- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Jestem tą, która przynosi zmianę

Jestem tą, która przynosi zmianę

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Biblioteka:

wilk-zimowy

Oceny

Jestem tą, która przynosi zmianę

Jerzy siedział przy drewnianym stole i razem z innymi studentami Królewskiego Uniwersytetu w Breslau z zapałem oddawał się lokalnej akademickiej tradycji. Sobotkowanie zaczęło się wcześnie rano. Pierwsze piwo wypili jeszcze na peronie czekając na przyjazd parowozu. W pociągu dwukrotnie opróżniali butelki ku czci uczelni, po czym powtórzyli toast w połowie drogi na szczyt. Świeże powietrze podczas dalszej wspinaczki niebezpiecznie otrzeźwiło świętujących, szybko zajęli więc miejsca na drewnianych ławach i kontynuowali obrzędy, które nie miały co prawda długiej tradycji ale formą nawiązywały do starożytnych bachanaliów. Jerzy opróżnił flaszkę i sięgał po kolejną gdy usłyszał wołanie:

– Treska, chodź tu szybko!

Chłopak niezbyt chętnie podniósł się z siedzenia. Miał ochotę zignorować wezwanie i otworzyć kolejne piwo, ale krzyczącym był Rudolf, jeden ze starszych studentów i główny organizator wyjazdu, ktoś z kim lepiej nie zadzierać. Nie mając więc specjalnego wyboru podszedł do grupy studentów.

– Treska, ty jesteś Wasserpolack, co? – spytał Rudolf

– No…

– No jesteś Wasserpolack, to po polsku czytasz?

– No tak, w sumie tak.

Rudolf podał mu księgę, która leżała na stole i powiedział:

– Przetłumacz nam co tu jest napisane.

Jerzy zorientował się że była to księgą pamiątkową tutejszego schroniska. Spojrzał na tekst, rzeczywiście był napisany po polsku:

 

Na słowiańskiej góry szczycie

pod jasną nadziei gwiazdą

zapisuję wróżby słowa

wróci –

– wróci w stare gniazdo

stare prawo, stara mowa

i natchnione Słowian życie

 

Pod spodem był podpis ale niezbyt wyraźny, Roman Z i dalej nie mógł odczytać. Chłopak przetłumaczył wpis na niemiecki.

– Coooo? – zapowietrzył się Rudlof – Słowianie na naszej górze? Skąd ruszał korpus Luetzowa? To jakiś żart! Co ty gadasz Treska?!

– Ja tylko przetłumaczyłem…

– Gówno a nie Słowianie! Precz z nimi! Precz z Francuzami! Niech żyje Luetzow!

– Zdrowie marszałka Bluchera! – podchwycił ktoś.

– Niech żyją Prusy! – zawołał ktoś kolejny

Wszyscy chwycili za flaszki i zaczęli wznosić kolejne toasty. Jerzy skorzystał z okazji i wycofał się, towarzysze Rudolfa byli jednak na tyle głośni że usłyszał wykrzykiwane „na pohybel Wasserpolakom!”. Usiadł na poprzednim miejscu, otworzył piwo i próbował wrócić do rozmowy z porzuconymi przed chwilą towarzyszami. Piwo jednak smakowało gorzej, temat rozmowy wydawał się nudny a poza tym, czuł, że narasta w nim gniew. Znów obrywał za swoje pochodzenie. Przez jakiegoś idiotę, który napisał sobie wierszyk.

Chłopak postanowił się przejść, przeprosił biesiadników i zabrał otwartą butelkę piwa. Powoli robiło się ciemno więc studenci porozpalali ogniska. Wszędzie lał się alkohol i słychać było, albo to sprośne przyśpiewki, albo podniosłe pieśni o poświęceniu studentów dla ojczyzny. Jerzy miał dość jednych i drugich, postanowił zejść ze szczytu i pochodzić po lesie by znaleźć chwilę spokoju. Nie był typowym mieszczuchem, który boi się ciemności poza zabudowaniami. Pochodził z Laskowic, otoczonych lasami, niejedną letnią noc spędził z kolegami włócząc się okolicznych borach, nie bal się wiec oddalać od świętujących.

Powietrze było przyjemnie chłodne, liście delikatnie szumiały, a gałęzie trzaskały pod butami chłopaka. Wilgotne powietrze zaczęło unosić się nad ziemią tworząc zaczątek mgły. Jerzy zatrzymał się przy kawałku kamienia, który kiedyś był rzeźbą kobiety z rybą.

Spacer nie pomógł. Ciągle rozpamiętywał sytuację. Zawsze to samo. Pogardliwe uwagi o Wasserpolakach. Przypomniał sobie opowieści o kłopotach jego ojca, który był aresztowany bo z innymi mieszkańcami domagał się sprawowania w ich zborze mszy po polsku. Czemu ciągle ktoś robi im problemy? W końcu chcą tylko w spokoju żyć i mówić po swojemu. Przecież nawet nie są tymi buntowniczymi Polakami z Wielkiego Księstwa Poznańskiego czy z Królestwa Polskiego. Nie wszczynają powstań, nie atakują wojska, po prostu chcą żyć tak jak to robią od wieków. A ci zawzięci Prusacy ciągle sprawiają im problemy. Może rzeczywiście dobrze byłoby by spełniła się przepowiednia z księgi?

Jerzy oderwał się od rozmyślań bo zobaczył że nagle mgła przed nim zgęstniała. Powietrze zafalowało, a z mgły wyszła kobieta w zielonej sukni, przystrojoną pomarańczowymi kwiatami. Nie, nie wyszła, wyleciała! Jej stopy bowiem znajdowały się kilka centymetrów nad ziemią! Chłopak patrzył oniemiały.

Kobieta spytała:

– Co cię trapi wędrowcze?

– Ja, ja… nie jestem… – dukał, aż w końcu odzyskał głos – kim jesteś?

– Jestem tą, która przynosi zmianę. Czego pragniesz?

Sytuacja powinna wydawać mu się absurdalna ale kobieta budziła w nim dziwną ufność. Wypowiedział więc to do czego zmierzały jego myśli:

– Chce by wróciło na tę górę Słowian życie, by nie było tu Prus, by tacy jak ja mogli w spokoju posługiwać się swoją mową i żyć jak chcą – powiedział, a po chwili dodał – ale też by inni mogli posługiwać się swoją mową bez przeszkód, by nie zaznali tego co ja.

– Mogę to wszystko uczynić jeśli chcesz.

– Tak, chce.

Kobieta uniosła dłonie, jej oczy zaświeciły się po czym donośnym głosem powiedziała:

 

Zdobądź w koronie króla olbrzymów złotą strzałę ukrytą

oraz łuk Waleski na jej śnieżnym szczycie schowany

Podaruj je Pannie z Rybą

A zostaniesz wysłuchany

 

– Przepraszam, że co? – spytał się zszokowany Jerzy.

– Wyruszaj szybko, nie jesteś jedynym który wypowiedział dzisiaj życzenia.

Kobieta lewitując wycofała się w mgłę i zniknęła.

Chłopak był w szoku. Zastanawiał się czy to wydarzyło się naprawdę. Siedział pod rzeźbą i próbował przypomnieć sobie słowa. Korona króla olbrzymów. Waleska i jej śnieżny szczyt. O co mogło tu chodzić? Czy wypił za dużo piwa i miał pijacki omamy?

Chyba najwyższa pora wracać na górę – pomyślał.

Już się zbierał gdy zauważył na ziemi pomarańczowy kwiat, jeden z tych które kobieta miał we włosach. Podniósł go i powąchał. Zapach był mu nieznany lecz bardzo przyjemny. Dziwnie się poczuł mając go wyrzucić więc schował go do kieszeni i ruszył ścieżką w kierunku biesiady. Próbował myśleć o czymś innym ale wypowiedziane słowa ciągle chodziły mu po głowie. Gdy dotarł na szczyt wypił jeszcze szybko kilka piw i położył się spać w drewnianej chatce w której zalegli inni studenci zmożeni alkoholem.

 

Gdy obudził się, słońce już wstało. Głowa bolała go od wczorajszego picia. Przypomniał sobie co się wydarzyło. Obraz głęboko tkwił w jego głowie i zdał sobie sprawę że nie tylko widział i słyszał to wczoraj ale także wielokrotnie podczas pijackiego snu. A może to wszystko było tylko pijackim snem?

Wyszedł z domku i zobaczył że grupa studentów siedziała przy ławie i już piła piwo, albo kontynuowała jeszcze wczorajszą biesiadę. Zauważył że jest w tej grupie Rudolf, postanowił więc ją ominąć. Poszedł w kierunku toalet gdzie można było się odświeżyć, było tam wielkie koryto napełnione wodą. Jerzy zaczął przemywać twarz. Naglę poczuł że ktoś łapie go za nogi i unosi w powietrze. Woda zalewała mu oczy więc nie widział kto to robi. Usłyszał jeszcze tylko pijacki rechot: „Unterwasserpolaken!!!” po czym poczuł że został wrzucony do wody. Próbował się podnieść ale coś go przytrzymywało pod wodą. Zaczął się szarpać i machać rękami. Ucisk na ramiona i nogi jeszcze się wzmógł i został przyciśnięty do dna koryta. Szarpał się coraz mocniej bo zaczynało mu brakować powietrza. Przed chwilą wypuścił jego resztkę i teraz czuł że jego płuca płoną. Wszelkie wysiłki nie przynosiły rezultatu, myśl że umrze utopiony w korycie wydawał się już rzeczywistością gdy ktoś nagle szarpnął nim do góry. Jerzy poczuł że nie jest już w wodzie i zaczerpnął haust powietrza. Był tak zajęty oddychaniem że nawet nie poczuł że ktoś rzucił nim o ziemie. Leżąc zauważył że za jego topienie odpowiada Rudolf i jego kompani.

– Wasserpolaken, unterwasserpolaken, co by nie było wasze miejsce jest w wodzie a nie na pruskiej górze!!! – powiedział ktoś z grupy po czym wszyscy odeszli.

Jerzy nie miał siły się podnieść. Położył się na plecach i oddychał. Przyzwyczaił się już do głupich docinków o swoim pochodzeniu ale miał poczucie że tym razem napastnicy posunęli się dużo dalej, jeszcze kilka sekund w wodzie i by zginął. Zastanawiał się co powinien z tym zrobić. To było poważniejsze niż ośmieszanie czy niszczenie ubrania. Chłopak zaczął przetrząsać kieszenie by sprawdzić czy woda nie zniszczyła zegarka kieszonkowego, zamiast tego  trafił na coś miękkiego. Wyciągnął rękę i zobaczył pomarańczowy kwiat, delikatny w dotyku, kwitnący, bez śladu więdnięcia. Pamiętał dobrze skąd go miał.

Czyli to nie była pijacka wizja? Naprawdę mogę coś zmienić? – pomyślał.

Przypomniał sobie słowa: korona króla olbrzymów; Waleska i jej śnieżny szczyt. O co mogło chodzić? Olbrzymy kojarzyły mu się z Górami Olbrzymimi. Korona? To coś na samej górze. Może chodzi o najwyższą górę? W końcu w drugiej części jest mowa o szczycie. To by pasowało, najwyższy szczyt w Górach Olbrzymich, tam coś może być ukryte. Ale druga część? Waleska? Nigdy nie słyszał o takiej władczyni, to musi być jakaś legenda. Tylko kto może coś o tym wiedzieć…? Adam! Tak Adam opowiadał mu kiedyś o Śląskich legendach! On może mu pomóc!

Jerzy poderwał się i zaczął szukać kolegi. Biegał od jednego stołu do drugiego, omijając tylko ten zajęty przez Rudolfa i jego kompanię. W końcu znalazł go śpiącego w chatce. Potrząsnął go próbując wybudzić.

– Boże, co się dzieje? – spytał Adam – czemu jesteś cały mokry?

Jerzy zdał sobie sprawę że rzeczywiście nie zdjął mokrego ubrania tylko biegał w nim poszukując kolegi. Nie chciał jednak opowiadać o porannych wydarzeniach, zaczął więc wypytywać o postać Waleski.

– Waleska… Waleska… czekaj… to chyba jakaś legenda z Kłodzka znaczy się, jakaś legendarna władczynie – wojowniczka.

– A czym walczyła?

– hmmmm z tego co pamiętam była bardzo silna więc pewnie wszystkim, ale znana jest z tego że zabiła smoka z łuku, z bardzo dalekiej odległości.

– Jest!

– Co jest? O co chodzi?

– Nie, nie ważne, ale słuchaj Adam czy kojarzysz jakąś górę, śnieżną górę koło Kłodzka?

– Śnieżna Góra? No jest Śnieżka… ale nie czekaj Śnieżka to w Górach Olbrzymich, koło Kłodzka to chyba Śnieżnik?

– Dzięki Adam!

– Ale Jerzy, o co chodzi?

Chłopak nie odpowiedział. Pobiegł do chaty gdzie miał swoje rzeczy i spakował je do plecaka. Dorzucił trochę jedzenia ze wspólnych zapasów i ruszył w drogę. Postanowił najpierw odwiedzić Góry Olbrzymie. Szczyt znajdował się wiele kilometrów stąd, czekała go daleka droga. Daleka, ale krótka. Niedawno w końcu połączono linie kolejowe i z Breslau do Jeleniej Góry można było dostać się koleją. Linia biegła niedaleko Sobótki więc Jerzy udał się na pobliską stację.

Po kilku godzinach podróży był już w mieście i ruszył dalej w drogę. Nocleg postanowił spędzić w miasteczku Krzywa Góra znajdującego się u podnóża gór i rano wyruszyć w dalszą drogę. Podczas wędrówki widział wyraźnie wystający z pasma szczyt, który był jego celem.

 

O poranku porozmawiał z mieszkańcami, którzy wskazali mu drogę. Na górze miał się znajdować kościół do którego prowadziła szeroka ścieżka uczęszczana przez pielgrzymów oraz ludzi spragnionych górskiej przygody i wspaniałych widoków. Droga pod górę była ciężka ale przyjemna. Świeże powietrze tak różne od tego miejskiego, pełnego dymów i zapachów rynsztoka. Szare skały, zielone polany i błękitne niebo z pojedynczymi białymi chmurami układały się we wspaniałą kompozycję. Po kilku godzinach wędrówki Jerzy zrobił przerwę. Usiadł na łące na której pasterz wypasał owce. Pozdrowił go ręką, ten zaś odmachał mu kosturem. Zjadł kawałek chleba z prowiantu i podłożywszy plecak pod głowę postanowił się na chwile położyć. Patrzył się w chmury które układały się w przeróżne kształty. Powieki mimowolnie zaczynały mu opadać i zanim mózg zdążył zaprotestować że powinien wstać i jak najszybciej dotrzeć na szczyt, chłopak zasnął.

Gdy obudził się, słońce wisiało już znacznie niżej nad horyzontem. Nie wiedział ile spał ale zdecydowania za długo. Ostatnie dni były pełne emocji i wysiłku od którego odwykł przez ostatni rok życia w mieście. Zebrał się szybko i ruszył dalej. Po drodze mijali go ludzie, którzy niepewnie na niego patrzyli, ktoś zasugerował nawet że już późno i powinien raczej iść w przeciwną stronę. Chłopak dziękował za radę ale szedł dalej. Gdy staną przed podejściem na szczyt słońce przybierało już pomarańczową barwę coraz szybciej przechodzącą w czerwień. Jerzy zaczynał mieć złe przeczucia. W nocy samemu w górach, pełnych dzikich zwierzą i wielu innych niebezpieczeństw. Wiedział jednak że nie może się wycofać, za daleko już zaszedł, ruszył więc dziarsko w górę.

Podejście było strome ale tutaj również była wytyczona ścieżka więc szło się dość wygodnie, tylko raz się przewrócił gdy jeden z kamieni obsunął się pod stopą. Gdy dotarł na szczyt był już mocno zasapany. Ostatnie promienie słońca dolatywały na górę, nie robiło się jednak ciemno gdyż wszedł księżyc i na niebie zaczęły pojawiać się gwiazdy. Zauważył zarys okrągłego budynku który musiał być kościołem oraz dwóch drewnianych budynków. Budynki wydawały się być opuszczone i nigdzie nie widział śladu żywego człowieka.

Jerzy stwierdził że musi znaleźć miejsce na nocleg, poszukiwania strzały mógł rozpocząć jutro. Obszedł najpierw budynki, okiennice były szczelnie zamknięte, podobnie jak solidne drzwi, tutaj raczej bez zniszczeń nie dostanie się do środka. Postanowił pójść do kościoła, w jego wsi nie był nigdy zamykany na noc i jako miejsce święte zawsze oferował schronienie podróżnym podczas złej pogody. Podchodząc do świątyni zauważył jakiś ruch przy wejściu. Postanowił podejść cicho i bliżej się przyjrzeć. Jakaś postać majstrowała przy drzwiach, domyślał się że drzwi są zamknięte i ktoś próbuje dostać się do środka. Gdy był już blisko odezwał się:

– Hej, też szukasz noclegu? – powiedział

Nie doczekał się odpowiedzi, a przynajmniej nie takiej jak się spodziewał. Postać odwróciła się nagle, chwyciła kij opierający się o ścianę i rzuciła się w jego kierunku.

Chłopak uchylił się przed pierwszym ciosem ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć drugi trafił go w kolano. Upadł na ziemię i w ostatniej chwili odchylił się od ciosu który miał go trafić w głowę. Mimowolnie z fazy rozmowy przeszedł w tryb wiejskiej bójki. Leżąc, kopnął przeciwnika w kolano i ten również zwali się na ziemie. Rzucił się na niego ale ten uderzył go łokciem w nerki. Jerzy znów leżał plecami na ziemi a przeciwnik bardzo nieumiejętnymi ciosami próbował trafić go pięścią w twarz. Chłopak pchnął go kolanem i zaczęli się toczyć po ziemi co chwilę będąc to na górze to na dole. Widząc że to nie ma sensu odepchnął mocno napastnika i ten poturlał się dalej. Czując ból w wielu miejscach zebrał się w sobie i oparł się na kolanie próbując wstać. Zobaczył że przeciwnik będący kilka kroków od niego również się podnosi. Gdy już mu się to niemal udało kamienie pod jego stopami osunęły się, chłopak dostrzegł jeszcze rozpaczliwe ruch rękami po czym napastnik naglę znikł. Jerzy zorientował się że turlając się dotarli do skraju szczytu. Podbiegł do tego miejsca i spojrzał w dół. Widział staczające się w dół ciało, obijające się co chwile o wystające kamienie.

Zabiłem go – pomyślał w pierwszej chwili – nie, sam spadł, to on mnie zaatakował – próbował racjonalizować to co się przed chwilą wydarzyło.

Zastanawiał się co zrobić. Po chwili zauważył że w dół biegnie ścieżka, blisko miejsca upadku. Mógł więc bezpiecznie zejść na dół i sprawdzić co się stało z agresorem. Po chwili wahania ruszył w dół.

Bez problemu dotarł do ciała bo leżało ledwie dwa kroki od ścieżki. Sprawdził puls – człowiek żył ale ciągle był nieświadomy. Próbował walczyć z własnym sumieniem ale w końcu przegrał. Podniósł ciało i zaczął iść pod górę, było niespodziewanie lekkie ale droga pod górę była znacznie trudniejsza. Na szczycie położył ciało koło kaplicy. Zauważył że koło wejścia wiszą zgaszone pochodnie. Rozpalił je z pomocą krzesiwa, które nosił w torbie. Przy świetle próbował sprawdzić obrażenia co nie było proste pod grubym ubraniem, nie wymacał jednak żadnego otwartego złamania. Delikatnie uniósł głowę napastnika i zsunął kaptur oraz czapkę. Zatkało go gdy spod niej wypadły długie błąd włosy związane niebieską tasiemką.

Teraz wszystko wydawało się jasne, ciało było takie lekkie bo to kobieta. Dlatego też tak łatwo dawała się przerzucać i odpychać. Ciosy, mimo że były dobrze wymierzone, o ile nie były zadawane kijem nie były silne.

Cholera, pobiłem kobietę. Pewnie myślała że jestem górskim rabusiem i… zaczął układać myśli gdy nagle dojrzał w jej włosach pomarańczowy kolor. Sięgnął do kieszeni po czym wyjął kwiat znaleziony na Ślęży. Były identyczne.

Tymczasem dziewczyna ocknęła się i gdy zobaczyła go nad sobą próbowała się ruszyć. Jerzy przytrzymał ją jednak za ramiona a na jej twarzy pojawił się grymas bólu.

– Uspokój się, nic ci nie zrobię, chce tylko sprawdzić czy nic ci nie jest. Studiuje medycynę, znam się na tym.

Jego wypowiedz nie przyniosła jednak spodziewanego efektu. Oczy dziewczyny wyrażały wściekłość.

– Puść mnie, sama to zrobię, też się na tym znam.

Chłopak stwierdził że przytrzymywanie siłą dziewczyny nie jest dobrym pomysłem więc puścił ją ale cały czas uważnie jej się przyglądał czy znów go nie zaatakuje. Napastniczka ciężko wzdychając oparła się o ścianę kaplicy i zaczęła dotykać różne fragmenty ciała sprawdzając czy nie jest ranna. Co pewien czas widać było na jej twarzy grymas bólu ale nic nie wskazywało na to żeby była poważnie ranna.

– Widziałem kwiat w twoich włosach, mam taki sam – powiedział wyciągając roślinę z kieszeni.

– Mogłam się domyślić! Też przyszedłeś po strzałę.

– To dlatego mnie zaatakowałaś?

– Atakuje każdego kto zachodzi mnie nocą od tyłu. Ale gdybym wiedziała zaatakowałabym dwa razy mocniej.

Jerzy zamilkł na chwilę.

– Domyślam się że też wypowiedziałaś życzenie i przyszła do ciebie ta kobieta z pomarańczowymi kwiatami. Co jest tak ważne że jesteś gotowa za to zabić?

– Nie zabić tylko obić. Wiem jak trafić żeby bolało ale nie zrobiło krzywdy. I nic ci nie powiem. A już na pewno nie pierwsza.

Jerzy zrozumiał aluzję. I nie wiedział czy chce opowiedzieć swoją historię tej obcej dziewczynie, która przywitała go przemocą.

– No dobra, w skrócie mówiąc, poprosiłem o to by nikt nie był osądzany za swoje pochodzenie. Jestem Wasserpolakiem i miałem z tego powodu problemy wśród innych studentów. Chciałbym żeby nikt więcej nie miał takich problemów – powiedział nie do końca zdradzając całą prawdę.

Dziewczyna chwilę milczała ale w końcu się odezwała.

– Jestem córką lekarza, mieszkam tutaj niedaleko pod górami. Ojciec sporo mnie nauczył, o lekarstwach i ciele człowiek.

– Stąd wiesz gdzie uderzyć żeby bolało?

– Nie przerywaj skoro już zaczęłam! – nakrzyczała na niego – Nauczyłam się wszystkiego od ojca i mu pomagałam. Niestety zmarł dwa lata temu, ale ludzie z wioski ciągle do nas przychodzili to im pomagałam. Postanowiłam, że powinnam się lepiej wykształcić więc postanowiłam pójść na Uniwersytet na studia… no co się śmiejesz? – znów na niego nawrzeszczała.

– Nie śmieje się, wydaje ci się…

– No więc chciałam studiować, a oni mnie wyśmiali, ci wszyscy profesorowie, nawet nie dopuścili do egzaminów. Tłumaczyłam im że bardzo dużo umiem i na pewno sobie poradzę. Gdy zaczęłam z nimi dyskutować…

– Wyobrażam sobie jak to mogło wyglądać…

– Jeszcze raz mi przerwiesz to już więcej nic nie powiem! No i w dyskusji nawrzeszczeli na mnie, że co my kobiety sobie wyobrażamy. Że teraz chcemy studiować a potem jeszcze będziemy chciały nimi rządzić, i że mam wracać do domu rodzić dzieci, a nie zajmować się sprawami dla mężczyzn.

– I?

– Wróciłam do domu, powiedzmy, w nienajlepszym nastroju i podczas jednego ze spacerów ukazała mi się bogini, więc zażyczyłam sobie by kobiety mogły studiować, a potem dodałam jeszcze by kobieta rządziła w Berlinie. Resztę pewnie się domyślasz.

– Ciekawe życzenia.

– Co, pewnie jesteś kolejnym lekarzem który nie wyobraża sobie kobiety w tej roli? A nie przepraszam, nie jesteś jeszcze lekarzem.

– Nie, po prostu nie spotkałem jeszcze żadnej dziewczyny która chce być lekarzem – odparł nie odpowiadając jednak na kolejną złośliwość dziewczyny.

– No i pewnie już nie spotkasz, teraz masz nade mną przewagę, nie wiem czy będę w stanie się ruszyć.

– Nie jestem jeszcze lekarzem ale przede wszystkim powinienem ci pomóc, naprawą świata zajmę się zaraz po tym.

Dziewczyna popatrzyła na niego trochę przyjaźniejszym spojrzeniem.

– Mam stłuczoną rękę, powinieneś mi założyć bandaż. Ale przede wszystkim powinniśmy się gdzieś schronić na noc. Możesz spróbować otworzyć drzwi do kościoła?

– Już się za to zabieram – powiedział – w ogóle to mam na imie Jerzy

– Estera – powiedziała dziewczyna i delikatnie się uśmiechnęła.

Jerzy wstał i zaczął przyglądać się drzwiom. Były solidne drewniane, z metalową klamką i zamkiem. Pchnął je mocno ale nie ustąpiły. Zaczął przyglądać się zamkowi. Była w nim dziura na klasyczny klucz. Chłopak zaczął się zastanawiać czy pamięta którąś z opowieści kolegów jak otwierać takie drzwi czy raczej od razu zacząć je wyważać. Od rozwiązania tego problemu odciągnął go dziwny dźwięk.

– Słyszysz coś? – spytał Estere

– Tak, jakby jakieś stukanie – odpowiedziała dziewczyna.

Spojrzał w stronę z której dochodził dźwięk. Na początku nic nie widział ale z czasem dojrzał ruch. W ciemności nie mógł rozróżnić kształtów dopóki z zza chmur nie wyszedł księżyc.

W pierwszej chwili podejrzewał że miał zwidy. Księżyc oświetlał bowiem potężnego jelenia, znacznie większego niż kiedykolwiek widział, z rozłożystym i powykręcanym porożem które nie miało prawa istnieć. Nie to było najbardziej niezwykłe. Zwierzę bowiem stało na tylnych łapach w wyprostowanej sylwetce charakterystycznej dla człowiek a w przedniej łapie trzymało potężny kij, zupełnie jakby było pielgrzymem. Zwierzę zrobiło kilka powolnych kroków po czym odwróciło się w ich kierunku. Chłopak zamarł bo początkowo czarne oczy zwierzęcia zmieniły kolor na czerwony i sprawiały wrażenie jakby zaczęły świecić własnym światłem. Nie był pewien ale miał też wrażenie że potwór wyszczerzył zęby i zawarczał.

Nagle zwierzę wyrzuciło kij i opadło na cztery łapy. Jedna z przednich kończyn zaczęła ryć ziemię po czym istota opuścił głowę kierując poroże do przodu i zaczęła biec w ich kierunku. Poroże wyglądało jak zbierania ostrych naostrzonych pali spomiędzy których widać było tylko blask czerwonych oczu.

Jerzy miał sekundę na reakcję. Instynkt mówił mu że powinien uciekać ale nie mógł zostawić dziewczyny. Wyrwał jedną z pochodni znad drzwiami, stanął przed Esterą, chroniąc ją przed szarża zwierzęcia. Robił jedyne co mu przychodziło do głowy czyli machał pochodnią, wiedział, że ogień najlepiej odstrasza dzikie zwierzęta.

Ogromny jeleń nie zatrzymał się jednak. Podniósł tylko odrobinę głowę, Jerzy poczuł delikatny powiew powietrza i pochodnia zgasła. Zwierzę dalej biegło w ich kierunku. Chłopak mimowolnie cofnął się dwa kroki i oparł się o ścianę kościoła. Pod nim leżała Estera a od zwierzęcia dzieliło ich raptem kilka metrów i dymiący kij. Usłyszał krzyk dziewczyny. Jerzy poczuł że nic nie może zrobić i przymknął oczy w oczekiwaniu na nieuniknione.

Zamiast odczuć impet uderzenia usłyszał odgłos szurania. Otworzył oczy. Zwierzę wyhamowało dwa metry przed nimi a spod jego kończyn wylatywały obłoczki dymu. Oczy istoty zaś nie świeciły się już na czerwono lecz na pomarańczowo. Jerzy kątem oka dostrzegł też poświatę poniżej jego. Odwrócił głowę i zobaczył że kwiat we włosach Elstery mieni się pomarańczowym blaskiem. Chłopak sięgną do kieszeni i wyjął swój kwiat, ten również świecił.

– Jesteście od bogini – przemówił ogromny jeleń.

– Ty.. ty mówisz? – spytała się dziewczyna

– Nie, najadłaś się za dużo ziół i masz omamy – istota powiedziała z nieukrywanym sarkazmem – Oczywiście że mówię, nie słyszeliście nigdy o Duchu Gór?

– yyyyy – zaczął Jerzy – to znaczy Liczyrzepie?

– Widzisz gdzieś tutaj rosnącą rzepę? Czy ja wyglądam na wieśniaka w słomkowym kapeluszu i widłami w ręce?

– Prawdę mówiąc miałeś chyba jakiś kij w ręce… – powiedziała Estera

– Służy mi do obijania tyłków niegrzecznym dziewczynkom które sprowadzają tutaj swoich kochanków….

– On nie jest moim kochankiem! – wykrzyczała Estera – licz się ze słowami ty, ty…

– Duchu Gór – powiedział Duch Gór.

– Panie – przerwał im Jerzy – poszukuje strzały króla olbrzymów, podobno jest tutaj ukryta, może wiesz gdzie mogę ją znaleźć?

– Ja też jej poszukuje! – próbowała się poderwać dziewczyna ale zaraz opadła z grymasem bólu na twarzy.

– Doskonale wiem gdzie się znajduje bo sam ją tam zakopałem.

– Rozumiem, należy do ciebie – powiedział – czy mogę coś ofiarować w zamian?

– Nie.

– To może masz chociaż zagadkę którą jak rozwiążę to otrzymam strzałę?

– Nie, żadnych ofiar, żadnych zagadek.

– Co więc muszę zrobić?

– Nic, dam ci ją za darmo.

– Co? – powiedzieli jednocześnie – dlaczego?

– No po prostu jej nie potrzebuje więc wam ją dam. Poczekajcie chwilę.

Duch gór podszedł z boku kościoła i zaczął rozgrzebywać kamienie i ziemie. Jerzy dalej nie wiedząc co o tym myśleć postanowił porozmawiać z Esterą.

– Duch Gór powiedział że odda tę strzałę nam, tzn. że będzie wspólna

– Nie jestem głucha, słyszałam.

– Skoro strzałę zdobędziemy razem to może i po łuk wyruszymy razem? Może jak nam się uda to bogini spełni oba życzenia?

Dziewczyna patrzyła na niego przegryzając wargę.

– No dobrze.

Tymczasem wrócił Duch Gór i wręczył im strzałę. Zauważyli że kwiaty, których blask w międzyczasie przygasł, znów zaczęły mocniej świecić.

– Trzymajcie – powiedział podając strzałę, miała ponad metr długości i była zakończona kamiennym grotem – a jaki jest wasz kolejny cel?

– Kotlina Kłodzka, prawdopodobnie góra Śnieżnik. Mamy tam zdobyć łuk księżniczki Waleski.

– Hmmm kawałek drogi, a jak tam chcecie się dostać?

– Jeszcze nie wiemy. Zresztą musimy jeszcze sprawdzić czy Estera jest całkowicie zdrowa i potem ruszymy. Chcielibyśmy najpierw przenocować w tym kościółku.

Król Gór podszedł do dziewczyny, jego oczy zyskały nowy blask i patrzyła na nią jakby badał ją wzrokiem.

– Jest zdrowa nic jej nie jest. Mogę was podwieźć kawałek jeśli chcecie, ale musimy ruszać zaraz.

– Podwieźć? Ale jak?

– No siądziecie na mnie jak na koniu a ja będę biegł i skakał po górach.

– Tak! Świetny pomysł – powiedziała Estera.

Jerzy nie wiedział co o tym sądzić ale skoro dziewczyna się zgodziła to nie chciał dawać jej powodu do kłótni. Pomógł jej wstać, a potem podsadził ją by mogła wejść na grzbiet jelenia. Potem z trudem sam wspiął się na zwierzę gdyż było znacznie wyższe niż jakikolwiek koń na którym miał okazję jechać.

– Trzymajcie się – powiedział Duch Gór i ruszył z kopyta zanim zdążyli zareagować na jego słowa. Jerzy złapał dziewczynę w pasie ta zaś trzymała się głowy wielkie zwierzęcia.

Na początku jeleń powoli zszedł z góry, z czasem na bardziej płaskim terenie delikatnie przyspieszył. Jeźdźcy mieli okazję pooglądać wspaniałe krajobrazy. Chodź była noc to księżyc dawał dość światła by móc zachwycić się widokami.

Z czasem Duch Gór znów przyspieszył a co więcej zaczął skakać po między wystającymi skałami. Podczas jednego z takich skoków ręce chłopaka oderwały się od tali dziewczyny i zacisnęły się zdecydowanie wyżej. Niedoszła studentka medycyny odwróciła głowę i spiorunowała go wzrokiem. Jerzy zrobił przepraszającą minę i opuścił ręce z powrotem na jej talie. Tymczasem jeleń znów wyskoczył w górę i wylądował z impetem na kolejnej skale. Ręce chłopaka przy udziale sił na które nie miał wpływu ponownie przesunęły się na piersi dziewczyny, ta znów obróciła głowę ale tylko wywróciła oczami widząc znów jego minę. Jerzy wahał się jeszcze chwilę ale znów przesunął ręce na talię.

Po pewny czasie zeszli z gór i jechali po pagórkowatym terenie. Zeszło już z nich napięcie związane z nocą pełną emocji odzywało się zaś zmęczenie. Jerzy zastanawial się jaką przyjąć pozycję by móc choć chwilę się zdrzemnąć gdy poczuł że głowa Estery opada na jego ramię. Po przymkniętych oczach i zwolnionym oddechu domyślił się że dziewczyna usnęła. Oznaczało to że on nie mógł sobie na to pozwolić bo prawdopodobnie razem by spadli. Poczuł jej miękkie włosy na policzku i delikatny zapach ziół i kwiatów. Przytulił się mocniej do niej wmawiając sobie że robi to by było jej cieplej podczas snu. Jechali tak przez kilka godzin.

W pewnym momencie Duch Gór zatrzymał się i powiedział:

– Zbliża się świt, dalej musicie iść sami ale to już niedaleko.

Jerzy zsiadł i pomógł zejść jeszcze nie do końca rozbudzonej dziewczynie.

– Bardzo dziękujemy – powiedział chłopak – ale tak właściwe czemu nam pomagasz? Wszystkie legendy mówią że duchy są złośliwe w stosunku do ludzi.

– To prawda i mają ku temu dobre powody – powiedział jeleń – ludzie szwendają się wszędzie, zajmują kolejne tereny i niewiele zostaje dla nas, dlatego jesteśmy złośliwi. Zresztą jak sam widziałeś was też planowałem postraszyć…

– Yhm, tylko postraszyć – Jerzy przypomniał sobie szarże.

– W każdym razie robimy to i mamy dobre uzasadnienie. A wam pomagam na złość tej jędzy bogini, co ciągle przysyła mi jakiś ludzi z zadaniami bo zna mój stosunek. Bogini chce by zadanie było trudne i tak sobie myślę że jeżeli będę wam pomagał to zadanie będzie bardzo proste i bogini przestanie przysyłać kolejnych.

Chłopak i dziewczyna spojrzeli po sobie i pokiwali głowami.

– Czy możemy coś dla ciebie zrobić?

– Hmm jak będziecie o mnie opowiadać to nie używajcie pseudonimu Liczyrzepa. Jest on niepoważny i ludzie przestają się mnie bać.

– Dobrze oczywiście zrobimy to – powiedziała dziewczyna – powiedz nam jeszcze tylko gdzie mamy iść?

– Ten szczyt naprzeciwko pokryty śniegiem to pewnie ta góra

– Dziękujemy, a wiesz może gdzie może być ukryty łuk?

– Nic o nim nie słyszałem. Ale z tego co widziałem te wasze kwiaty do czegoś służą, może one wam pomogą?

– Jasne, jeszcze raz dziękujemy.

Duch Gór odwrócił się wbiegł do najbliższego lasu. Oni tymczasem szli w kierunku góry a niebo robiło się coraz jaśniejsze a wraz ze słońcem przyszło ciepłe powietrze. Jerzy był bardzo zmęczony i poprosił by się zatrzymali choć na chwilę. Dziewczyna kręciła nosem mówiąc że nie jest zmęczona. Jerzy doskonale znał powód ale nie komentował. Położył się na ziemi i z miejsca zasnął.

 

Gdy otworzył oczy słońce ciągle wznosiło się w górę co oznaczało że tym razem nie przespał całego dnia. Rozejrzał się ale nigdzie nie był Estery ani jej rzeczy. Zniknęła też strzała położona pod plecakiem.

Wstał i zaczął rozglądać się za dziewczyną ale rozwiązanie sytuacji wydawało się być banalne – po prostu uciekła ze strzałą. Pobiegł w kierunku ośnieżonej góry. Po drodze nie spotkał nikogo, droga jednak wydawała się uczęszczana o czym świadczyła jej szerokość na której zmieściłby się nie tylko koń ale i cały wóz oraz liczne ślady, choć ciężko było mu ocenić czy któreś z nich mogły należeć do dziewczyny. Z czasem droga weszła głębiej w las i kierowała się mocniej pod górę ale chłopak nie czuł zmęczenia. Sił i wigoru dodawała mu wściekłość na dziewczynę. I na siebie, że pod wpływem zbyt głęboko wpojonej mu przez rodziców empatii nie zostawił dziewczyny na Śnieżce czy też pod Śnieżką gdy sturlała się po ataku na niego. Swoje dokładał też wstyd powodowany myślami gdy spała na jego ramieniu.

Z czasem zaczął pojawiać się śnieg, las się przerzedził a zamiast wysokich drzew składał się z mniejszych drzewek a z czasem przeszedł w krzaki, które jak pamiętał nazywały się kosodrzewiną. Krajobraz dodatkowo urozmaicały wystające tu i ówdzie skały. Chłopak domyślał się że jest już wysoko.

– Pomocy! Pomocy! – usłyszał nagle.

Nie myśląc długo zerwał się do biegu. Droga z czasem zrobiła się węższa i biegnąc ocierał się o wystające krzaki. Dwa razy niemal upadł ślizgając się na śniegu. Dobiegł w końcu do krańca drogi, która przechodziła w wystające głazy. Zaczął się rozglądać za osobą wołającą o pomoc choć miał podejrzenia że wie kto to jest. Nie rozczarował się widząc siedząca na samotnej skale Esterę.

– Oh Jerzy jak dobrze że jesteś!

Chłopak zatrzymał się i patrzyła na nią.

– Proszę podejdź tutaj, i podaj mi jakąś linę albo gałąź bo inaczej nie zejdę. Szłam po ścieżce pokrytej śniegiem i ona się zapadła.

Chłopak założył ręce i zastanawiał się co zrobić.

– Jerzy, chyba nie myślisz że cię zostawiłam? Nasza umowa dalej obowiązuje, tylko poszłam przodem żeby sprawdzić drogę! A że zabrałam strzałę? Przecież ktoś mógłby ci ją ukraść jak spałeś!

Chłopak przysiadł na wystającym kamieniu.

– Jerzy, chyba mi wierzysz?

Chłopak nie odpowiedział

– Cholera! Dobra, wierz mi lub nie, twoja sprawa, ale jak chcesz odzyskać strzałę to i tak musisz mi pomóc!

Jerzy siedział jeszcze chwilę ale musiał jej przyznać rację. Cofnął się więc do lasu w poszukiwaniu gałęzi i wrócił z długim drągiem który mógł pomóc dziewczynie przejść. Przy pomocy kawałka drzewa udało jej się zejść z miejsca odosobnienia, na które swoją drogą zdaniem chłopaka zdecydowanie zasłużyła.

Dziewczyna podziękowała mu ale on po prostu zabrał jej strzałę i ruszył w kierunku góry. Słyszał że idzie za nim ale się nie odwracał.

Droga na szczyt była ciężka, skały pokryte śniegiem i lodem, do tego osuwające się kamienie. Nie było widać żadnego znaku, który miał zwiastować koniec wędrówki. Dodatkowo zaczął się zimny wiatr którego siła rosła wraz z zwiększającą się wysokością.

Zdobycie szczytu nie wiązało się z żadną ulgą. Tutaj wiatr wiał jeszcze silniej. Jerzy zapiał dokładnie ubranie ale i tak czuł przejmujące zimno przenikające do szpiku kości. Szeroki szczyt nie miał żadnego punktu które mogłoby wyglądać na potencjalną skrytkę wyjął więc zmarzniętymi rękami kwiat i zaczął chodzić naokoło patrząc na jego reakcję. Rzeczywiście roślina jakby delikatni świeciła gdy był po drugiej, czeskiej stronie szczytu. Chłopak kontynuował więc ten trop i nawet zaczął schodzić w dół widząc rosnące światło. W końcu zatrzymał się przy małym strumyku wypływającym z wnętrz góry, tutaj światło było najbardziej intensywne. Odłożył kwiat i zaczął rozgrzebywać kamienie w miejscu w którym wypływała woda. Najpierw mniejsze, potem większe przy których musiał się bardziej natrudzić. W końcu odsłonił wylot do małej jaskini który był jednak za wąski by przecisnął się przez niego człowiek. Włożył więc rękę do środka i próbował coś wymacać. W końcu trafił na coś innego niż mokry kamień choć równie śliskie. Zaczął ciągnąć znalezisko i po kilkuminutowym wysiłku udało mu się je wyciągnąć. Było to podłużny kawałek materiału, prawdopodobnie skóry ale bardzo śliski w dotyku choć o nierównomiernej fakturze, jakby pokrytej łuskami. Przypomniał sobie legendę o zabiciu smoka przez Waleskę. Rozwinął materiał i w środku było to czego szukał – łuk o białym kolorze.

– Masz, to? Znalazłeś? – usłyszał głos za sobą.

Chciał sięgnąć po broń ale zza jego pleców wyskoczyła ręka która go uprzedziła.

– Tak to to – usłyszał głos dziewczyny.

Odwrócił się i zobaczył ją trzymającą w triumfalnym geście łuk.

Chciał coś powiedzieć ale nagle zerwał się silny wiatr. Chmury zaczęły poruszać się znacznie szybciej. Strumień zimnego powietrza przewrócił go na ziemię. Esterę wicher porwał do tyłu przeturlała się kilka razy po czym zaczęła się zsuwać po ośnieżonym stoku. Machała nogami i jedną z rąk bo w drugiej wciąż ściskała broń. Chłopak poderwał się i rzucił za nią. Również zaczął się ślizgać ale co chwile próbował hamować tak by nie nabrać większej prędkości. W końcu rzucił się do przodu i udało mu się złapać dziewczynę za rękę. Próbował zatrzymać się nogami ale wiatr wciąż spychał ich w dół.

– Nie dam rady sam, spróbuj hamować też drugą ręką.

– Nie mogę, trzymam łuk!

– Cholera to go wyrzuć!

– Nie!

Jerzy zauważył że zbliżają się do grani. Czuł też że ręka dziewczyny wyślizguje się z jego chwytu.

– Cholera wyrzuć go bo zaraz spadniemy! Nie utrzymam cię dłużej!

– Nie! Jerzy przepraszam! Naprawdę nie chciałam cię zostawić. To było silniejsze. Weź go!

– Nie bo wtedy puszcze ciebie i spadniesz!

– Jerzy zasłużyłeś na niego! Złap łuk i puść mnie! Spełnij swoje marzenia, ja na to nie zasłużyłam…

Miała rację, czul że trzyma ją ostatkiem sił.

I wtedy postanowił zrobić coś głupiego, co nie mogło się udać, gdyby wiatr dalej wiał. Ale wiatr nagle ucichł. Wybił się łokci i tułowia, obrócili się i zsuwali na śniegu obok siebie. Chłopak poprawił chwyt i wyciągnął nogi. Prawie minął wystające skały. Prawie. Zahaczył kolanami, podciągnął się i przyciągnął dziewczynę. Zatrzymali się na półce skalnej tuż nad przepaścią.

Oddychali ciężko. Dziewczyna oddała mu łuk a potem rzuciła mu się na szyje.

 

Wspięli się znów na górę i zaczęli schodzić na śląską stronę, w kierunku miasteczka pod górami. Po drodze zrobiło się cieplej i poczuli że ubrania kleją się do ich ciał w bardzo nieprzyjemny sposób. Znaleźli niewielkie jeziorko, zrzucili okrycia i zaczęli się kąpać. Jerzy umył plecy dziewczyny po czym objął ją w talii. Estera odwrócił głowę, przewróciła oczami, uśmiechnęła się i pocałowała go. A potem zdarzyło się to co choć dla postronnej osoby nie musiało być niezwykłe, i w żaden sposób nie równało się z szaleńczą pogonią na grzbiecie Ducha Gór po sudeckich szczytach, dla nich było tym co zapamiętali z tej wyprawy najbardziej.

W miasteczku zabrali się wozem, który wiózł owcze skóry na targ w Klodzku, a stamtąd dyliżansem dotarli pod Ślęże. Niemal biegiem dotarli pod pomnik kobiety z ryba. Położyli pod nią łuk i strzałę. Nic się nie wydarzyło. Usiedli pod rzeźbą i po chwili pojawiła się mgła, a z niej wyłoniła się bogini.

– Jest was dwójka.

– Tak, bo we dwoje spełniliśmy zadanie, musisz więc spełnić oba życzenia.

– Hmmm tego nie było w przepowiedni

– Ej, jesteś boginią, chyba może modyfikować zasady?

– Poczekajcie chwilę.

Oczy bogini napłynęły blaskiem po czym przymknęła je. Lewitowała w powietrzu lecz nagle zaczął targać nią wstrząs. Po chwili otworzyła oczy widać było że jest poruszona. Pierwszy raz widzieli na jej twarzy jakiekolwiek uczucia.

– Dobrze, mogę spełnić życzenia was obojga ale zajmie to trochę czasu.

Jerzy chciał coś powiedzieć ale dziewczyna wykrzyczała

– Zgadzamy się!

Chciałem coś jeszcze spytać ale cóż mógł zrobić? – pomyślał

– Tak, zgadzamy się,

– Dobrze niech się tak stanie – powiedziała bogini i zaczęła odlatywać w kierunku mgły.

– Poczekaj – wykrzyknął Jerzy – ale kiedy to się spełni?

– Dużo musi się wydarzyć, więc wasze życzenia spełnią się za 150 lat.

– Cooooo? – wykrzyczeli

– Jak to 150 lat?! Co takiego musi się wydarzyć?!

– Naprawdę lepiej żebyście nie wiedzieli – wyszeptała i zniknęła we mgle.

Usiedli zrezygnowani pod rzeźbą.

-150 lat? To jakiś żart! Co to za bogini co spełnia życzenia po 150 latach! – mamrotała dziewczyna pod nosem.

– Do dupy z taka boginią! – stwierdził Jerzy – naprawdę nie ma lepszych?

– A może są?

– Ale jak je znaleźć?

– Duch Gór! On może jakieś znać!

– Racja! Trzeba go spytać!

Zerwali się i ruszyli w dół. Jerzy prowadził ich w kierunku stacji, tą samą drogą którą ruszył na poprzednią wyprawę.

Jak dobrze że jest kolej, dyliżanse, Duch Gór i wieśniacy jadący na targ – pomyślał – Nie wyobrażam sobie że ktoś mógłby odbyć taką wyprawę na własnych nogach.

Koniec

Komentarze

Niestety, nie jestem przekonana. Tekst jest, tak naprawdę, dość konwencjonalną i przewidywalną przygodą fantasy, nie wiadomo po co osadzoną w całkowicie zeschematyzowanym XIX wieku. Ta przygoda jest mało ciekawa fabularnie: od pojawienia się bogini i obwieszczenia questu przez spotkanie z dziewczyną, przygody związane z poszukiwaniem magicznego artefaktu i mało satysfakcjonujący finał można przewidzieć od początku. Do tego dochodzi fakt, że XIX wiek to jest chyba tylko po to, żeby bohater mógł tęsknić za polskością tych ziem, a bohaterka – za możliwością studiowania. Zarówno oni oboje, jak i prześladowcy Polaka są zupełnie współczesnymi (i bardzo schematycznymi) postaciami, umieszczonymi w realiach nie mających wiele wspólnego z epoką, w której ma się to dziać. Do tego niedobre wykonanie (błędy interpunkcyjne i ortograficzne) nie pomagają. Anonimie, masz bardzo ciekawy materiał w postaci legendy o Walesce, ten pomysł fantasy też by się dało ograć, ale niestety w obecnej postaci tekst mnie nie przekonał.

Jestem pies na XIX wiek, więc oczywiście przygnałam tu na skrzydłach. Niestety – XIX wieku tu nie ma. Deklaracja o dyliżansach i pociągach to trochę mało.

Studentów masz całkowicie wyjętych z współczesnego (nam) wyjazdu i to takiego z najgorszych stereotypów: chleją piwo i klną. Otóż za to wszystko w drugiej połowie XIX w. (bo zakładam, że taka jest chronologia tego tekstu: raczej po powstaniach wielkopolskich, no i pociągi są już wynalazkiem powszechnym; skądinąd sieć na Dolnym Śląsku była długo bardzo marna) wylecieliby z uczelni na zbity pysk. Również za picie i burdy w pociągu.

Relacja z dziewczyną (i ogólnie jej postać) – też całkowicie współczesna.

Na dodatek wszystko to, co chcesz tu mieć z XIX wieku, jest kompletnie niepotrzebne, bo naprawdę, ten koncept z uzyskaniem Dolnego Śląska przez Polskę i Angelą Merkel nie jest aż tak dobry, żeby trzeba było dla niego na siłę wpychać pojedyncze dziewiętnastowieczne rekwizyty do całkowicie współczesnej opowiastki.

 

Technicznie jest tragicznie. Brakujących przecinków, błędów typograficznych, powtórzeń itd. w ogóle nie wyłapywałam, bo trzeba by przepisać cały tekst. Szczerze mówiąc, jest on napisany tak, jakbyś nie miał/a do czytelników cienia szacunku.

 

czekając na przyjazd parowozu

Bez wagonów? Czemu nie po prostu pociągu?

 

Luetzow

Owszem, można tak zapisywać umlauty, ale jednak przyjęty jest zapis Lützow. Żeby było zabawniej, Blücherowi nie dajesz żadnego zapisu jego umlauta…

 

otworzył piwo

Nie jestem znawcą kultury piwnej, niemniej nie wydaje mi się, żeby w XIX wieku w lokalu, w którym oni siedzą, sprzedawano butelkowane piwo.

 

Spacer nie pomógł. Ciągle rozpamiętywał sytuację.

Spacer rozpamiętywał?

 

Przypomniał sobie opowieści o kłopotach jego ojca, który był aresztowany bo z innymi mieszkańcami domagał się sprawowania w ich zborze mszy po polsku.

Jeśli w zborze (protestanckim), to raczej nabożeństwa. Co do tych aresztowań – chyba przesadzasz, aż tak źle nie było. Synod wrocławski z początku nie chciał się zgodzić na polskie nabożeństwa, ale w latach osiemdziesiątych się zgodził.

 

A ci zawzięci Prusacy ciągle sprawiają im problemy.

Wielka przesada. Owszem, były napięcia, ale działało mnóstwo polskich organizacji naukowych, kulturalnych, przemysłowych. Jedne dłużej, inne krócej, bo wpływały na to też czynniki zewnętrzne. A germanizacja była po części związana z ideą państw narodowych, gdzie unifikacja była w pewnym sensie wymuszona przez sam pomysł na tego typu państwowość.

 

– Chce by wróciło na tę górę Słowian życie, by nie było tu Prus, by tacy jak ja mogli w spokoju posługiwać się swoją mową i żyć jak chcą – powiedział, a po chwili dodał – ale też by inni mogli posługiwać się swoją mową bez przeszkód, by nie zaznali tego co ja.

Ojojoj. Bohater wynajduje polityczną poprawność. To też tak wtedy nie działało.

 

Kobieta lewitując wycofała się w mgłę i zniknęła.

Bardzo tu to lewitowanie nie pasuje

 

Gdy dotarł na szczyt wypił jeszcze szybko kilka piw

Wcześniej też za kołnierz nie wylewał. Na moje oko on ma cholerne szczęście, że karku na tej górze nie skręcił, bo przecież powinien w najlepszym razie chodzić wężykiem, a w najgorszym – leżeć w rowie.

 

grupa studentów siedziała przy ławie i już piła piwo

Masz jakąś obsesję :D Bo ja skończyłam m.in. uważaną za jeden z najbardziej pijackich kierunków archeologię i nawet na praktykach terenowych aż tak nie było :D

 

Pobiegł do chaty gdzie miał swoje rzeczy i spakował je do plecaka.

Plecak to bardzo nowoczesna nazwa. Twoi bohaterowie będą mieli raczej tornistry lub worki. Nawiasem mówiąc, nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale posyłasz bohatera na długą górską wędrówkę, a on jest ubrany zapewne jak student. Nie ma górskiego ubrania, bo to wtedy nie była norma.

 

z Breslau do Jeleniej Góry

Zakładam, że zrobiłeś/aś risercz w kwestii tych połączeń ;) Tylko albo Breslau i wtedy Hirschberg (i Glatz – Kłodzko), albo Wrocław, Jelenia Góra i Kłodzko.

 

Po drodze mijali go ludzie, którzy niepewnie na niego patrzyli, ktoś zasugerował nawet że już późno i powinien raczej iść w przeciwną stronę.

No nie, to nie jest Giewont w XXI wieku

 

Podejście było strome ale tutaj również była wytyczona ścieżka

Wątpię. Owszem, Sudety były turystycznie atrakcyjne od dość dawna, ale jednak wytyczanie szlaków i budowanie ścieżek to dopiero XX wiek.

 

Zauważył zarys okrągłego budynku[+,] który musiał być kościołem[+,] oraz dwóch drewnianych budynków. Budynki wydawały się być opuszczone i nigdzie nie widział śladu żywego człowieka.

Jerzy stwierdził że musi znaleźć miejsce na nocleg, poszukiwania strzały mógł rozpocząć jutro. Obszedł najpierw budynki, okiennice były szczelnie zamknięte, podobnie jak solidne drzwi, tutaj raczej bez zniszczeń nie dostanie się do środka. Postanowił pójść do kościoła,

To tylko jeden, ale za to dość radykalny przykład ogólnych problemów ze stylem. Większość zdań jest tu nieporadnie zbudowana.

 

Mimowolnie z fazy rozmowy przeszedł w tryb wiejskiej bójki.

No, to już tak współczesne, że aż boli

 

Rozpalił je z pomocą krzesiwa, które nosił w torbie.

Nosił je wyłącznie dlatego, że autorowi jest to w tym miejscu potrzebne. Nic nie napisałeś o przygotowaniach do trudnych warunków.

 

długie błąd włosy

wut?

 

ciało było takie lekkie bo to kobieta

Ale wiesz, niski i szczupły mężczyzna też będzie lekki. Oraz może mieć włosy związane tasiemką. Prawdę mówiąc, w czasach, o których (teoretycznie) piszesz, jest to fryzura prędzej męska niż kobieca.

 

Dlatego też tak łatwo dawała się przerzucać i odpychać.

Eeeeeee?????

 

Napastniczka ciężko wzdychają

Ona już dawno przestała być “napastniczką”, więc brzmi to dość groteskowo.

 

Jestem Wasserpolakiem

Bardzo wątpliwe, czy sam tak o sobie powie

 

Jestem córką lekarza, mieszkam tutaj niedaleko pod górami.

I tak sobie po prostu łazi po górach? Sama? Z rozpuszczonymi, ledwie związanymi włosami? I w męskim stroju? No, honey, it doesn’t work like this. To jest cholerna druga połowa XIX wieku i córka porządnego lekarza nie będzie się włóczyć sama po górach w męskich ciuchach. Pomijając już fakt, że lekarz raczej mieszka w miasteczku – akurat tu masz w cholerę i trochę kurortów, więc to można było ograć.

 

Niestety zmarł dwa lata temu, ale ludzie z wioski ciągle do nas przychodzili to im pomagałam.

No way. Może po zioła. Ale nie jeśli panna ganiała w spodniach. W wiosce taką to by na gnoju wywieźli.

 

Postanowiłam, że powinnam się lepiej wykształcić więc postanowiłam pójść na Uniwersytet na studia

Ze strony UWr: “Kwestią przyjmowania na studia kobiet Fakultet Medyczny Uniwersytetu we Wrocławiu zajął się już w 1892 r. W głosowaniu ośmiu członków wydziału opowiedziało się za przyjmowaniem pań, trzech było temu przeciwnych, ostatecznej zgody na immatrykulację jednak nie wydano. Panie – jedynie jako słuchaczki – mogły uczęszczać na zajęcia za zgodą każdego z prowadzących. Z tego przywileju po raz pierwszy w semestrze zimowym 1895/1896 skorzystało 11 kobiet.” Tak, niby jej dajesz porażkę, ale bardzo ta jej opowieść jest anachroniczna. Mogłeś coś w tym rodzaju napisać, ale warto najpierw trochę się o epoce dowiedzieć. I jeszcze jedno: ona nie będzie z nim tak rozmawiać. To jest rozmowa dwójki młodych ludzi w XXI wieku (pomijając ten sztafaż o nierówności)

 

a potem dodałam jeszcze by kobieta rządziła w Berlinie

Witamy cię, Angelo!

 

Wyrwał jedną z pochodni znad drzwiami, stanął przed Esterą, chroniąc ją przed szarża zwierzęcia.

A więc na dodatek zapewne Żydówka? (Pewnie, niekoniecznie, ale to akurat jedno z najbardziej popularnych imion żydowskich, bardzo rzadko przed XX w. spotykanych poza tym środowiskiem, w XX w. zresztą też). Tu masz dwie możliwości: ojciec bardzo postępowy, córka emancypantka, ale takie rzeczy się wprowadza wcześniej, albo tradycjonaliści i ona tym bardziej nie będzie ganiać po lesie w portkach

 

Chłopak mimowolnie cofnął się dwa kroki i oparł się o ścianę kościoła. Pod nim leżała Estera

To sprawia wrażenie, jakby jeleń przyłapał ich in flagranti…

 

Dziewczyna kręciła nosem mówiąc że nie jest zmęczona. Jerzy doskonale znał powód ale nie komentował.

??

 

I na siebie, że pod wpływem zbyt głęboko wpojonej mu przez rodziców empatii

Anachroniczne

 

Ej, jesteś boginią, chyba może modyfikować zasady?

Następne anachronicznie brzmiące zdanie

 

Chciał sięgnąć po broń ale zza jego pleców wyskoczyła ręka która go uprzedziła.

No, tu się przynajmniej całkiem szczerze roześmiałam…

 

Przeczytałam i nie mogę nie zgodzić się z moimi poprzedniczkami, że jednak ten dziewiętnasty wiek jest tutaj nie tylko zbędny, ale po prostu nie napisany. Drakaina bardzo dobrze wychwyciła elementy, które po prostu nie pasowały do epoki, choć z pewnością było ich więcej. 

To powiedziawszy sama historia mi się podobała, uważam, że pomysł był niezły i akcja też wartko płynęła. 

Czytałam bez większego bólu, chociaż fakt faktem, nie uchroniłaś/eś się przed błędami, których było więcej im dalej brnęło się w tekst. Bez liku literówek i małych oraz większych błędów. Pojedyncze mogą zdarzyć się nawet najlepszym, ale taka ich ilość świadczy po prostu o tym, że tekst został wrzucony “na świeżo” – bez weryfikacji, a to raczej niedobrze. 

 

Przeczytałem :) Ale, że nawet Angela…

Przeczytałam.

Jak wyżej, w ogóle nie czułam, że jestem w XIX wieku. Pomysł całkiem fajny, ale opko nieco przegadane. Nie kupiłeś mnie, Anonimie.

Bardzo dziękuję za surowe oceny, mam nadzieję że wyciągnę wnioski na przyszłość ;)

 

Oczywiście na wsakazane błędy nie ma żadnego usprawiedliwienia natomiast może uda mi się wyjaśnić kilka rzeczy.

 

“Sobotkowanie” to była tradycja studencka tamtych czasów, czytałem kiedyś o tym a całkiem niedawno byłem na wykładzie o Hauptmannie i tam też prowadząca wspominała że noblista opisywał w swoim dzienniku te uroczystości jako mocno pijackie wydarzenia.

 

Akcja dzieje się w pod koniec lat 60. XIX wieku, wtedy istnialo już połączenie kolejowe Wrocław – Jelenia Góra i kobiety nie miały możliwości studiowania.

 

Co do sytuacji ludności “polskiej” (tematyka ich świadomości narodowej to osobna kwestia), to była ona dużo gorsza na Dolnym Śląsku niż np. w Wielkopolsce, germanizacja była dużo silniejsza i bardziej bezwzględna, wspomniany ojciec bohatera to prawdziwa postać.

 

Co do zachowań bohaterów to rzeczywiście mogą razić współczesnością, ale chciałbym zauważyć, że ludzie zawsze się różnie zachowywali, obyczaje i moraloność wiktoriańska to pewien wzór, a praktyka była różna, romansów i seksu przedmałżeńskiego nie wymyślono w 2. połowie XXwieku. Jeżeli chodzi o słownictwo to rzeczywiście zwroty też są wspólczesne, część z nich na pewno lepiej byłoby zmienić, niemniej jest to opowiadanie fantasy o lekkiej formie, a nie powieść historyczna więc myślę że można pozwolić sobie na większą swobodę. 

 

Nie porwało mnie :(

“Sobotkowanie” to była tradycja studencka tamtych czasów, czytałem kiedyś o tym a całkiem niedawno byłem na wykładzie o Hauptmannie i tam też prowadząca wspominała że noblista opisywał w swoim dzienniku te uroczystości jako mocno pijackie wydarzenia.

Dzięki za info, bo usiłowałam to znaleźć, ale niestety z polską nazwą prawdopodobnie się nie da. (Skądinąd byłabym wdzięczna za nazwę niemiecką albo inne podpowiedzi, żeby móc poszukać dalej). Podejrzewałam, że jakieś zahaczenie w realiach to ma, ale niestety nie zmienia to faktu, że sposób imprezowania jest całkowicie współczesny. Picie w Prusach wtedy, i picie w Polsce teraz to jednak zupełnie różne obyczaje. Hauptmann zresztą opisuje jako swoje studenckie czasy lata ‘80, jak mniemam, sądząc po dacie urodzenia, więc to też już nieco inna kultura. Pytanie zresztą, czy to stara tradycja burszowska? Lata ‘80 i ogólnie belle epoque to już istotnie wchodząca kultura upojeń alkoholowych i moda na nie, choć też nieco inaczej to wyglądało, niż w XXI wieku…

 

obyczaje i moraloność wiktoriańska to pewien wzór,

Ależ ja ani przez moment nie sugerowałam, że coś takiego powinno tu być, zachowajcie wszyscy bogowie! Walczę z wszystkich sił z rozszerzaniem wąskiego zjawiska na cały XIX wiek :) Jakkolwiek bowiem Wiktoria rządziła od 1837, to ta tzw. obyczajowość wiktoriańska to dopiero ostatnie dekady wieku. Połowa wieku to zupełnie inna obyczajowość, nawet w surowych Prusach i nawet w Anglii. Oczywiście różnice są nie tylko w czasie, ale i pomiędzy poszczególnymi państwami.

I tu nie chodzi o to, że są swobodne obyczaje, a już na pewno nie o seks pozamałżeński czy romanse. Pod koniec lat ‘60 XIX w. zachowanie, ubranie itd. Estery nawet w bardzo, ale to bardzo liberalnym Paryżu byłoby co najmniej ekscentryczne, a na prowincji pruskiej po prostu nie do pomyślenia. Romanse mogą być zawsze, ale chodzi o drobne elementy zachowania. Tak samo z tym piciem – to są czasy, kiedy ludziom na jakimś poziomie społecznym po prostu pewne rzeczy nie uchodziły i to było oczywiste.

 

Z kwestią germanizacji bym się spierała o tyle, że Dolny Śląsk był w praktyce germanizowany od XIV/XV w., a w granicach Prus znalazł się w połowie XVIII wieku, więc w połowie XIX w. to nie bardzo germanizacja, a co najwyżej brak tolerancji dla istniejących mniejszości narodowych. Niemniej z tego, co wiem, akurat na DŚ naprawdę działało bardzo dużo organizacji polskich, przejściowe kłopoty miewały i nie wątpię, że pojedyncze przypadki mogły nawet bywać tragiczne, niemniej opowiadanie pod tym względem wpada w klimat jakiejś co najmniej “Placówki” ;)

 

myślę że można pozwolić sobie na większą swobodę

Tak, ale jednak w granicach rozsądku wobec realiów, bez przekraczania punktu krytycznego, za którym robi się groteskowo ;) Gdyby to się działo na przełomie XIX/XX wieku, wiele więcej by tu uszło. Estera nawet mogłaby spokojnie walczyć o te studia. Mogłaby mieć zbliżony do męskiego strój rowerowy. I tak dalej.

XIX wiek to nie monolit, to dość szybko następujące po sobie zmiany, wbrew temu, co się czasem wmawia nam w szkole. Ogromna dynamika, kilka epok w jednym stuleciu…

Bardzo dziękuję :) Zwłaszcza ten opis w linku jest bardzo przydatny – niemniej on właśnie jasno pokazuje, że nie miało to nic wspólnego z dzisiejszym typem studenckiego pijaństwa… “Cały czas były pod obserwacją władz policyjnych, które bez ceregieli karały uczestników za jakiekolwiek niezgodne z prawem incydenty” – to też istotne. Tak skądinąd jest tam mowa o winie – też bym przypuszczała, że raczej to pito niż piwo, wbrew pozorom :)

W każdym razie niewykluczone, że ta wiedza przyda mi się nawet kiedyś do projektu naukowego, choćby bardzo marginalnie i pod warunkiem, że są jakieś bardziej konkretne źródła, które okażą się dla mnie istotne :)

Jeżeli mogę pozwolić sobie na lekki offtop, jak Drakaino oceniasz trzymanie się realiów przez Sapkowskiego w trylogii husyckiej? Nie ukrywam że miałem wrażenie że zachowania bohaterów nie są zgodne ze średniowiecznym wzorcem, wiem że co wolno Mistrzowi to nie każdemu, ale jednak jakiś wzór daje ;) 

Anonimie, przyznam z potwornym wstydem, że nie przebrnęłam przez trylogię husycką w całości :( W dodatku akurat na średniowieczu znam się absolutnie najsłabiej z wszystkich epok, niemniej o ile pamiętam (próbowałam czytać dość dawno, jak to się ukazało), też mnie pewne rzeczy drażniły… Może zajrzę ponownie, po latach, i zobaczę :) Bo i do sagi o Wiedźminie podchodzę teraz nieco inaczej niż za pierwszą lekturą i drażnią mnie nie realia, oczywiście, bo tu jest pełna fantasylandowa dowolność, ale np. postacie.

Staruch tu był!

Anonimie, brnęłam – bo nie mogę tego nazwać czytaniem – przez Twoje opowiadanie, a choć dotarłam mniej więcej do połowy, nie znalazłam w nim nic, co zainteresowałoby mnie choć trochę, zaś bardzo złe, wręcz niechlujne wykonanie ostatecznie zniechęciło do poznania dalszej części tekstu. Dlatego zdecydowałam nie męczyć się dłużej i zakończyłam lekturę na dogadywaniu się bohaterów z Duchem Gór.

 

Wszy­scy chwy­ci­li za flasz­ki… ―> Wszy­scy chwy­ci­li flasz­ki

 

spy­tał się zszo­ko­wa­ny Jerzy. ―> …spy­tał zszo­ko­wa­ny Jerzy.

 

Pod­niósł go i po­wą­chał. Za­pach był mu nie­zna­ny lecz bar­dzo przy­jem­ny. Dziw­nie się po­czuł mając go wy­rzu­cić więc scho­wał go do kie­sze­ni… ―> Nadmiar zaimków.

 

Ucisk na ra­mio­na i nogi jesz­cze się wzmógł i zo­stał przy­ci­śnię­ty do dna ko­ry­ta. ―> Czy dobrze rozumiem, że ucisk został przyciśnięty do dna koryta?

 

Przed chwi­lą wy­pu­ścił jego reszt­kę i teraz czuł że jego płuca płoną. ―> Nie brzmi to najlepiej.

 

gdy ktoś nagle szarp­nął nim do góry. Jerzy po­czuł że nie jest już w wo­dzie i za­czerp­nął haust po­wie­trza. Był tak za­ję­ty od­dy­cha­niem że nawet nie po­czuł że ktoś rzu­cił nimzie­mie. Leżąc za­uwa­żył że za jego to­pie­nie od­po­wia­da Ru­dolf i jego kom­pa­ni. ―> Nadmiar zaimków. Literówka. Powtórzenie.

 

nie miał siły się pod­nieść. Po­ło­żył się na ple­cach i od­dy­chał. Przy­zwy­cza­ił się już do głu­pich do­cin­ków o swoim po­cho­dze­niu ale miał po­czu­cie że tym razem na­past­ni­cy po­su­nę­li się dużo dalej, jesz­cze kilka se­kund w wo­dzie i by zgi­nął. Za­sta­na­wiał się co… ―> Siękoza.

 

Chło­pak za­czął prze­trzą­sać kie­sze­nie by spraw­dzić czy woda nie znisz­czy­ła ze­gar­ka kie­szon­ko­we­go… ―> Brzmi to nie najlepiej.

Zastanawiam się, skąd młodzieniec pochodzący ze wsi miał zegarek?

 

po­ma­rań­czo­wy kwiat, de­li­kat­ny w do­ty­ku, kwit­ną­cy… ―> Jak wyżej.

 

Na­praw­dę mogę coś zmie­nić? – po­my­ślał. ―> Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać myśli: http://www.jezykowedylematy.pl/2014/08/jak-zapisac-mysli-bohaterow/

 

Tak Adam opo­wia­dał mu kie­dyś o Ślą­skich le­gen­dach! ―> Tak, Adam opo­wia­dał mu kie­dyś o ślą­skich le­gen­dach!

 

jego kom­pa­nię. W końcu zna­lazł go śpią­ce­go w chat­ce. Po­trzą­snął go pró­bu­jąc wy­bu­dzić. ―> Czy wszystkie zaimki są konieczne?

 

jakaś le­gen­dar­na wład­czy­nie – wo­jow­nicz­ka. ―> …jakaś le­gen­dar­na wład­czy­ni-wo­jow­nicz­ka.

W tego typu połączeniach używamy dywizu, nie półpauzy; bez spacji.

 

– Nie, nie ważne, ale słu­chaj… ―> – Nie, nieważne, ale słu­chaj

 

Noc­leg po­sta­no­wił spę­dzić w mia­stecz­ku… ―> Noclegu się nie spędza.

Proponuje: Nocleg postanowił znaleźć w miasteczku…

Za SJP PWN: nocleg 1. «wypoczynek nocny poza domem» 2. «miejsce tego wypoczynku»

 

Droga pod górę była cięż­ka ale przy­jem­na. ―> Droga pod górę była trudna ale przy­jem­na.

 

po­sta­no­wił się na chwi­le po­ło­żyć. ―> Literówka.

 

Pa­trzył się w chmu­ry które ukła­da­ły się w prze­róż­ne kształ­ty. ―> Pa­trzył w chmu­ry, które ukła­da­ły się w prze­róż­ne kształ­ty.

 

Gdy staną przed po­dej­ściem… ―> Gdy stanął przed po­dej­ściem

 

Ostat­nie pro­mie­nie słoń­ca do­la­ty­wa­ły na górę… ―> Od kiedy promienie słońca latają?

 

gdyż wszedł księ­życ… ―> Chyba miało być: …gdyż wzeszedł księ­życ

 

w ostat­niej chwi­li od­chy­lił się od ciosu… ―> …w ostat­niej chwi­li uchylił się od ciosu

 

ten rów­nież zwali się na zie­mie. ―> Literówki.

 

za­czę­li się to­czyć po ziemi co chwi­lę będąc to na górze to na dole. Wi­dząc że to nie ma sensu ode­pchnął mocno na­past­ni­ka i ten po­tur­lał się dalej. Czu­jąc ból w wielu miej­scach ze­brał się w sobie i oparł się na ko­la­nie pró­bu­jąc wstać. Zo­ba­czył że prze­ciw­nik bę­dą­cy kilka kro­ków od niego rów­nież się pod­no­si. Gdy już mu się to nie­mal udało ka­mie­nie pod jego sto­pa­mi osu­nę­ły się, chło­pak do­strzegł jesz­cze roz­pacz­li­we ruch rę­ka­mi po czym na­past­nik naglę znikł. Jerzy zo­rien­to­wał się że tur­la­jąc się do­tar­li do skra­ju szczy­tu. Pod­biegł do tego miej­sca i spoj­rzał w dół. Wi­dział sta­cza­ją­ce się w dół ciało, obi­ja­ją­ce się… ―> Jeszcze jeden przykład siękozy.

 

ciało, obi­ja­ją­ce się co chwi­le o wy­sta­ją­ce ka­mie­nie. ―> Literówka.

 

wy­pa­dły dłu­gie błąd włosy zwią­za­ne nie­bie­ską ta­siem­ką. ―> O matko! Toż te włosy to błąd jak byk!

wy­pa­dły dłu­gie blond włosy zwią­za­ne nie­bie­ską ta­siem­ką.

 

Ata­ku­je każ­de­go kto za­cho­dzi mnie nocą od tyłu. ―> Literówka.

 

Po­sta­no­wi­łam, że po­win­nam się le­piej wy­kształ­cić więc po­sta­no­wi­łam pójść… ―> Brzmi to fatalnie.

 

– Nie śmie­je się, wy­da­je ci się… ―> Literówka.

 

Dziew­czy­na po­pa­trzy­ła na niego tro­chę przy­jaź­niej­szym spoj­rze­niem. ―> Spojrzeniem się nie patrzy, patrzy się oczami.

 

po­wi­nie­neś mi za­ło­żyć ban­daż. Ale przede wszyst­kim po­win­ni­śmy się… ―> Powtórzenie.

 

– Już się za to za­bie­ram… ―> – Już się do tego za­bie­ram

 

w ogóle to mam na imie Jerzy ―> Literówka. Brak kropki na końcu zdania.

 

– Sły­szysz coś? – spy­tał Es­te­re ―> Literówka. Brak kropki.

 

do­pó­ki zza chmur nie wy­szedł księ­życ. ―> …do­pó­ki zza chmur nie wy­szedł księ­życ.

 

za­czę­ły świe­cić wła­snym świa­tłem. ―> Nie brzmi to najlepiej.

 

Wy­rwał jedną z po­chod­ni znad drzwia­mi… ―> Wy­rwał jedną z po­chod­ni znad drzwi

 

Jerzy kątem oka do­strzegł też po­świa­tę po­ni­żej jego. ―> Poniżej czego jego?

 

kwiat we wło­sach El­ste­ry mieni się… ―> Literówka.

A jeśli Elstery, to raczej: …kwiat w wodach El­ste­ry mieni się… ;)

 

– Ty.. ty mó­wisz? ―> Wielokropkowi brakuje jednej kropki. Wielokropek ma zawsze trzy kropki.

 

– yyyyy – za­czął Jerzy… ―> Dlaczego zaczynasz wypowiedź małą literą?

 

Czy ja wy­glą­dam na wie­śnia­ka w słom­ko­wym ka­pe­lu­szu i wi­dła­mi w ręce? ―> …z wi­dła­mi w ręce?

 

spro­wa­dza­ją tutaj swo­ich ko­chan­ków…. ―> Po wielokropku nie stawia się kropki.

 

– Panie – prze­rwał im Jerzy – po­szu­ku­je strza­ły króla ol­brzy­mów… ―> Literówka.

 

Ja też jej po­szu­ku­je! ―> Literówka.

 

za­czął roz­grze­by­wać ka­mie­nie i zie­mie. ―> Literówka.

 

– Duch Gór po­wie­dział że odda tę strza­łę nam, tzn. że bę­dzie wspól­na ―> – Duch Gór po­wie­dział, że odda tę strza­łę nam, to znaczy, że bę­dzie wspól­na.

Nie używamy skrótów.

 

Dziew­czy­na pa­trzy­ła na niego prze­gry­za­jąc wargę. ―> Literówka.

Tego tekstu nie mogę nawet nazwać amatorskim, bo to by sugerowało zamiłowanie do pisania – a tego nie stwierdziłam. Hordy literówek, liczne błędy gramatyczne, rozwlekłe i usypiające zdania, żadnej dbałości o styl, o realia, o to, żeby się czytało dobrze – nie rozumiem, po co się tak męczysz, skoro tego nie lubisz? Dla fabuły? Ależ ta historia nie ma wcale sensu, jest o niczym, rzucona na kupę "na odwal się", a cyniczna pointa tylko mnie upewnia w przekonaniu, że jedynym Twoim celem jest pokazanie światu środkowego palca.

Jesteś też rekordzistą, jeśli chodzi o błędy interpunkcyjne: naliczyłam ich 425.

 

Jeśli chcesz dostać pełen wykaz swoich błędów, proszę o adres na priv.

Opowiadanie pod względem fabularnym całkiem lekko i sprawnie płynące. Pod względem formy trochę gorzej – niby nie ma rażących błędów, ale braki przecinków są tak częste, że nawet dla kogoś, kto jakoś mocno interpunkcji nie wyłapuje, rzuca się w oczy. Przy czym z tą fabułą to też trzeba jasno powiedzieć – jest to lekkie, ale niekoniecznie głębokie. Co nie znaczy, ze musi być – wyszło coś, co z powodzeniem można odebrać jako odpowiednik lekkiego kina dla młodzieży i w tej kategorii się sprawdza.

 

Podoba mi się tytuł. Podobnie zresztą jak sposób kombinowania z nierealnymi z punktu widzenia bohaterów marzeniami, które po długim czasie się spełniają (no, prawie, bo z tą nietolerancją za inne języki, to niestety nadal różnie bywa). I to w sumie tez pasuje do takiego „kina familijnego lub młodzieżowego” – że marzenia bohaterów są nie bardzo prywatne, a takie „dla ogółu”.

 

Osobiście wolałbym widzieć tu trochę więcej klimatu, ale to subiektywne odczucie. Obiektywnie jest w porządku.

 

Co do XIX wieku… Początek trochę zbija z tropu. Aż się zacząłem zastanawiać czy wtedy w knajpach dawano piwo w butelkach, czy jednak nadal dominowało nalewało do kufli. W pewnym sensie XIX wiek pasuje, właśnie w kontekście tych długorealizowalnych marzeń, a jednocześnie nadal nie będący gdzieś „w pomrokach dziejów”. Gorzej z tymi elementami „uszczegółowioymi”. Tu zapewne Drakaina ma sporo procent racji.

 

Tu mogę polecić pewien wątek z forum, „Wzajemna pomoc merytoryczna”: https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 – nie wiem czy autor/autorka jest stałym bywalcem, ale jeśli nie, to wątek ten może być przydatny w opisach różnych epok.

 

A, no i szkoda, ze nie udało się zmieścić w limicie znaków – akurat w tym tekście dość bezboleśnie dałoby się kilka fragmentów skrócić.

 

"myśl że umrze utopiony w korycie wydawał się już rzeczywistością"

– wydawała się

 

"Gdy staną przed podejściem na szczyt"

– stanął

 

"wszedł księżyc"

– wzszedł

 

"napastnik naglę znikł"

– nagle

 

W scenie walki koło kapliczki chyba został pominięty fakt, że student miał plecak, a to dość mocno wpłynęłoby na część opisywanych momentów starcia.

 

"przeciwnik bardzo nieumiejętnymi ciosami próbował trafić go pięścią w twarz"

"Ciosy, mimo że były dobrze wymierzone"

– no to jak w końcu?

 

"Atakuje każdego"

– w tym konkretnym zdaniu "Atakuję każdego"

 

"Ojciec sporo mnie nauczył, o lekarstwach i ciele człowiek."

– człowieka

 

"stanął przed Esterą (…) mimowolnie cofnął się dwa kroki i oparł się o ścianę kościoła. Pod nim leżała Estera"

W sensie, że cofając się stanął nad nią okrakiem?

 

"– Ty.. ty mówisz?"

– powinny być trzy kropki.

Fabuła:

Niestety, choć pomysł na fabułę jest, to wykonanie, o czym poniżej, praktycznie dyskwalifikuje ten tekst.

Historia to dość konwencjonalna opowieść fantasy. Chwytasz za popularne motywy i stereotypy, jest główny bohater poniżany za narodowość/pochodzenie, są źli Prusacy, jest bogini i zadanie do wykonania. Jakie zadanie, nietrudno przewidzieć zważywszy na temat konkursu. Dalej jest równie konwencjonalnie, dziewczyna walcząca o prawa kobiet, rodząca się miłość, która nad wyraz prędko znajduje spełnienie. Niewiele tu nowości i świeżości, do tego niestety wszystko wyłożone zbyt łopatologicznie.

Nie trzeba wszystkiego tłumaczyć czytelnikowi, co więcej, lepszy efekt daje pozostawienie pewnych rzeczy niedopowiedzianych.

Z tego co mogę pochwalić to staranie odtworzenia realiów XIX-wiecznych, raczej niezbyt udana, bo jednak za bardzo razi współczesnością, ale doceniam ambitną próbę. Pochwalę za Ducha Gór, który w kontrze do bogini wypadł zabawnie. Pochwalę też za poczucie humoru w jednym czy dwóch miejscach. To jednak wszystko za mało, bo wykonanie… patrz niżej:

 

Styl i język:

Interpunkcja!!! To ważne. Miejscami masz całkiem przyzwoity styl, ale co z tego, że psujesz go brakami w interpunkcji. Rozumiem, że reguły dotyczące przecinków nie dla każdego są proste i sam często je nie do końca ogarniam, ale już brak kropki na końcu zdania jest zwykłym niedbalstwem. Czytaj, brakiem szacunku dla czytelnika. Dopieszczamy teksty przed publikacją. Odkładamy na kilka dni, a potem autokorekta. I tak kilka razy, a wtedy nawet bez pomocy osób trzecich tekst będzie lepszy. To nie wypracowanie z polskiego, pisane na kolanie, o którym można zapomnieć. To tekst literacki, który ma sprawiać czytającemu przyjemność. A by tak się stało, musi być zbliżony do perfekcji.

 

Z uwag ogólnych, postaraj się ograniczyć używanie czasownika „być” oraz „który”. Próbuj tak tworzyć zdania, by tych słów nie nadużywać. Wtedy zdania będą piękniejsze i unikniesz powtórzeń.

 

Więcej uwag językowych poniżej:

 

Świeże powietrze podczas dalszej wspinaczki niebezpiecznie otrzeźwiło świętujących, szybko zajęli więc miejsca na drewnianych ławach i kontynuowali obrzędy, które nie miały co prawda długiej tradycji [+,] ale formą nawiązywały do starożytnych bachanaliów.

 

Jerzy opróżnił flaszkę i sięgał po kolejną [+,] gdy usłyszał wołanie:

 

(interpunkcja, stawiamy przecinki przed „ale”, „gdy”, jak również wszędzie tam, gdzie mamy dwa orzeczenia, które należy oddzielić.)

 

Nie mając więc specjalnego wyboru [+,] podszedł do grupy studentów.

(podobnie oddzielamy czasownik od imiesłowu czasownikowego)

 

– Treska, ty jesteś Wasserpolack, co? – spytał Rudolf

(Na końcu zdania kropka. Dalej interpunkcji już nie sprawdzam.)

 

Jerzy zorientował się że była to księ pamiątko tutejszego schroniska.

 

Jerzy poczuł że nie jest już w wodzie i zaczerpnął haust powietrza. Był tak zajęty oddychaniem że nawet nie poczuł że ktoś rzucił nim o ziemie. Leżąc zauważył że za jego topienie odpowiada Rudolf i jego kompani.

(Powtórzenia, braki w przecinkach…)

 

Szare skały, zielone polany i błękitne niebo z pojedynczymi białymi chmurami układały się we wspaniałą kompozycję.

(a chwilę dalej jest)

Patrzył się w chmury które układały się w przeróżne kształty.

(Powtórzenie tej samej informacji)

 

Postanowił pójść do kościoła, w jego wsi nie był nigdy zamykany na noc i jako miejsce święte zawsze oferował schronienie podróżnym podczas złej pogody. Podchodząc do świątyni zauważył jakiś ruch przy wejściu. Postanowił podejść cicho i bliżej się przyjrzeć.

(Lepiej pokazywać co robi, niż informować o tym co postanowił zrobić)

 

Bez problemu dotarł do ciała bo leżało ledwie dwa kroki od ścieżki.

(Nie trzeba objaśniać oczywistości. Warto za to unikać fragmentów, które nic nie wnoszą. Tutaj w zupełności wystarczyłoby napisać, że „Ciało leżało dwa kroki od ścieżki.”)

 

Sprawdził puls – człowiek żył ale ciągle był nieświadomy. Próbował walczyć z własnym sumieniem ale w końcu przegrał.

(Uważaj na podmioty domyślne. Z tego zdania wynika, że to nieświadomy człowiek próbował walczyć z własnym sumieniem).

 

Król Gór podszedł do dziewczyny, jego oczy zyskały nowy blask i patrzyła na nią jakby badał ją wzrokiem. (A nie Duch Gór?)

 

Rzeczywiście roślina jakby delikatni świeciła gdy był po drugiej, czeskiej stronie szczytu.

(Ale pamiętasz, że jesteś w XIX wieku i nie ma na mapie Czech a są Austro-Węgry? Jeżeli zaś chcesz pozostać przy krainach a nie państwach, to raczej będzie to strona morawska.)

 

Jerzy zauważył że zbliżają się do grani.

(Grań na Śnieżniku? Tam nie ma grani, to nie Tatry.)

 

Tematyka:

Opowiadanie zgodne z tematem. Jest fantastyka, są góry i to wszystkie trzy. Jest heroiczne wyzwanie.

 

Potencjał motywacyjny i efekt wzruszenia:

Niewielki. Wykonanie zabija jedno i drugie. Próbowałeś, autorze, wzruszać przy scenie, gdy Jerzy ratuje Esterę, ale była zbyt przewidywalna i oczywista, by w nią uwierzyć.

 

 

Moja punktacja konkursowa: Poza pierwszą dziesiątką

Z tego co mogę pochwalić to staranie odtworzenia realiów XIX-wiecznych

Chrościsko, litości! Walnęłam powyżej długi na ten temat, tu naprawdę realiów dziewiętnastowiecznych jest co kot napłakał – i w ogóle, i w szczególe :( Jeśli chcesz porówania z Twojej dziedziny, to wyobraź sobie, że ktoś pisze o krasowych jaskiniach np. w wysokich (granitowych) Tatrach, a komentator go chwali za znajomość geologii…

Zapoznałem się z Twoimi uwagami, drakaino, jeszcze zanim napisałem ten komentarz. Nie chwalę za odtworzenie realiów, ale za ambitną próbę ich odtworzenia. Z tekstu wynika, że autor jest młody i początkujący, i pochwała do tego poziomu się odnosi. Tym bardziej że w tym samym zdaniu jest sprecyzowane, że próba jednak okazała się nieudana. Wycięłaś pół zdania z kontekstu i rzucasz gromami. Tak się nie robi.

– mnóstwo błędów interpunkcyjnych (zagubione kropki, brak przecinków nawet w miejscach tak oczywistych jak przed słowem „że”), językowych („spytał się”, „Wasserpolack”, „istota opuścił głowę”) – tekst trudno się czyta przez ich natężenie

 

– historia jest zupełnie współczesna, tak samo narracja, kreacja bohaterów i dialogi między nimi – do tego stopnia, że gdy pojawiały się rekwizyty z przeszłości, wielokrotnie mnie zaskakiwały

 

– opowieść to przyjemny zbiór klisz i klasycznych schematów, gdyby nie wykonanie, czytałabym z zaciekawieniem

 

– wypełnienie warunków konkursowych: są trzy góry, fantastyka, za to heroizm trochę naciągany

Obowiązkowo z przodu.

“Niestety mało czasu u mnie ostatnio. Toteż moje komentarze będą krótkie, kilkuzdaniowe. Zaręczam jednak, że teksty przeczytałem z taką uwagą i starannością, na jaką było mnie stać!”

 

Sporo czepiania:

– “była to księgą pamiątkową” – księga;

– “apowietrzył się Rudlof” – literówka;

– “Zdrowie marszałka Bluchera!” – niekonsekwentna pisownia: skoro Luetzow, to i Bluecher;

– od kiedy toasty piwem się wznosi?

– “Jerzy zatrzymał się przy kawałku kamienia, który kiedyś był rzeźbą kobiety z rybą” – rzeźba to raczej coś większego niż kawałek;

– “miał pijacki omamy?” – literówka;

– “Położył się na plecach i oddychał” – bo jakby usiadł, to oddychać by nie mógł?;

– “legendarna władczynie – wojowniczka” – literówka;

– “ z Breslau do Jeleniej Góry” – niekonsekwencja w nazewnictwie;

– “długie błąd włosy” – brrrr!!!;

– “po między” – pomiędzy;

– “bo zna mój stosunek.” – stosunek do czego?;

– “Wybił się łokci i tułowia” – że jak?

 

Nastolatkowe… Banalna (niestety) historia, zabita fatalnym wykonaniem. Mnóstwo literówek, mieszanie nazewnictwa i czasów, niewiarygodni bohaterowie! Ale jeśli to debiut, to… Warto próbować dalej!

A czy Anonim się odanimizuje? Wyniki już były, więc już można :-)

Anonim jest debiutentem i troche mu wstyd za jakość debiutu, puści więc to dzieło w niepamięć ;) 

Anonim niech sobie zerknie na inne debiuty i śmiało ściąga woalkę. Tu jest szkoła, nie wybieg modelek :)

Jest jakiś pomysł, ale skrzywdzony wykonaniem.

Wiesz, że po zakończeniu konkursu to już te błędy można było poprawić?

Stanowczo za wiele literówek, interpunkcja leży i kwiczy. Na przykład przecinki stawiamy, Anonimie, przy wołaczu. I przed słowem “który”.

długie błąd włosy

Można zrobić literówkę od czasu do czasu, ale to już przegięcie.

Nowa Fantastyka