- Opowiadanie: Wilk który jest - Archeolodzy

Archeolodzy

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

drakaina, Użytkownicy

Oceny

Archeolodzy

Żołnierze plutonu drugiego kompanii beta siedzieli na skrzyniach z amunicją w hangarze poduszkowców. Temperatura na zewnątrz wynosiła czterdzieści stopni. Nie padało od kilku miesięcy i nawet wodę trzeba było sprowadzać zza morza, by utrzymać kolonię. Nikomu nie spieszyło się do wyjścia. Wszyscy z obecnych mieli porozpinane mundury i podwinięte rękawy. Nie było to zgodne z regulaminem, ale oficerowie już dawno przestali zwracać uwagę na uchybianie standardom. Najwyraźniej uznali, że cudem jest już to, iż podwładni jeszcze wypełniają polecenia na tej nieludzkiej ziemi.

– Mam nadzieję, że dostaniemy cysterny – Starszy szeregowy Bert wyraził to, o czym marzyli wszyscy.

– Jeszcze nie minął miesiąc od ostatniej wyprawy po wodę, więc nie ma na to szans – odparł Wende, otwierając jednocześnie zamek karabinu i zaglądając kolejny już raz do środka w poszukiwaniu ziarenek piasku.

– Szlag… – mruknął Bert. – To może pojedziemy w obstawie jakiegoś ważniaka?

– Też mało prawdopodobne. Mają swoich ochroniarzy, a nam już zbytnio nie ufają. Podobno jakiś pluton zbuntował się na wybrzeżu – podzielił się plotką Wende.

– Na wybrzeżu? Bez sensu! Czego im tam brakowało? – zdumiał się Bert.

– Nie gadać! – krzyknął kapral Mensky.

– Nie gadać w ogóle, czy nie gadać o tym? – Bert zaakcentował mocniej „o tym”.

– O głupotach – rzucił Mensky. – Przyjdą porucznik i sierżant, dostaniemy rozkazy i wyruszymy, gdzie każą.

Kapral cieszył się szacunkiem podwładnych. Był do nich podobny, zżyty z oddziałem, podzielał ich proste potrzeby odreagowania i niewyszukanej zabawy. Z drugiej strony umiał się porozumieć z dowództwem, co nie wszystkim się udawało. Słyszeli, że kilka drużyn wysłano na misje rozpoznawcze w pasie ziemi niczyjej, z których podobno nikt nie wrócił. Szanowali więc i militarne i dyplomatyczne talenty Menskyego.

– Mnie tam za jedno – wtrącił kapral Boory. – Byle nie w obstawie tych cholernych archeologów.

Aprobatę dla jego słów żołnierze wyrazili zgodnym potakiwaniem.

– Niby dlaczego nie? – odezwał się Mensky. – Nie byłeś, to po co durnie gadasz?

Boory wstał. Przestawił skrzynię z granatnikami, którą miał przed sobą, jakby zawartość nic nie ważyła i wyszedł na środek.

– Każdy wie, że z alfy byli w obstawie. Taki wyjazd to dwa miesiące siedzenia wśród skał. Słońce mózg wypala, a oczy ślepną od wypatrywania dzikich band z północy, a panowie uczeni sobie oczyszczają skorupy miotełkami.

– Po co? – Bert złamał nakaz milczenia. Mensky syknął groźnie i starszy szeregowy spuścił głowę.

– Kto ich tam wie? – odparł Boory. – Pewnie potem piszą swoje uczone teksty, które przeczyta paru innych jajogłowych i potem będą sobie wzajemnie klaskać.

Światło jest o wiele szybsze niż dźwięk, a jednak najpierw usłyszeli hałas odsuwanych drzwi hangaru, a dopiero potem promień padł na but w rozmiarze czterdzieści osiem należący do Boorego. Kaprale stanęli obok siebie i zwrócili się w stronę wchodzących. Żołnierze powoli odłożyli broń i zajęli miejsca za swoimi przełożonymi. Wszyscy mieli nadzieję, że obok sierżanta i porucznika zobaczą kogoś w błękitnym mundurze Kolonialnych Służb Zaopatrzenia w Wodę, albo przynajmniej uniform kolejarza, bo sieć maglevu wciąż się rozrastała, a wojsko ochraniało te inwestycje. Wyprawa po wodę oznaczała wypad na wybrzeże, odwiedziny w porcie, a może nawet dzień wolny na plaży. Obstawa budowy linii kolejowej zapewniała podróż przez miasteczka z ich licznymi uciechami. Rozpoznanie na ziemi niczyjej niosło ze sobą duże ryzyko, a obstawa archeologów zapowiadała się jako potworna nuda.

Kapral Boory stanął na baczność i krzyknął:

– Kapral Boory i kapral Mensky meldują pluton drugi gotowy do odprawy!

– Spocznij – cicho powiedział porucznik Felix.

– Siadajcie – dodał sierżant Horn. – Objaśnimy wam zadanie.

Żołnierze niedbale ulokowali się na skrzyniach. Kaprale pozostali w pozycji stojącej.

– Poznajcie doktora Faxa. Kieruje on wykopaliskami na terenach dawnej stolicy państwa Noom, które kiedyś znajdowało się na tych terenach. Będziecie ochraniać ich działania na wypadek napadu którejś z dzikich band. Przy obecnej pogodzie cysterny z wodą mogą stanowić łakomy kąsek, więc zadanie jest niebezpieczne. Do pokonania macie prawie czterysta kilometrów. Sto czterdzieści do granicy przebędziecie koleją, kolejne dwieście pięćdziesiąt na poduszkowcach. Tam założycie bazę ekspedycji. Do miejsca wykopalisk pozostaną już tylko dwa kilometry, które będziecie przemierzać co dzień pieszo. To teren skalisty, nienadający się dla pojazdów. Są pytania? – Z tonu Felixa wynikało, że żadnych pytań nie tylko nie oczekuje, ale nawet sobie nie życzy. Już miał odwrócić się i wyjść, gdy ujrzał wysoko uniesioną rękę. Zmarszczył brwi.

– Słucham, żołnierzu.

Wende wstał, odetchnął głęboko i powiedział:

– Dlaczego prowadzone są te prace?

– Chcemy zrozumieć, kim byli dawni mieszkańcy tych terenów. Lepiej poznać ich cywilizację – odparł porucznik.

– Po co?! – bez zgłaszania się głos zabrał Bert. – Mój pradziadek zdobywał te ziemie. Mieli rozkaz zniszczyć wszystko i to tak, żeby po tubylcach i ich cywilizacji nawet ślad nie został. Ze szkoły każdy wie, że stworzyliśmy tu wszystko od podstaw. Nawet nadaliśmy własne nazwy geograficzne.

– Jak chcieliśmy lepiej poznać ich cywilizację, to trzeba było ambasadę otworzyć, a nie najeżdżać całe państwo – mruknął ktoś z tyłu.

– Cisza! – krzyknął Horn.

Atmosfera stała się napięta. Uszy sierżanta poczerwieniały i widać było, że zaraz mogą posypać się kary.

– Pozwoli pan, poruczniku? – doktor Fax poprosił, o możliwość zabrania głosu.

– Proszę, doktorze.

Doktor zdjął kapelusz. Długie, siwe włosy opadały mu na ramiona. Na sobie miał wyblakłą kamizelkę i trekkingowe spodnie. Przetarł dłonią czoło i podszedł bliżej Berta.

– Czy widział pan zdjęcia z wyprawy dziadka?

– Tak – odparł Bert, nie ruszając się ze skrzyni.

– Jakiego koloru miał mundur?

– Leśne maskowanie wzór trzydzieści cztery.

– A jakie mundury nosicie wy?

– Pustynne wzór pięćdziesiąt trzy.

– Nie zastanawia to pana?

– Co niby? – odparł zaskoczony Bert.

– Typ umundurowania.

– Może innego nie mieli? – Bert wzruszył ramionami.

– Jest pan na terenie, który w czasach pana dziadka przypominał rajski ogród. Były tu gęste lasy, żyzne pola i łąki pełne kwiatów. Rzeki i strumienie stanowiły dom dla licznych gatunków ryb i raków. Dolinę, w której się znajdujemy, wypełniał świergot ptaków. Ten hangar stałby wśród wysokich palm kołysanych delikatnym wiatrem.

Żołnierze rozejrzeli się wokoło, jakby chcieli dostrzec jakieś ślady przeszłości.

– I co się z tym wszystkim stało? – zapytał Wende.

– Tego nie wiemy. Już w rok po wygnaniu ostatniego z Noomijczyków i zniszczeniu ich cywilizacji, lasy zaczęły umierać, a rzeki wyschły. Nasi biolodzy i leśnicy nie byli w stanie ani zrozumieć, ani powstrzymać tego procesu. Po pół wieku została już tylko pustynia, która zamiast przynosić nam zdrową żywność, świeże ryby i dawać łąki na wypas owiec i bydła, istnieje tylko dzięki dostawom z kraju. Od roku musimy sprowadzać nawet wodę. Pozostały dwa wyjścia albo opuszczamy te tereny, albo odkryjemy, w jaki sposób Noomijczycy dbali o tę ziemię. Co takiego robili, że ten świat istniał i był samowystarczalny. Czasu pozostało niewiele. Senat zapowiedział, że od przyszłego roku zacznie ograniczać wydatki na kolonię. Oznacza to, że ci, którzy nie zostaną ewakuowani od razu, skupią się na wybrzeżu, a stamtąd do dawnej stolicy jest ponad tysiąc kilometrów. Mało prawdopodobne, by pozwolono nam kontynuować badania. Liczymy zaś, że w ruinach głównego miasta znajdziemy coś, co pozwoli nam odbudować życie na tym terenie.

– Czy są już jakieś efekty? – zapytał Boory.

– Dotychczas mizerne. Cywilizację zniszczono zgodnie z rozkazem. Nie zostały żadne plany. Przez dwa lata typowaliśmy miejsca, w których powinny znajdować się najważniejsze gmachy. Dopiero od tego roku faktycznie kopiemy. Udało się znaleźć kilka nośników informacji. Na razie uczymy się ich pisma. Z fragmentu tablicy wykonanej w nieznanym nam materiale odczytaliśmy: „szanuj ziemię, która cię żywi i wodę, która gasi twoje pragnienie” – tylko tyle. Wyruszamy poszukać reszty. Może to poemat dydaktyczny? Bez znalezienia sposobu na odbudowanie życia w kolonii, przyjdzie nam rychło pożegnać się z tym miejscem i zacząć szukać pracy w kraju…

– Zrozumiano?! – groźnie krzyknął Horn.

– Tak jest! – odpowiedzieli żołnierze.

– Pakować skrzynie na poduszkowce. Po zachodzie trzeba ruszyć w stronę kolei. Wasz pociąg staruje o czwartej. Wykonać!

Kaprale uszczegółowili polecenie i podzielili zadania. Bert i Wende razem dźwigali skrzynię z flarami.

– Myślisz, że te bandy dzikich są dobrze uzbrojone?

– Nie gadać! – krzyknął Boory, po czym podszedł bliżej podkomendnych i szepnął. – Chłopcy ze zwiadu lotniczego donosili, że za górami też od miesięcy nie padało. Może zdechli z pragnienia?

W tym momencie innej parze wojaków wyśliznęła się skrzynia. Wypadł z niej pojemnik, z którego wyciekła ciemna, oleista ciecz, robiąc pokaźną plamę na klepisku hangaru.

– Uważaj jeden z drugim – wrzasnął Mensky!

– „Szanuj ziemię, która cię żywi”! – dorzucił ktoś z ciemności i wszyscy ryknęli śmiechem.

Koniec

Komentarze

Nie bardzo rozumiem co tu się stało. Przegadany początek opowiadania z niejasnymi dialogami, po którym następuje część opisowa objaśniająca świat w tempie takim, jakby gonił Cię limit konkursowy.

Bardzo ciekawy pomysł poległ niestety w fazie wykonania.

Rozmowy między żołnierzami na początku opowiadania, powinny wprowadzić czytelnika w kreowany przez Ciebie świat, niestety tworzą tylko koszarową atmosferę – dość niewiarygodną na dodatek.

Mam wrażenie, że zakończenie powinno mi coś wyjaśnić, ale niestety nie wyjaśniło. 

W sumie, po przeczytaniu mam wrażenie niewykorzystanego potencjału i pewnych braków w warsztacie – dotyczy przede wszystkim dialogów.

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Hej!

Mi z kolei zakończenie wyjaśniło wszystko. Ostatnie zdanie, przynajmniej według mnie, czarno na białym informuje, dlaczego z klimatem w kolonii stało się tak a nie inaczej. Choć jest to bardzo ogólne i mało satysfakcjonujące.

Pomysł ciekawy ale cały szort to jedynie dialog żołnierzy w koszarach. Wielce szkoda, że koncepcja ta nie została rozbudowana. Że tekst zaraz po tym, jak poznajemy źródło zagadki i tak naprawdę mogłoby to być dopiero wprowadzenie do interesującej historii, urywa się, zostawiając wielki niedosyt.

Pozdrówka!

Już myślałem, że Wilka nie ma, ale on jednak jest, choć nigdy do mnie nie zajrzał.

Ja też nie załapałem, co się stało z tym światem. Zgadzam się z przedpiścami, że ciekawie zapowiadająca się historia się urywa i pozostawia niedosyt.

Przypuszczam, że substancja, która wylała się w hangarze to jakieś trujące odpady chemiczne, ale pewności nie mam. Podejrzewam też, że od chwili zdobycia terenu i założenia kolonii, nie było w niej ani jednego ekologa.

 

– Mam na­dzie­ję, że do­sta­nie­my cy­ster­ny – star­szy sze­re­go­wy Bert wy­ra­ził to, o czym ma­rzy­li wszy­scy. ―> – Mam na­dzie­ję, że do­sta­nie­my cy­ster­ny.Star­szy sze­re­go­wy Bert wy­ra­ził to, o czym ma­rzy­li wszy­scy.

 

Ka­pral cie­szył się sza­cun­kiem pod­wład­nych Był… ―> Brak kropki na końcu zdania.

 

pro­mień padł na but w roz­mia­rze czter­dzie­ści osiem na­le­żą­ce­go do Bo­ore­go. ―> …pro­mień padł na but w roz­mia­rze czter­dzie­ści osiem, na­le­żą­cy do Bo­ore­go.

 

Do miej­sca wy­ko­pa­lisk po­zo­sta­nie już tylko dwa ki­lo­me­try… ―> Do miej­sca wy­ko­pa­lisk po­zo­sta­ną już tylko dwa ki­lo­me­try

 

a nie na­jeż­dżać ca­łe­go pań­stwa… ―> …a nie na­jeż­dżać ca­łe­ pań­stwo

 

– Leśne ma­sko­wa­nie wzór 34. ―> – Leśne ma­sko­wa­nie wzór trzydzieści cztery.

Liczebniki zapisujemy słownie, zwłaszcza w dialogach.

 

– Pu­styn­ne wzór 53. ―> – Pu­styn­ne wzór pięćdziesiąt trzy.

 

Wasz po­ciąg sta­ru­je o czwar­tej. ―> Pociągi chyba nie startują.

Proponuję: Wasz po­ciąg wyjeżdża/ odjeżdża o czwar­tej.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Fajny pomysł. Nieźle rozpoczęta fabuła, ale tekst sprawia wrażenie, jakbyś urwał opowieść w środku. Jasne, niby odpowiedź na kluczowe pytanie jest zawarta w ostatnich zdaniach, ale konstrukcja całości sprawia, że czytelnik chciałby dowiedzieć się więcej.

Mam wrażenie, że dostałam szkic ciekawego świata i nawet potencjalnie ciekawych postaci, ale następnie autor uznał, że archeolog będzie już w sumie wszystko wiedział, a czytelnik z paru sygnałów domyśli się o co chodzi, więc zwinął warsztat. Szkoda, bo mogłeś napisać niezłą historię o odkrywaniu tego świata, o dochodzeniu do tego, co tu zostaje w skrócie pokazane.

Przyznam, że z racji wykształcenia fascynuje mnie konstruowanie sytuacji, w których ludzkość musi stać się archeologami, i chętnie bym przeczytała pełnowymiarowe opowiadanie oparte na koncepcie, który tu zaprezentowałeś. Oczywiście kluczowa fraza nie mogłaby padać tak szybko, ale już zakończenie mogłoby stanowić niezły foreshadowing rozwiązania.

Bardzo liczyłam na to, że ten tekst da mi coś więcej. Klik do biblioteki daję nieco na wyrost, bo szkoda, żeby ten pomysł zmarnował się wśród całkowicie nieklikniętych opowiadań, bo z tymi mającymi choćby jeden kliczek zawsze jest szansa, że jakiś kolejny portalowy archeolog przeczyta. Niemniej – chętnie zobaczyłabym to rozwinięte w porządną fabułę, nawet jeśli już znałabym spojler ;)

 

PS. Brunatna ciecz kojarzy mi się raczej z jakimś paliwem kopalnym, może powstałym z wybitych tubylców?

 

A, na marginesie. Jest kilka takich obszarów na ziemi, gdzie coś takiego zdarzyło się między starożytnością a czasami niewiele późniejszymi. Przede wszystkim plus minus dzisiejszy Afganistan – na pewno jeszcze za Aleksandra Wielkiego i przez całą epokę hellenistyczną niewiarygodnie żyzna kraina mlekiem i miodem płynąca. Wykończyło ją głównie ekstensywne pasterstwo ludów napływowych. Oraz północna Afryka – w Libii i krajach dalej na zachód na szerokim pasie były za Cesarstwa Rzymskiego lasy, miasta i cudowny klimat. Niemniej tu winne są głównie czynniki naturalne.

http://altronapoleone.home.blog

Podoba mi się pomysł, ale chętnie przeczytałabym jego rozwinięcie. Ma wrażenie, że zapoznałam się zaledwie ze szkicem.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Nie mogę się zgodzić z drakainą, że urwałeś opowieść w środku. Urwałeś ją w zasadzie na samym początku, upychając tyle infodumpów, ile się dało w tych 9k znakach. Niewątpliwie mamy tu zaczątek jakiegoś pomysłu, nawet niezłego, sądząc po wstępie, ale jeśli to wszystko, co miałeś do pokazania, to mocno rozczarowałeś.

 

Poza tym, mogę się mylić, ale… jeśli jesteśmy gdzieś nad morzem, na planecie Ziemi, gdzie morza składają się z wody, chyba taniej jest zmontować jakąś instalację odsalającą niż “sprowadzać wodę zza morza”? Na większych statkach tak właśnie się robi, i w ogóle wszędzie tam, gdzie brakuje rzek, a jest pod dostatkiem wody morskiej (Arabia Saudyjska, Karaiby, Australia).

Precz z sygnaturkami.

Nie mogę się zgodzić z drakainą, że urwałeś opowieść w środku. Urwałeś ją w zasadzie na samym początku,

Czytam dziś drugi Twój komentarz i zaczynam być ich fanką :)

http://altronapoleone.home.blog

Miło mi :)

Precz z sygnaturkami.

Wyznam szczerze, załadowałeś tu spory kaliber, żeby wystrzelić z kapiszona. Szkoda. Lubię historie typu “spacemarines na misji” (Obcy 2, żelazny klasyk), ale tu wykorzystałeś sztafaż takiej konwencji (o ile można to tak nazwać) do sprzedania mi banału wyrwanego ze sztambuch gimnazjalistki. “Hał der ju!?!” chciało by się zakrzyknąć. Owszem, na temacie “nie gryzie się ręki, która cię karmi” można budować fajne opowieści, ale nie w ten sposób… Nie w ten sposób…

Dzień dobry! :-)

 

Wilk ma dobry nastrój, więc miło wszystkim odpowie, a może nawet jak jakiś Miś i łapę poda. :-)

 

@fizyk111 – dzięki za uwagę i dotrwanie do końca. Wszystko wyjaśnił dr Fax, a koniec jest ponurym żartem, więc faktycznie niczego nie objaśnia. :-) Słowem – pełna zgoda, a nawet jeszcze pełniejsza.

Na drogę cytat, którzy dostali uczestnicy warsztatów literackich, prowadzonych przeze mnie od listopada:

„Pamiętam, że odbywały się w naszym gimnazjum konkursy „sportowe” na najlepsze wypracowanie. Ale chyba nie brano pod uwagę treści tych wypracowań, lecz ich długość. Dziś myślę, że ta maniera stała się potem w Polsce przyczyną potwornego wodolejstwa. Istniało ono już znacznie wcześniej, ale szkoła międzywojenna zamiast je ukrócić, dolała jeszcze wody do tych potoków gadulstwa” (Gustaw Herling-Grudziński, Najkrótszy przewodnik po sobie samym, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2000, s. 14-15).

 

@Realuc – piękne dzięki za opinię! W ostatnim zdaniu jest punkt widzenia konkwistadorów, ale z poziomu wykonawców a nie strategów. Cieszę się jednak, że w 9K znaków udało się dopłynąć (kolejny ponury żarcik ;-) ) do celu. Na warsztatach literackich pracujemy z młodzieżą nad ograniczeniem wodolejstwa. Są na dobrej drodze. :-)

 

@Nikolzollern – wróciłem! :-) Cytując kabaret POTEM: „w końcu długo mnie nie było”. :-D Za kilka dni popastwię się nad Twoimi dziełami. Obiecuję! :-)

 

@Regulatorzy – dziękuję, Bogini, za niezawodność i konstruktywność! Zastanawiam się tylko, czy maglev odjeżdża?

 

@Drakaina – znowu na wyrost?! :-D Czy ja kiedyś zasłużę na brak „nawyrostu”? ;-) Piękne dzięki za obszerną wypowiedź i interesujące uwagi. Z ciekawostek – czerpałem pełnymi garściami z dziejów Prusów i Azteków, o których akurat nie wspomniałaś. :-)

 

@Irka_Luz – kolejne z nowych historii są jeszcze krótsze. Jeszcze chwila i zacznę się specjalizować w nurcie dribble, a przypisywane Hemingwayowi: „For sale: baby shoes, never worn” okaże się kawałem tekstu!. :-D

 

@Niebieski_kosmita – zacznę od tego, że nie jesteśmy na Ziemi (skąd pomysł? Z braku hashtagu: „inna planeta”? Dodać?). :-D Z perspektywy naszej planety w wersji obecnej lub nieco przyszłościowej ta cała historia kupy się nie trzyma. :-) Nie ma możliwości, żeby tamtejszą wodę odsolić – zapewniam, byłem tam nieraz!

 

@Michał Pe – przeniosłeś mnie w świat rozważań: czy można załadować spory kaliber i wystrzelić z kapiszona? Wilk, dodam nieskromnie, całkiem dobrze strzela z różnych rodzajów broni i taka wizja mu się we łbie nie mieści. A co do reszty, czyli do sposobu. Limp Bizkit wyraził to tak:

„It's my way

My way, or the highway”. ;-)

 

Trzymajcie się mocno, Ludzie, Potwory, Boginie i Stwory Nadprzyrodzone! Wszystkiego pięknego w Tym Rocku! :-)

 

Z pozdrowieniem,

Wilk który jest (znowu :-) )

Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)

Zastanawiam się tylko, czy maglev odjeżdża?

Wilku, właśnie się dowiedziałam, co to jest maglev… ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Rozwiń ten pomysł w pełnoprawne opowiadanie, to masz szanse na pełnego klika :D Bo potencjał to tu jest, tylko zmarnowany…

http://altronapoleone.home.blog

@Regulatorzy – ja pierwszy raz o nim usłyszałem z własnych ust, czytając synowi wiele lat temu książkę o wynalazkach. :-D

 

@Drakaina – zaraz zacznę żałować, że „mogę Cię zabić tylko raz”. :-P ;-) Pełnoprawne opowiadanie – wszystko w swoim czasie. :-) I na pewno nie na ten temat. Póki co pojawi się kolejny „króciak” i już się cieszę na myśl o komentarzach. :-D

Z pozdrowieniem,

Wilk który (wciąż) jest

Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)

@Regulatorzy – ja pierwszy raz o nim usłyszałem z własnych ust, czytając synowi wiele lat temu książkę o wynalazkach. :-D

Wilku, nie miałam takiej możliwości, albowiem nie mam dzieci. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

A Tobie o maglevie nie czytali? Jak to? ;-)

Na ostatniej wywiadówce kazali rodzicom wypełnić ankietę „biblioteczną”. Jedno z pytań brzmiało: czy czytasz swojemu dziecku? Bardzo mnie to ubawiło. Wyobraziłem sobie, jak siadam przy moich nastolatkach i zaczynam spokojnym głosem: „dawno, dawno temu…”. :-D

Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)

A Tobie o ma­gle­vie nie czy­ta­li? Jak to? ;-)

Nie, Wilku. :(

Ano tak to – rodzice czytali mi bajki tak dawno, że w domach nie było jeszcze telewizorów, a co dopiero mówić o maglevie… ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dobre! :-D Maglev w domu! ;-) W pewnym stopniu mam podobnie. Pierwszy telewizor pojawił się w w domu w 1978 na Mistrzostwa Świata w piłce nożnej. Jedyne co z tego wydarzenia zapamiętałem, to zrzucane z trybun serpentyny. Za to wiem ponad wszelką wątpliwość, że wówczas moją ulubioną lekturą było „Ptasie radio” Juliana Tuwima, czytane przez Mamę. :-)

Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)

Bajki i wierszyki czytała nam – mnie i bratu – mama. Tata nie umiał znaleźć się w repertuarze dziecięcym, więc karmił nas Londonem i Curwoodem. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

„Za zdrowie wędrowca na szlaku”! :-)

Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)

;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hmmm. Odnoszę wrażenie, że nie zrozumiałam puenty – nie wiem, czym mogła być ta ciecz. Może to jakiś napalm czy inna broń, może olej z pękniętej puszki szprotek, może smarowidło do poduszkowców…

nawet wodę trzeba było sprowadzać zza morza,

I mnie wydawało się, że taniej będzie destylować albo w jakiś inny sposób odsalać. I z tekstu nie wynika, że wcale nie.

Babska logika rządzi!

Piękne dzięki za uwagę! :-)

Mam nadzieję, że koronawirus odpuści i będziesz mogła wyruszyć na wakacje np. na Symi, gdzie wodę pitną sprowadza się z Rodos.

W tym wypadku to akurat nie jest specjalna abstrakcja z mojej strony. Świat miejscami tak właśnie wygląda. Przy czym oczywiście nie jest to koniecznie skutek działalności człowieka. Ludzie z różnych przyczyn osiedlali się w miejscach „trudnych”. W takich z brakiem wody budowali cysterny. W oparciu o nie funkcjonowała np. Petra.

Z pozdrowieniem,

Wilk który jest

Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)

Rozumiem cysterny. Od biedy mogę jeszcze zrozumieć sprowadzanie wody z Rodos, w końcu to wyspa niedaleko. Ale “zza morza”? To mi wygląda na kawał drogi.

Babska logika rządzi!

Wygląda na to, żeśmy się zgodzili, co do dostarczania wody drogą morską (Symi i Rodos). Skoro tak, to wystarczy wyobrazić sobie, że termin: „zza morza” oznacza dystans logistycznie uzasadniony. :-)

O to dostarczanie wody specjalnie bym się nie zżymał. Potrafię sobie wyobrazić świat, w którym dostawy ze źródła stanowią najkorzystniejsze rozwiązanie. Odsalanie na szerszą skalę stosowane jest na terenach bogatych. O naszej kolonii wiemy, że ubożeje z każdym rokiem.

Z pozdrowieniem,

Wilk który jest

Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)

Pozostały dwa wyjścia[+:] albo opuszczamy te tereny, albo odkryjemy, w jaki sposób Noomijczycy dbali o tę ziemię.

Dobrze mi się czytało.

Podoba mi się pomysł na odkrywanie wymarłej cywilizacji, w ogóle lubię obce planety/światy. 

Nie podoba mi się, że się skończyło. Ja bym sobie chętnie poodkrywała dalej, zdecydowanie za szybko skończyłeś.

Fajne, ale krókie.

Przynoszę radość :)

Pięknie dziękuję za uwagę i dobre słowo! :-)

„Fajne, ale krótkie” – w ogromnej, wirtualnej tajemnicy zdradzę, że zaplanowałem wydanie tomu drabbli. Powieści mam w głowie, ale nie ma ich kiedy przelewać na papier. Któryś z naszych noblistów literackich (Sienkiewicz albo Reymont) stwierdził: „rozmieniłem się na felietony”. Mam coś podobnego. ;-)

Z pozdrowieniem,

Wilk który jest

Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)

Wszyscy z obecnych

Lepiej: wszyscy obecni.

 porozpinane mundury i podwinięte rękawy

"Po-" użyłeś w różnych znaczeniach, co trochę mąci.

 uchybianie standardom

Hmm.

 uznali, że cudem jest już to, iż podwładni

Można wysmuklić: uznali za cud już to, że podwładni.

 Starszy szeregowy Bert wyraził to

Nie wydaje mi się, żeby starszy szeregowy wyrażał, nie uchybiając w niczym temuż szeregowemu. Ponadto – Maid and butler dialogue.

 kapral Mensky

Kapral… Mensky? For realz?

 Bert zaakcentował mocniej „o tym”.

Ciągle maid&butler.

 Kapral cieszył się szacunkiem podwładnych.

Sądząc po bezczelnej odzywce Berta, nie bardzo. Pokazuj, nie objaśniaj, a jak już objaśniasz, to zgodnie z tym, co pokazujesz. Cały akapit to czysty infodump, zaczynam podejrzewać, że tekst jest parodią.

 kapral Boory

Tak, te nazwiska zdecydowanie wskazują na parodię. Ewentualnie szkic, jakby Ci się nawet nie chciało zmieniać tymczasowych.

 Aprobatę dla jego słów żołnierze wyrazili zgodnym potakiwaniem.

Niby dobrze, ale…

 to po co durnie gadasz

https://sjp.pwn.pl/doroszewski/durno;5423455.html

 Przestawił skrzynię z granatnikami, którą miał przed sobą, jakby zawartość nic nie ważyła i wyszedł na środek.

W sumie, to ja bym ją ominęła… Ale dobra, chcesz pokazać, że siłacz. OK. Tylko nie wychodzi to naturalnie.

 że z alfy byli w obstawie

Chyba: ci z alfy?

 Słońce mózg wypala, a oczy ślepną

Nie dawałabym tu "a", bo zaraz będzie drugie. Cała wypowiedź dziwnie książkowa.

 Bert złamał nakaz milczenia.

Ten nakaz już złamany…

 padł na but w rozmiarze czterdzieści osiem należący do Boorego

Jest tu pewna wartość komediowa…

 

Dobra, dosyć. Przeglądam dalej i widzę całkowity brak wysiłku. A z przesłaniem się zgadzam, kurka wodna! Tylko namalowałbyś je dobrze, co? Bo to jest kleks farby.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ternina, pięknie dziękuję Ci za uwagi i poświęcony czas! Doceniam! :-)

Z pozdrowieniem,

Wilk który jest

Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)

Jaka się poczułam dowartościowana ^^

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka