- Opowiadanie: Neurolog1# - Błąd

Błąd

Błąd ( nr.2) NoWhereMan, regulatorzy i SaraWinter niezbyt pochlebnie skomentowali ten tekst.

Więc próbuję jeszcze raz.

Czy się uda? Nie potrafię sam tego ocenić

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Błąd

 

 

 

 

 

 Dzień zacząłem o brzasku. Jak zwykle. Znalezionym kijem, rozgrzebywałem rosnącą z dnia na dzień stertę śmieci. Przyjeżdżającym codziennie spychaczem była ugniatana w zaułek ulicy. Na róg Jana Pawła II i Krótkiej. Ciężko znosiłem pogardliwy wzrok kierowcy tej wielkiej maszyny. Kuliłem się odruchowo, zamiast wtargnąć do szoferki i no właśnie… nie byłem z tych odważnych.

Sterta śmieci była już dwa razy większa ode mnie. I dość mocno ubita.

Zacząłem z dołu rozgrzebywać trochę gruzu, żeby dostać się troszkę głębiej. Odsunąłem z trudem, wyrwane z deptaka kostki brukowe oraz parę cuchnących materaców i szybko cofnąłem się.

Fragment anonimowych zwłok, które mi się ukazały, były, na moje oko, kilkudniowe.

Musiała być kiedyś ładną dziewczyną.

Zmieniłem miejsce poszukiwań, choć zebrała się już grupka znajomych mi z twarzy ludzi, takich jak ja, zbieraczy. Szukali resztek jedzenia, cokolwiek, co mogło się przydać do przeżycia w mieście.

 Wszystko stało się dość nagle. Zawiesił się mój komputer, z którego miałem wysłać dane statystyczne na temat szerzenia się chorób dawno zapomnianych. Głównie dzięki szczepionkom. Ale krzywa zachorowań niepokojąco rosła w górę. Ten raport miałem wysłać. I nie wysłałem. Początkowo przypuszczałem, że to mały blackout, jakiś błąd, hakerzy. Nie miałem pojęcia.

Nazywam się Fryderyk Kępiński, ale zwracano się do mnie Fredy. Analityk

Fredy to, Fredy tamto. Byłem niezły w swoim zawodzie, a tymczasem strefy wolne od sieci, roztaczały się na coraz to inne dzielnice i siadała elektronika. I Fredy był bezradny.

Ci, co mogli, ciągnęli do przyległych wsi. Ale one się zorganizowały, powstały lokalne milicje, które po prostu, czasem brutalnie, odganiały przyjezdnych.

 Grzebałem cierpliwie, wypatrując coś interesującego i dziękowałem, że jestem zdrowy.

Bo po bezużytecznej w większości elektronice, wybuchały ogniska zachorowań zarówno wśród dzieci jak i dorosłych. W związku z tym, miasto otoczono kordonem sanitarnym, powstały szpitale polowe, ubywało ludzi. Głownie dzieci i starszych.

Obserwowałem to z trwogą.

Ooo, prawdziwy skarb. Znalazłem dziecięcą latarkę na korbkę! I chipsy, które pochłonąłem ukradkiem.

Z grzebaniem zmarłych nie dawali sobie rady. O ile na ulicach wojsko na bieżąco sprzątało, to z mieszkań bloków, kamienic, unosił się silny fetor.

Unikałem tych miejsc.

No, na prawdę niewielka awaria – jak przekazywano z głośników, krążących po mieście samochodów starszej generacji. A jaki bajzel.

Przestępczość kwitła, wiadomo, lecz czułem się dość bezpiecznie. W kilka dni po awarii pozbyłem się wszystkiego, co miało jakąś wartość. Pieniądze, oszczędności gdzieś przepadły.

Stałem się kloszardem. Dla wielu lumpem. I po pewnym czasie takim się czułem.

Wygrzebałem zawilgotniały zeszyt do historii z czwartej klasy. O patriotyzmie. Nabazgrane słowa piosenek, coś o fladze, teraz upaćkanej majonezem. O herbie. Przeczytałem z bólem głowy, te krzywe litery, zdania bez interpunkcji, ale jak dotarłem do końca, poczułem się raźniej. Taka iskierka.

Tfu, jak śmierdziałem. Wypełniłem wodą pustą flaszeczkę po Bossie, uniosłem nad głowę i czekałem, jak kropla po kropli się opróżni spływając mi po twarzy. 

Słońce stało już wysoko, a ja tylko o jednym batoniku i podgniłym jabłku.

Do mieszkania nie miałem co wracać. Wręcz uciekłem z niego.

W nocy były regularne plądrowania, można było oberwać.

Po chwili odpoczynku, z zapałem rozgrzebywałem mdłe śmieci. No i proszę, niemodny, ale analogowy zegarek. Niestety z rozbitym szkiełkiem. Niedobrze. Gdzie sprawdzić godzinę? To stało się ważne. Słońca przez smog nie było widać. A zmrok zapadał szybko, niebezpiecznie szybko.

I kolejne znalezisko, folia bębenkowa. No i proszę bardzo, zmiętoszone wydanie kieszonkowe kryminału Jo Nesbo, sprzedawane w marketach. 

– Pentagram. – Czytałem. Skonstatowałem z rozczarowaniem. Ale mogę drugi raz. 

Miałem plan. 

Jak zapadnie noc, umoszczę się z dala od smrodu i będę czytał kręcąc korbką. Miałem też zakamuflowaną w kieszeni płaszcza paczkę kopalnioków. Nie jest źle.

Mam taki kącik przy pomniku Zwycięstwa. Bezpieczny, osłaniający od wiatru, szczególnie za betonowym posągiem, wysuniętej do przodu żołnierki z groźną miną. Naprawdę cieszyłem się, że go jeszcze nie zdemontowali.

 Gorzej, gdy nadejdą chłodne noce.

Miałem nadzieję, że wojsko, obrona terytorialna, sanepid, powinny to wnet załatwić. Tylko dotrwać.

Moja upatrzona kupa śmieci może kryć jeszcze wiele skarbów. Na przykład małe radyjko na baterie, mój główny cel poszukiwań. Poza jedzeniem. Bo ciekawy byłem informacji, także z innych regionów, ze świata.

Co się właściwie wydarzyło i doprowadziło do takiego stanu w tym tempie. Może dowiem się coś istotnego? W co mogę uwierzyć. I uspokoić się, albo przerazić na dobre.

Starałem się zachowywać jak większość, nie zwracać na siebie uwagi, nie dopytywać. Nie dołączałem do innych ludzi, bo nie darzyłem ich zaufaniem.

Więc gmerałem sobie w śmieciach sam i na koniec dnia, mój kij zawadził o czerwona, blaszaną puszkę po cukierkach. W środku oczywiście było pusto. Poza pozytywką, która miała grać melodyjkę przy otwieraniu. Ale się zacinała. Czyli wieczór miałem wypełniony. Bo postanowiłem ją naprawić.

Po umoszczeniu legowiska zabrałem się do naprawy pozytywki. Trochę muzyki w tej sytuacji…

Używając odrobiny łoju z własnego ciała (do czego to doszło), nasmarowałem mechanizm i pozytywka w końcu ruszyła. Odsłuchałem melodii kilka razy, przenosząc się myślami do innego świata.

I na moje nieszczęście, ktoś tę muzyczkę usłyszał.

Poczułem ostry ból głowy i dalej nic nie pamiętam.

Zawleczono mnie do mojej kupy śmieci. Odebrano mi pozytywkę, zegarek, kopalnioki i latareczkę na korbkę. Kryminał gdzieś się podział. Zostały mi tylko pogniecione karki czwartoklasisty. Byłem tak poobijany, że nie mogłem się ruszać. Nie mogłem nabrać oddechu. Najpewniej żebra. Głowa mi pękała.

I tylko patrzyłem, jak rano podjeżdża spycharka i przysypują mnie oślizgłymi workami i wpychają w górę mdłych śmieci. Płytko oddychając, nuciłem piosenkę z zeszytu ucznia. Wiele razy. Aż przyszli zbieracze.

Koniec

Komentarze

Neurologu, wrzucanie tekstów jeden za drugim, nawet bardzo krótkich, to taka sobie strategia…

http://altronapoleone.home.blog

Czy mi się wydaje, czy ten sam dokładnie tekst już tu kiedyś neurologu wrzuciłeś? Miał chyba nawet trochę komentarzy….

Ha – przeczytałem wstęp – rzeczywiście! ;)

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

To trzeci Twój tekst, który czytałam w krótkim odstępie czasu i mam wrażenie, że niestety, ale każdy kolejny jest słabszy. Może lepiej poświęcić trochę czasu na korektę i przemyślenie opowiadań, niż publikować jedno za drugim, bo to mnie strasznie zniechęciło do zaglądania w przyszłe. 

 

Zaczęłam wypisywać błędy, ale jest ich zbyt dużo. Z ortografami, interpunkcją i większością stylistycznych potworków upora się beta, choć mam wrażenie, że gdybyś przeczytał ten tekst sobie na głos, wyłapałbyś większość. 

 

Ciężko ocenić ten tekst, bo to tak naprawdę mała scenka. Nie ma tu fabuły, nie ma akcji, dramatyzmu, humoru, czegokolwiek. Jest opis czynności i jakieś tło, jakaś choroba, jakieś miasto, jakaś elektronika, jakieś zwłoki, ale wszystko razem daje wrażenie chaosu. Szukałam punktu zaczepienia, od którego “się zacznie”, ale przeleciałam przez tekst i mogę go podsumować zdaniem “facet grzebie w śmieciach, aż w nich ginie”. Trochę to nieprzemyślane, a można by z tego ulepić chyba fajnego szorta. 

 

No cóż, trudno bronić tekstu po takiej tyradzie. Pomijając błędy, o których wspomniałaś, jestem w stanie wyobrazić sobie zwykłego mieszczucha zagubionego w chaosie kilku dni po blackoucie, czy czymś podobnym. Nie każdy ma historię na miarę Powstania Warszawskiego czy Aleppo.

Facet grzebie w śmieciach, ale w nich nie ginie.

Miałem słabość do tej historii i się wyłożyłem. Tak się kończą sentymenty.

Moim zdaniem duży problem tego tekstu nie leży w samej historii, bo pomysł się broni, ale w chaotycznym przedstawieniu. Wydarzenia mieszają się z opisami różnych śmieci i niełatwo się połapać w tym, co się właściwie dzieje. Dodatkowo struktury zdań często są albo błędne, albo nieoczywiste, co też utrudnia lekturę. Żeby nie pisać bez przykładów, to chociaż jeden podam, który akurat rzucił mi się w oczy:

“– Pentagram. – Czytałem. Skonstatowałem z rozczarowaniem. Ale mogę drugi raz. “

Dlaczego to jest tak rozbite? Czy nie byłoby klarowniej, gdyby chociażby napisać: “– Pentagram. – Z rozczarowaniem skonstatowałem, że już to czytałem. Ale mogę drugi raz.”

Teoretycznie nie powinno się zaczynać zdania od “ale”, jeśli jednak tutaj zależy Ci na takiej stylistyce, to nawet mogłoby tak zostać. 

Masz tendencję do stawiania przecinków w bardzo dziwnych miejscach:

“Odsunąłem z trudem, wyrwane z deptaka kostki brukowe oraz parę cuchnących materaców i szybko cofnąłem się.” –> jakby to przeczytać na głos to byłoby: “Odsunąłem z trudem (oddech, czyli krótka pauza) wyrwane z deptaka kostki brukowe oraz parę cuchnących materaców i szybko cofnąłem się.” – czy ten oddech ma sens w tym miejscu?

“Fragment anonimowych zwłok, które mi się ukazały, były, na moje oko, kilkudniowe.”

Tutaj zgubiłeś podmiot. 

Nie wypisuję wszystkiego, bo niestety nie mam czasu i są na forum lepsi ode mnie, ale sądzę, że nadal musisz pracować przede wszystkim nad warsztatem, nad techniką. Spróbuj na czymś prostszym. Wymyśl mniej chaotyczną historię i spróbuj ją napisać na początek prostym językiem, wystrzegając się takich błędów. 

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

W porównaniu do szorciaka, który opublikowałeś tego samego dnia, ten tekst do mnie przemawia. Mimo błędów stylistycznych itp. wychodzi Twój osobisty styl. Podoba mi się chaos tego tekstu i opisy. W Twoim poprzednim opowiadaniu z wędrówką chorych, byłam znużona opisami i niczym bohaterowie miałam dość ziemskiego padołu, tak tutaj zaintrygowałeś mnie. Postarałeś się pracować z krótszymi zdaniami i od razu weszła ciekawa dynamika. Popraw to od strony technicznej, w takim stylu spróbuj poprowadzić konkretną fabułę. 

Wierzę, że będzie ciekawie.

rosebelle, Deirdriu dziękuję za opinie i podpowiedzi. Coś wymyślę, jak się ogarnę:)

Ten Błąd, jakkolwiek napisany lepiej niż Błąd poprzedni, zostawił po sobie wrażenie podobne do wyniesionego z lektury wcześniejszego tekstu.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zostały mi tylko pogniecione karki czwartoklasisty.

:)

 

Szorcik ma w sobie jakiś ponury urok, choć raczej dłużej w pamięci nie zostanie. Przydałoby się nieco więcej fabuły.

Widzisz bałwanie. Jedni chcą rozwinięcia historii, inni skrócenia monologu faceta, którym byś był w takiej sytuacji. Nie zachowałeś standardu opowiadania. Choć innym się podobało. Wszystko źle. Do domu.

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka