- Opowiadanie: Verus - Gwiazdy w słoiku

Gwiazdy w słoiku

We wstępie chciałabym tylko podkreślić, że warto zwrócić uwagę, za ile lat od dziś rozgrywa się akcja i w związku z tym nabrać (dużego) dystansu do tego, co współcześnie wiemy o fizyce i nauce generalnie. :D

Bardzo dziękuję za betę Arnubisowi i Irce. Gdyby nie oni, tekst miałby zdecydowanie więcej luk!

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Gwiazdy w słoiku

Maria Stawińska wpatrywała się w obraz na ekranie już od dwóch minut. Zdawało się, że przez ten czas ani razu nie mrugnęła, czy nawet nie wzięła oddechu. Do poruszenia się skłoniło ją dopiero zgaśnięcie świateł na czujniki ruchu. Zamrugała i drgnęła, jakby budząc się ze snu, co ponownie rozświetliło laboratorium. Spojrzała znowu w ekran, przeleciała po nim wzrokiem i rzuciła się biegiem korytarzami centrum badawczego.

Nie minęło pół godziny, a wszyscy znajdujący się akurat w placówce – naukowcy i zainteresowana ich poruszeniem obsługa – stali w sali, wpatrując się w ekran, od którego przed chwilą oderwała się Maria. I, mimo że zebrało się tam już około stu osób, a wiele z nich zostało dopiero co wyrwane ze snu, panowała cisza, zakłócana jedynie cichym szumem komputerów i brzęczeniem lamp.

– Bogowie – szepnął ktoś w końcu.

– Kurwa – rozległo się niemal równocześnie.

– Rozpoczynamy konferencję. – Dyrektor stacji na Ganimedesie, największym księżycu Jowisza, otrząsnął się w końcu i wyszedł przed tłum. Przywołał Marię gestem, drugą ręką rozpoczynając konferencję ze stacjami badawczymi na Ziemi i innych planetach w trybie alarmowym.

Po chwili, na ciemnym dotąd ekranie, zaczęły pojawiać się obrazy kolejnych laboratoriów, które powoli napełniały się naukowcami. Mars. Księżyc. Pluton. Kepler-32 i jeszcze kilka innych układów planetarnych Drogi Mlecznej. Galaktyka Andromedy. Ziemia… Wszyscy jednakowo, mimo dzielącej ich odległości, wpatrywali się w to, co tak zszokowało naukowców na Ganimedesie.

– Drodzy państwo – odezwała się w końcu Maria zachrypniętym głosem, a implanty zebranych tłumaczyły jej słowa na wszystkie języki. – Jest godzina trzecia trzynaście czasu ziemskiego środkowoeuropejskiego dwudziestego pierwszego października roku trzy tysiące czterdziestego drugiego. Właśnie odkryliśmy tajemnicę stworzenia wszechświata.

Powiedziała coś, co wszyscy widzieli na monitorach od dłuższej chwili, ale słowa te miały przejść do historii. I nagle panujący powszechnie spokój został złamany. Okrzyki radości z tysięcy gardeł niemalże zatrzęsły planetami. Euforia eksplodowała, a po godzinie nie było we wszechświecie człowieka, który by o tym nie słyszał.

Jakąś dobę ziemską później Maria Stawińska stała na mównicy w Głównym Instytucie Kosmologii i wpatrywała się w tysiące naukowców, polityków oraz innych ważnych osobistości na trybunach, ekranach czy hologramach. Oczywiście, nie zabrakło również tłumu dziennikarzy. W rękach nerwowo przekładała okulary, na szkłach których mogła wyświetlić przygotowane przemówienie.

Za nią siedziało pięć osób różnych narodowości, szefowie poszczególnych sekcji – główny trzon zespołu. Czuła ich napięcie, co absolutnie nie pomagało w zachowaniu spokoju. Dokonali największego odkrycia od czasów znalezienia sposobu na transportowanie ludzi mostami Einsteina-Rosena, a teraz ona miała opowiedzieć o badaniach, które prowadzili od lat. I o ich następstwach.

– Drodzy przyjaciele naukowcy – zaczęła i od razu zganiła się za to, jak głupio musiało to zabrzmieć. – Zaledwie wczoraj potwierdziliśmy teorię, którą sformułowano ponad tysiąc lat temu. Odkryliśmy, jak stworzyć wszechświat. Frank Markle i Kexian Xio mieli rację. Mógł zostać stworzony. Tak jak my stworzyliśmy kolejny. – Przełknęła ślinę. To był moment, w którym spodziewała się wybuchu krytyki, a jednak wciąż w auli panowała cisza. Wcisnęła przycisk na panelu, a przestrzeń nad ich głowami wypełniła się gwiazdami. – To co widzicie wygląda jak wszechświat, w którym żyjemy. Nie jest nim jednak. Wszystko to znajduje się wewnątrz słoika.

Z tyłu rozświetlił się kolejny ekran, na którym znajdował się pojemnik stojący na środku laboratorium. Przez całe pomieszczenie biegło mnóstwo rur i rurek, dookoła stały setki różnych przyrządów. A w słoju rzeczywiście widać było rozświetloną miniaturę kosmosu.

Maria przedłużała przerwę, dając obecnym czas na przetrawienie wszystkiego, co powiedziała. Stres powoli przechodził, wypierany przez mieszaninę zachwytu i niepokoju, które towarzyszyły jej od poprzedniego dnia niemal nieprzerwanie. Zmierzyła wzrokiem hologram nad swoją głową, potem twarze zebranych. Odłożyła okulary na stół. Przygotowane notatki nie będą jej potrzebne.

– Kosmos ten rozpoczął już drugą dobę istnienia. Musimy jednak pamiętać, że jest dużo mniejszy od naszego wszechświata, więc według ich miary upłynęły miliardy lat. Ich? Owszem. Całość obłożona jest ogromną liczbą kamer i czujników, dlatego możemy potwierdzić, że w środku powstało kilkaset gatunków inteligentnych form życia. Nagrania zajmują nieprawdopodobną ilość miejsca – aktualnie już ponad siedem zettabajtów danych. Procedowanie ich, żebyśmy mogli dokładnie obejrzeć poszczególne sceny z istnienia tego wszechświata potrwa lata. Jednak wszelkie analizy i obliczenia wskazują na to, że cywilizacje wewnątrz… mogą być na takim samym stopniu rozwoju, co my. Być może w środku stoi teraz człowiek, który mówi dokładnie to, co ja. I tłumaczy, że świat, który stworzyli w słoiku wkrótce się skończy. Ekspansja będzie trwać, aż jego obrzeża w końcu dotkną ścianek słoja. Zakładamy, że zacznie się on wtedy gwałtownie kurczyć i przestanie istnieć za kolejne dwa dni.

Znowu urwała, czekając na krytykę. Wszyscy jednak wpatrywali się w nią, czekając być może aż dojdzie do sedna sprawy.

– Pozwolę sobie powtórzyć: we wnętrzu tego słoja powstało kilkaset inteligentnych cywilizacji. Wiemy, że nie jesteśmy sami we wszechświecie już od lat, wykryliśmy sygnały z odległych planet, zaobserwowaliśmy ślady życia w innych galaktykach, mimo że nie nawiązaliśmy do tej pory kontaktu. Jeśli ktoś jeszcze sądził, że posiadamy kosmos na własność, zdaje się, że znaleźliśmy ostateczny dowód na obalenie tej tezy. Nie mamy prawa sądzić, że jesteśmy sami. I nie mamy prawa myśleć, że jesteśmy pierwsi. Skoro w tym słoju znajduje się tyle inteligentnych form życia i każda z nich mogła na pewnym etapie rozwoju wytworzyć taki sam pojemnik… Nie możemy mieć pewności, że my również nie jesteśmy tylko wszechświatem w słoiku. To właśnie jest istota prawa o podzielności, które ustanowił i udowodnił eksperymentalnie ponad tysiąc lat temu Arkadiusz Bonnet. Nie ma cząsteczki tak małej, że nie dałoby jej się podzielić na dwie mniejsze o takich samych właściwościach. Być może przez te lata szukaliśmy w złym kierunku i powinniśmy rozglądać się za makrocząsteczkami na obrzeżach wszechświata. – Wzięła głębszy wdech. – Nie podlega jednak wątpliwości jedno: jesteśmy tylko punktem wśród historii istnienia. Z dużym prawdopodobieństwem punktem w słoiku.

Konferencja skończyła się dopiero późno w nocy, po przemowie rozgorzała dyskusja, która ciągnęła się godzinami. I zdaniem Marii nie wyniknęło z niej nic pożytecznego, jak to się często zdarza, gdy o sprawie rozmawia zdecydowanie zbyt dużo osób, a tym bardziej, gdy jest to mieszanka naukowców i polityków, którzy w całej sprawie widzą zupełnie inne rzeczy i nie starają się zrozumieć stanowisk stron przeciwnych.

Mimo zmęczenia, uparła się jednak, żeby zaraz potem lecieć promem z powrotem na Ganimedesa. Marzyła tylko o tym, żeby położyć się spać, mimo to rzuciła rzeczy na łóżko w swoim pokoju i udała się do laboratorium.

Oparła czoło o szybę oddzielającą ją od pojemnika z małym wszechświatem wewnątrz i wpatrzyła się w niego. Wiedziała, że mogłaby tak stać bez końca. Masa w środku świeciła miliardami miliardów gwiazd. Sama myśl o tym, że zamknęli kosmos w słoiku wielkości dwóch pięści była… niewyobrażalna. A w dodatku narodziły się tam cywilizacje. Czy któraś z nich była jak ludzie? Czy któraś z nich tak samo wyglądała, miała choćby podobną historię? Czy tam wszystko poszło inaczej?

Czy kiedykolwiek się tego dowiedzą? Jaki obraz uda się uzyskać z tych wszystkich kamer i czujników? Nie mogli mieć pewności, czy dadzą radę zwolnić nagrania na tyle, żeby zobaczyć konkretne sceny z ich życia. Czy współczesna technologia wystarczy?

Pytań wciąż było więcej niż odpowiedzi, jak to często bywa, gdy zostanie odkryte coś nowego. Latały w głowie Marii całkiem swobodnie, ale nad żadnym nie mogła się teraz zatrzymać. Chciała tylko patrzeć. Patrzeć na to, jaki ten mały wszechświat był… piękny.

– A ty znowu tutaj?

Odwróciła się zaskoczona. Dwa kroki dalej stał Doug, jeden z członków jej zespołu. Nie usłyszała, kiedy podszedł. Starała się nie roześmiać, gdy zauważyła, że ma już na sobie piżamę, której spodnie pokryte były symbolami superbohaterów ze starych, żeby nie powiedzieć historycznych, filmów.

– Nie mogę przestać o tym myśleć – odpowiedziała w końcu, ale uśmiech błądził w kąciku jej ust. Doug parsknął z rozbawieniem, zerkając na swoje ubranie. Zaraz jednak spoważniał.

– Nie ocalisz go przed zniszczeniem.

– Wiem. Ale zastanawiam się, co będzie później. Czy narodzi się na nowo? Będziemy świadkami kolejnego Wielkiego Wybuchu po kolapsie?

Wzruszył ramionami i położył dłoń na szybie. Trwali chwilę w milczeniu, wpatrując się w słoik.

– Połóż się spać, Mario – rzucił w końcu. – Mamy za sobą męczący dzień, a jutrzejszy też będzie długi.

Uśmiechnęła się.

– Ale w końcu w laboratorium. I nie trzeba będzie przemawiać do ludzi.

– Dlatego lepiej się wyspać.

Odprowadził ją do pokoju. Położyła się, ale i tak długo nie mogła zasnąć. Wpatrywała się w sufit, ale zamiast nieskazitelnej bieli widziała nieskończoność.

 

*

 

W laboratorium od rana panowały gwar i poruszenie. Kręciło się tam tyle osób, że trudno byłoby je policzyć. Maria wolała nocny spokój, a jednak towarzystwo innych naukowców niemal jej nie przeszkadzało. Wszyscy tutaj znali prostą zasadę: kiedy ktoś wyglądał, jakby myślał, nie zagadywało się do niego.

Przy szybie oddzielającej ich od pokoju, w którym znajdował się słoik, stała trójka studentów stażystów, którzy przybyli na Ganimedesa nie dalej jak miesiąc temu i dołączyli do jej zespołu. Jedyna kobieta wśród nich żywo gestykulowała, więc Maria skierowała swoje kroki w tamtą stronę.

– …rozszerzać się w nieskończoność! – Usłyszała ostatnie zdanie Hannah.

– Dopóki nie napotkałby ścian naszego… słoja – rzucił zdecydowanie ciszej Hans, który typowo dla siebie pstrykał opuszczoną lewą ręką, jakby był czymś zdenerwowany.

Maria stanęła obok nich tak, aby widzieć mały wszechświat.

– Szefowa na pewno ma jakiś pomysł! – powiedział ze śmiechem trzeci obecny. Przewróciła oczami słysząc, jak ją nazwał. – Co, twoim zdaniem, stałoby się, gdybyśmy rozbili słój?

– Przecież gdyby wydostał się poza pokój nieważkości, zwykła grawitacja sprawiłaby, że roztrzaskałby się o podłogę.

– Ale ty umiesz popsuć zabawę! – jęknęła Hannah. Maria parsknęła tylko śmiechem i skierowała się do swojego gabinetu. Umieszczony był na wyższym piętrze i przez duże okno miała widok zarówno na halę laboratoryjną, jak i na pokój ze słoikiem.

Co chwila musiała przypominać sobie, że to nie sen. Że na dole naprawdę znajduje się mały wszechświat, który już za parę godzin zacznie się kurczyć. Wiedziała, że jest wiele rzeczy do zrobienia, ale za każdym razem, kiedy kierowała wzrok na ich wspólne dzieło, miała ochotę patrzeć tak wiecznie.

Zabrała się do tworzenia materiałów merytorycznych dla ludzi, którzy mieli przygotować informacje prasowe i do wypełniania dokumentów, w końcu jednak utonęła w widoku słoja, a z zawieszenia ponownie przywołał ją do rzeczywistości dopiero Doug.

– Maria, powinnaś coś zjeść. Już popołudnie – rzucił, wchodząc bez pukania do gabinetu. – Naprawdę gapiłaś się tak kilka godzin?

– Nie mogę przestać myśleć o tym wszystkim. Oni już teraz są bardziej rozwinięci niż my… – Z trudem oderwała wzrok od okna.

– Chyba że wybili się atomówkami albo zniszczyła ich zmiana klimatu.

Pokręciła głową, a on tylko się roześmiał. Już od początku studiów, kiedy się poznali wiedział, jak ją podejść, aby nieco się rozluźniła i idealnie wyczuwał, kiedy tego potrzebuje, a kiedy wolałaby porozmawiać poważniej.

Zjedli obiad w stołówce. Doug wciąż nie przywykł do monotematycznego jedzenia, jakie im tu podawali i każdy posiłek zaczynał od litanii na temat tego, że dostarczenie z fabryk większej ilości aromatów i substancji nadających smak naprawdę nie pochłonęłoby szczególnych środków, a przynajmniej mieliby jakąś namiastkę ziemskich standardów. Nie, żeby temu co dostawali brakowało jakichś składników odżywczych. Po prostu był jednym z tych ludzi, którzy woleli, aby jedzenie było czymś więcej niż tylko niezbędną do przeżycia czynnością. Maria ledwo mogła jeść, bo co chwila zaczynała się śmiać.

Dość niechętnie szła po posiłku do laboratorium, ale w końcu zmotywowała się, aby wrócić do pracy. Krążyła więc pomiędzy podzespołami, słuchając o postępach. Na dłużej zatrzymała się przy ekipie odpowiedzialnej za przetwarzanie danych zbieranych przez wszelkie czujniki i kamery, do którego należała również jedna ze stażystek, Hannah. Pokazali Marii zestawienie osiągów sztucznej inteligencji, która definitywnie robiła postępy.

– Moduł rozpoznawania wzorców odnalazł dodatkowy klucz, dzięki któremu obrazy procedowane są szybciej – powiedział, drapiąc się po nosie, jeden z techników, którego imienia Maria nie pamiętała.

Zadała jeszcze kilka pytań, rzuciła okiem na wykresy, a potem ruszyła do kolejnych zespołów. Raz na jakiś czas zerkała na wszczepiony w nadgarstek komunikator, na którym pojawiały się skrócone informacje z Ziemi oraz kolonii na innych planetach – tu jakieś wybory, tam wielka impreza historyczna, jeszcze gdzie indziej wypadek.  

Ale i tak najwięcej było informacji o małym wszechświecie w stacji badawczej na Ganimedesie. Im bardziej zbliżała się godzina rozpoczęcia kolapsu, tym większymi emocjami kipiały media. Zdarzyło jej się nawet kilka razy zaśmiać z absurdalnej paniki, jaka narastała wokół tego wydarzenia. Dlaczego ludzie nie rozumieli, że tamten wszechświat jest mniejszy i z tego powodu żyje krócej? Skąd wzięły się te wszystkie pomysły, że rozpoczęcie kolapsu w słoiku zbiegnie się w czasie z rozpoczęciem kolapsu ich wszechświata? Przecież naukowcy, nie tylko z jej zespołu, wypowiadali się w mediach niemalże bez przerwy od wczoraj, tłumacząc, że ludzkość ma jeszcze mnóstwo czasu.

Ale zawsze znajdą się oszołomy. Byli tacy, którzy wierzyli w płaską Ziemię, dopóki loty w kosmos nie stały się dostępne dla wszystkich. Maria pomyślała, że ogarniająca teraz niektórych panika zupełnie nie powinna być dla nich zaskoczeniem. Ludzie mają ogromny talent do wypierania naukowej wiedzy i dowodów. Chociażby ci wariaci z Meksyku, o których dostała wiadomość, gdy rozmawiała z podzespołem obsługującym kamery na słoju. Banda jakichś stu osób postanowiła wyjść na wielkie puste pole i odprawić coś przypominającego religijny rytuał z dawnych czasów, prosząc wszelkich możliwych bogów, aby powstrzymali kurczenie się wszechświata. Czysty absurd.

Czytanie tego typu informacji i rozmawianie z grupami odpowiedzialnymi za poszczególne działki eksperymentu przerwał jej specjalny zegar ogłaszający, że zbliża się godzina rozpoczęcia kolapsu.

A przynajmniej mieli niemalże pewność, że właśnie to się stanie, gdy rozszerzający się świat dotknie ścian słoja. Wszystkim politykom powiedzieli oczywiście, że jest to pewność całkowita. Tak należało. Przecież politycy i tak nie mogli teraz nic zrobić, nieistotne za jak ważnych mieli samych siebie. Maria dopilnowała osobiście, żeby mały wszechświat nie stanowił żadnego zagrożenia, nawet jeśli jakimś cudem rozbije słój od wewnątrz. Jednym przyciskiem mogli uruchomić laser, który zniszczy wszystko, co znajdowało się w tamtym pomieszczeniu.

W hali obok, tam, gdzie dwa dni temu odbyła się konferencja z innymi centrami badawczymi, zbierało się coraz więcej naukowców. Wszyscy chcieli zobaczyć, jak zacznie kończyć się wszechświat.

Maria stanęła przy szybie, wokół niej inni członkowie grupy badawczej. Zdawało się, że powietrze robi się coraz gęstsze, w miarę jak zegar nieubłaganie odliczał minuty, a potem sekundy…

Kształt w słoiku, który z tej odległości wyglądał jak bez przerwy kotłująca się świecąca zupa z wszelkiej materii wszechświata, dotknął brzegów słoja i zaczął się zmniejszać. Bez wybuchów, bez żadnego odgłosu, bez echa. Nie zmieniając nic, a równocześnie tak wiele.

– To tyle? – rzucił ktoś w tłumie, na co wszyscy się roześmiali. Napięcie opadło, ludzie wracali do zajęć. Ekipa, która była odpowiedzialna za obsługę sali ze słojem też wyraźnie odetchnęła z ulgą. Ktoś nawet uroczystym gestem wyłączył stojący obok stanowiska ekran z opracowanymi instrukcjami na wypadek, gdyby galaktyczna masa zaczęła wydostawać się na zewnątrz słoja.

Teraz zostało tylko wydanie oświadczenia dla mediów. Maria wiedziała, że czekają w drugiej sali i że wszystko poza jej komentarzem jest już nagrane. Poprawiła włosy i wyszła prosto w harmider. Dziennikarze w jednej chwili znaleźli się przy niej i zadawali pytania jeden przez drugiego. Stała jak zamurowana, dopóki nie uratował jej dyrektor stacji.

– Proszę państwa, spokojnie, pani Stawińska odpowie na wszystkie pytania, jednak przejdźmy do sali konferencyjnej, tak jak wcześniej ustaliliśmy.

Roboty-ochroniarze zaczęły kierować obecnych kilka pomieszczeń dalej. Maria stanęła przed nimi i po prostu mówiła, starając się trzymać tylko rzeczy, które wiedzieli na pewno. To właśnie było w tym wszystkim najtrudniejsze, bo w gruncie rzeczy im dłużej wszechświat w środku istniał, tym mniejsze mieli o nim pojęcie. Dalej wykrywali tam inteligentne cywilizacje, ale oznaczało to, że przynajmniej część z nich jest aktualnie na wyższym poziomie rozwoju niż ludzie. Mogło się przecież okazać, że w jakiś sposób potrafią zapobiec kolapsowi. Przedstawienie tego mediom tak, aby nie wywołać paniki, było trudne.  

Wyszła z konferencji z przeświadczeniem, że znowu zmarnowała mnóstwo czasu. Nawet gapienie się na słój byłoby lepsze – przynajmniej nie czułaby się tak zestresowana i poirytowana.

W laboratorium znajdowało się mniej ludzi niż rano. Późne popołudnia i wieczory zawsze były spokojniejsze. Skierowała się, jakże inaczej, do szyby dzielącej ich od słoja. Doug dołączył do niej, gdy tylko zauważył, że wróciła.

– Dali ci w kość na konferencji?

– Nienawidzę mediów – odpowiedziała tylko, na co oboje się zaśmiali. – To miał być spokojny dzień bez rozmów z osobami z zewnątrz. I co?

– I wyszło jak zawsze – odparł Doug. – Pamiętasz, że mamy spotkanie z innymi szefami zespołów?

– Tak… przepraszam, że nie zdążyłam dojść do twojej ekipy przed rozpoczęciem kolapsu. Na zebraniu pewnie i tak streścisz mi, jak idą prace?

Pokiwał głową. Z szefami zespołów spotykali się w niewielkiej sali konferencyjnej obok jej biura. Głównym tematem był, rzecz jasna, kolaps. Na razie prognozy i wyliczenia się zgadzały. Każdy po kolei omawiał stan prac. Oczywiście starali się przewidzieć, co wydarzy się teraz, jednak scenariuszy było zbyt wiele, a lista technologii, które potencjalnie mogły zostać użyte przez cywilizacje wewnątrz do powstrzymania kolapsu stale rosła. Naukowcy musieli też brać pod uwagę, że tam w środku, znane są prawa fizyki, które w makroskali nie zostały jeszcze odkryte.

Gdy skończyli, zrobiło się tak późno, że w głównym pomieszczeniu została tylko nocna zmiana nadzorująca warunki w komorze ze słoikiem. Maria życzyła im dobrej nocy i wróciła do siebie. Znowu długo nie mogła zasnąć, a gdy nareszcie się udało, śniła o gwiazdach.

 

*

 

Próbowała biec korytarzami stacji badawczej. Dookoła rozbrzmiewało wycie alarmu, wszędzie był tłum, każdy próbował dostać się do hali. Przepychała się łokciami, ale i tak poruszała się w ślimaczym tempie. Udało jej się dotrzeć do laboratorium szybciej niż większości zespołu, mimo to na miejscu było już sporo osób. Od razu ruszyła w kierunku słoja. Z daleka widziała, że wokół stanowiska zespołu nadzorczego panuje harmider. Wszyscy chaotycznie przeskakiwali od ekranu do ekranu, ktoś stukał w holograficzną klawiaturę.

– Co się dzieje? – zapytała, usilnie starając się brzmieć spokojnie, chociaż w głowie miała burzę, a serce biło nienaturalnie szybko.

– Nie wiemy – rzucił Nathan, szef nocnej zmiany. – Spójrz.

Wskazał jej ekran znajdujący się tuż przy szybie. Rzuciła najpierw okiem na słój. Widać już było wyraźnie, że wszechświat w środku się zmniejszył. Spojrzała na zegar, choć już wiedziała, co wskazuje. Zaraz, według ich obliczeń, galaktyki miały zacząć zbliżać się do siebie tak bardzo, że życie w środku stanie się praktycznie niemożliwe, choć wszechświat będzie jeszcze istniał prawie półtorej doby.

Gdy w końcu spojrzała na ekran, natychmiast zrozumiała, dlaczego uruchomił się alarm. To, co pokazywały wykresy zupełnie odbiegało od modeli zachowań układu, które stworzyli. Oczywiście spodziewali się, że inteligentne cywilizacje wewnątrz mogą podjąć próby zatrzymania kolapsu sposobami, które ludziom nawet się nie śniły…

Ale to, co się działo, zupełnie nie przyszło im do głowy.

– Coś… powiększa się – powiedział Nathan. Maria wciąż nie mogła oderwać wzroku od wyświetlanych odczytów, jakby mogło się okazać, że to sen. – Jeszcze tego nie widzimy, ale jeśli nie przestanie, wkrótce będziemy mogli zaobserwować to gołym okiem.

– Wiem – szepnęła. Potrząsnęła głową. – Wezwać roboty walczące. Włączyć pola ochronne. Przygotować sprzęt wewnątrz – wskazała pokój za szybą – na pęknięcie słoja. Rozpocząć protokoły ewakuacyjne ze stacji. Powiadomić Ziemię.

– Sądzisz, że próbują się wydostać.

– Mówię tylko na głos to, co wszyscy sądzimy.

Zdanie to zadziałało jak zaklęcie. Wszyscy obecni rozbiegli się, aby wykonywać jej polecenia. Maria przyglądała się temu, próbując wymyślić, co jeszcze mogli zrobić i właśnie wtedy, jak burza, w kapciach, szlafroku i krzywo nałożonych na nos okularach, do laboratorium wpadł dyrektor stacji badawczej.

– Co się dzieje?! – krzyknął od progu. Na moment wszyscy zamarli, ale zaraz wrócili do bieganiny, nikt mu nie odpowiedział. Podszedł do Marii.

– Wygląda na to, że coś próbuje wydostać się ze środka – odparła i wskazała mu ekran. Wgapiał się w niego przez chwilę.

– Powinniśmy to zniszczyć, zanim wyjdzie.

– Nie – zaprotestowała gwałtownie.

– Sama pani mówiła, że znajdujące się w środku cywilizacje przerastają nas technologicznie. Jeśli się wydostaną, nie mamy żadnych szans.

– Mówiłam, ale zniszczenie tego teraz unicestwi wszystko!

– To niebezpieczne!

– Nie wiemy tego! – Przesunęła się, jakby chciała własnym ciałem osłonić słój przed dyrektorem. – Oni prawdopodobnie po prostu uciekają przed kolapsem!

– Ma pani chociaż jakąś gwarancję, że to inteligentne cywilizacje? Że to nie jakieś nieznane nam zjawisko fizyczne, które zaraz unicestwi nas wszystkich?

– Niby jakie zjawisko fizyczne?! – parsknęła. – Spokojnie jesteśmy w stanie równoważyć działanie tego układu za pomocą sprzętu, którym dysponujemy! Jeśli będzie trzeba, rozproszymy całą znajdującą się tam materię w sekundę! Albo wyparujemy laserami, jak pan woli.

– A jeśli wydostaną się stamtąd wojownicy, którzy rozniosą nas w pył, aby zrobić miejsce dla swoich, zanim zdążymy mrugnąć?

– To jest warte ryzyka! Możliwe, że uciekają stamtąd całe cywilizacje. Nie unicestwię być może tryliardów istnień tylko dlatego, że się pan boi!

Przez moment tylko się w nią wpatrywał.

– Też się boisz, Mario, widzę to w twoich oczach. Ale ogarnęła cię obsesja i to obsesja nie pozwala ci podjąć właściwej decyzji.

– A może po prostu nie uważam masowego mordu za dobry pomysł?

– Spójrzcie! – przerwał im Nathan. Maria obróciła się gwałtownie.

W słoju zaczęło się pojawiać coś poza masą gwiazd, choć na razie przypominało jedynie ciemniejszą kulkę. Coś na tamtą skalę absolutnie gigantycznego. Można by się spodziewać, że wszystkie ciała niebieskie zaczną do tego lgnąć, a jednak zdawały się uciekać. Kolaps został zaburzony. Wszystko wewnątrz kotłowało się w nieładzie. Zobaczyli kilka małych rozbłysków, gdy umierały gwiazdy. Ginęły planety, konstelacje, galaktyki. Wreszcie dotarło do nich, że powiększająca się masa to czarny prostopadłościan.

– Statek? – szepnął Doug. Maria nawet nie wiedziała, kiedy znalazł się obok. Też miał na sobie tylko piżamę i kapcie.

– Zobaczcie, nasze kamery i czujniki coraz lepiej to widzą – powiedział Nathan. – Mieliśmy problem z odizolowaniem szumów spowodowanych tym rozrzucaniem gwiazd, ale…

Na największym ekranie w pomieszczeniu pojawił się obraz czarnego pudła bez żadnych wystających elementów. Wydawało się, że wokół niego roztacza się jakieś pole siłowe, które spycha na boki materię małego wszechświata.

To mogło być wszystko. Broń, statek, komputer, bomba…

– Ile czasu zanim rozwali słój, jeśli utrzyma aktualną prędkość powiększania?

– Nie oszacujemy dokładnie, zbyt mało danych o stanie początkowym. Zakładając, że było wielkości ichniej planety… kilka minut.

– Mario, ufam ci, ale jeśli będzie istniało ryzyko rozbicia struktury tamtego pokoju, przejmę dowodzenie i każę to zdezintegrować.

Nie odpowiedziała, choć widząc, co się działo, coraz bardziej wątpiła, że byliby w stanie przebić się przez osłony. A dziwny obiekt wciąż rósł. Do laboratorium przybyły roboty-ochroniarze, które otaczały pomieszczenie ze słojem. Ktoś podbiegł do Marii i przekazał, że rozpoczęła się ewakuacja, ale skorzystało z niej tylko kilkunastu naukowców. Większość odmówiła. Nie dziwiła im się. Nawet nie pomyślała o tym, żeby się stąd ruszyć.

W końcu słój się rozpadł, na oczach ich wszystkich rozepchnięty polem siłowym dziwnego prostopadłościanu. Zespół nadzorczy zmiany nocnej pokierował urządzeniami wewnątrz, aby wyłapać szczątki. Szczątki martwych gwiazd i rozbitych galaktyk. Budulec wszechświata. A obiekt z wewnątrz wciąż rósł. Widok ten transmitowano do wszystkich innych stacji badawczych, a także do rządów.

Dyrektor wybiegł gasić pożary. Odbierał wiadomości, rozmawiał, tłumaczył, że mają sprawę pod kontrolą, że nic bez ich pozwolenia i wiedzy nie wydostanie się poza tamten pokój, że nie ma zagrożenia dla ludzkości. Maria, gdyby to słyszała, byłaby pełna podziwu, jak szybko przejął jej narrację, mimo że w nią wątpił. Ale co innego mu pozostało, w obliczu paniki, która ogarnęła nawet głowy niektórych państw, nie mówiąc już o zwykłych obywatelach?

Na szczęście nikt nie zdążył zrobić nic głupiego – zorganizować bezsensownej ulicznej masakry w nadziei, że w czymkolwiek to pomoże czy też uruchomić broni, która mogłaby zdezintegrować Ganimedesa i to, co się na nim znajdowało.

Równie niespodziewanie jak wszystko się zaczęło, nagle się skończyło. Prostopadłościan przestał rosnąć, pozostając w rozmiarach niewielkiej szafy. Unosił się w polu antygrawitacyjnym. Gdy wystrzelił z niego strumień światła, wszyscy podskoczyli, roboty uniosły broń, ale był to jedynie hologram.

– Co to takiego? – szepnął ktoś, gdy ich oczom ukazały się rzędy niezrozumiałych znaków.

– Najbardziej podstawowa metoda przekazywania informacji – odparła Maria bez zastanowienia. – Tylko dwa symbole na przemian. To jest kod binarny. Wrzućcie to w algorytmy odszyfrowujące!

I znowu czekali w napięciu, kiedy komputery odkodowywały wiadomość. W końcu wypluły pierwszą część wyników.

– To zasady ich matematyki – powiedział ktoś w końcu.

– Na jakim etapie rozszyfrowywania jesteśmy? – spytała Maria.

– Prawie pięć procent całej wiadomości.

– Opisują matematyką swój język – padło po kolejnej pełnej napięcia chwili ciszy. – Jesteśmy na jakichś dwudziestu procentach.

Maria nie sądziła, że będzie jej dane znowu usłyszeć taką ciszę w tłumie ludzi, jak kilka dni temu, gdy udało im się stworzyć wszechświat. Ale teraz jakby znowu wszystko dookoła zamarło w oczekiwaniu na wiadomość od czegoś, co powstało dzięki nim, a jednak praktycznie bez ich udziału.

– Mamy pełną analizę języka.

– Wystarczy, żeby wgrać do translatorów?

– Tak.

Na ekranie pojawił się obraz ładowania, kiedy informacje o nowym języku były przesyłane do translatorów wszystkich w zasięgu sygnału. I już po chwili każdy obecny w stacji badawczej na Ganimedesie widział tekst na hologramie w swojej ojczystej mowie. Momentami tłumaczenie było trochę nieskładne, oparte w końcu jedynie na ograniczonej puli danych, ale całkowicie zrozumiałe.

– To… komputer – stwierdził w końcu na głos dyrektor.

Pierwsza oprzytomniała Maria.

– Potrzebują energii. Ta, którą zmagazynowali wcześniej oraz pobrali ze swojego wszechświata podczas powiększania, nie wystarczy już na długo, a jeśli nie zapewnimy stabilnego dostępu do mocy, komputer zacznie automatycznie pobierać ją z urządzeń dookoła. Klaus, zajmijcie się wykonaniem zasilacza według ich instrukcji i podłączcie to. Nathan, umieśćcie to jak najniżej nad podłogą, a gdy osłona zniknie, postawcie stabilnie i wyłączcie antygrawitację. Nie wiemy, co znaczy ich „wkrótce pole siłowe się wyłączy”, ale pewnie nie mamy dużo czasu…

– Skąd wiesz, że nie pomagamy właśnie odpalić broni masowej zagłady? – zapytał dyrektor.

– Jeśli dali radę zasymulować wewnątrz wszechświat zdolny pomieścić prawdopodobnie… centyliony świadomości, nie sądzisz, że gdyby chcieli już bylibyśmy martwi? To technologia rozwijana przez tak naprawdę nie wiadomo, ile cywilizacji w niezliczonej liczbie kolejnych wszechświatów w słoikach… a każda z nich istniała dłużej niż my.

Znowu rozpoczęło się zamieszanie, wszyscy rzucili się do pracy. Po kolejnych kilkunastu minutach komputer odstawiono na podłogę, oczyszczono z ewentualnych bakterii. Dyrektor pobiegł przekazać komunikaty medialne, Maria wydawała polecenia i tylko raz na jakiś czas rzucała spojrzenia na prostopadłościan za szybą. Według tego, co przeczytali na hologramie, z dużym prawdopodobieństwem miną lata, zanim zdołają się porozumieć ze świadomościami wewnątrz, tak zaawansowana była technologia, która je tam trzymała.

Ale będą to lata wspaniałych odkryć.

Koniec

Komentarze

Hej Verus, wiesz już, co sądzę o Twoim tekście, ale dla porządku przeklejam fragment komentarza z bety:

W ogóle cały pomysł mi się podoba, napisane też ładnie, bahaterka przekonująca i taka, którą można polubić. O warstwie naukowej nie będę się wypowiadać, bo nie potrafię ocenić. Czytało mi się jednak dobrze, tam, gdzie czytelnik może mieć wątpliwości, rozwiewasz je od razu. W moim odczuciu całość trzyma się kupy. To jest satysfakcjonująca lektura :)

 

I już mogę kliknąć :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Podoba mi się pomysł i opisanie tego, co działo się na Ganimedesie, choć nie bardzo rozumiem, co tam się tak naprawdę wydarzyło. Nijak nie umiem sobie imaginować słoika, w którym mieścił się stworzony wszechświat… Dalsze wypadki też wymykają się mojej zdolności pojmowania.

 

I, mimo że ze­bra­ło się tam już około sto osób… ―> I, mimo że ze­bra­ło się tam już około stu osób

 

teraz ona miała opo­wie­dzieć o ba­da­niach… ―> Literówka.

 

– Dro­dzy Przy­ja­cie­le Na­ukow­cy – za­czę­ła… ―> – Dro­dzy przy­ja­cie­le na­ukow­cy – za­czę­ła

Formy grzecznościowe piszemy wielkimi literami, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

a jed­nak wciąż na auli pa­no­wa­ła cisza. ―> Aula jest pomieszczeniem zamkniętym, więc: …a jed­nak w auli wciąż pa­no­wa­ła cisza.

 

Kon­fe­ren­cja skoń­czy­ła się do­pie­ro późno w nocy, po jej prze­mo­wie roz­go­rza­ła dys­ku­sja… ―> Czy dobrze rozumiem, że dyskusja rozgorzała po przemowie konferencji?

 

– …roz­sze­rzać się w nie­skoń­czo­ność! – Wsły­sza­ła ostat­nie zda­nie Han­nah. ―> Literówka.

 

– Sze­fo­wa na pewno nam od­po­wie! – po­wie­dział ze śmie­chem trze­ci obec­ny. ―> Nie brzmi to najlepiej.

 

Za­bra­ła się za two­rze­nie ma­te­ria­łów me­ry­to­rycz­nych dla ludzi, któ­rzy mieli przy­go­to­wać in­for­ma­cje pra­so­we i za wy­peł­nia­nie do­ku­men­tów… ―> Za­bra­ła się do two­rze­nia ma­te­ria­łów me­ry­to­rycz­nych dla ludzi, któ­rzy mieli przy­go­to­wać in­for­ma­cje pra­so­we i do wy­peł­nia­nia do­ku­men­tów

 

Zje­dli obiad na sto­łów­ce… ―> Zje­dli obiad w sto­łów­ce

 

Skie­ro­wa­ła swoje kroki, jakże ina­czej, do szyby dzie­lą­cej ich od słoja. ―> Zbędny zaimek – czy mogła kierować cudze kroki? Na czym polegała inność kierowanych kroków?

A może miało być: Skierowała się/ Podeszła, jakże by ina­czej, do szyby dzie­lą­cej ich od słoja.

 

i wła­śnie wtedy do la­bo­ra­to­rium jak burza wpadł dy­rek­tor sta­cji ba­daw­czej w kap­ciach, szla­fro­ku i krzy­wo na­ło­żo­nych na nos oku­la­rach. ―> Czy jak burza było laboratorium, czy dyrektor wpadł jak burza?

Proponuję: …i wła­śnie wtedy, jak burza, w kap­ciach, szla­fro­ku i krzy­wo na­ło­żo­nych na nos oku­la­rach, do la­bo­ra­to­rium wpadł dy­rek­tor sta­cji ba­daw­czej.

 

kom­pu­ter od­sta­wio­no na zie­mię… ―> Chyba: …kom­pu­ter od­sta­wio­no na podłogę

 

zanim zdo­ła­ją się po­ro­zu­mieć ze świa­do­mo­ścia­mi we­wnątrz, tak za­awan­so­wa­na była tech­no­lo­gia, która ich tam trzy­ma­ła. ―> Piszesz o świadomościach, a te są rodzaju żeńskiego, więc:  …która je tam trzy­ma­ła.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

A zaczęło się niewinne, od słoika. ;) Bardzo ciekawe opowiadanie. Przypadło mi do gustu, jak ukazujesz rzecz, która przerosła ludzkość niemalże nieskończenie, przekroczyła wszelkie zdolności wyobrażenia, a jednak stoi nam przed oczami, żywa i materialna. W końcu stworzyć wszechświat to nie lada wyzwanie, a kiedy ten zaczyna żyć własnym życiem – zaczynają się dziać rzeczy arcyciekawe.

Bardzo dobrw opowiadanie zakończone niebanalną puentą. 

Świetnie się to czytało, a jakie ma znaczenie to, że na bakier z wiedzą naukową, skoro po pierwsze primo pomysł był tak ciekawy, że szkoda byłoby go nie wykorzystać i po drugie primo, skąd ta pewność, że nie mieszkamy w słoiku?

Ciekawi mnie tylko co by było, gdyby ktoś odkręcił zakrętke? 

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Irko, jeszcze raz dzięki za pomoc i oczywiście za klika :D

 

Reg, tak podejrzewaliśmy, że jeszcze coś znajdziesz. ;) Naniosłam poprawki. Szkoda, że historia w takim tonie nie przypadła Ci do gustu, dobrze, że przynajmniej ogólny pomysł wydał Ci się w porządku.

 

Crucis, między innymi miałam na celu właśnie pokazanie, że tak naprawdę nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie nauki przyszłości i tego, co może przynieść, ale warto próbować. :D Cieszę się, że się spodobało!

 

Gekikaro, właściwie ciężko udowodnić, że nie mieszkamy w słoiku, choć pomysł, że moglibyśmy wydaje się dość abstrakcyjny. ;) Co do zakrętki, obawiam się, że odpowiedź na to pytanie mogłaby się stać osobnym tekstem. :p

 

Dziękuję wszystkim za odwiedziny!

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Cześć, Verus!

Pomysł bardzo mi się spodobał. Właśnie ta niemożność wyobrażenia sobie pewnych rzeczy niesie w tym tekście klimat. Zresztą ciągle pokazujesz jak główną bohaterkę to fascynuje, jak gapi się godzinami i rozmyśla. Sprawiasz tym samym, że i ja zaczynam rozmyślać nad taką abstrakcją, jaką jest wszechświat w słoiku. I owszem, w żaden sposób nie możemy stwierdzić, że nie jesteśmy zamknięci w jakimś pojemniku lub może świat jest jedynie(aż) symulacją komputerową itp.

Wyjaśniasz wiele, choć wiele też zostaje niewyjaśnione, przez co niektóre sprawy są trudne do pojęcia. Choćby wszystko to, co wydarza się na koniec tekstu. Ale przez wspomnianą abstrakcję i szaloną, zdającą się być nierealną, wizję, nie przeszkadzało mi to.

Jest jeszcze parę literówek i błędów ale z racji czytania na telefonie nie miałem jak sobie zaznaczyć.

Ogólnie na plus :)

Pozdrawiam

Cholewcia, a tyle razy czytałam i jeszcze mi tyle umknęło.

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Realuc, dzięki za opinię. Bardzo mi miło, że tekst pozwalał na wczucie się w klimat naukowej abstrakcji, nazwijmy to. Czasami łapię się na tym, że myślę o takich abstrakcyjnych rzeczach, jak to, że siedzimy w słoiku, więc zrobienie z tego opowiadania wydawało mi się całkiem logiczną drogą. :D

 

Irka, witam w klubie :p Też czytałam milion razy i mi umknęło. Ale bez Waszej pomocy byłoby gorzej już na początku. <3

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Intersujący pomysł i jeszcze bardziej interesująca historia na nim oparta :) Tekst ciekawy, a poza tym dający do myślenia… Do myślenia, które niekoniecznie może doprowadzić do jasnych konkluzji, ale cóż tak to już w życiu jest, a Ty to bardzo fajnie pokazałaś.

Ode mnie kolejny, biblioteczny kliczek :)

Dzięki, Katia :D Fajnie, że tekst przypadł Ci do gustu.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Ciekawy i oryginalny pomysł. Co prawda trudno wszystko dobrze wytłumaczyć logicznie, jak na przykład stworzenie znacznie inteligentniejszego gatunku przez słabiej rozwinięty, ale fajnie się to czyta. Fabuła, jak na tak “postrzelony” pomysł :), płynie całkiem realistycznie. I ktoś mógłby powiedzieć: jak to, przecież to wszystko w ogóle nie jest normalne. Ale ja widzę w tym podobieństwo w nas, ludziach. Bo pomysł, mimo, że zupełnie abstrakcyjny, brzmi dla mnie całkiem wiarygodnie. To zapewne zasługa ludzkich zachowań, które wpisują się w końcu w znane schematy. Czyli jeden, w tym przypadku, jedna pani naukowiec pełna wiary i reszta niedowierzających osób.

Nie pasuje mi jedna rzecz. Słoik, wolałbym jakąś laboratoryjną bańkę, albo coś, co nie będzie kojarzyło mi się z powidłami albo ogórkami kiszonymi. To jednak drobiazg.

Udane opowiadanie.

Pozdrawiam.

Cześć, Darcon, dzięki za odwiedziny i klika. ;) Całość miała się nieco wyrywać logice – chyba to ten element, który najbardziej lubię w każdym sci-fi. Co do słoika, w sumie o tym nie pomyślałam. Brzmiało mi dobrze w głowie, ale pewnie jakiś typ szkła laboratoryjnego byłby bardziej odpowiedni dla tej historii. :D

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Śmiała wizja. Ludzie bawią się w bogów, a ich stwory błyskawicznie przerastają twórców, aż stają się zagrożeniem. Miodne.

Musimy jednak pamiętać, że jest dużo mniejszy od naszego wszechświata, więc według ich miary upłynęły miliardy lat.

To mi zgrzytnęło. Ale jakich lat? Mini-ziemskich? Mini-jowiszowych? Przecież to nie musi być kopia naszego Wszechświata. “Rok” w tym momencie staje się strasznie nieprecyzyjną jednostką, bo tam jest przecież wiele ras rozumnych, każda z własną planetą macierzystą i jej obiegiem woków gwiazdy.

Babska logika rządzi!

Zabawne i lekko gorzkie :-) A pomysł niezwykły i spodobał misię! Realni ludzie, ich reakcje, choć trochę z dzisiejszego punktu widzenia, ale kto wie. Szkoda, że stacja na Ganimedesa nieprędko się ziści. Oj, lubię takie opowiadania.

Skarżę do biblio, naturalnie. :-)

 

W kwestii czepialstwa:

‚Do poruszenia się skłoniło ją dopiero zgaśnięcie świateł na czujniki ruchu.

„Zgaśnięcie świateł” pewnie poprawne ale takie nieładne. 

Zastanawiałam się nad reakcją czujników – na co one reagowały, nie mogły na ruch, ponieważ oczekiwanie, że będą gasły przez brak ruchu jest nierealnym ustawieniem, musiały być być mega „czujne” oraz byłoby to bardzo nieefektywne, podobnie jak machanie dłonią na klatce schodowej, za duże prawdopodobieństwo przypadkowego wyłączania się i irytacji osób obecnych w środku. Jednym słowem kalibracja czasowa musi być zdecydowanie dłuższa, albo reaguje nie na ruch.

,szukaliśmy w złą stronę

Dziwne, pokombinowałabym, aczkolwiek to kwestia dialogowa, więc…

,Wpatrywała się w sufit, ale zamiast nieskazitelnej bieli, widziała nieskończoność.

Drugi przecinek chyba nie jest konieczny, ale nie mam pewności i jestem ogromnie ciekawa, jak jest poprawnie.

,Napięcie odpadło, ludzie wracali do zajęć.

Literówka

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Hej, Asylum. Super, że trafiłam w Twój gust. ;) Nad błędami już się pochylam i postaram się dopracować te niedociągnięcia. Dzięki!

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Nie spiesz się z tym, chyba że literówki, bo one ewidentne, a inne samam nie wiem;)

W mój gust łatwo trafić, bo jestem science i weird :-), bo magia musi być naprawdę dobrze napisana i umotywowana, abym była w stanie ją przełknąć.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Poprawione. Pogrzebałam trochę i tego drugiego przecinka rzeczywiście nie powinno być. Nie mam pomysłu, jak zmienić “zgaśnięcie świateł” na coś ładniejszego, jak mi wpadnie, to pewnie też zedytuję.

Z magią też mam ten problem, tylko często dostrzegam wpadanie w drugą skrajność – pisania o “technikaliach” zbyt dużo. Równie przeszkadza przy czytaniu :D

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Wyłączenie?

Babska logika rządzi!

Hm, musiałoby być chyba “wyłączenie się”, bo inaczej można pomyśleć, że ktoś je wyłączył. Tylko wtedy mamy dwa “się” blisko siebie w zdaniu.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Bardzo dobry pomysł. Świetne poprowadzenie głównego wątku. Naprawdę zrobiło wrażenie.

 

Kuleje nieco początek. Te pierwsze akapity warto by dopieścić.

Zakończenie również troszkę rozczarowało, bo jest nieproporcjonalne do rozbudzonych wcześniej oczekiwań.

 

To nad czym warto popracować to:

– Dialogi – za mało naturalne.

– Postaci – spróbuj dać im duszę, jakieś cechy charakterystyczne.

– Otoczenie, w tym przypadku laboratorium – więcej szczegółów, konkretnych obrazów, a mniej ogólników. Jak chcesz, to mogę wygrzebać kilka przykładów, tego, co można by opisać lepiej.

 

Mimo tych wspomnianych niedociągnięć to całość jest na duży plus za pomysł, za to, że mnie zaciekawiłaś, za realny dylemat, czy ochronić własny świat, czy stać się galaktycznym mordercą.

Z przyjemnością wysyłam Cię do biblioteki. :)

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Cześć, Chrościsko. Postaram się jeszcze pochylić nad tekstem i dopracować wskazane elementy, dać postaciom więcej duszy. Jakbyś miał chwilę na wygrzebanie przykładów, co można opisać lepiej, będę wdzięczna. ;)

Dziękuję za klika i cieszę się, że pomysł Ci się spodobał.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

– Bogowie – szepnął ktoś w końcu.

– Kurwa – rozległo się niemal równocześnie.

– Rozpoczynamy konferencję. – Dyrektor stacji na Ganimedesie, największym księżycu Jowisza, otrząsnął się w końcu i wyszedł przed tłum. Przywołał Marię gestem, drugą ręką rozpoczynając konferencję ze stacjami badawczymi na Ziemi i innych planetach w trybie alarmowym.

Czyli po kilku minutach od odkrycia zebrali w jednej sali całą obsługę laboratorium i od razu byli gotowi na międzyplanetarną konferencję? :/

 

Za nią siedział główny trzon jej zespołu – pięć osób różnych narodowości, szefowie poszczególnych sekcji.

Siedział trzon” to nie brzmi dobrze. Zmień szyk tego zdania, by to siedzieli ludzie, którzy byli trzonem jej zespołu.

 

Tak jak my stworzyliśmy kolejny. – Przełknęła ślinę. To był moment, w którym spodziewała się wybuczenia, a jednak wciąż w auli panowała cisza. Wcisnęła przycisk na tablecie, a przestrzeń nad ich głowami wypełniła się gwiazdami. –

Mamy wizję przyszłości za tysiąc lat, a Ty dajesz jej do ręki tablet?

Wybuczenie mało pasuje do naukowców. To nie motłoch. Tutaj dezaprobatę wyraża się subtelniej.

 

– A ty znowu tutaj?

Odwróciła się zaskoczona. Dwa kroki dalej stał Doug, jeden z członków jej zespołu. Nie usłyszała, kiedy podszedł.

– Nie mogę przestać o tym myśleć.

– Nie ocalisz go przed zniszczeniem.

– Wiem. Ale zastanawiam się, co będzie później. Czy narodzi się na nowo? Będziemy świadkami kolejnego Wielkiego Wybuchu po kolapsie?

Wzruszył ramionami i położył dłoń na szybie. Trwali chwilę w milczeniu, wpatrując się w słoik.

– Połóż się spać, Mario – rzucił w końcu. – Mamy za sobą męczący dzień, a jutrzejszy też będzie długi.

Uśmiechnęła się.

– Ale w końcu w laboratorium. I nie trzeba będzie przemawiać do ludzi.

– Dlatego lepiej się wyspać.

Przykładowy dialog stworzony na potrzeby wątku głównego. Jest też postać Douga, zupełnie przezroczysta. Kim jest? Co tam robi? Dlaczego on?

Warto by dać mu tu jakąś cechę charakterystyczną. Warto by ta jego rozmowa z Marią była bardziej osobista lub niezależna od głównego. Wyobraź sobie, że jest jej przyjacielem/kochankiem/kumplem, i że dajesz im chwilę na osobności. Może ma rodzinę? Może ma jakieś zmartwienie? Może ma pasję? Wystarczy kilka zdań, i zarówno sam Doug stanie się kimś więcej, niż gadającą głową, a i przy okazji poznamy troszkę świata. Czy oni tam coś jedzą na tym księżycu? Czy mają życie poza labem?

 

Przy szybie oddzielającej ich od pokoju, w którym znajdował się słoik, stały trzy osoby. Jedna żywo gestykulowała, więc Maria skierowała swoje kroki w tamtą stronę.

– …rozszerzać się w nieskończoność! – Usłyszała ostatnie zdanie Hannah.

– Dopóki nie napotkałby ścian naszego… słoja – rzucił zdecydowanie ciszej Hans, stojący obok.

– O czym rozmawiacie? – wtrąciła Maria. Stanęła tak, aby widzieć mały wszechświat.

– Szefowa na pewno ma jakiś pomysł! – powiedział ze śmiechem trzeci obecny. – Co, twoim zdaniem, stałoby się, gdybyśmy rozbili słój?

– Przecież gdyby wydostał się poza pokój nieważkości, zwykła grawitacja sprawiłaby, że roztrzaskałby się o podłogę.

– Ale ty umiesz popsuć zabawę! – jęknęła Hannah. Maria parsknęła tylko śmiechem i skierowała się do swojego gabinetu. Umieszczony był na wyższym piętrze i przez duże okno miała widok zarówno na halę laboratoryjną, jak i na pokój ze słoikiem.

Kim jest Hannach, Kim jest Hans?

– O czym rozmawiacie? – wtrąciła Maria. – nie pasuje do szefowej i nic nie wnosi. Można pominąć.

– Szefowa na pewno ma jakiś pomysł! – powiedział ze śmiechem trzeci obecny. – Co, twoim zdaniem, stałoby się, gdybyśmy rozbili słój?  początek “per szefowa”, dalej “na ty”, niekonsekwentnie, no i też ta dyskusja “małonaukowa”.

– Ale ty umiesz popsuć zabawę!  – ten zwrot nie pasuje do naukowca. To nie liceum.

 

– Szefowo, powinnaś coś zjeść. Już popołudnie – rzucił, wchodząc bez pukania do gabinetu. – Naprawdę gapiłaś się tak kilka godzin?

Do szefowej per “gapiłaś się”?

Doug pojawia się drugi raz, i znowu jest bezpłciowym cieniem.

 

– Chyba że wybili się atomówkami albo zniszczyła ich zmiana klimatu.

Jak wyżej. Zbyt kolokwialny język.

 

Zjedli obiad w stołówce, a po powrocie Maria w końcu zmotywowała się, aby wrócić do pracy. 

Wspominasz o jedzeniu. Napisz co jedli, jak jedli, smak, zapach, wygląd. Stwórz przy okazji kolorowy świat, wystarczy jedno, dwa zdania.

 

Krążyła więc pomiędzy podzespołami, słuchając o postępach. Raz na jakiś czas zerkała na komunikator, na którym pojawiały się skrócone informacje z Ziemi oraz kolonii na innych planetach.

 Zobacz, jakie to zdanie jest mdłe i niekonkretne. Podzespoły, postępy, komunikator, skrócone informacje → wszystko nijakie. Nazwij podzespół, napisz, jaki konkretnie postęp osiągnęli, opisz sposób komunikacji, zamiast “skróconych informacji” podaj jedną a konkretną.

 

Maria stanęła przed nimi i po prostu mówiła, starając się trzymać tylko rzeczy, które wiedzieli na pewno. To właśnie było w tym wszystkim najtrudniejsze, bo w gruncie rzeczy im dłużej wszechświat w środku istniał, tym mniejsze mieli o nim pojęcie.

Kolejne zdania o niczym. Ogólniki. Powtarzanie tego co już wiemy.

 

– Dali ci w kość na konferencji?

– Nienawidzę mediów – odpowiedziała tylko, na co oboje się zaśmiali. – To miał być spokojny dzień bez rozmów z ludźmi. I co?

– Chcesz się przejść po wszystkich i sprawdzić postępy?

Doug po raz trzeci, i po raz trzeci mowa trawa.

 

Pokiwała głową. Kilka godzin spędziła na rozmowach z kolejnymi grupami, aż w końcu zrobiło się tak późno, że w pomieszczeniu została tylko nocna zmiana nadzorująca warunki w komorze ze słoikiem.

Kolejne anonimowo-bezpłciowe grupy.

 

Chyba wystarczy. 

Dalej jeszcze bym popracował nad dyrektorem, by był nieco mniej szablonowy. :)

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Wow :D Dzięki wielkie za analizę! Rozumiem, w czym rzecz dokładnie. Postaram się dodać tekstowi – i postaciom – trochę kolorytu.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Proszę bardzo :)

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Zgodnie z przedmową przyjąłem duży dystans do dość swobodnie potraktowanej fizyki w tym opowiadaniu. :) Sam pomysł wyjściowy na świat w świecie uwięziony słoiku mi się spodobał. Przypomina się motyw z baterią z Rick and Morty. Zabrakło mi więcej jakichś zaskoczeń, napięcia, dość łatwo można się było domyślić, że słoikowcy wyprzedzą ludzi technologicznie o całe eony i szkoda, że opowiadanie ucina się akurat przed przedstawieniem konsekwencji takiego kontaktu. Także widzę tu spory potencjał, podoba mi się na przykład wspomniany motyw, że nasz świat też może być symulacją w większym słoiku. Ogółem przyjemna lektura. :)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Szyszkowy, “swobodnie potraktowana fizyka” to i tak pewne niedopowiedzenie odnośnie tego, co się tu dzieje. :P Odcinka z Ricka i Morty’ego tego konkretnego nie pamiętałam, ale faktycznie dzwoni mi, że coś było, tylko nie wiem jeszcze, w którym kościele. Wiem, że opowiadanie dałoby się jeszcze rozwinąć, ale nie chciałam też odlatywać za daleko z długością. Postaram się następnym razem bardziej zaskakiwać. Dzięki, że wpadłeś. :D

 

Anet – fajnie, że fajne :)

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

No tak, pamiętam, że na discordzie tutejszą fizykę określono dosadniej :D Ale spoko, w takim luźnym nie hard s-f można przymknąć oko. Tym bardziej, że sam motyw cząstek dzielących się w nieskończoność na podcząstki itd… nie jest taki głupi i z tego, co kojarzę, pojawił się np. u Kartezjusza. Chodziło mi o ten odcinek R&M, w którym Rick używa w statku baterii napędzanej całym wszechświatem, i tam też w tym “tinyverse” czas płynął wolniej. Ale to raczej luźne skojarzenie, bo poszłaś w opowiadaniu w inną stronę.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Dlatego wolę takie “soft” sci-fi, bo wtedy można sobie poszaleć z fizyką i przelać na przysłowiowy papier te wszystkie dziwne wizje. :D A co do Ricka i Morty’ego, faktycznie, pamiętam ten odcinek, dobry był.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Ojej, wróciłam do komentarzy, żeby popoprawiać resztę rzeczy i właśnie się zorientowałam, że umknęło mi istnienie pierwszego z Twoich komentarzy, Finklo. Dzięki wielkie, z tymi latami też coś zrobię :D

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Zastanowię się, czy się obrazić. ;-)

Babska logika rządzi!

Trochę mi to zajęło, ale wprowadziłam jeszcze garść poprawek na podstawie nieuwzględnionych wcześniej uwag. Tak dla własnej satysfakcji. :D Jeszcze i tak nie wszystkie, które powinny być wzięte pod uwagę.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Nowa Fantastyka