia:P Jak wspominałem na wstępie to moje pierwsze opowiadanie, więc nie zostałem jeszcze zjechany przez Ciebie, ale wszystko przed nami – kolejne opowiadania rodzą się w mojej głowie – cierpliwości

Wilku– Zimowy – czego brakuje? Jestem ciekaw. Poza tym nie pisałem w stylu anime ani mangi. Lubię klimaty science-fiction. W zasadzie ciężko mi jest wyjaśnić. Może faktycznie nadaje się do innych gatunków, nie wiem????

Dyskusja o cegłach – nie wiem o czym mówisz – to nie byłem ja ????Jeśli chodzi o Tucker i Dale kontra Zło to niestety nie znam (jeszcze, bo wszystko przede mną). Jeśli chodzi o konwencję w jaką celuję to wszystko zależy od tego, na jaki temat piszę. Zazwyczaj opowiadanie rodzi się w mojej głowie małymi krokami. Sam nie wiem co będzie za trzy strony, czy moi bohaterowie przeżyją, czy nie. Co ich spotka, czy zakończenie będzie za chwilę, czy nagle wplotę jakiś wątek poboczny na osiem stron, np. instrukcję działania odkurzacza, w jakiś diabelski sposób powiązaną z motywem przewodnim wspomnienia głównego bohatera z dzieciństwa:)

 

Lubię pisać z ta niewiedzą. To pozwala mi trochę wczuwać się w rolę czytelnika i także czekać z niecierpliwością, co się stanie zaraz. Jeśli uważasz, że pomysły mam dobre i jest „budulec”  to mogę Ci podesłać coś innego, co napisałem wcześniej, czego nie publikowałem jeszcze ????

 

Reasumując: bardzo dziękuję wszystkim za komentarze. Bez nich nie wiedziałbym za co wziąć się w pierwszej kolejności. Oby moje kolejne opowiadania były coraz lepsze, żeby czytało Wam się je lżej ????

Pozdrowienia !!

Tarnina – a propo komentarza z Angusem – Rozumiem, że czytało się tak ciężko tak, jak Mac wspinał się w pierwszym odcinku na wzgórze, żeby uratować więźnia:P Jak wspominałem na wstępie to moje pierwsze opowiadanie, więc nie zostałem jeszcze zjechany przez Ciebie, ale wszystko przed nami – kolejne opowiadania rodzą się w mojej głowie – cierpliwości

O, kurczę. Jednak byłam wobec Ciebie troszeczkę niesprawiedliwa, bo wzięłam Cię za kogoś zupełnie innego (kto nie wykazuje ani krzty sportowego ducha, jakim tchnie Twoja odpowiedź). To znaczy – tekst pozostaje beznadziejny, ale w tym, powodowanym brakiem cierpliwości do wyżej wzmiankowanego osobnika, komentarzu jednak trochę przeholowałam.

Strasznie się cieszę, że się pomyliłam i mam nadzieję, że sięgniesz gwiazd.

 

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Anonimie, próbowałem zgadnąć autorstwo, widocznie pomyliłem się :-)

Na forum jest autorka pisząca w podobnym stylu i u niej jest podobnie, jak u Ciebie – jest wizja (plan budynku), jest umiejętność ciągnięcia opowiadania do przodu (cegły), ale jakby brak cementu :-)

Co do anime – no ten tekst ma pewne cechy właśnie takiej konwencji, czy zamierzone, czy nie. To jest trochę tak, że pewne rzeczy, które w większości tekstów za nic by nie przeszły, w konkretnych konwencjach przechodzą. Przykładowo co przejdzie w “animkach”, nie przejdzie w filmie obyczajowym. I tu podobnie – używasz opisów, które w anime byłyby normalną sceną, ale w “zwykłym” opowiadaniu niekoniecznie się sprawdzają.

Tarnina – dziękuję :) Może i nawet sięgnę samej Gallifrey :) W sumie mam już pomysł na kolejne opowiadanie podobne do Doctora Who, ale na razie nie mogę zdradzić za wiele.

Wilku-Zimowy – nie szkodzi, ostatnio często mnie mylą z innymi autorami/autorkami :P

Śledź moje kolejne opowiadania, bo nad opisami także zamierzam popracować :)

– niechlujnie napisany tekst, pełen błędów językowych i interpunkcyjnych

 

– „Nazywam się X, a za chwilę nasz świat przestanie istnieć” – fajny haczyk na początek, bardzo ładne rozpoczęcie tekstu!

 

– „ten dzieciak musi gdzieś tu być! Myśl Jack, myśl, co byś zrobił na jego miejscu mając kilka tygodni” – nie wiem, las chyba nie brzmi jak zbyt mądra kryjówka na kilka tygodni

 

– dziesiątki dziur logicznych, brak spójnej fabuły – autor albo ma wywalone na historię, albo układał ją na bieżąco (każe odpoczywać żołnierzom, którzy w chwilę później okazują się genetycznie zmodyfikowani tak, by się nie męczyć, itp. Itd.)

 

– nienaturalne, nieprzekonujące dialogi

 

– infodumpy w dialogach („Hyde – jesteśmy genetycznie zmodyfikowanymi żołnierzami. Tylko najlepsi z najlepszych trafiają do szeregów Galaxian – kosmicznych wojowników–najemników. Zostaliśmy stworzeni do niewykonalnych dla zwykłego śmiertelnika misji. Nie męczymy się, biegnąc całą dobę, płynąc 100 km bez robienia przerw, czy wspinając się na szczyty od rana do nocy.” to przykład takiego infodumpu. Oboje doskonale o tym wiedzą, więc po co się informują?)

 

– widać radość płynącą z pisania – myślę, że autorowi tworzenie tego opowiadania sprawiło przyjemność :) Widać też młode pióro – życzę powodzenia w kolejnych przygodach i mam nadzieję, że będziesz tu wrzucał kolejne opowiadania :)

www.facebook.com/mika.modrzynska

Obowiązek.

“Niestety mało czasu u mnie ostatnio. Toteż moje komentarze będą krótkie, kilkuzdaniowe. Zaręczam jednak, że teksty przeczytałem z taką uwagą i starannością, na jaką było mnie stać!”

 

I do sedna:

– “Z krótko obstrzyżonymi włosami” – po polsku jest: “ostrzyżonymi”;

 

O… o… o… Nadejście Mesjasza Turbo? Urban fantasy na dopalaczach? W każdym razie – co za dużo, to niezdrowo! Kalka na kalce, klisza na kliszy. Pisz dalej, ale to opko jest … nieudaną wprawką do czegoś. Może do kariery? Przekonamy się po dziesiątym tekście :).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Nie zachwyciło, niestety. Nie będę powtarzać zarzutów, o których wspomnieli wcześnie komentujący, ale pozwolę sobie pozostać z nadzieją, że Twoje przyszłe opowiadania będą ciekawsze i znacznie lepiej napisane.

 

Jest rok …. ―> Zbędna spacja przed wielokropkiem. Po wielokropku nie stawia się kropki!

 

Czuły, że na świat przy­szedł ktoś, kto wkrót­ce od­mie­ni losy świa­ta. ―> Nie brzmi to najlepiej.

 

– Ni­ko­go tutaj nie ma Sir! ―> Dlaczego wielka litera?

 

Hyde wy­pluł Kil­le­rabuzi… ―> Hyde wy­pluł kil­le­raust

Buzię mają dzieci. Nazwy produktów spożywczych piszemy małą literą. http://www.rjp.pan.pl/index.php?view=article&id=745

 

– Okej, 150 ki­lo­me­trów, bez za­trzy­my­wa­nia. Brzmi jak świet­na za­ba­wa – po­wie­dział z iro­nią Hyde. ―> – Okej, sto pięćdziesiąt ki­lo­me­trów, bez za­trzy­my­wa­nia. Brzmi jak świet­na za­ba­wa – po­wie­dział z iro­nią Hyde.

Liczebniki zapisujemy słownie, zwłaszcza w dialogach. Ten błąd pojawia się kilkakrotnie w dalszej części opowiadania.

 

pły­nąc 100 km bez ro­bie­nia przerw… ―> …pły­nąc sto kilometrów bez ro­bie­nia przerw

Liczebniki zapisujemy słownie, nie używamy skrótów ani symboli. Ten błąd pojawia się kilkakrotnie w dalszej części opowiadania.

 

– Film wideo, który wy­sła­li opie­ku­no­wie chłop­ca – John i Wanda – był nie tylko wo­ła­niem o pomoc. ―> Unikaj dodatkowych półpauz w dialogach, bo zapis jest przez to mniej czytelny.

 

– Co było do­kład­nie na fil­mie? – Za­py­tał Hyde. ―> – Co było do­kład­nie na fil­mie? – za­py­tał Hyde.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: http://www.forum.artefakty.pl/page/zapis-dialogow

 

Cięż­ko jest tra­fić wil­ko­ła­ka za pierw­szym razem. ―> Trudno jest tra­fić wil­ko­ła­ka za pierw­szym razem.

 

– Ta wy­glą­da na do­szczęt­nie splą­dro­wa­ną, Hyde Wiem, że… ―> Dlaczego wielka litera?

 

Sir! – Opie­ku­no­wie i chło­piec mu­sie­li być tutaj kilka dni temu. ―> Brak półpauzy rozpoczynającej dialog. Zbędna spacja po wykrzykniku.

 

Też tak chce. ―> Literówka.

 

Za­bez­piecz­cie teren wokół ruin. Ja i Hyde wcho­dzi­my do środ­ka. ―> Brak półpauzy rozpoczynającej dialog.

 

-To Ter­cott – po­wie­dział Hyde do Oswal­da. ―> Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza.

 

Wil­ko­ła­ki, wam­pi­ry, peł­za­ki oraz strzy­gi tylko cze­ka­ły na wspar­cie Ob­cych. Wie­dzie­li, że bez nich nie będą mieli szans. Czekali w ciszy i ciemności. ―> Wie­działy, że bez nich nie będą miały szans. Czekały w ciszy i ciemności.

 

Tra­fia­ją­ce pro­mie­nie świa­tła w strzy­gi roz­ry­wa­ły je na atomy. ―> Chyba miało być: Pro­mie­nie świa­tła trafiające w strzy­gi, roz­ry­wa­ły je na atomy.

 

śmie­jąc się i cały czas wy­ma­chu­jąc swo­imi koń­czy­na­mi. ―> Zbędny zaimek – czy mogło wymachiwać cudzymi kończynami?

 

co się stało. Od­wró­ci­li się, by spraw­dzić, co z dziec­kiem. To wy­glą­da­ło jakby do­brze się ba­wi­ło, śmie­jąc się i cały czas wy­ma­chu­jąc swo­imi koń­czy­na­mi. Nie za­sta­na­wia­jąc się długo, rzu­ci­li się na czwór­kę przy­by­szów z innej pla­ne­ty, któ­rzy nadal tylko ob­ser­wo­wa­li to, co się dzie­je. ―> Siękoza.

 

na czar­nym nie­bie roz­bły­snę­ły się fa­jer­wer­ki… ―> …na czar­nym nie­bie roz­bły­sły fa­jer­wer­ki

 

dziel­ni Ga­la­xia­nie od­da­wa­li życie, by ura­to­wać nasz świat…. ―> Zbędna kropka po wielokropku.

 

(tutaj wstaw obec­ny rok na Wa­szej Zie­mii). ―> Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No, mnie też nie porwało.

Pełno logicznych dziur. Na przykład – na pierwszym szczycie są przed zmrokiem (btw, po co żołnierzom okulary słoneczne?). W grudniu. Czyli przed godziną 16. Potem popitalają kilkadziesiąt na godzinę, ale drugi osiągają dopiero o 22. Nie mogli się rozdzielić i od razu sprawdzić wszystkich szczytów? Skoro i tak do mety dociera połowa. Nie mają helikopterów albo chociaż samochodów? Czy ta cudowna rodzina nie mogła zwyczajnie poinformować wsparcie, gdzie ich szukać?

Dużo zużytych klisz – cudowne dziecko, bezbronny bohater (acz i tak wiadomo, że musi wygrać), walka z wredny złem…

Postaci rozmawiają infodumpumi – mówią rzeczy, które już doskonale wiedzą, ale ktoś powinien poinformować czytelnika.

Z wykonaniem słabo – interpunkcja, liczby cyframi i ogólne wrażenie niewyrobionego pióra.

pochodził ze świętej wioski Jeruchalem.

Dziwna nazwa, kojarzy się mało bohatersko i święcie. To celowo?

– Nikogo tutaj nie ma Sir!

Dlaczego dużą literą? Przecinek przed wołaczem.

Babska logika rządzi!

Dziwna nazwa, kojarzy się mało bohatersko i święcie. To celowo?

Uwaga nieprofesjonalna, złośliwa i paskudna: a Tercott Ci się spodobał? :D

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tercott mi się aż tak nie kojarzył. ;-)

Tylko chłopiec zwany Maiden jeszcze dziwnie wygląda.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka